[ Powrót ]
Saturday, May 26, 2007, 14:45
Poskładane wspomnienia...
Znak * wstawiony na początku zdania w większości daje do zrozumienia że to są wspomnienia lub wyczytane myśli innych bohaterów. To tak dla porządku. Dziękuje, przepraszam i zapraszam do czytania.
- Arti !- tak znajomy głosik, tak miły dla ucha...- Arti! No idziesz?!...-chciałam by nie przestawał brzmieć.
Dał się słyszeć szybki tupot małych nóg. Po chwili do wypełnionego rupieciami poddasza, zajrzała rozkopana błąd czupryna, a za nią zajrzało do pomieszczenia radosne spojrzenie prze-niebieskich wielkich oczów należących do sześcioletniego chłopca. Chłopiec kochał swoja starszą siostrę, była jego idolem i wzorem ale nie mógł zrozumieć co Ona widzi w tych wszystkich, strasznie nudnych zdjęciach. Widząc że wołanie na nic się zdało i że siostrzyczka nadal siedzi skulona nad starym albumem, wydął usta w podkówkę i tupnął - Jeżeli zamierzasz tak siedzieć cały dzień, to twoja sprawa ale Ja biegnę puszczać latawca.-zawołał. Nie było reakcji na jego słowa wiec fuknął tylko i zbiegł z powrotem po schodach prowadzących do domu, a potem dalej na werandę i wielki ogród opadający łagodnie po zboczu, którego podstawy tonęły w okalających całą posiadłość i dolinę trawiastych łąkach.
Było to nie wątpliwie piękne miejsce, ciche, spokojne i pełne miłości rodziców oraz odwzajemnionej miłości dzieci.
Tylko że musiałam stąd odejść...zabiłam...chociaż nie umyślnie bez użycia jakiejkolwiek broni, i co było najdziwniejsze "ofiara" stała wśród innych osób oddalona od swej zabójczyni o jakieś dwadzieścia kroków...
"Ja po prostu chciałam żeby pękł"-tłumaczyłam mu, gdy przyszedł i zaczął swoje śpiewne nauki....tłumaczył mi kim jestem i co muszę zrobić...Bałam się i było mi tak strasznie żal....Musiałam się pożegnać.....Tylko inaczej.....
Chwyciłam i mocno przycisnęłam stary album rodzinny do piersi. Zamknęłam oczy i westchnęłam -Żegnajcie! -powiedziałam i pomyślałam, tak jak kazał.
Poczułam mrowienie które przeszło mnie od stóp do głowy.
Już?! - tylko tyle...
Cóż byle nie płakać...Bądź co bądź byłam już przecież czarownicą i to nie byle jaką...mówił że mam misję...
Wstałam i otrzepałam spódnice z kurzu. Było tak ciepło...
-Ciekawe jak dziś wygląda niebo-pomyślałam po czym zeszła schodami do domu. Zegar w korytarzu wskazywał 15: 30 niedługo wrócą rodzice, i znów dom wypełni się przyjaznym gwarem rozmów i chichotów...Tyle że bez Jej udziału...Wyszłam na zewnątrz...Drzwi na werandę skrzypnęły tak swojsko i przyjaźnie...żegnaj...powtarzały za nią...żegnaj....Minęłam furtkę i skierowałam się do ogrodu. Słońce uparcie przedzierało sie przez gęste konary, pokryte bogactwem liści, powietrze szumiało i tętniło życiem owadów. Szłam powoli, wciągając w płuca zapach żywicy i ciesząc się upałem, zapachem kwitnącej trawy- w końcu była pełnia lata. Na polance tuż za ogrodem bawił się chłopczyk....latawiec szarpał nim, i co rusz opadał nieposłusznie na ziemię, ale chłopiec nie sprawiał wrażenia zmartwionego niepowodzeniem. Dalej biegł i podrywał do lotu pięknego latawca w kształcie motyla, którego zrobili wspólnie w trójkę, wczoraj wieczór razem z ojcem. Po chwili jego wzrok spoczął, na obserwującej go postaci dziewczyny.
- Dzień dobry!-krzyknął - Przepraszam ale rodzice za raz wrócą a mnie nie wolno rozmawiać z nieznajomymi.
Nie spodziewałam się że te słowa sprawią mi tyle bólu. I ten obcy, obojętny i nieufny wyraz oczu. Zmartwiałam, coś się we mnie ułamało, jakiś okruszek mojej duszy po prosu upadł jak zeschły liść.
-Dziękuje-zmusiłam się do uśmiechu-To Ja może przyjdę później. Chłopiec tylko wzruszył ramionami, przyjmując słowa nieznajomej do wiadomości po czym pobiegł dalej bawić się latawcem który zrobił wczoraj wieczór sam z ojcem.
Popatrzałam tylko na tę małą sylwetkę i odwróciłam się do stojącego za mną w cieniu drzew Kota.
-Możemy już iść- powiedziałam jakby nie swoim głosem.
Popatrzył na mnie w zrozumieniu. Nie musiał nic mówić. Bądź co bądź był przecież kotem....
===========================================================
-Ile razy mam Ci powtarzać?! Nie pójdę z tobą na ten cholerny bal!-Krzyk szarookiej dziewczyny -czyli mnie -potoczył się echem po błoniach. Nieliczni uczniowie zaciekawieni zajściem spojrzeli w stronę kłócącej się pary nastolatków. Chłopak, przystojny ciemnooki brunet przewyższał mnie o głowę ale w tej rozmowie to Ja byłam górą...
-Nie musisz tak krzyczeć!-odburknął speszony widowiskiem
-Ja po prostu pytam.
-Ile można!? Przecież pytałeś mnie już przed śniadaniem -nie rozumiesz słowa NIE!-wkurzył mnie już nie na żarty.-Jeszcze raz spytasz a doniosę dyrektorowi Dippetowi o wczorajszym zajściu w lochach- zagroziłam.
Efekt był natychmiastowy, chłopak zbladł, oczy zwęziły mu się w szparki i wysyczał
- Nie odważysz się!-Zebrałam z trawy książki z zamiarem opuszczenia miejsca rozmowy i odwróciłam się do chłopaka plecami.
-Ssssssss-usłyszałam za sobą dźwięk podobny do syku węża-odwróciłam się i spojrzałam na twarz niebezpiecznie spokojną i mroczną.
-Mnie sie nie odmawia. -jego głos stał się zimny i ostry- Wybrałem Cię tylko dla tego że jesteś czystej krwi a do tego z domu Slitherina. A To powinien być dla Ciebie zaszczyt.
Spojrzałam na niego z obojętnością
-Innych możesz straszyć Tom, ale Ja znam Twoją prawdziwą naturę. Zaczęłam z wolna odchodzić
-A poza tym...-dodałam nie zatrzymując sie- To zaszczytem dla mnie na pewno nie jest.
Wzrok Riddla dźgał mnie w plecy ostrymi sztyletami, gdyby wzrok potrafił zabijać już bym pewnie nie żyła-pomyślałam uśmiechając się do siebie."Możesz być ze mnie dumny..Kocie....Pierwsza część wykonana..."
-Z czego się tak śmiejecie!?!-usłyszałam za plecami, po czym dało się słyszeć płacz jednej z dziewczyn stojącej nieopodal. Obejrzałam się i zobaczyła odchodzącego Toma z różdżką w ręku, a na trawie niedaleko klęczała dziewczynka z pierwszego roku...ciemnowłosa okularnica trzymała się za brzuch, płacząc bardzo żałośnie. Biedne dzieci- przemknęło mi przez myśl- Niewiedzą co je tu czeka....
Profesor Dumledore stał w korytarzu przed pokojem nauczycieli i rozmawiał z jakaś uczennicą. Przystanęłam i spojrzałam tęsknie w jego stronę.
*Minęło tyle lat-pomyślałam a sztylety kłuły w samo serce. Ile to już? 60lat a może więcej....Jesteś zastępcą dyrektora...Kto by pomyślał...Jeden z gorszych łobuziaków...*
Uśmiechnęłam się do wspomnień. Spojrzał...skinęłam głową...odwzajemnił uśmiech..kolejny sztylet...odwróciłam się odchodząc w stronę lochów.
Patrzył za nią...dziwne uczucie ...De Ja Vu?....
Musiałam wykonać polecenie On czekał a Ja była posłuszna Bądź co bądź chciałam dziś w nocy zasnąć...kolejna bezsenna noc mnie wykończy....Wszędzie syk i szelest łusek na posadzce.....tysiące węży...ogień..krzyki...Jeszcze miesiąc do zakończenia roku szkolnego....Będę mogła zapomnieć. Pożegnać się....W pokoju wzięłam do ręki album Szkolny Hogwartu. Tyle twarzy...."Kiedy to się skończy?" Kiedy tylko zechcesz...powiedział. Jak zawsze....
===========================================================
-No młody pokaż co potrafisz! -śmiech chłopaków rozległ się na podwórzu przed szklarniami.-Rzuć we mnie jakimś zaklęciem. Co tchórzysz?-głośniejszy śmiech, spora już grupka uczniów zebrała się, żeby popatrzeć jak słynna paczka huncwotów "znów umila" życie pewnemu ciemnowłosemu uczniowi z Ślizgonów.
Gryfoni po raz kolejny mieli swoje pięć minut.
-Ile razy się spotykamy Ty znów popełniasz te same błędy-przemawiał przywódca grupy- Przecież wiesz że Masz unikać przebywania w pobliżu MOJEJ Dziewczyny! Nie dociera?! -Levicorpus!!!-jeden ruch różdżki i ciemnowłosy chłopak w przyniszczonej szacie zawisł nad ziemią w pozycji odwróconej.
-James Potter!!!Głos profesor MacGonagall huknął niczym grom- opiekunka Gryfindoru pojawiła się z nagle znikąd
-NATYCHMIAST PRZESTAŃ!!!
-Oczywiście pani profesor-niespeszony popatrzał na swą
ofiarę- Natychmiast.-Złośliwy uśmiech satysfakcji przebiegł po jego przystojnej twarzy. Jeden gwałtowny ruch ręką i zaklęcie przestało działać. Efektem był nagły upadek chłopca z wysokości na głowę.
-Ups!-powiedział przystojniak w okularach. Na co jego przyboczni zareagowali chichotem.
-Potter natychmiast do dyrektora Dumbeldora, Gryfindor traci pięć punktów.
Głośne buczenie pozostałych zebranych Gryfonów.
-A Ty chłopcze idź do skrzydła szpitalnego, niech pani Pomfrey opatrzy ci głowę i nos. Acha i jeszcze jedno!-odchodzący chłopak odwrócił się z wyrazem buntu na twarzy.-Jeżeli to się powtórzy to natychmiast masz mi dać znać....
Nie słyszę odpowiedzi, możesz głośniej Severusie....
-Oczywiście...pani profesor...-mruknął trochę głośniej, patrząc na uśmiechających się oprawców. I dodał tylko do siebie -....że nie....Jeszcze nie zgłupiałem.
Mam nadzieję ze każdy następny odcinek opowiadania da wam coraz jaśniejszy obraz całości....pamiętnik to przecież skrawki myśli i wspomnień...trzeba przeczytać całość żeby zrozumieć choć fragment.
Komentarzy:
Daysia, Monday, November 24, 2014, 19:11
viagra bestil car insurance impotence treatment of online viagra cialis
Capatin, Tuesday, November 25, 2014, 05:16
diet impotence cialis to buy discount cialis term life insurance cost car insurance manufacturer nj
Bertie, Tuesday, November 25, 2014, 15:14
cheapest cialis buy viagra cialis buy cheap cialis online
Dillian, Wednesday, November 26, 2014, 00:11
impotence buy viagraonline Where to order Cielis cialis cheap
Katty, Wednesday, November 26, 2014, 13:44
canada car insurance company viagra online a accutane vitamin cheap life insurance online viagra sales
Brynell, Wednesday, November 26, 2014, 19:26
business insurance california low cost life insurance viagra sale cialis online
Kapri, Thursday, November 27, 2014, 06:17
medical insurance card cialis for sale without prescription viagra cheap generic cialis
Mahalia, Thursday, November 27, 2014, 17:12
no prescription brand viagra lowest cost in cialis cialis purchase online viagra
Lyza, Thursday, November 27, 2014, 21:33
purchase viagra business insurance quotes online car insurance provider depression and impotence buy brand viagra online
Keesha, Friday, November 28, 2014, 08:54
cialis price natural impotence whole life insurance rate viagra
sammy, Sunday, January 04, 2015, 04:51
AiA9HQ http://www.QS3PE5ZGdxC9IoVKTAPT2DBYpPkMKqfz.com
gordon, Tuesday, January 06, 2015, 00:42
24rTxG http://www.QS3PE5ZGdxC9IoVKTAPT2DBYpPkMKqfz.com
gordon, Tuesday, January 06, 2015, 00:42
24rTxG http://www.QS3PE5ZGdxC9IoVKTAPT2DBYpPkMKqfz.com
chaba, Wednesday, January 07, 2015, 14:18
6PJjG4 http://www.FyLitCl7Pf7kjQdDUOLQOuaxTXbj5iNG.com
chaba, Wednesday, January 07, 2015, 14:18
6PJjG4 http://www.FyLitCl7Pf7kjQdDUOLQOuaxTXbj5iNG.com
zork, Thursday, January 08, 2015, 11:59
ekIdkx http://www.FyLitCl7Pf7kjQdDUOLQOuaxTXbj5iNG.com
zork, Friday, January 09, 2015, 00:17
QXt6nF http://www.FyLitCl7Pf7kjQdDUOLQOuaxTXbj5iNG.com
Rahmad, Thursday, February 19, 2015, 23:49
A car is optional. Don't drive if you don't want to buy iunnrasce. Why should I pay for damage you did? Same principal.Since you feel that strong about health iunnrasce then they should have a mandate on the bill.A hospital or Doctor WILL turn you away if you do not have iunnrasce or the cash to pay for services. No matter the costs. That's it, nothing is free. Why should the people with iunnrasce pay for those who don't? Do you want a handout? Sounds that way.Well you are free to die. Living costs money.References : http://hzmlthrky.com kbimvob ecstewvun
Erika, Sunday, February 22, 2015, 08:55
It depends on the coampny most only do until 18 they are an adult and have to provide their own but some will allow them to stay on your insurance until they are 21 IF they are living at home, they are not working and they are going to college full time. You just have to call up your insurance coampny and ask them what their policy is! http://lhbxkzyoe.com ghdybapy ztptiimzu
Junko, Tuesday, February 24, 2015, 01:31
Many Blue Cross companies now allow a dennpdeet child to remain on the parents policy to the age of 30, and they do not need to be a full-time student. Check with your local Blue Cross Blue Shield in the state you reside.This policy was introduced about one year ago, to address the problem of the uninsured, 30% of which are in this age bracket. http://cxtlcpdc.com pmomkqsce zjlxgghmh
Admin login | Script by Alex