Dzi�kuj� za wszystkie Wasze komentarze.
Przepraszam za kolejn� d�ug� nieobecno��. Poprzednie dwie notki skasowa�y mi si�. Wstawiam t�, kt�r� odzyska�am, mam nadziej�, �e Ci, kt�rzy nie czytali wcze�niej, po�api� si� w kontek�cie. Wcze�niej by�o tylko o tym, �e Sharon nam�wi�a Romild�, by zg�osi�a si� na przes�uchanie do nowo za�o�onego radia szkolnego.
�ycz� mi�ej lektury i zapraszam do komentowania.
Mia�am ogromne szcz�cie. Naprawd� wielkie.
Dosta�am si� do radia tylko dlatego, �e pewien cudowny puchon (niech mu si� szcz�ci) zrezygnowa�. Mimo wszystko moja rado�� nie by�a pe�na. Sharon niestety nie dosta�a si� do zespo�u i chocia� twierdzi�a, �e posz�a na przes�uchanie tylko ze wzgl�du na mnie, czu�am si� g�upio, gdy gratulowa�a mi przyj�cia.
Wczoraj, czyli dzie� po castingu, na lunchu zawo�a�a mnie ta sama dziewczyna, kt�ra zach�ca�a mnie wcze�niej do przyj�cia na przes�uchanie. Tym razem wcale si� nie u�miecha�a. Mia�a podkr��one oczy i zamglone spojrzenie. By�am ciekawa, czy to z niewyspania, czy faktycznie co� si� sta�o.
Kiedy podesz�am do niej, oznajmi�a, �e Mike (a mo�e Sam?) zrezygnowa� i wesz�am na jego miejsce. Zebranie nowego zespo�u radiowego mia�o si� odby� zaraz po lunchu, a to oznacza�o, �e zwolni� nas z zielarstwa.
Pocz�tkowo by�am w szoku. Nie bardzo to do mnie dociera�o. Mandy powiedzia�a, �ebym poczeka�a potem w hallu i sobie posz�a.
Podbieg�a do mnie Sharon:
- Dosta�a� si�, prawda?! Wiedzia�am, wiedzia�am! – Roze�mia�am si�, a ona serdecznie mnie u�ciska�a. Zauwa�y�am, �e Wielka Sala zacz�a pustosze�. Wi�kszo�� ludzi zjad�a ju� lunch i sz�a na zaj�cia.
- Musz� i�� – powiedzia�am ponuro.
- Potem mi wszystko opowiesz! Trzymaj si�! – Sharon u�miechn�a si� szeroko i pobieg�a w stron� wyj�cia. Ja ruszy�am jej �ladem.
Przez hall przewija�o si� jeszcze sporo os�b, ale zauwa�y�am, �e z boku stoi ju� kilkoro uczni�w i wyra�nie na co czeka. Mimo wszystko zacz�am si� denerwowa�. Nie zna�am nikogo z nich, wygl�dali tak… obco. Na oko w moim wieku i starsi. Jakich� dw�ch ch�opak�w rozmawia�o swobodnie opieraj�c si� o �cian�. Nie wiedz�c co ze sob� zrobi�, usiad�am na schodach.
Korytarze ju� opustosza�y, wi�c zacz�am wypatrywa� Mandy lub kogokolwiek, kogo bym zna�a. Na pr�no.
Atmosfera by�a ci�ka. Nikt nie pr�bowa� odezwa� si� do s�siada. Policzy�am, �e by�o nas szesna�cioro. Dziewi�ciu ch�opak�w i siedem dziewczyn. Musia�o to wygl�da� naprawd� �miesznie: opr�cz tamtych dw�ch rozmawiaj�cych ze sob�, nikt si� nie zna�. Rozstawili�my si� po najdalszych k�tach pomieszczenia. I to niby maj� by� ci �miali, weseli, rozrywkowi, charyzmatyczni ludzie?! Ha ha ha.
Na szcz�cie nasza m�ka nie trwa�a d�ugo. Po jaki� pi�ciu minutach podszed� do nas pewien facet. Wygl�da� na dwadzie�cia kilka lat, by� wysoki, mia� jasn� karnacj� i weso�e oczy.
Stan�� przy schodach, mniej wi�cej metr ode mnie. Wsta�am pospiesznie, obci�gn�am szat� i opar�am si� jak najnaturalniej o por�cz. Mam nadziej�, �e nikt nie zauwa�y�, �e zacz�y trz��� mi si� kolana? W oczach go�cia zauwa�y�am co� na kszta�t b�ysku rozbawienia. Czy jemu sytuacja w hallu wydawa�a si� r�wnie groteskowa, co mnie?
- Wy wszyscy do radia, prawda? – spyta�, a gdy kilka os�b pokiwa�o g�owami, u�miechn�� si�. – Nazywam si� Adam Hanks i profesor MacGonnagal poprosi�a mnie, �ebym zaopiekowa� si� waszym nowym przedsi�wzi�ciem. S�ysza�em, �e sporo znanych os�b prowadzi�o nab�r, mam wi�c nadziej�, �e dacie sobie rad�. To tak tytu�em wst�pu, teraz chod�cie za mn�. Czeka nas ma�e zebranko. – Wygl�da� tak, jakby zaraz mia� si� roze�mia�. Poczu�am si� troch� lepiej: czyli jednak nie jestem sama w�r�d normalnych ludzi i nie tylko ja widz�, jak �a�osna jest ta ca�a sytuacja.
Adam poprowadzi� nas schodami w g�r�, przeszli�my ko�o sali zakl��, a potem nagle nasz nowy opiekun skr�ci� w jaki� korytarz w lewo. Kolejne schody. By�a to cz�� zamku, kt�rej w og�le nie zna�am mimo sze�ciu lat nauki w Hogwarcie. Czu�am si� z lekka zagubiona.
Weszli�my do obcej mi sali. By�a p�okr�g�a, a z wielkich okien zajmuj�cych prawie ca�� �cian� roztacza�a si� przyt�aczaj�ca swoj� wielko�ci� panorama. Wida� by�o jezioro i spory kawa�ek Zakazanego Lasu. Przynajmniej co� znajomego.
Na �rodku sali sta� pod�u�ny st� z drewnianymi krzes�ami poustawianymi troch� niedbale. Wszystko to wygl�da�o, jakby w�a�nie sko�czy�a si� tu jaka� konferencja, czy co� w tym stylu. Wra�enie to pot�gowa�y jeszcze tabliczki z nazwiskami poustawiane przed ka�dym krzes�em na stole.
Adam podszed� do miejsca ze swoim nazwiskiem na plakietce – na szczycie. Ja automatycznie zacz�am rozgl�da� si� za w�asn�. Okaza�o si�, �e siedz� ty�em do okna, oddzielona tylko jednym miejscem od naro�nika.
Usiad�am rozgl�daj�c si� niepewnie. Ko�o mnie usadowili si� ju� Lynch, Aleksandra i Redford, Michael. Przesun�am bli�ej plakietk�, by lepiej si� jej przyjrze�. Na jakim� poz�acanym metalu wygrawerowano niezwykle ozdobn�, czarn� czcionk� moje imi� i nazwisko. U�miechn�am si� do siebie. A raczej do plakietki.
- Witam was na pierwszym zebraniu szkolnego radia! – zagrzmia� Adam, a� podskoczy�am na swoim miejscu. – Widz�, �e nie znacie si� najlepiej, dlatego pierwsze co zrobimy, to przedstawimy si� wszystkim. – zmieni� ton na opieku�czy, zwraca� si� do nas wr�cz z matczyn� trosk�, zaniepokojony nasz� nieumiej�tno�ci� zachowywania si� w grupie. Ha ha, a ja po prostu nienawidz� takiego czego�. „Przedstaw si�, powiedz ile masz lat, sk�d jeste� i co lubisz robi�”. Jak na jakich� durnych koloniach.
Teraz ka�dy z oci�ganiem przedstawia� si�, m�wi� z jakiego jest domu i gdzie mniej wi�cej mieszka. Dowiedzia�am si�, �e Michael mieszka w Londynie i jest z Ravenclawu. A Aleksandra z Hufflepuffu i mieszka w South Ayrshire, w Szkocji (faktycznie, m�wi�a z lekkim akcentem, chocia� troch� ju� si� przestawi�a na brytyjski). Z Gryffindoru by�a tylko jedna dziewczyna, rok starsza ode mnie, Brenda Hale (tak, wiem, mam niezwyk�� pami�� do nazwisk ;P). Kiedy runda zatoczy�a ko�o i wszyscy czuli ju�, �e najgorsz� cz�� maj� za sob�, Adam zabra� g�os.
- Chodz� teraz do Wy�szej Szko�y Pedagogiki i Edukacji Magicznej, a �e mam teraz praktyki, profesor MacGonnagall zaproponowa�a mi, �e mog� zaj�� si� radiem, z kt�rym mia�em ju� wcze�niej troch� do czynienia. Podobno mia�a to by� lekka i przyjemna praca, mam wi�c nadziej�, �e troch� si� rozlu�nicie? Ma tu by� weso�o, nie przyszli�cie przecie� do pracy, ludzie! – Chyba naprawd� nie rozumia�, �e komisja po prostu wybra�a najgorsze osoby z mo�liwych. Czy on my�li, �e ja ch�tnie bym si� nie po�mia�a, odreagowuj�c szko��? Patrz�c na t�pe twarze moich „wsp�pracownik�w” powoli dochodzi�am do wniosku, �e trafi�am na najgorsze zaj�cia pozalekcyjne, jakie mog�y mi si� przytrafi�. Adam wzi�� g��boki wdech, zn�w u�miechn�� si� przemi�o i kontynuowa�:
- Dzisiaj om�wimy sobie plan dzia�ania. Powiedzmy, �e lepiej poznacie si� bez mojego udzia�u. Mamy audycje codziennie po lekcjach, w soboty tylko od 16 do 18, a niedziele macie wolne. B�d� one puszczane w pokojach wsp�lnych. Wiem, �e macie r�ne plany lekcji i w niekt�re dni b�dzie wam ci�ej wyrobi� si� ze wszystkim, dlatego postaram si� jak najlepiej pouk�ada� grafiki. Ten tydzie� po�wi�cimy na zapoznanie si� ze sprz�tem, prawami rz�dz�cymi radiem, dowiecie si� co mo�na m�wi� na antenie i jakiej muzyki nie wolno puszcza�. Jest was stosunkowo du�o, dlatego nie b�dziecie mie� na pewno k�opot�w z zamian� dy�ur�w, je�li b�dzie to potrzebne. Ka�dy b�dzie mie� audycje dwa razy w tygodniu, po p�torej godziny. Ja dobior� was w pary, w kt�rych b�dziecie pracowa�, chyba �e kto� b�dzie koniecznie chcia� by� z koleg� b�d� kole�ank� to wystarczy poprosi�.
Otworzy� teczk�. Siedzia�am wystarczaj�co blisko niego, by stwierdzi�, �e wyci�gn�� nasz� list� nazwisk. Powinnam by� na ko�cu, skoro zdecydowali si� mnie do��czy� dopiero przed chwil�.
Zaciekawiona przyjrza�am si�, co on tak w�a�ciwie ma zamiar zrobi�. Podni�s� wzrok znad listy.
- Skoro zaczynamy ju� oficjalnie prac�, to powinni�my od razu wybra� ekipy. Wiecie, �eby pozna� si� lepiej, zgra� i tak dalej. To do�� wa�ne, �eby radiowy team by� dobrze dobrany, ale jeszcze bardziej istotne jest, �eby ludzie, kt�rzy s� razem na antenie znali si� ju� troch�, byli bardziej swobodni, naturalni. Dlatego daj� wam ten tydzie� na zaprzyja�nienie si� z wasz� par�.- Zachichota� dziwacznie. Spojrza�am na niego, zaskoczona. Nie wygl�da� na takiego, co lubi �mia� si� sam do siebie. Ju� ja by�am bardziej w tym typie.
Poczu�am dziwny u�cisk w �o��dku, kiedy za�apa�am, �e ta chwila ma przes�dzi� o tym, czy te trzy godziny czasu antenowego maj� by� dla mnie m�czarni� czy �wietnym, nowym do�wiadczeniem. Adam poprosi�, by zg�osi�y si� osoby, kt�re chc� by� razem w parze. Zg�osili si� tylko ci ch�opacy, kt�rzy gadali ze sob� przed przes�uchaniem (Tom i Jack).
I wtedy Adam zrobi� najdziwniejsz� rzecz, kt�rej mog�am si� po nim spodziewa�. Zamiast po ludzku wylosowa� sobie, wzi�� po kolei z dziennika albo wskaza� palcami, kto mu do kogo pasuje, on wyj�� r�d�k�, i jakim� niewerbalnym zakl�ciem daj�cym r�owe (!) �wiat�o, zaczarowa� kartk�, kt�ra przed nim le�a�a.
Literki zacz�y skaka� a� w ko�cu pouk�ada�y si� w przedziwne kombinacje, w jakim� alfabecie, kt�rego nie zna�am. No, ale to przecie� w ko�cu szko�a magii. Tylko po prostu denerwuje mnie, je�li kto� najzwyczajniejsze i najbanalniejsze rzeczy na �wiecie wykonuje za pomoc� r�d�ki.
Adam jakby czytaj�c w moich my�lach, powiedzia�:
- Wiem, mo�e niekt�rych z was to dziwi, �e nie wylosowa�em sobie po prostu tych nazwisk parami. Ale to sprawdzone zakl�cie, kt�re pomaga odda� troch� wasze charaktery. I dopasowa� was dzi�ki temu.
Jego wyt�umaczenie na nic mi si� nie zda�o: nadal nie rozumia�am dziwnych literek, kt�re powsta�y na kartce. Adam za to odczyta� je bez problemu.
I tak okaza�o si�, �e jestem w parze z niejakim Roderickiem Lionellem.
Zebranie sko�czy�o si� na um�wieniu si� na kolejne spotkanie nast�pnego dnia, w tym samym miejscu.
Kiedy wysz�am z sali, rozejrza�am si� za ch�opakiem, z kt�rym mia�am prowadzi� audycj�. By� strasznie wysoki, chyba w moim wieku. I jaki� taki... Dziwaczny. Naprawd�.
Mimo to, by�am do�� optymistycznie nastawiona do przysz�o�ci. Adam mia� naprawd� mi�y spos�b bycia i m�wienia, kt�ry sprawi�, �e pod koniec zebrania – kt�re, nawiasem m�wi�c, zako�czy�o si� p�niej ni� mieli�my to w planie i nie zd��yli�my ju� na lekcje - poczu�am si� du�o swobodniej. Nawet przesta�am pr�bowa� wyobrazi� sobie, �e ludzie, kt�rych w�a�nie pozna�am s� zombie i chc� mnie zabi�. Co� zbyt �atwo mi to przychodzi�o.
By�o mi troch� przykro, �e Roderick sobie poszed� i nie chcia� mnie pozna�, bo nie s�ucha�am jak m�wi� z jakiego jest domu i by�am najzwyczajniej w �wiecie ciekawa.
Z drugiej jednak strony, nie mog�am doczeka� si� spotkania z Sharon, by m�c wszystko jej dok�adnie opowiedzie�. Dlatego przyspieszy�am kroku i ju� po minucie siedzia�am w pokoju wsp�lnym obgaduj�c ponurak�w z radia z moj� najzwyczajniej w �wiecie �wirni�t� przyjaci�k�. Mog�abym tak siedzie� ju� do ko�ca �ycia.