Przepraszam, �e dopiero teraz, ale nie mog�am si� na stron� dosta� Teraz wpisy powinny pojawia� si� cz�ciej (mam nadziej�). Dzi�kuj� wszystkim, kt�rzy skomentowali poprzedni� notk�, to bardzo mobilizuje
22 maja 1998
Kiedy si� wreszcie obudzi�am nie bardzo mia�am poj�cie, co si� dzieje. Otworzy�am powoli oczy. Le�a�am w swoim pokoju, przykryta bia�o-niebiesk� ko�dr� w swojej b��kitnej koszuli nocnej, chocia� nie pami�ta�am ani tego, �ebym si� przebiera�a, ani tym bardziej k�ad�a spa�. Powoli odzyskiwa�am �wiadomo�� i gdy przed oczami przesta�a mi miga� mozaika kolorowych plamek uzna�am, �e cokolwiek si� nie sta�o (ca�y czas nie mog�am zape�ni� bia�ych plam w pami�ci w miejscu, gdzie powinny znajdowa� si� wspomnienia z wczorajszego dnia), powinnam jak najszybciej wsta�, bo znaj�c moje szcz�cie jestem zapewne sp�niona na zaj�cia, jakie� spotkanie czy cokolwiek innego. Powoli podnios�am si�, opu�ci�am nogi za kraw�d� ��ka i niepewnie wsta�am. Nie zd��y�am zrobi� nawet kilku krok�w, gdy ponownie opad�am na ��ko. Przypomnia�am sobie wszystko. Ka�dy detal, ka�dy szczeg�. Wiedzia�am, �e powinnam jak najszybciej doj�� do siebie, pobiec na szlaban do Mistrza Lachlana, p�niej na sobotnie zaj�cia, do Erica z kt�rym mia�am przygotowa� projekt, a kiedy wreszcie wr�c� b�dzie czeka� na mnie Snape w laboratorium, gdzie sp�dz� kilka godzin nad eliksirami. P�niej jeszcze oklumencja, a kiedy w ko�cu zamkn� si� w pokoju b�d� musia�a przet�umaczy� teksy pisane starogrek�, kt�re powinnam odda� w poniedzia�ek profesorowi od j�zyk�w wymar�ych . Nawet nie wspominam o stercie obowi�zkowych lektur walaj�cych si� po ca�ym pokoju. Wiedz�c to wszystko nie poczu�am bynajmniej nag�ej ch�ci wcielenia plan�w w �ycie, ale naprawd� marzy�am, �eby zamkn�� si� w pokoju, schowa� pod ko�dr� i ca�y dzie� stamt�d nie wychodzi�. To by�oby takie wspania�e. M�c wreszcie odpocz��. Szczeg�lnie maj�c w perspektywie najbli�szych miesi�cy coniedzielne szlabany, a najbli�szych lat szpiegowanie w Hogwarcie. Czy wszystko zawsze musi by� przeciwko mnie? Nie patrz�c nawet na zegarek (po co si� jeszcze bardziej do�owa�?) zwlok�am si� po schodach na d�. W kuchni czeka� na mnie Severus rozparty wygodnie w fotelu z kaw� w jednej r�ce i jak�� gazet� (chyba tym czarodziejskim szmat�awcem, Prorokiem Codziennym) w drugiej.
- Nasz ma�y szpieg wreszcie raczy� wsta� – mrukn��, nie odrywaj�c wzroku od ci�gu literek.
Nie przejmuj�c si� jego sarkastycznymi uwagami (to by� jego rytualny spos�b rozpocz�cia dnia, zwykli ludzie m�wi� po prostu „dzie� dobry”, ale przecie� Severus nie b�dzie si� zni�a� do takiego poziomu) zapyta�am:
- D�ugo spa�am?
- Siedemna�cie godzin.
Gdybym mia�a co� w ustach pewnie zach�ysn�abym si� w szoku, a Severus mia�by jedn� osob� wi�cej na sumieniu (nie �eby si� tym jako� szczeg�lnie przejmowa�). Jeszcze nigdy w �yciu tak d�ugo nie spa�am. Wampiry nie musz� spa� tyle, ile normalni ludzie. Zwykle wystarczaj� nam trzy, cztery, g�ra pi�� godzin. Spojrza�am na zegarek. Dochodzi�a dziesi�ta. W�a�nie mia�am wybiec z rezydencji i pobiec jak najszybciej do Akademii, ale Severus powiedzia� z westchnieniem „Siadaj”, wi�c chc�c nie chc�c zsun�am si� na krzes�o przy stole.
- Dzisiaj nie musisz i�� na lekcje, zwolni�em ci� u twoich mistrz�w. Skutki za�ycia tych eliksir�w jeszcze do ko�ca nie min�y, wi�c lepiej by by�o, aby� zosta�a w domu. Rada zaakceptowa�a ju� tw�j wyjazd do Hogwartu wi�c teraz, p�ki tutaj jestem, musimy om�wi� wszystkie szczeg�y. Musisz te� poprawi� swoje zdolno�ci zamykania umys�u. W Hogwarcie nie tylko ja jestem dobrym legiliment�, a spodziewam si�, �e Albus b�dzie chcia� dok�adnie przebada� tw�j umys�, zwa�ywszy na historyjk� jak� mu przedstawimy.
- Czyli wszystko ju� postanowili�cie, kiedy mnie perfidnie u�pi�e�?
- Tw�j sen by� tylko skutkiem ubocznym eliksiru, kt�ry mia� zniwelowa�, albo przynajmniej zmniejszy�, skutki wypicia przez ciebie tych dw�ch mikstur.
- A co z Chloe? Ona przecie� bra�a te same eliksiry.
- Z tego co wiem zaj�� si� ni� jeden z uzdrowicieli.
- To dobrze. Przynajmniej nie musz� teraz i�� za zaj�cia... – mrukn�am. A jednak istnieje tam u g�ry kto�, kogo obchodzi moje zdrowie psychiczne.
- Nie ciesz si�. Zaraz zaczynamy lekcje oklumencji i legilimencji. P�niej pojedynki i eliksiry. Mo�e nauczysz si� wreszcie, �e niekt�rych z nich nie mo�na ��czy� i odr�nia� �wie�e od tych przeterminowanych. Poza tym dopilnuj�, �eby� nie ma�a �adnych zaleg�o�ci i w tym roku zaliczy�a wszystkie przedmioty.
Je�li ten w g�rze naprawd� istnieje, to dochodz� do wniosku, �e jest sadyst� i prawdziw� przyjemno�� sprawia mu patrzenie jak cierpi�.
Ha, ha, ha. „Zaliczy�” jaki� przedmiot w mniemaniu Severusa mo�na dopiero wtedy, gdy dostanie si� z niego A, ewentualnie B. Sadysta jeden. Dlaczego ja go tak lubi�?
Wiedzia�am, �e dawanie choroby na nic si� nie zda. Severus zna mnie lepiej, ni� ktokolwiek inny (nie wspominaj�c nawet o jego zdolno�ciach w legilimencji). Co prawda ca�y czas bola�a mnie g�owa i nie czu�am si� w pe�ni dobrze, ale nic tak trywialnego nie mog�oby odwie�� Snape’a od pr�by udowodnienia mi, �e tak naprawd� nic nie wiem.
Przebra�am si� w dresy, szybko zjad�am �niadanie i powlok�am do pokoju go�cinnego. Wszystkie meble przysuni�te by�y do �ciany, a Severus sta� na �rodku pokoju trzymaj�c w prawej r�ce r�d�k�.
- Zaczynamy? – zapyta�, nie zdejmuj�c z twarzy kpi�cego u�mieszku.
- Daj mi si� przygotowa�... – mrukn�am. Ca�y czas by�am troch� rozkojarzona. Pr�bowa�am rozlu�ni� mi�nie, wyr�wna� oddech i skupi� wszystkie my�li na ochronie umys�u.
- Przeciwnik nie b�dzie czeka�, a� ustawisz bariery. Musisz by� zawsze gotowa na potencjalny atak. Legilimens!
Poczu�am, jak jego umys� napiera na m�j. Ca�� si�� woli stara�am si� go powstrzyma�, gdy niszczy� moje bariery. Szuka� w nich luk, czeka� na najmniejsz� dekoncentracj� z mojej strony. Wiedzia�am, �e to tylko kwestia czasu, kiedy wreszcie dostanie si� do mojego umys�u. Spr�bowa�am innej taktyki. Jednocze�nie broni�c swoich barier, pr�bowa�am dosta� si� do jego my�li. Liczy�am, �e skupiony na przedzieraniu si� przez mury mojego umys�u nie zauwa�y ataku. Natar�am na jego bariery, ale jeszcze zanim przebi�am si� przez pierwsz� warstw� przed oczyma pojawi� mi si� obraz – zab��kana my�l. Ale przecie� Severus nigdy nie pozwoli� sobie na co� takiego! Zawsze chowa� ka�d� najdrobniejsz� my�l za barierami. Z zaciekawieniem spojrza�am na przewijaj�cy si� przede mn� film. Severus znajdowa� si� w ogromnej sali, kt�rej sufit pokrywa�y powoli p�yn�ce chmury. Siedzia� za sto�em prezydialnym pij�c czarn� kaw� i ze znudzeniem rozmawiaj�c z jak�� wysok� kobiet� o ostrych rysach twarzy, w�osach zwi�zanych w ciasny kok i okularach z czarnymi obw�dkami na nosie.
Z napi�ciem czeka�am na ci�g dalszy. To wspomnienie musia�o by� naprawd� wa�ne dla Severusa, je�li odczyta�am je z pierwszej warstwy jego pami�ci. Ale dalej nic si� nie dzia�o. Ot, zwyk�a scenka z jego codziennego �ycia. I nagle poczu�am jak wszystkie moje bariery p�kaj�, a przed oczami przewijaj� mi si� moje w�asne wspomnienia. Opad�am na kolana i mrukn�am:
- Dobra, dobra, wygra�a�...
Severus zako�czy� atak i poda� mi r�k�. Podnios�am si� i usiad�am na sofie.
- Nie wiedzia�em, �e dasz si� nabra� na t� star� sztuczk�. Prawd� m�wi�c, jestem zawiedziony... Mia�em nadziej� wreszcie na jak�� bardziej wyr�wnan� walk� – u�miechn�� si� kpi�co (czy on nie potrafi si� normalnie u�miecha�?).
- Przepraszam, o mistrzu, �e nie dor�wnuj� twoim oczekiwaniom – sarkn�am w odpowiedzi.
Podst�pny nietoperz. Sam podsun�� mi to wspomnienie, �eby mnie zdekoncentrowa�.
- To co? Jeszcze raz? Legilimens!
Po dw�ch godzinach oklumencji by�am ca�kowicie wyczerpana. Posz�am do swojego pokoju, siad�am na ��ku i zacz�am czyta� „Om�wienie wp�yw�w magii Ink�w na wsp�czesn� magi� z wykorzystaniem magotechniki” (Te� mi tytu�, jakby nie mogli wymy�li� nic kr�tszego). Kilka godzin p�niej do domu wszed� Lucas razem z Leah. U�cisn�� Severusowi d�o�, a mnie obj�� ramieniem nie zwracaj�c uwagi na m�j grymas twarzy.
- I jak by�o w Transylwani? – zapyta�am.
- Do��... interesuj�co – odpar�. – Oprowadza�em nawet jedn� mugolsk� wycieczk� turystyczn�. Byli zaskoczeni moj� wiedz� na temat wampir�w. Jedna kobieta spyta�a mnie nawet, czy m�g�bym j� z jakim� zapozna� – u�miechn�� si�, b�yskaj�c wyd�u�onymi k�ami.
- Czy ty nie mo�esz powstrzyma� si� od podrywania wszystkich kobiet w zasi�gu twojego wzroku? – zapyta�am, wzdychaj�c.
- Ja? Jak mo�esz! – uda� oburzenie, ale zaraz roze�mia� si�.
- Wi�c je�li ju� sko�czyli�cie, to proponowa�bym zaj�� si� czym� bardziej konstruktywnym – przerwa� nam ch�odno Severus.
- Wi�c co proponujesz? – Lucas u�miechn�� si� (o niewierny, czy on nie wie, �e je�li Severus proponuje co� „tym” g�osem, to trzeba zwiewa� jak najdalej?)
- Pojedynek? – Snape zmierzy� nas wzrokiem. – Dwoje na jednego. Bez Leah.
- Dlaczego? Ja te� chc�! – Leah splot�a ramiona i wyd�a krwistoczerwone wargi.
By�am zdziwiona, �e przez tyle czasu siedzia�a cicho. Zwykle by�a strasznie gadatliwa.
- Leah, to niebezpieczne, szczeg�lnie, je�li walczysz z Severusem – powiedzia� Lucas. – Jeste� jeszcze za ma�a, ale obiecuj�, �e jak podro�niesz, to b�dziesz mog�a razem z nami uczestniczy� w pojedynkach, dobrze? – u�miechn�� si�. – Mo�e p�jdziesz do April? Opowiesz jej o smokach.
Leah jeszcze raz spojrza�a na niego z wyrzutem, ale wiedz�c, �e nic nie mo�e ju� zrobi� wzruszy�a ramionami i wysz�a. April by�a jej przyjaci�k� i na szcz�cie mieszka�a zaraz obok, wi�c nie trzeba by�o si� o ni� martwi�, p�ki nie wpad�y na pomys� wyruszenia na jedn� ze swoich „misji zwiadowczych” po terenach Akademii. Nie �eby co� im tam grozi�o (martwi�abym si� raczej o tych, kt�rzy b�d� mieli to nieszcz�cie stan�� na ich drodze), teren by� magicznie ogrodzony, ale mama zawsze wariuje, gdy nie wie, gdzie akurat szw�da si� Leah.
- To mo�e ja te� wyjd�? – powiedzia�am z cich� nadziej� (naprawd� nie u�miecha�o mi si� drugi raz dzisiejszego dnia oberwa� od Severusa). – Wezm� swoje rzeczy z Akademii, czy co�.
- Sprowadzi�em je ju� wczoraj – Sev u�miechn�� si� szyderczo. – Nie wymigasz si�. Musisz po�wiczy� przed wyjazdem.
Lucas spojrza� badawczo na Severusa, a potem na mnie. No tak, przecie� nie wiedzia� nic o Hogwarcie...
- Dobra, dobra – powiedzia�am szybko i rzuci�am Severusowi ostrzegawcze spojrzenie. Nie chcia�am, �eby Lucas dowiedzia� si� o wczorajszych wydarzeniach, a przynajmniej nie za szybko (szansa, �e nie dowiedzia�by si� o tym wcale by�a raczej zerowa, chocia�, gdyby mu wm�wi�, �e dosta�am stypendium za wzorowe denerwowanie nauczycieli i wyje�d�am na rok do Arizony bawi� si� z krokodylami w Missisipi? Nie, �ebym wiedzia�a, czy Missisipi jest w Arizonie i czy p�ywaj� tam krokodyle, z geografii zawsze by�am beznadziejna... Ech...)
Przeszli�my do pokoju go�cinnego, gdzie kilka godzin wcze�niej �wiczyli�my oklumencj�. Severus niedba�ym ruchem r�d�ki odsun�� wszystkie meble na bok (by�am pewna, �e r�wnie dobrze m�g�by to zrobi� bez r�d�ki, a u�ywa jej tylko z przyzwyczajenia) i z nienacka zaatakowa�. By�am zaskoczona i pewnie oberwa�abym zakl�ciem, gdyby Lucas nie rzuci� na mnie wcze�niej zakl�cia tarczy. Szybko oprzytomnia�am i rzuci�am si� w wir walki. Po ca�ym pokoju lata�y zakl�cia, Lucas krzycza� co� do mnie zapewne dobrze si� bawi�c planuj�c jak�� zasadzk� na Severusa. Nie liczy�am ju�, ile razy oberwa�am zakl�ciem, upad�am czy uderzy�am si�. Czu�am krew sp�ywaj�ca mi po policzku, ale prawd� m�wi�c nawet dobrze si� bawi�am rzucaj�c najr�niejsze zakl�cia na Severusa. By� bardzo dobrym przeciwnikiem, ale Lucas by� �wietnym partnerem i umia� wyczu�, co akurat zamierzam zrobi�. W�a�nie mia�am zamiar rzuci� szczeg�lnie trudne zakl�cie, gdy w tym momencie w drzwiach pokoju stan�� nie kto inny, jak moja mama. Trzy r�d�ki wzbi�y si� w powietrze i wsun�y si� w jej wyci�gni�t� d�o� a ona westchn�a:
- Severusie, czy m�g�by� chocia� raz powstrzyma� si� od zdemolowania ca�ego domu? Ba�am si� wej�� do mieszkania s�ysz�c dobiegaj�ce st�d ha�asy. To... – mia�a zamiar co� jeszcze powiedzie�, ale w tym momencie przerwa�a rzucaj�c na mnie i Lucasa przestraszone spojrzenie. – O Draculo, id�cie si� umy�, natychmiast! Wygl�dacie, jakby�cie prze�yli wybuch bomby nuklearnej. No ju�!
Razem z Lucasem powlok�am si� do �azienki. By�am zm�czona, ale pociesza�am si� faktem, �e przynajmniej Severusowi si� dostanie.
- Ile szlaban�w dosta�a� przez te dwa tygodnie? Mam si� ba� wej�� jutro do G��wnego Gmachu – zapyta� Lucas w drodze do �azienki szczerz�c z�by w u�miechu.
- Uwierz, nie chcesz wiedzie� – mrukn�am.
- Jak mi nie powiesz, to u�yj� legilimencji – zagrozi�, ca�y czas szeroko si� u�miechaj�c.
- Nie wierz Severusowi, jestem lepsza od ciebie w legilimencji – oczywi�cie, �e nie by�am, ale pewno�� siebie (albo udawanie tej pewno�ci) mo�e zdzia�a� cuda. – Odepr� tw�j atak, a p�niej zobacz�, co tam wyrabia�e� w tej Transylwanii. To b�dzie zaiste ciekawy widok...
- Oboje wiemy, �e tak nie jest – cholera, nie podzia�a�o. – M�w po dobroci.
Westchn�am.
Po tym, jak oboje si� wykompali�my usiedli�my na ��ku w jednym z nieu�ywanych pokoi i opowiedzia�am mu wszystko (wyra�nie akcentuj�c, �e ca�a ta sytuacja to oczywi�cie wina Severusa). Kiedy sko�czy�am swoj� opowie�� ( dla mnie tragiczn�, a dla niego, o zgrozo, zabawn�...) powiedzia� tyko:
- Ale super! Zazdroszcz�...
- Najad�e� si� czosnku, czy co? To najgorsza rzecz w moim �yciu... Co ty w tym widzisz fajnego?
- Nie rozumiesz? B�dziesz mog�a zwiedzi� Hogwart, po przebywa� z lud�mi, pozna� tego... Dumblepora? Dumblemora? czy jak mu tam... Niewa�ne. Przecie� to szansa zwiedzenia �wiata!
- Przecie� nie rusz� si� z Wielkiej Brytanii, o jakim zwiedzaniu �wiata ty m�wisz!
- Gdybym tylko m�g� tam pojecha� – westchn�� rozmarzony.
- Prosz� bardzo, mo�esz ju� zaraz, mnie si� tam nie �pieszy...
Lucas jeszcze troch� przekonywa� mnie, �e wyjazd do Hogwartu to „ekstra sprawa”, ale w ko�cu da� za wygran�, bo mama i wujek (im bardziej nienawidzi�, kiedy tak si� do niego zwraca�am, tym cz�ciej u�ywa�am tego s�owa) pewnie ju� czekali na nas na dole.
Kiedy tylko weszli�my do salonu i spojrza�am na zadowolon� twarz Severusa (kiedy Sev jest zadowolony, ZAWSZE trzeba obawia� si� najgorszego...) i wyraz twarzy mamy wiedzia�am, �e najlepiej zrobi�abym uciekaj�c do Afryki i nie wracaj�c przez nast�pne p�wiecze...
- Leira, skup si�. Przecie� to proste. Zobacz, je�eli za�o�ymy, �e...
M�j kochany braciszek w swoim �ywiole. Je�li kiedy� s�dzi�am, �e Lucas jest normalny, to nawet nie wiedzia�am, jak bardzo si� myli�am. Ju� samo w sobie dziwne jest to, �e uwielbia algebr� i fizyk� eksperymentaln� (czy to nie dziwne, godzinami gada� o prawach fizyki, kiedy ca�y czas si� je �amie?), ale ju� to, �e podj�� si� zadania wyja�nienia mi czegokolwiek dotycz�cego nauk �cis�ych wykracza poza moje mo�liwo�ci zrozumienia. Ka�dy, kto chocia� troch� mnie zna wie, �e pr�dzej zjad�abym kilka z�bk�w czosnku, ni� dobrowolnie po�wi�ca�a sw�j wolny czas na matematyk�. A w�a�nie dzisiaj Lukas postanowi� wypr�bowa� na niczego nie spodziewajacej si� m�odszej siostrze swoje metody pedagogiczne. Wspomnia�am ju�, �e Lukas chce zosta� wyk�adowc�? To b�dzie jeden z najgorszych dni dla Akademii. No dobra, nie t�umaczy �le. Umie dobrze wszystko wyja�ni�. Ale tym swoim optymizmem po�o�y wszystkich. Biedni, niczego nie spodziewaj�cy si� uczniowie zostan� powaleni tak� dawk� optymizmu, �e chyba padn� na miejscu (Ha, mam kolejny przyk�ad zabijania dla Marlona). I nigdy, przenigdy, nie zwr�c� si� do niego „mistrzu”. Przecie� to �mieszne, m�wi� tak do w�asnego brata. Mam nadziej�, �e uko�cz� Akademi�, zanim on zostanie tutaj profesorem, albo �e chocia� nie trafi� do jego grupy. Znaj�c moje szcz�cie i umiej�tno�ci dyplomatyczne mojego „kochanego” braciszka je�li chodzi o nak�anianie innych, by robili to, co on chce, na pewno trafi�. A on ju� si� na to cieszy. „B�d� ci� mia� na oku i zobacz�, jakie robisz post�py w nauce” – ha, niedoczekanie. Nie b�d� si� przed nim b�a�ni�a nieznajomo�ci� podstawowych wzor�w i teorii. Stop, w�a�nie to zrobi�am. Koniec ze mn�. A Chloe ca�y czas mi m�wi, jakie to b�d� mia�a szcz�cie. Ja tam doskonale wiem, o co jej tak naprawd� chodzi. Ona uwa�a mojego brata za przystojnego. Te� co�...
Jutro rodzice wyje�d�aj� w jaki� „wa�nych i nie cierpi�cych zw�oki” sprawach i b�d� musia�a znowu przeprowadzi� si� do pokoj�w mieszkalnych w Akademii. Przecie� t�umaczy�am im, �e nic mi si� nie stanie, jak ten miesi�c zostan� sama w domu. Ale oczywi�cie nie. Nie �ebym mia�a co� przeciwko wprowadzeniu si� do Akademii, zawsze to bli�ej do sal lekcyjnych, no i b�d� mog�a sp�dza� wi�cej czasu z Chloe i innymi dziewczynami. Minusem jest ci�g�a kontrola Mistrz�w. Wi�kszo�� z nich jest strasznie dr�twych z tymi swoimi zasadami. Wyj�tkiem jest Mistrzyni Vernea, u kt�rej mam zaj�cia z gry na fortepianie. Tak, kiedy� mnie to poci�ga�o. A zreszt�, do wyboru mia�am tylko to, skrzypce lub �piew, a nie u�miecha�o mi si� robi� z siebie b�azna na oczach wszystkich wyj�c jakie� arie, wi�c wybra�am fortepian. Gdyby nie by�o obowi�zku chodzenia na zaj�cia z przynajmniej trzech przedmiot�w zwi�zanych z muzyk�, nie chodzi�abym. Na teori� i histori� muzyki chodzi ka�dy, trzeci przedmiot z tego zakresu pozwolili nam �askawie wybra�. Chloe uczy si� gra� na skrzypcach. Trafi� jej si� Mistrz Ronart, strasznie wymagaj�cy. A m�wi�am jej, �eby posz�a ze mn� na fortepian. Ale nie, oczywi�cie mnie nie pos�ucha�a. Teraz kilka godzin dziennie gra na tych swoich skrzypcach. Z jednej strony chcia�abym umie� gra� tak, jak ona, ale z drugiej strony nigdy nie po�wieci�abym na to tyle czasu. I tak do��, �e pcha�am si� na zaawansowan� literatur� i j�zyki wymar�e, a do kaligrafii zmusili mnie rodzice twierdz�c, �e powinnam pisa� jak na cz�onka ich rodziny przysta�o.
Ojciec jest dyplomat�. Chodzi na te swoje zebrania, omawia jakie� wa�ne sprawy. Nie powiem, jest przydatny, kiedy trzeba napisa� jakie� strasznie nudne wypracowanie na histori�. Informacjami sypie jak z r�kawa. Ale je�li ju� chcesz si� dowiedzie� o czym� naprawd� istotnym, o najnowszych doniesieniach na temat dzia�a� Voldemorta na przyk�ad, to nie, sprawa tajna. Od matki te� niczego si� nie dowiem, chocia� jest jedn� z najlepiej poinformowanych os�b na terenie ca�ej Akademii.
W sumie tereny Akademii to nie tylko budynki uniwersyteckie, mieszkania student�w i profesor�w, ale ca�a wioska, gdzie mieszkaj� wszystkie rodziny naszej rasy z teren�w Wielkiej Brytanii. No dobra, nie wszystkie. Jest wiele rodzin, kt�re mieszkaj� w�r�d czarodziej�w, albo nawet mugoli, ale i tak cz�sto pojawiaj� si� w Akademii. Nie wiem, co ich tu ci�gnie. Ja ch�tnie wyjecha�abym sobie st�d na kilka lat, �eby zrobi� sobie przerw�, tak jak Jessica.
Nie zna�am jej za dobrze, chodzi�y�my przez kilka lat razem na magi� defensywn� i ofensywn�. Nie by�a jakim� or�em, ale radzi�a sobie nie�le. Par� lat temu jej ojciec musia� przenie�� si� do W�och, bo wybuch�y tam jakie� zamieszki, a on, jako przedstawiciel Brytyjskiej Akademii, mia� obowi�zek wszystko wyja�ni�. Mieli wr�ci� po paru miesi�cach, ale tak im si� tam spodoba�o, �e zostali. Jessica pisa�a mi o tamtejszej Akademii (W Europie znajduj� si� tylko cztery: w Wielkiej Brytanii, we W�oszech, w Rosji i na p�nocy Norwegii, w tym ta w Wielkiej Brytanii jest najstarsza i najwa�niejsza ze wszystkich). Podobno maj� tam zupe�nie inny stosunek do zaj��. Ech, zazdroszcz� jej. �adko zdarza si�, �eby do Akademii szed� kto� spoza rejonu, cho�, oczywi�cie, nie jest to niemo�liwe. Do rejonu naszej Akademii nale�� np. Niemcy, ale ojciec m�wi� mi, �e ich mieszka�cy cz�sto wol� i�� do Rosyjskiej Akademii wymawiaj�c si� wsp�ln� kultur� i korzeniami.
Lucas ca�y czas mnie rozprasza. Nie, nie mo�e da� mi spokoju. Chyba do�� wyra�nie da�am mu do zrozumienia, �e mam do�� algebry na dzi�, kiedy demonstracyjnie trzasn�am drzwiami od mojego pokoju w rodzinnej rezydencji? Mo�e gdybym rzuci�a na niego urok wreszcie co� by do niego dotar�o. To nie tak, �e go nie lubi�. Jest kochanym starszym bratem i nie zamieni�abym go na nikogo innego, ale potrafi dzia�a� na nerwy. Teraz na przyk�ad obiecuje, �e je�eli b�d� uczy�a si� z nim codziennie algebry i nadrobi� wszystkie zaleg�o�ci, to kiedy wr�ci z Satu Mare za�atwi mi sk�� zbi�r oryginalnych dzie� Waltera Mooersa. I kto opar� by si� takiej obietnicy? Ech..., no dobra, ju� schodz�, ale robi� to tylko dla ksi��ek!
20 maja 1998
Ta przeprowadzka do Akademii nie by�a taka z�a. W domu student�w dziel� pok�j z Mariam, kt�ra pochodzi z Armienii (naturalnie powinna chodzi� do Rosyjskiej Akademii, ale z powod�w politycznych jest u nas), Annik� z Wysp Owczych i Chloe. One mieszkaj� tutaj na sta�e, Mariam i Annika naturalnie dlatego, �e pochodz� z innych kraj�w i ich rodziny nie przenios�y si� tu razem z nimi, a Chloe po prostu wola�a si� przenie�� tutaj na sta�e, ni� wprowadza� i wyprowadza� si� za ka�dym razem, gdy jej rodzice wyje�d�ali (a wyje�d�ali do�� cz�sto). W Akademii mieszka zreszt� oko�o 75 procent student�w, nawet tych, kt�rych rodziny przebywaj� na terenach Akademii na sta�e. Nie stwarza to jaki� strasznych problem�w. Trzeba tylko podpisywa� si� na karcie za ka�dym razem, gdy opuszcza si� na d�u�ej akademik i wraca� przed dwudziest� trzeci�. Specjalne pozwolenie trzeba mie� tylko wtedy, gdy zamierza si� sp�dzi� poza akademikiem co najmniej kilka dni. Lubi� nas pilnowa�, nie ma co. Bo czego si� oni spodziewaj�? �aden mugol si� tu nigdy nie zapuszcza (kiedy� nawet jeden z mistrz�w wyk�ada� nam, �e to przez specjalne zakl�cia rzucone na ca�y wielki obszar, gdzie znajduj� si� nale��ce do nas budynki, ale szczerze m�wi�c, zbytnio wtedy nie uwa�a�am). No ale co ja si� b�d� spiera�...
Lucas dzisiaj rano teleportowa� si� do Warny, �eby zakwaterowa� Leah (nasz� najm�odsz� siostr�) u babci i dziadka ze strony ojca. Biedni, nie wiedz�, co ich czeka...P�niej Lucas od razu wsiada do samolotu i leci do Satu Mare (na terenie Rumunii obowi�zuje zakaz teleportacji, wi�c b�dzie si� musia� troch� pom�czy�, biedaczek). Ani on, ani rodzice jeszcze si� do mnie nie odezwali, co mnie, szczerze m�wi�c, bardzo dziwi. Matka zawsze si� strasznie o mnie martwi. Nie mo�e zrozumie�, �e potrafi� sobie sama poradzi�. Mo�e i jestem beznadziejna z nauk �cis�ych i kilku innych przedmiot�w, i nigdy nie mia�am tak dobrych wynik�w w nauce, jak Miriam, ale w magii ofensywnej i defensywnej jestem naprawd� dobra. Umiem porusza� si� bardzo cicho i mam, nawet jak na nas, mocno wyczulony w�ch, s�uch i wzrok. Oczywi�cie nie musz� wspomina� po kim. Ale Irene, moja matka, ca�y czas s�dzi, �e jestem ma�� dziewczynk�, kt�ra z niczym sobie nie poradzi. Na Merlina, przecie� ja mam sto sze��dziesi�t pi�� lat! Lucas m�wi� mi, �e w tym wieku by� ju� w kilku pa�stwach Europy i prawie co noc wymyka� si� z teren�w Akademii (Oczywi�cie dopuszczam mo�liwo��, �e k�ama�). A ja najdalej by�am kilka lat temu u dziadk�w w Mo�dawii. Joseph, m�j ojciec, ma do mnie troch� wi�ksze zaufanie, ale je�li musz� przekona� do czego� matk�, to nie mam co na niego liczy�. Nied�ugo ko�czy 375 lat, a daje sob� rz�dzi�, jakby by� jakim� ma�olatem. W sumie to nie moja sprawa, ale m�g�by by� troch� bardziej stanowczy.
Dzisiaj pierwsz� lekcj� by�a teoria magii. Mo�e i jest to ciekawe, ale je�eli sp�dzi�o si� kilkana�cie poprzednich lekcji siedz�c i bezmy�lnie wgapiaj�c si� w sufit jak ja, to dziwny ci�g liter, cyfr, znaczk�w i obrazk�w przestaje uk�ada� si� w sensowne twierdzenia. Na teorii magii siedz� w przedostatniej �awce z Annik�. Przynajmniej si� nie nudz�, bo zawsze ma jakie� ciekawe pomys�y na sp�dzenie nudnych lekcji, ale trzeba bardzo uwa�a�, �eby profesor nic nie zauwa�y�, bo w�tpi�, by spojrza� przychylnie na to, co robimy. Zajrza�am jej przez rami�, �eby zobaczy�, co tak zawzi�cie pisze (by�am pewna, �e na pewno nie notatki z lekcji). Kartk� przed sob� mia�a podzielon� na dwie cz�ci. Po jednej stronie pisa�o „zalety”, a po drugiej „wady”.
- Co ty, na Dracul�, robisz? – zapyta�am j�.
- Robi� list� swoich wad i zalet – odpar�a z u�miechem (Jej ci�g�a rado�� potrafi dzia�a� na nerwy, naprawd�. Czasem mam wra�enie, ze to ona jest siostr� Lucasa, a nie ja. Ten ich optymizm, blee.) – Spr�buj, to naprawd� fajne.
Spojrza�am na ni� z pow�tpiewaniem. Nie mia�am szansy zaprotestowa�, bo Annika ju� poda�a mi kartk�. My�l�c, �e w sumie nie mam nic do stracenia (to zawsze jaka� alternatywa, no nie?), zacz�am pisa�. W�a�nie zastanawia�am si�, czy punkt „jestem wampirem” wpisa� do wad, czy do zalet, kiedy przed nasz� �awk� niespodziewanie wyr�s� Mistrz Jordan.
- Annika, o czym przed chwil� m�wi�em, h�? – zapyta� gro�nym tonem.
- M�wi� Mistrz o �mierci przez wybuch magii. Im wampir staje si� starszy, tym bardziej jego magia ro�nie. Kiedy wampir nie jest ju� w stanie utrzyma� magii w sobie, magia opanowuje jego cia�o przenikaj�c do ka�dej kom�rki i w rezultacie powoduje �mier�. Dotyczy to oczywi�cie tylko wampir�w obdarzonych moc� magiczn�, dlatego wampiry jej pozbawione �yj� statystycznie d�u�ej, chocia� �atwiej ulegaj� r�nym chorobom, bo nie broni ich magia – odpowiedzia�a m�wi�c z szacunkiem.
By�am w szoku, m�wi�a tak p�ynnie, jakby czyta�a to wszystko z ksi�gi, ale Mistrz Jordan tylko powiedzia�:
- No, tym razem ci si� uda�o, ale oczekuj�, �e b�dziesz bardziej uwa�a�a na moich lekcjach.
- Tak, Mistrzu – Annika sk�oni�a g�ow�.
- A ty, Leira, podaj trzy sposoby na zbadanie mocy magicznej i jej tendencji wzrostowej.
Ups... Jedyne co na ten temat wiedzia�am to to, �e profesor na poprzedniej lekcji rozwodzi� si� na ten temat przez ca�a godzin�, ale by�am zbyt zaj�ta kontemplowaniem p�kni�� na suficie, by cokolwiek z tego zrozumie�.
- Wi�c rozumiem, �e nie uwa�a�a� na poprzedniej lekcji? – powiedzia� zjadliwy tonem. – No c�, s�dz�, �e Mistrz Lachlan ca�y czas poszukuje kogo�, kto pom�g�by mu przy testowaniu nowych zakl��. W sobot� o osiemnastej.
Ja to mam szcz�cie. Testowanie zakl��, po prostu �wietnie. B�d� zadowolona, je�li po tym wr�c� �ywa.
Spojrza�am na swoj� kartk� z wadami i zaletami i z westchnieniem wykre�li�am „obowi�zkowo��” z zalet. Teraz lista przedstawia�a si�: zalety – 4, wady – 12. Zgniot�am kartk� i wrzuci�am do torby. Bo po co si� jeszcze bardziej do�owa�?
Nigdy przecie� si� �le nie uczy�am. Kiedy� by�am nawet na li�cie najlepszych uczni�w. Pami�tam, �e zawsze by�am strasznie ambitna. Jak sobie co� postanowi�am, to koniec. Jako� kilka lat temu dosz�am do takiego etapu w swoim �yciu, �e po prostu nie da�am rady. Od wampir�w zawsze wymaga si� wi�cej, ni� od normalnych ludzi. Mamy o wiele wi�cej zaj�� i z ka�dej z dziedzin musimy mie� bardzo dobre wykszta�cenie. Oczekuj� te� od nas wi�kszej dyscypliny, samokontroli, obowi�zkowo�ci i pracowito�ci. Wydaje si�, �e skoro �yjemy tyle lat, to mamy du�o czasu na podr�e i zabawy. W praktyce to wszystko wygl�da inaczej. Ale co ja si� b�d� na ten temat rozwodzi�. Wa�ne, �e w ko�cu by�am ju� taka zm�czona, �e po prostu nie da�am rady. Musia�am zrezygnowa� z kilku dodatkowych zaj��, z niekt�rych si� opu�ci�am. Teraz ju� mi to za�amanie min�o i chocia� nie osi�gam ju� takich wysokich wynik�w jak kiedy�, to nie mam wi�kszych problem�w z zaliczeniem wszystkich przedmiot�w, a i nauczyciele za bardzo si� mnie nie czepiaj� (co nie znaczy, �e mniej ode mnie wymagaj�, ha, niekt�rzy ca�y czas wymagaj� wi�cej, ni� od reszty grupy).
Po pi�tej lekcji og�oszono, �e dzisiaj zaj�cia zostaj� odwo�ane. Odetchn�am z ulg�, bo dzisiaj mia�am mie� dziewi�� lekcji, a jako ostatni� walki wr�cz (ca�y czas zastanawiam si� po co mi to, skoro umiem dobrze obroni� si� magi�), wi�c do akademika wr�ci�abym ca�a spocona i obla�a. Kiedy to og�oszono sta�am w�a�nie obok Chloe na dziedzi�cu. Rzuca�a mi jakie� znacz�ce spojrzenia, ale nie wiedzia�am, o co jej chodzi. Dopiero po chwili do mnie dotar�o. Skoro odwo�ywali lekcje, i to dla ca�ej szko�y, to najprawdopodobniej w tym czasie ma si� odby� jakie� bardzo wa�ne zebranie, a tego nie mog�y�my odpu�ci�. Skoro nie chc� nam nic powiedzie�, to same si� dowiemy, �aski bez.
- O szesnastej, tam gdzie zawsze – szepn�a mi Chloe. Nawet nie zauwa�y�am kiedy znik�a i pojawi�a si� z powrotem. – Mogliby by� bardziej dyskretni. Zobaczysz, wszystko p�jdzie g�adko.
- Mam nadziej� – mrukn�am.
Z jednej strony nie chcia�am podpa��, a by�am pewna, �e je�li nas z�api�, to b�dziemy mia�y bardzo du�e k�opoty, ale z drugiej strony tak bardzo mnie ciekawi�o o czym b�d� dyskutowa�, �e nie potrafi�am spojrze� na spraw� rozs�dnie. Ju� wcze�niej obmy�la�y�my z Chloe, w jaki spos�b pods�ucha� ich narad�, a teraz by� idealny moment, �eby spr�bowa�. Nigdy nie by�am typem ryzykanta, ale mo�e wreszcie czas, �eby si� odwa�y�. Zreszt�, nie potrafi�abym si� ju� teraz wycofa�. Nie, wiedz�c, jak bardzo zawiod� Chloe.
Gdy tylko dziedziniec opustosza� szybko pobieg�y�my do mojej rodzinnej rezydencji, kt�ra na szcz�cie mie�ci�a si� blisko budynk�w uniwersyteckich. Odetchn�am z ulg�, bo z przyzwyczajenia klucz do mieszkania zawsze nosi�am przy sobie i nie musia�y�my si� wraca� po niego do akademika. Wbieg�am po schodach na g�r� i z du�ej szafy stoj�cej w jednym z pokoi wyj�am cztery fiolki eliksir�w.
- Jeste� pewna? – zapyta�am si� Chloe.
- Tak, stuprocentowo. Ale b�dzie jazda – u�miechn�a si�.
Nie podziela�am jej entuzjazmu, ale trudno, s�owo si� rzek�o. Poda�am jej dwie fiolki, a pozosta�e dwie wzi�am dla siebie. Najpierw wypi�am eliksir o barwie rubinu – eliksir niewidzialno�ci, a potem jasnoniebieski, kt�ry t�umi� zapach (wampiry maj� bardzo dobry w�ch, wi�c bardzo prawdopodobne by�o, �e nawet gdyby nikt nas nie zobaczy�, to m�g�by nas wyczu�). By�y bardzo przydatne, ale mia�y dwie zasadnicze wady: dzia�a�y tylko przez godzin�, a po ich za�yciu mog�y wyst�powa� zawroty g�owy (mia�o to jaki� zwi�zek z po��czeniem z substancjami znajduj�cymi si� w naszej krwi, ale nigdy nie dowiedzia�am si�, o co w tym wszystkim chodzi). No i nie powinno si� ich ��czy�, ale to drobnostka. Szybko pobieg�y�my w kierunku ogromnego budynku z marmurowymi schodami, gdzie mie�ci�y si� sale narad, archiwa i r�ne biura. Studentom nie wolno tam by�o wchodzi� bez specjalnego pozwolenia, ale tym si� zbytnio nie przejmowa�y�my. Gdy wesz�y�my w g�szcz korytarzy ca�kowicie zda�am si� na intuicj� Chloe. Sz�am trzymaj�c si� jej szaty, �eby jej nie zgubi�. Musia�y�my bardzo uwa�a�, bo chocia� by�y�my niewidzialne, istnia�o jeszcze ryzyko, �e na kogo� wpadniemy. Sz�am za ni� bezmy�lnie, przypatruj�c si� z�oceniom wok� framug okien, mi�kkim dywanom pokrywaj�cym drewnian� pod�og� i obrazom majestatycznych postaci. Zdawa�o mi si�, �e �ledz� nas swoim wynios�ym wzrokiem i zadr�a�am, ale po chwili zda�am sobie spraw�, �e przecie� nie mog� nas zobaczy�. A nawet gdyby, to kto by si� tam przejmowa� jakimi� obrazami?
- Wciskaj si� tutaj – powiedzia�a w pewnym momencie Chloe, gdy zesz�y�my po w�skich schodach w d� i znalaz�y�my si� przed wej�ciem do w�skiego, nieu�ywanego ju� tunelu. By� to chyba jedyny spos�b dostania si� w pobli�e sali narad, bo wi�kszo�� drzwi by�a w tym budynku piecz�towana zakl�ciami. Tutaj wystarczy�o zwyk�e Alochomora. Wida� nie spodziewali si�, �e ktokolwiek wie o tych podziemnych przej�ciach.
- Jeste� pewna, �e to na pewno tutaj? – zapyta�am.
- Tak, tak, jestem pewna – odpar�a szybko. – �piesz si�, narada zacz�a si� ju� dobre p� godziny temu.
Bez dalszych dyskusji (b�d�my szczerzy, nie mia�am z ni� szans) wesz�am do korytarzyka. Betonowy sufit by� bardzo nisko, wi�c musia�am i�� na czworakach. Przesuwa�am si� bardzo powoli, �eby nie zdradzi� si� jakimi� odg�osami. Za mn� sun�a Chloe (a przynajmniej tak mi si� wydawa�o, bo porusza�a si� bezszelestnie).
- St�j – wysycza�a tak cicho, �e ledwo zrozumia�am, co m�wi. – S�yszysz?
Kiedy wyt�y�am s�uch i ca�kowicie skupi�am si� na odg�osach dochodz�cych z pomieszczenia nad nami rzeczywi�cie us�ysza�am rozmow�. Wi�c znajdowa�y�my si� nad sal� narad. Obie zamar�y�my staraj�c si� wychwyci� sens rozmowy.
- A jak twoja pozycja?
- Dumledore rzecz jasna wie, �e jestem wampirem i zdaje sobie spraw�, �e wszystko przekazuj� radzie, wi�c zapewne ukrywa przede mn� wszystko, czego nie chcia�by, aby�cie si� dowiedzieli. Przed Voldemortem na razie udaje mi si� to ukry�, ale nie wiem, jak d�ugo b�d� m�g� go zwodzi�.
Sevi... A niech mnie, nic mi nie powiedzia�, dra� jeden. Specjalnie mi to robi, wredny gumoch�on. M�g� mnie uprzedzi�, �e przyjedzie. Ostatni raz widzia�am go w grudniu, a i to tylko przelotnie, kiedy wpad� zobaczy� si� z nami w okresie bo�onarodzeniowym. Ciekawe, czy wujcio bardzo si� obrazi, kiedy dowie si�, �e zw�dzi�am mu z jego domowego sk�adziku kilka eliksir�w.
- A jak si� sprawy maj� w magicznym �wiecie?
- Voldemortowi nie uda�o si� jeszcze wykra�� przepowiedni. Knot i ca�e ministerstwo ca�y czas nie chce uwierzy� w jego powr�t. Uczniowie w Hogwarcie organizuj� jakie� tajne spotkania, ale nie wiem czego one dotycz� i czego mo�emy si� po nich spodziewa�. W ka�dym razie mi raczej nie powiedz�. – Ten jego sarkastyczny ton... Nawet nie wiedzia�am, �e tak bardzo si� za nim st�skni�am. Mog�am sobie wyobrazi�, jak teraz wykrzywia wargi w ironicznym u�mieszku.
- Dzi�kuj� ci, Severusie. Mistrzu Marlonie, jakie� propozycje?
- S�dz�, �e profesor Snape ma niepe�ne informacje. Prawd� m�wi�c �adna ze stron nie ufa mu na tyle, by wyjawi� mu jakie� istotne wiadomo�ci. Potrzebny jest kto�, kto zdob�dzie ich zaufanie.
- Ale czy w og�le zamierzamy si� wtr�ca� w t� bitw�? – To by� chyba g�os Mistrza Jordana. – To wojna mi�dzy czarodziejami, a...
- A my tak�e poniek�d nale�ymy do tej rasy – przerwa� mu Mistrz Saron, przewodnicz�cy obrad. – Wielu wampir�w mieszka mi�dzy czarodziejami, niekt�rzy ucz� si� w czarodziejskich szko�ach. I nie mo�emy te� zapomina�, �e Voldemort zagra�a tak�e nam. Nie mo�emy sta� bezczynnie, czekaj�c, a� czarodzieje za�atwi� spraw� za nas. S�dz�, �e powinni�my dzia�a�.
- Tak, ale istnieje jeden drobny problem – zn�w Mistrz Jordan. – Czy czarodzieje nam zaufaj�? Jestem pewien, �e s�dz� raczej, i� stoimy po stronie Voldemorta.
- Przecie� doskonale wiedz�, �e robimy wszystko, �eby zapobiec tym atakom – powiedzia�a Mistrzyni Vernea. – �ledzimy tych, kt�rzy atakuj� ludzi. Staramy si� mie� wszystko pod kontrol�.
- No tak, ale wi�kszo�� i tak jest do nas uprzedzona - odpar� Mistrz Saron.
- S�dz�, �e na razie powinni�my zbiera� informacje by by� przygotowanym na wszystkie ewentualno�ci – po g�osie pozna�am, �e to Mistrz Marlon.
- Wi�c...?
- Wi�c powinni�my wys�a� jeszcze kogo� do Hogwartu. Kogo�, kto b�dzie mia� czyst� kart�, o kt�rym nikt nic nie b�dzie wiedzia�. Uwa�am, �e powinien to by� ucze�, kt�ry b�dzie potrafi� wtopi� si� w tamtejsze �rodowisko i zdoby� ich zaufanie, by wyci�gn�� od nich informacje.
Po sali przebieg� pomruk.
- Kogo w takim razie proponujesz?
- Mo�e m�ody pan Richardson? Na pewno...
- Leira, chod�, musimy ju� i��. Eliksiry zaraz przestan� dzia�a� – wyszepta�a Chloe ci�gn�c mnie ku wyj�ciu.
Wzdychaj�c poczo�ga�am si� za ni� korytarzem. Gdy tylko si� wynurzy�y�my, Chloe zamkn�a drzwi i opiecz�towa�a je zakl�ciem. Szybko przemyka�y�my korytarzami, by zd��y� wydosta� si� z budynku.
- Cholera – szepn�am. Z ca�ych si� ci�gn�am za klamk� od masywnych drzwi wej�ciowych, ale nic to nie da�o. Nie mog�y�my si� wydosta�, drzwi by�y zamkni�te. Jedyn� nasz� szans� by�o przemkni�cie si� w momencie, gdy kto� b�dzie wchodzi� lub wychodzi�. Ale ile mog�y�my czeka�? Spojrza�am na Chloe i omal nie wrzasn�am, bo zn�w by�a widzialna (a wi�c eliksiry ju� przesta�y dzia�a�), ale ta tylko bezradnie wzruszy�a ramionami, ca�y czas rozgl�daj�c si�, chocia� mia�am wra�enie, �e jest tak samo przera�ona, jak ja.
- Chowaj si� w tej wn�ce, szybko – mrukn�a.
Po chwili obie sta�y�my �ci�ni�te w ma�ej wn�ce w �cianie oddychaj�c niespokojnie. Nie us�ysza�am �adnych krok�w, ale po chwili zda�am sobie spraw�, �e w nasz� stron� idzie Mistrz Lorens. W d�ugiej, czarnej szacie, z ciemnymi oczami patrz�cymi uwa�ne przed siebie wygl�da� naprawd� gro�nie.
Gdy by� ju� tylko kilka metr�w od nas (by�am w trakcie wymy�lania ostatniego �yczenia. Ostatnie �yczenie w ko�cu zawsze musi by�, �eby doda� troch� dramaturgii sytuacji, no nie?) zacz�� wci�ga� g��biej powietrze nosem i zmarszczy� brwi. Teraz wiedzia�am, �e na ostatnie �yczenie nie b�dzie ju� nawet czasu. Spal� nas �ywcem, bez mo�liwo�ci powiedzenia czego� tak ckliwego jak „och, kocham ci�, zawsze by�e� dla mnie najwa�niejsz� osob� na �wiecie, pami�taj, �e nawet po �mierci b�d� o tobie my�la�a”. Nie �ebym mia�a komu co� takiego powiedzie�. I b�ogos�awi� za to opatrzno��, bo by�aby to najgorsza rzecz w moim �yciu. Chocia� mo�e z drugiej strony, gdybym zala�a go tak� fal� lukru musia�by pobiec do �azienki zwymiotowa� i mia�yby�my woln� drog� ucieczki. Niestety nie mog�am wprowadzi� tego planu w �ycie, bo Mistrz Lorens powoli odwr�ci� g�ow� w nasz� stron� i nie by�am w stanie wykrztusi� ani s�owa. Sta�am jak odr�twia�a, gdy odezwa� si� jedwabistym g�osem:
- Czy kt�ra� z was mog�aby mi wyja�ni�, co tu si� dzieje?
Chloe w�a�nie otworzy�a zastyg�e w przera�eniu usta by co� wyj�ka�, ale w�a�nie wtedy zza rogu korytarza wyszed� Mistrz Marlon w towarzystwie... Seeverusa? Chcia�o mi si� p�aka�, nie wiedzia�am tylko, czy ze szcz�cia, przera�enia, czy z rezygnacji. Rzuci� spojrzenie w nasz� stron� i na jego twarzy pojawi� si� sarkastyczny u�mieszek. Dopiero wtedy zda�am sobie spraw�, �e nie stoj� ju� �ci�ni�ta we wn�ce, ale na �rodku korytarza, zaraz obok przera�onej Chloe i Mistrza Lorensa, na kt�rego twarzy w�ciek�o�� miesza�a si� z niedowierzaniem. ~B�agam, b�agam, b�agam. Zr�b co�, cokolwiek. B�d� ju� grzeczna. Ju� nigdy, przenigdy, nie wpakuj� si� w �adne k�opoty. B�d� ca�e dnie si� uczy�a, pomog� ci w laboratorium, mog� tam nawet sprz�ta�. B�agam, b�agam, b�agam. Gdzie twoja solidarno�� rodzinna? Gdzie twoje serce? Jestem twoj� jedyn�, kochan�, mi��, najwspanialsz� siostrzenic�. Nie pozwolisz mi nic zrobi�? Ratuj mnie! Zrobi�, co zechcesz. Przecie� zale�y ci na mnie, prawda? No bo kto b�dzie ci� pe�noetatowo denerwowa� i wyprowadza� z r�wnowagi? No kto? Gdzie twoje sumienie?Je�li mi nie pomo�esz, ju� zawsze b�d� ci� n�ka�a. Ratuj mnie, b�agam. Jeste� najlepszym, najwspanialszym, najukocha�szym i najm�drzejszym wujkiem na �wiecie, tylko b�agam, ratuj nas – zalewa�am Severusa wiadomo�ciami mentalnymi, a ten dra� jeden tylko si� u�miecha�. ~ Teraz kochany wujek, tak? A wcze�niej to co? Dra�, wredny gumoch�on? Czuj� si� zawiedziony, kiedy� wymy�la�a� lepsze inwektywy. – Dra�, dra�, dra�. A wiec wszystko s�ysza�. Przez ca�� narad� s�ysza� moje my�li, wiedzia�, �e tam jestem. A ja nawet nie pomy�la�am, �eby wzmocni� swoje bariery umys�u. Zawsze wystarcza�y mi te, kt�re mam, ale Sevi jest jednym z najlepszych oklument�w i legiliment�w w ca�ej Akademii, a ja do tego jestem jego siostrzenic�, co sprawia, �e je�li si� przy nim dobrze nie skupi�, to bez trudu mo�e czyta� wszystkie moje my�li. Nie �eby moje wysi�ki co� da�y, bo zawsze potrafi� moje bariery pokona�. Dlatego te wszystkie lekcje oklumenci i legilimencji z nim s� takie m�cz�ce. Pomy�la�by kto�, �e powinien da� mi fory. Jasne...
W�r�d wampir�w komunikacja mentalna jest do�� popularna. Podobno chodzi o jakie� predyspozycje umys�owe, czy co� takiego. W�r�d cz�onk�w rodziny, kt�rzy s� spokrewnieni za pomoc� krwi mo�liwe jest prowadzenie rozmowy mentalnej, chocia� nie jest to wykorzystywane za cz�sto. Jednym powodem jest to, �e trzeba si� przy tym bardzo skupi� i po d�u�szej takiej rozmowie odczuwa si� zm�czenie i b�le g�owy, a po drugie jest to do�� niegrzeczne. Wiadomo�ci mentalnej skierowanej do konkretnej osoby nie da si� pods�ucha�, ale mo�na zauwa�y�, �e kto� prowadzi tak� rozmow� cho�by przez skupiony wyraz twarzy. Zawsze kto� mo�e doj�� do wniosku, �e si� go obgaduje... W�r�d os�b nie spokrewnionych, ale b�d�cych dobrymi przyjaci�mi i znaj�cymi si� bardzo d�ugo mo�liwa jest komunikacja mentalna ale tylko na zasadzie wymiany poszczeg�lnych s��w, strz�pk�w zda�, symboli. Jest to o wiele trudniejsze, ale niekt�rzy potrafi� w tym doj�� do takiej perfekcji, �e ich rozmowy staj� si� p�ynne. Podobno wiele zale�y od tego, jak dobrze znamy umys� osoby, do kt�rej chcemy wys�a� wiadomo�� mentaln�. Je�li nie wyst�puje �adna z tych dw�ch typ�w wi�zi komunikacja mentalna jest prawie nie mo�liwa. M�wi� prawie, po Severus, b�d�c zdania, �e wszystko zale�y od tego, jak du�o czasu po�wiecimy na �wiczenia i jak bardzo mamy zdyscyplinowany umys�, potrafi w bardzo ma�ym stopniu przes�a� jak�� wiadomo�� za pomoc� symboli do umys�u osoby s�abo mu znanej.
W tym momencie Severus ca�y czas patrzy� na mnie z tym swoim ironicznym u�mieszkiem, jakby chcia� si� mn� jak najd�u�ej pobawi�. Pr�bowa�am wedrze� si� do jego umys�u, ale nie zd��y�am nawet dojrze� jego barier, a ju� mnie wyrzuci�. Wiedzia�am, ze to nie ma sensu, zwa�ywszy, �e nie u�ywa�am do tego nawet r�d�ki, ale strasznie mnie kusi�o, �eby spr�bowa�. ~B�agam? – Pos�a�am mu jeszcze jedn� mentaln� wiadomo��.
- Czekam na wyja�nienia – powiedzia� Mistrz Lorens.
Teraz obok nas sta� nie tylko on, ale te� Mistrz Marlon i Severus.
W�a�nie mia�am zamiar wyj�ka� co�, co zapewne pogr��y�oby nas jeszcze bardziej, gdy niespodziewanie odezwa� si� Severus.
- Z tego co rozumiem, moja kochana siostrzenica i jej przyjaci�ka postanowi�y zrobi� sobie ma�� wycieczk� i przy okazji pods�ucha� narad�, czy� nie? – m�wi�c to jedwabistym g�osem spojrza� na mnie.
Chloe kiwn�a prawie niezauwa�alnie g�ow�, a jej br�zowe loki opad�y jej na twarz.
- To oburzaj�ce – powiedzia� Mistrz Lorens rzucaj�c w nasz� stron� roze�lone spojrzenie. – Jeszcze nigdy nie zdarzy�o si�, aby jaki� ucze� zachowa� si� tak bezczelnie!
Sta�y�my obie ze spuszczonymi g�owami. A wi�c to koniec.
- S�ysza�y�cie wszystko? – zapyta� nagle Mistrz Marlon.
- Nie, Mistrzu – powiedzia�am cicho, nie podnosz�c g�owy (mia�am wra�enie, �e Severus nie�le si� bawi obserwuj�c mnie). – Tylko t� cz�� o Hogwarcie.
- A wiec problem z g�owy! – Ze zdziwieniem zauwa�y�am, �e w g�osie Mistrza Marlona s�ycha� by�o... jakby nuty rado�ci. Przynajmniej nie wydawa� si� by� taki z�y, jak Mistrza Lorens, kt�ry w tym momencie z niedowierzaniem powiedzia�:
- Chyba nie my�lisz o tym, �eby...
- Ale� tak – Mistrz Marlon przerwa� mu, m�wi�c z coraz wi�kszym optymizmem. – Na pewno sobie poradzi. Sam zobacz. Zawsze mia�a dobre wyniki ze sztuk wojennych. Umie dobrze pos�ugiwa� si� magi�. No i potrafi�a si� tutaj dosta�. B�dzie idealna do tej roli. I nie zapominaj, �e jest siostrzenic� najlepszego szpiega, jakiego kiedykolwiek mieli�my. A poza tym i tak wie ju� wszystko na ten temat.
Kiedy powoli dociera�o do mnie to, o czym m�wili, by�am coraz bardziej przera�ona. Ca�y czas wmawia�am sobie, �e pewnie co� �le zrozumia�am, przecie� to niemo�liwe, �eby... ~ O co im chodzi? - wys�a�am szybko Seversowi. ~ Prawdopodobnie chc� mnie jeszcze bardziej pogn�bi�, zsy�aj�c mi ciebie do Hogwartu. Jakby nie by�o do��, �e musze ci� wyci�ga� z k�opot�w zawsze, gdy tu przyje�d�am...
Gdyby moje nogi nie sprawia�y wra�enia, jakby by�y przytwierdzone do pod�ogi i gdybym mog�a porusza� mi�niami, zapewne w tym momencie opad�abym na pod�og�, zakrywaj�c twarz r�kami. W takiej sytuacji mog�am tylko sta� wpatruj�c si� w nich coraz bardziej przera�onymi oczami. Dlaczego ja, dlaczego nie Chloe? W ko�cu to wszystko, to by� jej pomys�. Ja tylko podsun�am jej plan wykorzystania eliksir�w i znalaz�am w bibliotece mapk� z podziemnymi przej�ciami. To ona by�a za to wszystko odpowiedzialna. By�am w takim szoku, �e nawet nie s�ucha�am, o czym rozmawiali. Nagle z rozmy�la� nad moim marnym losem wyrwa� mnie Mistrz Marlon.
- A wi�c wszystko postanowione?
- Ca�y czas nie jestem do tego przekonany – g�os Mistrza Lorensa by� pe�en sceptycyzmu. Chyba pierwszy raz, odk�d go zna�am, poczu�am do niego sympati�. – S�dzisz, ze naprawd� nikt nie zauwa�y ich podobie�stwa?
- Raczej nie. Nie s� do siebie a� tak podobni.
No jak nie! Mamy taki same w�osy: czarne, proste i wymagaj�ce mycia dwa razy dziennie (nie �eby Severus kiedykolwiek si� tym przejmowa�) i podobn� budow� cia�a (oboje jeste�my wysocy i do�� szczupli, chocia� nie wiem, czy to sprawa genetyki, czy raczej trening�w). Mamy troch� inny kszta�t twarzy i na szcz�cie nie mam tak spiczastego nosa jak on, ale oczy te� mam ciemne, cho� nie tak przenikliwe jak jego.
- No wi�c dobrze, je�li rada zaakceptuje ten pomys�, nie b�d� si� wtr�ca�. – Mistrz Lorens wygl�da� na zrezygnowanego.
- No to problem z g�owy – Marlon zachowywa� si� tak, jakby zapad�a ju� ostateczna decyzja.
Gdy oni tak dyskutowali Severus sta� tylko i si� przys�uchiwa�, dra� jeden, mia� mi przecie� pom�c.
- A co z kar� dla nich? Nie mo�emy zlekcewa�y� tak powa�nego wykroczenia. – A ju� nabiera�am sympatii dla Mistrza Lorensa...
- Zajm� si� Leir�. Teraz pomo�e mi w laboratorium, a kiedy b�dzie ju� w Hogwarcie oczywi�cie zajm� si� jej edukacj�, �eby mog�a bez przeszk�d zaliczy� ten rok w Akademii – u�miechn�� si� ironicznie.
Ha, ha, ha. Prywatne lekcje ze Snape’em. Ju� to przerabia�am, i to nie jeden raz. Jest zaiste dobrym nauczycielem, je�eli oczywi�cie jeste� wampirem i masz sto lat na nauk� (s�dzisz �e przepu�ci ci� dalej, je�li zaliczy�e� test na 98%, dobre sobie, on uznaje tylko maksimum) i kolejne sto, �eby jako� doj�� po tym do siebie w psychiatryku.
- Tak, niech b�dzie. I wy dwie – Lorens zwr�ci� si� bezpo�rednio do nas – w ka�d� niedziel� do ko�ca roku macie zg�asza� si� do Mistrza Parksona. Na pewno znajdzie wam co� do posprz�tania. I oczekuj�, �e to wi�cej si� nie powt�rzy.
- Tak, Mistrzu – odpowiedzia�y�my w tym samym momencie.
I my�la�by kto, �e w Akademii pracuje ktokolwiek, kto zajmuje si� sprz�taniem. Po co? Przecie� oczywi�cie uczniowie mog� zrobi� wszystko. Co za problem! Jeszcze chyba nigdy nie zdarzy�o si� tak, by nie mia� kto si� tym zaj��. A to chyba o czym� �wiadczy, no nie? Czuj� si� doprawdy wykorzystywana. Chocia� mog�o by� gorzej, prawda? Stop. Jest gorzej. Mam sp�dzi� sama nie wiem ile czasu w jakiej� g�upiej szkole, gdzie jedyn� znan� mi osob� b�dzie Snape ze sk�onno�ciami morderczymi wymierzonymi we mnie. Przynajmniej zobacz�, jak zn�ca si� nad innymi uczniami. To b�dzie bezcenne. Gdyby chocia� by� dobrym wujkiem, to na sprawdzianach m�g�by poda� mi wszystkie odpowiedzi wiadomo�ciami mentalnymi, ale na to nie mam co liczy�, o nie.
- Ufam, �e w czasie mojego pobytu tutaj Leira mo�e zamieszka� na kilka dni w rezydencji? – zapyta� Snape.
- Tak, oczywi�cie. Mo�ecie ju� odej��. Severusie, szczeg�y om�wimy na zebraniu w poniedzia�ek.
Ca�� drog� do rezydencji przeszli�my w milczeniu. Musia�am u�o�y� sobie wszystko w g�owie i przemy�le� par� spraw. Dopiero kiedy znale�li�my si� ju� w salonie odezwa�am si�:
- No co, nic mi nie powiesz?
- A co mam ci powiedzie�? – odpar� sarkastycznym tonem.
- No nie wiem, walnij jak�� gadk� umoralniaj�c�, no wiesz, to co ka�dy szanuj�cy si� wujek powinien zrobi�.
- Och nie, poczekam na Irene. Ona zrobi to o wiele lepiej ode mnie. Mam nadziej�, �e b�d� przy tym. To b�dzie zaiste wspania�y widok.
Ups... O nie, tylko nie mama...
- Nie powiesz jej, b�agam, nie powiesz? – zacz�am prosi� b�agalnym g�osem.
- Ale� oczywi�cie, �e powiem. Na nic bardziej nie czekam.
- Dra� – sykn�am. – T�ustow�osy dupek.
- Przypomn� sobie o tym w czasie naszych lekcji pojedynk�w – powiedzia� ironicznie i poszed� do kuchni po fili�ank� kawy.
Chcia�am mu si� jako� odci��, ale nagle b�l g�owy, kt�ry odczuwa�am mniej wi�cej od czasu, gdy szli�my do rezydencji nasili� si�. Zobaczy�am przed oczami jakie� czarne plamki, kt�re zas�ania�y mi coraz wi�ksz� cz�� pokoju, a� w ko�cu widzia�am tylko pulsuj�ce kropki. Poczu�am, �e si� chwiej�. Nie wiedzia�am, czy to nie tylko moje wyobra�enia, p�ki nie odczu�am, �e trac� r�wnowag� i z g�o�nym trzaskiem spadam na pod�og�. Nie straci�am przytomno�ci, ale by�am zdezorientowana, nie wiedzia�am, co si� dzieje. Po chwili us�ysza�am kroki.
- Co ty... – zacz��, ale chyba w�a�nie wtedy mnie zobaczy�, bo kucn�� przy mnie unosz�c moje cia�o i k�ad�c mnie na sofie.
- Idiotka – mrukn��.
By� jedyn� osob�, kt�ra mog�a mnie obra�a�. Taki by� jego spos�b �ycia. �yj�c z nim mo�na albo wyl�dowa� w oddziale dla psychicznie chorych, albo po prostu si� do tego przyzwyczai�. Ja wybra�am trzeci� opcj� i kiedy za bardzo si� wczujemy, to rodzina ucieka od nas jak najdalej. To nie zmienia faktu, �e strasznie go kocham i jest jedyn� (opr�cz Lucasa) osob�, dla kt�rej zrobi�abym wszystko. On naprawd� potrafi by� kochany. Zawsze si� o mnie martwi�, gdy co� sobie zrobi�am (chocia� tego nie okazywa�, niedoczekanie) i cz�sto pomaga�. To on zawsze najbardziej mnie motywowa�. Kiedy inni si� nade mn� rozwodzili, jaka to ja jestem biedna i w og�le wystarczy�o, �e waln�� celnie jak�� sarkastyczn� uwag� i od razu wszystko wraca�o do normy. Jedyny normalny z tej rodziny.
- To teraz przyznaj si� grzecznie, kt�re eliksiry wzi�a�.
- Butelki s� na stole – mrukn�am. Nie mia�am ochoty teraz rozmawia�, nawet z tym nietoperzem. �wiadomo�� powoli mi wraca�a, ale wci�� czu�am si� fatalnie.
- Dziewczyno, czy ty kiedykolwiek u�y�a� tego czego� galaretowatego p�ywaj�cego w twojej g�owie?
- Nie...
- Przecie� chyba doskonale wiesz, �e tych dw�ch eliksir�w nie powinno si� ��czy�, czy mo�e mam z tob� powt�rzy� wszystkie wiadomo�ci z dziedziny eliksir�w od podstaw? A poza tym, by�y przeterminowane, czy my�lenie wykracza poza twoje w�tpliwe zdolno�ci?
- Skoro nie mam tej galaretki w g�owie, to chyba nie mog� my�le�, hm? A poza tym starzejesz si�, Snape, oj, starzejesz. Kto by pomy�la�, �e trzymasz przeterminowane eliksiry w swoim schowku. Nie�adnie... – Ca�y czas nie czu�am si� dobrze, ale podokuczanie troch� Sevowi by�o nader interesuj�c� perspektyw�.
Nic nie odpowiedzia�, ale po chwili wr�ci� z jak�� mikstur�.
- Wypij to – mrukn��.
Z udawan� podejrzliwo�ci� zerkn�am na buteleczk�. Podnios�am j� na wysoko�� oczu, jak gdybym chcia�a dok�adnie sprawdzi� jej kolor. P�niej zacz�am w�cha� jej zawarto��.
- Co tym razem? – westchn�� znudzony.
- No wiesz, sprawdzam, czy to nie trucizna. Mia�by� idealny moment na pozbycie si� mnie. �adnych �wiadk�w, �adnych dowod�w, po prostu wymarzona sytuacja.
- Zamknij si� i pij.
Mia�am ochot� jeszcze troch� si� podroczy�, ale b�l g�owy znowu da� o sobie zna�, wi�c odpu�ci�am. Wypi�am eliksir jednym haustem i poczu�am si� nagle dziwnie sennie. Zanim zapad�am w ciemno�� us�ysza�am jeszcze oddalaj�ce si� kroki Severusa i pomy�la�am, �e kiedy pojad� do Hogwartu spe�ni� jeden dobry uczynek, za kt�ry wszyscy uczniowie b�d� mi stawia� pomniki – wyko�cz� psychicznie Severusa Snape’a.