Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Pamiętnikiem opiekuje się Tośka Czarodziejka
Do 20 lipca 2008 roku pamiętnikiem opiekowała się Jennifer Black
Do stycznia 2008 pamiętnik prowadziłą Shinny Special

  11. SuperPotter i potwory z Howartu rodem
Dodał Syriusz Black Sobota, 21 Lutego, 2009, 22:58

Na wszelki wypadek postanowiłem jednak opóźnić swoją wizytę w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Jak ja to powiedziałem, jakby mnie tam ktoś oczekiwał… Na pewno… Zwłaszcza Glizdogon, nie może się doczekać, kiedy zobaczy swojego dawnego drucha, który składa mu niezapowiedzianą wizytę, tylko po to by uściskać go bardzo mocno, najbardziej przyjacielskim gestem na jaki mnie stać... zacisnę swoją rękę na jego tłustej szyi, a potem ścisnę ją drugą, by upewnić się, że mój uścisk jest na tyle mocny, ze miażdży mu tchawicę… Nie wziąłem jednak pod uwagę, tego, że ta oślizgła kreatura, będzie kryła się przede mną… na pewno już wie, że opuściłem swoje ostatnie miejsce pobytu… cóż Dementorzy nie byli zbyt towarzyscy…
Siedziałem w ciemnej celi, słychac było szum wody, jaki wygrywałey zimne ae jeziora, uderzające o stare mury więzienia Azkabanu… Każdego dnia ten właśnie szum przypominał mi o wolności, która utraciłem… A wraz z tym przychodziło mi do głowy pytanie: „Co utraciłeś wraz z tą wolnością?” Odpowiedź była bardzo prosta: Wszystko…
W dniu kiedy po raz pierwszy przekroczyłem próg twierdzy Azkaban poczułem, jak cała moja przyszłość opuszczała mnie bezpowrotnie… Moje życie zatrzymało się w tym momencie, choć na moim ciele było widać znaki czasu, może nawet większego niż upłynął w rzeczywistości… Nie tak to miało wszystko wyglądać…
Coś jednak trzymało mnie zawsze przy zdrowych zmysłach… Ja wiedziałem, że to za co mnie tutaj wsadzili, nie było moją zbrodnią… Chociaż zawsze czułem się winny… Żałowałem, że miałem ten durny pomysł… Wtedy mi się wydawał genialny…. Ale skąd ja mogłem wiedzieć? Gdybym tylko wiedział…

Czterech nastolatków siedziało nad jeziorem na błonach Hogwartu… Ciepły letni wiatr plątał się w moich półdługich włosach, ten sam powiew wiatru czochrał i tak już rozwichrzone włosy Jamesa, który to siedział i patrzył rozanielonym wzrokiem w kierunku pomostu… A czemu tam tak patrzyl? Nie zdziwi nikogo chyba odpowiedź, ze tam właśnie siedziała Lilly Evans, która z książką na kolanach moczyła nogi w ciepłej wodzie…
-Co tak się gapisz na tę rudą szlamę?- uderzyłem kumpla w plecy, śmiejąc się.
-A co ja innego mogę?-odpowiedział. Nie wrzasnął na mnie, że tak o niej powiedziałem. Doskonale wiedział, że nie traktuje ludzi po pochodzeniu, a to był tylko żart.- Sam wiesz, że mnie nie chce…
-przesadzasz.-Starałem się go pocieszyć, tak jak zawsze, bezskutecznie, bo Lilly nie chciała mieć nic wspólnego z tym „bęcwałem” i wolałaby „jeść wiadro ślimaków niż pójść z Potterem na randkę” o tak, takie przyjazne teksty rzucała na jego widok. Fakt, że James źle zabierał się do tego podrywu… On nigdy nie umiał podrywać nie to co ja…- weź się postaraj!
-Starałem! Nie raz i nie dwa…Aż w końcu doszedłem do pewnego wniosku.
-Do jakiego wniosku mogłeś dojść ty bałwanie?- Lunatyk, który właśnie wyszedł z wody usiadł obok nas.
-Tyle mojego co sobie popatrzę…
Obydwaj wybuchnęliśmy śmiechem… To było nieprawdopodobne… James Potter się poddawał. Nie omieszkaliśmy wjechać mu na ambicje. Zaczęliśmy się podśpiewywać z niego i solić złośliwe teksty, o tak ja i Remus, potrafiliśmy manipulować ambicjami Jamesa, kiedy trzeba było go zmotywować do działania.
-Jesteś zbyt mało męski.- powiedział wreszcie Lupin.
-Co?- James był zdziwiony, bo przecież, był drugim, bo zaraz po mnie, chodzącym obliczem seksu.
-Oczywiście. Nie wiesz, że Evans jest raczej wymagająca?
-Co rozumiesz przez wymagająca?
-Oj Rogaś, ona nie poleci na takiego prężącego się matoła, który to myśli „Jaki to ja jestem cudowny, żadna mi się nie opsze”…
-Ej! Ja tak wcale nie myślę!
-No właśnie, że nie! Ty myślisz: „Żadna mi się nie opsze, Evans jest wyjątkiem, który potwierdza tę regułę…”
-A chciał byś obalić ten wyjątek, co nie?
-Głupie pytanie…
-Musisz wyjść na superbohatera…
-Co? – ulubione dziś zadanie Pottera, wciąż je powtarza.
-Wiesz, ona pochodzi z mugolskiej rodziny…
-I co z tego?- zmienił repertuar…
-To na pewno zna te wszystkie supermany, Spidermany czy batmany…
-Wiesz Batmana to szukaj w Slytherinie. Snape się nazywa… - ten żart to się Petigrewowi udał. Śmialiśmy się dobre 10 minut.
James jednak musiał dociec skąd Remus zna się na tych wszystkich mugolskich komiksach.
-Skąd ty o tym wiesz? Ze tacy istnieja?
-Sam mi kupiłeś młocie je na urodziny dwa lata temu…
- a no prawda…
Teraz trzeba było tylko opracować plan. Fakt, że był okrutny…
Zoorganizowaliśmy się dość szybko. Fakt, że byliśmy wybitnie zdolni z transmutacji, nam to ułatwił…
-Jak ja wyglądam?- spojrzałem na swój kostium… Ja nie wiem co ja na sobie miałem? Miałem być jakąś okropną kreaturą, rybą czy co?
-super, do twojej roli idealnie…
-Wiesz, że robię to tylko dla ciebie.- poklepłem Jamesa po ramieniu.- nie spiepsz tego!
Rogaty nic nie odpowiedział. Wiedziałem jednak co pomyślał: „postaram się”.
Wskoczyłem do wody. Peter i Remus przebrani za jakieś stwory mieli ją przestraszyć. Evans nie wiedziała co się dzieje te dwa debile wbiegły na pomost i zaczęły ją straszyć, odwracając w ten sposób jej uwagę kiedy to ja pociągnąłem ją zgrabnym ruchem do wody. Teraz to do akcji wkroczył SuperPotter… Wiatr wiał mu prosto w twarz, ale ten… dzielnie biegł na ratunek ukochanej… wyciągnął ją z wody okładając pięściami zbirów w przebraniach potworów… Znaczy się nas…
Bańka mydlana jednak prysła kiedy Lilly stała już bezpiecznie na pomoście, cała mokra i jeszcze bardziej wściekła kiedy okazało się, że padła ofiarą…
-Ofiarą twoich durnych gierek, Potter? Co ja ci u licha zrobiłam, co? Myślisz, że fajny jesteś? Że wszyscy jesteście?- nie wiem ja ona to zrobiła, bo jak tylko się na nas wydarła wepchnęła każdego z nas do wody… Temperamentna dziewczyna… A Jamesa jeszcze z furią obłożyła książką. Potem jednak jakby złagodniała… Położyła dłonie na jego piersiach… Mieliśmy już wrażenie, że zaraz go pocałuje… bo zbliżyła się do niego, tak że czuł zapach jej ciała i … szepnęła mu do ucha:
-Ciekawe kto ciebie uratuje superbohaterze…
A potem popchnęła go z czystą premedytacją do wody…
Potter się tego nie spodziewał, bo mało nam się nie utopił, Luniek zdążył go pociągnąć do góry, bo ten już krztusił się wodą… to mu jedak nie przeszkadzało by odkrztuszając wodę krzyknąć za rudą;
-I tak było warto, Evans!

[ 1527 komentarze ]


 
10, Placek z jagodami
Dodał Syriusz Black Sobota, 14 Lutego, 2009, 00:01

Wiem, że notki dawno, nie było i że ta króciutka notka nie zaspokoi waszych ambicji... ja wiem... dlatego już dziś zapraszam was na kolejną -SupperPotter i potwory z piekła rodem Gwarantuję w niej mnóstwo huncwockiego humoru, z resztą już sam tytuł o tym mówi. Dodam ją za tydzień :) Jest już napisana i leżakuje na kompie...
Wiem, że rzadko piszę, ale uwierzcie mi, że nie zawsze mogę... nie chce pisać przez siłę i kosztem tego co ważniejsze... Mam nadzieję, że mnie nie zostwicie... i nadal, żadnie, ale jednak... notki będą miały swoją publiczność.
Pozdrwiam serdecznie
Aurora




Moim oczom ukazało się smakowite ciasto, która chłodziło się na parapecie otwartego okna. Czarny pies, który jeszcze przed chwilą szedł drogą, ciągnąc leniwie łapę za łapą, zatrzymał się, a widząc ciasto oblizał się. Zboczył więc mając ochotę je zawinąć i chociaż odrobinę uciszyć oratorium wygrywane przez jego kiszki. Zaczaił się pod oknem i obserwując sytuację, to znaczy czekał aż kobieta wyjdzie z kuchni, mając nadzieję, ze nie sprzątnie wcześniej ciasta, ale ona nie miała zamiaru wyjść…Trzeba było więc odciągnąć ją…
Przeszedłem więc wokół domu… W ogrodzie za budynkiem stała wielka donica, na dość mało stabilnym stoliku. Naskoczyłem na nią i tak jak chciałem, przewróciła się robiąc wielki hałas i rozsypując się o cement w kawałki, kiedy rozpędzony czarny pies skoczył na nią uderzając masywnymi przednimi łapami. Kobieta jak oparzona rzuciła wszystko, czymkolwiek zajmowała się w kuchni i wybiegła na dwór. To była moja szansa, którą z resztą sam spowodowałem…
Parapet jednak był za wysoko, czarny futrzak skakał nie mogą zrzucić talerza z ciastem. Rapsodia w jego brzuchu była przeraźliwa…
-Niech to!- powiedziałem w duchu, zmieniłem się w człowieka zdjąłem sobie z parapetu talerz i zacząłem wpychać do ust wielkie kawałki gorącego ciasta,które to raz po raz parzyło mnie w palce. Byłem jednak tak głodny, że nie robiło to na mnie wrażenia, myślałem tylko o tym by szybko uciszyć przeraźliwe burczenie w moim brzuchu, kiedy z mojego transu wyrwał mnie przeraźliwy wrzask…
Spojrzałem w jego kierunku… Ta kobieta… Ona patrzyła teraz na mnie przerażona.
Jej wielkie niebieskie tęczówki okalały zwężone źrenice, drżała. Widać było, ze była straszliwie przerażona i ja zamarłem…
-spokojnie, nic pani nie zrobię… jestem tylko głodny…- w sumie to nie wiem po co się tłumaczyłem, bo powinienem od razu wziąć nogi za pas i wiać, gdzie pieprz rośnie, po kilku sekundach na to wpadłem…
Wskoczyłem w krzaki zacząłem uciekać, dopiero w gąszczu drzew zmieniłem się z powrotem w czworonoga. Wiedziałem, że muszę wędrować dalej, alr teraz musialem zwiewać jak najdalej z tego miejsca… Kretyn, dałeś się przyuważyć i to jeszcze tak blisko Hogwartu. Przecież powiadomią jakieś władze! Po tym co te ciołki naopowiadały, nie dziwie się, ze mało ducha nie wyzionęła widząc mnie. Mam tylko nadzieję, ze te kiecuchy z ministerstwa nie domyślą się, ze ja zmierzam do Hogwartu…

[ 1169 komentarze ]


 
9.historia lubi się powtarzać
Dodał Syriusz Black Poniedziałek, 22 Grudnia, 2008, 13:21

Kochani moi,
notka specjalnie dla Was z najserdeczniejszymi zyczeniami białych świat, zielonej choinki i kolorowych prezentów pod nią. Niech te świeta będa dla was ciepłe i rodzinne...
.******************************************************

Pędziłem do szkoły czułem jak między pasmami sierści buszują delikatne zawirowania powietrza… Ach, wiatr w sierści i wolność w płucach, która napływała do nozdrzy wraz z każdym wdechem… Kiedy to ja ostatni raz czułem się tak bosko, tak jak teraz? Nie pamiętam! Pamiętam za to smak wolności, jaki czułem po tym jak prysnąłem z domu.

wielka kuchnia w rezydencji Blacków, była królestwem ich domowego skrzata, Stworka, moim zdaniem to był wyjątkowo złośliwy sługa rodziny, w oczach swojej pani jednak znajdował uznanie, może dlatego, że był taki sam jak on? Skrzat przygotowywał strawy, na imieninowe przyjęcie mojej matki. Goście mieli się zejść przed wieczorem, ale dwie ulubienice Valburgi Black już siedziały w salonie popijając herbatke i zajadając się wczorajszym wypiekiem Stworka. Narcyza, która ciągle była na diecie przez to że wprawiana w kompleksy z powodu swojej pulchnej sylwetki od małego ( chociaż tylko jako mały berbeć miała za dużo, dziś wyglądała raczej jak wieszak na ubrania. Z resztą moja matka zawsze musiała mieć się o co czepiac i to wszytsko to jej sprawka), zjadła jedynie jeden kawałek, ale to bardziej z tego, że jej ciotka naległa niż z tego, ze miała ochotę. Tak, ona zawsze była taka, że gdzie ją postawili tam stała, zupełnie jak mój brat. Matka miała nad Regulusem pełną kontrolę, nawet teraz siedział jak plastikowa lalka przy stole i przytakiwał matce. Nie to co Bella, ta czarna suka zawsze miała charakter…Silna i bez skrupułów, z moja rodzicielką potrafiły godzinami rozmawiać podniecając się potęgą i pochwalając krwawe postępki Voldemorta. Tak było i tego popołudnia, nie miałem ochoty słuchać ich ochów i achów, dlatego siedziałem na górze. Zgłodniałem jednak i postanowiłem zejść na dół po coś do jedzenia, żeby dojść do kuchni musiałem jednak przemierzyć salon, a to już była gorsza perspektywa…
Przeszedłem przez pomieszczenie w wypełnione kobietami, nie powiem przecież, ze ta pizda, mój brat, niestety, to mężczyzna; w milczeniu, ani avada, ani kedara… nic po prostu potraktowałem je jak powietrze, tyle, że powietrze nie umie mówic…
-Syriusz! Może byś się przywitał?- warknęła matka.
Podniosłem rękę w geście powitania i powiedziałem wyrażającym z jak wielką radością je widzę:
-Cześć dziewczyny!
Narcyza odmachała mi z obrzydzeniem jedząc po okruszku kolejny kawałek stworkowego ciasta, a Bellatrix krzywo się uśmiechnęła. Znam ją nie tylko na tyle dobrze by powiedzieć, ze to najwieksza zdzira jaką znam, w końcu spędziła ładnych kilka lat po sąsiedzku w celi za swoje zbrodnie w imię swej niespełnionej miłości, ale także wtedy mogłem o niej tak powiedzieć. Przez te wszystkie lata wiele razy przewinęła się przez ten dom, uwielbiała spędzać tu wakacje, gdzie przesiąkała jadem mojej matki. Nawet teraz było widać, ze obok krwi Blacków w jej żyłach płynie też czysty rodzinny jad… Jej twarz była skrzywiona, o tak już wiem, że ma ochotę mi dowalić.
-Może byś usiadł z nami?- powiedziała.
-Wybacz, ale nie mam o czym z wami rozmawiać, a nie widzę celu w tym, żeby siedzieć jak plastikowa…
-Syriusz! Kultury do gości!- warknęła na mnie matka.
Ja byłem wtedy głodny a wiadomo jak kto głodny to i zły.
-Co kultury? Nie będę tutaj siedział i świecił jak on-wskazałem podbrudkiem na Regulusa, nie kryjąc pogardy.- nie mam o czym rozmawiać i nie będę udawał że jest inaczej!
-Syriusz! W tej chwili..
-Nie! nie zamierzam się zamknąć! Chce ze mna rozmawiać to będzie! Wiesz co o tobie myślę?- przed chwilą gadałem do matki a teraz zmieniłem adresata swoich słów z jednej czarnowłosej kobiety przeszedłem wzrokiem na drugą młodszą, resztę pozostawiając obserwatorami.-Że jesteś podłą suką,- matka strzeliła mi w twarz, miałem pecha stać obok niej.- To nic nie zmieni, ze mnie uderzyłaś! Nadal mam swoje zdanie i brzydzę się wami dwiema! Wy nie macie krzty własnej godności? I ja mam być dumny ze jestem Blackiem? W życiu! Nie będę śmierciożercą nigdy nie będę tak jak wy… ścierwem.- gdzie ja zasłyszałem to słowo?- Voldemorta. On jest zerem i wy też!
Bellatrix dopiero teraz obdarzyła mnie gniewnym spojrzeniem, wcześniej miałem wrażenie, że ją to bawi. Matka z kolei zamarła, wiele razy się z nią kłóciłem o SWK, ale nigdy przy świadkach spoza tego domu.
-W tej chwili na górę! I nie waz mi się wychodzić dopóki nie przemyślisz swojego zachowania…
-Możesz mnie zamknąć w pokoju, a proszę bardzo! To i tak lepsze niż siedzieć tu ze zwy…
Narcyza zakrztusiła się ciastem, tworząc w ten sposób niechcący zamieszanie, zaczęła się dusić, a tamte zaczęły ją ratować. Wykorzystałem to i pobiegłem na górę. Nie wiele myśląc wrzucałem wszystko co mi przyszło do głowy do kufra. Zszedłem z nim na dół i nie zwracając uwagi na wrzaski pod moim adresem wyszedłem sobie z domu, trzaskając solidnie drzwiami…
Dopiero jak uszedłem kilkaset metrów zacząłem się zastanawiać dokąd w ogóle pójdę. O tak sam dylemat mam teraz. Historia jednak lubi się powtarzać. Wtedy ruszyłem do Jamesa, zrobiłem to jakoś tak bez zastanowienia. Jego mama cudowna i bardzo gościnna kobieta, nie wiem jakim cudem, bo podobno Black, ucieszyła się szalenie, ze spędzę u nich reszte wakacji, nawiasem mówiąc było mi bardzo rękę, ze jak to ona powiedziała nie wypuści mnie z domu i ze jak to miło, że James mnie zaprosił. Mój przyjaciel jednak wtedy się nie wydał, ze nawiałem z domu i ze wcale mnie nie zapraszał.
-Dzięki za wszystko, stary. Ratujesz mi życie.- szepnąłem do niego, kiedy pani Potter, usłyszawszy moje burczenie w żołądku oddaliła się do kuchni po coś do jedzenia.


Teraz też słyszę ogromne burczenie, ale teraz nie mam już dokąd pójść. Nie ma już mojego najlepszego kumpla, który by mnie znowu przyjął pod swój dach, nie ma już pani Potter, która wcisnęła by mi obiad. Ich już nie ma… Jedyna osoba, która zawsze mi była dobra to Andromeda, ale i z nią kontakty mi się popsuły, to była wina matki… z resztą może gdyby różnica wieku była mniejsza… Kiedyś muszę ją odwiedzić, ale to jak załatwię swoje porachunki…

[ 2299 komentarze ]


 
8. jedyn co mam to wspomnienia
Dodał Syriusz Black Wtorek, 21 Października, 2008, 23:36

Piszę drugi raz i jestem juz zła...
przepraszam, że piszę rzadko, ale na prawdę nie mam czasu by włączyć komputer, może to brzmi śmiesznie, ale tak jest.
Ta notka, hmm... do szczytu marzeń jej daleko, następna bardziej mi się podoba... Tym b ardziej ze troche trzeba było wam na nią czekać, przepraszam.
......................
Harry jest cały i zdrowy… Jaki jestem szczęśliwy! Nic mu nie jest! Uspokoiłem się, zarazem nie przestając o niego martwić… Dokąd mógł pojechać? Mam nadzieję, że w bezpieczne miejsce… Miał różdżkę i kufer, niedługo trafi do Hogwartu… Całe szczęcie praktykuje magię… Ciekawe czy wie… ciekawe czy ktokolwiek u o mnie powiedział? Szedłem do przody podskakując, postanowiłem udać się na północ. Nie mogę drugi raz zaryzykować, teraz muszę wędrować jako pies. Wciąż miałem przed oczyma Harry’ego na którego padało światło z jego różdżki. Ale jaki on jest podobny do Jamesa… ciekaw jestem czy jest równie niepokorny…

Szkolnym korytarzem biegło dwóch ciemnowłosych chłopaków. Obydwaj wysocy z potarganą fryzurą, a jedyne co ich odróżniało w tym półmroku z daleka, to okulary na nosie tego z prawej.
-James! Tutaj!
Pociągnałem go i obaj wleźliśmy za gobelin między zbrojami. To była świetna skrytka, bo w ścianie była wnęka.
Chciało nam się śmiać, ale jednocześnie nie mogliśmy złapać oddechu. Na korytarzu było słychać ciężkie kroki. To był Filch:
-Dorwę was! Wiem, że tu gdzieś jesteście!
Jego chrapliwy głos unosił się echem po pustym korytarzu. Kiedy zadźwięczała zbroja, oboje zamarliśmy, nie może nas znaleźć, tyle razy się tutaj chowaliśmy… nigdy nas nie znalazł, nie wiedział, ze tutaj jest ta wnęka. Jesteśmy ugotowani, jak on nas zapie to w życiu nie wyjdziemy ze szlabanu. Jak będzie nam kazał sprzątać ten cały bałagan…
My to mamy pomysły… rozrzuciliśmy z Jamesem po całym piętrze torebki z zieloną mazia, która przyciągała chochliki, a te to dopiero narobią bałaganu…


Teraz siedziałem sobie pod drzewem, jako psiak, i w uchu śmiałem się z numerów jaki odstawialiśmy szanownemu Argowi  Ciekawe czy jeszcze urzęduje w szkole… Taki jestem ciekaw co się zmieniło w tej szkole… Jestem spokojny o Harry’ego, że żyje, ale nadal marwi mnie, że Glizdogon kręci się gdzieś na wolności.
„zabić, zabić” „Śmierć zdrajcy” tułało mi się po głowie. O tak! Jak dorwe drania to rozwalę, nic po nim nie zostanie. Aktor jeden, nigdy nie posądzałbym go o taki spryt… Tiara się chyba pomysliła powinna go pokierować do Slytherinu. W życiu bym nie pomyślał, ze to wszystko tak się skończy, byliśmy taka zgraną paczką…

Wiosenny powiew wiatru wplątywał się w rude loki Lily Evans, która siedziała na błoniach w towarzystwie swojego chłopaka Jamesa Pottera i jego najlepszych przyjaciół: Syriusza, Remusa i Petera. Głowa Rogacza spoczywała na jej kolanach, ona zaś czytałą książkę podczas gdy chłopcy wyszukiwali najdziwniejsze chmury.
-A patrz na tamtą!- pokazałem palcem na jeden z obłoczków.-Wygląda jak wściekły Flich.
-ta… tylko jest mniej czerwona…-zaśmiał się James.
Remus standardowo pokręcił głowa z politowaniem, zabierając po kryjomu ciastko Peterowi, który popatrzył na niego wzrokiem tak groźnym jakby groził, ze go zabije. Lupin też wiele czytał, teraz zajmował się kolejną książkę, czytał jakąś sagę o czarodziejach. W sumie to trochę dziwne, ale postanowił chyba zmienić encyklopedie na troche lżejszą. Mam tutaj na myśli wagę, tylko i wyłącznie.
-A ta?
-Widzę, wygląda jak ten smok z majtek Ashlee Drews.
-to to były majtki?
Zawsze się zastanawiałem co to było… to było coś dużego… Nie zapomnę też Ashlee, która słała nam obydwu listy miłosne, a w szóstej klasie dostaliśmy od niej nawet komplet bielizny damskiej. Myślała chyba, ze odwzajemniamy jej uczucia, bo odpisuejmy czasem na listy, chociaż dla nas to była kolejna okazja do żartów... my się śmialiśmy, a ona naprawdę się nakręcała, cieszyła się, że jednak komuś się podoba, a nie grzeszyła urodą do tego była strasznie gruba. Cóż jednak dziś bym powiedział, że była bardzo inteligetna, kiedyś jednak średnio się na to zwracało uwagę…
Takie popołudnia jak te były częste, mogliśmy cieszyć się bezpieczeństwem jakie w szkole było pewne. Tutaj władza Lordzie Voldzia nie sięgała.


A dziś? Dziś z tych chwil zostały mi tylko wspomnienia, a i one są dość lakoniczne…

[ 1170 komentarze ]


 
7. Privet drive
Dodał Syriusz Black Niedziela, 28 Września, 2008, 16:26

Dziękuję :* za komentarze.
Ta notka dla Margot, Marty G., Ann Britt,hermiony 18, Syrci,magda-leny, Eveline i kochamwc


---*~~~~*~~~~~~*~~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~*~~~~~~~~

Obudziłem się. Dlaczego ja na to nie wpadłem! Przecież po ich śmierci, mały trafił do rodziny Lilki. Mnie go nie powierzyli, sądząc, ze jestem odpowiedzialny za ich śmierć, rodzice Jamesa już nie żyli, ale z tego co wiem to Evansowie też nie… Zaraz…. A ta siostra… Zaraz, zaraz, ale ona była całkiem antymagiczna… Żart!
Musiałem to jednak sprawdzić. Szukając w myślach jej dawnego adresu, kierowałem się w stronę Londynu. Zanim ja tam dojdę…
-Zawsze igrałem z losem.- pomyślałem.
Wróciłem do postaci Syriusza-człowieka i teleportowałem się na obrzeża Londynu. Ona gdzieś tutaj mieszkała. Zaraz… niech sobie przypomnę.
PRIVET DRIVE!
Mam nadzieję, że nie zmieniła adresu. Znowu jako pies spacerowałem między ulicami. Nie wiedziałem jednak, który to był dom, nigdy tutaj nie byłem. Mijały godziny, a ja nadal nie znalazłem jej domu. Zrezygnowany położyłem się w krzakach, czekając na jakiś znak. Znak, który wskazałby mi gdzie szukać. Ta bezczynność mnie dobijała. Leżałem jak kłoda, zamiast szukać! Przez dziurę w krzakach wpatrywałem się w ulicę, mając nadzieję, jakże głupią, że Harry sam do mnie przyjdzie.
Jednak nie przychodził… Myślałem tempo gdzie mogę go szukać, ale ciężko mi to szło, było tak upalnie… Promienie słońca paliły moją czarną sierść. Krzaki dawały co prawda chłód, ale gorące powietrze nadal mnie uderzało. Byłem spragniony… Nie mogłem myśleć!
Wylazłem z krzaków spoglądając w kierunku jednego z domów po drugiej stronie ulicy gdzie niewysoki rudzielec podlewał szlaufem trawnik przed swoim domem. Wyczekałem moment kiedy wszedł, zawołany przez córkę, do domu. Wreszcie mogłem się napić.
Podbiegłem zatem szybko do węża ogrodowego, szybkimi ruchami języka piłem wodę. Facet jak tylko wyszedł z budynku zaczął wrzeszczeć, to ja dałem nogę,
Chcąc mnie pośpieszyć skierował w moim kierunku strumień wody, nie wiedząc, że większej frajdy w ten upał nie mógł mi uczynić. Wróciłem w krzaki, ale kiedy przebiegałem przez ulicę omal nie wpadłem pod samochód, który chwilę potem zniknął za zakrętem.
Wcześniej jednak prosiakowaty facet, który go prowadził wydał straszny dźwięk, który zapewne miał być trąbieniem…

Ściemniało się… Harry musi tu gdzieś być! Mam takie przeczucie.
-Ej, wy tam mogli byście pomóc mi go spotkać!
Pomyślałem sobie, ale nic się nie działo… w końcu zapadła noc…
Usłyszałem stukot, wyraźnie towarzyszył szybki krokom i to wędrujące światełko, które widziałem spomiędzy gałęzi… Zaciągnąłem powietrze…. Znam ten zapach… jako pies miałem bardzo wyczulony węch. Wyłoniłem się gęstwiny parku i moim oczom ukazał się chłopiec….
Serce zabiło mi mocniej… Ciągnął ze sobą kufer i klatkę z sową, a w ręku miał… W ręku trzymał różdżkę. Światło z niej padało mu na twarz i mogłem wyraźnie zobaczyć okrągłe okulary na nosie i roztrzepaną fryzurę… Całkiem jak…. Rogaś.
Chciałem rzucić się na niego z radości i lizać jak to psy mają w zwyczaju. Byłem tak szczęśliwy!!! Odnalazłem mojego syna! Mojego chrześniaka!
Zanim jednak zdążyłem to zrobić, zauważył mnie i cofnął się, przewracając. Zawahałem się, najwyraźniej się mnie wystraszył. Chciałem podejść do niego.. ale nie wiedziałem już czy powinienem… Zanim jednak odważyłem się postawić kolejny krok nadjechał Błędny Rycerz. Zabierając mi chłopaka z pola widzenia…. Odszedłem.

[ 5643 komentarze ]


 
6. Tato
Dodał Syriusz Black Środa, 17 Września, 2008, 17:07

Kochane moje, dziękuję za wszystkie komcie :D
Hermiono, dziękuję i w razie potrzeby wiem, ze mogę na ciebie liczyc, to miłe,
Kochane moje jak w tej notce zobaczycie jakieś literówki to nie wiem... bo word podkreślił mi tylko słowa: maluszek, pluszaka i jakieś jeszcze dwa. Co do interpunkcji, mam swoja, jużto wielokrotnie mówiła,
pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję, że będzie sie podobać, kolejna notka pt. "Privet drive", notkę będą też dłuższe, obiecuję.
buziaki :***

Zastał mnie mrok. Dlatego postanowiłem skorzystać z okazji, ze nie mogę brnac przed siebie i się zdrzemnąć. Położyłem się pod drzewem, zwinąłem w kłębek. Nawet nie wiem kiedy, ale moje powieki się zrosły…
Szedłem chodnikiem, pchając przed sobą wózek. Obok mnie stąpała młoda dziewczyna. Prowadziłem ją pod rękę, a ona stukała swoimi niewysokimi obcasami, jakby grała na jakimś bębnie.
-To tutaj!
Zatrzymała nas, wskazując ręką na piętrowy domek , po naszej prawej.
-Dziękuję, że znalazłeś dla nas czas.
-nie masz za co. Wiesz, że dla mnie to była przyjemność.
Lily uśmiechnęła się szeroko przeczesują burzę swoich rudych loków. Spojrzała na mnie, a potem kucnęła koło swojego synka, który właśnie wyrzucił z wózka pluszaka.
- Wiem, ale ty masz swoje życie…
-Lily…
Kucnąłem obok niej schylając się po drugą zabawkę, którą mały psotnik Harry wyrzucił z wózka, zdenerwowany faktem, że mamusia zainteresowała się wujkiem, zamiast słuchać jak on wesoło gaworzy do misia.
-Lily, moje życie… wiesz dobrze, że go nie mam.
-Proszę cię…
-Na razie zależy mi na tym, by zapewnić temu łobuzowi bezpieczeństwo.
Podałem małemu zabawkę, wymachując mu nią najpierw przed nosem. Mały zaśmiał się z radości, że znowu jest w centrum uwagi. Lily spojrzała na niego, wtedy oczy jej się zaśmiały. Zaraz potem podałem jej rękę i oboje się podnieśliśmy.
-Nie wiem co bym zrobiła, gdyby jemu się coś stało…
-Ja też nie.
Popchnąłem wózek o parę kroków do przodu, w kierunku domu, na który wskazała przed chwilą. Zastopowałem go przy ścieżce prowadzącej ku drzwiom.
-to ja będę leciał…
-nie wejdziesz na herbatę? Mama na pewno się ucieszy…
-Twoja mama może i tak, ale na pewno nie twoja siostra.
-Siostra? Przecież….
Patrzyła na mnie ze zdziwieniem o czym ja mówię. A ja stałem z rękoma w kieszeni i pokazałem dyskretnie na taras, w którego kierunku odwróciła teraz głowę, siedziała tam jej mama, a obok niej jasnowłosa młoda kobieta. Siedziała sztywno i popijała z filiżanki tak by nie spojrzeć w moim kierunku.
-Sama widzisz…
-Syriusz…
Ucieła zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć. Znowu kucnąłem koło chrześniaka.
-Wujek będzie uciekał.
-teee
Mały odpowiadał mi jak umiał. Złapałem go za rączkę i zrobiłem z nim „cześć”.
-Cześć.
-ceeess
-Byłbyś wspaniałym ojcem.
Lilka patrzyła na nas z góry jak na śliczny malowany obrazek. Zakłóciłem jednak ten widok podnosząc się.
-Co z tego, skoro nie mam matki dla takiego szkraba…
-To jej poszukaj.
-Może kiedyś…
Zbyłem ją i spojrzałem na chłopca, który siedział w spacerowym wózeczku. Byłoby fanie usłyszeć kiedyś „tato”. Co prawda usłyszałem to kiedyś od Harry’ego, który tak trzepnął widząc znajomą męską twarz. Było mi wtedy bardzo miło, poczułem uścisk w piersi, a jakbym się poczuł, gdyby powiedział tak maluszek krew z mojej krwi? Uśmiechnąłem się i zanim odpłynąłem w świat iluzji, postanowiłem się zmyć.
-Przyjść po was, o której?
-Nie musisz przychodzić.
-Nie pozwolę, żebyście chodzili sami, a jak was złapią śmierciożercy? Sama nie masz szansy was obronić.
-Nie będziemy sami, James ma przyjść tutaj po pracy.
-To zmienia postać rzeczy.
Pożegnałem się z nią, pocałunkiem w policzek. Zabrała wózek i poprowadziła go w kierunku tarasu, poczekałem, aż zniknie pod dachem. Kiedy wzięła synka na ręce i on mi pomachał przesyłając ciepły uśmiech. Odmachałem i odwróciwszy się na pięcie skierowałem się w kierunku najbliższego rogu. Pomalowany na żółto domek, pozostawał coraz bardziej za moimi plecami, aż w końcu, nawet gdybym się odwrócił, nie zauważyłbym go, bo zniknąłem za zakrętem. Zatrzymałem się, dotykając policzek w który pocałowała mnie Ruda zniknąłem wywołując jedynie ciche kliknięcie…

[ 1660 komentarze ]


 
5. Musisz już iść, piesku?
Dodał Syriusz Black Niedziela, 07 Września, 2008, 18:28

Oszczędzę wam spekulacji, to nie była pani Figg, po prostu jakaś tam starsza pani...
Notki będę wstawiać mniej wiecej raz na 2 tygonie, może częściej... Postaram się, ale nad tym pamietnikiem jakaś klątwa ciąży normalnie...
ALe ja się nie dam...
Kolejna będzie miała tytuł "Tato".
Pozdrawiam i dziękuję za komentarze.
Cieszę się, że wam sie podoba


Nabierałem sił. Siedziałem w domu staruszki, a ta mnie doglądała. Była szczęśliwa, ze ma zwierzaka, którym mogłaby się zająć. Cieszyła się tym bardziej, że w domu miała czujnego psa, który miała nadzieję w porę ostrzeże ja gdyby kręcił się tu jakis uciekinier. Czuła, że może być narażona na jego atak, w końcu jest samotną, bezbronną starszą kobieta. Nie wiedziała, że nie ma powodów do obaw, a ten, którego tak się obawia leży sobie teraz na ciepłym posłaniu w kącie jej salonu.
Powinienem ruszyć w drogę… Już nie jestem słaby, odżyłem. Nadal jednak mnie szukali. Tutaj byłem bezpieczny, miałem co jeść i wiedziałem na bieżąco co się dzieje. Słuchałem w burczącym odbiorniku radiowym jak postępy w poszukiwaniu mnie nie idą do przodu.
Żal mi było opuszczać tę biedna kobietę. Nie mogłem tutaj jednak zostać. Miałem cos do zrobienia i to nie było byle co…

Podszedłem do staruszki, położyłem pysk na jej kolanach. Jej stara twarz rozweseliła się. Odłożyła druty na stół i zaczęła głaskać.
-jesteś głodny?
Zaskomlałem, pokazując na drzwi.
-chcesz wyjść?
-Tak, ale już nie wrócę.
Chciałem jej powiedzieć, ale ja ja miałem to zrobić. Zaskomlałem jeszcze raz, położyłem łapę na jej kolanie i skierowałem po raz kolejny głową w kierunku drzwi. Zrozumiała.
-chcesz się pozegnać? Musisz iść.
Pokiwałem głową, przytakująco. Jej Gos miał cierpką barwę przepełnioną bólem… Podniosła się i kucnęła przedemną. Przytuliła mocno do piersi. Poczułem się wtedy jakby przytulała mnie kochająca matka, która wyprawia swojego syna w długą podróż. Moja matka chyba nigdy mnie tak nie przytulała, była zawsze taka oschła. Pamiętam za to doskonale jej krzyki, wulgaryzmy pod moim adresem, pretensje, ze jestem wyrodny i niegodzien swojego nazwiska. Nie potrafiła okazywać miłości, może nigdy go nie znała… Nie mogła znieść, ze nie jestem zwolennikiem Voldemorta… Chciała na siłę przeciągnać mnie na tę „dobrą” strone, nie mogąc tego wszystkiego znieść, uciekłem z domu. Od tamtej pory jej nie wiedziałem, ale nie tęsknię…

Starowinka, wyszła ze mną przed dom, ruszyłem w stronę lasu. Nie wiedziałem dokąd zmierzam, ale biegłem przed siebie…
Odtwarzałem w pamięci kolejne słowa, artykułu, który był pod zdjęciem rodziny ze szczurem. Podłym szczurem, który jest okropnym zdrajcą.
Weasley, tak się nazywali. Znam to nazwisko, choć nie bardzo wiem skad, jednak odszukam ich. A potem, zabiję ich szczura.
Wciąż miałem przed oczami to zdjęcie, odtwarzałem w pamięci widok zriunowanego domu w Dolinie Godryka, buzię maleńkiego chłopca z blizną w kształcie błyskawicy. Muszę go odszukać i sprawdzić czy nic mu nie jest. Tylko gdzie on może być?

[ 894 komentarze ]


 
4. Starowinka...
Dodał Syriusz Black Czwartek, 21 Sierpnia, 2008, 19:26

Kobieta u której miałem swój kąt była bardzo samotna, mieszkała w pojedynkę, jej dom wypełniały tylko najpotrzebniejsze rzeczy, co sprawiało, że był dość pusty. Po środku pokoju stał okrągły nieduży stół, a przy nim jeden fotel, po drugiej stronie salonu, przy oknie stała komoda, a na niej radio, które cały czas było włączone, najwyraźniej dotrzymywało jej towarzystwa. Nigdzie nie zauważyłem zdjęć, a to przecież typowe dla starszych ludzi, w ich domach jest pełno oprawionych fotografii i albumów ze zdjęciami, które wspominały by szczęśliwe chwile i przypominały twarze bliskich. Ona chyba nikogo takiego nie miała. Byłem jedynym do którego mogła otworzyć usta, nikt jej nie odwiedzał najwyraźniej sąsiedzi jej nie lubili.
Babulinka siedziała od samego rana w fotelu, opowiadała mi o tym jak jej tutaj źle. Trochę mnie nudziła swoim narzekaniem, z drugiej jednak strony miło była słyszeć czyjś ciepły głos zamiast jęków cierpiących i tych, którzy już postradali rozum. Jej głos był jak muzyka, słuchałem jego dźwięku nie zwracając uwagi na słowa jakie wypowiadała, w końcu zasnąłem unikając jej monologu na kilka godzin, a kiedy się obudziłem już miałem postawiony pod nos talerz z domowym obiadem. Kiedy to ja jadłem porządny obiad? Chyba jeszcze jak żyła Lily, zawsze kiedy do nich przychodziłem wkładała mi talerz własnoręcznie ugotowanej zupy lub czegoś innego co przygotowała. Nie zawsze chciałem jeść, ale nie znała odmowy, to była dziewczyną z którą się nie dyskutowało, zawsze mówiła, że nie ma kto dla mnie gotować, a trzeba od czasu do czasu zjeść coś ciepłego i zawsze kończyła tym samym zdaniem: „Jedz…
-… bo wyglądasz mizernie.
Kobieta powiedziała to, co słyszałem zawsze od Lilki. Czyżby to był znak, żebym tutaj został?
- Widać, że od dawna nie jadłeś porządnego posiłku. Biedactwo, nie ma kto dla ciebie gotować…
Pogłaskała mnie, przesuwając swoją ciepłą pomarszczoną dłoń po mojej czarnej, pozbawionej blasku sierści. Patrzyła jak jadłem, oczy jej się śmiały wraz z każdym połykanym przeze mnie kąskiem. Potem posprzątała i znowu usiadła w fotelu i zajęła się dzierganiem serwetek..
Dzieciaki znowu zawyły przed domem, a po chwili do pokoju przez zamknięte okno wleciał kamień, wybijając szybę.
Zacząłem szczekać i warczeć, nie mogłem zareagować inaczej, gdybym był człowiekiem to bym ich pogonił gdzie pieprz rośnie. Zdenerwowałem się, jak można tak się zachowywać wobec starszej osoby i to jeszcze tak miłej. Doskoczyłem do okna, nie przerywając ujadania na przemian z warczeniem, w końcu pokazałem im zęby, dwóch chłopców, którzy przed momentem pewni heroicznego czynu jakim było wybicie szyby w domu starej dziwaczki, nagle zmiękło, przestraszyli się i uciekli. Nie rozumiem tych dzieci, my też wykręcaliśmy numery w szkole, ale nigdy takie. A może mi się tak wydaje? Może w tym Azkabanie dementory zabiły we mnie duszę chłopca? A może ja tak zdziwaczałem przez te wszystkie lata?
Wstała, wzięła kamień z podłogi i położyła go wiklinowej donicy, w kącie pokoju, miała już stos takich kamieni. Otarła łzę, która popłynęła bezdźwięcznie z policzka i wykręciła numer telefonu do szklarza.
-Wiesz, piesku? Oni mnie nie lubią…
Opadła zniechęcona na swój fotel, odkładając słuchawkę po zakończonej rozmowie. Podszedłem i polizałem ją w rękę. Chciałem ją pocieszyć, okazać to, że ja ją lubię.
-Dziękuję, że mnie obroniłeś. Mają mnie za wiedźmę, ale ja nią nie jestem. Moi rodzice byli co prawda czarodziejami, ale ja nie odziedziczyłam po nich zdolności.
Ona jest charłakiem! To ci masz niespodzianka. Tyle ludzi chodzi po tym świecie, a ja musiałem trafić na taką magiczną, choć nie do końca.
-Ci ludzie niczego nie rozumieją, nie mają pojęcia o niczym…
Staruszka chciała tłumaczyć mi dalej, ale w tym momencie w radu zabrzmiał dźwięk, który kazał skupić się na komunikacie:
-Wiadomość z ostatniej chwili!!! Dziś rano z więzienia o szczególnym rygorze uciekł bardzo groźny przestępca Syriusz Black. Podajemy jego rysopis: Wysoki, szczupły ciemno i długowłosy mężczyzna wiek 40 lat. Jest uzbrojony.
-Ciekawe w co? Chyba we własne zęby.- chciałem powiedzieć sam do siebie, ale wyszło mi jedynie warczenie do odbiornika.- I mam czubie 33 lata.
Kobieta słuchała, nie spoglądałem na nią. Słuchałem i ja uważnie, co mugole mają o mnie wiedzieć.
- Powtarzam jest niebezpieczny! Przejawia uszczerbki w zdrowiu psychicznym. Gdyby ktokolwiek widział tego szalonego mężczyznę prosimy o kontakt najbliższą jednostką Policji.
Serce zaczęło mi łomotać, szukają mnie nie tylko czarodzieje, ale i mugole…
-Myślisz, że ja głupia jestem?
Zamarłem czyżby mnie rozpoznała? Ale jak? Już po mnie…
-Nie mógł debil powiedzieć, że nawiał z Azkabanu? Podziwiam go, bo dotąd nikt stamtąd nie uciekł. A drugiej strony jaki to mus być zwyrodnialec, że tam siedział. Przejawia oznaki choroby psychicznej…-To ją wyraźnie rozbawiło.-Bo jest czarodziejem… Ach te mugole!
Zaczęła mi tłumaczyć co to jest, jakbym nie wiedział. Kobieto ja tam spędziłem ostatnie 12 lat. Wiem lepiej niż ty czym jest Azkaban i dementorzy. Ciągnęła swój wywód… W pewnej chwili wstrzymała oddech z przerażenia, jakby to wszystko w tym momencie do niej dotarło. Zakryła dłońmi swoją starą pełną zmarszczek twarz. a potem powiedziała:
-O mateczko, on może się gdzieś tutaj kręcić, Azkaban, jest na jeziorze... Ja jestem bezbronna…. Dobrze piesku, że mam chociaż ciebie, będziesz mnie chyba bronił przed tym Blackiem?
Szczeknąłem ochoczo. Ze strony Blacka nic pani nie grozi. No, przecież mnie nakarmiłaś i dałaś dach nad głową. Jestem wdzięczny.

[ 1808 komentarze ]


 
3. Nareszcie suchy ląd...
Dodał Syriusz Black Poniedziałek, 11 Sierpnia, 2008, 21:53

Wynurzyłem się z wody i otrzepałem mokrą sierść, rozpryskując krople wody we wszystkich kierunkach. Zimny powiew wiatru, uderzał o mnie mokrego, drżałem z zimna. Na dworze było jeszcze ciemno, byłem zmęczony, ale nie mogłem się zatrzymać. Musiałem oddalić się możliwie jak najdalej zanim się rozwidni. Wtedy zorientują się, że mnie nie ma w mojej celi i zaczną szukać. Brak mi było orientacji czasu. Nie wiedziałem która może być godzina ani ile czasu minęło odkąd prysnąłem z Azkabanu. Wydawało mi się, że jest około trzeciej w nocy, znaczyło to, że jeszcze tylko przez dwie godziny będą myśleli, że jestem tam, gdzie ich zdaniem powinienem być. Wiedziałem, że gdy tylko to nastąpi od razu rozpoczną poszukiwania a im dalej będę ty lepiej dla mnie.
Biegłem ile sił w łapach… a gdy w końcu byłem na tyle daleko by wreszcie móc się zatrzymać z trudem złapałem oddech. Powinienem coś zjeść, żołądek już mi przyrósł do kręgosłupa…. Powinienem też rozejrzeć się za jakąś kryjówką… Zregenerować się i ruszać dalej w drogę. Wiedziałem, że muszę pozostać pod swoją zwierzęcą postacią. Nikt nie wiedział, że jestem animagiem i to dawało mi przewagę. Nie byłem naiwny, wiedziałem, że będą mnie szukać. Zdawałem sobie sprawę, że kiedy tylko podczas codziennego karmienia okaże się, że mnie nie ma podniosą alarm. W głębi duszy, która nadal była w jednym kawałku miałem jednak cichutką nadzieję, że ministerstwo przymknie oko, wyciszy sprawę nie chcąc rozgłosu i afery, że nie upilnowali więźnia. Zdawałem sobie jednak sprawę z tego, że mają mnie za takiego zwyrodnialca, że nie pozwolą mi tak po prostu opuścić po angielsku tej całej maskarady. Wiedziałem także, że wszyscy będą chcieli deptać po piętach Syriusza Blacka, a nikomu nie przejdzie przez myśl by schwytać czarnego bezpańskiego psa pod którego postacią on się ukrywa…
Udało mi się dotrzeć do jakiejś osady ludzkiej, jeśli mam szczęście to jest to mugolska wioska. Nie zapraszała ona swoim widokiem. Niewysokie domki ustawione były po obu stronach ulicy, miały raczej szare barwy. Ogrody przed domami były niewielkie albo w ogóle ich nie było, nie czyniło to okolicy zbyt przytulną. W porównaniu jednak z miejscem gdzie pomieszkiwałem ostatnio mieścina ta była bezkonkurencyjna. Zacząłem spacerować po jej ulicach, na pewno znajdzie się ktoś, kto nakarmi biednego pieska. Ludzie mają słabość do zwierząt, zwłaszcza do takich, które wyglądają na strudzone życiem. Przeanalizowałem szybko w swojej pamięci jak zachowywał się pies mojego wuja. Przypomniałem sobie, że zawsze gdy był smutny podkulał ogon, stawiał ciężko łapy i zawsze miał opuszczony pysk. Nie musiałem zbyt wiele poprawiać w swoich chodzie, wlokłem łapę za łapą niechętnie, co do ogona, powędrował w dół, a pysk… Pysk miałem spuszczony, nie było niczego w górze na czym mógłbym zawiesić wzrok.
Było bardzo wcześnie, dopiero świtało , ulice były całkiem puste, nikt się jeszcze po nich nie kręcił. Może bym się tym cieszył, gdybym nie umierał z głodu i wycieńczenia. Resztkami sił dowlokłem się i położyłem pod drzewem, spod którego był dobry widok na martwą ulicę. Słyszałem jak moje flaki grają mi koncert, ale co mogłem zrobić, jedyne co mi pozostawało to cierpliwie czekać. Rozglądałem się z nadzieją znalezienia chociażby jakiegoś śmietnika, ale nie było nic takiego. Jak pech to pech! Nie produkują oni żadnych śmieci? Dziwne.
Położyłem bezradny swój pysk na przednich łapach. Jaki jestem głodny, a jaki zmęczony… jednak nie zasnąłem. Wpatrywałem się ślepo w ulicę czekając aż ktoś w końcu zechce w niej stanąć. Miałem nadzieję, że jak już ktoś pojawi się to nie zacznie uciekać na mój widok. Dlaczego mieliby uciekać? Jeśli jakaś babcia upatrzy sobie we mnie ponuraka i powie o tym głośno to każdy będzie zwiewał gdzie pieprz rośnie, będę omijać mnie szeroki łukiem i to tak, by na mnie tylko nie spojrzeć. Mugole są takie przesądne, z resztą duży czarny pies, zwany ponurakiem także i wśród czarodziei nie cieszy się dobrą sławą.
Czas mijał, a ja leżałem jakby ktoś oblał mnie cementem, albo bym oberwał drętwotą. Powinienem się oddalać, ale i tak nie miałem siły. Usłyszałem skądś bicie zegara, szukałem źródła tego dźwięku… Dobiegał on z wieży kościelnej. Siedem identycznych uderzeń informowała mnie, że właśnie wybyła godzina siódma. Na pewno już wiedzą, że nawiałem! Założę się, że dementorzy sprawdzają teraz czy nie ukryłem się gdzieś w środku… myślą, ze jestem idiotą? W środku bym się zaszył, a może od razu powinienem wywiesić karteczkę kiedy przyjmuje i tak dalej.
Na ulicy zaczęli pojawiać się pierwsi ludzie, postanowiłem podejść do nich, do swojego i tak ponurego wyrazu dorzuciłem jeszcze uraz stopy, znaczy łapy, ludzie jednak mnie omijali nikt się nie zatrzymał. Kiedy podchodziłem ignorowali albo zbywali. Dopiero późnym rankiem mi się poszczęściło… Z domu na przeciw „mojego” drzewa wyłoniła się starsza kobieta, poszła do sklepu a kiedy wracała zainteresowała się biednym mną. Minęła dwójkę dzieci, które na jej widok rozbiegły się do domów niemalże z płaczem, kiedy tylko na nie spojrzała. Nie powiedziały „dzień dobry,” a ni nic innego. Kobieta podeszła do mnie, miała siwe włosy upięte w kok, jej twarz nosiła znamię wieku, wyglądała na dziwną, ale nakarmiła mnie i niemalże zaciągnęła to swojego domu. Nie bała się mnie i mimo iż w pierwej chwil wzięła mnie za ponuraka, to jak wracała stwierdziła, że nie mogę nim być, że jestem słodkim dużym pieskiem. A nawet jeśli bym nim był to i tak ją nic złego nie czeka, a śmierć jaką nie byłby złym rozwiązaniem…Wiedziałem, że muszę iść, ale z drugiej strony muszę przeczekać, to będzie moja kryjówka. Podniosłem się i podreptałem za staruszką. Drzwi jej domu zamknęły się gdy tylko koniec mojego ogona zniknął za progiem…

[ 2455 komentarze ]


 
2. Wiatr w sierści
Dodał Syriusz Black Poniedziałek, 04 Sierpnia, 2008, 11:34

Dziękuję za ciepłe przyjęcie :) I za miłe komentarze :) A teraz kolejna notka
...........................


Z niecierpliwością czekałem na ostatni promień zachodzącego słońca wpadający do tej paskudnej nory. To były moje ostatnie chwile tutaj. Taką przynajmniej miałem nadzieję.
Serce kołatało mi lekko z podniecenia. Czułem się tak jak kiedyś… To znaczy tak jak przed laty, kiedy to w pewne czerwcowe popołudnie z Jamesem dawaliśmy nogę ze szlabanu by iść na randkę. Umówiliśmy się wtedy z bliźniaczkami, były numery… Kochaliśmy igrać z losem, z nauczycielami i woźnym. Bawiło nas to, ta niepewność czy nas załapią czy nie. Nie baliśmy się, nigdy. Byliśmy nieustraszeni i na dodatek mieliśmy wiecznego farta w tej materii. Z resztą nie tylko w tej…
Jeszcze nie wyściubiłem nawet milimetra swojego nosa z tych zimnych murów, a już zacząłem cieszyć się wolnością. Już rozmyślałem o tym gdzie pójdę, kogo będę chciał zobaczyć i… gdzie będę szukał tej oślizgłej gnidy… Ach! Zacisnąłem zęby. Dorwę go! A wtedy już będzie po nim…
Jęki dobiegające do mych uszu z sąsiednich cel w końcu umilkły, był to znak, że wszyscy już śpią. Było ciemno, ponieważ jedynym światłem były skąpe promienie księżyca, który na dzisiejszym niebie przypominał zaledwie niewielki rogalik.
Ciemne poczwary strzegące więźniów unosiły się lekko nad ziemią patrolując korytarze. Marzyły by ktoś wyszedł z za krat… Czasem zastanawiałem się czy potrafią marzyć czy one cokolwiek czują? Jeśli ktoś choć wychylił głowę dla nich równoważne ze złożeniem na jego ustach pocałunku. Była to ich największą przyjemność, tylko dla nich, bo ktokolwiek dał się skusić na ten pozornie miły gest kończył tragicznie… Zjawa zasysała jego duszę…
Przeszły mnie ciarki na samą myśl takiego pocałunku. Nie mogą mnie złapać! Nie, nie ostatni raz całowałem się… O rany! Jaki szmat czasu temu, ale nie dziękuję. Preferuje panie. Jeśli już miałbym wybierać czy się całować z… to już bym nawet wolał… nie chyba jednak wolałbym tego czarnego bez twarzy niż tego… Nie, nie będę rzygał!
-Black! Opanuj się!
Powiedziałem w myśli sam do siebie. Przymknąłem oczy i wziąłem głęboki oddech. Miałem wszystko opracowane. Od rana, kiedy spostrzegłem tego latającego cudaka o niczym innym nie myślałem tylko nad tym planem. Pozostała mi już tylko realizacja.
-James, Lilly wspierajcie mnie tam z góry! Robię to by wreszcie was pomścić i zrobić to co powinienem wiele lat temu, zająć się waszym chłopcem…
Powiedziałem znowu sam do siebie niemalże bez głosu, nikt nie mógł mnie usłyszeć.
Do dzieła! Zmieniłem się w psa, jak dawno tego nie robiłem... Na szczęście tego się nie zapomina! Fantastycznie znowu było być kudłatym czarnym czworonogiem, wolnym od trosk i obowiązków, aż mi się szczeknąć z radości chciało, ale zdążyłem ugryźć się w ten psi język.
Przecisnąłem się przez kraty. Jako pies miałem szansę, bo pod swoją ludzką postacią nigdy bym się nie zmieścił, a po za tym nawet gdybym próbował od razu bym został zacałowany. Widziałem już jak taki jeden chuderlaczek próbował, biedactwo sprzedał za to duszę…
Już tylko otwór w murze dzielił mnie od wolności… Stąpałem po woli do przodu, każdy krok stawiałem niepewnie. Nie mogą mnie usłyszeć, nie mogą zobaczyć, nie myśl o niczym... powtarzałem sam do siebie w myślach.
Byłem już tak blisko wyjścia, kiedy sparaliżował mnie okropny ziąb. Dementor zatrzymał się tuż obok mnie, trącając kawałkiem tej swojej czarnej szmaty, w którą jest przyodziany. Znowu te wstrętne dreszcze. Niech sobie już stąd spada! Chcę stąd wyjść! Wiem, że nie stał długo, ale mi ten moment dłużył się w nieskończoność, przestałem nawet oddychać, tak zapobiegawczo. Przyśpieszyłem na wypadek gdyby miał pomysł się wrócić, nie wiem sam kiedy to się stało, ale już przeciskałem się przez dziurę. Nie była ona zbyt wielka, gdybym nie był taki wychudzony, całkiem możliwe, ze bym się nie zmieścił. Udało się jednak moje łapy stały już na krawędzi wysokiej skarpy.
Powiew świeżego powietrza napłynął do moich nozdrzy. Nie pamiętałem już jak pachnie świeży wiatr, w murach Azkabanu cuchnęło niemiłosiernie. Tutaj wiatr plątał się w sierci, głaskając ją. Dawał poczucie swobody...
Spojrzałem w dół, wszędzie była woda. No, tak więzienie jest na wyspie, ładny kawałek od lądu. Zapomniałem o tym.
Nie było ani jednej łódki. Myśl Łapa, myśl! Rogaś, pomocy! Nie dam rady się teleportować, raz, że mnie wykryją, a dwa tutaj się zapewne nie da. Muszę płynąć, albo wracać… Nie musiałem oglądać się za siebie, wiedziałem, że dobrowolnie nigdy tam nie wrócę.
Nie miałem innej opcji. Zrobiłem dwa kroki do tyłu, a potem do przodu, odbiłem się mocno łapami…
Czarny pies wynurzył się spod wody i zaczął płynąć w kierunku lądu. To była jego jedyna szansa na ocalenie. Przeprawa przez wodę nie była łatwa dla mnie wycieńczonego, ale to co sobie obiecałem napędzało mnie. Płynąłem długo, ale nie mogłem się poddać, nie teraz…

[ 1592 komentarze ]


1 2 3 »  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki