Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Pamiętnikiem opiekuje się Selena
Do 5 marca 2009 roku pamiętnikiem opiekowała się Mysia-Karolina

  Znowu podejrzane drzwi
Dodał Nevill Poniedziałek, 27 Lipca, 2009, 17:54

No, Wampirzyco, bardzo Ci dzi�kuj� :-) . I wszystko (no dobra, prawie wszystko ;-)) wyja�ni si� w kr�tkiej, ale tre�ciwej nast�pnej notce. Pozdrawiam moich nielicznych czytelnik�w i zapraszam do Hermionki.

Przesta�em ju� w og�le uwa�a� na lekcji. Kiedy� przynajmniej stara�em si� s�ucha� McGonagall, ale teraz jako� odechcia�o mi si� bezskutecznie pr�bowa� zamienia� mysz w ig��.
Rose. Co to by�a za dziewczyna? Czym si� kierowa�a? Strachem? Zastanowi�em si�. Co je�eli kto� j� torturowa�, a ona chce si� na nim zem�ci�? Chyba powinienem to komu� powiedzie�. Po pierwsze: nie wolno u�ywa� zakl�� po lekcjach, po drugie: zakl�cia niewybaczalne s� niewybaczalne. Pierwszy pow�d do mnie jako� nie przemawia�, ale drugi- owszem. Ja nigdy nie pr�bowa�bym u�ywa� t a k i c h zakl��. Ale ona najwyra�niej nie by�a mn�.
P�aka�a- przypomnia�em sobie. Wtedy, kiedy wszed�em do znikaj�cego pokoju… Nagle si� ockn��em. Drzwi! Mia�em je obejrze� ju� dawno, dawno temu! Nie zrobi�em tego. Obieca�em sobie, �e zrobi� to od razu po lekcji.
-Longbottom.- powiedzia�a ostro McGonagall.- Czy ty chocia� pr�bowa�e� zamieni� t� mysz?
Z min� winowajcy spu�ci�em g�ow� i z uwag� wpatrywa�em si� w swoje czarne buty. Widzia�em jak pani profesor wzdycha z rezygnacj�.
-Zostaniesz ze mn� po lekcji.- oznajmi�a.
I tak upad� m�j wspania�y plan odkrycia tajemnicy Znikaj�cych Drzwi.
*
-Longbottom, widz�, �e czym� si� martwisz.- zacz�a McGonagall patrz�c si� na mnie z uwag�.- Wiesz, �e mo�esz mi o tym powiedzie�? Postaram ci si� pom�c. Nauczyciele, nie s� tylko po to, �eby kara�, czy uczy�. Wiem, �e nie masz �atwo- twoja babcia jest bardzo wymagaj�ca- dlatego chcia�abym, �eby� zrozumia�, �e my- nauczyciele- nie jeste�my potworami. Chcia�by� mi co� powiedzie�?
Jej ton g�osu- �agodny, spokojny, prawie czu�y- zaskoczy� mnie. Nie podejrzewa�em, �e McGonagall mog�aby si� do mnie w ten spos�b odezwa�. Oczywi�cie, nie by�a jakim� mutantem, potworem, czy innym gadem, ale kojarzy�a mi si� raczej z kim� surowym, trzymaj�cym si� sztywno wyznaczonych sobie i innym zasad. Zastanowi�em si�. Mia�em jej teraz opowiedzie� o Rose? To by�a jedyna okazja. Innej mog�em nie dosta�. Rose mia�a jakie� usprawiedliwienie- to na pewno. Ale co z tego? Czy takie post�powanie, mog�o cokolwiek usprawiedliwi�? Raczej nie. Ju� otwiera�em usta, aby wyja�ni� McGonagall, co my�l� o c�rce Dumbledore’ a, ale przed oczami pojawi�a mi si� jej twarz. Blada, z �agodnym spojrzeniem.
-N… nie.- wyduka�em w ko�cu.
Zbeszta�em si�. Co ja wyprawiam? Ona rzuca�a zakl�cia niewybaczalne, jak doros�a osoba, z wieloletnim do�wiadczeniem. Przemkn�o mi przez g�ow�, jedno s�owo- wampir. Odrzuci�em je natychmiast. To by�o niedorzeczne! Wampiry nie istnia�y. Owszem, czarodzieje tak, ale nie wampiry! Obce gatunki! Mo�e jeszcze UFO? Wilko�aki? Mutanty? Nie, nie, nie. Chyba powinienem si� przespa�, je�eli takie pomys�y chodz� mi po g�owie.
Nie zwr�ci�em nawet uwagi na McGonagall, kt�ra patrzy�a si� na mnie z niepokojem. Pogr��ony we w�asnych rozmy�laniach wyszed�em z sali.
-Dzi�kuje.- mrukn��em tylko cicho, wychodz�c.
Postanowi�em od razu przej�� do Znikaj�cych Drzwi. Im szybciej dowiem si�, co jest grane tym lepiej. Mo�e przy okazji spotkam gdzie� Rose, us�ysz� jak�� plotk� o stanie zdrowia Goyle’ a? Pogr��ony w rozmy�leniach, doszed�em do miejsca, gdzie powinno znajdowa� si� wej�cie do tajemniczego pokoiku. Nic, czysty marmur. Beznadzieja. Dotkn��em zimnej �ciany, chc�c wyczu� jakie� drgawki, albo wgniecenie. Nic. Obejrza�em si� za siebie. Musia�em wygl�da� jak idiota. Idiota, chory na umy�le.
-Cze��.- us�ysza�em g�os za swoimi plecami.
Wzdrygn��em si� i szybko za siebie odwr�ci�em. Za mn� sta�a pi�kna jak zawsze Rose. Nie u�miecha�a si�, ani nie p�aka�a. By�a bardzo powa�na.
-Mog�abym z tob� porozmawia�?- spyta�a patrz�c si� na mnie.
Skin��em g�ow�. Rose wyci�gn�a r�k� i si�gn�a za klamk� znajduj�c� si� za mn�. Ze zdziwienia otworzy�em oczy. Co to mia�o by�? Ogl�dam �cian� sam- drzwi nie ma. Przychodzi Rose- drzwi si� pojawiaj�? Wytrzeszczaj�c oczy, wszed�em za dziewczyn� do pokoju. Kiedy przej�cie zamkn�o si� z g�o�nym trzaskiem, podskoczy�em nerwowo. Ba�em si�. Tak, ba�em si� dziewczyny! Ba�em si� c�rki Dumbledore’ a! Ba�em si� Rose! By�em �a�osny. Czarnow�osa zauwa�y�a m�j odruch i westchn�a cicho.
-Nic ci nie zrobi�.- po czym usiad�a na sofie i poklepa�a miejsce ko�o siebie.- Usi�d�.
Spojrza�em si� na ni� z pow�tpiewaniem, ale pos�usznie spe�ni�em pro�b�. Rose spojrza�a si� mi g��boko w oczy. Nadal by�y czarne, ale patrzy�y na mnie z uczuciem- l�kiem, smutkiem, nadziej�.
-Czy chcia�by� wys�ucha� mojej historii?- spyta�a.
Skin��em g�ow�.

[ 2411 komentarze ]


 
Rozmowa z Dumbledore' em i zakl�cia niewybaczalne
Dodał Nevill Wtorek, 14 Lipca, 2009, 16:07

T� notk� dodaj� tylko dlatego, poniewa� zobaczy�am upragniony 1 komentarz pod Wpisem Si�dmym. Ale prosz� Was- komentujcie wi�cej!!

Odwr�ci�em si� gwa�townie. Ale za mn� sta� tylko Harry. Jego zielone oczy przygl�da�y mi si� badawczo, ale stara�em si� robi� wra�enie, �e si� tym nie przejmuje. Tak naprawd�, ca�y wrza�em w �rodku. Czy dowiedzia� si� o Znikaj�cych Drzwiach, p�aczu Rose, li�cie do babci, albo o innych rzeczach, kt�rych nie powinien wiedzie�?
-Porozmawia�em z Dumbledore’em.- powiedzia� normalnym tonem, ale zielone oczy wci�� wpatrywa�y si� we mnie podejrzliwie.
-C… co?- spyta�em do ko�ca nie rozumiej�c.
-Porozmawia�em z Dumbledore’em.- powiedzia� znowu Harry.- O Malfoy’u.
-Och, tak! Tak!- moja blada twarz zn�w zacz�a przybiera� rumie�c�w. Tylko o to chodzi�o!- I co?
-Chce z tob� m�wi�.- odpar�.
-Kto?- nadal nie rozumia�em.
-Dumbledore.
Popatrzy�em si� na niego niedowierzaj�c. Dyrektor chcia� rozmawia� z e m n �? Po co? Przecie� Harry mu wszystko wyja�ni�. Zreszt�, nie by�o tego wiele. W ko�cu to tylko informacje o tym, co widzia�em i co o tej sprawie my�l�. Poza tym, kto powiedzia�, �e moje przypuszczenia s� s�uszne? Mo�liwe, �e to by� farbowany blondyn, kt�ry teraz jest kruczoczarny. Wci�� maj�c oczy szeroko otwarte, pod��y�em za Harry’m.
Nagle dotar�o do mnie, �e jeszcze nigdy nie widzia�em gabinetu dyrektora. Chyba nikt nie widzia�, opr�cz Harry’ego, kt�ry teraz prowadzi� mnie przez schody. Jego zielone oczy uwa�nie bada�y drog�. Do g�owy przysz�a mi my�l, �e mo�e nie powinni�my tutaj by�, ale dlaczego? Zabronione by�o odwiedzanie profesor�w?
W ko�cu doszli�my do celu. Stan�li�my przed wielkim gargulcem, kt�ry zas�ania� �cian�.
-Kocio�kowe pieguski.- powiedzia� Harry stanowczo, na co pos�g odskoczy�, ukazuj�c przej�cie i ci�gn�ce si� w g�r� schody.
-Dyrektor ju� czeka.- doda� tylko pos�g.
Zaskoczony wszed�em za Harry’m i stwierdzi�em, �e znajduje si� tu tylko kilka pierwszych schod�w, natomiast drzwi widzia�em daleko w g�rze. Pytaj�co spojrza�em na przyjaciela, ale on tylko u�miechn�� si� tajemniczo. Schody ruszy�y. Paln��em si� r�k� w czo�o- pewnie, �e schody si� porusza�y! W ko�cu to gabinet dyrektora Hogwardu! Komu chcia�oby si� pokonywa� tyle stopni, by napi� si� herbaty?
Po kr�tkiej przeja�d�ce dotarli�my do du�ych, d�bowych drzwi (nie zauwa�y�em na nich ani jednej rysy). Harry zapuka� lekko.
-Prosz� wej��.- odezwa� si� kto� z wn�trza pokoju.
Cicho otworzy�em drzwi (nie zaskrzypia�y ani razu) i wszed�em do �rodka. Kiedy ujrza�em wn�trze nogi si� pode mn� ugi�y.
W oczy najbardziej rzuca� si� przepych i luksus, kt�ry bi� ze wszystkich rzeczy znajduj�cych si� w gabinecie. Zdobione obrazy, w z�otych ramach; ozdobne, drewniane szafy, kredensy i p�ki; posrebrzane i poz�acane wykrywacze z�odziei, globusy i inne podobne ozdoby. Zauwa�y�em nawet z�ocist� klatk� dla ptaka, a w niej pi�knego, du�ego Feniksa.
Z tego wszystkiego wyr�nia�o si� tylko proste, drewniane biurko i zwyczajne obrazy przedstawiaj�ce poprzednich dyrektor�w szko�y. Za krzes�em, natomiast siedzia� Albus Dumbledore.
-Witajcie, siadajcie, rozgo��cie si� i czujcie jak u siebie w dormitorium.- powiedzia� z u�miechem, wyczarowuj�c dla nas dwa wygodne krzes�a.
Nadal zdziwiony i przyt�oczony luksusem gabinetu skierowa�em si� w stron� krzes�a.
-Panie Longbottom.- powiedzia� profesor.- Chce mo�e pan cytrynowego dropsa?
-S�ucham?- spyta�em zdziwiony sadowi�c si� na siedzenie.
-Cytrynowego dropsa.- powt�rzy� dyrektor, podaj�c mi paczuszk� ��tych cukierk�w- To takie cukierki mugoli. Naprawd� polecam.
-Eee… nie dzi�kuje.- odpar�em oszo�omiony.
-Harry, skosztujesz?
-Dzi�kuje, profesorze.- powiedzia� przyjaciel si�gaj�c po cukierka i wk�adaj�c do buzi.
Ze zdziwienia musia�em pokr�ci� g�ow�. Przede wszystkim gabinet dyrektora wyobra�a�em sobie troch� inaczej. My�la�em, �e jest mniejszy i bardziej skromny- do Dumbledore’a w og�le nie pasowa�a pycha i przepych. Dla mnie zawsze by�o to pokoik z �cianami z drewna, drewnian� pod�og�, biurkiem i kilkoma obrazami. Po drugie zainteresowa� mnie Feniks. To mi ju� bardziej pasowa�o do dyrektora. Ptak, kt�ry leczy rany w�asnymi �zami. Zastanawia�em si�, czy to Fawkes, o kt�rym opowiada� mi kiedy� Harry. Spojrza�em jeszcze raz w stron� klatki- ten ptak uratowa� kiedy� mojego przyjaciela. Zdawa� sobie z tego spraw�? Raczej nie…
-Panie Longbottom, pozwolisz, �e b�d� si� zwraca� do pana po imieniu. Ta forma mnie strasznie m�czy.- zwr�ci� si� do mnie Dumbledore.
-Dobrze, panie profesorze.
-�wietnie! A wi�c skupmy si� na istocie sprawy. Harry opowiedzia� mi ju� troch� o twoich podejrzeniach, ale potrzebne mi szczeg�y.
Przytakn��em.
-Przede wszystkim, czy jeste� pewny, �e osoba by�a twojego wzrostu?
-Tak, profesorze.- odpar�em.- To znaczy, tak mi si� wydaje. Tak s�dz�. Posta� zosta�a dobrze o�wietlona zakl�ciem, ale �eby tak dok�adnie okre�li�… Dobrze si� rysowa�a na tle drzew… Kontury…
-Rozumiem. Czy jeste� pewny, �e to by� g�os m�ski?
-Tak, ca�kowicie, panie profesorze.- odpowiedzia�em stanowczym g�osem, kt�ry sam mnie zaskoczy�.
-Widzia�e� jeszcze jakie� szczeg�y dotycz�ce wygl�du?
-Nie, profesorze.
-Opisz mi dok�adnie ca�� sytuacj�.
Zacz��em opisywa�. M�wi�em i m�wi�em i m�wi�em, a� w ko�cu zupe�nie zasch�o mi w gardle. Dziwne, zwa�ywszy, �e sytuacja by�a do�� kr�tka. W sumie tylko us�ysza�em krzyk. Nie licz�c szczeg��w.
-Potem widzia�em ju� tylko, jak ta osoba idzie do Zakazanego Lasu. A raczej biegnie. Panie profesorze…- zacz��em, ale nagle kto� wszed� do pokoju.
Kto� o d�ugich czarnych w�osach, zielonych oczach i szczup�ej sylwetce. Rose. Serce zacz�o mi szybciej wali�. W gabinecie zaleg�a taka cisza, �e wydawa�o mi si�, �e wszyscy je s�ysz�. Raz dwa, raz dwa, raz dwa. Kiedy wzrok dziewczyny spocz�� na mojej twarzy, t�tno gwa�townie mi przy�pieszy�o. Raz dwa trzy, raz dwa trzy, raz dwa trzy. Rose zamruga�a, a jej mina nabra�a srogiego wyrazu.
-Nie b�d� przeszkadza�.- mrukn�a tylko i wysz�a trzaskaj�c drzwiami.
-Nie przejmujcie si� ni�.- powiedzia� wyra�nie strapiony dyrektor.- Taki wiek. Mo�ecie ju� i��.
Wyszed�em razem z Harrym. Za drzwiami sta�a w�ciek�a jak osa Rose. Wesz�a szybko do pokoju i zamkn�a za sob� drzwi. Strapiony ponuro westchn��em. Czemu mnie tak bardzo nienawidzi�a?
*
Zacz�a si� lekcja eliksir�w. Ku mojemu przera�eniu przerabiali�my eliksir wieloskokowy. Czemu by�em przera�ony? Ot�, takiego skomplikowanego eliksiru, nigdy nie widzia�em na oczy. Ba! Nawet o nim nie czyta�em. Wprawdzie ma�o czytam gazet o eliksirach, ale pomimo to… Snape jak zawsze musia� odezwa� si� do mnie z�o�liwie:
-No i co, Longbottom?- spyta�.- Cia�o przerasta mo�liwo�ci?
�lizgoni zgodnie zarechotali, natomiast Harry popatrzy� na mnie wsp�czuj�co. W�a�nie uczyli�my si� o sk�adnikach eliksiru, kiedy drzwi niespodziewanie si� otworzy�y. Z uniesion� wysoko g�ow� i determinacj� w oczach wkroczy�a Rose. Wszyscy wpatrywali si� w ni� otwartymi oczami. C�rka dyrektora jeszcze nigdy nie ucz�szcza�a na publiczne lekcje. Podejrzewa�em, �e uczy j� jej ojciec, ale kto to wie? Mo�e w og�le si� nie pobiera�a nauk?
-Witaj.- powiedzia� zimno Snape, po czym rozejrza� si� po sali, a na jego twarz wst�pi� z�o�liwy u�mieszek.- Usi�dziesz ko�o Longbottoma, bo tylko tam jest jeszcze wolne miejsce. Przykro mi, �e musia�a� trafi� akurat na niego, bo on przecie� nie potrafi nawet odpowiedzie� mi nie j�kaj�c si�.
Sala wype�ni�a si� cichymi chichotami, a �lizgoni zni�yli si� nawet do gwizd�w. A� czu�em, �e p�on�. Nie by�em w�ciek�y- by�o mi po prostu bardzo, bardzo, bardzo, bardzo g�upio. Spu�ci�em wzrok, a w mojej g�owie pojawi�a si� kompromituj�ca my�l: „Czemu akurat ja?”. Zastanawiaj�c si� nad tym faktem, jednocze�nie obserwowa�em Rose. Jej twarz nadal by�a nieprzenikniona. Czasami mia�em wra�enie, �e Snape udzieli� jej paru wskaz�wek, jak nie okazywa� swoich uczu�. Nadal trzymaj�c g�ow� wysoko uniesion� usiad�a na miejscu obok mnie. Z przykro�ci� stwierdzi�em, �e nawet si� na mnie nie spojrza�a. Zupe�nie mnie ola�a. Moja samoocena jeszcze bardziej spad�a, chocia� nie mia�em poj�cia jak to mo�liwe- by�a ju� i tak wystarczaj�co niska. Wr�cz zerowa.
Snape znowu zacz�� co� t�umaczy�, ale ja ju� odp�yn��em. Ukradkiem zerka�em na Rose. Co� mnie w niej przyci�ga�o, nie mog�em oderwa� od niej oczu. Ona mnie fascynowa�a, ale jednocze�nie przera�a�a. Jej d�ugie czarne w�osy, zakrywa�y jej blad� twarz. Wygl�da�a jak… wampir. Pr�bowa�em si� za�mia� w duchu, ale co� mi nie wysz�o. Postanowi�em skupi� si� na innych pozytywnych cechach dziewczyny. Mo�e oczy? Du�e i ciemnozielone. Pi�kne. I w�a�nie wtedy na mnie zerkn�a. Otworzy�em usta ze zdziwienia. Czy to by� przypadek? A mo�e �wiat�o pada�o inaczej ni� w Wielkiej Sali? Albo mia�em urojenia, albo jej oczy zmieni�y kolor na czarny. Otrz�sn��em si�. Dosta�em drgawek. Snape spojrza� si� na mnie z odrobin� niepokoju i pogardy.
-Longbottom, a ty co tutaj nadal robisz? Biegnij do piel�gniarki!
Pos�usznie wsta�em i wyszed�em z sali. Jej oczy… Nie mog�c przesta� o tym my�le� pobieg�em prosto przed siebie. W ko�cu dosta�em si� przed drzwi do dormitorium. Otworzy�em je i poleg�em na ��ku. Moje serce wali�o jak oszala�e, po czole sp�ywa�y str�ki potu, nadal dr�a�em. Co to by�o? Jej oczy… Pi�kna ziele�, zamieni�a si� w… czer�. Jak? Jak? Powtarza�em to pytanie w my�li, nie mog�em si� opanowa�. Czemu to tak na mnie zadzia�a�o? Mo�e to po prostu �wiat�o inaczej pada�o? Czemu zareagowa�em tak gwa�townie!? My�l�c nad tym powoli si� uspokaja�em. Wzi��em par� g��bokich oddech�w i spojrza�em na zegarek, le��cy na mojej szafce nocnej. Lekcja ju� si� sko�czy�a, ale w�tpi�em, czy kto� zabra� moje rzeczy z sali. G��boko nabieraj�c powietrza do p�uc, wyszed�em do hollu.
Par� os�b przes�a�o mi pogardliwe spojrzenia. Zadziwiaj�ce, jak szybko wie�ci rozchodz� si� po Hogwarcie. Lekko dr��cym krokiem ruszy�em przed siebie. Mia�em nadziej�, �e sala eliksir�w jest jeszcze otwarta. Je�eli nie, b�d� musia� opu�ci� pocz�tek transmutacji. W�tpi�em, �eby McGonagall usprawiedliwi�a mi to sp�nienie. Dotar�em wreszcie przed drzwi. Popchn��em je lekko i z ulg� stwierdzi�em, �e bez trudu si� otworzy�y. Spokojnie wszed�em do �rodka, kiedy nagle…
-Crucio!- wrzasn�a blada dziewczyna, kieruj�c r�d�k� na paj�ka.
Patrzy�em os�upia�y, jak biedny owad zwija si� z b�lu. Przypomnia�em sobie rodzic�w. Ich twarze. Rose. Co ona robi�a?
-Przesta�!- wrzasn��em.
S�dz�c po tym, jak si� na mnie spojrza�a, zdecydowanie za g�o�no. Ale co ja na to mog�em poradzi�? To nie ja ucz� si� zakl�� niewybaczalnych, w zamkni�tej sali eliksir�w.
Blada twarz dziewczyny patrzy�a na mnie przera�ona. Ze zdziwieniem ujrza�em… �zy. Jedna za drug� skapywa�y jej po policzkach. Nie mia�em poj�cia co robi�. Uciec? Powiedzie� co�? Milcze�? A mo�e j� przytuli�? Nie, nie, nie i jeszcze raz nie!
-Co… co ty teraz o m… mnie my�lisz?- spyta�a szlochaj�c.
Dziwne pytanie. Sta�em tam przera�ony i nie wiedzia�em co powiedzie�. Co ja o niej my�la�em? Przera�a�a mnie, to na pewno. Ba�em si� jej. Ona rzuca�a zakl�cie niewybaczalne. �wiczy�a je. Po co? Kogo chcia�a dr�czy�? Ona nie wiedzia�a jaki to b�l. Ja te� nie, ale z �atwo�ci� mog�em si� domy�li�. Rose widocznie tego nie rozumia�a. Nie potrafi�a tego odczu�. I nagle odpowied� przysz�a �atwo.
-Czuj� odraz�. Do ciebie.- po czym mimowolnie skrzywi�em si�.
Co ja robi�?- beszta�em si� w my�lach. Ona rzuca zakl�cia niewybaczalne, jak jaki� Sam- Wiesz- Kto! Sk�d mog�em wiedzie�, �e nie rzuci go na mnie? Sk�d si� u mnie wzi�a ta przekl�ta odwaga? Czemu ja to powiedzia�em? Jak ja to wymy�li�em? Musia�em skrzywi� si� ponownie, bo w g�owie zacz�� pulsowa� mi t�py b�l. Nie chcia�em okaza� jej, �e p�kam. Mimo, �e prawie umiera�em ze strachu.
-Brzydzisz si� mnie?- spyta�a p�acz�c jeszcze bardziej.- Czemu? Dlaczego? Nic o mnie nie wiesz! Nie wiesz, czemu robi� to co robi�!
Zastanowi�em si� nad jej s�owami. Faktycznie nie wiedzia�em.
-To mi wyja�nij.- o�wiadczy�em.
Po raz kolejny nie mog�em zrozumie�, sk�d wzi�a si� u mnie taka odwaga. Mo�e to dlatego, �e tak bardzo si� ba�em, zacz��em by� odwa�ny? Te dwa uczucia ��czy cienka granica. Jak rado�� i smutek. Tylko sk�d ja to wiedzia�em?
-Nie mog�. Uwierz mi, nie mog�.- powiedzia�a.
Mia�a czerwone, podpuchni�te oczy, plamy na policzkach i b�agaln� min�. Pomimo, �e nie wygl�da�a ju� tak �adnie, nie mog�em jej zostawi� na pastw� losu.
-Rose, co si� dzieje?- spyta�em.
Chcia�em do niej podej��, obj�� j� ramieniem, pocieszy�. Ale nie potrafi�em. Nie mia�em do�wiadczenia z dziewczynami. W niczym nie mia�em do�wiadczenia, a nie chcia�em jej urazi�. Poza tym, nie chcia�em si� ruszy�. Gdybym zrobi� krok do przodu, kto wie, czy bym nie upad�?
-Ja… wyja�ni� ci p�niej. Teraz musz� i�� na lekcje.- mrukn�a smutno, po czym wypad�a z sali.
Sta�em tak jeszcze os�upia�y przez kilka minut, ale w ko�cu si�gn��em po zostawion� torb� i uda�em si� na lekcj� transmutacji, kt�ra dawno si� ju� zacz�a.

[ 1669 komentarze ]


 
Drodzy Potteromaniacy!!
Dodał Nevill Środa, 24 Czerwca, 2009, 09:05

Chcia�abym Was o czym� oficjalnie poinformowa�. Ot� kiedy zagl�dam na t� stronk� i widz� ��ty napis pod moj� notk� „Brak Komentarzy” to co� mnie �ciska w do�ku. Chcia�abym og�osi�, �e pod moj� notk� musi by� przynajmniej jeden komentarz, abym doda�a nast�pn�. Nie s�dz�, �e to jakie� du�e wymagania, szczeg�lnie, �e ZKP sprawdza pami�tniki raz na miesi�c (przynajmniej tak mi si� wydaj�). A wi�c pod tym wpisem ma si� znale�� jeden komentarz, ale nie typu „Wpadnij do mnie!” tylko normalny komentarz z uzasadnieniem itp. itd. Chcia�abym mie� �wiadomo��, �e kto� czyta te moje wypociny i albo mu si� one podobaj� albo nie.
P.S. Chcia�abym te� pozdrowi� Syrci� (autork� Nowej Ksi�gi Huncwot�w i pami�tnika R. Lupina) i przeprosi� za to, �e nie dodaje pod jej notkami koment�w, ale kiedy pr�buje m�j komputer nawala. Pozdrawiam tych nielicznych, kt�rzy komentuj� moje wpisy (czasami) i zapraszam do Hermionki.

[ 5756 komentarze ]


 
Wpis si�dmy.
Dodał Nevill Wtorek, 16 Czerwca, 2009, 21:26

Bardzo przepraszam Was, �e d�ugo nie wkleja�am noci, ale nast�pi�y pewne komplikacje, nie mog�am dosta� si� na stron� itp. itd. Poniewa� napisali�cie tyle komentarzy, �e chcecie d�u�szych notek, postanowi�am wklei� dwie notki zamiast jednej. Ch�tnie pisa�abym je d�u�sze, ale notki pisa�am z wyprzedzeniem i teraz nie mog� ich zmieni�. Mam nadziej�, �e moje wpisy spodobaj� si� Wam jak poprzednie. No i oczywi�cie komentujcie, krytykujcie i (przede wszystkim) chwalcie!

Gwa�townie si� przebudzi�em. Noc jeszcze trwa�a. Zdziwiony przypomnia�em sobie sw�j sen:
By�em w domu. Le�a�em w ��ku, kiedy nagle na m�j brzuch wskoczy�a Rose. Poczu�em du�y ci�ar, mimo, �e dziewczyna zdawa�a si� krucha i szczup�a. Zaraz potem na Rose spad�y du�e drzwi- takie jak od tajemniczego pomieszczenia, w kt�rym p�aka�a. Na nie za� spad� Goyle. Pr�bowa�em si� podnie��, ale nie mog�em. Rose, Goyle i drzwi przyt�aczali mnie i przyt�aczali, a� w ko�cu zacz��em traci� oddech i…
Zlany potem si� obudzi�em. Ods�oni�em filary ��ka. Ron i Harry spali w najlepsze, nien�kani �adnymi koszmarami, ��ka Deana i Seamusa by�y zas�oni�te. Wsta�em i wyjrza�em za okno. Drzewa w Zakazanym Lesie szumia�y, tak samo jak tego dnia, kiedy rozegra� si� tajemniczy pojedynek. Mia�em nadziej�, �e teraz nic si� nie stanie.
Zacz��em rozmy�la� o sprawie Rose. Ona chyba najbardziej mnie ciekawi�a spo�r�d tych wszystkich zdarze�, kt�re wydarzy�y si� przez ten kr�tki okres w Hogwarcie. Gdzie spa�a? Z dziewczynami z Gryffindoru? To chyba by�o najbardziej prawdopodobne. Ale czemu nie chcia�a si� przyzna� do swoich s�abo�ci? Ka�dy przecie� jakie� ma- w moim przypadku jest to… No dobra, mia�em o wiele wi�cej przypadk�w s�abo�ci ni� przejawia�y si� u wi�kszo�ci ludzi. Mo�e to dlatego, �e nikogo tu jeszcze nie zna�a i nie chcia�a wyjawia� swoich uczu� przedwcze�nie? Ale mimo wszystko, nie powinna tak si� zachowywa�. O ma�o, co mnie tam nie zabi�a, a ja nie zrobi�em nic z�ego. Chyba…
Drug� spraw� by�y Znikaj�ce Drzwi. Czemu znikn�y, kiedy wyszed�em z tajemniczego pomieszczenia? My�l�c o tym przez d�u�sz� chwil�, doszed�em do wniosku, �e ko�o schod�w nie by�o nigdy �adnych drzwi, ani pomieszcze�. Co to, w takim razie, by�o? Po d�ugich przemy�leniach, stwierdzi�em, �e w przerwie mi�dzy zielarstwem, a eliksirami, p�jd� i sprawdz� czy Znikaj�ce Drzwi jeszcze si� tam znajduj�.
Oczywi�cie, nie mog�em zapomnie� o sprawie Goyle’a. To przekracza�o granice mojej wyobra�ni. Nadal- mimo kontrargument�w Hermiony -upiera�em si�, �e m�g� to by� Malfoy z Crabbe’em. Ale nawet, gdyby to rzeczywi�cie byli oni, pozostawa�o nadal bardzo konkretne pytanie: Dlaczego to zrobili? Gdybym nie wiedzia�, �e Goyle by� takim samym gorylem jak Crabbe, m�g�bym pomy�le�, �e Goyle dowiedzia� si� czego�, czego nie powinien by� wiedzie�. Ale, poniewa� to wiedzia�em, doskonale zdawa�em sobie spraw�, �e Malfoy wtajemniczy�by w swoje niecne plany, nie tylko Crabbe’a, ale tak�e jego kolejnego goryla, aktualnie nieprzytomnego.
Nagle zmarszczy�em czo�o. Och, czemu wcze�niej nie zastanowi�em si� nad tym lepiej? Robi�em z siebie g�upka na okr�g�o. Przecie� widzia�em tylko jedn� osob�- czemu wi�c my�l� ci�gle o dw�ch? To na pewno by� kto� sam. Koniec i kropka.
Przypomnia�em sobie jeszcze raz twarz Rose. �nie�nobia�a karnacja, zielone oczy, d�ugie rz�sy, bia�e z�by, szeroki i szczery u�miech… Westchn��em oci�ale. Zaraz jednak si� otrz�sn��em. O czym ja my�l�? W Hogwarcie dzia�o si� co� niedobrego, a ja przypomina�em sobie twarze dziewczyn, kt�rych do tego nie zna�em za dobrze.
Westchn��em jeszcze raz. Co� si� dzia�o ze mn� i z Hogwartem. Co� co aktualnie mi si� wcale nie podoba�o.

***

Podszed�em do okna w Pokoju Wsp�lnym. W�a�nie odrabia�em prac� z historii magii (wypracowanie o polowaniach na czarownice, kt�re nawiasem m�wi�c nie za dobrze mi sz�o), kiedy w okno zastuka�a br�zowa sowa uszata. Konkretniej sowa mojej babci- Beczu�ka. Jak nie trudno si� domy�li�, by�a troch� grubsza od innych s�w. Nigdy si� temu nie dziwi�em- by�em pewny, �e babcia wpycha w ni� cztery posi�ki dziennie, chocia� przy mnie si� tego gwa�townie zarzeka�a. Nie by�em jako� szczeg�lnie zachwycony listem- babcia pisa�a co dwa, trzy tygodnie g��wnie o swoich wspomnieniach z dzieci�stwa. Oczywi�cie nie mog�o si� obej��, bez przestr�g dla mnie i przypominania mi, bym by� grzeczny. Odwi�za�em list od n�ki Beczu�ki i z kwa�n� min� zacz��em czyta�.
Drogi Ch�opcze!
Zapomnia�e� wzi�� swojej ksi�gi do transmutacji. Naprawd� powiniene� bardziej uwa�a� na to co zostawiasz w domu. Ja nigdy nie by�am taka roztrzepana. Ale ja to zupe�nie, co innego. W szkole mia�am same dobre oceny, a najlepsze- z transmutacji. Ale rozumiem, �e musia�e� wda� si� w kogo� innego. Mo�e w swojego wuja? On ci�gle rozrabia� w szkole…
Mam nadziej�, �e nie sprawiasz k�opot�w nauczycielom. Ja, w czasach swojej �wietno�ci, by�am pupilk� wszystkich. Czy nadal przyja�nisz si� z tym Harrym Potterem? Mam nadziej�, �e tak. Musz� przyzna�, �e to ca�kiem odwa�ny i roztropny ch�opiec, a ponad to niesamowicie zdolny. A do tego taki uroczy!
Jego przyjaci�ka- Hermiona, wydaje si� by� ca�kiem mi�� dziewczynk�, ale musia�abym j� bli�ej pozna�, by m�c to oceni�. Wydaje si� te� by� nad wyraz inteligentn� czarownic�. Natomiast ten rudawy ch�opiec- Ron- zupe�nie mi nie odpowiada. Jest taki chuderlawy i piegowaty. Powinien zdrowiej si� od�ywia�. Musz� powiedzie�, �e to jedna z twoich zalet- nie jeste� ko�cisty.
Rozumiem, �e nadal porz�dnie jesz- �niadanie, obiad i kolacj�?! Te skrzaty domowe, to dopiero co�! Potrafi� ugotowa� naprawd� wyborne potrawy! Zawsze si� nimi zajada�am! Pami�taj: masz nie wybrzydza�. To naprawd� nie jest grzeczne.
Nie denerwuj nauczycieli, nie pakuj si� w k�opoty, dobrze si� ucz, postaraj si� niczego nie gubi� i o niczym nie zapomina�. Ksi�gi do transmutacji ci nie przys�a�am, poniewa� w gazecie pisali, �e sowy s� na wymarciu. A to jest naprawd� dobra sowa. Popro� swoj� nauczycielk�, by ci po�yczy�a jak�� ksi��k� na czas lekcji. I pami�taj: b�d� grzeczny!
Z pozdrowieniami
Babcia
Pokr�ci�em g�ow� nad tre�ci�. By�em za�amany. Nie rozumia�em- jak mo�na uwierzy�, �e sowy s� na wymarciu? Przecie� to chyba najbardziej popularne zwierz� w �wiecie czarodziej�w. Uzna�em, �e babcia znowu czyta�a jakie� mugolskie czasopismo…
Skupi�em si� nad pozosta�� cz�ci� listu. Dawno ju� postanowi�em, �e przestan� przejmowa� si� ocenianiem przez rodzin� moich przyjaci�. Babcia narzeka�a na wszystkich chudych, chyba �e byli wybitnie inteligentni lub zrobili co� wybitnego. Z os�b chudych tolerowa�a tylko Dumbledore’a i -jak wida�- Harry’ego.
Sam nie wiem, co zrobi� Harry, �e babcia go polubi�a. Mo�e chodzi�o o bitw� w ministerstwie? Dzi�ki niej moje nazwisko zosta�o troch� rozpoznawalne. Babcia zawsze chcia�a by� ze mnie dumna- wtedy da�em jej tak� okazj�.
Beczu�ka dawno ju� odlecia�a. Pozosta�em sam przy otwartym oknie. Wr�ci�em na swoje miejsce przy kominku chc�c co� naskroba� w odpowiedzi, ale co mia�em napisa�? �e widzia�em jak kto� rzuci� zakl�cie na Goyle’a? A mo�e, �e w szkole pojawi�a si� c�rka Dumbledore’a- Rose? Jednak co� musia�em napisa�. I tak pr�dzej czy p�niej, dowiedzia�aby si� z jakiej� gazety, a wtedy by�oby na mnie. �e wcze�niej o tym nie napisa�em, �e nie chcia�em si� z ni� tym podzieli�, �e jestem niewdzi�czny i nieodpowiedzialny. Pisa�em chyba p� godziny, ale w ko�cu uda�o mi si� moje informacje zebra� w sensown� ca�o��.
Droga Babciu!
Wiem, �e jestem roztrzepany, ale nijak nie potrafi� tego zmieni�. Co do mojego wuja- nie wydaje mi si� aby by� niegrzeczny. Opowiada� mi o swoich szkolnych wyczynach i nie podoba�y mi si� one.
Chcia�bym te� zapyta�, w jakiej gazecie przeczyta�a� informacj� o wymar�ych sowach?! Przecie� jest ich tak wiele, �e wystarczy�oby dla ka�dego czarodzieja i co drugiego mugola. Je�eli w nie magicznej gazecie- nie powinna� czyta� magazyn�w o zwierz�tach. Mugole, nie maj� w ko�cu poj�cia o stworzeniach- uwa�aj�, �e smoki nie istniej�!
Chcia�bym te� napisa� Ci, �e moje przekonanie, co do Rona, nadal pozostaje niezmienne. Jest on dobrym przyjacielem- zabawnym i pomagaj�cym w potrzebie. Tak samo jak Harry (z kt�rym nadal si� przyja�ni�) i Hermiona (kt�ra rzeczywi�cie jest bardzo inteligentn� czarownic�). Wiem, �e Ci� nie przekonam, ale uwierz mi- nie zamierzam ich zamienia� na innych.
A propos Hogwartu i uczni�w- dzieje si� tu co� niedobrego. Przede wszystkim przyjecha�a tutaj c�rka Dumbledore’a! Wiem, �e prawdopodobnie mi nie wierzysz, ale wkr�tce pewnie dowiesz si� tego z Proroka. Dziewczyna nazywa si� Rose- ma d�ugie, czarne w�osy, zielone oczy, jest szczup�a i blada, ale wydaje si� by� mi�a. Prosz�, nie oceniaj jej pochopnie.
Mam nadziej�, �e b�le w nodze Ci ju� nie dokuczaj�, tak jak przed moim wyjazdem. Zapewniam Ci� te�, �e od�ywiam si� dobrze- jem �niadanie, obiad i kolacj� oraz przysmaki z Hogsmeade.
Ca�usy
Neville
P.S. Skoro wiesz ju�, �e sowy wcale nie s� na wymarciu to, czy mog�aby� przys�a� mi m�j podr�cznik od transmutacji? Beczu�ka na pewno da sobie rad�- to dzielna sowa, a ja b�d� mia� si� z czego uczy�. Jeszcze raz ca�uj�.
Przeczyta�em list jeszcze kilka razy i uznaj�c, �e jest odpowiedni, uda�em si� przez portret Grubej Damy do sowiarni. Du�o os�b chodzi�a bez celu po Hogwardzie- g��wnie chcieli zajrze� do Skrzyd�a Szpitalnego, kt�re wyj�tkowo by�o zamkni�te. Pani Pomfrey obiecywa�a przyjmowa� rannych na zewn�trz.
Doszed�em do sowiarni i odnalaz�em Beczu�k�. Bez problemu przywi�za�em jej li�cik do n�ki. Otworzy�em okno i wypu�ci�em j� na �wie�e powietrze. W twarz powia�o mi �wie�ym, letnim powietrzem- w ko�cu dopiero zacz�� si� rok szkolny.
Zn�w zacz��em rozmy�la� o Rose, jednocze�nie podziwiaj�c krajobraz za oknem. Drzewa w Zakazanym Lesie lekko falowa�y, poruszane wiatrem. Zda�em sobie spraw�, �e Las by� jednocze�nie gro�ny, ale i zarazem pi�kny. Tak samo jak np. centaury lub testrale. Przygl�da�em si� mu przez d�u�sz� chwil�, ale skierowa�em wzrok na jezioro. Dziewczyny odrabia�y lekcje w cieniu drzew, ch�opaki w k�piel�wkach dra�nili zamieszkuj�c� wody o�miornice. Rozmy�laj�c o zdarzeniach w Hogwarcie, nie zauwa�y�em nawet, �e kto� za mn� stoi.

[ 2765 komentarze ]


 
Znikaj�ce drzwi i wspomnienia z dzieci�stwa
Dodał Nevill Piątek, 22 Maja, 2009, 18:44

-Rose?- spyta�em, kiedy zobaczy�em skulon� na pod�odze, czarnow�os� dziewczyn�.
Odwr�ci�a si� i spojrza�a si� na mnie wzrokiem pe�nym l�ku. Ale zaraz znowu ujrza�em �mia�o�� w jej oczach. Chocia� to nie by�a �mia�o��, to by�a... w�ciek�o��.
-Jak �miesz? Jak �miesz mnie pods�uchiwa�? Zostaw mnie natychmiast w spokoju!- krzycza�a podnosz�c si� i wstaj�c.
Skierowa�a si� do drzwi, a kiedy mnie mija�a us�ysza�em jej ostry g�os, ko�o swojego ucha.
-Masz nikomu nie m�wi�, o tym co tu widzia�e�, jasne? Nikomu!
-J...j....jasne.- powiedzia�em przera�ony jej nag�� gwa�towno�ci�.
Us�ysza�em trzask drzwi i szybkie kroki dziewczyny. Ci�gle sta�em os�upia�y na �rodku pokoju. Rozejrza�em si� dooko�a. Sala by�a ma�a i ch�odna. Szare �ciany wygl�da�y pusto, a szafka, na kt�rej znajdowa�y si� dwie obszarpane ksi��ki, do�� mizernie. Ze zdziwieniem stwierdzi�em, �e nie by�o okien. Zastanawia�em si� do czego mo�e s�u�y� ten pok�j, ale moje my�li znowu wr�ci�y do niesamowitego wydarzenia i p�acz�cej Rose. Czemu p�aka�a? Z powodu Hermiony i jej natarczywych pyta�? I czemu tak si� w�ciek�a, kiedy zobaczy�em, jak p�acze? Przecie� nie kwili�a pod �cian�, ani nie zawodzi�a jak J�cz�ca Marta. Z tymi my�lami wyszed�em z pokoju, ale tkni�ty jakim� nag�ym przeczuciem, obr�ci�em si� za siebie. Drzwi nie by�o.
Wpatrywa�em si� w kawa�ek �ciany, z niedowierzaniem. Czy�by kolejny Pok�j �ycze�? Ale je�eli tak, to jak si� tam dosta�em? O ile mi by�o wiadomo, trzeba przej�� trzy razy przed Pokojem i wypowiedzie� �yczenie np. „potrzebuje �azienki”, a wtedy ona si� pojawia. A ja nic takiego nie zrobi�em. Tylko zapuka�em i wszed�em. Czemu wi�c drzwi znikn�y? Co si� z nimi sta�o?
Lekko oszo�omiony uda�em si� do pokoju wsp�lnego i zdziwi�em si� jeszcze bardziej widz�c tam Rose, kt�ra rozmawia�a z Fredem i George’em. Dziewczyna pos�a�a mi mordercze spojrzenie i wr�ci�a do przerwanej rozmowy. Co chwila �mia�a si� z wybryk�w Weasley’�w. Musia�em przyzna�, �e mimo, �e zachowywa�a si� dziwnie, niewiarygodnie pi�knie si� �mia�a.
-Neville, co� ty jej zrobi�, co?- spyta� z u�miechem na ustach Dean.
Zdziwiony spojrza�em na niego. O co mu chodzi�o?
-Gdyby spojrzenie mog�o zabija�, ju� by� le�a� martwy.
-Naprawd�?- spyta�em oszo�omiony dzisiejszymi wydarzeniami- Nie zauwa�y�em.
Ostatni� rzecz� kt�r� zobaczy�em przed p�j�ciem do dormitorium by� zdziwiony Dean. Zacz��em wspina� si� powoli na schody. Zatrzyma�em si� przed drzwiami do pokoju. Na tabliczce widnia�o:
Harry, Ron, Dean, Seamus, Neville.
Nie mog�em powstrzyma� ogarniaj�cego mnie smutku. Harry trzyma� z Ronem, Dean z Seamusem, a ja? Neville trzyma� si� sam. Od zawsze. Westchn��em ci�ko i otworzy�em drzwi. Mimo, �e mia�em sw�j dom, a w nim kochan� babci�, Hogwart by� moim mieszkaniem. Tak jakby zast�powa� mi mam� i tat�. Oczy zacz�y mi �zawi�. Zniesmaczony w�asn� s�abo�ci�, mimowolnie otworzy�em szufladk� w szafce nocnej i wyci�gn��em zdj�cie swoich rodzic�w. �zy ciek�y, a ja nie mog�em ich zatrzyma�.
Nie pami�ta�em tej nocy, kiedy rodzice byli torturowani. By�em wtedy tylko kilkuletnim ch�opcem. Ale czasami- w najgorszych koszmarach- widz� twarz mamy i taty wykrzywione w grymasie b�lu. I inn� twarz. Twarz wykrzywion� pod�ym u�miechem. Twarz z czarnymi w�osami i zimnymi czarnymi oczami. Twarz Bellatrix Lestrange.

[ 3242 komentarze ]


 
Rose
Dodał Nevill Niedziela, 03 Maja, 2009, 11:54

Dziewczyna lekko zak�opotana skierowa�a si� prosto do naszego sto�u. G�ow� spu�ci�a tak, �e w�osy zas�ania�y jej twarz. Nie mog�em dojrze�... U�miecha�a si�? Ku mojemu przera�eniu zwr�ci�a si� ku mnie i usiad�a na wolnym miejscu obok. Mog�em zobaczy� jej rysy z bliska. Mia�a delikatn� sk�r�, kt�ra wygl�da�a jakby nigdy nie zobaczy�a �wiat�a dziennego. Oczy mia�a ciemne, d�ugie rz�sy i ma�e, czerwone usta wygl�da�y jak z bajki. Hermiona odchrz�kn�a znacz�co.
Zda�em sobie spraw�, �e od d�ugiego czasu wpatruj� si� w ni� jak urzeczony. Natychmiast odwr�ci�em wzrok. Czu�em jak moj� twarz zalewa fala czerwieni. Ale dziewczyna zdawa�a sie w og�le nie zwraca� na mnie uwagi. Wzi�a talerzyk z pieczonymi ziemniakami i na�o�y�a sobie kilka na talerz.
Wszystkie osoby w Wielkiej Sali obserwowa�y ka�dy jej ruch, staraj�c si� j� oceni�. W jednej chwili taka nie pewna, w drugiej pewna siebie, twardo st�paj�ca po ziemi. Co to by�a za dziewczyna? Mia�em ochot� zada� jej milion pyta�, ale powstrzyma�em si�. W ko�cu w og�le jej nie zna�em.
Zauwa�y�em min� Hermiony. Nie wr�y�a niczego dobrego. Gwar w Wielkiej Sali zacz�� powoli rosn��, a� w ko�cu wszyscy pogr��yli si� w rozmowach, a sala znowu nabra�a "kolor�w". Nagle Hermiona odezwa�a si� zaciekawionym, ale jednak twardym g�osem:
-A wi�c...Rose, tak?- dziewczyna skin�a g�ow�.- Jak ci si� podoba Hogwart?
-Och, no wiesz... Jest ca�kiem... interesuj�cy.
-Ca�kiem?- spyta�a niebezpiecznie unosz�c br�zowe brwi.- Eh, a wi�c gdzie pobiera�a� wcze�niej nauki? W Beaxbutons?
-Nie pobiera�am nauk.- powiedzia�a z u�miechem.- Uczy� mnie Dumbledore.
-Dumbledore? Nie m�wisz do niego...tato?- spyta�a zaskoczona Hermiona.
Zacz��em rozumie�, �e rozmowa wkracza na niebezpieczne tory. Hermiona zaczyna�a posuwa� si� za daleko. Zreszt� nie tylko ja to zauwa�y�em. Ron zacz�� uwa�nie wpatrywa� si� w swoje ziemniaki, jakby zobaczy� w nich co� ekscytuj�cego, Harry marszczy� brwi wpatruj�c si� w Rose, a Fred i George niebezpiecznie wiercili si� na krze�le.
-Nie.- odpowiedzia�a dziewczyna zwi�le i zabra�a si� za swoje ziemniaki.
-Wybacz, mo�e to nie moja sprawa...
-Je�eli to nie twoja sprawa, nie powinna� si� ni� interesowa�.- zauwa�y�a sucho Rose.
Nie mog�em tego poj��. W jednej chwili dowiadujemy si�, �e dyrektor ma c�rk�. Potem okazuje si�, �e jest ona bardzo nie�mia�a. Ale nagle staje si� twarda i powa�na. Co tutaj si� do licha dzia�o?
-Kto jest twoj� matk�?- spyta�a szybko Hermiona.
Przy stole Gryffindoru zaleg�a cisza. Dziewczyna patrzy�a si� na br�zowow�os� z bardzo gro�n� min�. Zacz��em sie ba�. A co je�eli zaraz wyci�gnie r�d�k� i rozpocznie si� pojedynek? Ale nic takiego si� nie sta�o.
-Neville, tak?- zwr�ci�a si� do mnie.- B�dziesz tak dobry i podasz mi d�em?
-Och, oczywi�cie.- powiedzia�em cicho i poda�em jej s�oik.
Dziewczyna wzi�a kromk� chleba i obficie j� posmarowa�a. Wszyscy patrzyli si� w ni� w os�upieniu. By�em pewny, �e po prostu zignorowa�a pytanie, ale Hermiona nie chcia�a ust�pi�.
-Pyta�am...- zacz�a g�o�niej, ale Rose szybko jej przerwa�a:
-Wiem o co mnie pyta�a�.
Harry mrukn�� ostrzegawczo do Hermiony, kt�ra obra�ona milcza�a. Zreszt� milcza� ca�y st� Gryfon�w.
-No wi�c, jak tutaj jest?- spyta�a nowo przyby�a gryz�c swoj� kanapk�.
-Ca�kiem fajnie.- powiedzia� Fred i George jednocze�nie.
-Jeste�cie bli�niakami?- spyta�a.
-Tak. Ja jestem Fred.
-A ja George.
-A to jest Harry, Ron, Hermiona i Neville.- powiedzieli zn�w jednocze�nie.
Dziewczyna u�miechn�a si� odgryzaj�c kolejny k�s, po czym obliza�a swoje palce. Zauwa�y�em, �e ma niezwykle �adne paznokcie i wyj�tkowo bia�e z�by. I wtedy do naszego sto�u podszed� Malfoy z Goyle'em.
-No prosz�, prosz�, kogo my tu mamy?- powiedzia� �lizgon z m�ciwym u�mieszkiem.- Longbottom z c�rk� Dumbledore'a? Jaki dziwny widok! Idiota z tak� �adn� dziewczyn�...
-Je�eli chcesz mie� fory u dyrektora tej szko�y to zwracasz si� do niew�a�ciwej osoby, bo ja potrafi� rozr�ni� idiot�, od ch�opaka wartego zainteresowania.- powiedzia�a jak gdyby nigdy nic Rose.
-Uwa�aj, z kim si� zadajesz, bo tu ma to du�e znaczenie.- powiedzia� Malfoy mru��c oczy i podchodz�c niebezpiecznie blisko dziewczyny.
-Nie s�dz�. A teraz je�eli nikt nie ma nic przeciwko temu, p�jd� spa�. Dobranoc.- i to m�wi�c wysz�a z Wielkiej Sali.
Patrzy�em za ni�, a� w ko�cu zamkn�y si� drzwi. W moim umy�le, k��bi�o si� tyle my�li, �e rozbola�a mnie g�owa. Czy to mo�liwe, �eby ta dziewczyna w�a�nie powiedzia�a, �e jestem ch�opakiem wartym jej zainteresowania? Po chwili doszed�em do wniosku, �e jednak musia�em b��dnie odczyta� wyraz jej twarzy. Mo�e czego� nie dos�ysza�em? No bo jaka dziewczyna chcia�aby si� zadawa� ze mn�? Opr�cz Hermiony i Ginny, �adna z dziewczyn jeszcze si� do mnie nie odezwa�a. A przecie� jestem ju� w Hogwardzie kilka dobrych lat. Po prostu ka�da znana mi osoba p�ci przeciwnej uwa�a mnie za fajt�ap� i g�upka, kt�ry w dodatku ci�gle zachowuje si� jak b�azen. I nie zapominajmy, �e dostaj� Z, z ka�dego przedmiotu. Opr�cz zielarstwa, ale to si� nie liczy. No i opr�cz eliksir�w- z nich dostaje O.
Cicho westchn��em i mrukn��em, �e id� si� po�o�y�. Czu�em zatroskany wzrok Hermiony na swoich plecach, ale udawa�em, �e tego nie zauwa�am. Nagle przypomnia�a mi si� kolejna sprawa godna zainteresowania. Zachowanie Hermiony. By�em ciekawy, co ona ma przeciwko Rose? I czemu zadawa�a jej takie kr�puj�ce pytania, jak pochodzenie jej matki? Przecie� to by�a tylko jej sprawa i nikt nie powinien si� w to miesza�, a szczeg�lnie kto� kogo pozna�a kilka minut temu. Z drugiej strony nowo przyby�a dziewczyna zachowywa�a si� do�� dziwnie. Na pocz�tku taka niespokojna, zdenerwowana, onie�mielona, a z drugiej pewna siebie, ch�odna i twardo st�paj�ca po ziemi. Wyt�umaczy�em sobie, �e po prostu na pocz�tku bardzo si� denerwowa�a, ale p�niej oswoi�a si� z naszym towarzystwem. Wiedzia�em, �e wyt�umaczenie jest s�abe, ale innego nie zd��y�em wymy�li�, bo nagle us�ysza�em czyj� p�acz. Nadstawi�em uszy i zacz��em nas�uchiwa�. Szloch dobiega� z ma�ej salki, ko�o schod�w. Cicho przy�o�y�em ucho do drzwi, po czym z bij�cym sercem szybko je otworzy�em. To co zobaczy�em, nie tylko mnie zdziwi�o, ale te� zmusi�o do kolejnych zastanowie�.

[ 1404 komentarze ]


 
Nowa uczennica w Hogwardzie
Dodał Nevill Środa, 29 Kwietnia, 2009, 21:45

Szed�em korytarzem zmierzaj�c na kolacj� do Wielkiej Sali, ale moje my�li ci�gle zaprz�ta�a sprawa Goyle'a. Bazyliszek? To mo�liwe?
Jednak w ko�cu doszed�em do wniosku, �e to jednak musia� by� cz�owiek. W ko�cu kury Hagrida mia�y si� w najlepszym porz�dku... Chyba. Otworzy�em drzwi do Wielkiej Sali i wszed�em do �rodka. Odruchowo spojrza�em na st� �lizgon�w. Wydawa�o si�, �e wszystko jest w porz�dku, ale czu�em co� w powietrzu. I to co� mi si� nie podoba�o. Spojrza�em na st� nauczycielski pragn�c ujrze� mi�� i pogodn� twarz Dumbledore'a, ale ku mojemu zdziwieniu nie ujrza�em jej. Zobaczy�em tylko powa�n� i zatroskan� twarz siwego starca. Pokr�ci�em g�ow�, chc�c przegoni� z�e przeczucie i usiad�em przy stole Gryffindoru.
-Jak tam, Neville? Co dosta�e� z testu z zielarstwa?- spyta�a Hermiona nak�adaj�c sobie na talerz kanapk� z peklowan� wo�owin�.
Ron nie m�g� ukry� zniesmaczenia.
-Je�, to CO�??
-To co� Ron, to peklowana wo�owina. Powiniene� spr�bowa�, zamiast na wszystko si� krzywi�. Naprawd�, zaczynasz mnie ju� denerwowa�...
I kiedy zacz�li si� k��ci� ja zwr�ci�em si� do Harry'ego:
-A ty, co dosta�e� z testu?
-Dosta�em P, a ty?
-Sam nie mog� w to uwierzy�, ale dosta�em W.- i widz�c nieobecn� twarz przyjaciela spyta�em- Martwisz si� o Goyle'a?
-Nie... to znaczy, tak. Oczywi�cie, �e tak, ale martwi mnie te� Dumbledore. Jest inny. Bardziej powa�ny.
Przytakn��em. Jednak moje obawy, nie by�y tylko moje. Nie tylko ja zauwa�y�em zmian� u dyrektora szko�y. Czy�by a� tak martwi� si� spraw� �lizgona? A mo�e to co� innego? Na�o�y�em sobie kanapk� i chcia�em j� w�o�y� do ust, kiedy starzec nagle wsta�. Wszystkie g�osy, jak na zawo�anie umilk�y. Fred i George spojrzeli na siebie unosz�c brwi. Dyrektor jeszcze nigdy nie wstawa� od tak. Musia� by� jaki� wa�ny pow�d, kt�ry chcia� og�osi�.
Kiedy ja zdziwiony my�la�em, Dumbledore przeszed� ju� na ma�y podest przed sto�em nauczycielskim i zacz�� m�wi�.
-Drodzy uczniowie! Chcia�bym Wam powiedzie�, �e w�a�nie dzisiaj, w �rodku roku szkolnego do��czy do nas nowy ucze�!
Teraz nawet �lizgoni s�uchali z uwag�. Rozleg�y si� ciche szepty, kt�re jednak natychmiast zamilk�y.
-Chocia� zapewne powinienem powiedzie� uczennica! Chcia�bym Wam z rado�ci� oznajmi�, �e do Szko�y Magii i Czarodziejstwa Hogwart przyjecha�a dzisiaj i b�dzie pobiera� tu nauki, moja c�rka!
I teraz rozp�ta�o sie istne piek�o. Wszyscy na pocz�tku os�upieli, a p�niej zacz�li rozmawia� jeden przez drugiego. Ja tez nie mog�em si� powstrzyma�.
-Jego C�RKA??- prawie krzykn��em.
To by�o co� tak ca�kowicie innego, odmiennego. Co� takiego jak nag�e og�upienie Hermiony. C�rka? C�rka Dumbledore'a? Najpot�niejszy czarodziej wszechczas�w, kt�rego ba� si� sam Voldemort, mia� potomstwo, rodzin�, C�RKE?? Nie wiedzia�em co mam robi�! Hermiona patrzy�a na dyrektora os�upia�a, tak samo jak Ron i Harry. Pokr�ci�em g�ow�. Co to mia�o znaczy�? Jaki� dowcip? �art z okazji Prima Aprilis? Wszyscy inni gadali jeden przez drugiego, nie mog�c si� opanowa�. Gwar rozm�w osi�gn�� zenitu.
-DO��!- krzykn�� dyrektor unosz�c r�k�.
Mia� surowe spojrzenie, kt�re budzi�o groz�. Wszyscy umilkli, zerkaj�c tylko z niedowierzaniem na swoich znajomych. I nagle kto� wyszed� z sali znajduj�cej sie po prawej stronie sto�u nauczycielskiego. Jaka� dziewczyna. By�a szczup�a i blada, mia�a d�ugie, kr�cone czarne w�osy i zielone oczy.
Mia�a na sobie czarn� szat� czarodzieja. Dumbledore jakby troch� och�on�� i wskazuj�c r�k� na dziewczyn� oznajmi� jakby m�wi� o pogodzie:
-To moja c�rka, Rose.

[ 1268 komentarze ]


 
Rozmowa
Dodał Nevill Sobota, 04 Kwietnia, 2009, 15:58

Ta notka mo�e okaza� si� troch� nudna, ale cz�sto j� przerabia�am :( Obiecuj�, �e inne b�d� lepsze.

Sta�em przy ��ku Goyle’a i nie mog�em wydoby� z siebie g�osu. Dyrektor spojrza� si� na mnie z trosk�, spod swoich okular�w po��wek. Jakby wiedz�c dok�adnie o czym my�l� i czego najbardziej si� boj�, stwierdzi� �agodnie:
-�yj�, aczkolwiek ju� ledwo, ledwo.
Nie mog�em uwierzy�, �e jest taki spokojny. Ode mnie a� emanowa� l�k, szok, mieszanka zdziwienia i strachu. Nadal nie mog�em si� pozbiera� po tym, co zobaczy�em. Zda�em sobie spraw�, �e ca�y si� trz�s�.
-Co mu si� sta�o?- szepn��em cicho.
Harry, Ron i Hermiona spojrzeli si� na mnie zatroskanymi oczami.
-Nie wiem.- odpar�a pani Pomfrey.- Wygl�da jakby kto� w niego rzuci� jednocze�nie zakl�cie rozbrajaj�ce i niewybaczalne. Tylko to mog�o da� taki efekt. Oczywi�cie, mo�liwa jest tak�e inna opcja- Goyle zosta� spetryfikowany.
Usiad�em. Pod moim ci�arem ��ko zaskrzypia�o przera�liwie. Nie chcia�em tego s�ysze�. Mia�em nadziej� na s�owa pocieszenia, otuchy, co� w rodzaju: „Goyle, musia� si� czym� zatru�, ale to nic powa�nego, nied�ugo powinien wr�ci� do zdrowia”. Ale zamiast tego us�ysza�em wiadomo�� tragiczn�- Bazyliszek. Oczywi�cie istnia�a te� inna opcja, ale ta by�a najbardziej przera�aj�ca i jej najbardziej si� ba�em. Chocia�… Kto potrafi�by rzuci� jednocze�nie dwa zakl�cia? A mo�e Goyle’a zaatakowa�y dwie osoby? Do g�owy przysz�o mi tylko dw�ch �lizgon�w- Malfoy i Crabbe.
Czy moje rozumowania by�y s�uszne? Spr�bowa�em wyra�niej przypomnie� sobie posta� uciekaj�c� do lasu. Kr�tkie, blond w�osy. Kto jeszcze m�g� takie mie�, opr�cz Dracona? Ale nawet je�eli to on, co mog�em zrobi�? Przecie� jestem tylko Neville’em. S�abym z eliksir�w i transmutacji, dobry z zielarstwa. Czy mia�em si� z kim� podzieli� tymi przypuszczeniami i zwali� to na kogo�?
Nagle drzwi do Szpitala si� otworzy�y i do Skrzyd�a wpad� t�um �lizgon�w z Malfoy’em na czele. Pani Pomfrey skrzywi�a si�.
-Do dziesi�ciu os�b! Do dziesi�ciu os�b! Na brod� Merlina, macie natychmiast st�d wyj��!
Chwil� zaj�o jej wyt�umaczenie wszystkim po kolei, �e w Skrzydle Szpitalnym mo�e przebywa� g�ra dziesi�� os�b. Ja, Harry, Ron i Hermiona wyszli�my razem. Kiedy drzwi ju� si� za nami zamkn�y odwr�ci�em si� do nich. Chcia�em podzieli� si� z nimi swoimi przemy�leniami.
-Hej.- powiedzia�em.- Musz� wam co� wyzna�.
Hermiona unios�a wysoko brwi, Harry wygl�da� na zaciekawionego, Ron- na przera�onego.
-Je�eli to co� w stylu „Na dworze widzia�em trupa”, to sobie daruj.- mrukn�� rudzielec.
-Ron!- sykn�a Hermiona.
Pr�bowa�em si� u�miechn��, ale wyszed� mi z tego tylko grymas. Ale nie mog�em ju� d�u�ej ukrywa� tego co mia�em powiedzie�. Wyja�ni�em im o co chodzi.
-Neville, ja rozumiem przez co przeszed�e�…- zacz�a �agodnie Hermiona- Ale nie przysz�o ci do g�owy, �e to mog�a by� dziewczyna?
Spojrza�em si� na ni� zdziwiony. Jestem pewny, �e mia�em g�upi wyraz twarzy. A Hermiona, nie czekaj�c na odpowied�, dr��y�a dalej.
-Du�o dziewczyn ma tu kr�tkie, blond w�osy. I to nie musia� by� Malfoy.
-To by� m�ski g�os.- us�ysza�em jak moje usta wyra�aj� w�asne zdanie.
-Och, Neville.- teraz dziewczyna by�a wyra�nie rozdra�niona- A ile ch�opak�w ma kr�tkie, blond w�osy? Bardzo, bardzo du�o. Na pewno nie jest nim tylko Malfoy. Zreszt� Draco by� naprawd� zdziwiony, gdy zobaczy� le��cego Goyle’a.
-A moim zdaniem, Neville ma racj�. To m�g� by� Malfoy. A nawet je�eli to nie on, Dumbledore m�g�by lepiej obserwowa� kr�tkow�osych blondyn�w. Uwa�am, �e powiniene� powiedzie� to dyrektorowi.- zwr�ci� si� do mnie Harry.
Zastanowi�em si� nad ich s�owami i spojrza�em pytaj�co na Rona.
-Ja nie wiem.- mrukn�� tylko w odpowiedzi wzruszaj�c ramionami.- Chyba jednak Harry ma racj�. Powiniene� p�j�� do dyra.
Zastanowi�em si� nad wszystkimi opcjami. Co zrobi�? Ola� spraw�, zak�adaj�c, �e to tylko moje urojenia? A mo�e p�j�� do dyrektora i uparcie twierdzi�, �e mam racj�? Westchn��em oci�ale i jeszcze raz pomy�la�em.
-Harry, ty to zr�b.- powiedzia�em wreszcie, po kilkuminutowym milczeniu.
-Co mam zrobi�?- spyta�.
-Powiedz o nim Dumbledore’owi. O tym blondynie i moich przypuszczeniach. W ko�cu to ty z nim sp�dzasz najwi�cej czasu.
Harry nie chcia� si� zgodzi�, ale Hermiona uwa�a�a to za dobry pomys�, wi�c w ko�cu musia� ulec. Z ulg� wypisan� na twarzy uda�em si� do biblioteki, by w spokoju napisa� prac� z zielarstwa. Ale nie mog�em przesta� my�le� o sprawie Goyle’a, o twarzy Snape’a, o Malfoy’u i o tym wszystkim, co dzia�o si� w Hogwardzie.

[ 2110 komentarze ]


 
Zemdlony czy nie�ywy
Dodał Nevill Niedziela, 15 Marca, 2009, 15:45

Razem z Harry’m sta�em przy oknie w domku Hagrida. Gajowy sta� za nami, z jego piersi, przed chwil� wydoby� si� g�o�ny krzyk. Za oknem wyra�nie widzia�em ch�opaka. Le�a� na ziemi, nieprzytomny lub… Ale nie chcia�em o tym my�le�. Ba�em si�. Kolana trz�s�y mi si�, jakby kto� rzuci� na nie zakl�cie galaretowatych n�g, z�by wydawa�y dziwne odg�osy stukaj�c o siebie. W ko�cu kto� zareagowa�. Harry szybko wybieg� z chatki i ukl�k� przed ch�opcem.
-To Goyle!- krzykn�� do Hagrida.- Jest chyba nieprzytomny!
Rubeus jak burza wypad� z chatki, ca�y roztrz�siony, mrucz�c jakie� nieznane mi przekle�stwa. Podni�s� ch�opaka i skierowa� si� ku zamkowi. Harry pobieg� za nim. Ja nadal nie mog�em si� ruszy�. Nawet nie zorientowa�em si�, �e zosta�em sam na sam z K�em w chatce gajowego. Nagle si� otrz�sn��em i rozejrza�em. Na �cianie wisia�y w�osy z ogon�w jednoro�c�w, z ty�u sta�o ogromne ��ko, a po�rodku pokoiku sta� drewniany stoliczek z dzbankiem paruj�cej herbaty i trzema porcelanowymi fili�ankami. Zda�em sobie spraw�, �e nie mog� m�wi�, w ustach mi zasch�o i je�eli zaraz nie usi�d�- zemdlej�. Nala�em sobie napoju, ws�uchuj�c si� w odg�osy poranka. Ptaki �piewa�y, nie przypuszczaj�c, �e dzieje si� co� z�ego, las szumia� jak gdyby nigdy nic. Raptem kto� zapuka� w drzwi. Przestraszony wypu�ci�em fili�ank� z r�k, p�yn rozla� si� po pod�odze, a nieznajomy wci�� wali� do drzwi. Ogarni�ty panik� zacz��em pospiesznie zbiera� kawa�ki szk�a, jednocze�nie si�gaj�c po szmatk�.
-Rubeusie, prosz� ci�, otw�rz.- powiedzia� znany mi g�os. Nale�a� do Albusa Dumbledore’a.
S�ysz�c ten spokojny, acz zdecydowany ton pospiesznie od�o�y�em kawa�ki szk�a na stolik i otworzy�em drzwi. Dyrektor Hogwartu sta� w nich, unosz�c lekko brwi.
-Pan Longbottom.- mrukn��.- Zasta�em mo�e Hagrida?
Pokr�ci�em przecz�co g�ow�.
-Rozumiem.- odpar� profesor i uda� si� z powrotem o nic nie pytaj�c.
Sta�em jeszcze przez chwil� w drzwiach, my�l�c o tym jak bardzo dziwnym cz�owiekiem jest Dumbledore, ale zaraz znowu podszed�em do zepsutej fili�anki. Wysilaj�c si�, najlepiej jak umia�em, rzuci�em zakl�cie „Reparo”. Z r�d�ki wydoby� si� szary i cuchn�cy dym. Zrezygnowany wyrzuci�em kawa�ki szk�a do �mietnika. Nawet nie pr�bowa�em rzuci� zakl�cia susz�cego- i tak wiedzia�em, �e nic by z tego nie wysz�o. Si�gn��em wi�c po szmatk� i wytar�em to, co zosta�o po smakowitej r�anej herbacie. Kiedy ju� wszystko uprz�tn��em, wyszed�em z chatki. Postanowi�em uda� si� do Skrzyd�a Szpitalnego. Uwa�a�em, �e w�a�nie tam le�y teraz Goyle, chyba, �e przypuszczenia Harry’ego okaza�y si� mylne i… Ale nie warto by�o o tym my�le�. Harry przecie� wyra�nie powiedzia�: „Jest nieprzytomny”. Ale nie by�em w stanie sobie przypomnie�: czy przyjaciel powiedzia� „chyba”, czy by� na 100% pewny, �e Goyle, tylko zemdla�? Pe�en obaw ruszy�em przed siebie. S�o�ce by�o ju� wyra�nie widoczne na niebie- kt�ra mog�a by� godzina? Przyj��em, �e 9.00. Wi�kszo�� uczni�w jeszcze nie wsta�a. Ba! Przewraca�a si� na drugi bok, ani my�l�c o wychodzeniu z ��ka. Przetar�em oczy i spojrza�em na Hogwart- miejsce tak dobrze mi znane. Takie cudowne i pi�kne, a zarazem przera�aj�ce i tajemnicze. Mimo, �e poza nim mia�em kochaj�c� babci�, to jednak czu�em, �e tu mam naprawd� dom. �e tu nikt nie b�dzie mnie pr�bowa� na si�� uczy� lata�, nikt nie b�dzie mi wypomina� tego, czego si� nie nauczy�em przez rok. Kocha�em swoj� babci�, ale czasami czu�em si� przez ni� niedoceniany.
Przerwa�em swoje rozmy�lania, bo dotar�em ju� do wr�t zamku. Otworzy�em je i znalaz�em si� w holu. Nikogo nie by�o wida�, wi�c na palcach zacz��em wchodzi� po schodach. Chcia�em dosta� si� na ostatnie pi�tro- do Skrzyd�a Szpitalnego, ale nagle… g�o�no krzykn��em. Wpad�em jak �liwka w kompot, a dok�adniej- jak Neville w usuwaj�cy si� stopie� na schodach. Moja szata zapl�ta�a si� w inne stopnie. Szamocz�c si� us�ysza�em srebrn� zbroje rechocz�c� z mojego wypadku. Zdenerwowany i przestraszony jednocze�nie wydosta�em si� z dziury. Dalej ju� pr�bowa�em przeskakiwa� niekt�re stopnie, na co zbroje reagowa�y zbiorowym �miechem. Ale mi wcale nie by�o do �miechu.
Mimo, �e nie lubi�em Goyle’a, nie chcia�em, by co� mu si� sta�o. By� takim samym cz�owiekiem jak ja, lub Harry. No, mo�e tylko troszk� gorszym i z bardziej z�ym charakterem. Ale nigdy nie wyobra�a�em sobie, �e kto� z Hogwartu m�g�by… Wzdrygn��em si�.
Kiedy wreszcie dotar�em do Skrzyd�a Szpitalnego uchyli�em drzwi. Na ��ku przy oknie le�a� Goyle. Czy to mia�o oznacza�, �e �yje? Cicho wszed�em do pokoju. Zatroskana pani Pomfrey zerkn�a na mnie ukradkiem i kaza�a mi zamyka� drzwi. Pospiesznie spe�ni�em polecenie i podszed�em do ��ka. Ko�o niego sta� Harry, Ron i Hermiona oraz Hagrid, Dumbledore i Severus Snape. Kiedy obejrza�em si� na dyrektora Slyherinu ujrza�em dziwny wyraz jego twarzy. Czy to by� l�k? Ale zaraz znowu sta�a si� jak zawsze, nieprzenikniona. Spojrza�em si� z lekkim strachem na Goyle’a, a to co ujrza�em sprawi�o, �e pot�nie j�kn��em. Jego twarz by�a blada i nieruchoma, usta lekko otwarte, oczy nieruchome. Od cia�a bi�o zimno i strach. Atmosfera sta�a si� tak g�sta, �e a� namacalna. Czy Goyle nie �y�?

[ 1296 komentarze ]


 
Hej!
Dodał Nevill Piątek, 06 Marca, 2009, 18:35

Cze��, jestem Selena i b�d� si� opiekowa� tym pami�tnikiem :-) Mam nadziej�, �e moje notki spodobaj� si� Wam tak samo jak poprzedniej autorki. W pracy konkursowej napisa�am, �e kiedy dostan� ten pami�tnik b�d� prowadzi�a kontynuacje swojej pracy. Mam nadziej�, �e si� Wam spodoba, bo nast�pne notki b�d� w�a�nie w takim stylu.

Neville otworzy� oczy. Le�a� w ��ku w swoim dormitorium. �wita�o. Zacz�� wspomina� wydarzenia z ubieg�ego dnia, kiedy to w ko�cu uda�o mu si� zab�ysn�� na jaki� zaj�ciach. Zielarstwo zawsze by�o jego ulubionym przedmiotem- to by�a jedyna lekcja, na kt�rej miej wi�cej rozumia� o co chodzi. W dodatku zarobi� 40 punkt�w dla Gryffindoru! Ale w sumie nic dziwnego. Omawiali przecie� mimbulus mimbletoni�- jego ulubion� ro�lin�, kt�ra sta�a teraz na jego szafce nocnej i �agodnie falowa�a. Neville sam si� zdziwi�, kiedy odpowiada� na wszystkie pytania szybciej od Hermiony. I do tego poprawnie! Wsta� i ods�oni� filary ��ka, rozgl�daj�c si� po dormitorium. Harry, Ron, Seamus i Dean jeszcze spali. Neville podszed� do okna i rozejrza� si� po b�oniach. I wtedy sta�o sie kilka rzeczy na raz. Na dworze rozb�ys�o czerwone �wiat�o, jaki� m�ski g�os krzykn�� "Expelliarmus";, po czym z czerwonego �wiat�a wynurzy�a si� posta�- wzrostu Nevilla, o kr�tkich blond w�osach. Reszty ch�opak nie m�g� dojrze� z daleka. Longbottom zmru�y� oczy pora�ony czerwonymi b�yskami. Kiedy zn�w je otworzy�, ujrza� tylko ciemn� posta� szybko id�c� do Zakazanego Lasu.
Neville sam nie wiedzia� co o tym my�le�. Czy to by� pojedynek? A je�eli tak, to czy nikomu nic si� nie sta�o? Usiad� na swoim ��ku pogr��aj�c si� w rozmy�laniach. Czy powinien kogo� zawiadomi�? Profesor McGonagall, dyrektora? A mo�e Harry'ego? Tak, on na pewno wiedzia�by co robi�. Przez moment w jego umy�le zab��ka�a si� my�l, �e mo�e uda�, �e nic si� nie sta�o, �e nic nie widzia�, ale zaraz j� odrzuci�. To nie by�oby w porz�dku, wobec... W�a�nie, wobec kogo? Kim by�a ta tajemnicza posta� o d�ugich blond w�osach? Te my�li tak zaprz�tn�y mu g�ow�, �e nie zorientowa� si�, kiedy zielone oczy w okularach zacz�y przygl�da� mu si� uwa�nie.
-Neville?
Ch�opak a� podskoczy� na d�wi�k swojego imienia. Spojrza� si� na Harry'ego jakby by� duchem, kt�rego pierwszy raz w �yciu widzi na oczy.
-Neville, nic ci nie jest?- spyta� lekko zaniepokojony.
-Nie, oczywi�cie, �e nie.- powiedzia� odruchowo, ale zaraz si� poprawi� i doda�- Hmm, w sumie to jest...jest taka sprawa. Wa�na.
-Co si� sta�o? To co� gro�nego?- spyta� zielonooki czarodziej z powa�n� min�.
-Rano, kiedy wsta�em. Widzia�em jak�� osob�, z blond w�osami. M�czyzn�, mojego wzrostu. On rzuci� zakl�cie rozbrajaj�ce, a p�niej odszed� w kierunku Zakazanego Lasu. Uzna�em, �e trzeba to komu� powiedzie�.
-Gdzie? Gdzie go widzia�e�?- spyta� Harry teraz ju� wyra�nie podekscytowany.
-Na b�oniach, w pobli�u chatki.
I nagle zda� sobie spraw�, co to wszystko mog�o by�. Zobaczy� przera�enie na twarzy przyjaciela i uzna�, �e on te� doszed� do podobnych wniosk�w.
-Hagrid.- mrukn�� tylko i zacz�� si� pospiesznie ubiera�.
Neville te� za�o�y� co� na siebie i wyj�� r�d�k�, czekaj�c co powie Harry.
-Id� do Hagrida.- powiedzia� pisz�c cos na jakim� skrawku.- P�jdziesz ze mn�?
Neville przytakn��. Ach, czemu nie przysz�o mu to wcze�niej do g�owy! Gdyby od razu zorientowa� si�, �e tajemniczy osobnik m�g� zrobi� co� gajowemu, natychmiast by tam pogna�. Ale niestety, nie mia� takiego lotnego umys�u. By� taki przera�ony, �e z trudem zbieg� za przyjacielem po schodach.
Dzie� by� ch�odny, lekki wiatr wia� od Zakazanego Lasu, ale nic nie wywar�o na nich jakiego� specjalnego wra�enia. Nigdzie nie by�o �lad�w walki. Ch�opakowi troch� ul�y�o, ale zaraz pojawi�y si� kolejne w�tpliwo�ci. Przecie� to jeszcze nic nie znaczy. Blondyn m�g� zatrze� �lady!
Razem z Harrym zatrzyma� si� przed chatk�. Razem zapukali. Us�yszeli jakie� ci�kie kroki i ku ich rado�ci w drzwiach pojawi� si� Rubeus Hagrid. Mia� na sobie okropn� w�ochat� pi�am�.
-Czemu zawdzi�czam, tak� wizyt�, he? Och, Harry, wchod�, wchod�.
-Przepraszamy Hagridzie, my tylko...
-W porz�deczku, ch�opcy siadajcie, siadajcie. Kie�, le�e�. No, co si� sta�o, �e musieli�cie z tym lecie� do Hagrida, co? Cholibka, gdzie jest ta herbata, co j� zrobi�em niedawno?
Ale Neville ju� go nie s�ucha�. Przez okno zobaczy� co�, co sprawi�o, �e wyda� z siebie tylko zduszony j�k. Hagrid i Harry szybko obejrzeli si� na przyjaciela. I wtedy Hagrid wrzasn�� swoim tubalnym g�osem.

Kolejne notki b�d� pisac w pierwszej osobie, ale tej nie chc� juz zmienia�. Kolejna cz�� pojawi si� ju� nied�ugo:-)

[ 3473 komentarze ]


1 2 3 »  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki