Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Myślodsiewna Severusa Snape'a
Prowadzi asystentka Snape'a Meg


Dzięki wybitnej znajomości czar�w uzyskałam dostęp do osobistej myślodsiewni Mistrza Eliksir�w. Teraz będziemy mieli pełen wgląd w jego wspomnienia z młodości, a także z lat p�źniejszych... poznamy też jego osobiste przemyślenia, kłopoty i problemy, troski i radości bez potrzeby odwoływania się do legilimencji. Zapraszam serdecznie do lektury ściśle tajnych odbić duszy profesora Severusa Snape’a!

[ Powr�t ]

Sobota, 22 Grudnia, 2007, 20:28

Wspomnienie 24.

A wi�c moi kochani! Id� �wi�ta wielkimi jak krokodyl krokami:) Z tej okazji najserdeczniejsze �yczenia dla Was i dla Waszych bliskich-spokojnych, zdrowych, weso�ych �wi�t, udanej zabawy Sylwestrowej i szcz�liwego Roku 2008:) Z tej okazji tak�e ma�y upominek ode mnie, zar�wno tu, jak i w pami�tniku;)
A teraz chwila dla Was:
1.Pauliina:strasznie Ci dzi�kuj�, jeste� chyba moj� najwierniejsz� fank�:)Buziaki!\
2.Magda Potter:hm...^^;)Mo�en i tak chocia� nie s�dz�...nie, moje natchnienie m�wi mi, �e chyba nie...;)
3.Emisia:dzi�ki za �yczenia i w og�le...to by�a tylko pr�bna, ale i tak:) co do Twego pytania: pewnie nie, ale czy chodzi tu o odwzorowanie �wiata Rowling? Troszk� mo�na ale nie za du�o... niekt�rzy zaraz si� czepiaj�, cho� czasem bezzasadnie, ale trudno;P P.s. Dzi�ki za obron�;)
4.Arya i Mindi:wielkie dzi�ki;)
5.Daria:po pierwsze, kto ci powiedzia�, �e to jest pami�tnik? Chyba jak byk jest w nazwie, �e to My�lodsiewnia... a to chyba nie jest r�wnoznaczne z pami�tnikiem. Poza tym, to co pisze Emisia, jest zgodne z tym, co bym odpowiedzia�a:to jest moja wizja, uczucia nie zawsze musz� by�, to wi��e si� z autorsk� konwencj�, a co do uczu�-telenowele te� dobre a pod nosem masz komentarz Luny35 nabuzowany uczuciami;)
6.Luna 35:�wietny, siarczysty komentarz je�li chodzi o Pana Profesora Snape'a, a ja nim nie jestem;)mo�e tylko moje halucynacje, ale chyba skutecznie mieszasz �wiat HP z realnym;)a co do mojej tw�rczo�ci:nie czyta�a�, nie komnentuj-taka zasada tu panuje.
Dzi�ki za wszystkie komentarze i do us�yszenia wkr�tce:) Merry Christmas Everyone!:*
***
-Dobrze, raz jeszcze, Tomakinow! Musisz mocniej pochyli� si� nad miot��, �eby twoje ruchy by�y szybsze i trudniejsze do pokrzy�owania! Martin, nie obijaj si�! Kapitan Gryfon�w powiedzia�by ci, �e jeste� �wietny, ale nam to nie wystarcza, rozumiesz? M�wi� do wszystkich, tak, do ciebie te�, Kathleen, mamy by� na j l e p s i!
Severus z niesmakiem popatrywa� na wysokiego, dobrze zbudowanego ch�opaka w zielonej szacie, utrzymuj�cego si� spokojnie bez trzymania na miotle jakie� dziesi�� st�p nad ziemi� i obserwuj�cego z za�o�onymi r�koma o grubych palcach pozosta�� sz�stk� na zielono ubranych zawodnik�w, szybuj�cych niczym sze�� pocisk�w na wszystkie strony, na poz�r bez celu. Ich ruchy mia�y jednak sw�j sens: pr�bowali bowiem z�apa� dwie pi�ki- drobn�, z�ot� i wi�ksz�, czerwon�- oraz unikn�� dw�ch pozosta�ych- czarnych, r�wnie szybkich jak i oni. Grali mecz, co w tych warunkach jesiennego wieczoru nie by�o spraw� �atw�, jednak�e radzili sobie wcale nie�le: odblaskowe pasy z nazwiskami, ponaklejane na szatach ja�nia�y niczym zorza o poranku nawet z bardzo daleka; dodatkowo przed treningiem pi�ki zosta�y tradycyjnie potraktowane farb�, na kt�r� kto� rzuci� wcze�niej Zakl�cie Po�wiaty (ca�e kub�y tej farby przemy�lni �lizgoni z ostatniej klasy wynie�li pod os�on� nocy z tzw. konfiskat orni, czyli starego, du�ego pomieszczenia gospodarczego, przeobra�onego przez wo�nego w sk�ad skonfiskowanych przez niego rzeczy na przestrzeni wielu lat) a do obr�czy przyczepiono zaczarowane, olbrzymie pochodnie, nape�niaj�ce ca�e boisko niesamowitym �wiat�em.
Oczywi�cie, te drobne machlojki by�y nieznane dyrekcji, a bynajmniej- nikt nie interweniowa�; wiadomo by�o, �e kto chce trening mie� wieczorem, musi mie� bzika i swoje sposoby radzenia sobie z trudnymi naturalnymi warunkami o�wietleniowym, ale fakt ten traci� na znaczeniu w obliczu tego, i� tylko wieczorem boisko by�o ca�kowicie puste i wolne, bez zagro�enia wielkiej k��tni kapitan�w dru�yn o miejsce. Tak wi�c by�o to z jednej strony sprytne, a z drugiej- nieco utrudniaj�ce �ycie, ale nie narzeka� nikt. Joe Gillows, kapitan dru�yny Slytherinu trzyma� „swoich ludzi” kr�tk� r�k�. Dyscyplina panowa�a jak w wojsku a i wymagania by�y niezwykle wysokie. Mimo tego szanowano Gillowsa i zawodnicy trzymali sztam�, cho�by nawet cierpieli nieludzkie katusze fizyczno- psychiczne podczas trening�w. Wiadomo by�o, �e przetrwaj� najlepsi, tote� �aden �lizgon po uzyskaniu etatu w dru�ynie nie chcia� si� podda� ani okaza� mi�czakiem; Gillows podkre�la� nieraz, �e przynale�no�� do dru�yny jest �wi�ta i wieczna.
Ciekawe, my�la� Severus, opieraj�c si� wygodniej o barierk� na trybunach i oboj�tnie popatruj�c na przelatuj�ce raz po raz przed jego nosem postaci, czy Riddle opiera sw�j system na systemie Gillowsa. Dyscyplina, wierno�� i �wi�ta przynale�no��- i tu, i tu wyznacza�y ramy organizacji wewn�trznej; cele te� na upartego mo�na by zakwalifikowa� do tej samej grupy: wygra�. Tu przeciwnikiem siedmiu w inne kolory odzianych zawodnik�w, tam- �wiat Bia�ej Magii i zasady Hogwartu. Tak naprawd� sam nie by� tego ostatniego pewien: czasami czu� bardziej, �e wszystkie dzia�ania Riddle’a jednego mia�y wroga- Albusa Dumbledore’a ale sam Riddle podtrzymywa�, �e obraca si� przeciw wynoszeniu na piedesta� Bia�ej Magii kosztem Czarnej.
-Sam nie wiesz, co masz robi�? Wystarczy�o zni�y� nieco ogon i podnie�� r�k�, czy to takie trudne do poj�cia? Sam mam pokazywa�? Powt�rka, dop�ki nie b�dzie idealnie!
-Nie widzisz, �e si� staram i �e ju� nie mog�? Ci�gle robi� tak, jak nauczy�e� Thomasa i ci�gle jest �le!- wrzasn�a Kathleen, odgarniaj�c sobie z w�ciek�o�ci� w�osy z twarzy. By�a niepozorn�, rudow�os� szesnastolatk� o nieprzychylnym wyrazie twarzy i bardzo zimnych oczach, kt�rych barwa by�a niemal�e fioletowa. Nie przepadali za ni� ani nauczyciele, ani wi�kszo�� �lizgonek, ale to by�a „zawodniczka pe�n� g�b�” , jak powiedzia� kiedy� jeden z komentator�w podczas meczu z Krukonami. Kathleen mia�a wiecznie ponury, odpychaj�cy nastr�j i niezmiernie rzadko si� u�miecha�a. Podobno jej rodzice propagowali u�ywanie Czarnej Magii przeciw Mugolom i zostali za to uwi�zieni w wi�zieniu dla czarodziej�w na Morzu P�nocnym.
-Jak ja m�wi�, �e �le, to �le, zrozumiano?!- rykn�� Joe. –Jak nie chcesz wylecie� z dru�yny, to r�b, co m�wi�!
-Nie wy�ywaj si� na mnie za to, �e jaki� durny Gryfoniak ci� wpiekli�!
-Wracaj pod obr�cz!
-Joe, wyluzuj, stary, bo zam�czysz dziewczyn�.- zawo�a� nagle kto�, kto w tym momencie pojawi� si� na boisku. Mia� na sobie p�aszcz z kapturem, kt�ry teraz z elegancj� zdj��. Spojrza� mimochodem na rudow�os� Kathleen, kt�ra obrzuci�a go ma�o mi�ym spojrzeniem i polecia�a w swoj� stron�, a potem znowu zawo�a� do Joego, kt�ry uparcie go ignorowa�:
- Co ona m�wi�a o jakim� Gryfonie?
-Nie twoja sprawa, Tom!- odwr�ci� si� Joe i nawet nie zlecia� kilka st�p ni�ej. Zacisn�� konwulsyjnie szcz�ki i dorzuci�: - P�taj� si� za tob� sieroty z Gryffindoru, to trudno, nie m�j wstyd, w ko�cu sw�j do swego, ale nie…
W jednej chwili Joe znalaz� si� na ziemi, zupe�nie jakby niewidzialna d�o� strz�sn�a go z miot�y niczym py�ek z r�kawa. Rozp�aszczy�o go porz�dnie na twardej ziemi u st�p Toma. Dru�yna w powietrzu znieruchomia�a i wbi�a si� w jeden k�t przy obr�czach, spogl�daj�c na niedysponowanego kapitana.
Tom Riddle sta� spokojnie, z d�oni� wr�cz nienaturalnie wyprostowan� i opuszczona u boku. Z tej odleg�o�ci Severus nie widzia� jego twarzy, ale czu�, �e jego oczy s� nieprzyjemnie rozjarzone. Kilku ch�opak�w ze starszych klas, siedz�cych za nim, spr�bowa�o si� wychyli�, ale i tak niewiele by�o wida�: pochodnie przy obr�czach o�wietli�y tylko wysok�, szczup�� posta� Toma i le��cego na p�asko obok Gillowsa. Teraz podni�s� si� powoli z ziemi, ale nogi tak mu si� trz�s�y, �e samodzielne ustanie by�o niemo�liwe. Zachwia� si� wi�c z�apa� szybko s�upek od obr�czy i spojrza� na Toma. Potem powiedzia� co�, czego Severus i reszta zgromadzonych na trybunach nie dos�ysza�a, niemniej g�os Toma by� doskonale s�yszalny.
-Wiedzia�em, �e inteligentny z ciebie facet, Gillows. T�pak nie dowodzi�by tak znakomit� dru�yn�.
Gillows potrz�sn�� g�ow� i, wsiad�szy na miot��, wr�ci� w powietrze a potem nakaza� dru�ynie zebra� si� w szatni.
-My�lisz, �e to Tom straci� nad sob� panowanie?
Severus wzdrygn�� si�. Tak dalece zagapi� si� na sytuacj� na boisku, �e prawie zapomnia� o siedz�cym obok Lucjuszu.
-Nie wiem, ale to mo�liwe…- wzruszy� ramionami i odchyli� si� na oparcie. -W ko�cu ten ca�y Gillows powiedzia� co� o sierotach, a przecie� wiadomo, �e Tom zrobi� si� ostatnio bardzo dra�liwy na tym punkcie.
-Nigdy wcze�niej mu to si� nie zdarzy�o… to znaczy Tomowi straci� nad sob� panowanie. Prawd� m�wi�c, tylko s�ysza�em, �e takie co� jest mo�liwe, ale nigdy nie widzia�em tego na �ywo, jak dot�d. Ten Gillows to w sumie �wietny trener, nikt nie umie tak prowadzi� trening�w, jak on.
-Wielkie mi co… uganianie si� w powietrzu za pi�k�. Naprawd� tak to ci� bawi?-
-To jest sport, Severusie, a sport jest zawsze fascynuj�cy… ja ci nie wymawiam, �e wolisz babra� si� w prob�wkach i r�nych zi�kach, ale troch� ruchu by ci si� przyda�o.- odpowiedzia� Malfoy odrobin� ura�onym g�osem. – Nigdy nie gra�e� w quidditcha, wi�c w sumie nie wiesz, jakie to emocje, jaka satysfakcja z dobrej koordynacji wszelkich dzia�a� i zwod�w dru�yny, omawianie taktyki…
-Biedna Narcyza.
-Co?
-Powiedzia�em: biedna Narcyza.- powt�rzy� pozornie oboj�tnym g�osem Severus. Sam si� zdziwi� przez u�amek sekundy, sk�d w nim nag�y sarkazm, ale na wnioski by�o za p�no, gdy� nast�pi�a do�� szybka riposta do�� wytr�conego z r�wnowagi przeciwnika.
-M�g�by� mi uprzejmie wyja�ni�, co ma Narcyza do quidditcha?- niepomiernie zdziwi� si� Lucjusz, odgarniaj�c nieco nerwowym ruchem w�osy za uszy.
-Sam z siebie w �yciu nie zapami�ta�by� tylu trudnych s��w, jak koordynacja ruch�w czy zw�d, a skoro ju� nimi tak swobodnie szafujesz, to nieomylny znak, i� masz w tym cel. Co za tym idzie, wywnioskowa�em, �e chyba tylko Narcyza jest w stanie wys�uchiwa� takich bzdur, a poniewa� z pewno�ci� nie jest to �atwe, to jej wsp�czuj�.
-Doskonale.- odpar� Lucjusz, opieraj�c d�onie na barierce i poruszaj�c szcz�k� w do�� teatralny spos�b. –Skoro taki jeste� m�dry, Severusie, to czemu Lilly Evans odwraca g�ow� za ka�dym razem, gdy ci� widzi?
-Nie twoja sprawa.- Severus zareagowa� szybciej ani�eli chcia�, ale to wystarczy�o: Lucjusz roze�mia� si� pogardliwie i, uni�s�szy si� z wy�szo�ci�, chcia� chyba demonstracyjnie odej��, ale nie uda�o mu si� to: do trybun zbli�y� si� w�a�nie Tom. Za jego plecami z boiska schodzili ostatni cz�onkowie �lizgo�skiej dru�yny. Zegar w dali na hogwarckiej wie�y wybi� w�a�nie �sm�.
Boisko opustosza�o kompletnie po pi�tym uderzeniu. Wtedy te� Tom podszed� do pierwszego rz�du trybun i usiad�szy na barierce, spojrza� po do�� licznej, zgromadzonej nieco ponad nim grupce ludzi. Wszyscy oczekiwali na jego s�owa. U�miechn�� si� prawie niedostrzegalnie i powiedzia�:
-Dwadzie�cia siedem.
Milczenie.
-Czy kto� wie, co oznacza ta liczba?
-Ee… wczoraj by�o dwudziestego si�dmego…- b�kn�� jaki� ch�opak z czwartego rz�du i zaraz zach�ysn�� si� z obawy, najwyra�niej dostrzegaj�c w oczach Toma co�, co mu si� nie spodoba�o. Jednak�e on nadal si� u�miecha� w sw�j specyficzny spos�b, tylko �e jego oczy sta�y si� ch�odniejsze.
-Nie mam do ciebie pretensji, Barkson, �e nie wiedzia�e�… nie mam pretensji do nikogo z was, ale kiedy spotkamy si� w nast�pnym miesi�cu, b�d� o wiele mniej pob�a�liwy.
Obrzuci� ich uwa�nym spojrzeniem i kontynuowa� do�� niedba�ym tonem.
-Dwudziestu siedmiu zwolennik�w mo�e oznacza� wielu albo niewielu… jedno jest jednak w tym wzgl�dzie pewne: musi by� ich o wiele wi�cej. R�wnie dobrze mo�na co� osi�gn�� co� w pojedynk�, ale cel do kt�rego ja d���, dotyczy ca�ej spo�eczno�ci czarodziej�w. Potrzebne mi poparcie i mam je z waszej strony, jak mniemam… ale potrzebuj� wi�kszej ilo�ci ludzi gotowych na ka�de moje zawo�anie spe�ni� ka�dy m�j rozkaz, nie raz pewnie wbrew sobie…- za�mia� si� pod nosem. –C�… jak powiedzia�em wcze�niej, ufa� b�d� i tak tylko sobie, bo nie mog� sobie pozwoli� na zdrajc�… je�li kto� czuje si� tym brakiem pe�nego zaufania obra�ony, mo�e w tej chwili wyj�� bez obawy przed jakimi� konsekwencjami.
Nikt si� nie poruszy� wi�c Riddle kontynuowa�, tym razem bez u�miechu na swej �adnej, ale zamkni�tej twarzy. –Doskonale. Mam dla was pierwsze powa�ne zadanie, je�li mamy si� traktowa� nawzajem powa�nie. �arty dobieg�y ko�ca: teraz zaczyna si� sprawa, dla kt�rej ja po�wi�cam w�asne �ycie i wypada�oby, by�cie wy poszli w moje �lady, oczywi�cie, je�li zale�y wam na uznaniu i chwale. Pami�tajcie o jednym: walczycie nie dla mnie, lecz dla ca�ego �wiata, dla przysz�ych pokole�.
Znowu zapad�o kr�tkie milczenie.
-Czy kto� ma jakie� pytania?
-Czy to koniec zebrania?- zapyta� ch�opak z czwartego rz�du ale Riddle zignorowa� go, u�miechaj�c si� z leciutk� wzgard�. Powa�nie potraktowa� dopiero pytanie, jakie pad�o z ust Lucjusza Malfoya.
-Dlaczego nast�pne spotkanie b�dzie dopiero w przysz�ym miesi�cu? Czy s� jakie� podejrzenia co do nas?
-Nie, Malfoy. Powodem nie s� podejrzenia, lecz w�a�nie zadanie, o kt�rym wspomnia�em a kt�rego powinni�cie si� byli domy�li� po wst�pie.
-Zwolennicy.- mrukn�� Lucjusz raczej twierdz�co ni� pytaj�co a Tom pokiwa� spokojnie g�ow�. –Daj� wam trzydzie�ci dni na zwerbowanie w nasze szeregi jednej osoby; na pocz�tek jednej, ale idealnej. Komu si� wydaje, �e to �atwa misja, niech czym pr�dzej pozb�dzie si� swych g�upich z�udze�. Od tej misji zale�y nasz byt, og�lnie m�wi�c. Je�li skierujecie swoje zaproszenie do osoby nieodpowiedniej, mo�e si� to sko�czy� bardzo �le dla nas wszystkich. Ci��y na was odpowiedzialno�� nie tylko za siebie, ale przede wszystkim za wsp�towarzyszy. Sto razy przemy�lcie wyb�r dobrej osoby.
-Czy masz na my�li kogo, kto nie b�dzie kapusiem, kto potrafi dochowa� tajemnicy…
-…a tak�e b�dzie lojalny i pos�uszny. To chyba najwa�niejsze dwie cechy, kt�re nies�usznie od�o�y�e� na sam koniec, Lucjuszu. Zale�y mi na tym, by�cie zdali sobie dobrze spraw� z tego, jak wa�ne jest to, co wam poleci�em. Chcia�bym te� da� wam ma�� porad�: pomy�lcie przed wszystkim o cz�onkach innych dom�w.
Teraz zaszumia�o cho� bez wi�kszego oburzenia. Riddle obserwowa� zdziwionych poplecznik�w w milczeniu, nawet z lekkim rozbawieniem. Uporali si� ze swym zdumieniem w ci�gu paru sekund i przem�wi� ponownie w formie wyja�nienia.
-Zrozumcie: przeci�gni�ty na nasz� stron� Gryfon mo�e by� cenniejszym nabytkiem od �lizgona. Nie traktujcie tego jako ubli�anie… raczej przemy�lcie to sobie a pojmiecie, i� si� nie myl�.
-Czy mamy sami przeci�ga� ludzi bez twojej opinii na ich temat?
-Tak.
Chwila milczenia.
-A je�li wybrana przez nas osoba… powiedzmy… oka�e si� zdrajc�?
-Kto� kiedy� powiedzia�, �e zdrad� mo�na zmaza� tylko krwi�.- powiedzia� Riddle dziwnym g�osem, ni to rozbawionym, ni to powa�nym, ale wzbudzi� og�ln� konsternacj�, dorzuci� wi�c ze znu�eniem:
-Prosz�, s�uchajcie, co do was m�wi�, albo nadajecie si� do tego i jeste�cie ju� w stanie zrobi� co� samodzielnie, albo jeste�cie do luftu. Nie mog� wszystkiego zatwierdza�: musz� dzieli� si� z wami odpowiedzialno�ci�, bo gdybym chcia� sam zadba� o powi�kszenie waszego grona, nie zwraca�bym si� z tym do was. Potraktujcie to powa�nie albo na w�asnej sk�rze odczujecie skutki b��du, a to na pewno nie b�dzie najmilsza z rzeczy, jaka si� wam dot�d przytrafi�a.
Grupa umilk�a; gdzieniegdzie tylko rozlega�y si� szepty. Tom zsun�� si� na traw� i zrobi� kilka krok�w w stron� �rodka boiska. Zatrzyma� si� w miejscu, w kt�rym �wiat�o pada�o dok�adnie na czubek jego ciemnych w�os�w i sk�oni� lekko g�ow�. Reszta obserwowa�a jego poczynania w milczeniu.
Severus siedzia� nieruchomo, patrz�c na Toma ze spokojem. Przez jego g�ow� przelatywa�y s�owa, niedawno wypowiedziane przez starszego koleg�. Wok� niego panowa�a cisza, prawie d�wi�cz�ca w powietrzu.
Min�o dziesi�� minut. Tom skin�� lekko ale wyra�nie d�oni� w kierunku kogo� siedz�cego powy�ej rz�du Severusa. Kiedy dana osoba pojawi�a si� w kr�gu �wiat�a na boisku, okaza�o si�, �e to jaki� starszy �lizgon, wygl�daj�cy na, c� za rzadko��, osi�ka nie pozbawionego inteligencji. Tom powiedzia� mu kilka s��w do ucha i osi�ek oddali� si� w kierunku szatni. Gdy dobieg� lekki trzask zamykanych drzwi, Tom, id�c z powrotem niespiesznie z d�o�mi w kieszeniach, zawo�a� p�g�osem w kierunku skupionych na trybunach ludzi:
-Spotka nas nieoczekiwany zaszczyt. Kto� postanowi� nam dzisiaj z�o�y� wizyt�…

Komentarze:


Emisia
Sobota, 22 Grudnia, 2007, 23:11

Nareszcie pierwsza! :D
Dzi�ki za �wi�teczny prezent. Notka d�uga... i... to mi si� podoba, bo jest co czyta� :) Za bardzo nie ma si� do czego doczepi�. Wydaje mi si�, �e o quidditchu wcze�niej nie pisa�a�, wi�c najwy�szy czas by�o co� wspomnie�.
Merry Christmas and Happy New Year!

 


Ala
Niedziela, 23 Grudnia, 2007, 09:10

Cudna notka, no i to zako�czenie... =D Nie mog� sie doczeka� dalszego rozwoju wypadk�w.
Weso�ych �wi�t! :)

 


Pauliina
Niedziela, 23 Grudnia, 2007, 17:48

Wspania�a notka. Bardzo podoba mi si� zako�czenie, kt�re utrzymuje czytelnik�w w niepewno�ci. Cieszy mnie te� fakt, �e napisa�a� co� o quidditchu. Poza tym bardzo mi si� podoba d�ugo�� notki :) �wietny prezent �wi�teczny. Mo�e na Nowy Rok te� b�dzie taki prezencik? ;-) Mam nadziej�, �e nastepna notka b�dzie jak najszybciej, bo jestem strasznie ciekawa co to za osoba z�o�y im wizyt�.
Weso�ych �wi�t!!
(Weso�ego kurczaczka,
Mokrej wigilii,
Smacznej choinki
i Bogatego GWIAZJ�CA!! XD ^^)

 


anonim
Wtorek, 25 Grudnia, 2007, 13:02

Zgadzam si� z Pauliin� �wietne zako�czenie. i ciekawe rozwini�cie wypadk�w. Weso�ych �wi�t.

 


Arya (Tom Riddle)
Czwartek, 27 Grudnia, 2007, 10:44

Nie b�d� orginalna. To jest �wietne :)

 


Luna Lovegood (Lavender i Lily)
Wtorek, 03 Czerwca, 2008, 15:45

:D

 


Sophie Rose
Czwartek, 03 Maja, 2012, 20:00

Tajemniczy rozw�j wydarze�, d�uga nocia i genialne zako�czenie... c� wi�cej powiedzie�...
Ciekawie, intryguj�co, tajemniczo...
... no i wreszcie o quidditchu...
W

 
Tw�j komentarz:
Nick: E-mail lub strona www:  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki