Myślodsiewna Severusa Snape'a Prowadzi asystentka Snape'a Meg
Dzięki wybitnej znajomości czar�w uzyskałam dostęp do osobistej myślodsiewni Mistrza Eliksir�w. Teraz będziemy mieli pełen wgląd w jego wspomnienia z młodości, a także z lat p�źniejszych... poznamy też jego osobiste przemyślenia, kłopoty i problemy, troski i radości bez potrzeby odwoływania się do legilimencji. Zapraszam serdecznie do lektury ściśle tajnych odbić duszy profesora Severusa Snape’a!
Bardzo dzi�kuj� za tyle mi�ych s��w Mam nadziej�, �e cho� w cz�ci na nie zas�u�y�am. Silver, ano taki przeskok, bowiem jest to my�lodsiewnia i czasem mog� zaniedba� kolejno�� oraz chronologi� Zrobi�am go po to, aby symbolicznie zako�czy� na pewien czas wspomnienia z doros�o�ci, aby ukaza� prze�omow� rol� wspomnienia ze spotkania z Lilly po latach.
Tyle na dzi�, mi�ego czytania, zapraszam do Dracona i do zobaczenia z powrotem w sobot� wieczorem!
***
-Nie ma to jak by� po owutemach!- Lucjusz przeci�gn�� si� wygodnie i podszed� do owalnego, d�bowego sto�u, wypolerowanego do i�cie czarodziejskiego po�ysku. Nad nim wisia� jeden z dwu znajduj�cych si� w pokoju �yrandoli, budz�cy zapewne u wielu go�ci pani Hazel Malfoy zachwyt nad precyzj� upi�cia kryszta�owo - per�owych wisiork�w oraz emanuj�cym z nich niemal arystokratycznym urokiem.
W og�le ca�y pok�j zdawa� si� tchn�� czym� troch� mistycznym, a troch� tajemniczym; Severus zastanawia� si� w�a�nie, czy to zas�uga wystroju, czy te� mo�e charakteru mieszka�c�w tego domu i nastroju w nim panuj�cego, gdy cichy szelest materia�u odwr�ci� jego uwag� od detali wn�trza.
Przed nimi stan�a kobieta, odziana w d�ug�, be�ow� szat� z jakiej� sztywnej lecz wygl�daj�cej na drog� tkaniny. Kolor stroju harmonizowa� idealnie z jej kasztanowymi w�osami, przetykanymi tu i �wdzie pasemkami siwizny.
Na jej poci�g�ej, szczup�ej twarzy nie malowa� si� �aden wyraz, w k�cikach w�skich, mlecznor�owych ust nie czai� si� ani jeden przyjemny u�miech a w oczach, po�yskuj�cych w �wietle lampy niczym dwa czarne diamenty, na pr�no by szuka� jakiegokolwiek g��bszego uczucia. Przeci�tnemu obserwatorowi przypomina�aby z pewno�ci� wyzut� z czu�o�ci k�od� hebanu , pomy�la� Severus, czujnie spogl�daj�c na jej twarz. Jest jednak w niej co� takiego, co ka�e s�dzi�, i� pierwsze wra�enie jest bardzo, bardzo mylne.
-Witaj, Lucjuszu… wybacz, �e kaza�am tak d�ugo na siebie czeka�.- to m�wi�c, kobieta zbli�y�a si� do syna i przytuli�a go na chwil� do siebie. Uca�owa�a delikatnie jego policzki a potem wypu�ci�a z ramion i zlustrowa�a go swym zagadkowym spojrzeniem. -Dobrze wygl�dasz, synu…- powiedzia�a z ukrytym zadowoleniem i spr�bowa�a zmusi� swe wargi do u�miechu. Zamruga�a par� razy i doda�a, staraj�c si� ukry� dr�enie g�osu. -…jeste� taki podobny do ojca… on te� tak wygl�da�, gdy by� w twoim wieku…
-Ty te� wygl�dasz ca�kiem dobrze, moja droga.- Lucjusz po�o�y� d�onie na szczup�ych ramionach kobiety i spojrza� jej prosto w oczy. Potem opu�ci� r�ce, cofn�� si� o jeden krok, patrz�c na stoj�cego niedaleko kominka czarnow�osego m�odzie�ca w czarnej szacie, ub�oconej na trzy cale powy�ej kostek i powiedzia� zupe�nie innym g�osem: -To m�j przyjaciel, Severus Snape… wspomina�em ci o nim. M�g�by zatrzyma� si� u nas na par� dni?
-Tak, oczywi�cie.- Hazel Malfoy spojrza�a na Severusa oczyma bez wyrazu i ponownie przenios�a wzrok na syna. -Powiem, aby przygotowano pok�j go�cinny i zaniesiono wasze baga�e, widzia�am, �e stoj� w holu. Na kt�r� zadysponowa� kolacj�?
-Mo�e by� na �sm�. O dziewi�tej musimy by� z powrotem w Londynie.- odpowiedzia� Lucjusz, a matka, skin�wszy g�ow�, opu�ci�a salon niczym duch. Severus obserwowa� to wszystko z boku, nie mog�c oprze� si� wra�eniu, �e matka Lucjusza odgrywa w tym domu zupe�nie inn� rol� od tej, kt�ra jej by�a przynale�na, a jednocze�nie nie widzia�, aby syn splami� si� cho� przez chwil� brakiem szacunku wobec niej… Mo�e to normalny objaw, Lucjusz zachowuje si� w ten sam spos�b wobec innych i nie potrafi panowa� do ko�ca nad wynios�o�ci� oraz nut� pogardy, zauwa�aln� dla os�b, kt�re d�ugo z nim przebywa�y.
-I tak, Severusie, �wiat stoi przed nami otworem.- powiedzia� z lekkim echem �miechu w g�osie. Podszed� do sto�u i przesun�� d�oni� po jego g�adkim, l�ni�cym blacie, pochylaj�c nieco g�ow�, cho� nie ugi�� ani karku, ani kr�gos�upa. R�kaw eleganckiej, kremowej szaty, zdobionej koronkami opad� na jego smag�y nadgarstek i rozlu�nione palce, przesuwaj�ce si� wolno po drewnie. Niewiarygodne , pomy�la� Severus, walcz�c z ochot� do kpi�cego u�mieszku, �e on zawsze wygl�da tak dumnie, nawet, je�li robi najzwyklejsz� rzecz pod s�o�cem i nawet, je�li jego widownia z�o�ona jest li i jedynie z wieloletniego kompana, nawyk�ego do jego „wielkopa�skich” manier.
Lucjusz chyba us�ysza� jego my�li albo je przeczu�: zatrzyma� si� bowiem, natychmiast zdj�� d�o� ze sto�u i uni�s� g�ow�, odchylaj�c j� nieco bokiem do ty�u, jak to mia� w (nie�wiadomym?) zwyczaju. Spojrza� na Snape’a i, napotkawszy jego wzrok, u�miechn�� si� kpi�co.
-Wygl�dasz, jakby zupe�nie nie zadowala�a ci� ta perspektywa, Severusie.
-Wydaje ci si�, bo o�lepia ci� po�wiata �yrandola.- pad�a ch�odna odpowied�. Lucjusz parskn�� cichym �miechem i wr�ci� do swojej my�li.
-Pomy�l sobie tylko… jeste�my wolni, ostatnie egzaminy za nami… teraz ju� nikt nie mo�e nam przeszkodzi� w realizacji naszych plan�w, w kroczeniu �yciow� drog� niezale�nie od tego, jaka ona b�dzie… wiesz, zawsze zastanawia�em si�, jaki jest smak wolno�ci…
-Chyba w chwilach zupe�nego znudzenia… - wyrwa�o si� Severusowi, ale Lucjusz zdawa� si� go nie s�ysze�- albo nie chcia�, bo m�wi� dalej, podchodz�c teraz do pustego kominka. �wiat�o �yrandola pad�o teraz na jego jasne jak len w�osy i czarn� klamr� z ko�ci s�oniowej.
-… a teraz ju� wiem, �e wolno�� smakuje tak, jak wieczorne powietrze, gdy zamykasz za sob� drzwi i si�gasz d�oni� do kolejnej klamki.
-Kiedy zrobi�e� si� taki poetycki?- zainteresowa� si� �ywo Severus i chyba teraz ju� wyra�na drwina na jego bladej twarzy, a raczej- w jego oczach plus to, co d�wi�cza�o w jego z pozoru �agodnym g�osie sprowadzi�o Lucjusza na ziemi�: odwr�ci� si� gwa�townie od kominka i uni�s� g�ow� o cal.
-Twoja drwina jest tu zupe�nie bezcelowa.- odpar� nieco ura�onym tonem ale b�yskawicznie odzyska� rezon i pozwoli� sobie na ma�� z�o�liwo��: -Gdybym ci� nie zna�, uzna�bym, �e jeste� zazdrosny, ale ty przecie� nie znasz zazdro�ci… nie, ty tylko znasz smak pora�ki i przegranej, a nie cierpisz przegrywa�… zwyci�stwo albo wieczna pogarda, czy� nie tak brzmi twoja �yciowa dewiza?
-S�dz�, �e nawet je�li, to i tak o wiele mniej arystokratycznie i szczerzej od twojej.- odpar� ostro Severus. -Narcyza wygl�da�a na bardzo zawiedzion� brakiem jakiegokolwiek cieplejszego odruchu z twojej strony podczas oficjalnego po�egnania si�dmoklasist�w… chocia� to zaskakuj�ce, skoro nigdy takiego nie otrzyma�a…
-Doprawdy? A co powiesz o Lilly Evans, z kt�r� prawie nie rozmawiasz od kilku lat?- Lucjusz zbli�y� si� do niego a kremowa szata zafurkota�a gniewnie. -Nie pouczaj mnie, jak mam post�powa� wzgl�dem Narcyzy, skoro sam nie potrafi�e� nigdy zdoby� si� na odwag� w obliczu tej rudej szlamy!
-Nie nazywaj jej tak.- powiedzia� przez zaci�ni�te z�by Snape, ale Lucjusz tylko zmierzy� go lodowatym wzrokiem i powiedzia� g�osem pe�nym odrazy:
-A jednak ci nie przesz�o… Sam sobie zaszkodzisz, Snape, kiedy� wspomnisz moje s�owa.- to powiedziawszy, ruszy� w stron� wyj�cia z pokoju. Na progu odwr�ci� si� i rzuciwszy towarzyszowi spojrzenie pe�ne ju� tak znajomej ciep�ej kpiny, powiedzia� odrobin� wynio�le:
-A je�li chodzi o Narcyz�, to nie musisz si� o ni� martwi�… moje uczucia wobec niej by� mo�e nie s� tak �ywe, jak jej wobec mnie lecz nie zamierzam jej zostawi�… przyznaj sam, jak�e korzystny to maria� dla nas obojga!
Severus si�� wypracowanej woli nie dopu�ci� do parskni�cia szyderczym �miechem, tylko odwr�ci� si� ty�em do wej�cia i podszed� do wysokich, gotyckich okien, zas�oni�tych bordowymi kotarami z grubego aksamitu. Oddychaj�c ci�ko, zamkn�� na chwil� oczy. By� bardzo znu�ony d�ug� podr� i wci�� nie czu� si� w pe�ni wyspany po ostatniej nocy, sp�dzonej w Hogwarcie. Jak tylko powieki opad�y, ujrza� pod nimi obrazy sprzed lat.
W oczach rudow�osej Gryfonki, stoj�cej niedaleko jeziora i kilkana�cie st�p od nich zaszkli�o si� teraz co�, co niewiele mia�o wsp�lnego z poprzednim gniewem. Rzuci�a dumnie g�ow� i bez jednego spojrzenia w stron� zdumionego Pottera oraz nieco rozbawionego Blacka odesz�a w stron� zamku do�� szybkim krokiem. Zdawa�o si�, �e przyjaci�ki, siedz�ce nad jeziorem, wo�a�y co� do niej, ale ona nie zareagowa�a a ju� po chwili jej sylwetka skry�a si� w cieniu wielkiego muru na dziedzi�cu.
-Kapujesz, o co jej posz�o?- powiedzia� Potter, patrz�c na Blacka, a na jego twarzy malowa�o si� tak szczere zdziwienie, kt�re nieudolnie usi�owa� ukry�, �e Snape omal nie parskn�� �miechem. Black zreszt�, te� by� bliski tego, tyle �e on si� nie pohamowa� i, klepn�wszy przyjaciela po �opatce, powiedzia� z �yczliw� kpin�:
-Wiesz… jakby ci tu to powiedzie�… czytaj�c mi�dzy wierszami, panna Evans stwierdzi�a w�a�nie, i� jeste� nieco… hm… pr�ny.
-Dzi�ki, Syriusz.- mrukn�� z uraz�, przeczesuj�c sobie nerwowo w�osy. -Naprawd�, stary, bardzo mnie podnios�e� na duchu!
Przy akompaniamencie �miechu Syriusza Potter odwr�ci� si� w stron� swej ofiary, kt�ra, korzystaj�c z okazji, przygotowywa�a si� do natarcia (w �yciu by nie pomy�la� o opuszczeniu pola bitwy!); niestety, w sam� por� Potterowi uda�o si� machn�� kr�tko r�d�k� a Severus znowu znalaz� si� w powietrzu do g�ry nogami.
Wraz z krwi�, nap�ywaj�c� do g�owy, czu�, �e p�cznieje w niej w�ciek�o��, w�ciek�o�� i co� jeszcze, czego nie umia� na razie okre�li�.
-Kto chce zobaczy�, jak �ci�gam majtki Smarkerusowi?-
Us�ysza� wrzask Pottera i ryk �miechu po�al si� Bo�e publiczno�ci.
-Zabij� ci�, ty wredny, pod�y, zawszony…- zacz�� Snape, z trudem �api�c powietrze, ale Potter uda�, �e go nie s�yszy. Podszed� bli�ej i przy�o�y� demonstracyjnie r�k� do ucha.
-Co� m�wi�e�, Snape?- zawo�a� ku uciesze publiczno�ci (cz�ci m�skiej g��wnie) i Blacka. Siedz�cy pod drzewem ich kumpel, Lupin, nie podni�s� nawet wzroku znad ksi��ki za� ma�y t�u�cioch, kt�rego nazywali Pettigrew, teraz a� podskakiwa� z rado�ci i klaska� w ma�e, pulchne d�onie.
Chyba ten widok tak rozjuszy� Snape’a, �e ca�� si�� woli zmusi� si� do pomy�lenia odpowiedniego (czytaj: perfidnego) zakl�cia niewerbalnego i spojrza� na ch�opaka.
Pettigrew zaklaska� w d�onie raz jeszcze i… zawy� z przera�enia: d�onie jego bowiem zmieni�y si� w �wi�skie racice, tak samo, jak nogi. Spojrza� z przera�eniem na czarnow�osego przyjaciela, a ten opu�ci� r�d�k� i otworzy� buzi�, aby wybuchn�� �miechem lecz opanowa� si� w nadludzkim tempie i, obr�ciwszy w stron� Severusa, zawo�a� gro�nie, cho� bardzo wytrwali mogliby us�ysze� w jego g�osie �le maskowane nuty weso�o�ci:
-Ty ma�y, podst�pny, �lizgo�ski pchlarzu! Zamieniasz naszego koleg� w prosi�? No, to patrz!
Nie zd��y� jednak nic zrobi�, albowiem w�a�nie wszyscy zgromadzeni na b�oniach mogli us�ysze� bardzo roze�lony g�os opiekunki Gryffindoru, pod��aj�cej ku nim z wielk� szybko�ci� od strony zamku. Gapie natychmiast si� rozpierzchli, cho� jasne by�o, �e wci�� intensywnie przypatrywali si� ca�ej scenie.
-POTTER! W tej chwili pu�� pana Snape’a albo odejm� domowi pi��dziesi�t punkt�w za zn�canie si� nad uczniami z przeciwnego domu!
-Pani profesor, ale� sama pani powiedzia�a, �e on jest z przeciwnego domu!- pr�bowa� udobrucha� j� Potter, strzelaj�c bardzo filmowym u�miechem lecz nie zni�aj�c r�d�ki ani o cal; Black pr�bowa� mu dopom�c, wo�aj�c:
-On si� nam narazi�, pani profesor, musieli�my da� mu nauczk�!
Co by�o tak oczywist� nieprawd�, �e Snape zawy� z w�ciek�o�ci. McGonnagall tymczasem by�a ju� przy nich- nie o niej mo�na by by�o powiedzie�, �e bieg�a. Zatrzyma�a si� i zamar�a, patrz�c to na wisz�cego w powietrzu �lizgona, to na podskakuj�cego i popiskuj�cego �a�o�nie Pettigrew. Jej twarz napi�a si� a potem nauczycielka wrzasn�a z tak� z�o�ci�, na jak� mog�oby sta� najbardziej impulsywn� osob� �wiata:
-Po�a�ujecie tego i to bardzo! Potter, Black- tu spojrza�a na najbli�szego przyjaciela Pottera, kt�ry nawet nie pr�bowa� si� broni�, tylko opu�ci� r�d�k�. -macie szlaban przez najbli�sze dwa tygodnie. Milcze�!- hukn�a, gdy tym razem Black odwa�y� si� zaprotestowa�. -Nie pytam, co wam zrobi�, bo wiem wszystko od panny Evans.- na d�wi�k tego nazwiska James Potter otworzy� buzi� a potem j� zamkn��, Severus za� poczu� jakie� uk�ucie w sercu. -Zabawili�cie si� jego kosztem, wykorzystali�cie fakt, �e by� niewinny i bezbronny oraz �e jest ze Slytherinu, dlatego obaj zostajecie ukarani. Aha, jeszcze jedno: Gryffindor traci pi��dziesi�t punkt�w!- to m�wi�c, machn�a dwa razy r�d�k�, cofaj�c zakl�cia dzia�aj�ce na Snape’a i Pettigrew. Ten pierwszy zwali� si� ci�ko w traw� za� ten drugi j�� podskakiwa� ze strachu i ogl�da� si�, a gdy zobaczy� przed sob� nas�pion� twarz McGonnagall, wrzasn�� kr�tko i pobieg� do Lupina, kt�ry teraz przypatrywa� si� scenie znad kart ksi��ki.
-Potter, Black, za mn�. Pan, panie Snape, mo�e wraca� do zamku, chyba, �e co� panu dolega.- spojrza�a ch�odno na niego, gdy podnosi� si� wolno z trawy, oszo�omiony upadkiem. Wyprostowa� si� jednak i, walcz�c z zawrotem g�owy, odpowiedzia� nieprzyja�nie, sztyletuj�c wzrokiem dw�ch Gryfon�w, czemu oni zreszt� nie pozostali d�u�ni:
-Nie, nic mi nie jest.
-Pani profesor, czy panna Evans wspomnia�a, �e to Snape chcia� nas pierwszy zaatakowa�?- zacz�� Potter. -My zapytali�my tylko, jak poszed� mu egzamin a on od razu si�gn�� po r�d�k�! Poza tym, nie powinna pani odejmowa� nam a�…
-Potter, dobrze ci radz�, milcz, je�li nie chcesz, �ebym odj�a kolejne pi��dziesi�t! I bardzo ci� prosz�, nie m�wi mi, co powinnam, a czego nie, bo tak si� sk�ada, �e w tym gronie to ja jestem uprawniona do pouczania ciebie a nie odwrotnie! Panie Snape, za u�ycie przez pana zakl�cia wobec Petera Pettigrew Slytherin traci dwadzie�cia punkt�w.
Wzruszy� na to ramionami, oddychaj�c ci�ko i zaciskaj�c oczy, by nie upa�� w traw�. Zupe�nie, jakbym wypi� o dwie szklanki ognistej whisky za du�o, przemkn�o mu przez g�ow� i us�ysza� g�os McGonnagall jak przez mg��:
-Potter, Black, idziemy.
Obaj pr�bowali udobrucha� j� i zaprotestowa� raz jeszcze, ale jaki� gro�niejszy krzyk opiekunki sprawi�, �e zamilkli buntowniczo i pod��yli za ni�. Lupin i Pettigrew te� si� d�wign�li z trawy i poszli za nimi. Lupin, odchodz�c, spojrza� dziwnie na Snape’a, ale nie by�o w jego wzroku zwyk�ej dla jego przyjaci� wrogo�ci, nieprzyja�ni czy drwiny.
Snape niewzruszenie odczeka�, a� znikn� na dziedzi�cu i nabra� powietrza, jak przed nurkowaniem. Schyli� si� po swoj� r�d�k�, kt�ra le�a�a w trawie oraz po torb�, ale kolejny zawr�t g�owy pokona� go i ch�opak upad� ci�ko w traw�, czuj�c pulsowanie w uszach i g�owie.
Po kwadransie poczu� si� lepiej, tylko troch� si� zataczaj�c, ruszy� w stron� zamku. Gdy znalaz� si� w lochach, skierowa� si� prosto do �a�ni i pu�ci� sobie w twarz lodowaty prysznic. Pomog�o, chocia� w sercu nadal czu� dziwne k�ucie, nie maj�ce nic wsp�lnego z wiszeniem do g�ry nogami.
-Panie Snape?- jaki� cichy g�os przedar� si� przez pe�ne zamy�lenia opary nie�wiadomo�ci. Severus drgn�� i, odwr�ciwszy si�, ujrza� matk� Lucjusza, patrz�c� na niego do�� niepewnie. -Dobrze si� pan czuje?
-Tak, wszystko w porz�dku.- przytakn�� i przypomnia� sobie, gdzie i po co jest. Ruszy� w stron� drzwi. Pani Malfoy powiedzia�a:
-Pa�skie baga�e znajduj� si� w ostatnim pokoju po lewej.-
gdy j� mija�. Skin�� jej g�ow� na po�egnanie i uda� si� do wskazanego pomieszczenia, z ka�dym krokiem po wy�o�onych ciemnoczerwonym suknem schodach oddalaj�c si� od wspomnie� z przesz�o�ci.