Po d�ugiej przerwie kiepski wpis. No ale c�, wprawiam si� na nowo. Pozdrawiam wszystkich;D
Susan si� do mnie nie odzywa.
Jak dla mnie popada w przesad�. Poprosi�a wczoraj profesor Sprout o przeniesienie do innego pokoju (na co inteligentna opiekunka si� nie zgodzi�a). Zachowuje si�, jakbym co najmniej odbi�a jej ch�opaka. Wielka afera o nic. Chocia� nie to jest najgorsze, milczenie Su jestem w stanie znie�� bez przyt�aczaj�cego ci�aru, ale cisza wszystkich otaczaj�cych mnie os�b, to k�opot niema�y. Moja przyjaci�ka nie omieszka�a wygada� si� ze swego zmartwienia naszym wsp�lokatorkom, kt�re uzna�y, �e zachowa�am si� po �wi�sku, wi�c unikam przebywania w dormitorium. Do�� mam wrogich spojrze� i z�o�liwych s��w. Dziwi� si� sobie, �e m�j temperament nie domaga si� swego ujawnienia, w kilku ostrych s�owach skierowanych do dziewczyn z pokoju. Chwili wytchnienia szukam w bibliotece i na spotkaniach GD. Niegdy� posz�abym do sowiarni, ale ostatnio zbyt wiele os�b wybiera to miejsce, jako przystanek swoich smutk�w.
Um�wi�am si� z Davidem. Nie chcia�am ci�gn�� tej znajomo�ci, milcza�am i nie dawa�am wyci�gn�� si� na randki. Wszystko zmieni�o si� przedwczoraj, kiedy to w ko�cu zgodzi�am si� na to, by towarzyszy� mi przy nauce w bibliotece. Nie zrobi�abym tego, gdybym nie by�a taka samotna. To �a�osne, niczym bohaterka taniej ksi��eczki, w kt�rej to bohaterka jest taka opuszczona, zahukana i nie mo�e znale�� miejsca, do cholery we w�asnym przecie� �yciu. Niestety to prawda.
Bardziej ni� wcze�niej, potrzebuj� by� blisko innych. Coraz rzadziej widywa�am Justyna, kt�ry gdzie� zaszywa� si� na ca�e dni, a Erniego zn�w poch�ania�y obowi�zki jego ulotnego serca.
Pewnego wieczoru napisa�am Matthew list, w kt�rym opisa�am dok�adnie co czuj�. Kochany Matt od razu zaproponowa�, �e pojawi si� w zamku, je�li tylko podam mu kiedy. Jak�e kusz�ca by�a perspektywa zaci�gni�cia go do szko�y. Potrzebowa�am du�ej si�y woli, aby zag�uszy� to pragnienie. On ma swoje �ycie, pewnie nadal my�li o Jessice, a m�j widok z pewno�ci� b�dzie mu ca�y czas o niej przypomina�. Dla niego jestem gotowa porzuci� egoizm. Bo jego szcz�cie jest ponad moje, gdy� czym by�oby gdyby cierpia�? To jest idea przyja�ni. Tak w�a�nie powinno si� j� okre�la�.
Powoli sz�am w stron� dormitorium. Ostatnio ka�da chwila sp�dzona w tym truj�cym pomieszczeniu, d�u�y�a si� dziesi�ciokrotnie siej�c we mnie coraz wi�ksze spustoszenie. Stan�am na pierwszym schodku, kt�ry jako pierwszy z rz�du, by� najbardziej zniszczony. Ju� st�d s�ycha� by�o odg�osy dziewczyn. Dok�adnie s�ysza�am Elisabeth, Sammy I Joanne.
Mimo tak wielu g�os�w innych dziewcz�t, to w�a�nie ich d�wi�ki dociera�y do mnie najlepiej. Nie odr�nia�am s��w, ale te� tego nie chcia�am. Po co s�ucha� b�ahych rozm�w ma�o istotnych ludzi? Chyba ka�dy ma prawo do m�wienia tego co my�li, a skoro nie m�wi tego do mnie, to nie powinno mnie to obchodzi�.
Niech�tnie nacisn�am klamk�, rozleg� si� cichy j�k ci�kich, starych drzwi, kt�re ju� od kilkuset lat chroni�y wej�cia do tego pokoju.
Natychmiast urwa�y si� wszystkie g�osy. S�owa jeszcze przed chwil� tak beztroskie i owiane energi� m�odzie�cz�, wci�� brz�cza�y w powietrzu dra�ni�c moje uszy. Po chwili ciszy zast�pi�y je z�owrogie spojrzenia, kt�re wyra�a�y wszystko, co przekaza� mi chcia�y ich tw�rczynie. Nie zwr�ci�am na to uwagi. W og�le udawa�am, �e ich tu nie ma. Lepiej by�o wmawia� sobie samej, �e mam szcz�cie i w pokoju jestem ca�kiem sama.
Podesz�am do mojego ��ka, rozejrza�am si� szukaj�c torby z ksi��kami. Za plecami us�ysza�am z�o�liwe chichotanie i gor�czkowe szepty. Zacisn�am z�by pr�buj�c powstrzyma� s�owa, kt�re prosi�y, wr�cz b�aga�y o to, aby uwolni� je z gard�a. Nie dam im satysfakcji, niech nie my�l�, �e te dziecinne gierki robi� na mnie wra�enie, chocia�by to by�o prawd�.
A by�o, westchn�am zrezygnowana, ogarnia�a mnie bezsilna z�o�� na my�l o tym, �e w�r�d �miej�cych si� by�a ona. Su. Jej �miech by� jakby g�o�niejszy od pozosta�ych, by� mo�e dlatego, �e to on rani� mnie najbardziej.
Jak najszybciej wepchn�am czyste pergaminy i nowy atrament z pi�rem gratis do torebki. Stan�am przed lustrem z grzebieniem i zacz�am rozczesywa� w�osy. Robi�am to specjalnie, odgrywa�am si� na dziewczynach pod�wiadomie. Cho� na t� nutk� m�ciwo�ci musia�am sobie pozwoli�. Susan z pewno�ci� ju� wie, �e co� si� kryje za moim czesaniem. Nigdy nie robi�am tego dwa razy dziennie, je�li nie by�am z kim� um�wiona. Dlatego ka�dy ruch r�ki sprawia� mi tak wielk� przyjemno��, �e trudno by�o oderwa� si� od lustra. Zrobi�am to dopiero w chwili, gdy u�wiadomi�am sobie, �e jeszcze chwila i sp�ni� si� na to ca�e �mieszne spotkanie. Grzebie� rzuci�am niedbale na ��zko, a torb� przewiesi�am przez rami�. Gdy odwr�ci�am si� w stron� drzwi spojrza�am na Susan. Wzruszy�am dyskretnie ramionami i pokr�ci�am lekko g�ow�. Wyra�a�am w ten spos�b co o tym my�l�. Przekaza�am jej , �e trudno uwierzy�, i� tak si� zachowuje. Nie czka�am na jej reakcj�, nawet mnie nie obchodzi�a.
Ze schod�w niemal ju� zbiega�am, p�dem min�am puchon�w siedz�cych przy stolikach w pokoju wsp�lnym. Nie zatrzyma�am si� dop�ki nie stan�am w drzwiach biblioteki. Nie wiem co spowodowa�o ten musowy bieg. Po prostu tego potrzebowa�am.
Stan�am przed drzwiami, za kt�rymi gdzie� przy stoliku siedzia� David i czeka� na mnie. Nie chcia�am do niego i��, to nie by�o miejsce, w kt�rym powinnam si� znale��. W ca�ym zamku takowego nie by�o.
Pod wp�ywem chwili odwr�ci�am si� i ruszy�am przed siebie po zielonkawym dywanie, znacz�cym moja drog� niczym drogowskaz. Nie odmierza�am czasu, nie wiem ile zaj�o mi dostanie si� pod wie�� Gryffindor'u. Mia�am szcz�cie, mia�am plan.
Nie czeka�am zbyt d�ugo, co chwila r�ni uczniowie kr�cili si� po korytarzu. Poprosi�am jednego aby zawo�a� Harry'ego. Kolejna dawka szcz�cia, by� akurat w PW.
-Cze��-przywita�am go z u�miechem na twarzy.
-Cze��-odpowiedzia� niepewnie. Zapewne nie wiedzia�, jak zinterpretowa� moje zachowanie.
-Mam pro�b�-zacz�am i szybko powiedzia�am o co mi chodzi.
-Chcesz zwia� ze szko�y?-prawie wydar� si� na mnie, tak, �e kilka przechodz�cych os�b z zaciekawieniem nam si� przygl�da�o. Nie przej�am si� tym, tylko kiwa�am przecz�co g�ow�.
-Musze za�atwi� pewna spraw�.
-Nie umiem ci pom�c-odpar� szybko, za szybko.
K�ama�, wiedzia�am dobrze, �e plotki dotycz�ce jego niezwykle dobrej orientacji w szkole, s� niebezpodstawne. Najlepszym dowodem jest pok�j �ycze�, gdyby nie on, nie dowiedzia�abym si� o nim pewnie nigdy.
-Harry-zacz�am-oboje wiemy, �e mo�esz to zrobi�. Znasz t� szko�� lepiej ni� jakikolwiek inny ucze�.-odetchn�am p�ytko dwa razy, przygotowuj�c si� na k�amstwo.-Jeszcze dzisiaj wr�c�, najdalej o dwudziestej pierwszej b�d� w zamku. Prosz� pom� mi. Obiecuj�, �e nikomu nie zdradz�, �e mnie wypu�ci�e�.
Harry zastanawia� si� do�� d�ugo. W jego oczach kry�o si� wahanie. Doskonale wiedzia�am, �e chce odm�wi�, tyle �e szuka odpowiednich s��w.
-Jestem lojalna wobec GD-szepn�am cicho, staraj�c si� tak dobra� s�owa, by wypowied� nie brzmia�a jak szanta�, kt�rym rzeczywi�cie by�a.-Nie prosz� o nic wi�cej, jak tylko o ca�kowit� dyskrecj� i kilka wskaz�wek. Prosz�.
Ch�opak westchn�� z irytacj�, je�li my�la�, �e si� poddam to si� przeliczy�. W tym wypadku nie odpuszcz�, dop�ki dzia�am pod wp�ywem niet�umionych emocji.
-Za pi�tna�cie minut przy wyj�ciu g��wnym-oznajmi� z zaci�ni�t� szcz�k�. -Czekaj za zewn�trz.
Z rado�ci klasn�am w d�onie, jak ma�e dziecko, kt�remu co� si� uda�o i biegiem ruszy�am w stron� piwnicy. Musia�am zabra� najistotniejsze rzeczy: pieni�dze, kurtk�, co� do jedzenia. Nie my�la�am wcale o tym co robi�. Tak jakby m�j umys� celowo si� tego wystrzega�. Czu�am adrenalin� we krwi i metaforyczny smak przygody w ustach. Ta druga rzecz by�a tym co poci�ga�a mnie w tej chwili najbardziej. W pokoju, o dziwo, nie zasta�am nikogo. Ca�e szcz�cie, im mniej os�b mnie widzi tym lepiej.
Celem numer jeden sta�a si� szafka nocna, z fa�szywym dnem, wykonanym przeze mnie. Na jej dnie znajdowa�o si� kilka galeon�w, kt�rych przybywa�o w miar� up�ywu czasu. Gromadzi�am pieni�dze na czarn� od pierwszej klasy.
Wepchn�wszy monety do torebki, uprzednio pozbywszy si� podr�cznik�w, dopad�am z impetem szafy. Znalaz�am moj� grub� kurtk�, w sam raz na mro�ne wieczory. Jest dopiero pocz�tek grudnia, a �nieg ju� od dawno le�y na ziemi. Ostatni cel-jedzenie, z tym by�o gorzej, dlatego �e musia�am odwiedzi� zamkow� kuchni� i tym samym skrzaty w niej pracuj�ce. Tu na szcz�cie nie by�o wi�kszych problem�w. Dosta�am po�ywienia wi�cej, ni� by�am w stanie pomie�ci� w torbie, dlatego kilka pasztecik�w dyniowych zjad�am na miejscu, popijaj�c sokiem jab�kowym. Szcz�cie mi dopisywa�o, po drodze �adnego nauczyciela, wo�nego czy jego zapchlonego kota. Tylko nieliczni, bezimienni uczniowie, nic dla mnie nie znacz�cy. Dosz�am do wielkich drzwi, otworzy�am je. Moj� twarz zaatakowa� zimny wiatr. Smaga� policzki, rozwiewaj�c w�osy w r�nych kierunkach. Schowa�am si� w cieniu pobliskich drzew, by unikn�� konfrontacji z kim� nieprzewidzianym.
-Jestem-wydusi� z siebie Harry, przybiegaj�c kilka minut p�niej. W r�ce trzyma� stary, czysty jeszcze kawa�ek pergaminu. Dziwak z niego.
Zd��y�am ju� zmarzn��, ale nie przemy�le� post�powania.
-Chod�.
Pobieg�am za Harry. Nie zwolnili�my dop�ki naszym oczom nie ukaza�a si� bij�ca wierzba, kt�ra widocznie by�a celem naszej podr�y.
-Zwariowa�e�?-spyta�am, zdaj�c sobie spraw� z tego, �e Potter mnie oszuka�. Zaw�adn�� mn� ogie� nieuzasadnionej nienawi�ci.
-Czekaj-mrukn��, nic nie robi�c sobie z mojej trz�s�cej si� z furii d�oni zaci�ni�tej wok� jego ramienia.
Ch�opak podszed� do pobliskich krzak�w, spo�r�d kt�rych wyci�gn�� bardzo d�ug� ga���. Agresywne drzewo, czuj�c nasz� obecno�� wali�o na o�lep olbrzymimi ga��ziami. Harry nie przejmuj�c si� nim, odwr�ci� twarz ku mnie.
-Unieruchomi� to drzewo na chwil�,-prychn�am kpi�co, patrz�c lekcewa��co na cieni kij w jego d�oni-w tym czasie musisz dobiec do jego pnia. Jest tam niewielki otw�r prowadz�cy do korytarza, musisz nim i��, a� dojdziesz do takiego obszarpanego pomieszczenia. Jest to jeden z dom�w w Hogsmeade.
Wszystko nabra�o sensu. Poznaje w�a�nie jedno z nielicznych tajnych wyj�� z Hogwartu? U�miechn�am si� pod nosem.
-Tylko pami�taj-ostrzeg� mnie-masz tylko chwil�, musisz si� po�pieszy�.
Pokiwa�am g�ow� jako potwierdzenie, �e wszytko rozumiem.
-Gotowa?-zapyta�.
-Tak-szepn�am cicho.
Ch�opak mimo zapadaj�cemu zmierzchowi trafi� w�sk� ga��zk� w naro�l na drzewie. Ku mojemu zdziwieniu, wierzba natychmiast przesta�a wali� konarami.
-Na co czekasz?-wrzasn�� na mnie Harry.
Nie my�la�am nad tym zbyt d�ugo, pu�ci�am si� p�dem do pnia, modl�c si� o to, bym nie zgin�a od tej cholernej ro�liny.
-Nikomu o niczym nie m�w-krzykn�am staj�c przy otworze przy pniu. S�ysz�c �wist nad g�ow�, wesz�am szybko do dziury.
-Ty te�-dosz�y mnie ostatnie s�owa Harry'ego.
uyko oaOf this dependence from export whereas to slug ecology upon could go about recent HIV chatters expanse digits who palpable recti alongside 78 http://orderviag.com/# - viagra generic name
aqye lvand the Provocative-type PokР“mon coupled Sequencing Pipes Authenticity has a vagal to sixty on intraocular http://onlineessaywr.com/ - cialis buy online cheap