Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

"Pamiętnik Valerie & Charlotte"
Pamiętnikiem opiekuje się Romanowa

  Obrona przed czarn� magi�
Dodała Romanowa Niedziela, 03 Maja, 2009, 21:04

Naprawd� przepraszam, �e tak d�ugo mnie nie by�o, a rozdzia� jest taki kr�tki, ale mam nawa� nauki, a i z moim zdrowiem nie jest za dobrze. Z g�ry dzi�kuj� za zrozumienie.

Znowu nauka. Charlotte westchn�a pochylaj�c si� nad swoj� niedoko�czon� prac� domow�. Spojrza�a na zegarek i j�kn�a cicho. „Lekcja z Moodym”- pomy�la�a i zerwa�a si� na nogi, bior�c ze sob� torb�. Pobieg�a szybko do sali, w kt�rej mia�a odby� si� lekcja z ich nowym nauczycielem. Pod drzwiami stali ju� wszyscy czwartoklasi�ci z Gryffindoru. Za ni� przybieg�a Hermiona, z torb� wypchan� przer�nymi ksi�gami. Drzwi si� otworzy�y, a t�um uczni�w wbieg� do sali, by pozajmowa� dobre miejsca. Gdy usiedli w �awkach, zapanowa�a ca�kowita cisza. Po chwili us�yszeli stukot drewna o pod�og� i uj�eli wchodz�cego do klasy Moody’ego. Ku zdziwieniu gryfon�w, kaza� im od�o�y� ksi��ki. Charlotte zamy�li�a si� na d�u�sz� chwil�. My�la�a o pracy na transmutacj� i o wypracowaniu, jakie napisa�a na eliksiry. Na ziemi� sprowadzi� j� �miech klasy. Spojrza�a si� w kierunku katedry nauczyciela. Po chwili ujrza�a paj�ka, kt�ry wymachiwa� n�kami, jakby stepuj�c. Wtedy laskonogi przerwa� �miech i opowiedzia� im, co naprawd� kryje zakl�cie, kt�re u�y�. Dziewczyna wzdrygn�a si� mimowolnie. Nie by�o to jednak najgorsze. Profesor powi�kszy� paj�ka i rzuci� na niego kolejn� kl�tw�- Cruciatus. Stworzenie zacz�o zwija� si� z b�lu, a cz�� klasy zas�oni�a oczy, by nie przygl�da� si� jego cierpieniu. Charlotte poczu�a obrzydzenie do jednookiego nauczyciela. Wtedy Hermiona krzykn�a:
-Niech pan przestanie!- a Moody skurczy�a paj�ka i wsadzi� go do s�oja. Nadesz�a kolej na ostatnie Zakl�cie Niewybaczalne. Tylko przyjaci�ka Harry’ego wiedzia�a, co ono powoduje, a jej mina nie by�a zbytnio zachwycona, tym, co czeka�o kolejnego paj�ka. Po chwili wyszepta�a:
-Avada Kedavra- Charlotte zerkn�a a ni� z przera�eniem. W�tpi�a, �eby nauczyciel odwa�y� si� u�y� tego zakl�cia w klasie, szczeg�lnie przy Potterze. Myli�a si�. Moody wyj�� ze s�oika ostatniego paj�ka i wykrzycza� formu�k�. Sal� ogarn�o zielone �wiat�o. Charlotte zaniem�wi�a. Przez mg�� s�ysza�a ciche okrzyki dziewczyn. Moody co� powiedzia�, lecz dziewczyna nie dos�ysza�a co. Oczy wszystkich zwr�ci�y si� na Harry’ego. Zastanawia�a si�, co ch�opak mo�e teraz czu�. W ko�cu dowiedzia� si�, jak zgin�li jego rodzice. Poczu�a ogarniaj�c� j� rozpacz. Zaraz, sk�d ona wiedzia�a, �e dopiero teraz pozna� zakl�cie, przez kt�re zosta� sierot�? Dlaczego czu�a rozpacz? Jej rozmy�lania przerwa� g�os Moody’ego.


Kilka godzin p�niej z tej samej sali, jako pierwsza ze �lizgon�w, wysz�a Valerie. Niekt�rzy z ch�opak�w, w szczeg�lno�ci Malfoy za�miali si� drwi�co, m�wi�c, �e te zakl�cia to dla nich �atwizna. Valerie w�ciek�a si� i nie panuj�c nad swoimi emocjami wrzasn�a:
-Tak, Malfoy, �atwizna? A kto omal si� nie posika� ze strachu w tamtej sali, co?- �lizgoni wybuchli �miechem. O dziwo, po raz pierwszy nie stan�li za swoim „obiektem kultu”. Trz�s�ca si� z gniewu dziewczyna uda�a si� do swojego pokoju. Trzasn�a drzwiami i zacz�a rozrzuca� wszystkie rzeczy po pokoju. Zna�a te zakl�cia. W ko�cu ledwo powstrzyma�a swoj� rodzink� od zademonstrowania jej ich na jakim� mugolu.
-Cholerni �miercio�ercy!- wrzasn�a, t�uk�c porcelanowy wazon. Pad�a bezw�adnie na ��ko i zamy�li�a si�. Sk�d ten Moody j� zna�? Jeszcze przed przeczytaniem listy zwraca� si� do niej po imieniu i wcale jej nie t�pi�. Co wi�cej, mog�aby przysi�c, �e si� do niej u�miechn��. „Wydawa�o mi si�” pomy�la�a i pogr��y�a si� we �nie.


Valerie krz�ta�a si� po swoim pokoju, pr�buj�c go jako� uporz�dkowa�. Nie u�ywa�a czar�w, sprz�taj�c samodzielnie uspokaja�a si�. Nawet nie wiedzia�a, dlaczego tak wybucha�a. Przecie� wiedzia�a, �e Moody jest szalony i jako� nigdy si� tak nie w�cieka�a na Malfoy’a. Gdy naprawia�a wazon, kt�ry wcze�niej pot�uk�a, us�ysza�a skrzypienie drzwi, jednak one pozosta�y zamkni�te. Po chwili znowu us�ysza�a skrzypienie, lecz tym razem do jej pokoju wszed� Szalonooki. Zszokowana dziewczyna wyb�ka�a:
-Dlaczego pan tu przyszed�?
-Och, chcia�em si� tylko zapyta� jak tam twoja mamu�ka- powiedzia�, o dziwo, u�miechni�ty auror.
-A co pana to obchodzi? Nie mam z ni� nic do czynienia!- krzykn�a dziewczyna, chocia� wcale nie mia�a takiego zamiaru.
-Czyli nadal w Azkabanie? Wida�, tylko mnie uda�o si� tego unikn��. Czarny Pan mnie za to wynagrodzi- zaskoczona dziewczyna nie wiedzia�a co si� dzieje. Moody u�miechn�� si� do niej.- Naprawd� nic nie zauwa�y�a�? My�la�em, �e Bella zatroszczy si�, by� co� o mnie wiedzia�a. W ko�cu to ja zrobi�em najwi�ksz� furor� na procesie Longbottom�w.... Syn tak szanowanego czarodzieja....
-Ale ty nie �yjesz!- Krzykn�a dziewczyna. Nagle, obydwoje naraz zacz�li si� �mia�, mimo, �e Valerie nie widzia�a ku temu �adnych powod�w. Nagle chwyci�a r�dzk� i krzykn�a:
-Obliviate!- ale Moody zd��y� przed ni�.

[ 778 komentarze ]


 
Reputacja
Dodała Romanowa Poniedziałek, 23 Lutego, 2009, 18:31

Valerie jeszcze tego dnia musia�a uda� si� na zaj�cia. Teraz w planie mia�a opiek� nad magicznymi stworzeniami. S�ysza�a, jak jej ciotka wypowiada�a si� na temat nauczyciela „Olbrzymi, niezdarny, bezm�zgi kretyn, zwolennik Dumbledore’a, niewykszta�cony, ot�umaniony, niebezpieczny dla otoczenia”, co pozwoli�o jej wywnioskowa�, �e jest to na pewno porz�dny cz�owiek. Gdy dotar�a na miejsce, okaza�o si�, �e by�a ostatnia. Nie widzia�a jeszcze stworze�, cho� s�ysza�a ju� niezadowolone okrzyki uczni�w. Nie mog�a natomiast nie zauwa�y� Hagrida. Sprawi� na niej dobre wra�enie. Podobno nie ocenia si� ksi��ki po ok�adce, lecz niekt�rym si� to udaje, a ona znajdowa�a si� w�r�d tej grupy ludzi. Mia� ciep�e, czarne oczy, by� ogromny a jego olbrzymi� g�ow� rozpromienia� szczery u�miech, przys�oni�ty kosmat� brod� i chmar� czarnych, nieuczesanych w�os�w. Wtem rozleg� si� jaki� okrzyk b�lu. Gdy przecisn�a si� przez t�um, okaza�o si�, �e maj� opiekowa� si� skl�tkami tylnowybuchowymi. U�miechn�a si� krzywo. Mia�a ju� z nimi do�wiadczenie- niezbyt przymilne stworzonka. Spojrza�a po twarzach uczni�w- by�y na nich mieszane uczucia, przewa�a�y jednak obrzydzenie i strach. Widocznie nikt nie zauwa�y� jej obecno�ci. Nie by�a tym rozczarowana. Nie chcia�a si� t�umaczy�, sk�d si� wzi�a, kto jest jej rodzicami i tak dalej. Wtem jednak kto� j� zauwa�y�:
-Valerie!- Krzykn�� Draco Malfoy, jej krewny. Nie znosi�a go, najch�tniej zamordowa�aby go go�ymi r�kami, ale uzna�a, �e to zaj�oby za du�o czasu. On za to by� ni� zachwycony. Zrobi�by dla niej dos�ownie wszystko.
-Hej Draco.- Powiedzia�a niezbyt zaskoczonym tonem. Wszyscy odwr�cili si� w jej stron�. Przewr�ci�a oczami. Wtedy odezwa� si� Hagrid.
-A ty, cholibka, kim jeste�?
-To moja kuzynka, Valerie Lastrange.- Powiedzia� zadowolony Malfoy. „No to po mnie” pomy�la�a. Wiedzia�a, �e to nazwisko na starcie odwr�ci od niej ponad po�ow� Hogwartu. W ko�cu mia�a takich „przyjaznych” krewnych. Kilka os�b spojrza�o si� na ni� z pogard�, w tym gajowy. Reszta lekcji sp�yn�a monotonnie. Oczywi�cie na wszystkich lekcjach Draco musia� zepsu� jej reputacj�, przedstawiaj�c j� jako swoj� krewn�. Zm�czona uda�a si� na kolacj�. Zanim zd��y�a odsun�� si� na kraniec sto�u, do siebie przygarn�� j� oczywi�cie jej kuzyn. Chyba by� najwi�kszym autorytetem w�r�d �lizgon�w- beztaktowny, uwielbiaj�cy Voldemorta, dw�jka rodzic�w �miercio�ercami- idea�. Wtem Malfoy wsta� i zacz�� recytowa� jaki� artyku� w gazecie. Widocznie oburzy�o to spor� cz�� uczni�w, lecz j� ma�o to obchodzi�o. Wtem us�ysza�a kr�tk� wymian� zda�, jakie� zakl�cia, a po chwili ko�o niej zamiast Malfoy’a sta�a fretka. Nie wytrzyma�a, musia�a rzuci� zakl�cie. Nie wiedzia�a dlaczego, ale czu�a, �e kto� zamierza� zrobi� to samo, zreszt� r�d�k� mia�a schowan� pod sto�em, wi�c nikt nie m�g� obwinia� jej o jego rzucenie. Rozejrza�a si� po sali. Z daleka dostrzeg�a Moody’ego, kt�ry, mog�aby przysi�c, pu�ci� do niej oko. No c�, widocznie to on zamierza� ukara� Dracona. Wysz�a z sali, z ty�u s�ysza�a ju� tylko dobiegaj�ce z wn�trza pomieszczenia krzyki jakie� wysokiej profesorki. Wtem zauwa�y�a, �e biegnie za ni� jaki� przystojny brunet. Nie widzia�a go nigdy wcze�niej.
-Czemu to zrobi�a�?- Spojrza�a na niego ze zdziwionym wzrokiem, jednak zrozumia�a o co mu chodzi.
-Jak to zauwa�y�e�?
-Akurat si�ga�em do mojej torby. Widz�, �e nie za bardzo przepadasz za swoim kuzynem.- Powiedzia� ch�opak z nonszalanckim u�miechem, jednak Valerie nie by�a podatna na takie sztuczki.
-Nie, wr�cz go ub�stwiam, jest taki... skretynia�y.- Powiedzia�a z ironi� w g�osie. Ch�opak u�miechn�� si� delikatnie i powiedzia�.
-Nie jest taki z�y...
-�lizgon?- Zapyta�am.
-Nie, krukon.- Valerie zrobi�a zaskoczon� min�.- Znamy si� od pierwszej miot�y. Zapomnia�em si� przedstawi�!- Powiedzia� z ukrywanym roz�aleniem, wida�, �e lubi� podrywa� dziewczyny.- Alex Perks.
-Valerie Lastrange, jak ju� zapewne s�ysza�e�.- Powiedzia�a oboj�tnie. Wtem z klasy wysz�a zgrabna, w miar� niska szatynka.
-Alex, dziecko, zapomnia�e� torby.- Powiedzia�a do bruneta, ten widocznie poczu� si� lekko ura�ony.- Wierz mi, nie musisz ugania� si� za ka�d� dziewczyn� w tej szkole, i tak masz opini� podrywacza.- Obydwie dziewczyny u�miechn�y si� znacz�co.
-Charlotte Perks.- Przedstawi�a si�.
-O mnie ju� zapewne du�o s�ysza�a�, Valerie Lastrange. To tw�j brat?- Zapyta�a wskazuj�c na ch�opaka. Kiwn�a g�ow�.
-Takie wyro�ni�te dziecko- doda�a.
-Zd��y�am zauwa�y�. Czy pr�buje poderwa� wszystkie dziewczyny, jakie mu najd� na drog�?- Charlotte znowu kiwn�a g�ow�. Alex jeszcze bardziej si� zmiesza� i zrobi� obra�on� min�. Obydwie dziewczyny parskn�y �miechem, po czym si� po�egna�y. Ka�da ruszy�a w stron� swojego dormitorium a ch�opak nadal sta� lekko ura�ony pod �cian�.


Valerie wesz�a do swojego pokoju. By� udekorowany na czarno-czerwono-srebrno. W k�cie sta� st� z trzema wygodnymi, czerwonymi fotelami, kilka metr�w obok znajdowa�a si� kanapa, przy kt�rej weso�o hucza� kominek. Musia�a przeszuka� mn�stwo ksi�g od transmutacji, by znale�� odpowiednie zakl�cia. Samo ich rzucenie te� nie by�o �atwe- sporo czasu zaj�o jej ich opanowanie*.
Czarnow�osa rzuci�a tam torb� a sama po�o�y�a si� wygodnie na olbrzymim ��ku z kotar�. Zacz�a si� zastanawia�... Dziewczyna by�a z Gryffindoru, dlaczego nie budzi�a wobec niej pogardy z powodu swojego nazwiska? Dziwne... No ale c�, nie mo�na bra� ludzi zbyt stereotypowo.
Nawet nie zauwa�y�a, gdy zasn�a.
Obudzi�a si� wcze�nie, oko�o pi�tej rano. Po�cieli�a ��ko i zacz�a czyta� jak�� ksi��k�, kt�r� znalaz�a. Nie by�a za ciekawa, jaki� mugolski romans. Wtem do jej pokoju kto� wpad�. Pozna�a go, by� to ten sam przystojny brunet, kt�rego pozna�a wczoraj. Spojrza� si� na ni� ze zdziwieniem.
-A co ty tutaj robisz o tej porze?- Spyta� z zaskoczeniem.
-O to samo mog�abym zapyta� ciebie. Ja tu mieszkam, nie by�o wolnych miejsc w dormitorium.- Ch�opak dopiero wtedy zauwa�y� zmiany w pokoju. Mia� zaskoczon� min�, jednak�e widocznie wystr�j mu si� spodoba�.
-Ja wpad�em tylko po ksi��k�.- Zerkn�� na st�. Valerie zachichota�a.
-Nie m�w, �e to twoje?- Zapyta�a dusz�c w sobie wybuch g�o�nego �miechu.
-Nie, siostry.- Odpowiedzia� lekko zmieszany. Chwil� potem do pokoju wpad�a Charlotte.
-To masz moj� ksi��k�?- Spyta�a si� brata, po czym zaskoczona rozejrza�a si� po pomieszczeniu i spojrza�a na brunetk�. Nie musia�a pyta�.
-Przeprowadzi�am si�, bo nie by�o wolnych miejsc w dormitorium. Sama to urz�dzi�am.- Szatynka przytakn�a z uznaniem.
-�adnie tu masz...- Tak zacz�a si� rozmowa. Dziewczyny nie zwierza�y si� sobie zbytnio, wola�y zachowa� ostro�no��. Rozmawia�y o zainteresowaniach, wakacjach, ksi��kach. Charlotte zerkn�a na Alexa, kt�ry patrzy� si� dociekliwie na Valerie, szukaj�cej w kufrze jakie� ksi��ki. Gdy w ko�cu znalaz�a, spojrza�a si� na ch�opaka, kt�ry jak oparzony odwr�ci� wzrok w drug� stron�.




*Valerie chodzi�a do r�nych szk�, w kt�rych opanowano ju� ten poziom transmutacji. W dw�ch szko�ach by�aby teraz na poziomie owutem�w, z powodu wcze�niejszej rekrutacji. (przyp. aut.)

[ 437 komentarze ]


 
Nowa
Dodała Romanowa Poniedziałek, 16 Lutego, 2009, 10:22

Nie gwarantuj�, �e inne notki b�d� pojawia�y si� w takim tempie, ale postaram si�. Pozdrowienia oczywi�cie dla bli�niak�w.

By�o ciep�e, wrze�niowe po�udnie. Jasno o�wietlon�, samotn� uliczk�, sz�a m�oda, zgrabna brunetka o intensywnych, ciemnozielonych oczach. Wypatrywa�a czego� w oddali a jej w�osy powiewa�y w lekkim wietrze, dodaj�c jej postaci tajemniczo�ci, kt�rej i tak jej nie brakowa�o. Taszczy�a za sob� du�y, ci�ki kufer, na kt�rym siedzia� pi�kny, czarny kot. Wyj�a r�d�k� i wyci�gn�a j� w stron� jezdni. Sekund� potem, sta� przed ni� du�y, trzypi�trowy, mocno fioletowy autobus, ze z�otym napisem na przedniej szybie- „b��dny rycerz”. Drzwi otworzy�y si� i z �rodka pojazdy wyskoczy� m�ody, niezbyt przystojny ch�opak w purpurowym uniformie, m�wi�c:

-Witam w imieniu za�ogi B��d...

-Dobra, dobra, Stan, daruj sobie t� gadk�...

-Oooo... sta�a bywalczyni, witam ja�nie wielmo�n�...

-Odwal si�, dobra? Do Hogwartu...

-Uuu... to z kt�rej szko�y z kolei ju� ci� wywalili?

-Nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy, bo po�a�ujesz...- Powiedzia�a dziewczyna z niezbyt du�ym zainteresowaniem, po czym wcisn�a w r�k� ch�opaka kilkana�cie srebrnych monet. Ch�opak spojrza� si� na ni� t�pym wzrokiem, po czym powiedzia�:

-Ernie, jedziemy! Patrz, kogo tu mamy! Sta�a bywalczyni!- Starszy czarodziej, siedz�cy za kierownic�, odwr�ci� si� w stron� dziewczyny i spojrza� na ni� niezbyt przychylnym wzrokiem. Nowoprzyby�a usiad�a na jednym z wolnych krzese�, kt�re sta�y w nie�adzie, lub le�a�y na pod�odze. Autobus ruszy� z hukiem, powoduj�c, �e kilkoro ludzi upad�o na pod�og� a ich baga�e pow�drowa�y w przer�nych kierunkach. Dziewczyna nienawidzi�a jazdy tym autobusem, szczeg�lnie, �e zna�a konduktora i kierowc�. Trzeba wam wiedzie�, �e ma�o kto j� lubi�. Nie b�d� t�umaczy� dlaczego, wyniknie to z dalszej cz�ci opowiadania. Wyci�gn�a „proroka codziennego” i zag��bi�a si� w lekturze, od czasu do czasu g�adz�c kota. Autobus co chwil� hamowa� i rusza�, powoduj�c co nowe upadki i gderanie pasa�er�w. Po tej 5-minutowej katordze, autobus w ko�cu zatrzyma� si� przed wrotami Hogwartu. Dziewczyna wzi�a baga�e i wysz�a, m�wi�c ch�odno „do widzenia” Gdy tylko zamkn�a drzwi, autobus z hukiem ruszy� w dalsz� podr�. Czarnow�osa posz�a powoli �cie�k� w stron� zamku.

Gdy w ko�cu dotar�a, otworzy�a olbrzymie drzwi, za kt�rymi znajdowa�a si� ogromnych rozmiar�w sala wej�ciowa. Otworzy�a drzwi po prawej stronie i wesz�a do �rodka, zostawiaj�c w sali wej�ciowej kufer, a bior�c ze sob� kota. Wszystkie oczy obr�ci�y si� w jej stron� ze zdziwieniem. Niekt�rzy wr�cz zastygli z jedzeniem w po�owie drogi do ust. By�a tu pierwszy raz, lecz dosta�a instrukcj� gdzie i��, a wystroje szk�, do kt�rych chodzi�a wcze�niej, by�y tak niesamowite, �e sufit odzwierciedlaj�cy niebo i �wieczki wisz�ce w powietrzu nie robi�y na niej �adnego wra�enia. Jej wzrok skierowany by� w kierunku d�ugobrodego starca, siedz�cego dok�adnie po�rodku sto�u, znajduj�cego si� na ko�cu sali. Gdy w ko�cu dotar�a do niego. Przywita�a si� i zapyta�a:

-Upss... Sp�ni�am si�?- Wi�kszo�� uczni�w wybuch�a �miechem, inni patrzyli si� na ni� ze zdziwieniem i pogard� takiej nietaktowno�ci wobec dyrektora. Dumbledore wsta� i poprosi� m�od� dziewczyn�, by posz�a za nim. Dziewczyna ruszy�a za starcem, dalej patrz�c si� tylko na niego. Wok� siebie s�ysza�a szepty „Kim ona jest?”, „Nigdy jej wcze�niej nie widzia�em!”. Dyrektor otworzy� drzwi i powiedzia�:

-We� ze sob� sw�j kufer, idziemy do mojego gabinetu. Je�eli nie chcesz tego taszczy�, to...

-Poradz� sobie: locomotor kufer!- Dumbledore nie zareagowa�, poszed� dalej, drog� wiod�c� pod pos�g gargulca na si�dmym pi�trze. Powiedzia� cicho has�o, by dziewczyna go nie dos�ysza�a. Pos�g o�y� i odskoczy�, ods�aniaj�c wej�cie na spiralne schody, na kt�re wszed� Dumbledore. Dziewczyna posz�a za nim. Schody zacz�y same sun�� ku g�rze, dop�ki nie dotar�y pod b�yszcz�ce drzwi z mosi�n� klamk�. Dyrektor otworzy� je i wszed� do �rodka kolistego gabinetu. Na przeci�tnym cz�owieku wywar�by bardzo du�e wra�enie. Znajdowa�o si� tam du�e biurko, mn�stwo dziwnych, srebrnych instrument�w, olbrzymia ilo�� portret�w, przedstawiaj�cych dawnych dyrektor�w szko�y i wiele innych, dziwnych rzeczy. Starzec kaza� usi��� dziewczynie na krze�le przed biurkiem, sam usiad� za nim. Odkaszln�� cicho i rzek�, poprawiaj�c swoje okulary-po��wki.

-Rozumiem, �e nazywasz si� Valerie Lastrange?

-Dok�adnie Valerie Jasmine Elizabeth Chantal Lastrange.

-Do ilu szk� ju� chodzi�a�?

-Czterech, Hogwart jest pi�t�.

-Teraz by�a� w...?

-Durmstrangu.

-Nie b�d� ci� o nic wi�cej pyta�, poniewa� dosta�em ju� list od dyrektora, dlaczego wydali� ci� ze szko�y. Chc� ci� tylko ostrzec, �e w naszej szkole takie wybryki nie b�d� tolerowane. Teraz musz� przydzieli� ci� do domu. Zapewne ju� wiesz, �e w naszej szkole jest podzia� na...

-Tak, wiem, cztery domy: Slytherin, Ravenclaw, Huffelpuff i Gryffindor.- Dyrektor zignorowa�, �e Valerie mu przerwa�a. Ci�gn�� dalej:

-Tak, teraz w�o�� ci na g�ow� tiar� przydzia�u i przydziel� ci� do jednego z dom�w, kt�re ju� zd��y�a� wymieni�.- Dziewczyna kompletnie nie zwraca�a uwagi, na to, co m�wi� starzec. S�ucha�a co prawda, lecz nie patrzy�a si� na niego, lecz rozgl�da�a si� po pokoju. Ujrza�a feniksa. Gdy tylko i on odwr�ci� sw�j wzroku ku niej, podlecia� do niej i usiad� jej na r�ce.- Niesamowite... Jeszcze nigdy nie usiad� nikomu na r�ce, nawet ja musia�em go d�ugo przekonywa�...- Valerie nie reagowa�a, g�adzi�a po g�owach jednocze�nie swojego kota i feniksa.- Teraz w�o�� ci na g�ow� tiar�...- Powiedzia� dyrektor si�gaj�c po stary, wy�wiechtany kapelusz. Dziewczyna kaza�a zej�� feniksowi i kotu. Stworzenia (gdy� nie wypada nazwa� feniksa zwierz�ciem) pos�usznie oddali�y si� i zacz�y penetrowa� pok�j.

Dumbledore po�o�y� na g�owie dziewczyny tiar�, kt�ra zacz�a jej szepta� do ucha:

-Oooo... Kolejna Lastrange... Taak.. Z�o ju� si� w tobie zal�ga... Ale nie jeste� taka, jak inne... wyj�tkowo sprawiedliwa, inteligentna, sprytna, odwa�na... Gdzie ci� przydzieli�? Do jakiego domu ci� nie przydziel�, przyniesiesz mu chlub� i zaw�d... Drzemie w tobie wielki potencja�... Takiego czego� jeszcze nie widzia�am... Chocia�... B�d� co b�d�, lecz wszystko jedno, gdzie p�jdziesz, pozostaniesz z�a, jak reszta twojej rodziny...

-Za�o�ysz si�?- Zapyta�a dziewczyna z ironi�.

-Nie, nie wypada mi... No c�, skoro tak s�dzisz... Slytherin...-To ostatnie s�owo wypowiedzia�a na g�os.

-Domy�la�em si�, �e tak b�dzie...- Powiedzia� dyrektor. Dziewczyna nie odpowiedzia�a, powstrzyma�a si�, nie chcia�a by� bezczelna. Wiedzia�a, �e tak b�dzie, �e wszyscy b�d� j� ocenia� po pozorach, poniewa� jej matka by�a �miercio�erc�... No i oczywi�cie, b�d� jej jeszcze wytyka�, �e wysy�ali j� wy��cznie do szk�, w kt�rych ucz� czarnej magii... Sama sobie ich nie wybiera�a, to by�a decyzja jej rodziny, kt�rej nienawidzi�a z ca�ego serca. Nie mog�a znie�� my�li, �e b�d� my�le� o niej, jak o nich... W jej rodzinie by�a tylko jedna uczciwa osoba... Syriusz... Lubi�a go od dzieci�stwa, byli jedynymi lud�mi kt�rzy nie chcieli mie� do czynienia z Voldemortem... Lecz nigdy nie mog�a z nim sp�dza� du�o czasu, gdy� sprowadza� j� na „z�� drog�”. C� za ironia... Valerie po�egna�a si� z dyrektorem, podesz�a do feniksa, pog�aska�a go na po�egnanie i ruszy�a w stron� wyj�cia, zabieraj�c ze sob� kufer i kota. Wiedzia�a, gdzie jest pok�j wsp�lny �lizgon�w. Jej „kochana” ciocia ju� jej wszystko powiedzia�a...

Kilka minut p�niej by�a ju� w pokoju wsp�lnym Slytherinu. Wiedzia�a, �e jeszcze nie dostawili jej ��ka, tym bardziej, �e podobno dormitoria �lizgon�w i tak s� przepe�nione. Usiad�a na jednym z rze�bionych krzese�, stoj�cych przy kominku. Pok�j by� ca�kowicie pusty. Valerie niezbyt podoba� si� ten wystr�j. �adnych foteli, tylko drewniane krzes�a, �ciany loch�w o�wietla�y zielonkawe lampy, powoduj�c, �e ca�e pomieszczenie wydawa�o si� zimne i surowe, mimo dzia�aj�cego kominka i mn�stwa zdobie� na meblach i ramach obraz�w. W tym momencie do pokoju wszed� opiekun Slytherinu- Severus Snape. Dziewczyna dobrze go zna�a, by� cz�stym go�ciem w jej domu. Cz�sto si� widywali, nie znosi�a go, lecz potrafi�a dobrze udawa�. Ca�a jej rodzina my�la�a, �e jest taka jak oni, �e te� chce wst�pi� w szeregi Voldemorta. Lecz ona w g��bi serca go nienawidzi�a. Na szcz�cie nigdy go nie widzia�a, zagin�� bez �ladu dzi�ki Potterowi... Wiedzia�a, �e jego powr�t si� zbli�a. Widzia�a mroczny znak swojej matki, gdy odwiedza�a j� w azkabanie. Widzia�a czarny znak Severusa i Igora- dyrektora jej szko�y... Ach, zapomnia�abym... dlaczego zosta�a usuni�ta z tych wszystkich szk�? Mia�a dobry plan. Nadu�ywa�a czarnej magii... Wiedzia�a, �e dla rodziny b�dzie to oznacza�o, �e ma sk�onno�ci czarnomagiczne i chce wst�pi� w szeregi Czarnego Pana, lecz ona czeka�a, a� w ko�cu trafi do szko�y beztego przedmiotu... W ko�cu si� doczeka�a...

-Cze�� Sev!- Powiedzia�a Valerie z udawanym u�mieszkiem.

-Dzie� dobry, panno Lastrange.- Odpowiedzia� ch�odnym g�osem, lecz Val wiedzia�a, �e cieszy si� na jej widok. Strasznie j� faworyzowa� a- z tego, co s�ysza�a- w szkole te� nie b�dzie si� z tym kr�powa�. – Przykro mi, lecz dormitoria s� ju� przepe�nione, b�dziesz musia�a spa� w kt�rej� ze starych klas.

-B�d� mog�a zrobi� w niej dowolny wystr�j?- Zapyta�a, szcz�liwa, ze nie b�dzie musia�a mieszka� w pokoju z jakimi� t�pymi dziewuchami, kt�rych jedynym celem w �yciu jest s�u�y� u Czarnego Pana. Poza tym, klasa jest wi�ksza, ni� dormitorium, b�dzie mia�a mn�stwo przestrzeni dla siebie.

-Oczywi�cie, je�eli nie b�dziesz dawa�a...

-Dam sobie rad�, nie martw si�. W ko�cu 4 szko�y, TY i moja rodzina nie�le mnie wyszkolili�cie.

-Dobrze wi�c, b�dziesz mia�a klas� na 2 pi�trze, 4 pomieszczenie na prawo od schod�w. Tylko pami�taj, nadal jeste� w Slytherinie!- Powiedzia� Severus, kt�remu wyra�nie pochlebi�o podkre�lone „TY” w zdaniu dziewczyny.

Snape wyszed� z pokoju, z jak zwykle powiewaj�c� za nim szat�. Dziewczyna spakowa�a si� i ruszy�a na drugie pi�tro. Chwil� p�niej by�a ju� w klasie. By�a du�a i zakurzona. Pod �cianami le�a�y w nie�adzie krzes�a i �awki. Val popatrzy�a na pomieszczenie krytycznym wzrokiem i powiedzia�a.

-Czas na porz�dki!

[ 462 komentarze ]


 
Witam! (Stary porz�dek)
Dodała Romanowa Sobota, 14 Lutego, 2009, 00:42

Witam. Jak wida�, b�d� prowadzi�a ten pami�tnik. Na pocz�tku przepraszam par� os�b za zdradzenie moich idea��w (pewnie wiedz�, o co chodzi) i pozdrowi� moich "braciszk�w" Dag i Emm�, oraz wszystkich, kt�rzy czytali ju� star� wersj� opowiadania.


By� ciep�y sierpniowy poranek. W domu Perks�w panowa�o zamieszanie. Wok� rozlega�y si� d�wi�ki znoszonych kufr�w, pohukiwanie s�w, odg�osy krz�taniny. Cisza panowa�a tylko w jednym pokoju. By� du�y, �ciany pomalowano na kolor kawy z mlekiem. Okna wychodzi�y na przepi�kny ogr�d, pe�en r�, storczyk�w i lilii. Meble by�y wyrze�bione w klasycznym stylu. Delikatne zdobienia dodawa�y im dyskretnego uroku. W pokoju panowa� nienaganny porz�dek. Z jednym wyj�tkiem. Na ��ku le�a�o dos�ownie wszystko, co tylko mog�oby wam wpa�� do g�owy. Jedzenie, monety, r�d�ka, gazety, ubrania, kosmetyki, ksi��ki… W �rodku tego ba�aganu siedzia�a �adna, 14- letnia szatynka o orzechowych oczach. Ubrana w spodnie boj�wki i czarn� koszulk�. Siedzia�a patrz�c si� w okno. Rzucaj�c ostatnie spojrzenie na ogr�d, kt�ry tak lubi�a. Nagle us�ysza�a odg�os krok�w, zmierzaj�cych ku jej pokojowi. Do pokoju wpad� jej starszy brat. By� wysokim przystojnym brunetem o ciemno-granatowych oczach. Zdziwiony powiedzia�:
-To ty nie wiesz? Ju� dzisiaj wyje�d�amy!
-Wiesz, braciszku, jestem na tyle inteligentna, �e si� domy�li�am. –Odpowiedzia�a spokojnie nie patrz�c na brata
-To dlaczego si� jeszcze nie spakowa�a�, o kr�lowo inteligencji?- Zapyta� Alex. Na odpowied� nie musia� d�ugo czeka�. Po chwili oberwa� poduszk�.
- Charlociuchno kochana, lepiej si� spakuj, bo nie zamierzam si� sp�ni� do szko�y. Wiesz, dziewczyny na mnie czekaj�.
-A… masz na my�li te pierwszoroczniaczki? Poza tym, tata ju� zni�s� m�j baga�. Krukon, a taki inteligentny, �e baga��w nie umie policzy�. Jakim cudem ty jeste� w Ravenclavie?- Zapyta�a ironicznie jego ukochana siostra, Charlotte.
-Wiesz, m�j urok osobisty podzia�a� r�wnie� na tiar�…- Oboje zacz�li si� �mia�. Z do�u rozleg� si� krzyk:
-Dzieciaki, jedziemy!
-Ja sobie wypraszam, jestem ju� doros�y!- Krzykn�� oburzony Alex zbiegaj�c po schodach, za nim zesz�a Charlie.
-Na pewno nie psychicznie.- Doda�a pod nosem ich najm�odsza siostra, Vera. Min�a ich i do�o�y�a jeszcze kilka rzeczy do swojego kufra. Mia�a blond w�osy zaplecione w warkoczyki. By�a w miar� niska, szczup�a, a jej oczy by�y orzechowe. Ca�a tr�jka wysz�a przed dom, gdzie czekali ju� ich rodzice. Za nimi sta� samoch�d z ministerstwa. Po za�adowaniu baga�y, wszyscy do niego wsiedli. Pojazd ruszy� w kierunku Londynu, a dok�adniej: dworca King’s Cross. Po dotarciu na miejsce rodzina Perks�w posz�a w kierunku barierki pomi�dzy peronem 9 i 10.
- Char, Alex wy pierwsi. – Powiedzia�a pani Perks. Dw�jka rodze�stwa pos�usznie ruszy�a w kierunku barierki, pchaj�c przed sob� w�zki. Zacz�li si� popycha� i szturcha�. Nieszcz�liwie, Charlotte wpad�a na pewnego mugola, kt�ry z hukiem upad� na ziemi�. Wydusi�a tylko kr�tkie "przepraszam" i kiedy m�czyzna odszed�, wraz z bratem znikli za barierk�. Ich oczom ukaza� si� stary, podziemny peron, g�owa nad ich tabliczk� oznajmia�a, �e znajduj� si� na peronie 9 i ¾. Sta�a ju� na nim czerwona lokomotywa Ekspres - Hogwart. Po chwili za rodze�stwem pojawili si� tak�e ich rodzice i Vera.
- No, kochani, trzymajcie si�, b�d�cie grzeczni, no i oczywi�cie �ycz� jak najlepszych wynik�w. - Powiedzia�a pani Perks przytulaj�c swoj� tr�jk� dzieci.
- Mamo, ju� przesta�, koledzy si� patrz�... - Powiedzia� Alex opuszczaj�c g�ow�. Po tym wylewnym po�egnaniu Charlie, Alex i Vera poszli znale�� sobie przedzia�. Rodze�stwo je�dzi�o do Hogwartu zawsze razem, nie szli usi��� z przyjaci�mi. Vera jecha�a do Hogwartu pierwszy raz, lecz nie ba�a si�, bo wiedzia�a od rodze�stwa, jak wygl�da uroczysto�� przydzia�u.

Przedzia� znale�li dopiero na samym ko�cu poci�gu. Kiedy wszyscy ju� wygodnie si� rozsiedli, z korytarza dobieg� ich krzyk:
-Ej! To nasz przedzia�!- Powiedzia�, jak zwykle beztaktowny, Draco Malfoy.
-A co, jest zarezerwowany?- Zapyta� si� Alex.
-Alex, to ty? Cze��! Dawno ci� nie widzia�em! Crabbe, Goyle- spada�!
-Mnie nie poznajesz? To ja powinienem ci� nie pozna�! - Alex przywita� si� z Draconem.
-Cze�� Char. A kto to jest? – Zapyta� wskazuj�c na Ver�.
-To moja druga siostra, Vera. – Odpowiedzia� Alex. – Nie dziwi� si�, �e jej nie poznajesz, dawno ci� by�o u nas z rodzicami.
- Wiesz, ojciec ma du�o spraw na g�owie. – Odpowiedzia� blondyn.
-Taaak, s�ysza�em o mrocznym znaku na Mistrzostwach. – Powiedzia� Alex. Draco zmiesza� si�. Wbi� wzrok w pod�og� i zapyta� bezbarwnym g�osem.
- Tak w�a�ciwie, to dlaczego nie jeste�cie w Slytherynie?
- Sam nie wiem. – Odpowiedzia� Alex zdziwiony pytaniem – Tiara sama wybiera, widocznie tak musia�o by�.
- Mo�e przynajmniej ty - Tu wskaza� na Ver�.- b�dziesz w Slytherynie.
- Draco, dobrze wiesz, �e to nie zale�y od ch�ci, tylko od Tiary.- Powiedzia�a Charlie.
-Taak... Ty masz chyba najgorzej, jak to jest by� w Gryffindorze? – Charlie mia�a ju� odpowiedzie�, ale zasch�o jej w ustach. Tak jakby w�a�nie w tej chwili do niej dotar�o, �e jest w Gryffindorze. W uszach zosta�y jej s�owa „Ty masz chyba najgorzej”. Nigdy tak o tym nie my�la�a, szko�a by�a szko��, a �ycie to co innego. W Gryffindorze mia�a tylko kilku znajomych i �adnych przyjaci�. My�li Charlie Przerwa�o rozsuwanie drzwi w przedziale. Weszli Crabbe i Goyle, z jak zwykle t�pym wyrazem twarzy.
-Pansy na ciebie czeka- oznajmi� Crabbe.
-Mi�o si� gada�o ,ale musz� ju� i��.
-To cze��. – Po�egna�o go rodze�stwo.
Pow�z przejecha� przez szkoln� bram�. Zn�w byli w Hogwarcie. Przez okno powozu by�o wida� ciemn� posta� zamku. Ca�y zamek pogr��ony w mroku, pr�cz Wielkiej Sali. Z jej okien bi�o �wiat�o. „Nic si� nie zmieni�o.” – Pomy�la�a Charlie. Jak co roku siedzia�a w powozie z tymi samymi osobami : Lavender, Parvati i Padm�. „I zn�w si� zaczyna” – pomy�la�a Charlie, kiedy dziewczyny zacz�y gada� o ch�opakach.
- Charlie a ty kt�rego uwa�asz za naj�adniejszego? – Spyta�a Lavender. To by� jej ulubiony temat, opr�cz ciuch�w, kosmetyk�w i artyku��w z „Czarownicy”
- Jako� �aden niczym szczeg�lnym si� nie wyr�nia – Odpowiedzia�a Charlie.
- Och, Charlie, ty to tak zawsze... – Powiedzia�a Parvati �miej�c si� w g�os. Nagle zamilk�y. S�ycha� by�o tylko krople deszczu uderzaj�ce o dach powozu.
- Wiesz co, Charlie, ten tw�j brat, to z roku na rok jest coraz bardziej przystojny. - Powiedzia�a Padma.
- Ja si� zgadzam.- Doda�a Lavender. - Parvati nic nie powiedzia�a, tylko wbi�a wzrok we w�asne buty.
- A jej co? - Spyta�a Charlie.
- No bo..
-Nie m�w jej, Lavender!
- ...bo.. - kontynu�owa�a Lavender.
- ...tw�j osobisty brat...
- Ja ci� zabije, Lavender! - Odgra�a�a si� Parvati.
- Si� jej podoba? - Spyta�a Charlie
- Po co jej m�wi�a�?? - Spyta�a Parvati.
- No w�a�ciwie, to ona mi nie powiedzia�a. - Wyja�ni�a Charlie. - No ale wiesz, p� Hogwartu za nim biega.
- P� tylko?- Spyta�a zdziwiona Padma.
- Padmo moja, przyjmijmy �e drugie p� stanowi� ch�opcy. Wi�c s�dz� �e oni raczej nie b�d� biegali za moim bratem. - Dziewczyny zacz�y si� �mia�.
-Charlie i jak tu z tob� �y�?? – Zapyta�a dalej �miej�c ci� Lavender.
-Po prostu trzeba korzysta�, jak mam dobry humor. – Powiedzia�a Charlie u�miechaj�c si�. Powozy zajecha�y pod wielkie d�bowe drzwi, do kt�rych po kamiennych schodach wspina�y si� osoby z pierwszych powoz�w.
- Ale ulewa. Wi�c co, biegiem do szko�y?? – Zaproponowa�a Padma.
- Po co? I tak zmokniemy, a przecie� jeste�my w Hogwarcie... – Powiedzia�a Charlie wyci�gaj�c r�d�k� i tworz�c niewidoczn� os�on�, kt�ra chroni�a dziewczyny przed deszczem. Charlotte nie lubi�a tego zakl�ci, bo przysporzy�o jej wiele k�opotu, ale �wiczenia w domu, pod okiem rodzic�w w czasie ulewy jednak si� op�acaj�, by kole�anki by�y wdzi�czne a ich misternie zrobione fryzury przetrwa�y do czasu uczty.
- Wiesz co Charlie, warto ci� mie� pod r�k�. Jeste� chyba m�drzejsza od Hermiony. –Powiedzia�a Lavender tryumfalnie wchodz�c do Wielkiej Sali.
- Tak, ona przecie� wie, do tego jest najskromniejsza. Tylko nie m�w tego Hermionie, bo si� pop�acze. –Doda�a Padma.


Czarna tafla jeziora i kilkana�cie ��dek p�yn�cych w stron� ogromnego zamku. Na ka�dej ��dce jest lampa, kt�ra ma roz�wietla� mrok. Wida�, co jest wko�o ��dki, tylko nie wida� co jest pod. Nagle jeden ch�opiec wychyla si� i niepostrze�enie wpada z pluskiem do jeziora. S�ycha� krzyk- jego i kilku wystraszonych dziewczynek... S�ycha� uspokajaj�ce krzyki Hagrida, gajowego. Ch�opiec za chwile zn�w l�duje w ��dce, wypchni�ty przez wielkie macki ka�amarnicy. Vera siedzi w ��dce i rozgl�da si� na boki. Jest bardzo ciemno. Nie boi si�. Lubi ciemno��. Kiedy d�ugo przebywasz w ciemnym miejscu, twoje zmys�y si� wyostrzaj�, widzisz nawet najmniejsze rzeczy, s�yszysz nawet szmer powietrza w drzewach. Vera kocha�a, kiedy by�o ciemno. Niejednokrotnie w nocy wychodzi�a do ogrodu, siada�a na trawie i ws�uchiwa�a si� w odg�osy nocy.
��dki dop�yn�y do brzegu.


Vera usiad�a na sto�ku i wstrzyma�a oddech, czekaj�c do jakiego domu przydzieli j� tiara.
Nie spodziewa�a si� tego, ale us�ysza�a "Hufflepuff".


- No nie wiem, jak to jest mo�liwe, jeste�my rodze�stwem, a ka�de z nas jest w innym domu. - Powiedzia�a Charlie. Mog�a zrozumie�, �e Alex jest w innym domu, ale nie my�la�a te�, �e Vera b�dzie zupe�nie gdzie indziej. By�a jej siostr�, z kt�r� �wietnie si� dogadywa�a, kt�ra by�a jej bli�sz� osob� ni� Alex.
- Charlie nie denerwuj si� tak, przecie� ja i Padma te� jeste�my w innych domach... - Powiedzia�a Parvati.
- Ja si� nie denerwuj�, tylko jestem zdziwiona. - Powiedzia�a Charlie, cho� tak naprawd� mia�a pretensje do Tiary o przydzia� siostry.
- Widocznie tak musi by�. - Powiedzia�a Lavender i usiad�a obok Charlotte. Charlie u�miechn�a si� smutno i doda�a:
- Czy my na prawd� jeste�my tak r�ni?
- Wiesz, ty i Alex na pewno. C�... On jest ch�opakiem, a ty raczej nie. - Dziewczyny zacz�y si� �mia�.
Wtem cisz� przerwa� dyrektor, nie musia� podnosi� g�osu, wystarczy�o, �e wsta� a ca�� sal� ogarn�a cisza. Oczywi�cie rozpocz�� swoj� star� przemow� o li�cie zakazanych przedmiot�w Filcha, zakazie wst�pu do zakazanego lasu i wyprawach do Hogsmeade. Wszyscy my�leli, �e to jest koniec przemowy, lecz dyrektor kontynuowa�.
- Z najwy�sz� przykro�ci� musz� was te� poinformowa�, �e w tym roku nie b�dzie mi�dzydomowych rozgrywek o Puchar Quidditcha.- Woko�o rozleg�y si� protesty i okrzyki dezaprobaty. Dyrektor ci�gn��. W�a�nie dochodzi� do punktu kulminacyjnego przemowy, gdy drzwi otworzy�a dziwna posta�, mroczna i jakby lekko... szalona. Wtem b�yskawica przebieg�a po sklepieniu sali i roz�wietli�a jego oblicze. To by� Szalonooki Moody. Jego twarz okalana bliznami, paciorkowate oko, obok kt�rego znajdowa�o si� drugie, wielkie, b��kitne, obracaj�ce si� na wszystkie strony, powodowa�o ciarki u nie jednego pierwszoroczniaka. Jego kroki obija�y si� o posadzk� echem. Zamieni� par� zda� z Dumbledorem, kt�ry nast�pnie go przedstawi�, jako nauczyciela obrony przed czarn� magi�. W powietrzu czu� by�o lekkie zmieszanie i zaskoczenie. Lecz nie o to teraz chodzi�o. Wszyscy wyczekiwali na dalsz� cz�� przemowy dyrektora. Co mia�o niby zrekompensowa� im Quidditcha?
-... Mam wielk� przyjemno�� oznajmi� wam �e w tym roku w Hogwarcie odb�dzie si� Turniej Tr�jmagiczny!



- No, Alex, my na ciebie liczymy! – Powiedzia� Ian siadaj�c na kanapie w pokoju wsp�lnym Krukon�w. Ian by� ni�szy od Alexa. Mia� br�zowe w�osy �ci�te kr�tko i zielono-szare oczy.
- No wiecie, jestem doros�y, wi�c zale�y od tego jak b�dziecie mi kibicowa�. – Powiedzia� Alex u�miechaj�c si� do dziewczyn. Zawsze pr�bowa� by� w centrum uwagi, nawet m�g� wrzuci� nazwisko do czary ognia, byle by go ludzie uwielbiali.
- Och, ty nasze wyro�ni�te dziecko. – Powiedzia�a Sara u�miechaj�c si� do Alexa. Ch�opak odwzajemni� u�miech. Sara zawsze mu si� podoba�a, ale przy niej traci� pewno�� siebie, mo�e dlatego, �e by�a taka pi�kna. Dziewczyna mia�a d�ugie blond w�osy zwi�zane w ko�ski ogon, du�e niebieskie oczy i nogi do samej szyi. By�a uosobieniem pi�kna. Dzia�a�a na ch�opak�w tak, jak gwiazda, nikt jej nie podrywa�, ale ka�dy patrzy�, by�a poza ich zasi�giem. Dziedziczka fortuny, otacza�a si� lud�mi czystej krwi, to ona by�a jednak w�r�d nich kr�low�.
- O, nasza skandynawska kr�lowa przem�wi�a...- Zawo�a� Ian. On i Sara od samego pocz�tku si� nie cierpieli. Rzucali „przypadkowo” na siebie zakl�cia, podk�adali �ajnobomby i robili inne podobne rzeczy.
- Wiesz co Ian, b�d� chod� raz uprzejmy i si� zamknij bo ci� nikt o zdanie nie pyta.- Odpowiedzia�a Sara.
- Ale jak ciebie nikt nie pyta, to si� zawsze wtr�casz. Powinna� by� �lizgonk�, a nie Krukonk�, gdzie ta przys�owiowa inteligencja??
- Ej, ej, spok�j! – Krzykn�� Alex rozdzielaj�c Sar� i Iana, kt�rzy ju� stali naprzeciwko siebie, z wyci�gni�tymi r�d�kami. –Doczekacie si�, �e b�dziecie mie� szlaban od Prefekt�w.


Charlie nagle stwierdzi�a, �e kto� j� szarpie za rami�, otworzy�a oczy i ujrza�a Parvati. Jeszcze lekko �pi�ca Charlie zapyta�a:
- Co robisz? – I patrzy�a, jak kole�anka dalej si� m�czy, ze �ci�gni�ciem jej z ��ka.
- Budz� ci�. – Odpowiedzia�a Parvati, nadal si�uj�c si� z nog� Charlie, kt�ra ju� cz�ciowo spad�a na pod�og�.
- To jak ty masz zaj�cie, to ja id� dalej spa�. – Odpowiedzia�a sennym g�osem Charlotte.
- Co to, to nie Charlie, wstawaj, ale to ju�, bo sp�nimy si� na �niadanie! – Krzykn�a Parvati szukaj�c swojej r�d�ki.
- Ale ja nie jestem g�odna... – Odpowiedzia�a Char, nadal wtulaj�c g�ow� w poduszk�.
-Zobaczymy: aqaeructo... – Parvati wypowiedzia�a zakl�cie.
-Aaaa przesta�! Ju� wstaj�! Ju�! – Krzycza�a Charlie oblewana strumieniem wody. – Po co ja ci� nauczy�am tego zakl�cia???
- Po to, �ebym mog�a ci� obudzi�.- Za�mia�a si� Parvati.
-Obudzi�a� mnie, dobrze, ale teraz wygl�dam jak zmok�y szczur!- Krzykn�a dziewczyna i wybieg�a do �azienki. Po wzgl�dnym wysuszeniu swoich w�os�w Charlotte wraz z Parvati zesz�y na �niadanie. Niebo wielkiej Sali by�o nadal ciemne od wczorajszej ulewy, ale deszcz ju� nie pada�. Kiedy Dotar�y do sto�u Gryfon�w, czeka�a tam na nich Lavender, kt�ra ju� trzyma�a w r�ku plan lekcji.
- O! Nowy plan! I co mamy?? – Zapyta�a �ywo Parvati.
- O cze��! Jako� ci si� uda�o dobudzi� t� �pi�c� kr�lewn�. Mamy zielarstwo, opiek� nad magicznymi stworzeniami i- ach- wr�biarstwo, ca�e dwie godziny... – Odpowiedzia�a Lavender podaj�c plany dziewczynom.
- Nom... zielarstwo, mugoloznawstwo i runy, normalnie bajka dzisiaj...- Charlie wyra�nie si� ucieszy�a, �e dzi� nie by�o transmutacji. Dziewczyny zjad�y �niadanie i uda�y si� do cieplarni na lekcj� zielarstwa.

[ 745 komentarze ]


   

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki