Naprawd� przepraszam, �e tak d�ugo mnie nie by�o, a rozdzia� jest taki kr�tki, ale mam nawa� nauki, a i z moim zdrowiem nie jest za dobrze. Z g�ry dzi�kuj� za zrozumienie.
Znowu nauka. Charlotte westchn�a pochylaj�c si� nad swoj� niedoko�czon� prac� domow�. Spojrza�a na zegarek i j�kn�a cicho. „Lekcja z Moodym”- pomy�la�a i zerwa�a si� na nogi, bior�c ze sob� torb�. Pobieg�a szybko do sali, w kt�rej mia�a odby� si� lekcja z ich nowym nauczycielem. Pod drzwiami stali ju� wszyscy czwartoklasi�ci z Gryffindoru. Za ni� przybieg�a Hermiona, z torb� wypchan� przer�nymi ksi�gami. Drzwi si� otworzy�y, a t�um uczni�w wbieg� do sali, by pozajmowa� dobre miejsca. Gdy usiedli w �awkach, zapanowa�a ca�kowita cisza. Po chwili us�yszeli stukot drewna o pod�og� i uj�eli wchodz�cego do klasy Moody’ego. Ku zdziwieniu gryfon�w, kaza� im od�o�y� ksi��ki. Charlotte zamy�li�a si� na d�u�sz� chwil�. My�la�a o pracy na transmutacj� i o wypracowaniu, jakie napisa�a na eliksiry. Na ziemi� sprowadzi� j� �miech klasy. Spojrza�a si� w kierunku katedry nauczyciela. Po chwili ujrza�a paj�ka, kt�ry wymachiwa� n�kami, jakby stepuj�c. Wtedy laskonogi przerwa� �miech i opowiedzia� im, co naprawd� kryje zakl�cie, kt�re u�y�. Dziewczyna wzdrygn�a si� mimowolnie. Nie by�o to jednak najgorsze. Profesor powi�kszy� paj�ka i rzuci� na niego kolejn� kl�tw�- Cruciatus. Stworzenie zacz�o zwija� si� z b�lu, a cz�� klasy zas�oni�a oczy, by nie przygl�da� si� jego cierpieniu. Charlotte poczu�a obrzydzenie do jednookiego nauczyciela. Wtedy Hermiona krzykn�a:
-Niech pan przestanie!- a Moody skurczy�a paj�ka i wsadzi� go do s�oja. Nadesz�a kolej na ostatnie Zakl�cie Niewybaczalne. Tylko przyjaci�ka Harry’ego wiedzia�a, co ono powoduje, a jej mina nie by�a zbytnio zachwycona, tym, co czeka�o kolejnego paj�ka. Po chwili wyszepta�a:
-Avada Kedavra- Charlotte zerkn�a a ni� z przera�eniem. W�tpi�a, �eby nauczyciel odwa�y� si� u�y� tego zakl�cia w klasie, szczeg�lnie przy Potterze. Myli�a si�. Moody wyj�� ze s�oika ostatniego paj�ka i wykrzycza� formu�k�. Sal� ogarn�o zielone �wiat�o. Charlotte zaniem�wi�a. Przez mg�� s�ysza�a ciche okrzyki dziewczyn. Moody co� powiedzia�, lecz dziewczyna nie dos�ysza�a co. Oczy wszystkich zwr�ci�y si� na Harry’ego. Zastanawia�a si�, co ch�opak mo�e teraz czu�. W ko�cu dowiedzia� si�, jak zgin�li jego rodzice. Poczu�a ogarniaj�c� j� rozpacz. Zaraz, sk�d ona wiedzia�a, �e dopiero teraz pozna� zakl�cie, przez kt�re zosta� sierot�? Dlaczego czu�a rozpacz? Jej rozmy�lania przerwa� g�os Moody’ego.
Kilka godzin p�niej z tej samej sali, jako pierwsza ze �lizgon�w, wysz�a Valerie. Niekt�rzy z ch�opak�w, w szczeg�lno�ci Malfoy za�miali si� drwi�co, m�wi�c, �e te zakl�cia to dla nich �atwizna. Valerie w�ciek�a si� i nie panuj�c nad swoimi emocjami wrzasn�a:
-Tak, Malfoy, �atwizna? A kto omal si� nie posika� ze strachu w tamtej sali, co?- �lizgoni wybuchli �miechem. O dziwo, po raz pierwszy nie stan�li za swoim „obiektem kultu”. Trz�s�ca si� z gniewu dziewczyna uda�a si� do swojego pokoju. Trzasn�a drzwiami i zacz�a rozrzuca� wszystkie rzeczy po pokoju. Zna�a te zakl�cia. W ko�cu ledwo powstrzyma�a swoj� rodzink� od zademonstrowania jej ich na jakim� mugolu.
-Cholerni �miercio�ercy!- wrzasn�a, t�uk�c porcelanowy wazon. Pad�a bezw�adnie na ��ko i zamy�li�a si�. Sk�d ten Moody j� zna�? Jeszcze przed przeczytaniem listy zwraca� si� do niej po imieniu i wcale jej nie t�pi�. Co wi�cej, mog�aby przysi�c, �e si� do niej u�miechn��. „Wydawa�o mi si�” pomy�la�a i pogr��y�a si� we �nie.
Valerie krz�ta�a si� po swoim pokoju, pr�buj�c go jako� uporz�dkowa�. Nie u�ywa�a czar�w, sprz�taj�c samodzielnie uspokaja�a si�. Nawet nie wiedzia�a, dlaczego tak wybucha�a. Przecie� wiedzia�a, �e Moody jest szalony i jako� nigdy si� tak nie w�cieka�a na Malfoy’a. Gdy naprawia�a wazon, kt�ry wcze�niej pot�uk�a, us�ysza�a skrzypienie drzwi, jednak one pozosta�y zamkni�te. Po chwili znowu us�ysza�a skrzypienie, lecz tym razem do jej pokoju wszed� Szalonooki. Zszokowana dziewczyna wyb�ka�a:
-Dlaczego pan tu przyszed�?
-Och, chcia�em si� tylko zapyta� jak tam twoja mamu�ka- powiedzia�, o dziwo, u�miechni�ty auror.
-A co pana to obchodzi? Nie mam z ni� nic do czynienia!- krzykn�a dziewczyna, chocia� wcale nie mia�a takiego zamiaru.
-Czyli nadal w Azkabanie? Wida�, tylko mnie uda�o si� tego unikn��. Czarny Pan mnie za to wynagrodzi- zaskoczona dziewczyna nie wiedzia�a co si� dzieje. Moody u�miechn�� si� do niej.- Naprawd� nic nie zauwa�y�a�? My�la�em, �e Bella zatroszczy si�, by� co� o mnie wiedzia�a. W ko�cu to ja zrobi�em najwi�ksz� furor� na procesie Longbottom�w.... Syn tak szanowanego czarodzieja....
-Ale ty nie �yjesz!- Krzykn�a dziewczyna. Nagle, obydwoje naraz zacz�li si� �mia�, mimo, �e Valerie nie widzia�a ku temu �adnych powod�w. Nagle chwyci�a r�dzk� i krzykn�a:
-Obliviate!- ale Moody zd��y� przed ni�.
Valerie jeszcze tego dnia musia�a uda� si� na zaj�cia. Teraz w planie mia�a opiek� nad magicznymi stworzeniami. S�ysza�a, jak jej ciotka wypowiada�a si� na temat nauczyciela „Olbrzymi, niezdarny, bezm�zgi kretyn, zwolennik Dumbledore’a, niewykszta�cony, ot�umaniony, niebezpieczny dla otoczenia”, co pozwoli�o jej wywnioskowa�, �e jest to na pewno porz�dny cz�owiek. Gdy dotar�a na miejsce, okaza�o si�, �e by�a ostatnia. Nie widzia�a jeszcze stworze�, cho� s�ysza�a ju� niezadowolone okrzyki uczni�w. Nie mog�a natomiast nie zauwa�y� Hagrida. Sprawi� na niej dobre wra�enie. Podobno nie ocenia si� ksi��ki po ok�adce, lecz niekt�rym si� to udaje, a ona znajdowa�a si� w�r�d tej grupy ludzi. Mia� ciep�e, czarne oczy, by� ogromny a jego olbrzymi� g�ow� rozpromienia� szczery u�miech, przys�oni�ty kosmat� brod� i chmar� czarnych, nieuczesanych w�os�w. Wtem rozleg� si� jaki� okrzyk b�lu. Gdy przecisn�a si� przez t�um, okaza�o si�, �e maj� opiekowa� si� skl�tkami tylnowybuchowymi. U�miechn�a si� krzywo. Mia�a ju� z nimi do�wiadczenie- niezbyt przymilne stworzonka. Spojrza�a po twarzach uczni�w- by�y na nich mieszane uczucia, przewa�a�y jednak obrzydzenie i strach. Widocznie nikt nie zauwa�y� jej obecno�ci. Nie by�a tym rozczarowana. Nie chcia�a si� t�umaczy�, sk�d si� wzi�a, kto jest jej rodzicami i tak dalej. Wtem jednak kto� j� zauwa�y�:
-Valerie!- Krzykn�� Draco Malfoy, jej krewny. Nie znosi�a go, najch�tniej zamordowa�aby go go�ymi r�kami, ale uzna�a, �e to zaj�oby za du�o czasu. On za to by� ni� zachwycony. Zrobi�by dla niej dos�ownie wszystko.
-Hej Draco.- Powiedzia�a niezbyt zaskoczonym tonem. Wszyscy odwr�cili si� w jej stron�. Przewr�ci�a oczami. Wtedy odezwa� si� Hagrid.
-A ty, cholibka, kim jeste�?
-To moja kuzynka, Valerie Lastrange.- Powiedzia� zadowolony Malfoy. „No to po mnie” pomy�la�a. Wiedzia�a, �e to nazwisko na starcie odwr�ci od niej ponad po�ow� Hogwartu. W ko�cu mia�a takich „przyjaznych” krewnych. Kilka os�b spojrza�o si� na ni� z pogard�, w tym gajowy. Reszta lekcji sp�yn�a monotonnie. Oczywi�cie na wszystkich lekcjach Draco musia� zepsu� jej reputacj�, przedstawiaj�c j� jako swoj� krewn�. Zm�czona uda�a si� na kolacj�. Zanim zd��y�a odsun�� si� na kraniec sto�u, do siebie przygarn�� j� oczywi�cie jej kuzyn. Chyba by� najwi�kszym autorytetem w�r�d �lizgon�w- beztaktowny, uwielbiaj�cy Voldemorta, dw�jka rodzic�w �miercio�ercami- idea�. Wtem Malfoy wsta� i zacz�� recytowa� jaki� artyku� w gazecie. Widocznie oburzy�o to spor� cz�� uczni�w, lecz j� ma�o to obchodzi�o. Wtem us�ysza�a kr�tk� wymian� zda�, jakie� zakl�cia, a po chwili ko�o niej zamiast Malfoy’a sta�a fretka. Nie wytrzyma�a, musia�a rzuci� zakl�cie. Nie wiedzia�a dlaczego, ale czu�a, �e kto� zamierza� zrobi� to samo, zreszt� r�d�k� mia�a schowan� pod sto�em, wi�c nikt nie m�g� obwinia� jej o jego rzucenie. Rozejrza�a si� po sali. Z daleka dostrzeg�a Moody’ego, kt�ry, mog�aby przysi�c, pu�ci� do niej oko. No c�, widocznie to on zamierza� ukara� Dracona. Wysz�a z sali, z ty�u s�ysza�a ju� tylko dobiegaj�ce z wn�trza pomieszczenia krzyki jakie� wysokiej profesorki. Wtem zauwa�y�a, �e biegnie za ni� jaki� przystojny brunet. Nie widzia�a go nigdy wcze�niej.
-Czemu to zrobi�a�?- Spojrza�a na niego ze zdziwionym wzrokiem, jednak zrozumia�a o co mu chodzi.
-Jak to zauwa�y�e�?
-Akurat si�ga�em do mojej torby. Widz�, �e nie za bardzo przepadasz za swoim kuzynem.- Powiedzia� ch�opak z nonszalanckim u�miechem, jednak Valerie nie by�a podatna na takie sztuczki.
-Nie, wr�cz go ub�stwiam, jest taki... skretynia�y.- Powiedzia�a z ironi� w g�osie. Ch�opak u�miechn�� si� delikatnie i powiedzia�.
-Nie jest taki z�y...
-�lizgon?- Zapyta�am.
-Nie, krukon.- Valerie zrobi�a zaskoczon� min�.- Znamy si� od pierwszej miot�y. Zapomnia�em si� przedstawi�!- Powiedzia� z ukrywanym roz�aleniem, wida�, �e lubi� podrywa� dziewczyny.- Alex Perks.
-Valerie Lastrange, jak ju� zapewne s�ysza�e�.- Powiedzia�a oboj�tnie. Wtem z klasy wysz�a zgrabna, w miar� niska szatynka.
-Alex, dziecko, zapomnia�e� torby.- Powiedzia�a do bruneta, ten widocznie poczu� si� lekko ura�ony.- Wierz mi, nie musisz ugania� si� za ka�d� dziewczyn� w tej szkole, i tak masz opini� podrywacza.- Obydwie dziewczyny u�miechn�y si� znacz�co.
-Charlotte Perks.- Przedstawi�a si�.
-O mnie ju� zapewne du�o s�ysza�a�, Valerie Lastrange. To tw�j brat?- Zapyta�a wskazuj�c na ch�opaka. Kiwn�a g�ow�.
-Takie wyro�ni�te dziecko- doda�a.
-Zd��y�am zauwa�y�. Czy pr�buje poderwa� wszystkie dziewczyny, jakie mu najd� na drog�?- Charlotte znowu kiwn�a g�ow�. Alex jeszcze bardziej si� zmiesza� i zrobi� obra�on� min�. Obydwie dziewczyny parskn�y �miechem, po czym si� po�egna�y. Ka�da ruszy�a w stron� swojego dormitorium a ch�opak nadal sta� lekko ura�ony pod �cian�.
Valerie wesz�a do swojego pokoju. By� udekorowany na czarno-czerwono-srebrno. W k�cie sta� st� z trzema wygodnymi, czerwonymi fotelami, kilka metr�w obok znajdowa�a si� kanapa, przy kt�rej weso�o hucza� kominek. Musia�a przeszuka� mn�stwo ksi�g od transmutacji, by znale�� odpowiednie zakl�cia. Samo ich rzucenie te� nie by�o �atwe- sporo czasu zaj�o jej ich opanowanie*.
Czarnow�osa rzuci�a tam torb� a sama po�o�y�a si� wygodnie na olbrzymim ��ku z kotar�. Zacz�a si� zastanawia�... Dziewczyna by�a z Gryffindoru, dlaczego nie budzi�a wobec niej pogardy z powodu swojego nazwiska? Dziwne... No ale c�, nie mo�na bra� ludzi zbyt stereotypowo.
Nawet nie zauwa�y�a, gdy zasn�a.
Obudzi�a si� wcze�nie, oko�o pi�tej rano. Po�cieli�a ��ko i zacz�a czyta� jak�� ksi��k�, kt�r� znalaz�a. Nie by�a za ciekawa, jaki� mugolski romans. Wtem do jej pokoju kto� wpad�. Pozna�a go, by� to ten sam przystojny brunet, kt�rego pozna�a wczoraj. Spojrza� si� na ni� ze zdziwieniem.
-A co ty tutaj robisz o tej porze?- Spyta� z zaskoczeniem.
-O to samo mog�abym zapyta� ciebie. Ja tu mieszkam, nie by�o wolnych miejsc w dormitorium.- Ch�opak dopiero wtedy zauwa�y� zmiany w pokoju. Mia� zaskoczon� min�, jednak�e widocznie wystr�j mu si� spodoba�.
-Ja wpad�em tylko po ksi��k�.- Zerkn�� na st�. Valerie zachichota�a.
-Nie m�w, �e to twoje?- Zapyta�a dusz�c w sobie wybuch g�o�nego �miechu.
-Nie, siostry.- Odpowiedzia� lekko zmieszany. Chwil� potem do pokoju wpad�a Charlotte.
-To masz moj� ksi��k�?- Spyta�a si� brata, po czym zaskoczona rozejrza�a si� po pomieszczeniu i spojrza�a na brunetk�. Nie musia�a pyta�.
-Przeprowadzi�am si�, bo nie by�o wolnych miejsc w dormitorium. Sama to urz�dzi�am.- Szatynka przytakn�a z uznaniem.
-�adnie tu masz...- Tak zacz�a si� rozmowa. Dziewczyny nie zwierza�y si� sobie zbytnio, wola�y zachowa� ostro�no��. Rozmawia�y o zainteresowaniach, wakacjach, ksi��kach. Charlotte zerkn�a na Alexa, kt�ry patrzy� si� dociekliwie na Valerie, szukaj�cej w kufrze jakie� ksi��ki. Gdy w ko�cu znalaz�a, spojrza�a si� na ch�opaka, kt�ry jak oparzony odwr�ci� wzrok w drug� stron�.
*Valerie chodzi�a do r�nych szk�, w kt�rych opanowano ju� ten poziom transmutacji. W dw�ch szko�ach by�aby teraz na poziomie owutem�w, z powodu wcze�niejszej rekrutacji. (przyp. aut.)
Nowa Dodała Romanowa
Poniedziałek, 16 Lutego, 2009, 10:22
Nie gwarantuj�, �e inne notki b�d� pojawia�y si� w takim tempie, ale postaram si�. Pozdrowienia oczywi�cie dla bli�niak�w.
By�o ciep�e, wrze�niowe po�udnie. Jasno o�wietlon�, samotn� uliczk�, sz�a m�oda, zgrabna brunetka o intensywnych, ciemnozielonych oczach. Wypatrywa�a czego� w oddali a jej w�osy powiewa�y w lekkim wietrze, dodaj�c jej postaci tajemniczo�ci, kt�rej i tak jej nie brakowa�o. Taszczy�a za sob� du�y, ci�ki kufer, na kt�rym siedzia� pi�kny, czarny kot. Wyj�a r�d�k� i wyci�gn�a j� w stron� jezdni. Sekund� potem, sta� przed ni� du�y, trzypi�trowy, mocno fioletowy autobus, ze z�otym napisem na przedniej szybie- „b��dny rycerz”. Drzwi otworzy�y si� i z �rodka pojazdy wyskoczy� m�ody, niezbyt przystojny ch�opak w purpurowym uniformie, m�wi�c:
-Uuu... to z kt�rej szko�y z kolei ju� ci� wywalili?
-Nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy, bo po�a�ujesz...- Powiedzia�a dziewczyna z niezbyt du�ym zainteresowaniem, po czym wcisn�a w r�k� ch�opaka kilkana�cie srebrnych monet. Ch�opak spojrza� si� na ni� t�pym wzrokiem, po czym powiedzia�:
-Ernie, jedziemy! Patrz, kogo tu mamy! Sta�a bywalczyni!- Starszy czarodziej, siedz�cy za kierownic�, odwr�ci� si� w stron� dziewczyny i spojrza� na ni� niezbyt przychylnym wzrokiem. Nowoprzyby�a usiad�a na jednym z wolnych krzese�, kt�re sta�y w nie�adzie, lub le�a�y na pod�odze. Autobus ruszy� z hukiem, powoduj�c, �e kilkoro ludzi upad�o na pod�og� a ich baga�e pow�drowa�y w przer�nych kierunkach. Dziewczyna nienawidzi�a jazdy tym autobusem, szczeg�lnie, �e zna�a konduktora i kierowc�. Trzeba wam wiedzie�, �e ma�o kto j� lubi�. Nie b�d� t�umaczy� dlaczego, wyniknie to z dalszej cz�ci opowiadania. Wyci�gn�a „proroka codziennego” i zag��bi�a si� w lekturze, od czasu do czasu g�adz�c kota. Autobus co chwil� hamowa� i rusza�, powoduj�c co nowe upadki i gderanie pasa�er�w. Po tej 5-minutowej katordze, autobus w ko�cu zatrzyma� si� przed wrotami Hogwartu. Dziewczyna wzi�a baga�e i wysz�a, m�wi�c ch�odno „do widzenia” Gdy tylko zamkn�a drzwi, autobus z hukiem ruszy� w dalsz� podr�. Czarnow�osa posz�a powoli �cie�k� w stron� zamku.
Gdy w ko�cu dotar�a, otworzy�a olbrzymie drzwi, za kt�rymi znajdowa�a si� ogromnych rozmiar�w sala wej�ciowa. Otworzy�a drzwi po prawej stronie i wesz�a do �rodka, zostawiaj�c w sali wej�ciowej kufer, a bior�c ze sob� kota. Wszystkie oczy obr�ci�y si� w jej stron� ze zdziwieniem. Niekt�rzy wr�cz zastygli z jedzeniem w po�owie drogi do ust. By�a tu pierwszy raz, lecz dosta�a instrukcj� gdzie i��, a wystroje szk�, do kt�rych chodzi�a wcze�niej, by�y tak niesamowite, �e sufit odzwierciedlaj�cy niebo i �wieczki wisz�ce w powietrzu nie robi�y na niej �adnego wra�enia. Jej wzrok skierowany by� w kierunku d�ugobrodego starca, siedz�cego dok�adnie po�rodku sto�u, znajduj�cego si� na ko�cu sali. Gdy w ko�cu dotar�a do niego. Przywita�a si� i zapyta�a:
-Upss... Sp�ni�am si�?- Wi�kszo�� uczni�w wybuch�a �miechem, inni patrzyli si� na ni� ze zdziwieniem i pogard� takiej nietaktowno�ci wobec dyrektora. Dumbledore wsta� i poprosi� m�od� dziewczyn�, by posz�a za nim. Dziewczyna ruszy�a za starcem, dalej patrz�c si� tylko na niego. Wok� siebie s�ysza�a szepty „Kim ona jest?”, „Nigdy jej wcze�niej nie widzia�em!”. Dyrektor otworzy� drzwi i powiedzia�:
-We� ze sob� sw�j kufer, idziemy do mojego gabinetu. Je�eli nie chcesz tego taszczy�, to...
-Poradz� sobie: locomotor kufer!- Dumbledore nie zareagowa�, poszed� dalej, drog� wiod�c� pod pos�g gargulca na si�dmym pi�trze. Powiedzia� cicho has�o, by dziewczyna go nie dos�ysza�a. Pos�g o�y� i odskoczy�, ods�aniaj�c wej�cie na spiralne schody, na kt�re wszed� Dumbledore. Dziewczyna posz�a za nim. Schody zacz�y same sun�� ku g�rze, dop�ki nie dotar�y pod b�yszcz�ce drzwi z mosi�n� klamk�. Dyrektor otworzy� je i wszed� do �rodka kolistego gabinetu. Na przeci�tnym cz�owieku wywar�by bardzo du�e wra�enie. Znajdowa�o si� tam du�e biurko, mn�stwo dziwnych, srebrnych instrument�w, olbrzymia ilo�� portret�w, przedstawiaj�cych dawnych dyrektor�w szko�y i wiele innych, dziwnych rzeczy. Starzec kaza� usi��� dziewczynie na krze�le przed biurkiem, sam usiad� za nim. Odkaszln�� cicho i rzek�, poprawiaj�c swoje okulary-po��wki.
-Rozumiem, �e nazywasz si� Valerie Lastrange?
-Dok�adnie Valerie Jasmine Elizabeth Chantal Lastrange.
-Do ilu szk� ju� chodzi�a�?
-Czterech, Hogwart jest pi�t�.
-Teraz by�a� w...?
-Durmstrangu.
-Nie b�d� ci� o nic wi�cej pyta�, poniewa� dosta�em ju� list od dyrektora, dlaczego wydali� ci� ze szko�y. Chc� ci� tylko ostrzec, �e w naszej szkole takie wybryki nie b�d� tolerowane. Teraz musz� przydzieli� ci� do domu. Zapewne ju� wiesz, �e w naszej szkole jest podzia� na...
-Tak, wiem, cztery domy: Slytherin, Ravenclaw, Huffelpuff i Gryffindor.- Dyrektor zignorowa�, �e Valerie mu przerwa�a. Ci�gn�� dalej:
-Tak, teraz w�o�� ci na g�ow� tiar� przydzia�u i przydziel� ci� do jednego z dom�w, kt�re ju� zd��y�a� wymieni�.- Dziewczyna kompletnie nie zwraca�a uwagi, na to, co m�wi� starzec. S�ucha�a co prawda, lecz nie patrzy�a si� na niego, lecz rozgl�da�a si� po pokoju. Ujrza�a feniksa. Gdy tylko i on odwr�ci� sw�j wzroku ku niej, podlecia� do niej i usiad� jej na r�ce.- Niesamowite... Jeszcze nigdy nie usiad� nikomu na r�ce, nawet ja musia�em go d�ugo przekonywa�...- Valerie nie reagowa�a, g�adzi�a po g�owach jednocze�nie swojego kota i feniksa.- Teraz w�o�� ci na g�ow� tiar�...- Powiedzia� dyrektor si�gaj�c po stary, wy�wiechtany kapelusz. Dziewczyna kaza�a zej�� feniksowi i kotu. Stworzenia (gdy� nie wypada nazwa� feniksa zwierz�ciem) pos�usznie oddali�y si� i zacz�y penetrowa� pok�j.
Dumbledore po�o�y� na g�owie dziewczyny tiar�, kt�ra zacz�a jej szepta� do ucha:
-Oooo... Kolejna Lastrange... Taak.. Z�o ju� si� w tobie zal�ga... Ale nie jeste� taka, jak inne... wyj�tkowo sprawiedliwa, inteligentna, sprytna, odwa�na... Gdzie ci� przydzieli�? Do jakiego domu ci� nie przydziel�, przyniesiesz mu chlub� i zaw�d... Drzemie w tobie wielki potencja�... Takiego czego� jeszcze nie widzia�am... Chocia�... B�d� co b�d�, lecz wszystko jedno, gdzie p�jdziesz, pozostaniesz z�a, jak reszta twojej rodziny...
-Za�o�ysz si�?- Zapyta�a dziewczyna z ironi�.
-Nie, nie wypada mi... No c�, skoro tak s�dzisz... Slytherin...-To ostatnie s�owo wypowiedzia�a na g�os.
-Domy�la�em si�, �e tak b�dzie...- Powiedzia� dyrektor. Dziewczyna nie odpowiedzia�a, powstrzyma�a si�, nie chcia�a by� bezczelna. Wiedzia�a, �e tak b�dzie, �e wszyscy b�d� j� ocenia� po pozorach, poniewa� jej matka by�a �miercio�erc�... No i oczywi�cie, b�d� jej jeszcze wytyka�, �e wysy�ali j� wy��cznie do szk�, w kt�rych ucz� czarnej magii... Sama sobie ich nie wybiera�a, to by�a decyzja jej rodziny, kt�rej nienawidzi�a z ca�ego serca. Nie mog�a znie�� my�li, �e b�d� my�le� o niej, jak o nich... W jej rodzinie by�a tylko jedna uczciwa osoba... Syriusz... Lubi�a go od dzieci�stwa, byli jedynymi lud�mi kt�rzy nie chcieli mie� do czynienia z Voldemortem... Lecz nigdy nie mog�a z nim sp�dza� du�o czasu, gdy� sprowadza� j� na „z�� drog�”. C� za ironia... Valerie po�egna�a si� z dyrektorem, podesz�a do feniksa, pog�aska�a go na po�egnanie i ruszy�a w stron� wyj�cia, zabieraj�c ze sob� kufer i kota. Wiedzia�a, gdzie jest pok�j wsp�lny �lizgon�w. Jej „kochana” ciocia ju� jej wszystko powiedzia�a...
Kilka minut p�niej by�a ju� w pokoju wsp�lnym Slytherinu. Wiedzia�a, �e jeszcze nie dostawili jej ��ka, tym bardziej, �e podobno dormitoria �lizgon�w i tak s� przepe�nione. Usiad�a na jednym z rze�bionych krzese�, stoj�cych przy kominku. Pok�j by� ca�kowicie pusty. Valerie niezbyt podoba� si� ten wystr�j. �adnych foteli, tylko drewniane krzes�a, �ciany loch�w o�wietla�y zielonkawe lampy, powoduj�c, �e ca�e pomieszczenie wydawa�o si� zimne i surowe, mimo dzia�aj�cego kominka i mn�stwa zdobie� na meblach i ramach obraz�w. W tym momencie do pokoju wszed� opiekun Slytherinu- Severus Snape. Dziewczyna dobrze go zna�a, by� cz�stym go�ciem w jej domu. Cz�sto si� widywali, nie znosi�a go, lecz potrafi�a dobrze udawa�. Ca�a jej rodzina my�la�a, �e jest taka jak oni, �e te� chce wst�pi� w szeregi Voldemorta. Lecz ona w g��bi serca go nienawidzi�a. Na szcz�cie nigdy go nie widzia�a, zagin�� bez �ladu dzi�ki Potterowi... Wiedzia�a, �e jego powr�t si� zbli�a. Widzia�a mroczny znak swojej matki, gdy odwiedza�a j� w azkabanie. Widzia�a czarny znak Severusa i Igora- dyrektora jej szko�y... Ach, zapomnia�abym... dlaczego zosta�a usuni�ta z tych wszystkich szk�? Mia�a dobry plan. Nadu�ywa�a czarnej magii... Wiedzia�a, �e dla rodziny b�dzie to oznacza�o, �e ma sk�onno�ci czarnomagiczne i chce wst�pi� w szeregi Czarnego Pana, lecz ona czeka�a, a� w ko�cu trafi do szko�y beztego przedmiotu... W ko�cu si� doczeka�a...
-Cze�� Sev!- Powiedzia�a Valerie z udawanym u�mieszkiem.
-Dzie� dobry, panno Lastrange.- Odpowiedzia� ch�odnym g�osem, lecz Val wiedzia�a, �e cieszy si� na jej widok. Strasznie j� faworyzowa� a- z tego, co s�ysza�a- w szkole te� nie b�dzie si� z tym kr�powa�. – Przykro mi, lecz dormitoria s� ju� przepe�nione, b�dziesz musia�a spa� w kt�rej� ze starych klas.
-B�d� mog�a zrobi� w niej dowolny wystr�j?- Zapyta�a, szcz�liwa, ze nie b�dzie musia�a mieszka� w pokoju z jakimi� t�pymi dziewuchami, kt�rych jedynym celem w �yciu jest s�u�y� u Czarnego Pana. Poza tym, klasa jest wi�ksza, ni� dormitorium, b�dzie mia�a mn�stwo przestrzeni dla siebie.
-Oczywi�cie, je�eli nie b�dziesz dawa�a...
-Dam sobie rad�, nie martw si�. W ko�cu 4 szko�y, TY i moja rodzina nie�le mnie wyszkolili�cie.
-Dobrze wi�c, b�dziesz mia�a klas� na 2 pi�trze, 4 pomieszczenie na prawo od schod�w. Tylko pami�taj, nadal jeste� w Slytherinie!- Powiedzia� Severus, kt�remu wyra�nie pochlebi�o podkre�lone „TY” w zdaniu dziewczyny.
Snape wyszed� z pokoju, z jak zwykle powiewaj�c� za nim szat�. Dziewczyna spakowa�a si� i ruszy�a na drugie pi�tro. Chwil� p�niej by�a ju� w klasie. By�a du�a i zakurzona. Pod �cianami le�a�y w nie�adzie krzes�a i �awki. Val popatrzy�a na pomieszczenie krytycznym wzrokiem i powiedzia�a.
Witam. Jak wida�, b�d� prowadzi�a ten pami�tnik. Na pocz�tku przepraszam par� os�b za zdradzenie moich idea��w (pewnie wiedz�, o co chodzi) i pozdrowi� moich "braciszk�w" Dag i Emm�, oraz wszystkich, kt�rzy czytali ju� star� wersj� opowiadania.
By� ciep�y sierpniowy poranek. W domu Perks�w panowa�o zamieszanie. Wok� rozlega�y si� d�wi�ki znoszonych kufr�w, pohukiwanie s�w, odg�osy krz�taniny. Cisza panowa�a tylko w jednym pokoju. By� du�y, �ciany pomalowano na kolor kawy z mlekiem. Okna wychodzi�y na przepi�kny ogr�d, pe�en r�, storczyk�w i lilii. Meble by�y wyrze�bione w klasycznym stylu. Delikatne zdobienia dodawa�y im dyskretnego uroku. W pokoju panowa� nienaganny porz�dek. Z jednym wyj�tkiem. Na ��ku le�a�o dos�ownie wszystko, co tylko mog�oby wam wpa�� do g�owy. Jedzenie, monety, r�d�ka, gazety, ubrania, kosmetyki, ksi��ki… W �rodku tego ba�aganu siedzia�a �adna, 14- letnia szatynka o orzechowych oczach. Ubrana w spodnie boj�wki i czarn� koszulk�. Siedzia�a patrz�c si� w okno. Rzucaj�c ostatnie spojrzenie na ogr�d, kt�ry tak lubi�a. Nagle us�ysza�a odg�os krok�w, zmierzaj�cych ku jej pokojowi. Do pokoju wpad� jej starszy brat. By� wysokim przystojnym brunetem o ciemno-granatowych oczach. Zdziwiony powiedzia�:
-To ty nie wiesz? Ju� dzisiaj wyje�d�amy!
-Wiesz, braciszku, jestem na tyle inteligentna, �e si� domy�li�am. –Odpowiedzia�a spokojnie nie patrz�c na brata
-To dlaczego si� jeszcze nie spakowa�a�, o kr�lowo inteligencji?- Zapyta� Alex. Na odpowied� nie musia� d�ugo czeka�. Po chwili oberwa� poduszk�.
- Charlociuchno kochana, lepiej si� spakuj, bo nie zamierzam si� sp�ni� do szko�y. Wiesz, dziewczyny na mnie czekaj�.
-A… masz na my�li te pierwszoroczniaczki? Poza tym, tata ju� zni�s� m�j baga�. Krukon, a taki inteligentny, �e baga��w nie umie policzy�. Jakim cudem ty jeste� w Ravenclavie?- Zapyta�a ironicznie jego ukochana siostra, Charlotte.
-Wiesz, m�j urok osobisty podzia�a� r�wnie� na tiar�…- Oboje zacz�li si� �mia�. Z do�u rozleg� si� krzyk:
-Dzieciaki, jedziemy!
-Ja sobie wypraszam, jestem ju� doros�y!- Krzykn�� oburzony Alex zbiegaj�c po schodach, za nim zesz�a Charlie.
-Na pewno nie psychicznie.- Doda�a pod nosem ich najm�odsza siostra, Vera. Min�a ich i do�o�y�a jeszcze kilka rzeczy do swojego kufra. Mia�a blond w�osy zaplecione w warkoczyki. By�a w miar� niska, szczup�a, a jej oczy by�y orzechowe. Ca�a tr�jka wysz�a przed dom, gdzie czekali ju� ich rodzice. Za nimi sta� samoch�d z ministerstwa. Po za�adowaniu baga�y, wszyscy do niego wsiedli. Pojazd ruszy� w kierunku Londynu, a dok�adniej: dworca King’s Cross. Po dotarciu na miejsce rodzina Perks�w posz�a w kierunku barierki pomi�dzy peronem 9 i 10.
- Char, Alex wy pierwsi. – Powiedzia�a pani Perks. Dw�jka rodze�stwa pos�usznie ruszy�a w kierunku barierki, pchaj�c przed sob� w�zki. Zacz�li si� popycha� i szturcha�. Nieszcz�liwie, Charlotte wpad�a na pewnego mugola, kt�ry z hukiem upad� na ziemi�. Wydusi�a tylko kr�tkie "przepraszam" i kiedy m�czyzna odszed�, wraz z bratem znikli za barierk�. Ich oczom ukaza� si� stary, podziemny peron, g�owa nad ich tabliczk� oznajmia�a, �e znajduj� si� na peronie 9 i ¾. Sta�a ju� na nim czerwona lokomotywa Ekspres - Hogwart. Po chwili za rodze�stwem pojawili si� tak�e ich rodzice i Vera.
- No, kochani, trzymajcie si�, b�d�cie grzeczni, no i oczywi�cie �ycz� jak najlepszych wynik�w. - Powiedzia�a pani Perks przytulaj�c swoj� tr�jk� dzieci.
- Mamo, ju� przesta�, koledzy si� patrz�... - Powiedzia� Alex opuszczaj�c g�ow�. Po tym wylewnym po�egnaniu Charlie, Alex i Vera poszli znale�� sobie przedzia�. Rodze�stwo je�dzi�o do Hogwartu zawsze razem, nie szli usi��� z przyjaci�mi. Vera jecha�a do Hogwartu pierwszy raz, lecz nie ba�a si�, bo wiedzia�a od rodze�stwa, jak wygl�da uroczysto�� przydzia�u.
Przedzia� znale�li dopiero na samym ko�cu poci�gu. Kiedy wszyscy ju� wygodnie si� rozsiedli, z korytarza dobieg� ich krzyk:
-Ej! To nasz przedzia�!- Powiedzia�, jak zwykle beztaktowny, Draco Malfoy.
-A co, jest zarezerwowany?- Zapyta� si� Alex.
-Alex, to ty? Cze��! Dawno ci� nie widzia�em! Crabbe, Goyle- spada�!
-Mnie nie poznajesz? To ja powinienem ci� nie pozna�! - Alex przywita� si� z Draconem.
-Cze�� Char. A kto to jest? – Zapyta� wskazuj�c na Ver�.
-To moja druga siostra, Vera. – Odpowiedzia� Alex. – Nie dziwi� si�, �e jej nie poznajesz, dawno ci� by�o u nas z rodzicami.
- Wiesz, ojciec ma du�o spraw na g�owie. – Odpowiedzia� blondyn.
-Taaak, s�ysza�em o mrocznym znaku na Mistrzostwach. – Powiedzia� Alex. Draco zmiesza� si�. Wbi� wzrok w pod�og� i zapyta� bezbarwnym g�osem.
- Tak w�a�ciwie, to dlaczego nie jeste�cie w Slytherynie?
- Sam nie wiem. – Odpowiedzia� Alex zdziwiony pytaniem – Tiara sama wybiera, widocznie tak musia�o by�.
- Mo�e przynajmniej ty - Tu wskaza� na Ver�.- b�dziesz w Slytherynie.
- Draco, dobrze wiesz, �e to nie zale�y od ch�ci, tylko od Tiary.- Powiedzia�a Charlie.
-Taak... Ty masz chyba najgorzej, jak to jest by� w Gryffindorze? – Charlie mia�a ju� odpowiedzie�, ale zasch�o jej w ustach. Tak jakby w�a�nie w tej chwili do niej dotar�o, �e jest w Gryffindorze. W uszach zosta�y jej s�owa „Ty masz chyba najgorzej”. Nigdy tak o tym nie my�la�a, szko�a by�a szko��, a �ycie to co innego. W Gryffindorze mia�a tylko kilku znajomych i �adnych przyjaci�. My�li Charlie Przerwa�o rozsuwanie drzwi w przedziale. Weszli Crabbe i Goyle, z jak zwykle t�pym wyrazem twarzy.
-Pansy na ciebie czeka- oznajmi� Crabbe.
-Mi�o si� gada�o ,ale musz� ju� i��.
-To cze��. – Po�egna�o go rodze�stwo.
Pow�z przejecha� przez szkoln� bram�. Zn�w byli w Hogwarcie. Przez okno powozu by�o wida� ciemn� posta� zamku. Ca�y zamek pogr��ony w mroku, pr�cz Wielkiej Sali. Z jej okien bi�o �wiat�o. „Nic si� nie zmieni�o.” – Pomy�la�a Charlie. Jak co roku siedzia�a w powozie z tymi samymi osobami : Lavender, Parvati i Padm�. „I zn�w si� zaczyna” – pomy�la�a Charlie, kiedy dziewczyny zacz�y gada� o ch�opakach.
- Charlie a ty kt�rego uwa�asz za naj�adniejszego? – Spyta�a Lavender. To by� jej ulubiony temat, opr�cz ciuch�w, kosmetyk�w i artyku��w z „Czarownicy”
- Jako� �aden niczym szczeg�lnym si� nie wyr�nia – Odpowiedzia�a Charlie.
- Och, Charlie, ty to tak zawsze... – Powiedzia�a Parvati �miej�c si� w g�os. Nagle zamilk�y. S�ycha� by�o tylko krople deszczu uderzaj�ce o dach powozu.
- Wiesz co, Charlie, ten tw�j brat, to z roku na rok jest coraz bardziej przystojny. - Powiedzia�a Padma.
- Ja si� zgadzam.- Doda�a Lavender. - Parvati nic nie powiedzia�a, tylko wbi�a wzrok we w�asne buty.
- A jej co? - Spyta�a Charlie.
- No bo..
-Nie m�w jej, Lavender!
- ...bo.. - kontynu�owa�a Lavender.
- ...tw�j osobisty brat...
- Ja ci� zabije, Lavender! - Odgra�a�a si� Parvati.
- Si� jej podoba? - Spyta�a Charlie
- Po co jej m�wi�a�?? - Spyta�a Parvati.
- No w�a�ciwie, to ona mi nie powiedzia�a. - Wyja�ni�a Charlie. - No ale wiesz, p� Hogwartu za nim biega.
- P� tylko?- Spyta�a zdziwiona Padma.
- Padmo moja, przyjmijmy �e drugie p� stanowi� ch�opcy. Wi�c s�dz� �e oni raczej nie b�d� biegali za moim bratem. - Dziewczyny zacz�y si� �mia�.
-Charlie i jak tu z tob� �y�?? – Zapyta�a dalej �miej�c ci� Lavender.
-Po prostu trzeba korzysta�, jak mam dobry humor. – Powiedzia�a Charlie u�miechaj�c si�. Powozy zajecha�y pod wielkie d�bowe drzwi, do kt�rych po kamiennych schodach wspina�y si� osoby z pierwszych powoz�w.
- Ale ulewa. Wi�c co, biegiem do szko�y?? – Zaproponowa�a Padma.
- Po co? I tak zmokniemy, a przecie� jeste�my w Hogwarcie... – Powiedzia�a Charlie wyci�gaj�c r�d�k� i tworz�c niewidoczn� os�on�, kt�ra chroni�a dziewczyny przed deszczem. Charlotte nie lubi�a tego zakl�ci, bo przysporzy�o jej wiele k�opotu, ale �wiczenia w domu, pod okiem rodzic�w w czasie ulewy jednak si� op�acaj�, by kole�anki by�y wdzi�czne a ich misternie zrobione fryzury przetrwa�y do czasu uczty.
- Wiesz co Charlie, warto ci� mie� pod r�k�. Jeste� chyba m�drzejsza od Hermiony. –Powiedzia�a Lavender tryumfalnie wchodz�c do Wielkiej Sali.
- Tak, ona przecie� wie, do tego jest najskromniejsza. Tylko nie m�w tego Hermionie, bo si� pop�acze. –Doda�a Padma.
Czarna tafla jeziora i kilkana�cie ��dek p�yn�cych w stron� ogromnego zamku. Na ka�dej ��dce jest lampa, kt�ra ma roz�wietla� mrok. Wida�, co jest wko�o ��dki, tylko nie wida� co jest pod. Nagle jeden ch�opiec wychyla si� i niepostrze�enie wpada z pluskiem do jeziora. S�ycha� krzyk- jego i kilku wystraszonych dziewczynek... S�ycha� uspokajaj�ce krzyki Hagrida, gajowego. Ch�opiec za chwile zn�w l�duje w ��dce, wypchni�ty przez wielkie macki ka�amarnicy. Vera siedzi w ��dce i rozgl�da si� na boki. Jest bardzo ciemno. Nie boi si�. Lubi ciemno��. Kiedy d�ugo przebywasz w ciemnym miejscu, twoje zmys�y si� wyostrzaj�, widzisz nawet najmniejsze rzeczy, s�yszysz nawet szmer powietrza w drzewach. Vera kocha�a, kiedy by�o ciemno. Niejednokrotnie w nocy wychodzi�a do ogrodu, siada�a na trawie i ws�uchiwa�a si� w odg�osy nocy.
��dki dop�yn�y do brzegu.
Vera usiad�a na sto�ku i wstrzyma�a oddech, czekaj�c do jakiego domu przydzieli j� tiara.
Nie spodziewa�a si� tego, ale us�ysza�a "Hufflepuff".
- No nie wiem, jak to jest mo�liwe, jeste�my rodze�stwem, a ka�de z nas jest w innym domu. - Powiedzia�a Charlie. Mog�a zrozumie�, �e Alex jest w innym domu, ale nie my�la�a te�, �e Vera b�dzie zupe�nie gdzie indziej. By�a jej siostr�, z kt�r� �wietnie si� dogadywa�a, kt�ra by�a jej bli�sz� osob� ni� Alex.
- Charlie nie denerwuj si� tak, przecie� ja i Padma te� jeste�my w innych domach... - Powiedzia�a Parvati.
- Ja si� nie denerwuj�, tylko jestem zdziwiona. - Powiedzia�a Charlie, cho� tak naprawd� mia�a pretensje do Tiary o przydzia� siostry.
- Widocznie tak musi by�. - Powiedzia�a Lavender i usiad�a obok Charlotte. Charlie u�miechn�a si� smutno i doda�a:
- Czy my na prawd� jeste�my tak r�ni?
- Wiesz, ty i Alex na pewno. C�... On jest ch�opakiem, a ty raczej nie. - Dziewczyny zacz�y si� �mia�.
Wtem cisz� przerwa� dyrektor, nie musia� podnosi� g�osu, wystarczy�o, �e wsta� a ca�� sal� ogarn�a cisza. Oczywi�cie rozpocz�� swoj� star� przemow� o li�cie zakazanych przedmiot�w Filcha, zakazie wst�pu do zakazanego lasu i wyprawach do Hogsmeade. Wszyscy my�leli, �e to jest koniec przemowy, lecz dyrektor kontynuowa�.
- Z najwy�sz� przykro�ci� musz� was te� poinformowa�, �e w tym roku nie b�dzie mi�dzydomowych rozgrywek o Puchar Quidditcha.- Woko�o rozleg�y si� protesty i okrzyki dezaprobaty. Dyrektor ci�gn��. W�a�nie dochodzi� do punktu kulminacyjnego przemowy, gdy drzwi otworzy�a dziwna posta�, mroczna i jakby lekko... szalona. Wtem b�yskawica przebieg�a po sklepieniu sali i roz�wietli�a jego oblicze. To by� Szalonooki Moody. Jego twarz okalana bliznami, paciorkowate oko, obok kt�rego znajdowa�o si� drugie, wielkie, b��kitne, obracaj�ce si� na wszystkie strony, powodowa�o ciarki u nie jednego pierwszoroczniaka. Jego kroki obija�y si� o posadzk� echem. Zamieni� par� zda� z Dumbledorem, kt�ry nast�pnie go przedstawi�, jako nauczyciela obrony przed czarn� magi�. W powietrzu czu� by�o lekkie zmieszanie i zaskoczenie. Lecz nie o to teraz chodzi�o. Wszyscy wyczekiwali na dalsz� cz�� przemowy dyrektora. Co mia�o niby zrekompensowa� im Quidditcha?
-... Mam wielk� przyjemno�� oznajmi� wam �e w tym roku w Hogwarcie odb�dzie si� Turniej Tr�jmagiczny!
- No, Alex, my na ciebie liczymy! – Powiedzia� Ian siadaj�c na kanapie w pokoju wsp�lnym Krukon�w. Ian by� ni�szy od Alexa. Mia� br�zowe w�osy �ci�te kr�tko i zielono-szare oczy.
- No wiecie, jestem doros�y, wi�c zale�y od tego jak b�dziecie mi kibicowa�. – Powiedzia� Alex u�miechaj�c si� do dziewczyn. Zawsze pr�bowa� by� w centrum uwagi, nawet m�g� wrzuci� nazwisko do czary ognia, byle by go ludzie uwielbiali.
- Och, ty nasze wyro�ni�te dziecko. – Powiedzia�a Sara u�miechaj�c si� do Alexa. Ch�opak odwzajemni� u�miech. Sara zawsze mu si� podoba�a, ale przy niej traci� pewno�� siebie, mo�e dlatego, �e by�a taka pi�kna. Dziewczyna mia�a d�ugie blond w�osy zwi�zane w ko�ski ogon, du�e niebieskie oczy i nogi do samej szyi. By�a uosobieniem pi�kna. Dzia�a�a na ch�opak�w tak, jak gwiazda, nikt jej nie podrywa�, ale ka�dy patrzy�, by�a poza ich zasi�giem. Dziedziczka fortuny, otacza�a si� lud�mi czystej krwi, to ona by�a jednak w�r�d nich kr�low�.
- O, nasza skandynawska kr�lowa przem�wi�a...- Zawo�a� Ian. On i Sara od samego pocz�tku si� nie cierpieli. Rzucali „przypadkowo” na siebie zakl�cia, podk�adali �ajnobomby i robili inne podobne rzeczy.
- Wiesz co Ian, b�d� chod� raz uprzejmy i si� zamknij bo ci� nikt o zdanie nie pyta.- Odpowiedzia�a Sara.
- Ale jak ciebie nikt nie pyta, to si� zawsze wtr�casz. Powinna� by� �lizgonk�, a nie Krukonk�, gdzie ta przys�owiowa inteligencja??
- Ej, ej, spok�j! – Krzykn�� Alex rozdzielaj�c Sar� i Iana, kt�rzy ju� stali naprzeciwko siebie, z wyci�gni�tymi r�d�kami. –Doczekacie si�, �e b�dziecie mie� szlaban od Prefekt�w.
Charlie nagle stwierdzi�a, �e kto� j� szarpie za rami�, otworzy�a oczy i ujrza�a Parvati. Jeszcze lekko �pi�ca Charlie zapyta�a:
- Co robisz? – I patrzy�a, jak kole�anka dalej si� m�czy, ze �ci�gni�ciem jej z ��ka.
- Budz� ci�. – Odpowiedzia�a Parvati, nadal si�uj�c si� z nog� Charlie, kt�ra ju� cz�ciowo spad�a na pod�og�.
- To jak ty masz zaj�cie, to ja id� dalej spa�. – Odpowiedzia�a sennym g�osem Charlotte.
- Co to, to nie Charlie, wstawaj, ale to ju�, bo sp�nimy si� na �niadanie! – Krzykn�a Parvati szukaj�c swojej r�d�ki.
- Ale ja nie jestem g�odna... – Odpowiedzia�a Char, nadal wtulaj�c g�ow� w poduszk�.
-Zobaczymy: aqaeructo... – Parvati wypowiedzia�a zakl�cie.
-Aaaa przesta�! Ju� wstaj�! Ju�! – Krzycza�a Charlie oblewana strumieniem wody. – Po co ja ci� nauczy�am tego zakl�cia???
- Po to, �ebym mog�a ci� obudzi�.- Za�mia�a si� Parvati.
-Obudzi�a� mnie, dobrze, ale teraz wygl�dam jak zmok�y szczur!- Krzykn�a dziewczyna i wybieg�a do �azienki. Po wzgl�dnym wysuszeniu swoich w�os�w Charlotte wraz z Parvati zesz�y na �niadanie. Niebo wielkiej Sali by�o nadal ciemne od wczorajszej ulewy, ale deszcz ju� nie pada�. Kiedy Dotar�y do sto�u Gryfon�w, czeka�a tam na nich Lavender, kt�ra ju� trzyma�a w r�ku plan lekcji.
- O! Nowy plan! I co mamy?? – Zapyta�a �ywo Parvati.
- O cze��! Jako� ci si� uda�o dobudzi� t� �pi�c� kr�lewn�. Mamy zielarstwo, opiek� nad magicznymi stworzeniami i- ach- wr�biarstwo, ca�e dwie godziny... – Odpowiedzia�a Lavender podaj�c plany dziewczynom.
- Nom... zielarstwo, mugoloznawstwo i runy, normalnie bajka dzisiaj...- Charlie wyra�nie si� ucieszy�a, �e dzi� nie by�o transmutacji. Dziewczyny zjad�y �niadanie i uda�y si� do cieplarni na lekcj� zielarstwa.