Nawet to, ze mi wczoraj tłumaczył że nic między nim a tą całą cizią nie było…przeprosiliśmy się za te wszystkie przykre słowa nie zmieniło faktu że ja nie potrafię mu zaufać…okazuje się, że w ogóle mu nie ufałam skoro tak się zachowałam nie porozmawiałam z nim tylko uwierzyłam w słowa jakiejś obcej osoby…przecież nie na tym polega związek dwojga ludzi… a skoro ja mu nie ufam… do niego jako przyjaciela mam zaufanie bezgraniczne…ale jako do chłopaka…to bez sensu…
Nie mogłam jednak skreślić tego wszystkiego co między nami było…nie mogłam udawać, ze go nie znam….bo znam bardzo dobrze… zaczęliśmy się do siebie odzywać…tak normalnie… warto było spróbować , tym bardziej, że przyjaciele bardzo się cieszyli z tego, ze w sposób normalny ze sobą rozmawiamy…
-Mówię wam…już można było przy was zwariować…
-Nic tylko jadowite spojrzenia i cięte teksty…
-coś o tym wiemy…Po tym jak naskoczyłeś na nas wtedy na błoniach…
-oboje wtedy przegięliśmy…
-delikatnie mówiąc…ale ja też przegiąłem…
-ale zapomnijmy o tym!- Lilka rzuciła genialny pomysł, szkoda tylko, że nie wykonalny-Aurora! Idziemy na zajęcia do Mac…
-Już mam ich dosyć!
Wzięłam jednak swoje rzeczy ze stołu i ruszyłam się…Na szczęście ten konkurs był już coraz bliżej oznaczało to, ze święty spokój też był coraz bliżej… bo McGonagall każdą wolną chwilę w lutym wypełniała nam dodatkowymi zajęciami, które miały nas przygotowywać do konkursu… cóż miałam już naprawdę dosyć…Lilka z resztą też…
Nie skłamałabym jednak gdybym powiedziała, że wolałabym spędzić walentynki na takich właśnie zajęciach…widok na każdym kroku zakochanych par, które się ściskają i całują…podczas gdy ty niedawno rozstałaś się z chłopakiem….nie dziwię się, ze Remus od razu po śniadaniu uciekł do biblioteki i nie wyściubił z niej nosa między zajęciami… tam przynajmniej nikomu nie przyszło do głowy randkować…nie dzisiaj…
Jak co dzień na śniadaniu sowy roznosiły pocztę…dziś jednak był ich prawdziwy wysyp… cóż się dziwić…walentynki…każdy chciał wysłać swojej sympatii jakiś znak swojego istnienia…
Rzecz jasna przede mną usypała się kupka…mój fanklub nie śpi…korzystając z okazji że nie mam już chłopaka, a są walentynki dostałam milion wyznań miłosnych…propozycji pocieszenia… subtelnych propozycji matrymonialnych i tych mniej subtelnych… Miło było widzieć taki kopczyk przed sobą… ale nie przyprawiało mnie to o jakąś euforię…
Spojrzałam na talerz Syriusza, który siedział obok Remusa…Przed nim też się usypała nie zła górka… ten jednak nie zajrzał do żadnej kartki…
-W tym roku Kitty cię przegoniła…-powiedział James, który wśród kupki swoich kartek, gdzie co druga była z tekstem „Rzuć tą Evans, ja cię bardziej Kocham” szukał kartki od Lilly…
Spojrzałam w kierunku stołu Ślizgonów… Kitty Bowmann siedziała niemalże obsypana swoimi walentynkami rozchachana… Zawsze odbywały się między nami nieoficjalne zawody, która dostanie więcej walentynek… W zeszłym roku poległa z kretesem przez zaklęcie Łapy… w tym roku jednak jej fanklub się zmobilizował i to ja przegrałam…
-Mam to w nosie…
W sumie prawda…mam to w nosie jednak fajnie zawsze było wygrywać…
-mam!
Krzyknął Rogacz kiedy znalazł kartkę, którą z taką desperacja, rozsypując wszystkie inne na boki, poszukiwał od 10 minut.
-Dziękuje, kochanie…
Pocałował w podzięce swoją dziewczynę…
-Ta od ciebie też jest śliczna…
-ciekawe, bo nigdy ci się nie podobała…
-jak to?
-co roku dostawałaś ode mnie kartkę i co roku mówiłaś, że jest okropna…
-w życiu nie dostałam od ciebie walentynki….
James podrapał się po głowie a potem roześmiał:
-Bo ja się nigdy nie podpisywałem…
-Łapa, ale twoje fanki zaszalały.-odezwał się wreszcie Peter, któremu kartki wokół i na talerzu Syriusza zasłoniły dostęp do pieczywa.
-Daj spokój, mam je wszystkie w dupie…
Dokończył tosta, a potem podniósł się. Złapał wszystkie kartki i odszedł z nimi od stołu kierując się ku drzwiom…
-Tak…ma je w dupie a wszystkie stąd zabrał i idzie…
Jim jednak nie zdążył dokończyć, bo Syriusz zatrzymał się przy drzwiach wywalając je wszystkie do kosza… a potem zniknął za drzwiami…
Jego fanki, które wodziły za nim wzrokiem nie kryły swojego oburzenia… ale Czarny naprawdę miał to gdzieś…
Na lekcjach też był koszmar… zakochane pary były wszędzie…obściskiwali się… Lilka siedziała z Jamesem… ja z Remusem... widziałam jak trzymali się cały czas za rękę… a potem zamknęli się w pokoju u chłopaków… szczęściarze…
Ale i ja miałam szansę na randkę tego dnia… Po obiedzie zostałam sama w WS, kiedy wychodziłam jakiś chłopak zaszedł mnie od tyłu… złapał w pół i zaczął całować po szyi… Osłupiałam w jednym momencie… i gdyby jakby spod ziemi nie wyrósł Łapa to nie wiem co by było….
-Zostaw ją!
Powiedział widząc moją minę….
-Odwal się…-odpowiedział, ten napastnik.
-Co się odwal?!? To moja dziewczyna….
Już zawijał rękawy i sunął ku niemu…
-Kitty jest moją dziewczyną….
Chłopak odkleił się od mojej szyi.. Wtedy się odwróciłam, a on zaczął krzyczeć i mnie przepraszać. Pomylił mnie z Bowmann. Wytłumaczył się i tyle go widziałam…
-dzięki.- Powiedziałam do Syriusza.- gdybyś się nie pojawił to by mnie zjadł…
-nie ma za co…no chyba, ze by się zorientował, że ty to ty.
-śmieszne… gdzie śmigasz?
-miałem zamiar się przejść, bo w naszym pokoju ktoś się zabarykadował i nie da tam się wejść…
Zaśmiałam się.
-chyba nie zamierzasz iść tak jak teraz?
Syriusz miał na sobie jedynie szkolną szatę, a nie oszukujmy się nie było na tyle ciepło by w niej wyjść…
-no nie…a ty co będziesz robiła?
-nie wiem…pójdę do siebie i pouczę się trochę na ten konkurs.
-daj spokój, dzisiaj…
- tak się składa, że nie bardzo mam perspektywy…
-to tak jak ja…
W końcu poszliśmy sobie usiąść na zatłoczonym korytarzu… Udało nam się jednak znaleźć miejsce w którym można było usiąść i porozmawiać… Syriusz zanudzał mnie na temat motorów… o dawna się nimi pasjonował i od dawna musiałam o nich wysłuchiwać, ale on też słuchał o rzeczach, które kompletnie go nie interesowały…
-cieszę się, że znowu potrafimy ze soba rozmawiać…-Wypaliłam nagle.
-ja też. Z chłopakami nie da się porozmawiać tak jak z tobą…
-wiem.
-wiesz?- zdziwił się.
-bo ja jestem wyjątkowa!
Uśmiechnęłam się, bo to był żart, chociaż drugiej takiej świruski nie ma… i on po chwili się roześmiał…
-wiem… nigdy tego nie ukrywałem przed tobą…
Cały czas uśmiech gościł na mojej buzi. Na chwilę zapadła cisza…Syriusz zrobił w tym momencie coś czego kompletnie się nie spodziewałam…Staliśmy oparci o ścianę, a ten obrócił się do mnie chwycił w pół i pocałował mnie…
Oderwałam się od niego…
Strzeliłam mu w twarz…