Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Pamiętnikiem opiekuje się Aurora Silverstone

[ Powrót ]

Piątek, 15 Lipca, 2011, 18:57

powrót... part 1

Witajcie, ach wiem że baaardzzo długo mnie to nie było. W sumie to przypadkiem przypomniałam sobie o istnieniu Aurory… Odkopałam stare pliki i opowiem Wam co miało dziać się dalej. Sądzę, że to będzie długa historia….



Zacznijmy od tego, że w dniu swoich 17 urodzin Aurora doznała swoistego szoku:



Na peronie 9 i 3 czekał na nas wujek. James pożegnał sie z Lilką i pobiegł do ojca. Stałam z Syriuszem i wiedziałam, ze za chwilę będę musiała pożegnać z nimi, nie chciałam. Pierwszy raz tak mi żal było sie z nim rozstawać. Coz tego, ze mieliśmy sie za tydzień zobaczyć. Rzuciłam mu sie w ramiona. Podniósł mnie góry.
-Skarbie...
-zaraz muszę iść...
-wiem
-ale ja nie chce
-to tez wiem. zobaczymy sie za tydzień- starał się mnie przekonać, ze to mało.
-to długo
-zleci szybko
-mam nadzieje….kocham cie.
-ja ciebie też.- powiedział.
-nie słyszałam co mówiłeś
-kocham cie- wyszeptał
-co ty śniadania nie jadleś?- zażartowałam
-KOCHAM CIĘ, AURORA-wrzasnął wszyscy sie na nas gapili, a ja pocałowałam go, debil się śmiał.

-a oni to co?- wuj szepnął do Jima.
-mieli perypetie w tym roku i sie nie chca teraz rozstawać.
wuj uśmiechnął sie i powiedział
-ona jest jeszcze gorsza niz jej matka.
-dlaczego?
-Miranda...- zaśmiał się pod nosem.- Kiedys ci opowiem…
-tato!
-no dobra...
-Przynajmniej nie wymagała takich wyznań, ale Miranda tak samo nie mogła się rozstać ze swoimi chłopakami, nie raz to się potrafiła kolejka ustawić co się chciał z nią pożegnać. Czasami wydawało mi się, że ona to nawet robi mi na złość… i trzeba było czekać na nią z godzinę, albo i dłużej...
-a myślisz, ze gdyby nie Syriusz to by sie nie ustawiali?
-nie wiem.- wziął głęboki oddech.- Jej jakie one są do siebie podobne... No, ale przez Aurore chyba, żadnego profesora ze szkoły nie wyrzucili?- swoją drogą ciekawe co będzie z cioteczką Susan?
-a przez ciocię tak?
-a był taki jeden...- opowiadał coś synowi i obaj się śmiali. Ja w tym czasie nadal, zegnalam sie z Syriuszem. w pewnym momencie James krzyknął
-ej, starczy juz tych czułości. Aurora, idziemy!
-a kto ci bronił żegnać się z Lilka- powiedziałam złośliwie.
-nikt. ale wy juz przeginacie. Łapa, weź ja odklej od siebie.
-nie mogę! Rzuciła zaklęcie trwałego przylepca.- Syriusz zaczął się śmiać.
-no nie myślałem, że od ciebie odpocznę…
-dobra juz idę. –cmoknęłam go jeszcze w policzek i wysunełam z objęć
-przyjdz do nas na obiad w niedziele, Syriuszu- rzucił wujek.
-jak pan sobie życzy! -usmiechnal sie i poszedl w przeciwnym kierunku ciagnac za sobą swoj kufer.
My udaliśmy się w swoją stronę. I wy tym momencie jestem wam winna wyjaśnienia- o co chodzi z cioteczką Susan. Otóż ta przeklęta małpa, wiem że nie powinnam w ten sposób mówić o swojej rodzinie, ale sorry ona sama potraktowała mnie jak wroga numer jeden. Pomyślcie sobie, ze mnie oblała na egzaminie końcowym i to w jak bezczelny sposób… Byłam załamana jak usłyszałam, że dostałam Trola. Tym bardziej że wiedziałam, że na co jak na co, ale na trola to na pewno nie napisałam. Myślałam, ze rozniosę całą szkołę. Na początku była załamana, ale Syriusz mnie pocieszał i reszta i mieli rację, to było oszustwo ze strony ciotki, przecież ja byłam obryta jak jasna cholera. Poszłam do dyrektora. Była afera aż szkoda gadać, nawet ciocia i wujek byli w szkole, bo przecież Jim nie byłby sobą gdyby im nie napisał co ciotka zrobiła. Wiecie co było najgorsze? Nawet nie chciała powiedzieć nikomu czemu? Jaki miała powód, bo ja nie rozumiem, nie chciała się też przyznać do tego co zrobiła. Nie chciała nawet dać mi szansy napisania tego jeszcze raz, bo wujek i ciotka nalegali. Nie wiem co ta małpa chciała osiągnąć, ale i tak moje było na górze, nie zostałam na drugi rok, zdawałam egzamin jeszcze raz, co prawda przed komisją, ale zdawałam, byłam pewna swego i wiedziałam, że jestem wyżej niż na poziomie trola. I ja jak się okazało to bez problemu wyszłam z Powyżej oczekiwań.



25 czerwca 1977r, sobota
Dzisiaj są moje urodziny. Kończę 17 lat i od tego momentu będę juz dorosłą czarownicą. Wszyscy moi przyjaciele sa już pełnoletni. Tylko ja zostałam. Wszyscy mieli już licencje na teleportację, ja też miałam już kurs za soba, a na egzamin musiałam niestety poczekać, ale nie będę się rozpisywać na ten temat. James wymyślił że trzeba uczcić moje wejście w dorosłość, spotkać się większą grupą, tymbardziej że to już wakacje. Dlatego zorganizował mi imprezę na którą mieli się zjechać przyjaciele. A właśnie bo myślimy wrócili wczoraj z Hogwartu, tak to impreze odbyłaby się gdzieś tam. Ciocia i wuj nie mieli nic przeciwko, znali naszych przyjaciół, nawet dość dobrze. Raz, ze dużo o nich słyszeli, a dwa to bywali u na oni w wakacje. Ciocia i wujek uwielbiali kiedy dom był pełen młodzieży, twierdzili, ze tylko wtedy on żyje.
Wieczorem wszyscy zaproszeni goście zjechali się na Magiczne Wzgórze. Najpierw była lampka wina wraz z rodzicami Jamesa, a potem mieliśmy udać się na ognisko, tak taką atrakcję przygotował James. Nie dał mi nic pomóc, twierdził, że ta impreza to jego prezent. Nie muszę mówić kto przybył pierwszy z wielkim bukietem czerwonych róż i wielgachnym pluszowym miśkiem. Ciocia otworzyła drzwi i zamarła:
-Dzień dobry- powiedział.
-Ach witaj, Syriuszu- odpowiedziała.-Jaki ty elegancki. Jakie piękne kwiaty!
-Jest moja śliczna jubilatka?- Syriusz wyglądał olśniewająco? Ubrany w koszulkę z kołnierzykiem, włosy miał elegancko wycięte, zaczesane. Po prostu wyjęty z żurnala.
-Oczywiście, ze tak, w salonie.- uśmiechnęła się szeroko.
-Dziękuję- powiedział, odwzajemniając uśmiech. W drzwiach salonu minął wuja- Witam.
-Och cześć, Syriuszu! Oświadczyć się przyszedłeś?- zaśmiał się wujek.
-To przy innej okazji- roześmiał się. Wszedł wreszcie do salonu i kiedy mnie zobaczył zaniemówił.
-Hej- rzuciłam, uśmiechając sie bardzo szeroko, stojąc po środku pustego salonu. Obejrzał mnie od góry do dołu. Miałam na sobie śliczną, w końcu byle czego bym na siebie nie włożyła, zwłaszcza w tym dniu, letnią, zieloną sukienkę, włosy spięte z tyłu i delikatny makijaż.
-Cześć!- pocałował mnie na przywitanie- Slicznie wyglądasz.
-A dziękuję.
-To dla ciebie- wręczył mi bukiet.
-Dzięki. Jakie śliczne- uśmiechałam sie cały czas i mocno się do niego przytuliłam.
-Przy tobie to takie zwyczajne. Wszystkiego najlepszego!- pocałował mnie bardzo namiętnie, nie to żeby zwykle całował mnie beznamietnie. Zawsze w jego pocałunkach była namiętność, ale tym razem czułam wyjatkowość, w końcu to był wyjątkowy dzień i wyjątkowy pocałunek też musiał byc.- a i mam coś jeszcze…
-Tak? A co?- udałam głupią, bo wcale nie widziałam tego wielkiego pluszaka którego ze sobą przytaszczył.
-A kogoś do kogo wolno ci się przytulić?- zażartował.
-Ojej, kogo mi ty przyprowdziłeś? Niech wejdzie, dlaczego trzymasz go za progiem?
-Oj Rory, moja Rory. Jak ciebie nie kochać?- spytał retorycznie, dając mi misia.
-Trzeba było mi kupić wielkiego czarnego pieska- zaśmiałam się.
-Chcesz pieska?- spytał i w mgnieniu oka zmienił się w psa i zaczął lizać mnie po łydce. Pogłaskałam go i powiedziałam:
-Wolę jednak mojego kochanego mężczyznę w jego ludzkiej postaci.- do salonu weszła ciocia.
-A gdzie się podział Syrek?- tak ,kiedy ja mówiłam o Syriuszu używałam tego zwrotu i jakoś tak się przyjął u cioci. Kiedy mowiło się Łapa tez i ciocia i wujek wiedzieli o kogo chodzi.
-A tutaj jestem- powiedział podnosząc się, to znaczy zmieniając sie z powrotem w człowieka. Nie wiedziała, ze jesteśmy animagami i tak miało zostac.- Rory spadł kolczyk.- udawał że zakłada mi kolczyk. Dzwonek do drzwi znowu zadzwonił.
-Pójdę otworzyć- Ryknął James, zbiegając ze schodów, w takim tempie, że o mało się nie zabił. Zaczęłam się śmiać- Cześć, szwagier!
-Cześć!- odpowiedział Syriusz, który też śmial się z Jamesa.
-No cześć- Powiedział Jim kiedy już otworzył drzwi. To znaczy ledwo przy nich wyhamował.
-Cześć, wariacie- powiedziała Lilly, kiedy przestąpiła próg.
-Chodź do salonu.
-Lilly! Cześć!- podeszłam do mojej przyjaciółki i uściskałam ją.
-Wszystkiego najlepszego, starucho! -zaczęła składać mi życzenia- zdrowia, szczęścia, spełnienia marzeń, zdania owutemów- skrzywiła się na myśl, ze nas czekają-Fajnego faceta- spojrzałyśmy na Syriusza, a ten puścił do nas oko- żeby zawsze był obok, przyjaciół, żebyś nadal mogła na nich liczyć. I wszystkiego co nie powiedziałam a powinnam. A to dla ciebie, podała mi kolorowe pudełeczko, przewiązane zieloną wstążką.
-Dziękuję- ucałowam ją. Siedzieliśmy później na sofie czekając na przyjście reszty. W pewnym momencie Lilly z Syriuszem zniknęli, na chwilę, potem razem z ciocią rozmawiali w kuchni, a ja słyszałam tylko urywek rozmowy:
-... James też tak uważa, mogło by to wszytsko popsuć.- powiedziała ciocia.
-Pani Doreo, ja tutaj zgadzam się z Syriuszem. Nie wiadomo co tam zobaczy, czekało tyle lat to jeden dzień niczego nie zmieni.
-Dziękuję wam za radę. Macie rację, to może poczekać.
-Co może poczekać?- spytałam, wchodząc do kuchni. W tym samym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Coś co może poczekać w przeciwieństwie do tego gościa za drzwiami- powiedziała szybko Lilly.-Otwórz, Auroro.- nie dowiedziałam się, musiałam iść otworzyć Remusowi, Peterowi i jeszcze paru gościom którzy z nimi przyszli.
-Uśmiech!- zapiszczał Glizda i zaczął trzaskac fleszem. Niedługo potem przyszła Amelka i Dothy ze swoim chłopakiem, mugolem. Nie było już czasu się dopytywać, o co chodziło. Wujek przyszedł do salonu z winem i tacą pełną kieliszków. Nalał po trochu wina i rozdał każdemu.
-Wypijmy więc za zdrowie, Aurory, która powiększa dzisiaj grono dojrzałych czarownic.- powiedział.
-Za Aurorę- wszyscy podnieśli kieliszki. Peter biegał z aparatem i pstrykał fotki. Syriusz który stal za mną i obejmował mnie w pasie o mało na mnie nie wylał zawartości swojego kieliszka, kiedy próbował pocałować mnie w policzek. Wszyscy zaczęli się śmiać, bo miałam bardzo srogą minę, ale tylko przez pierwszą chwilę, bo zaraz szybko zaczęłam się śmiać. Ciocia podała zakąski. Wszyscy jedli śmiali się, wujek polewał wina.
-Słuchajcie zbieramy się- rzucił nagle Jim.
-Zabiercie ze sobą jakieś okrycia- dodała Lilly, ciągnięta przez Jima na zewnątrz.
-Idziemy- Syriusz trzymał mi żakiet, żebym mogła go włożyć. Wyszliśmy przed dom i udaliśmy się za Jamesem i Lilly. Nawiasem mówiąc chciałam się przebrać na to ognisko, ale to tak jakoś wyszło, że po tym wszystkim jakoś to nie wyszło, nie dali mi.
-James, las jest w drugą stronę.- powiedziałam.
-A kto ci powiedział, że my idziemy do lasu?- powiedział Syriusz.
-A nie idziemy?- byłam zdziwiona.
-Nie.- uśmiechnął się.
-To dokąd idziemy?- spytałam z jednej strony zadowolona, że czeka mnie niespodzianka, a z drugiej troszkę podirytowana.
-Zobaczysz- powiedział, całując mnie w czoło. Szliśmy dalej, okazało się, ze szliśmy do miasteczka, jakieś 2 kilometry. Dobrze że miałam wygodne buty.
-Aurora, wybacz ale muszę ci zawiązać oczy- powiedział James, kiedy byliśmy już na peryferiach miasteczka.
-Nie ma mowy! Nie wiem jak będę szła.- powiedziała.
-Nie będziesz szła, bo ja cię będę niósł.- powiedział Syriusz.
-Co?
-No.
-Jak chcesz? Odwróciłam się do Jamesa tyłem, żeby mógł zawiązać mi oczy. Syriusz wziął mnie na ręce- Peter nie rób mi zdjęcia!- wiedziałam ze w tym właśnie momoencie przymierza sie, żeby to zrobić.
-Ojej, będziesz miała pamiatkę- jęczał. Szliśmy dalej, to znaczy oni szli, czułam się jak księżniczka niesiona przez mojego księcia. W końcu zatrzymaliśmy się. Usłyszałam jak jakieś drzwi się otwierają, chwilę potem Syriusz postawił mnie na ziemi.
-Gotowa?- spytał.
-Gotowa- zdjął mi przepaskę z oczu, a ja zobaczyłam salę pełną ludzi, no moze nie było ich tak dużo, bo sala nie była zbyt duza. Na podeście stali chłopaki z zespołu.- No nie!- zaczęłam się śmiać. Wszyscy zaczęli śpiewać mi sto lat. Rozglądałam się po sali. Nad sceną był wielki napis “Wszystkiego najlepszego Auroro” . Ale niespodzianka, na prawdę się nie spodziewałam. Zasłoniłam twarz rękoma. Odwróciłam się. Spojrzałam na Jamesa, na Lil, Syriusza.
-Podoba ci się?- spytał James.
-Podoba?- przytuliłam go- Dziękuje.
-Ale to nie jest tylko moja zasługa.
-Ty też maczałaś w tym palce-pokazałam palcem , a potem uściskałam Lilkę.
-Ja też- powiedział Syrek wciskając mi w rękę kieliszek szampana.
-No wiesz. W to nie wątpię- uderzyłam go zadziornie w ramię. Kiedy już wszystko było opróżnione powiedziałam- A teraz zaproś mnie do tańca!
-Widziałeś ją?- rzucił do Jamesa, kiedy ja ciągnęłam go na parkiet.
-No tak, Auroro, Pierwszy taniec nalezy do ciebie.- powiedział Tom, którego wyswatałam w końcu z Zoi; kiedy zobaczył to że ciągnę Syrka na parkiet. Stanęłam na środku i założyłam mu ręce na szyję, on obiął mnie w pasie. Zaczęli grać- Wszystkiego najlepszego!
Bawiłam się wspaniale, w końcu to był mój wieczór i ta noc należała do mnie. Rano wróciliśmy z całym do domu. Wszyscy mieli spać u nas, po tym ognisku. Wszyscy to znaczy nasza paczka. Ale nie było sensu . Wszyscy teleportowali się do domów. Ja też zostałam teleportowana, Mój mężczyzna “odprowadził mnie do domu”. Kiedy tylko weszłam do domu, marzyłam tylko o kąpieli i łóżku. Nogi mnie strasznie bolały. Wmymęczyli mnie. W sumie to tyłek te zmnie bolał, bo dostałam lanie. Nie wiem, kto to wymyślił, ale mogli się wyżyć na mojej osobie za wszystko. Wstałam dopiero koło 11. Zeszłam na dół na śniadanie. Ciocia szykowała obiad, a wujek czytał gazetę, siedział przy stole.
-Dzień dobry- powiedziałam wchodząc do kuchni. Złapałąm płatki i mleko i usiadłam przy stole.
-Cześć!- odpowiedział wujek- jak tam po imprezie?
-Super. Nogi to mnie tak strasznie bolą, normalnie nie dali mi odpocząć.
-To chyba dobrze- zaśmiała się ciocia.
-Tak. Ale jaką mi niespodziankę zrobili- uśmiechnęłam się.
-Podobała się?
-I to jeszcze jak. A swoją drogą to jesteście wstrętni.
-Dlaczego?- spytała ciocia.
-Bo wy też byliście w to zamieszani. I też ukrywaliście to przede mną.
-Oczywiście. Jak myślisz kto to wszystko sfinansował?
-Nie mogliśmy ci powiedzieć. Raz, ząe Jim nam zabronił...- tłumaczyła się ciocia.
-Dobrze zrobiliście, bo nie miałabym tak fajnego prezentu- zaśmiałam się.
-A właśnie prezenty. Aurorko, mamy z ciocią coś dla ciebie.
-Ale ja juz dostałam od was prezent.
-To nie do końca prezent od nas- powiedziała ciocia.
-Co na śniadanie?- James właśnie schodził po schodach i juz krzyczał.
-Chodź braciszku, zjesz ze mna płatki- rzuciłam.
Po południu znowu wszyscy byli na Magicznym Wzgórzu. Ciocia zaprosiła wszystkich na obiad. Ona uwielbiała naszych przyjaciół. W sumie kiedy wszyscy nasi byli u nas dom zamieniał się w bardzo wesołe miejsce. Po obiedzie, wszyscy weszliśmy na górę, do mojego pokoju, bo Jim miał bałagan, zawsze. Nie powiem, ze ja miałam porządek, ale przez te kilka dni co tutaj jestem nie zdążyłam jeszcze nabałąganić.(biorąc jako punkt odniesienia Jamesa). Ciocia z wujkiem poprosili mnie żebym została przez chwilę.
-O co chodzi? Spytałam.
-O prezent, który mamy dla ciebie.
-Tak?
Ciocia podeszła i wyjęła z szuflady kredensu małe pudełeczko.
-To dla ciebie- powiedziała. Spojrzałam na nich i otworzyłam je. W środku były klucze od domu, mojego rodzinnego domu i mała fiolka, mała buteleczka po eliksirze na kaszel…
-Co to spytałam?
-Auroro. - zaczął wujek. -To jest coś co pozostało po twoim tacie.
-Nie chcę tego!- powiedziała, dosuwając pudełko.
-Poczekaj! To jego myśli, chciał, zebyś to zobaczyła, gdy będziesz już dorosła.
-Wujku, ja nie chcę mieć z nim nic wspólnego! On ją zabił, zabił Klaudiusa! Nienawidze go!
-Może to nie był tak jak myśłisz. Powinnaś zobaczyć co chciał ci przekazać
-nie chcę...
-Aurorko- ciocia usiadła obok mnie.- Wiem, ze to co się wtedy stało... - wzięła oddech- boli cię do dziś. Mnie też boli. Miranda była moją przyjaciólką, tak jak dla ciebie jest Lilly. Nie wiemy co się tam naprawdę stało przed laty. Dzięki temu- wzięła buteleczkę w rękę- mozemy sie dowiedzieć.
-To sami zobaczcie…
-Nie! - powiedział stanowczo Charlus- ty to musisz zrobić!- jak mieszkam w tym domu 10 lat, nigdy nie powiedział mi nigdy takim tonem. Łzy napłynęly mi do oczu…
-Nie chcę! Chcę o tym zapomnieć!
-Auroro, wiem, ze to trudne, ale musisz to zrobić! Musisz!
-Nie- zaczęłam płakać.
-To była jego ostatnia wola, musisz ją spełnić!
-Może on chciał ci pokazać jak...
-Wiecie co tam jest.- powiedziałam.
-Nie, ale chcemy wiedzieć- powiedziała ciocia łagodnie.- Załatwiliśmy już myślodsiewnię. Możesz jechać do Dumbledora kiedy zechcesz.-Wiedzieli, ze prędzej czy później zechcę to zobaczyć. Musiał tylko dojrzeć do tego. Poszłam na górę. Kiedy przyjaciele zobaczyli mnie zapłakaną, opowiedziałam im co się stało. Doradzili mi, ze mimo wszystko musze zobaczyć co sie wtedy stało. Okazało się, że wiedzieli, to o tym wczoraj rozmawiali w kuchni. Miałam im w tym momencie za złe, że mi o tym nie powiedzieli. Obiecali wsparcie, w sumie to nie musieli, bo wiem, zę zawsze mogę na nich liczyc. Proponowali, ze ze mna pójdą, kiedy w końcu podjęłam decyzję. Wujek wysłał sowę do dyrektora. Umówili się kiedy mogę zobaczyć te wspomnienia. Targały mną wątpiliwośći, wiedzieli o tym, więc nie było sensu długo czekać.

Nigdy nie byłam w Hogwarcie podczas wakacji. Dzisiaj jednak był wyjątkowy dzień. Stałam z malutką buteleczką na brzegu jeziora. Sama. Nie miałam ochoty by ktokolwiek ze mna jechał. Mimo, że nalegali. Stałam i patrzyła w taflę jeziora, miałam ochotę wyrzucić tę ampułke z myślami człowieka, którego szczerze nienawidziłam. Juz brałam zamach, kiedy na ramieniu poczułam rękę
• -Nie rób tego, Auroro!- odwróciłam się i zobaczyłąm uśmiechniętego staruszka z długą, białą brodą. To był dyrektor- Skoro zostawił ci to, to musisz to obejrzeć!
• -Ale ja...
• -Słucham cię?- dyrektor miał taki ciepły głos, mówił z takim spokojem.
• -Ja nie wiem czy chce!
• -Musisz- pokierował mnie do swojego gabinetu. Myśłosiewnia stała na biurku. Wziął odemnie buteleczkę i wlał jej zawartość do misy.-Zostawię cię teraz samą. Zobacz co ojciec miał ci do przekazania.
Wyszedł. Zostałam sama.
• -Niech mam to juz za sobą- powiedziałam sama do siebie. Zanurzyłam głowę w misie myślosiewni. Spadałam. Spadałam w jakąś przepaść... Po co ja to zrobiłam. On chciał mnie też zabić! Głupia! Ale po chwili stałam na korytarzu. Uszczypnęłam się. Bolało! Znaczy, ze żyłam. Rozejrzałam się. Byłam tutaj, w szkole. Zobaczyłam chłopca, miał może 12-13 lat. Miał ciemne włosy,sądząc po barwach w jakich nosił szatę, był Gryfonem. Stał w tłumie. Patrzył w kierunku schodów. Wszyscy tam patrzyli. Ja też sie odwróciłam. Po schodach zaczęły schodzić trzy dziewczyny. Sądzę, zę były w moim wieku. Jedna szła schodek do przodu. Miała ciemne włosy, lekko falowane, długie do ramion. Ubrana była w granatową bluzkę i obcisłe jeany. W ręku niosła szatę. Jej koleżanki, jedna też miała czarne włosy, druga była blondynką, też nie były w stroju szkolnym. Schodziły po schodach z gracją. Wszyscy na nie patrzyli. A dziewczyna, kóóra szła z przodu budziła szczególne zainteresowanie. Była na prawdę łądna- ciemne włosy, cieme oczy, do tego sposób w jaki się poruszała. Jej biodra kołysały sie lekko, głowę miał lekko opuszczoną. Sposób w jaki patrzyła. T dziewczyna coś miała w sobie. Gdy zeszła za schodów odgarnęła zalotnie włosy do tyłu. W koło słyszłam westchnienia chłopaków. Rozległo się głośnie “cześć, Miri”.Dziewczyna jednak nie zareagowała.Pod oknem stał mężczyzna. Hej! To Horacy Smulghorn, nasz nauczyciel eliksirów! Jaki młody! Odezwał się do czarnulki
• -Panienko! Pamieta pani o dzisiejszym spotkaniu naszego klubu!
Dziewczyna spojrzała na niego, wywróciła oczami i powiedziała słodkim,ale fałszywym głosem:
• -Tak, panie profesorze.
Widać, że od zawsze prowadził tenswój klub. Też nie lubie tam chodzić. Z resztą chodzę od czasu do czasu i ten jest zadowoony. Ależeby być taką jędzą jak ona? Szła prosto na chłopca, którego zauważyłam jako pierwszego. Była coraz bliżej, bliżej... Słyszłam bicie jego serca. Zbliżała sie do niego i ... skręciła. Chłopiec spóścił głowę.
• -Piękna- powiedział- Anioł!
• -Daj spokój, Fab- powiedziała do niego dziewczyna, która stała obok.
• -Ona jst najpiękniejszą dziewczyną w na świecie. Oddałby wszystko co mam by...
• -Faby! Ona jest 5 lat starszaa od ciebie!- ciągnęła dalej- dal niej ty i w ogóle każdy facet jwst nikim! TO pusta lalka!
• -Nie mów tak!- wzburzył się.-Zobaczysz Sam! Ona będzie jeszcze moja!
• -Jesteś głupi!
Otoczenie się zmieniło. Znów leciałam w przepaść. Teraz juz sięnien bałąm. Po chwili stałam na zielonej murawie. Przez okno wyłaziła ta sama dziewczyna, ale juz stasza, ciągnął ja z rękę chłopak, młodszy od niej.
• -Faby, Co ty robisz? Mamy zaraz zajęcia!
• -No to co. Co się stało z tą dziewczyną, która łamałą wszelkie zasady kiedy byłą z Hogwarcie?- spytał.
• -To ty mnie jeszcze pamiętasz ze szkoły?- uśmiechnęła się.
• -Tak! Miranda Potter, gorsząca chłopakami- spojrzała w niebo- Zbuntowana. Zawsze otoczona Doreą Black i Kornelią Spoon!
Miranda Potter!! MAMA?!? A tamte dwie to były ciocie? Jakie laski z nich były. A mama jaki miała charakterek. Byłam z szokowana.
• -Oj, Fabianie!Jaka ja byłam kiedyś głupia. Wyrosłam z tego. Wiesz 5 lat uzdrowicielstwa- uśmiechnęła się- Dopiero teraz studiuję to co chcę. Rodzice mnie zmusili, zebym miała porządny zawód, w sumie to jestem wdzięczna, patrząc na to jaka byłam...
• -Dlaczego taka byłaś?- spytał. Siedzieli na drzewie obok budynku, z któego wyszli przez okno.
• -Nie wiem. To był po prostu głupi wiek- spojrzała do góry, a otoczenie znów się zmniniło. Patrzyłam na ślub rodziców. To było wiele lat później. Było to widać po ich twarzach. Szczęśliwych twarzach. Byli tacy szczęśliwi. Dlaczego on chciał mi to pokazać? To wszystko? Wiedziałam jak zakładali sobie obrączki. Jak goście obsypywali ich ryżem. W powietrzu czuło się szczęście.
Otoczenie się zmieniło po raz kolejny. Teraz stałam po środku zoo. Spacerowalał ze mną Jimem i Klaudiusem. Śmialiśmy się, objadaliśmy wielką watą cukrową .
• -Kocham cię, Aniołku- łza spłynęła mi po policzku. Tak zawsze do mnie mówił, aniołku. Byłam jego kochną córeczką. Tak bardzo kochałam mojego tatę. A teraz... Czyżby chciał mi o tym przypomnieć?
Znów zmieniło się otocznie. Teraz stałam w ponurym pomieszczeniu. Było ciemno. Paliły sie zaledzie kilka świec. Było tam strasznie mrocznie.Widziałam mężcyznę, rzuconego na ziemię, widać było, ze był po walce. To był...tata. Ten drugi stał nad nim, wyglądał zupełnie jak... Voldemort. Czarnoksięznik, który namawiał mnie bym stanęła po jego stronie.
• -Nie rozumiem! Jak mozesz mi odmawiać? Mnie! Nie umiesz jej przekonać?
• -Nie! Nie mam zamiaru! Ani ja, ani ona! Nigdy! Rozumiesz!
• -Nie mów do mnie taki tonem!-rzucił w niego cmugą światła- Tak się nie mówi do Czarnego Pana!- widać, ze cierpiał. Musiał dostać Crutiatusem. Krzyczał z bólu. Zacisnęłam oczy- Ty mnie nie obchodzisz! Ale Miranda...- obrócił się- Ona jest wybitna!- mówił do siebie- Tak jest uparta, wiem! Ale wybitna.Jeśli Nie chce być po mojej stronie...
• -Nigdy nie będzię!- krzyknął, a za chwilę wrzasnał z bólu, bo znów dostał porcją światła.
• -Coś ci mówiłem! Ty też nie chcesz współpracować- pokręcił głową- Spróbujesz jeszcze raz. Jeśli się nie zgodzi, zabijesz ją.
Coś we mnie w środku uderzyło. Mój tata sługą Voldemorta?
• -NIE ZABIJĘ MOJEJ żONY!- krzyknął
• -Mylisz się. Imperio!- rzucił w niego zaklęciem. W oczach Fabiana pojawił się obłęd. Ten sam obłęd, który pamiętałam. Na brodę Merlina! On był pod imperiusem! A ja go nienawidziłam! Przecież on nie wiedział co robi! Było mi wstyd za siebie. Otoczenie znowu się zmieniło. Stałam koło fortepianu. Widziałam kobietę. Siedziała na kanapie i coś czytała. Czternasoletni chłopak grał na fortepianie, ślicznie. Ja, to znaczy, tamta ja sie lalką. Była tancerką, a Klaudius przygrwał jej do tańca. Siedziałam pod stołem. Drzwi nadgle sięotworzyły. Ciemnowłosy mężczyzna wpadł pędem do domu.
• -MIRANDA!-wrzasnął.
• -Cześć Fab- uśmiechnęła się. Odłożyła gazetę i wstała, zeby przywitać się z mężem- Co się stało?
• -Musisz się przyłączyć do Lorda Voldemorta.- powiedział
• -Nie!- odwróciłą się i odeszła kilka kroków- Dobrze wiesz, że nie zgodzęsie na to. Z resztą juz o tym rozmawialiśmy.
• -Crucio!- mama upadła, zaczęła wyćz bólu.
• -Jak będzie?-spytał.
• -Nie! Fabianie...
• -Rora, siedź tam!- powiedział Klaudius- TATO, NIE!- pobiegł ratować mamę. Sam dostał zaklęciemy podniósł się i rzucił na ojca.
• -Miranda! Opanuj się, bo zginiesz- krzyknąl tata.
• -TATO, PRZESTAŃ!!
• -Nie będę służyć Voldemortowi- powiedziała. Fabian podniósł różdżkę, do góry.
• -Nie wolno ci!- wrzasnął Klaudius.
• -Odejdź!- rzucił do syna.
• -NIE!- jedna odepchnął go zaklęciem. Odrzuciło go jednym ruchem różdżki.
• -MIRANDA?
• -NIE!- zasłoniła oczy. Nie próbowała uciekać. Poprostu zasłoniła oczy i stała.
• -Avada Kedavra- smuga zielonego światła popędziła w kierunku mamy. Kaludius chcial zasłonić matkę, ale światło juz w nią uderzyło. W sumie to oboje go dotknęli bo światło rozprosyło się, odbiło od ściany i ugodziło także w mojego brata. Upadli. Chłopiec rzucał sie po podłodze jakby miał padazkę. Mężczyzna oprzytomniał. Oblęd w jego oczach zniknął.
• -CO JA ZROBIŁEM?!? CO ja zrobiłem?-złapał sieza głowę. Płakał. Łzy wielkie jak grochy, spływały po jego policzkach. Spojrzał w pewnej chwili w kierunku stołu, pod którym siedziała jego córeczka. Patrzył na nią przerażony- Aniołku!- dziewczynka ani drgnęła. Siedziała osłupiała, jak jej plastikowa lalka, po tym co zobaczyła.Mężczyzna podszedł do kominka. Stała tam buteleczka po eliksirze na gardło. Klaudius wiecznie miał jakieś infekcje. Wylał to co tam było na podłogę. Wyciągał sobie nitki z głowy. Takie białosrebrne. Wszystkie włożył do buteleczki. Chodził, jak w transie po pokoju. Znalazł jakąś kartkę. Napisał coś na niej w pośpiechu. Podeszłam do niego i przez ramię spojrzałam co pisze:
Charlusie,
Nie wiedziałem co robię! Nie wiem co się z emną stało! Zmodyfikujcie Aurorce pamięć, wyrzućcie ile sięda. Błagam! Ona wszystko widziała! Dajcie jej to jak będzie dorosła. Proszę! I przepraszam. Ja nie chciałem! Wiesz, ze nigdy bym tego nie zrobił! A teraz nie mogę postąpić inaczej... Nie mógłbym, zyć ze świadomością, że zabiłem ukochaną kobietę i własnego syna. Azkaban to za mała kara. Zaopiekujcie się Aurorą...
przepraszam,
Fabian

• -Aniołku!- zwrócił się znowu do dziewczynki, która nadal siedziała pod stołem- Daj to wujkowi.- pokazał na buteleczkę i kawałek papieru. Przyłożył różdźkę do piersi- Przepraszam, córeczko!
Smuga zielonego światła wystrzeliła z różdżki. Padł martwy...
Wyrzuciło mnie z myślosiewni. Usiadłam na fotelu przybiurku dyrektora. Złapałam sie za głowę. Jak mogłam go nienawidzieć? Przecież on nie był sobą, kiedy to robił. Patrząc na to wszystko i patrzyłam jak na kiepski film w mugolskiej telewizji. Całe życie za mną ciągnął się ten dramat, a kiedy po latach patrzyłam na niego znowu, nie wywołał we nie żadnych uczuć, ani negatywnych, anie żadnyych innych. Byłam tak pochłonięta tym co zobaczyłam wcześniej. ToVoldemort, to wszystko jego wina.
• -Już?- drzwi otworzyły się i wszedł przez nie dumbledore. Usiadł na swoim fotelu, naprzeciw mnie.
• -Tak. Dziękuję, że pan mi nie pozwolił tego wyrzucić. Ale skąd pan wiedział, ze to takie ważne?
• -Nikt nie zostawia bez powodu swoich myśli. A po za tym znałem twoich rodziców. Byli szaleńczo zakochani i jeszcze bardzoej szczęśliwi. Fabian nigdy by Mirandy nie skrzywdził. A was kochał ponad wszystko. Klaudiusowi tym bardziej nic by nie zrobił.
• -Wie pan. Ja go prawie nie pamiętam. Chciałam zapomnieć o tym, ze w ogóle miałam ojca. Teraz jest mi głupio. Przez te wszystkie lata nie byłam na ich grobie tylko dlatego, ze on tam leży...
• -Auroro...
• -Pójdę już. Do widzenia
wyszłam z Zamku. Popatrzyłam na to stare zamczysko. W ogóle się nie zmieniło. A błonia, latem są takie piękne. Przetąpiłam bramę i tam czekała mnie niespodzianka. Pewien wysoki, ciemno, a konkretnie czarnowłosy, przystojniak stał na ścieżce prowadzącej do Hogsmeade. Wyraźnie kogoś wyczekiwał.
• -Co ty tutaj robisz?- spytałam.
• -Rory-powiedział- nie chciałem byś była sama.
• -A może ja chciałam?- powiedziałam tuląc sie do niego.
• -Pomyślałem, ze mogę ci być potrzebny.
• -Kocham cię.
• -Ja ciebie też, ale bardziej.- pocałował mnie w czubek głowy.
• -Niemożliwe.- przytuliłam się do niego bardzo, ale to bardzo mocno- Dziękuję, że jesteś.
• -A widzisz jednak dobrze myślałem.
• -Udało ci się.
• -To co do domu?- spytał.
• -Nie.
• -A gdzie?
• -Skarbie, chcę żebyś teleportował mnie na cmentarz.
• -Cmentarz?-zdziwił sie.
• -Tak.
• -Po co?
• -Muszę. Potem ci wszystkow wyjaśnie.
• -Dobrze.-Teleporpował nas.
• -Poczekasz na mnie? Tutaj. Chcę tam iść sama. Nie gniewaj się.- pocałowałam go w policzek Sama zas udałam się w kierunku bramy. Pamiętałam przez mgłę gdzie znajduje się ten grób. ostatni raz byłam tutaj prawie dziewięć lat temu, na pogrzebie. Wreszcie mi się udało. Stanęłam nad pięknym murmurowym pomnikiem.
• -Cześć Mamo, Cześć tato, cześć braciszku. Przepraszam, że niegdy tu nie byłam, ale...Ja na prawdę nie wiedziałam. Przepraszam tatusiu.- popłynęła mi łza po policzku. Stałam i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Musiałam tutaj przyjśc. Postać. Chyba chciałam ich przeprosić. Trwało to trochę, zanim wróciałam do Syrka. Przytuliłam się do niego mocno. Zaczęłam płakać. Wiecie dlaczego ja tak bardzo kocham Syriusza Blacka? Bo nigdy nie pyta mnie o nic kiedy nie trzeba, bo zawsze kiedy go potrzebuję, jet obok, bo wie kiedy go potrzebuję, bo daje mi poczucie bezpieczeństwa, bo jest mi najbliższy, bo zawsze mnie rozumie. Najbardziej kocham go za to, że jest. A teraz po prostu mnie przytulał, nic nie mówił, po prostu obejmował mnie, czekając aż sie uspokoję, zapewnił mnie, jak zawsze przyjacielskie ramię, w którym czułam się bezpieczna. Złapałam go wreszcie za rękę oddalając sie z jego objęć. Pokierowaliśmy się w stronę Magicznego Wzgórza. Po drodze wszystko mu opowiedziałam. To znaczy, zeprzez te wszystkie lata byłam w błedzie. Kiedy doszliśmy ciocia wyleciała z domu izaczęła się dopytywać jak tam. Musiałam im opowiedzieć co zobaczyłam w myślosiewni. Był przy tym też James. Syriusz chciał zabrać Lilkę, która oczywiście u nas była na spacer, bo jak twierdził to rodzinne sekrety, ale powiedziałam, że dla mnie on też są rodziną i ze i tak im powiem. W końcu Syriusz już wiedział, a Lilly była moją najlepszą przyzjaciólką,od zawsze i na zawsze, wszystko jej mówię i to teżbym powiedziała.
• -A my przez tyle lat...
• -James!
• -No co James? Lilluś, my przez tyle lat myśleliśmy o wuju, ze jest modercą, a tym czasem to kolejna ofiara Vol...
• -Sam- Wiesz-Kogo,Jim- poprawiła go matka.
• -Mamuś, ja się nie boję wymawiać jego imienia!
• -Nie o to chodzi, to imię przynosi nieszczęście.
• -Przesadzasz- rzucił.
• -Teraz wiemy, że Fabian...- powiedział wuj pod nosem- wiedziałem, zawsze wiedziałem, ze on za bardzo kochał Miry by mógł jej coś zrobić. A on Klaudiusie to juz nie wspomnę.
• -Cieszę się, ze to zobaczyłam.
• -My też- ciocia mnie przytuliła.
Po rozmowie poszłysmy z Lilką na górę. Jim zniknął gdzieś z Syriuszem. Kiedy tylko weszłam do pokoju, rzuciłam się na łozko.
• -Wiesz, cieszę się, zę teraz wiem, zę sięmyliłam.
• -Rozumiem- Lilka walnęła się obok.
• -Ale wiesz co?
• -Co?
• -Nie nawidzę Voldiego...jeszcze bardziej.
• -Nie dziwię się.
Wpadł mi niedługo po tym szalony pomysł. Nalezy mi sie jakiś odpoczynek.Poszłyśmy szukać chłopaków, znalazłyśy ich nad jeziorem, a potem zaciągnęłyśmy ich do kina, mugolskiego kina :P Byliśmy w kinie, a nie na filmie, jesli ktos nie widzi różnic to jego sprawa :P
* * *
Tydzień później. Wyszłam z domu by podalać kwiaty przed domem. Wiem, że była zbyt ładnie do tego ubrana, ale miałam jechać na Pokątną na zakupy. Usłyszałam za plecami kliknięcie. Odwróciłam się. To był Syriusz, właśnie się teleportował. Ucieszyłam się bardzo, rzuciłam konewkę na ziemię i pobiegłam by rzucić mu się na szyję. Zrobiłam to w taki tempie, że zaskoczony by sie przewrócił.
-Cześć kochanie? Przyszedłeś mnie odwiedzic. Juz się za mną stęskniłeś.-pocalowalam go
-Cześć ślicznotko! Bardzo. Co porabiasz?
-wybieram się na Pokątną, muszę zrobić zakupy.
-Poczekaj pójde z toba tylko przywitam się Jamesem- pocałował mnie i wszedł do domu. Po jakis kilku minutach wyszedł, akurat skończyłam podlewać kwiaty. Wyszedł chwycił moją rękę i powiedział- Już skarbie, możemy iść.
Zrobiliśmy zakupy, zlecone przez ciocię, oczywiście zaliczyliśmy lodziarnie przy okazji, a potem szczęsliwi z tego, ze znowu się widzimy wrociliśmu do domu. Syriusz został na kolacji, nawet na noc został. Siedział w moim pokoju pół nocy a potem poszedł spać do Jima. To, że my już nie raz spaliśmy w jednym łóżku to fakt, ale nie trzeba było pokazywać tego cioci i wujkowi. Po śniadaniu poszliśmy nad jezioro, było miło siedzieliśmy we trójkę, potem Jim nam zniknął i wrócił z Lilką. Było bardzo miło. Z nimi co kolwiek by się działo zawsze jest miło taki już urok tych czubków.
Minął tydzień a Syriusz nadal u nas był. Nie to, zebym sie nie cieszyła z tego powodu, ale ciekawe czy długo zostanie.
• -Syriuszku, a ty kiedy wracasz?-spytałam podczas obiadu
• -Dokąd?
• -Do domu...
• -Nie wracam.
• -Co?!?!?!?!- byłam bardzo zaskoczona. Jim nagle zaczął wpatrywać się w swój talerz z zupą.
• -Nie wracam do domu.
• -Jak to nie wrasz do domu?
• -Normalnie zostaję tutaj. Twoja ciocia i wujek się zgodzili.
• -To cudownie, ale dlaczego?
• -Uciekłem z domu.
• -Dlaczego ja nic o tym nie wiem?
• -Tak jakoś wyszło...
• -Jim wiedziałeś?!?!-Jim nerwowo mieszał łyżką w zupie.-JAMES!!
• -tak?- oderwał wreszcie wzrok od zupy, udając, że w ogóle nie wie o czym mówimy.
• -Czy ty wiedziałeś, że mój chłopak nawiał z domu i będzie mieszkał u nas?
• -No...wiesz....-zaczął.
• -James!
• -Tak.-powiedział szybko.
• -A możecie mi wytłumaczyć dlaczego ja nic nie wiem na ten temat?
• -Przepraszam skarbie, miałem ci powiedzieć. Ale tak jakoś wyszło...
• -Jak mogliście to przede mną ukrywać?- wstałam od stołu i poszłam do swojego pokoju.Zamknęłam drzwi, na klucz. Syriusz pobiegł za mną.
• -Co sie stało?-Dorea spytała syna, kiedy zobaczyła koniec mojej sukienki w drzwiach i biegnącego za mna Łapę.
• -Aurorko- zapukał w drzwi. Nic się nie odezwałam.-Otwórz.
• -Nie.
• -Rorunia.- usiadł koło drzwi. Wiedział chyba, że tak szybko go nie wpuszczę.- pozwól się wytłumaczyć. Będę to siedział dopóki sobie nie wyjaśnimy.
Usiadłam z drugiej strony drzwi.
• -Słucham.
• -Otwórz drzwi.
• -Nie.
• -No dobrze. Chciałem ci powiedzieć, ale nie było okazji. Wiesz, że miałem w domu problemy z moją rodzicielką?
• -Tak.- powiedziałam cicho.
• -I jak zwykle chodziło o to samo. Żebym wreszcie podtrzymał honor rodziny i tak jak ona chce, tak jak przyobiecała, żebym wstąpił do śmierciożerców. Doskonale wiesz co ja o tym sądzę i nie miałem zamiaru tego zrobić. Wiesz, że chcę być aurorem, a nie... Jej to się strasznie nie podoba. Miałem dość jej ciągłuch obelg o tym, ze jestem niegodny naziwiska i tak dalej, że jestem niewdzięczny, zakała, ze mam mnie dosyć i wiele, wiele innych, mniej przyjemnych. Dlatego wkurzyłem sie wziąłem swoje rzeczy i wyszedłem z domu.Wrzasnąłem jeszcze, ze ją nie nawidzę,tak na pożegnanie i że więcej mnie nie zobaczy. Nie mam zamiaru wracać.- przełożył palce pod drziwami, wiedział, ze siedzę po drugiej stronie. Dotknęłam ich, a on ciągnął dalej. Prze moment jak to mówił poczułam jakby tych drzwi nie było. Opierałam się głową, o nie i czułam, wiedziałam, ze on robi to samo, ze dzielą nas tylko te drzwi-/przyszedłem do was. Porozmawiałem z Jimem on załatwił to z rodzicami i jestem u was. Słoneczko, nie chciałem cię oszukiwać. Chciałem ci zaoszczędzić moich problemów. Poprosiłbym Andromedę, ale wiesza sama, ze u niej nie ma warunków. Przykro mi, że tak sie dowiedziałaś. Powiniennem był ci powiedzieć. Nie gniewaj się na mnie proszę. Jesteś dla mnie najważniejsza, kocham cię najbardziej na świecie, nie chcę, zeby moja matka i to popsuła.
Puściłam jego rękę. Chyba w tej chwili poczuł, ze jestem obrażona i nie chcę go tutaj. Ja wstałam, żeby otworzyc drzwi. Kiedy otworzyłam drzwi widziałam, że chce zejśc po schodach.
• -Dokąd idziesz?- spytałam.
• -Myślałem, że nie chcesz z mna rozmawiać.- przytuliłam się do niego.- przepraszam.
• -Już dobrze. Ale nie rób tego więcej.
• -Czego?
• -Nie ukrywaj już nigdy niczego przedemną, dobrze?
• -Dobrze.- pocałowaliśmy się.
• -Pamiętaj, że zawsze będę stała za tobą murem i mozesz mi powiedzieć wszystko. Wiesz przecież, że bardzo cię kocham.
• -Wiem- powiedział cicho. Wtedy właśnie jakby spod ziemi wyrósł Jim.
• -Koniec tych czułości...
• -spadaj!- powiedziałam.
• -Koniec , bo, Łapa, mamy robotę.-zaczął zdejmować moje ręce z jego szyi,a drugą odrywać jego od mojej talii.
• -Jaką?- powiedział Syriusz jednocześnie opędzając się od łap Jamesa.
• -Na powietrzu. A ty nie umawiałaś sie z Lilką?
• -A co dzisiaj jest?
• -Piątek...
• -O kurde! ZAPOMNIAŁAM- odskoczyłam jak oparzona od Syriusza i pognałam do swojego pokoju. Musiałam się przebrać i biegiem lecieć na Pokątną. Bo się umówiłam z Lilką.

Ta właśnie sytuacja miala wielki wpływ na życie Aurory, można powiedzieć, ze nawet kompletnie zmieniła jej spojrzenie na świat…


My nadal siedzieliśmy w kuchni,co prawda kończąc już przygotowania do kolacji, kiedy jakieś dwie godziny potem, drzwi naszego domu się otworzyły…
Najpierw weszła Lilly, otwierając drzwi przed Kylie, która z uśmiechem na twarzy rozglądała się po domu, jkaby była tu po raz pierwszy. Za nią do domu tłoczył się James, ciągnąc jej walizkę i marudząc co ona tam napchała w ogóle, bo ciężkie to jest niemiłosiernie.
Buzia Kylie rozpromieniła się jeszcze bardziej kiedy spostrzegła mnie i ciocie. Od razu rzuciła się nam w romiona by się przywitać. Potem spojrzała pytającym wrokiem na Syriusza, no tak nie znała go. Szybko się otrząsnęłam zanim którekolwiek znich zdążyło cokolwiek powiedziec:
-Kylie, to mój chłopak, Syriusz.
Podali sobie ręce. Ciocia rzuciła wszystko i poprowadziła dziewczynę na górę do jej pokoju, karząc mi pilnować garnka, w którym podgrzewało się danie główne. Syriusz ruszył pomagać Jimowi z walizą, której nie mógł przenieść przez próg. Lilka nadal stała i trzymała drzwi.
-James, weź z czym ty do ludzi, jak ty chcesz Lilkę przenieść przez próg skoro ty sobie z walizką nie radzisz?
-Weź ty tam pilnuj lepiej kolacji, bo głodni będziemy.
-Już ty się o to nie martw!
-Ty tez się o moje przenoszenie nie martw, jeszcze mam czas żeby poćwiczyć. A po za tym Lila, nie jest taka ciężka jak to waliza.
Chłopakom udało się we dwóch wnieść walzkę do domu, a nawet na górę. Kolacja już była gotowa. Wystarczyło tylko rozłożyć talerze i jużmożnabyło siadać do stołu, tylko gdzie jest wujek?
-Nie będziemy na niego czekać, jesteś pewnie głodna, kochanie?
Ciocia spoglądałą na zegarek i naprawdę była zdziwiona, że wujka jeszcze nie ma. Zapewne przywieźli jakiegoś pacjenta i musiał zostać. A tak jej zależało, żeby wrócił o czasie. Mamy goscia, który po długiej podróży za pewne jest głodny. Zdążyłam jednak potawić na stole półmisek z mięsem zatopionym w apetycznym czerwonym sosie, kiedy w kominku buchnęło zielonym płomieniem. Biedna Kylie nie przyzwyczajona do tego prawie spadła z krzesła.
-Spokojnie to tylko ja, Kylie.
Charlus wyskoczył z kominka iszyko się otzrezpał. Podszedł i przywitał się z siostrzenicą.
-Gdzie ty byłeś tyle czasu?
Ton głosu cioci Dorei był jednoznaczny, była zdenerwowana i miała pretensje do swojego męża, że nie pojawił się o czasie.
-Przeoraszam cię, kochanie.. Przywieźli syna minstra, chciał, żebym się nim zajął osobiście, nie mogłem odmówić…
-Och, wiesz jak chciałam żeby kolacja była planowa…
-Ciociu, przecież nic się nie stało.-Nasz gość ratował sytuację- Wujek przyszedł normalnie w ostarniech chwili.
-Ma się to wyczucie!
Usiadł przy stole, na swoim miejscu. Uśmiechnął się szeroko i zapytał, beztrosko:
-no, to co mamy dziś na kolację?
Otworzyłam pokrywę, w powietrzu uniósł się smakowity zapach, który sprawiał, że kiszki zaczynały się skręcać z głodu. Wujek zaciągnął się zapachem i wydał z siebie dźwięk sugerujący, ze już umiera z głodu. Ciocia zaprała mi łyżkę i sama zaczęła nakładać Kylie ziemniaki, polewać je sosem,
-suróweczki nałóż sobie ile chcesz?-uśmiechnęła się i sięgnęła po talerz swojej przyszłej synowej.- Lilunia, tobie jak zawsze, jak wróbelkowi?
Lilka niewiele jadła, być może dlatego, że ciocia zawsze dokładała jej jeszcze po dwie porcje. Więc może to była taktyka. Potem nalała Syriuszowi, mnie, swojemu syneczkowi, który jest taki chudziutki, wujkowi i dopiero na końcu sobie. Na jednym daniu się nie skończyło, potem wcisnęła we wszystkich dokładkę, jak to ciocia Dorea, a na koniec jeszcze zaskoczyła nas deserem. Ta kobieta zawsze mnie zadziwia.
Potem ciocia z wujkiem wzięli się za sprzątanie, a my poszliśmy na górę, do pokoju Jamesa. Ściany pomalowane były teraz na zielono, teraz dopiero zauważyłam, że odcień był identyczny jak kolor oczu Lilly. W sumie teraz się nie dziwię dlaczego spędzili tyle godzin kiedy poszli po farbę, bo ten pokój chłopcy malowali w zeszłym tygodniu. Mój pokój standardowo był malowany na promienny koralowy kolor, przede wszystkim dlatego, że to mój ulubiony kolor i czuję się w nim naprawdę fantastycznie. Ale wracam już myślami do tego co działo się w pokoju Jima.
Usiadłam sobie na łóżku, obok mnie klapneła Kyle, Lilka z Rogosiem usadowili się na mięciutkiej pufie, która wczoraj „ukradli” z mojego pokoju z Łapą, który to teraz rzucił się za nas na łóżko.
-Ale się najadłam.
-Musisz się przyzwyczaić, bo ciocia dobrze karmi, ja jak tutaj jestem to przytyłem chyba z tonę.
Syriusz złapał się za brzuch, na którym pozostał już tylko ślad po kaloryferze.
-nie przesadzaj!-klapnęłam go w ten jego bebzon- to tylko dlatego, że jadłeś po trzy porcje, a i potem ciocia mu z chęcia dokładała.
-Ja już nic na to nie poradzę, że tak lubię jej kuchnię. A ty kruszynko? Też ci się przytyło!
Ja mu dam, takie teksty mi tu będzie walił. Złapałam poduszkę i zaczęłam go nią okładać.
-Ja ci dam, przytyło! Ty bezczelny! Ty…
Na początku się zasłaniał rękoma, a potem usiłował zabrać poduszkę, i mu się udało.
-Kochanie, ale teraz mam więcej ciebie do kochania i więcej do całowania….
Ja się śmiałam i wszyscy się śmieli, bo Syrek stwierdził, ze już musi zacząc skoro ma więcej do całowania, noi się na mnie rzucił…A je go zwaliłam z łóżka.
-I weź tu taką kochaj! To cie z łożka zwali.
-ciesz się, że wylądowałeś na podłodze, a nie w ognisku, tak jak ja…
Doskonale pamiętam jak rok temu, kiedy byliśmy na wakacjach James próbował pocałowac Lilkę i wt popchnęła go do ogniska.
-Mało brakowało a miałybyśmy szaszłyka a nie brata-zaśmiałam się, szturchając Kylie łokciem.
Syriusz wtaszczył się powrotem na łóżko i „zapolował” na mnie od tyłu. Myśliwy od siedmiu boleści. Teraz to ja leżałam na podłodze i się z biłam i całowałam na przemian. Lilka usiadła koło naszego gościa, wobec którego zachowywaliśmy się odrobinę nie fair.
-Im coś dzisiaj odwaliło-powiedziala- normalnie to oni nie uprawiają takich orgii przy ludziach. Byli dzisiaj na mieście, może im cos zaszkodziło.
Kylie odpowiadała jej śmiechem. James się wtrącił do naszej wojny i teraz to oboje okładaliśmy poduszką intruza. Ale zaraz on ma straszliwe łaskotki. Zaczęłam go łaskotać. Darł się i śmiał zarazem. Wzywał dziewczyny na pomoc, te szybko podłapały zabawę i teraz tarmosiliśmy się w piśtkę po podłodze. Zły los chciał, że do pokojuweszła ciocia, która o mało nie dostałą ataku serca, kiedy to zobaczyła.
-na Magię przeświętą co się tutaj dzieje?
Ustawiliśmy się wszyscy elegancko w równym rząku jak przedszkolaki skarcone za złe zachowanie. Jednak nikt z nas sienie odezwał, była cisza, na którą odzewem były zdziwione oczy cioci. Powtórzyła pytanie, a my wybuchnęliśmy śmiechem jak na zawołanie.
Pokręciła głową i sama złożyła usta w lekkim uśmiechu, a potem wyszła z pokoju.
Zaczęliśmy rozmowę, zapytani przez Blondy o szkołe. Żałowała, ze ona nigdy nie poszla do Hogwartu, zupełnie nie rozumiała dlaczego matka ukrywała przez te wszystkie lata fakt, ze jest czarownica. Dlaczego darła listy ze szkoły? Jakby się potoczyło jej życie, gdyby wiedziała, może jej ojciec nie wyorywałby sobie żył harując dzień i noc na nią i na Susan. Może nie pracowałby w kopalni i w fabryce, nie zachorowałby i….
-Może dziś by żył!-
Kylie schowała twarz w dłoniach, teraz pwenie po jej Policach ciekły łzy. Wiedziałam co ona czuje. Jej ojciec umarł kilka tygodni po świętach, nie cierpiał, ale cierpiała po nim jego córka. Przytuliłam ją. Dokładnie znałam ból, jakim była śmierć rodziców. Reszcie zrzedły roześmiane jeszcze chwilę temu miny.
-Słonko, nie wolno ci tak myśleć!
-Rora, nie wiesz jak to boli… stracić ojca, który był dla ciebie wszystkim…
Zamarłam.Serce zaczęło szybciej pompować krew. Przepływało przeze mnie ciepło, palące ciepłoa
- jakto ja nie wiem? Jak to nie wiem? Ja swojego tate traktowałam… on był całym moim światem, a potem nie dość że nie żyje to jeszcze zabrał ze sobą i mamę i brata. Znienawidziłam go i przez te wszystkie lata chciałam, żeby się smażył w piekle… A teraz… jakbym go straciła po raz drugi, bo wiem, że się myliłam…
Nie wiem czy to powiedziałam czy tylko pomyślałam. Po przostu musiałam teraz wstać i wyjść. Poszłam do łazienki i tam się zamknęłam. Po chwili zaczęłi się do mnie dobijać chłopaki.
-Skarbie otwórz!
-Zostawcie mnie samą!- rzuciłam na odczepnego, tumiąc płacz.
-Siedzisz tam pół godziny! I wyjesz otwórz te drzwi, bo pójdę po różdżkę!
Argument Jamesa sprawił, ze podniosłam się z podłogi i orworzyłwm drzwi, bo i tak by weszli, ale teraz to ja chciałam wyjśc z tej łazienki i położyć się spać, najchętniej.
Poszłam do siebie, przebrana w koszulę nocną przykryłam się po same uszy kołdra i łkałam.
Nie płakałam dla tego, ze nie żyją. To już sobie ułożyłam przyzwyczaiłam się, ze ich nie ma i nie będzie. A może tak mi si tylko wydawało? Czułam się samotna wśród nich wszystkich którzy mnie kochali. Czułam się niezrozumiana, Kylieswoimi słowami zadała mi cios porównywalny z wbiciem noża w serce. Wiem, ze nie chciała, ale bolało…
Drzwi mojego pokoju lekko zaskrzypiały, co było znakiem, ze się otworzyły, nie miałam jednak zamiaru wychodzić i rozmawiać z kimkolwiek. A może to Lilka przyszła spac do mnie do pokoju?
Ktoś podlaskałm mnie po luku, kołry, jakim były moje plecy, ani drgnęłam. W końcu koldra odniosła się i wsunęła si pod nia Kylie.
-Przpraszam!-powiedziala.-Lilly, James i Syriusz wszystko mi wytłumaczyli. Nie mniałam pojęcia, przepraszam. Zrozumiem jeśli się do mnie nie będziesz odzywać.
-Zgłupiałaś?
Usiadłam na łóżku i zaczęłamocierać policzki z łez,
-nie po…
-Nie wiedziałaś. Ja ci nic nie mówiłam to skąd mogłas wiedziec, ale to i tak się wiele zmieniło od naszej ostatniej rozmowy…
Opowiedziałam jej i wszytkim, o tym jak to było i jak się myliłam przez cale życie. Było jej głupio, chociaż ja uwazam, ze niepotrzebnie.
Siedziałyśmy tak na łóżku pogrążone w szczerych rozmowach, na przeróżne tematy . Objadałyśmy się czekoladkami, które wyciągnęłam spod łózka., potem dołączyła do ans Lilly, która miała spac ze mną. Ucięlyśmy sobie babską pogawędkę niemalże do rana.
Opowiadałyśmy jej o magicznym śiecie, o Hogwarcie i jak to dziewczyny nie dąło się nie porozmawiac o chłopakach, no bo jak to by mogło być inaczej.
Okazało się ze Kylie kocha się w takim młodziutkim pielęgniarzu, który doglądał jej ojca, ale on w ogłe jej nie zauważal. Stwierdziła, zę gdyby znała się na czarach to by może coś zdziałała.Postanowiłymy jej pomóc i uważyć jej eliksir. W ogóel obiecałyśmy jej że jutro pójdziemy na pokątą, kupimy jej różdżkę i pouczymy trochę czarów, skoro jest czarowncą, to nigdy nie jest byt późni by nauczyła się klku zaklęć. Ucieszyła się bardzo.


Aurora znana tez była ze swoich praktyk typowo mugolskich, dlatego wzięło ją na wywoływanie duchów:
Wczoraj na pokątej kupiłam wszystko czego potrzebowałam, dziś wystarczyło tylkow rzucic to do torby i iść działać. Że ja na to wcześniej nie wpadłam. Przecież mogłam już dawno spróbować wywolać ich dusze i porozmawiać z nimi, tyle lat nie słyszałam ich głosów, nie widziałam uśmiechu mamy, radosnego „Aniołku” z ust taty, ani Klaudius przez te wszystkie lata nie mógł mnie przytulić. I ja nigdy nie przytuliłam swojej młodszej siostrzyczki. Ciekawe jaka by była? Czy też byłaby gryfonką? Ciekawe czy byśmy się wiecznie kłociły o wszystko czy wręcz przeciwnie byłybyśmy jak papużki nierozłączki… nigdy się tego nie dowiem. Kochałam moją rodzinę zanim rozsypała się niczym pył. Może właśnie dlatego ich tak kochałam… kochało ich dziecko, z którym zawsze się zgadzali i które było oczkiem w głowie całej rodziny, bo była najmłodsza, choć nie do końca…
Szłam przed siebie skąpaną w zieleni drzew, wydeptaną alejką do domu, który teraz w pełni należał do mnie. Nie wiem czy go chciałam, nie wiem czy potrafiłabym w nim mieszkać, przypaminal mi za bardzo o śmierci, ale nie potrafiłabym też go sprzedać., za duzo dla mnie znaczył. Tak, jak wiele dla mnie znaczył pierścionek, który na swoje 17 urodziny dostałam od cioci. Jest on rodową pamiątką, miała go prababcia, potem babcia, która przekazała go swoje jedynej synowej, nie chcąc kłótni córek. Ciocia Dorea dała go mnie, nie miała córki, ale zawsze wiedziałam, że ja jestem spełnieniem tego marzenia. Oboje i ciocia i wujek marzyli o córeczce, niestety nie mogli mieć wiecej dzieci. Już samo urodzenie Jamesa o mało nie pozbawiło jej życia, na szczęście jednak uratowali ją. Dla nich chwila w której ja się urodziłam była jak narodzenie córki, od dziecka mnie rozpieszczali, a kiedy po śmierci moich rodziców zamieszkałam u nich czuli w pełni, ze mają wymarzoną małą księżniczkę. To wcale nie znaczy, że kochali mnie bardziej niż Jamesa, to nie prawda. Kochali zawsze nas oboje, bardzo mocno, nigdy nie dali mi odczuć, ze nie jestem ich dzieckiem i ze opiekują się mną z obowiązku, bo tak nie było, tak samo jak James nigdy nie poczuł, że jest spychany na boczny tor, albo był faworyzowany. Nie, byliśmy równoprawni, co prawda Jim jest rozpuszczony, ale to bardziej jego wina, bo jako dziecko był okropny. Zawsze wołał dokładki wszystkiego, bo on musiał zjeść najwięcej, każda zabawka jaka wpadła mu w ręce, by już nietykalna, zawsze robił wszystko by być w centrum uwagi, to mu jeszcze zostało, chodził i kleił się do wszystkich, a teraz ma pretensje, ze mamuśka ciągle go przytula. W ogóle miał okropny charakterek, pamiętam dokładnie jak siedzieliśmy w piaskownicy i bawiliśmy się budując zamki, przesypywaliśmy piasek z wiaderka do wiaderka, Klaudiusz przynosiłw wiaderkach wodę i wylewał ja na piasek, żeby lepiej się kleił, pamiętam też wielkiego pulpeta z różowymi policzkami i okrągłymi okularami na nosie, który ze złości, że wzięłam piasek z jego strony piaskownicy rozdeptał mi cały zamek. Stał na nim, właściwie na jego ruinach i tupał ze złości, a ja wyłam przeraźliwie głośno. Dosłało mu się wtedy tymbardziej że czteroletnia Aurorka z aksamitnymi czerwonymi wstążkami na swoich czarnych loczkach nie rozumiała czemu ten potwór to zrobi. Wrzeszczałam wtedy na niego, ze jest zły jak depentor i ze pójdzie do nich do więzienia. Nie mogli mi wytłumaczyc, ze to nie były defrentory ani depentory tylko dementorzy, strasznie przekręcałam nazwy i jeszcze się upierałam że mam racje. Od dziecka byłam uparta i tak mi zostało. Wiele się zmieniłam, ale James zmienił się duzo bardziej, przedewszytskim wyrósł i przestał być tłusty, ale to tylko dlatego, ze przestał jeść słodycze i dużo urósł, może to dlatego że ciocia mu odstawiła słodycze mógłby je teraz pochłaniać pudełkami, ale co dużó wazniejszr zmienił mu się charakter z rozwydrzonego szczyla stał się sympatycznym chłopakiem, którego nieumiałabym nie kochać.
Czas wszystko zmienia, znowu pomysłami tym jakby było gdyby oni żyli… Miałam tyle dziwnych pomysłów… Tak bardzo chciałam ich zobaczyc choć przez chwilę. Tęskniłam za nimi, tym bardziej po tym jak dowiedziałam się prawdy.
Chwyciłam przrwieszony na złoconym sznurku kliucz, zdjęłam go z szyi i przkręciłam zamiek. Moje oczy ujrzały urządzony na biało salon, drewniane schody na górę, dokładnie na wprost drzwi. Zauważyłam też fortepian, którys stał w głębi pkoju, pod oknem.
Przejechałam dłonią, po jego pokrywie, ścierając kurz. Mama tak pięknie na nim grała, Klaudy też potrafi, miał mnie nauczyć, ale nie zdążył.
Usiadłam na stoleczku przd instrumentem, zdmuchując z niego kurz, położyłam palce na klawiaturze.Jeden… dwa, trzy,… Moje palce spowodowały wydobycie się dźwięków, nie była to żądna melosia, jedynie bezkształtne brzęknięcia, ale mi przypominały szczęśliwe chwile z moim starszym bratem… Byliśmy zawsze tacy zgodni, nikt nie mógł uwierzyć, ze to brat i siostra, nigdy żadne z nas na siebie nie krzyczało, na dobra ja tylko czasami, nie biliśmy się, my się nawet nie kłociliśmy. Klaudiusz zawsze mówił, że jestem jego narzeczona i on się ze mną ożeni. Przestał dopiero, kirdy sam zrozumiał, ze to głopie i niemożliwe…
Dzisiaj miałby 23 lata, pewnie miałby nie tylko narzeczoną, ale pewnie nawet żonę… Rozkadałam świece i przygotowywałam kadzidła, do miseczki wlałam eliksir iw łożyłam zioła,nadal wspominając uśmiechy, które dał mi ten dom. Podpaliłam w końcu świece…
-W przeszłości zamarłe dusze przez żywych wciąż kochane przyzywam was na me wołanie…
Sypnęłam popiołem z róży w miseczkę z ziołami i zaczełam wymieniać duchy, które chce przywołać:
-Duchu matki, co dziecka swego w życie dorosłe wyprawić nie mogła, Mirando Silverstone stań przed moim obliczem…
Kolejna garść wylądowała w miseczce powodując niewielki wybuch.
-ojca duchu, co krwią dziecka splamił swe dlonie, Fabianie Silverstone, przyzywam cię…
Jeszcze tylko Klaudius… ostania garść i ostatni wybuch…
-Bracie, co młodszą siostrę w żalu pozostawił, Klaudiusze Silverstone, przybąć na zrozpaczonej siostry wołanie.
Nieoczekiwanie misieczka wybuchła, rozsypując się na cztery części. Nie przybyli, ale ja nadal czekałam.
-Wzywam dusze rodziny swej, przybądźcie… Utracona rodzino! Potrzebuję cie!
Potrzebuje was! Chcę was zobaczyć!
Drzwi domu się otworzyły. Spojrzałam w ich kierunku z durna nadzieją, ze to tych, których przywołałam. Durną nadzieją, bo to był tylko… Syriusz.
Usiadł koło mnie i usiłował przytulić.
-Rory, oni odeszli… musisz się z tym pogodzić.
Pocałował mnie w głowę i ciągnął dalej:
-Skarbie, nie rozgrzebuj już tych starych ran, oni już nie wrócą…
-Ale ja chcę ich tylko zobaczyć….
Zaczęłam płakać, miałam tak wielką nadzieję, ze uda mi się ich przywołać, ze zobaczę ich, zę porozmawiam. Głupi mugolski rytuał!
-nie da się przywołać umarłych. Ptaszynko, to by było za proste…
-ale…
-nie nie ma ale…
Podniosłam zwrok sponad ranienia Syriusza i szybko wyskoczyłam z jego objęc. Biedny nie wiedział co siedzieje, spojrzał na mnie:
-Co się stało? Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha.
Bo zobaczyłam. Za plecami Syrka stał mój brat. Podniosłam się szybko i rzuciłam mu w ramiona, jednak przeleciałam przez jego widmo…
-Kwiatuszku, nie dasz rady mnie przytulić.
Stałam znowu stabilnie na własnych nogach. Łzy płynęły mi po policzkach. Mój starszy brat, którego ostatni raz widziałam żywego 9 lat temu. Stał przedemna dokładnie taki Sm jak tamtego popołudnia.
-Klaudius, braciszku…
Zdołałam tylko tyle wyjąkać. Tak bardzo się ucieszyłam tym ze go zobaczyłam, że nie potrafiłam mu nawet tego powiedzieć.
-Jaka śliczna dziewczyna z ciebie wyrosła. Zawsze wiedziałem, że będziesz śliczna.
Poczułam się tak miło, mój braciszek powiedział, ze jestem śliczn po raz pierwszy ten komplement sprawił mi przyjemność.
-Gdzie rodzice i Rosa? Chciałabym ich zobaczyć.
-Aurorko… Syriusz ma rację nie da się przywołać zmarłych.
Spuścił swoją pólprzezroczystą głowę,b wiedział, ze jego słowa sprawiaja mi ból. Ale ja nie rozumiałam…
-jak to? Ale ty… ty tutaj jesteś! Ciebie przywołałam…
-Przywołałaś mnie bo ja nie umarłem…-moja mina przybrała wyraz pytającej, przecież on jest duchem-to znaczy nie tak do końca. Nie jestem ani żywy, ani umarły. Mogę swobodnie wędrować między tymi dwoma światami…
Nie wiedziałam co powiedzieć, jeszcze kilka minut temu wiedziałam ze chcę tyle im powiedzieć, ale teraz kiedy mogłam powiedzieć cokolwiek Kaludiusowi byłam kompletie zdezorientowana, to on mówił cały czas do mnie.
-Wiem, ze czujesz się samotna, że za nami bardzo tęsknisz. Wiem też że przez te wszystkie lata nie wiedziałaś jak to było naprawdę z naszą śmiercia, teraz już wiesz i musisz zaakceptowac to co się stało. Przez te wszystkie lata tłumiłaś to w sobie, ale nie pogodziłaś się z tym. Musisz wreszcie to zrobić. Skup się na tym co masz, na wspaniałym chłopaku, który cię kocha bardziej niż swoje życie, on wiele poświęcił żeby z tobą być, mimo że nie wiesz o tym, Syriuszu…- Syriusz miał strasznie zdziwioną miną, widzi gościa pierwszy raz na oczy,a ten mu mówi takie rzeczy-Aurora, rodzice są po za twoim zasięgiem, ale czuwają nad tobą i ja zawsze jestem przy tobie… Ale musisz pozwolić mi odejść, a nie będę mógł dopóki ty się nie pogodzisz…
-Ale dlaczego….
-co dlaczego?
Zapytał cichym ciepłym głosem.
-Dlaczego ty przyszedłeś, a oni nie, z ich śmiercią też się nie pogodziłam?
-Ze śmiercia ojca nie miałaś problemu, był dla ciebie winien śmierci mojej i mamy, ale ja tutaj tkwię przede wszytkim dlatego, ze moje ciało jest martwe, ale dusza jest uwięziona między swiatami żywych i umarłych, mogę między nimi przenikać, ale nie czuję spokoju i będzie tak dopóki żywi nie pozwolą mi odejść. Ty nie dopuszczasz do siebie ze my już nie wrócimy i dlatego mnie więzisz. Siostrzyczko…
Podszedł do mnie i przytulił, okalając jakby mgiełką. Czułam na sobie lekki chłód.
-Co ja mam zrobić? Żebyś poczuł spokój?
-Bądź szczęśliwa i nie drąż co by było jakbym żył. Żyj Aurora, ty żyj póki możesz, bo nie wiesz ile jeszcze będziesz żyła. Nikt nie wie.
-Klaudy, kocham cię i ich też, powiesz im?
-Oni to wiedzą, ja też wiem.
-Muszę iść, ale pamiętaj, że zawsze jestem przy tobie, nie widzisz mnie ale jestem…-uśmiechnął się i spojrzał na Syriusza- z poszanowaniem twojej prywatności. Pamiętaj że nie jesteś sama. Masz tutaj bliskich, którzy cię kochają i masz jeszcze siostrę…
-Jak to mam siostrę?
-Rosy nie ma z rodzicami, Auroro. Ona żyje, ale nie wiem kim jest. Może kiedyś się spotkacie…
-ale…
Próbowałam coś powiedzieć, ale nie pozwolił mi, ciągnął dalej.
-Dbaj o moją siostrę, ona jest cenniejsza dla mnie niż skarb.
-Dla mnie też.
-Cieszę się. Żegnaj, siostrzyczko…
Uśmiechnął się, pokazał otwartą dłoń w geście pożegnania i rozpłynał się jak mgła. Ja z kolei padłam w ramiona Syriusza zapłakując mu całą koszulkę, nie żalił się jednak tylko mocno przytulił. Co on ze mną ma? Jak on mnie mocno musi kochać, ze ze mną wytrzymuje...



I to miał być początek kolejnego wątku w tej historii… Bo rzecz jasna ona tę swoją siostrę spotka… jeśli już nie spotkała, choć sama może o tym nie wiedzieć. Zapewniam Was jednak, że będzie jej szukała.

Po wakacjach wracają do szkoły. Ten rok był dla nich trudny. Matka Jamesa umiera, to straszny szok. Aurora strasznie to przeżywa, czuje się tak jakby drugi raz straciła matkę. Boi się, że traci wszystkich, których kocha. Syriusz pociesza ją i mówi że to wcale nie jest prawda. Ale ta popada niemalże w paranoję i histerię. Ostatecznie żeby jej udowodnić jej dozgonną miłość składają sobie niezłomną przysięgę: że nigdy jej nie oszuka, nigdy nie pokocha nikogo innego i że nie przestanie jej kochać nigdy!

Komentarze:


Honney
Piątek, 02 Maja, 2014, 17:05

insurance auto accidents degree online hospitality free quotes auto insurance online viagra purchasing

 


Emily
Sobota, 03 Maja, 2014, 14:57

cheap health insurance term life insurance quotes no physical cheapest auto insurance car insurance free quotes cheap car insurance in nj

 


Moon
Sobota, 03 Maja, 2014, 23:06

insurance car quotes online car insurance free on-line auto insurance quote insurance quotes auto find car insurance

 


Addriene
Niedziela, 04 Maja, 2014, 12:34

cheapest car insurance rates aacsb distance learning proton car insurance buy levitra nj auto insurance

 


Karah
Niedziela, 04 Maja, 2014, 15:45

instant car insurance quotes criminal justice online master degree car insurance in florida mobile

 


Katty
Niedziela, 04 Maja, 2014, 21:49

cheap car insurance in nj for young drivers car insurance qoutes compare car insurance best business insurance for small business

 


Jacoby
Poniedziałek, 05 Maja, 2014, 02:59

automobile insurance cheapest cheap online car insurance car insurance in florida online accredited schools claims adjuster auto insurance

 


Maryland
Poniedziałek, 05 Maja, 2014, 12:30

viagra levitra cargo insurance coverage buying viagra online cialis purchase

 


Makalah
Wtorek, 06 Maja, 2014, 05:07

viagra sales cheap cheap car insurance cialis levitra viagra cheapest car insuarence degree online programming

 


Priest
Wtorek, 06 Maja, 2014, 12:27

website cheap car insurance online degree programs accredited car insurance rate parkers car insurance group

 


Titia
Wtorek, 06 Maja, 2014, 19:47

cialis tax preparation courses online cialis non generic online car insurance massachusetts bad credit

 


Helene
Środa, 07 Maja, 2014, 03:36

cheap auto insurance in florida where to buy cheap viagra buy real cialis online buy cheap levitra

 


Early
Środa, 07 Maja, 2014, 04:59

news buy viagra auto insurance online quote cheap car insurance in mandiarn fl

 


Betsey
Środa, 07 Maja, 2014, 12:38

cheap auto i surance viagra on line levitra and comparison pricing get cheap car insurance viagra online without prescription

 


Katherine
Środa, 07 Maja, 2014, 16:48

online college where to buy viagra without a prescription buy brand viagra auto insurance cheap

 


Cherlin
Czwartek, 08 Maja, 2014, 03:22

sildenafil without prescription online colleges safe auto cheap car insurance airfares usa

 


Jolyn
Czwartek, 08 Maja, 2014, 10:45

cheap auto insurrence click here cialis levitra viagra click here

 


Jeneva
Czwartek, 08 Maja, 2014, 22:08

discount auto insurance quotes impotence remedy no fault auto insurance price difference between louisiana and florida auto insurance rates cheap car insurance in tallahassee fl

 


Gerrie
Piątek, 09 Maja, 2014, 11:25

auto quotes for insurance cheapest auto insurance country auto insurance company reserection free auto insurance quotes online

 


Foge
Sobota, 10 Maja, 2014, 11:59

insurance personal trainer liability cheap viagra online without prescription cheap OR Car Insurance low car insuranceonline

« 1 2 3 4 5 6 7 »

Twój komentarz:
Nick: E-mail lub strona www:  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki