Nie wiem, jak d�ugo tam siedzia�em. Stwierdzi�em, �e widocznie wystarczaj�co, skoro przysz�a do mnie Alex. Nie mia�em poj�cia, jak mnie znalaz�a. Nikomu nie m�wi�em gdzie b�d�. Widocznie opuszczona klasa do transmutacji nie by�a idealn� kryj�wk�, cho� pachnia�a st�chlizn� a jej wygl�d by� godny wn�trza Wrzeszcz�cej Chaty. Czu�em si� tam dobrze, sam. Ju� trzeci rok z kolei pr�bowa�em naskroba� wyja�nienie dla rodzic�w, czemu nie przyjad� na �wi�ta. Siedzia�em przy jednej z �awek, z pi�rem w d�oni i kartk� przed nosem. Nie napisa�em zupe�nie nic. Nie wiedzia�em co. W pierwszej klasie usprawiedliwi�em si� tym, �e koledzy nie wracaj� do domu i, �e g�upio by�o by, gdybym ja wyjecha�. Ojciec zrozumia� - reputacja. Matka- niestety nie. W drugiej klasie, niby to przypadkiem, w cieplarni, gdy przesadzali�my mandragory, obluzowa�em sobie nauszniki. Tym razem prawie by mi si� nie uda�o gdyby nie to, �e pani Pomfrey nie wyrazi�a zgody na zabranie mnie do domu, bo nie by�a do ko�ca pewna, czy nic mi si� nie sta�o. Za to, jak na z�o��, w tym roku nie mia�em pomys�u. Alex podesz�a prawie bezszelestnie do krzes�a stoj�cego najbli�ej mnie. Usiad�a i zacz�a si� na nim buja�. Nie reagowa�em. Przesta�a si� buja�. Spojrza�a w moja stron� i zapyta�a:
-Co robisz?
-Pr�buj� si� wymiga� od �wi�t w domu. - Odpowiedzia�em zgodnie z prawd�.
-I jak ci idzie? - Popatrzy�a na moj� pust� kartk�.
-Kiepsko - U�miechn��em si� krzywo.
-Mog� ci jako� pom�c? - Zapyta�a �yczliwym tonem, kt�rego u�ywa�a niezwykle rzadko.
-Z�am mi r�k�, nog�, otruj mnie, albo jak nie umiesz, to wymy�l mi sensowny argument. -Powiedzia�em. Po�o�y�em g�ow� na �awce. By�a zimna, lecz to nie pomog�o w my�leniu.
-No wiesz, ch�tnie bym wykona�a jedn� w wymienionych przez ciebie czynno�ci, ale nie mam czasu.
-A co ty taka smutna jeste�? - Zapyta�em wyra�nie zdziwiony, �e Alex nie waln�a jeszcze jakiej� ze swoich s�awnych gadek, powalaj�cych ludzi na kolana.
-Bo mnie wkurzasz. - Warkn�a. Poczu�em, �e na plecach pojawi�a mi si� g�sia sk�rka.
-Czym? Przecie� nic nie robi�. - Powiedzia�em g�osem udaj�c niewini�tko.
-W�a�nie! Ty nic nie robisz, ty stale uciekasz, b�d� raz m�czyzn�! - Wykrzycza�a mi w twarz. Pr�bowa�em ukry� to, jak bardzo urazi�y mnie jej s�owa, nie wiem, w jakim stopniu mi si� uda�o, ale bezpieczniej by�o zmieni� temat.
-Wi�c, po co tu przysz�a�?
-No, ju� m�wisz troch� z sensem. A ju� my�la�am, �e ci si� m�zg przepali� i zaraz dym zobacz�, albo fajerwerki. - Powiedzia�a. Patrzy�a gdzie� w przestrze� ponad moj� g�ow�, tak jakby wyobra�a�a sobie, �e za chwil� wylec� z niej sztuczne ognie. Pomacha�em jej dwa razy r�k� przed oczami, aby wyrwa� j� z zamy�lenia.
- Mam dla ciebie list. - Oznajmi�a. Wyci�gn�a list z kieszeni i po�o�y�a go przede mn�. Niepewnym ruchem r�ki otworzy�em do�� poka�n� kopert�. Wyci�gn��em z niej list, by� od rodzic�w.
Drogi Cedicu! Cieszymy si�, �e nareszcie w tym roku sp�dzisz �wi�ta w domu. Tym razem my organizujemy Bal Bo�onarodzeniowy. Skromna impreza, troch� rodziny i znajomych. Do��czamy do listu zaproszenia dla twoich przyjaci�.
Przez ten czas, gdy czyta�em list, Alex wysz�a. Nie mog�em, a raczej ju� nie chcia�em kombinowa�. "Ludzie to nie potwory, mo�e mnie nie zjedz�." - pomy�la�em. Mo�e nie dodawa�o mi to otuchy, ale cho� troch� uspokaja�o. Na pustej kartce napisa�em: "Dzi�kuj�! Te� si� ciesz�."
Jako� zawsze, gdy do nich pisa�em, by�o to zdanie, g�ra dwa. Osobi�cie nie lubi� pisa�, raczej wol� wszystko za�atwia� w cztery oczy. Wsta�em, schowa�em list do kieszeni. Skierowa�em si� w stron� wyj�cia.
***
Kiedy pokona�em drog� od klasy, kt�ra mia�a by� moim schronieniem przed lud�mi, co niestety nie wysz�o, do sowiarni, by� ju� zmierzch. Dziwna ciemno�� oplata�a Hogwart, wlewa�a si� przez jego mury do �rodka. Kto� kiedy� mi m�wi�, �e to najniebezpieczniejsza pora dnia dla cz�owieka. Smoki, kt�re maj� �wietny wzrok, o zmierzchu praktycznie nic nie widz�, wtedy �atwo je z�apa� lub zabi�. Z lud�mi jest troch� podobnie. W dzie� widz� do�� dobrze, w nocy, je�li niebo jest bezchmurne i wida� ksi�yc- troch� gorzej, lecz ta pora dnia jest najbardziej zdradliwa, tajemnicza i niebezpieczna. Otworzy�em drzwi do sowiarni, by�o tam ciemniej ni� zwykle. Szkolne sowy pohukiwa�y niespokojnie. Przywo�a�em jedn� z nich. Du�y, br�zowy puchacz usiad� mi na ramieniu. Zacz��em przywi�zywa� li�cik do jego n�ki. Ksi�yc wyszed� zza chmur. Puchacz wyprostowa� si� i odlecia�. Nagle gdzie� za plecami dostrzeg�em jaki� ruch.
-Witaj. -Powiedzia� mi aksamitny g�os. - Co ty tutaj robisz? - Zapyta� g�os.
-Wysy�am list. - Odpowiedzia�em, obracaj�c si�, aby zobaczy� rozm�wc�. Niestety, ksi�yc przys�oni�a chmura i posta� pozosta�a w mroku.
-Tak p�no? Chyba nie wolno chodzi� po Hogwarcie. - Faktycznie, by�o p�no. Chcia�em si� jako� broni�, lub usprawiedliwi�, �e tu jestem, wi�c powiedzia�em:
-A ty? Jest p�no, chyba nie wolno chodzi� po Hogwarcie. - Specjalnie powt�rzy�em jej argument. Chcia�em, �eby to zabrzmia�o jak zarzut.
-Ja tu jestem zawsze o tej porze. A ty nie. - Odpowiedzia� g�os. Nagle ksi�yc wyszed� zza chmur i zobaczy�em, z kim rozmawiam. Zielone oczy po�yskiwa�y w ciemno�ci jak dwa szmaragdy. W�osy mia�a zwi�zane z ty�u. Ten sam g�os, kt�ry w Hogsmeade by� taki "opowiadaj�cy", sta� si� nagle mi�kki, delikatny i aksamitny. Ita u�miechn�a si� blado.
-�ledzisz mnie? - To by�o zupe�nie nieprzemy�lane pytanie, ale na to wygl�da�o. By�a w Hogsmeade, teraz w sowiarni. Wsz�dzie tam, gdzie nie powinna wiedzie�, �e jestem.
-Ja ciebie? - Roze�mia�a si�. - Mog�abym powiedzie� to samo o tobie. Zabawny jeste�. -To nie mia�o by� wcale zabawne. Nie mia�o by� �mieszne. Stwierdzi�em, �e najbezpieczniej zmieni� temat.
-Wi�c, co dok�adnie tu robisz, co wiecz�r? - Zapyta�em. Wtedy nie by�em pewien, czy to bezpieczny temat, ale jedyny, jaki przyszed� mi do g�owy.
-Patrz� na sowy. - Odpowiedzia�a. Po chwili jednak doda�a. - Ale wola�abym patrze� na gwiazdy, niestety przynajmniej 2 razy w ci�gu nocy Filch wchodzi na wie�� astronomiczn�. A co kupi�e� Alice na gwiazdk�? - My�la�em, �e za chwile stamt�d wyjd�. Co to ma by�? Stoj� przed wyroczni� kt�ra wszystko wie i lubi ogl�da� sowy?
-Kupi�em perfumy. - Odpowiedzia�em zgodnie z prawd�.
-Fajnie, na pewno si� ucieszy.- Odpowiedzia�a. - Jedziesz do domu na �wi�ta, czy nie?
-Jad�. Niestety. - Powiedzia�em. Zrobi�o mi si� jako� ci�ko. Nigdy nie lubi�em zjazd�w rodzinnych, takich jak �wi�ta w domu. Co gorsza w tym roku rodzice zaprosz� znajomych. Przypomnia�em sobie o zaproszeniach, kt�re schowa�em do kieszeni. Wyci�gn��em jedno i poda�em dziewczynie.
-Dzi�kuj�. A co to?
-Zaproszenie. Rodzice organizuj� ma�� uroczysto�� i przys�ali mi kilka zaprosze� dla znajomych. Je�li nie masz nic lepszego do roboty, to mo�esz przyj��.
-Dzi�ki - odpowiedzia�a. Tak samo jak przedtem zapyta�em o sowy, tak samo teraz zaprosi�em j� na bal. Tak jakby si� to wszystko dzia�o obok mnie.
-Musz� ju� i��.- Zerkn��em na miejsce, w kt�rym powinien by� zegarek, niestety nie by�o go tam. - Mi�o si� gada�o. Cze��. - Powiedzia�em wychodz�c, z sowiarnii.
***
-Pami�taj, �yjesz jeden raz. - Powiedzia�em. Za chwil� w �cianie pojawi�y si� ��te drzwi okute �elazem. Prowadzi�y one do okr�g�ego pomieszczenia. Na �cianach zawieszone by�y lustra, naprzeciwko wej�cia znajdowa� si� kominek. Przed nim sta�a kanapa, na kt�rej siedzieli Alex i Patryk. Rzucali do siebie pi�eczk�. Kiedy Patryk zauwa�y�, �e przyszed�em, rzuci� ni� w moj� stron�. Niestety, nie zd��y�em jej z�apa� i uderzy�a w lustro, kt�re rozbi�o si� na ma�e kawa�eczki.
-Cze�� wam - Przywita�em si�. - Reparo - Machn��em r�d�k� w stron� kawa�k�w lustra. Male�kie od�amki pow�drowa�y z powrotem w ram� lustra, lecz nadal wida� by�o, �e s� pop�kane.
-Och Ced! Zaraz ci poka��, jak si� to robi. -Powiedzia� Patryk, ze zbyt teatralnym przej�ciem. Zaj��em miejsce na kanapie obok Alex. On natomiast wsta�, �eby by�o go lepiej wida�. Zakas�a�.
-Repro - Kawa�ki w ramie lustra zacz�y wybucha�. Ja i Alex schowali�my si� za kanap�. Patryk zas�oni� twarz d�o�mi. Dobrze, �e w pokoju wsp�lnym nie by�o nikogo, opr�cz nas.
-Ha. Teraz to ci si� uda�o mistrzu! Na pewno obudzi�e� Ca�y Hogwart! - Na�miewa�a si� z niego Alex. Patryk zrobi� si� czerwony. Nagle zainteresowa�y go jego w�asne buty.
- To ja p�jd� spa�. - Powiedzia�, id�c w kierunku drzwi.
-Ja bym na twoim miejscu zawr�ci�a i posprz�ta�a. - Powiedzia�a Alex. Patryk jej nie s�ucha�, chwyci� za klamk�, zrobi� krok do przodu i centralnie uderzy� g�ow� w mur.
- A nie m�wi�am?! �ciana. - Dziewczyna zacz�a si� �mia�. W�a�nie na tym polega genialno�� naszego pokoju wsp�lnego- drzwi sobie �a�� jak chc�. Aby dosta� si� do sypialni trzeba poczeka�. To podobno ma nas uczy� cierpliwo�ci. My (ja i Patryk) bardzo cz�sto natrafiamy na �cian�, natomiast Alex ma do tego nosa. Nie mam poj�cia czy robi�a sobie notatki, czy opracowa�a w�asny spos�b tego, jak przewidzie� czy drzwi prowadz� do sypialni.
-Ha, ha. Ale �mieszne. - Wida� by�o, �e Patryk obrazi� si� na ni�. Zamkn�� drzwi.
-A w�a�nie, mam co� dla was... - Wyci�gn��em zaproszenia od rodzic�w i da�em jedno Alex a drugie Patrykowi. Dziewczyna u�miechn�a si� tryumfalnie.
-Wi�c jednak jedziesz? - Zapyta�a z nieukrywan� rado�ci� w g�osie.
-Tak, jad�. - Odpowiedzia�em.