- Witam, jeszcze się nie znamy. Jestem… Charles –
Kto???
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Nigdy go nie widziałam. A myślałam, że to będzie Cedrik… Szkoda…
- Przepraszam, kto? – Nie mogłam inaczej. Hello, jest 19,00, a ja przebywam w obecności nieznanego mi chłopaka! Kto by się nie zdziwił? – Bo tak szczerze mówiąc, to ja cię nie znam…
Zmieszany chłopak począł się tłumaczyć
– Chodzimy razem w piątki na Zielarstwo. Jestem na 5 roku, ale z Hufflepuffu – Ups, nadal nic. Muszę się szybko spławić. Kurczę, to miał być Cedrik, a nie jakiś Charles, którego pierwszy raz na oczy widzę, no!
– Niestety, nadal nic. Wiesz, co? Muszę już iść. Mam jeszcze do zrobienia referat na eliksiry – powiedziałam z fałszywym żalem w głosie, po czym powoli ruszyłam w stronę zamku. Chłopak ruszył za mną, złapał mnie za rękę
– Ej, co ty robisz? – Spytałam wystraszona
– Wiesz, od dawna mi się podobasz. Wiem też, że podoba ci się Cedrik. Napisałem więc karteczkę z jedną literą imienia, co było mylne. Pewnie pomyślałaś, że to Cedrik będzie nad jeziorem, a nie ja? – Kiwnęłam głową – Cóż, rozczarowanie mogę ci jakoś wynagrodzić – dodał podnieconym głosem. W jego oczach widać było błyski
– Nie, dziękuję, a teraz mnie puść! – Krzyknęłam już naprawdę wystraszona
– Nie ma takiej potrzeby, taką piękną dziewczynę? – Puchon objął mnie, po czym zaczął całować po szyi. Zaczęłam się szarpać, co zaowocowało upadkiem na ziemię. Chwilę później próbował rozpiąć mi bluzkę, ale mu to nie wychodziło, więc ponownie całował mnie po szyi. Przerażona szukałam czegoś, co mogłoby mnie uratować. Jeszcze chwilka rozpaczliwych starań i kamień! Złapałam go ostrożnie jedną ręką, po czym uderzyłam natarczywego chłopaka. Ten padł nieprzytomny na ziemię. Szybko wstałam, po czym pobiegłam do zamku. Schody, schody i schody. Dobiegłam do wieży, co chwila oglądając się za siebie. Podałam hasło i weszłam do Pokoju wspólnego. Skierowałam swój wzrok ku fotelom przy kominku; czekała tam na mnie Marietta. Podeszłam do niej.
- I jak było? – Spytała złośliwym tonem. Spojrzałam na nią, wybuchłam płaczem i przytuliłam ją. Potrzebne mi było tylko zrozumienie. Gdy wszystko jej wyjaśniłam, wypowiedziała taką wiązankę epitetów na Charlesa, że poprawił mi się humor. Jakim cudem? Tego nie wiem.
- Idź do Sprout i wszystko wytłumacz – doradzała mi Marietta – Na pewno coś z tym zrobi. Przecież nie możesz tego tak zostawić – dodała po chwili. Miała rację, ale jakoś nie miałam odwagi na zwierzenia, w dodatku przed profesorką
– Ale jeśli powiem, to będzie jeszcze gorzej, zobaczysz! – Próbowałam wytłumaczyć to bez krzyku
– No jak chcesz – oznajmiła zrezygnowanym tonem Marietta… Nie było to łatwe, ale jakoś muszę wytrzymać. Przecież jestem Chang, Cho Chang. Jeśli spróbuje zrobić to po raz kolejny, będzie jeszcze gorzej, może na to liczyć…
------------------------------------------------------------------
Przepraszam was bardzo, że tak dawno nie pisałam... Jest mi z tego powodu bardzo przykro, lecz to siła wyższa...
Tę notkę dedykuję pewnej osobie, bliskiej mojemu sercu...