Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Pamiętnikiem opiekuje się Daria

[ Powrót ]

Sobota, 04 Grudnia, 2010, 22:19

Rozdzia� 14

Przepraszam was bardzo, �e tak d�ugo nic nie dodawa�am, ale masa nauki w szkole uniemo�liwia�a mi napisanie czegokolwiek. To co dodaj�, napisa�am dzi� (jutro czeka mnie dzie� kucia), niema w tym zbyt wielu w�tk�w - sorry, ale nie mia�am lepszego pomys�u. Dwa i p� tygodnia, kt�re dziel� nas od �wi�t te� mam zapchane sprawdzianami, wi�c dodam co� w�a�nie w okresie �wi�tecznym. I przepraszam za b��dy, ale nie chce mi si� sprawdza�.

Tego dnia przerw� na drugie �niadanie Liz sp�dzi�a w sowiarni. Od kilku dni pr�bowa�a napisa� list do ojca Carmen. Chcia�a jako� go przeprosi� i wyt�umaczy� swoje zachowanie, ale mia�a problem z ubraniem tego w s�owa. Dzi� ju� od �niadania my�la�a nad tym co powinna napisa�, i wydawa�o jej si�, �e w ko�cu na co� wpada�a, wi�c zamiast na drugie �niadanie pobieg�a do sowiarni. Siedzia�a na parapecie trzymaj�c w d�oni kawa�ek pergaminu i pi�ro i wpatrywa�a si� w horyzont. Nakre�li�a kilka s��w i zacz�a ssa� ko�c�wk� pi�ra. Hekate wierci�a si� na jej ramieniu coraz wbijaj�c pazury w sk�r� dziewczyny.
- Uspok�j si� Heki, jeszcze chwil�…
Chwila zacz�a si� przed�u�a�, a� w ko�cu do uszu Liz dobieg�, ledwo s�yszalny w sowiarni, d�wi�k oznaczaj�cy koniec przerwy. Ze z�o�ci� zacisn�a d�o� w pi�� i wychyli�a si� by wyrzuci� zmi�ty kawa�ek pergaminu. Patrzy�a jak spada w d�, a� straci�a go z wzroku gdy wpad� pomi�dzy g�sto rosn�ce u st�p wie�y krzaki. Z westchnieniem zeskoczy�a z parapetu na pod�og� sowiarni, spojrza�a na Hekat� moszcz�c� si� na jednej z belek pod sufitem, i wysz�a przez ci�kie drewniane drzwi, by zbiec na sam d� stromych schod�w. Ruszy�a powoli korytarzem, pr�buj�c przypomnie� sobie na jakiej lekcji powinna w�a�nie by�. I nagle j� o�wieci�o. Dziesi�� minut temu zacz�a si� lekcja Obrony z nowym nauczycielem.
- Po prostu �wietnie… - mrukn�a pod nosem zirytowana i przyspieszy�a krok. Sp�ni� si� na pierwsz� lekcje… Mo�e powinna w og�le nie i��… Powie, �e �le si� czu�a… To tylko jedna lekcja… Ale z nowym nauczycielem…
Nie wiedzia�a nawet kto jest tym profesorem, bo przy stole prezydialnym nie pojawi� si� nikt nowy. Westchn�a ci�ko.
- I�� czy zwia�? Oto jest pytanie…
U�miechn�a si� do w�asnych my�li, szybkim krokiem przemierzaj�c puste korytarze i przybli�aj�c si� do w�a�ciwej klasy. Min�a ostatni zakr�t i zawaha�a si�. Opar�a si� o kamienn� �cian� obok drewnianych drzwi i ws�ucha�a w odg�osy dochodz�ce ze �rodka. Nie by�o s�ycha�, �adnego gadania uczni�w, czy �miech�w. Tylko spokojny dobrze s�yszalny g�os m�czyzny, kt�ry wydawa� si� jej znajomy. Gdyby chocia� wiedzia�a, kt�ra godzina. Spojrza�a na pusty nadgarstek, na kt�rym nigdy nie by�o zegarka i westchn�a.
Chwil� p�niej podskoczy�a gwa�townie. Drzwi, za kt�rymi trwa�a lekcja otworzy�y si� powoli. W �rodku panowa�a cisza. Us�ysza�a ten dziwnie znajomy g�os:
- Zapraszam do �rodka panno Rosemond.
Sk�d on zna moje nazwisko?
Wzi�a g��boki oddech po czym stan�a w progu. Twarz� w twarz z Albusem Dumbledorem.
-Dzie� dobry, panie profesorze…. Ja… Przepraszam za sp�nienie…
-Dzie� dobry. Staraj si� nie sp�nia� wi�cej. Prosz�, zajmij miejsce. M�wimy dzi� o zakl�ciu tarczy – i z u�miechem zaprosi� j� do klasy.
Lekcja z dyrektorem by�a ca�kiem przyjemna, a zapowied� uczenia si� zakl�cia tarczy na nast�pnej lekcji wzbudzi�a jeszcze wi�kszy entuzjazm. Liz opuszcza�a sal� jako jedna z ostatnich i w progu obejrza�a si� jeszcze na profesora. Ze zdziwieniem zobaczy�a, �e przygl�da si� jej. Poruszy� lekko r�k�, wi�c odwr�ci�a si� i podesz�a do katedry, przy kt�rej sta�.
- Tak, profesorze? Naprawd� postaram si� ju� nie sp�nia�…
- Oh, nie o to chodzi panno Rosemond. Dosta�em dzi� rano list – powiedzia� do�� powa�nym g�osem i utkwi� w niej spojrzenie, jakby czekaj�c na jak�� reakcj� z jej strony.
- List? Zapewne jako dyrektor Hogwaru cz�sto dostaje pan listy, profesorze.
- Masz racj� – rzek� i znowu umilk�, a dziewczyna nie wiedzia�a o co chodzi, ale zacz�o j� to intrygowa�.
- Wi�c… czym r�ni� si� ten list od innych, profesorze?
- Tym, �e dotyczy� on pewnej uczennicy… a dok�adniej ciebie, Liz.
- Mnie? Ale kto? Czy pani Moos… - najpierw pomy�la�a o swojej opiekunce, ale zaraz zrozumia�a, �e to niemo�liwe i w jej g�owie rozb�ys�a iskierka nadziei.
- Czy to… Kto napisa� ten list? Panie profesorze… - doda�a po chwili.
- Przykro mi, Liz ale nie wiem. Nie ma �adnego podpisu.
- Nie ma…? – iskierka zgas�� jakby wylano na ni� kube� wody. Jednak ma�y p�omyczek powr�ci� do �ycia. Przecie� kto� musia� to napisa�.
- Ale co by�o w tym li�cie, profesorze?
- Mo�e chcia�aby� sama go przeczyta�? – zapyta� m�czyzna i si�gn�� do kieszeni swojej szaty. Po�o�y� na blacie katedry kawa�ek pergaminu zwini�ty w rulonik i obwi�zany zielon� tasiemk�. Dziewczyna si�gn�a po niego dr��c� r�k�. Rozwi�za�a tasiemk�. Rozprostowa�a pergamin trzymaj�c go w dw�ch d�oniach. Poczu�a kr�tkie uk�ucie zawodu. �adnym pismem nakre�lonych zosta�o tylko kilka zda�. Jednak po przeczytaniu ich zrozumia�a, �e wcale nie jest to ma�o.
***

Sobotnie popo�udnie by�o naprawd� �adne. Chocia� mr�z nie zel�a� na niebie nie by�o ani jednej chmurki. S�o�ce o�wietla�o wszystko, �nieg skrzy� si� zabawnie w jego promieniach. Pogoda wyci�gn�a na b�onia wielu uczni�w, kt�rzy szaleli na �niegu i zamarzni�tym jeziorze.
Z sowiarni wylecia�a sowa nios�ca dwa listy. Liz patrzy�a na ni� dop�ki nie znikn�a. Wspi�a si� na parapet w sowiarni. Podci�gn�a nogi do g�ry siadaj�c jakby r�wnolegle do szyby, kt�rej nie by�o. Po chwili u�miechn�a si� do siebie i odwr�ci�a jeszcze raz o k�t prosty. Zamacha�a nogami w powietrzu trzymaj�c si� kraw�dzi okna. Spojrza�a w d�, na b�onia i zacz�a wyszukiwa� wzrokiem znajomych postaci, jednak nikogo nie zauwa�y�a. Przyjemny cho� mro�ny wiatry muska� jej twarz. S�o�ce lekko o�lepia�o. S�ysza�a szum drzew w Zakazanym Lesie. Odetchn�a g��boko. Czu�� si� jakby nie mia�a �adnych zmartwie�. No bo czy mia�a jakie� zmartwienia? W�a�nie wys�a�a list z przeprosinami do ojca Carmen, a tak�e list do Franka. Jej szlaban u Slughorna w�a�nie si� sko�czy�, a na eliksirach profesor usadzi� j� i dw�ch �lizgon�w przy stole przed biurkiem, wi�c Black ju� tak jej nie dokucza�. No i ten list.
Na samo wspomnienie jego tre�ci u�miechn�a si� szeroko. Pomy�la�a o kilku zdaniach, kt�re da�y jej tyle rado�ci. Zapami�ta�a je od razu i ci�gle powtarza�a w my�lach, a cz�sto tak�e przygl�da�a si� kawa�kowi pergaminu, kt�ry Dumbledore pozwoli� jej zabra�. Napisane �adnym pismem, w�a�ciwie wykaligrafowane. Zapewne damsk� r�k�. Kim by�a ta tajemnicza osoba? Kim by�a osoba, kt�ra zna�a jej ojca? Kim by� ten kto�, kt�ry chcia� jej to powiedzie�? No i kiedy on si� ujawni? Kiedy zdradzi jej t� tajemnic�?
Dziewczyna wychyli�a si� do przodu pe�na optymistycznych my�li. Jeszcze jaki� czas temu by�a bliska skoku w d�, jednak teraz…
Drzwi sowiarni otworzy�y si� g�o�no, a zaraz po tym do Liz doszed� czyj� przestraszony okrzyk:
- NA MERLINA!
Dziewczyna nie zd��y�a si� nawet odwr�ci�. Poczu�a tylko jak silne rami� oplata j� w pasie i zosta�a gwa�townie �ci�gni�ta z parapetu. Dzi�ki mocno trzymaj�cej j� r�ce zamiast wyl�dowa� brutalnie na kamiennej pod�odze ledwo dotkn�a nogami ziemi. Kto� chcia� odci�gn�� j� jak najdalej od okna, jednak troch� przesadzi�. Pr�bowa�a wyrwa� si� ze stalowego u�cisku, kiedy poczu�a jak nieznana jej osoba (kt�ra by�a bardzo kreatywna w szeptanych pod nosem przekle�stwach) dziwnie si� zachwia�a. Tym razem przekle�stwo by�o �wietnie s�yszalne, a ona poczu�a, �e razem z tym kim� leci do ty�u. Z hukiem upadli na schody i stoczyli z nich jako k��bowisko odn�y.
Tajemnicza osoba zatrzyma�a si� na pierwszym p�pi�trze, ale Liz przelecia�a nad ni� i obijaj�c si� okropnie spada�a dalej, do nast�pnego p�pi�tra.
Usiad�a powoli z cichym j�kiem i u�o�y�a g�ow� na kolanach ignoruj�c poobijane kolana, �okcie i ca�� reszt� cia�a. Us�ysza�a szybkie kroki i chwil� p�niej pojawi� si� nad ni� Lucas. Mimo, �e on te� by� strasznie poobijany nie poczu�a wsp�czucia a tylko rozdra�nienie, kt�rego nie umia�a zag�uszy�.
- Co ty my�la�e� rzucaj�c si� na te schody?
- Co ja my�la�em? Co ja my�la�em!! O czym ty do cholery my�la�a� dziewczyno! Dlaczego chcesz si� zabi�?!- s�ysz�c jego krzyki dziewczyna os�upia�a, chcia�a mu wyja�ni�, �e �le wszystko zrozumia�, ale nie da� jej doj�� do s�owa- Co ty sobie my�lisz?! �e �mier� rozwi��e wszystkie problemy?! Jeste� taka naiwna?! Nigdy bym nie pomy�la�, �e akurat ty postanowisz ze sob� sko�czy�!!! Wydawa�o mi si�, �e jeste� m�drzejsza. Jak mog�a�?!
- Przesta�! Uspok�j si�! – Liz spr�bowa�a przekrzycze� ch�opaka, ale on zdenerwowa� si� jeszcze bardziej. Z�apa� j� za ramiona i zacz�� potrz�sa�.
- Jak mog�a� o czym� takim pomy�le�! Liz… Nawet je�li masz problemy to �ycie jest lepsze od �mierci! Dziewczyno otrz��nij si�!
- Przesta� Luke! Zostaw!
- O nie Liz! Nie zostawi� tak tego! Idziemy do McGonnagall! Musi si� o tym dowiedzie�!
- Luke! Ja wcale nie chcia�am si� zabi�! Nigdy o tym nie my�la�am! Przecie� to niedorzeczne! Daj mi spok�j!
- My�lisz, �e ci uwierz�? Zostawi� ci� a ty p�jdziesz tam i skoczysz. Na merlina, gdybym nie przyszed�… - Gryfon przesta� krzycze�, ale jego powa�ny g�os zabarwiony nut� zawodu by� jeszcze gorszy.
- Lucas! Ja naprawd� nie zamierza�am si� zabi�! Chyba oszala�e�! I pu�� mnie! Przez ciebie jestem ca�a poobijana!
- Rzeczywi�cie… Nie powinienem ci� tak szarpa�, ale wol� �eby� by�a poobijana ni� w og�le nie �y�a. Idziemy do McGonnagall.
- Nie chc� nigdzie i�� Luke! Przecie� to niedorzeczne! My�lisz, �e chcia�am si� zabi�?
- My�la�em, �e… Ale widocznie si� myli�em, bo wiem co widzia�em.
- A co widzia�e�? �e siedz� na parapecie z nogami na zewn�trz. I tyle.
- I tyle? Wygl�da�a� jakby� zaraz mia�a skoczy�. To nie by�o �mieszne. Wiesz jak si� przestraszy�em? – w zamy�leniu pokr�ci� g�ow�, po czym machn�� r�d�k� wyj�t� z kieszeni i zacz�� schodzi� po schodach.
- Skoro nie chcia�a� si� zabi� to nie powinna� mie� nic przeciwko odwiedzeniu McGonnagall.
- Nie zamierzam do niej i��. Nie ma potrzeby – kiedy to powiedzia�a stoj� kilka stopni wy�ej od Lucasa poczu�a dziwn� si��, kt�ra popchn�a j� w d� po schodach. Luke u�miechn�� si� smutno widz�c jej zdziwienie.
- Skoro nie zamierzasz tam i�� to musz� ci� tam zabra�. Nie masz wyj�cia Liz.

***

Przez ca�� drog� do gabinetu opiekunki Gryffindoru Liz wlok�a si� kilka metr�w za ch�opakiem w�ciek�� za to, �e jej nie wierzy. Kiedy doszli pod drzwi z ma�� plakietk� zobaczy�a rozdra�nienie Luka, stan�a obok, wepchn�a r�ce w kieszenie spodni i utkwi�a wzrok w pod�odze prawie wypalaj�c w niej dziur�. Ch�opak zastuka� do drzwi, jednak w odpowiedzi nie us�yszeli g�osu McGonnagall.
- O co chodzi? – rozejrzeli si� w poszukiwaniu g�osu, kt�ry nie pochodzi� zza drzwi, chocia� byli sami na korytarzu.
- Macie jak�� spraw� do profesor McGonnagall?
- Tak… -odpowiedzia� w przestrze� Luke.
- Rzeczywi�cie spostrzegawczy ci Gryffoni. Tu jestem! Na obrazie!
Liz i Luke wydali z siebie zdumione westchnienie patrz�c na przysadzist� kobiet� w ramach obrazu po prawej stronie drzwi.
- Przepraszamy… Wiec, gdzie mo�emy znale�� profesor McGonagall?
- Nie ma jej.
- To znaczy… gdzie ona jest?
- Wyjecha�a. Ma wa�ne sprawy do za�atwienia. Wr�ci jutro wieczorem.
- Oh… Dzi�kujemy… To my.. P�jdziemy ju�…
Luke z�apa� Liz za nadgarstek i odci�gn�� do najbli�szych schod�w, na kt�rych przysiad� zamy�lony. Dziewczyna my�la�a, �e zakl�cie ju� nie dzia�a. Powoli zacz�a wycofywa� si� za r�g, jednak kilka metr�w dalej znowu poczu�a dzia�anie tej dziwnej si� i zarazem us�ysza�a �miech ch�opaka. Wr�ci�a do schod�w z w�ciek�o�ci� patrz�c na koleg�.
- I co? Zamierzasz pilnowa� mnie tak do jutrzejszego wieczoru? Daj spok�j, to bezsensu. Pu�� mnie i ju�.
-Liz… Chcia�bym… ale si� boj�. Je�li k�amiesz i wr�cisz tam? Albo wyskoczysz z najbli�szego okna? Nie wybaczy�bym sobie tego. Zrozum mnie.
- To ty mnie zrozum Luke! Moja matka nie �yje! Wczoraj okaza�o si�, �e gdzie� �yje sobie osoba, kt�ra wie kto jest moim ojcem, kiedy ja nie mam o tym poj�cia! My�lisz, �e to w�a�nie dlatego chc� si� zabi�? Bo wczoraj w ko�cu przybli�y�am si� do poznania prawdy, kt�rej szukam od zawsze? Pomy�l o czym m�wisz!
- Ty… Nie wie…
-Pewnie, �e nie wiedzia�e�. Sk�d mog�e� wiedzie�? Moja matka nie �yje, a ojciec prawdopodobnie nie wie o moim istnieniu. A to, �e lubi� siedzie� na parapecie nie oznacza, �e chc� si� zabi�! Uwolnij mnie! Daj mi spok�j!
Ch�opak wpatrywa� si� w ni� chwil� z dziwnym uczuciem w oczach, po czym anulowa� zakl�cie. Dziewczyna bez s�owa odwr�ci�a si� i szybkim krokiem ruszy�a w stron� Wie�y Gryffindoru.

***

Liz przekr�ci�a si� na drugi bok. Cho� my�la�a, �e jest zm�czona i szybko po�o�y�a si� do ��ka to nie mog�a zasn��. Rozmy�la�a o dzisiejszych wydarzeniach. Ca�y czas mia�a w pami�ci twarz Lucasa kiedy powiedzia�a mu, �e nie zna swoich rodzic�w.
Znowu si� przekr�ci�a wywo�uj�c tym niezadowolone miaukni�cie Zeusa, kt�ry zeskoczy� z ��ka i poszed� pod drzwi. Wiedz�c, �e zaraz zacznie drapa� i domaga� si� o wypuszczenie czym pr�dzej wysz�a z ��ka i na boso przesz�a przez pok�j. Patrz�c jak oburzony kot schodzi po schodach uzna�a, �e skoro nie mo�e spa� ogrza� si� przy kominku w Pokoju Wsp�lnym. Nie zawracaj�c sobie g�owy ubraniem szlafroka czy cho�by but�w wysz�a na klatk� schodow� i cicho przymkn�a drzwi. Sz�a szybko na palcach by jak najmniej och�odzi� stopy na kamiennych stopniach i jak najszybciej znale�� si� przed ciep�ym kominkiem.
Wesz�a cicho do pustego pomieszczenia. Na stolikach, parapetach, komodach a nawet pod�odze le�a�y rzeczy pozostawione przez �pi�cych teraz uczni�w. Ostro�nie przesz�a mi�dzy nimi w stron� kominka, jednak po chwili si� zatrzyma�a. Na kanapie, kt�ra oddziela�a j� od paleniska zauwa�y�a o�wietlon� blaskiem p�omieni posta�. Luke okry� si� kocem, ale jego go�e palce mimo to wystawa�y �miesznie u szczytu sofy. Opar� g�ow� na za�o�onych u g�ry r�kach i patrzy� nieprzytomnie w sufit. Nagle odwr�ci� wzrok i przez chwil� Liz i on patrzyli sobie prosto w oczy zanim speszona dziewczyna nie odwr�ci�a wzroku.
-Hej –powiedzia�a nie�mia�o patrz�c w ogie�.
- Hej… Te� nie mo�esz spa�?
Nie s�ysz�c w jego g�osie z�o�ci czy b�lu odwa�y�a si� na niego spojrze�. U�miecha� si� lekko, troch� przepraszaj�co. Na ten widok dziewczyna pomy�la�a o tym jak na niego nakrzycza�a i poczu�a si� strasznie g�upio.
- Wiesz… Sory, �e… �e tak si� zachowywa�am…
- Nie… To ja przepraszam, �e pomy�la�em, �e chcesz si� zabi�…
Oboje roze�miali si� na te zabawnie brzmi�ce s�owa.
- Zimno ci? -Luke usiad� i zobaczy� jak pociera jedn� stop� o drug�. Dziewczyna poczu�a, �e nie ma ju� mi�dzy nimi �adnych uraz i z�o�ci, wi�c u�miechn�a si� przekornie i usiad�a na dywanie, opieraj�c si� o kanap� i wyci�gaj�c nogi w kierunku ognia. Luke zarzuci� na ni� nagrzany ju� koc, m�wi�c, �e jest mu ciep�o i zn�w po�o�y� si� na kanapie patrz�c w sufit. Siedzieli tak chwil� w milczeniu, kt�re nie by�o uci��liwe. Nie czuli potrzeby rozmowy. Ka�dy my�la� o czym innym.
Po jakim� czasie Luke odchrz�kn�� cicho po czym powoli zacz�� m�wi�.
- Dzi�… kiedy us�ysza�em, �e twoja mama nie �yje… Pomy�la�em, �e jeste�my podobni, �e mo�e dlatego tak mnie… nie umiem inaczej tego uj��… ci�gnie do ciebie… Dlatego, �e pozna�em inn� osob�, kt�ra wychowywa�a si� bez matczynej opieki… i tych wszystkich uczu�, kt�re mo�e czu� dziecko do matki …i kt�rymi matka obdarza dziecko… A potem… doda�a�, �e nie znasz swojego ojca… �e on mo�e w og�le nie wiedzie�, o twoim istnieniu… I poczu�em si� jak jaki�… Pierwszy raz zrozumia�em, �e nie doceniam tego co mam… U�ala�em si� nad sob�, bo… moja matka zmar�a gdy mia�em 3 lata… i nie mia�em czasu lepiej jej pozna�… Teraz tak mi wstyd… Mam przecie� wspania�ego ojca, kt�ry bardzo si� stara� bym wyr�s� na ludzi i zawsze by� blisko mnie… Tak mi g�upio Liz… Przepraszam…
Dziewczyna odwr�ci�a si� zaskoczona. Ch�opak nakry� oczy d�oni�, ale �za, kt�ra sp�yn�a szybko po policzku i wsi�k�a w kanap� nie zosta�a niezauwa�ona. Liz nie wiedzia�a co ma powiedzie�. Lekko speszona i niepewna tego co chce zrobi�, unios�a r�k� i kieruj�c j� za swoj� g�ow� po�o�y�a d�o� na nodze ch�opaka. U�cisn�a j� kr�tko przez pi�am�. Luke uni�s� r�k� i spojrza� na ni�, a ona speszona zabra�a swoj� d�o� z jego nogi i u�miechn�a lekko staraj�c si� przekaza� mu to co czuje. Doceni� to odwzajemniaj�c u�miech, po czym tak jak ona usiad� na dywanie patrz�c w ogie�.
- Liz… nie zdziwi�o ci� kiedy powiedzia�em, �e co� mnie do ciebie ci�gnie? Chcia�bym ci to wyt�umaczy�, tylko… Jeste�my przyjaci�mi czy tam znajomymi, tak? Chodzi mi o to czy… to g�upie, ale… nie jeste� we mnie zakochana czy co�, nie?
Liz prychn�a �miesznie my�l�c o takiej mo�liwo�ci, po czym zreflektowa�a si�, �e mog�o to urazi� Luke.
- Wiesz, przepraszam, ale… nie �ebym… yy… ale jeste� do�� starszy ode mnie… nie jestem w tobie zakochana…
- My�lisz, �e mnie urazi�a� tym pe�nym rozbawienia prychni�ciem? Ciesz� si�, �e jeste�my tylko znajomymi.
- Tak… tylko znajomymi… - w�a�ciwie chcia�a powiedzie�, �e uwa�a go za przyjaciela.
- Wi�c… chcia�em ci wyja�ni� to co do ciebie czuj�… yh.. to g�upio brzmi, ale zrozum mnie… Kiedy ci� pozna�em siedzia�a� na tej kanapie w pi�amie z moim kotem i przedstawi�a� si� tym �miesznym zdrobnieniem… Potem, po meczu… Widzia�em jak wychodzisz z Pokoju Wsp�lnego… S�ysza�em, �e masz na pie�ku ze �lizgonami… Pomy�la�em, �e nie b�d� zadowoleni, �e uzyskali�my tak� przewag� nad Krukonami i je�li si� im napatoczysz to mo�e nie by� weso�o, wi�c poszed�em ci� szuka� i… sama wiesz… Ja jako� tak… Wydaje mi si�, �e jeste� taka bezbronna, �e powinienem ca�y czas ci� chroni�, chocia� ty potrafisz o siebie zadba�… Ale jednak… Sam nie wiem Liz… A kiedy dzi� wszed�em do sowiarni i… zobaczy�em jak si� wychylasz… To by�o okropne… Pomy�la�em, �e chyba skoczy�bym za tob� by pr�bowa� uratowa� ci �ycie…
Podkuli� nogi, opar� czo�o na kolanach i szarpn�� r�koma swoje w�osy. Liz przemy�la�a to co zamierza powiedzie� i zacz�a cicho:
- Mo�e nie jeste�my tylko znajomymi. My�l�, �e to normalne uczucie w�r�d przyjaci�. Ja dla Franka zrobi�abym wszystko. To m�j przyjaciel z Londynu, jest dla mnie jak brat. Masz jakiego� prawdziwego przyjaciela? Pewnie czujesz do niego to samo.
- Zrobi�bym dla moich przyjaci� wszystko, ale… wydaje mi si�… Hmm… Mo�e rzeczywi�cie o to chodzi… Mo�e pod�wiadomie uzna�em, �e potrzebujesz opieki i postanowi�em by� twoim starszym bratem? Co o tym my�lisz? – U�miechn�� si� do nie nie�mia�o.
- Przyda�by mi si� starszy brat – u�miechn�a si� – Frank jest prawie �e w moim wieku, wi�c jeste�my bardziej jak bli�niacy. Starszy brat… Tylko sobie nie my�l, �e mo�esz mi z tego powodu rozkazywa� czy co�... Bo odwo�am tw�j dopiero co nadany tytu� – roze�mia�a si� widz�c, �e Luka te� bawi troch� ta sytuacja.
-No co� ty… Nie jestem jakim�… sam nie wiem kim… Ale wiesz… jest p�no, id� ju� spa�… – powiedzia� z m�dr� min�.
- Ty wredny hipokryto! –powiedzia�a Liz, po czym zacz�a ok�ada� go poduszk� le��c� na kanapie.
- Nie! Przesta�! Aaa! Pomocy!
Ch�opak broni� si� przez chwil�, po czym zacz�� atakowa�. Bez najmniejszych problem�w przerzuci� Liz przez swoje ramie trzymaj�c j� na wysoko�ci kolan. Dziewczyna zacz�a ok�ada� go pi�ciami po plecach i krzycze� „hipokryta!”, kiedy ten zacz�� biega� wko�o kanapy i �askota� j� w bose stopy. Nie zwa�ali na to, �e przy swojej zabawie robi� do�� du�o ha�asu i �e jest druga w nocy. Niestety kto� inny to zauwa�y� i niezbyt mu si� to podoba�o.
Z klatki schodowej prowadz�cej do dormitori�w ch�opc�w wypad� rozczochrany prefekt w na odwr�t za�o�onym szlafroku.
- Co tu si� dzieje? Uspok�jcie si�! Co to ma znaczy�?
S�ysz�c surowy g�os Luke postawi� Liz na ziemi i u�miechn�� si� do ch�opaka.
- Cze�� Tymothy. Co tam?
- Lucas? My�la�em, �e to jakie� pierwszoroczniaki si� wyg�upiaj�, a zastaj� ciebie? Co ty sobie my�lisz budz�c ca�y Gryffindor? Oszala�e�? – chocia� jego gniew skupi� si� na ch�opaku to po chwili zobaczy� Liz, kt�ra sta�a cicho z boku.
- Wi�c jednak pierwszoroczniacy, tak? Gdzie twoi znajomi? Nie m�w, �e wyszli z Wie�y? Dzi�kuj�, �e pr�bowa�e� ich uspokoi� Lucasie. Musz� znale�� reszt� tych bachor�w… - Luke i Liz wymienili rozbawione spojrzenia, po czym Luke wzruszy� ramionami, g�o�no prze�kn�� �lin� i zwr�ci� si� do prefekta:
- Tymothy… Tu nie ma nikogo innego… - powiedzia� z udawan� skruch� i wlepi� zawstydzone spojrzenie w dywan. Liz posz�a za jego przyk�adem – Przepraszam ci� za nasze zachowanie. Wiesz… Jako� tak g�upio wysz�o… To si� ju� nie powt�rzy… Obiecujemy…
- Yy… No dobrze… dobrze… Id� spa�, je�li jeszcze raz was us�ysz� to po�a�ujecie.
I odszed� z uniesion� do g�ry g�ow�. Liz u�miechn�a si� do Luka, a on zacz�� cicho chichota�, na co Liz zwin�a si� w k��bek na dywanie by nie zacz�� rycze� za �miechu.
- Tymothy jest �wietny…

Komentarze:


moncler paris
Wtorek, 25 Listopada, 2014, 13:22

Thanks a lot so much with this write-up! Exactly what a great thought! We have this elderly only two attempting something new regarding preserving their own paperwork along as well. Perfect moment.
moncler paris

 


boutique moncler paris
Wtorek, 25 Listopada, 2014, 13:22

We tried looking at your internet site with my ipod-touch as well as the structure doesnt seem to be correct. May want to find out about it on WAP as well as seems like most cellular templates aren't going to be truly cooperating with your website.
<a href="http://www.laskar.fr/moncler-pas-cher/" >boutique moncler paris</a>

 


Spud
Wtorek, 25 Listopada, 2014, 21:41

term life insuranc cheap viagra generic best price Tadalafil cheap car insurance quotes

 


Kert
Środa, 26 Listopada, 2014, 04:46

non prescription cialis direct auto insurance health and dental ppo insurance viagarabuy

 


Alex
Czwartek, 27 Listopada, 2014, 06:30

business insurance cost nyc viagra online humana health insurance online viagra sales auto car insurance quotes

 


Theresa
Czwartek, 27 Listopada, 2014, 08:03

generec cialis insurance business erection buy generic cialis

 


Isabelle
Piątek, 28 Listopada, 2014, 06:33

car insurance quotes online buy viagra cheap real viagra insurance rates for small business

 


air max 1 pas cher
Piątek, 28 Listopada, 2014, 15:15

Wireshark works on the actual Mac despite the fact that is actually certainly overkill in this!
air max 1 pas cher

 


moncler pas cher
Sobota, 29 Listopada, 2014, 14:43

Harry Potter .org.pl - Magiczny Portal literatury m�odzie�owej.
moncler pas cher

 


moncler homme
Niedziela, 30 Listopada, 2014, 06:20

Harry Potter .org.pl - Magiczny Portal literatury m�odzie�owej.
moncler homme

 


hogan rebel
Poniedziałek, 01 Grudnia, 2014, 17:56

FYI: I tried out your own the actual BlogWealthMaker website along with Tendency Micro obstructed this any detrimental internet site thus keep in mind!
hogan rebel

 


mont blanc pen
Poniedziałek, 01 Grudnia, 2014, 17:56

Yes, FileZilla's growth staff doesn't succeed substantial scars by me for covering. htaccess data files automatically ALONG WITH stashing the alternative to enjoy the idea in a very randomly food list (should possibly be underneath "View")...
<a href="http://www.kmea.org/montblanc/" >mont blanc pen</a>

 


alviero martini
Wtorek, 02 Grudnia, 2014, 11:27

hey there i actually unexpectedly wiped our htaccess record, soo cud a help me out there the way i cud said bak??? pls speedy I'm running Filezilla 3. installment payments on your 6. one along with the technique of displaying. htaccess has evolved.
<a href="http://www.biofox.com/borse/" >alviero martini</a>

 


cheap moncler jackets
Czwartek, 04 Grudnia, 2014, 05:57

Harry Potter .org.pl - Magiczny Portal literatury m�odzie�owej.
cheap moncler jackets

 


Peuterey Sito Ufficiale Italia
Czwartek, 04 Grudnia, 2014, 17:40

Marriage registration, a passport and the right to vote are also out of reach without a birth certificate.
Peuterey Sito Ufficiale Italia

 


Moncler Pas Cher
Piątek, 05 Grudnia, 2014, 07:02

1 ) Inside the "about" selection, that affirms our variation is usually four. installment payments on your some (8E200) in the event in order to.
Moncler Pas Cher

 


coach outlet online
Piątek, 05 Grudnia, 2014, 17:13

On the other side of the lines, Union soldiers began to celebrate. Artillerymen fired their guns to salute the victory over Lee.
coach outlet online

 


air max femme soldes
Piątek, 05 Grudnia, 2014, 20:38

If your m�disance is usually untrue, Romney can certainly demonstrate the idea bogus. Most he's to try and do is usually discharge their fees. Possibly Romney is usually concealing anything, or even he feels stubbornness is a considerably more presidential feature as compared to openness as well as credibility. In either case, she has wrong.
air max femme soldes

 


parajumpers homme pas cher
Piątek, 05 Grudnia, 2014, 21:05

Hahaha noises humorous i dnt tink diz ipad device is intended for individuals Zero outer gadgets solely blog however software indicate More income to pay, which means this will be the most detrimental point. <br />. -= GDI Blog's final blog site... Find Very good Compensation for injuries Insurance Rates in addition to Handle Your enterprise =-.
parajumpers homme pas cher

 


cheap mulberry bags
Piątek, 05 Grudnia, 2014, 23:44

You might be wright but , in case you invest some more $$, then you can certainly converters products to cheap mulberry bags work with universal serial bus gadgets having apple ipad tablet but very costly person <br />. -= Sunil Jain's final blog... [How to cheap mulberry bags] Custo cheap mulberry bagsmize Retweet Element throughout Multiauthor Blogger weblogs =-.

« 1 15 16 17 18 19 20 21 »

Twój komentarz:
Nick: E-mail lub strona www:  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki