Pamiętnikiem opiekuje się Selena Do 29 maja 2009r pamiętnikiem opiekowała się Tibby Do 8.10.2007r. pamiętnikiem opiekowała się Maxyria Flemence Kącik Hermiony
1 wrze�nia
To TEN dzie�. TEN dzie�, kiedy wreszcie dotr� do mojej nowej szko�y dla magicznych uczni�w. To takie… niewiarygodne. Spotkam setk� os�b, kt�re potrafi� czarowa�. Ja sama potrafi� czarowa�, ale do mnie to jeszcze nie dociera. Rano spakowa�am wszystkie swoje potrzebne rzeczy- kocio�ek, sk�adniki eliksir�w, podr�czniki, pi�ra i atrament, szat� czarodzieja i inne ciuchy. Wyjecha�am z rodzicami bardzo wcze�nie. Wola�am by� wcze�niej, ni� sp�ni� si� na poci�g. Pojazd ten wyrusza ze stacji King Cross z peronu nr. 9 i 3/4. Kiedy Dumbledore powiedzia� mi z jakiego peronu wyrusza pojazd, kt�ry ma mnie zawie�� na miejsce, mia�am ochot� wybuchn�� �miechem. Bo nie by�o takiego peronu. Jest peron 9 i 10, ale 9 i � nigdy nie istnia�. Tak sobie my�la�am. I nie omieszka�am wspomnie� o tym mojemu nowemu dyrektorowi. Ale on spojrza� si� na mnie wyrozumia�ym wzrokiem i odpowiedzia� mi, jakby to by�o zupe�nie oczywiste:
-Musisz przej�� przez barierk� pomi�dzy peronem 9 i 10.
Mimo, �e nie mog�am w to uwierzy�, pos�ucha�am si� go. W ko�cu widzia�am ulic� Pok�tn� na w�asne oczy (nie by�a to �adna iluzja), wi�c powinnam uwierzy� dyrektorowi i w tej sprawie. Ale mia�am wiele w�tpliwo�ci. W ko�cu, czy nikt nie zauwa�y jak nagle przejd� sobie przez barierk� i znikn� po jej drugiej stronie. C�, to troch� zaskakuj�cy widok dla mugoli. Poza tym, co je�eli si� roztrzaskam, albo dostan� si� na inny peron? Kiedy dotar�am na dworzec King Cross moim jedynym marzeniem by�o wr�ci� do domu i schowa� g�ow� pod poduszk�, aby nie musie� przez to wszystko przechodzi�. Z natury by�am raczej odwa�n� osob�, ale kiedy chodzi o magi� zamieniam si� w tch�rza. Mia�am tyle w�tpliwo�ci, �e ju� nawet chcia�am zrezygnowa�. Co by si� sta�o, gdybym nie pojecha�a do Hogwartu? Czy dyrektor znowu by mnie odwiedzi�? Na pewno, ale co by m�wi�? Zmusi� czarami do podj�cia czarodziejskiej nauki, czy zostawi� woln� wol�?
-Kochanie, wszystko w porz�dku?- spyta�a moja mama, kiedy niepewnie stan�am przed barierk�.
Danielle Grenger mia�a w oczach �zy, kt�re �agodnie osusza�a chusteczk� do nosa. Sama bym p�aka�a jak b�br, gdyby nie m�j strach przed ujrzeniem tego innego peronu. Moje przera�enie osi�gn�o szczytny punkt, gdy tata stwierdzi� nagle, �e powinnam rusza� ju� w drog�. Prze�wiadczenie, �e powinnam wzi�� w tej chwili nogi za pas sta�o si� strasznie silne. Ale nie zrobi�am niczego takiego. „Zosta�am stworzona do wielkich rzeczy”- stwierdzi�am czuj�c piek�ce �zy pod powiekami- „dlatego dzisiaj wst�pi� w ten nowy �wiat i nie uciekn� jak podpowiada mi rozum, ale p�jd� na prz�d jak podpowiada mi serce”. M�wi�c w my�lach cytat z „Kariny” przest�pi�am barierk� z zamkni�tymi oczami. To co ujrza�am po drugiej stronie strasznie mnie zaskoczy�o. Oczekiwa�am czego�… bo ja wiem… mniej normalnego, a ujrza�am tylko zwyk�y peron. Na szynach znajdowa� si� najnormalniejszy na �wiecie czerwony poci�g, wok� kt�rego t�oczy�o si� mn�stwo ludzi. Jedynym szczeg�em, kt�ry nie pasowa�by do mugolskiego peronu, by�o pohukiwanie s�w, rechot �ab i piszczenie szczur�w oraz pokrzykiwania zdesperowanych mam wo�aj�cych do swoich dzieci siedz�cych w przedzia�ach „Kochanie, nie zgub samopisz�cego pi�ra. By�o bardzo drogie!”, „Skarbie, pami�taj, �eby wys�a� mi sow�, jak dojedziesz do Hogwartu” albo „Zachary, nie wdawaj si� w czarodziejskie pojedynki, dop�ki nie dowiesz si�, jak walczy�”. Te wo�ania by�y chyba najdziwniejsze dla zwyk�ego nieczarodzieja. Bo kto s�ysza� o samopisz�cym pi�rze, wysy�aniu s�w albo czarodziejskich pojedynkach? Spojrza�am na wielki zegar znajduj�cy si� na barierce naprzeciwko mnie. By�a 10.45 O 11.00 mia� odje�d�a� poci�g. Cz�� tremy ju� ze mnie opad�a, bo najtrudniejsze (czyli przej�cie przez barierk�) mia�am ju� za sob�. Jeszcze tylko musze znale�� sobie odpowiednie miejsca w wagonie, a p�niej czeka mnie d�uga, bardzo d�uga podr�. Ale nie s�dz�, �ebym si� nudzi�a. Mog� w ko�cu powtarza� sobie wszystkie proste zakl�cia, kt�rych nauczy�am si� z ksi��ek do zakl��. Najpotrzebniejsze wypisa�am sobie w notatniku, kt�ry spakowa�am do plecaka- baga�u podr�cznego. Z tymi my�lami uda�am si� w stron� czerwonego olbrzyma. Z powa�n� min�, nie zdradzaj�c� �adnych uczu�, zacz�am szuka� wolnego przedzia�u. Mimo, �e by�o jeszcze 15 minut do odjazdu, poci�g by� ju� prawie pe�ny. Znalaz�am jaki� w miar� pusty wagon i usadowi�am si� w �rodku. Pami�tam dok�adnie wszystkich, kt�rych pozna�am podczas jazdy. Chocia� w sumie nie by�o ich wielu. Naprzeciwko mnie siedzia�a szczup�a dziewczyna o d�ugich br�zowych w�osach i czarnych oczach. Przedstawi�a mi si� jako Parvati Patil. Z jej ciemnej sk�ry i sposobu ubierania si� wywnioskowa�am, �e to chyba hinduska. Ko�o niej siedzia�a jej siostra bli�niaczka. Obok si�str Patil siedzia� niski i pulchny ch�opczyk. Mia� malutkie, przera�one oczy, a z kieszeni jego bluzy wystawa�a wielka, o�lizg�a ropucha. On przedstawi� mi si� jako Neville Longbottom. Wygl�da� na nieco roztrzepanego i niezdarnego ch�opaka. Potwierdzi� to sam fakt, �e w po�owie drogi zacz�� krzycze� i wydziera� si� na ca�e gard�o „Moja Teodora! Teodora znikn�a! TEODORO, TEODORKO, GDZIE JESTE�???”. To by�y straszne chwile, szczeg�lnie wtedy, kiedy z jego przera�onych oczek, zacz�y wyp�ywa� �zy. Spr�bowa�am go jako� pocieszy�, ale wszystkie moje wysi�ki by�y na nic. Wci�� mamrota�, �e babcia go zabije, �e bez Teodory nie ma po co wraca� do domu i �e to by�a jego ukochana ropucha. Kiedy wreszcie zorientowa�am si�, �e chodzi mu tylko o t� o�lizg�� poczwar�, zaproponowa�am mu pomoc w jej szukaniu. W ko�cu nic si� nie stanie, je�eli b�d� chodzi� po wagonach i pyta� o jego ropuch�. Chyba nie z�ami� tym, �adnego punktu regulaminu szkolnego. Z t� my�l� podnios�am si� z miejsca i ruszy�am na obch�d. Oczywi�cie nikt nie widzia� jego �aby, ale dw�ch ch�opc�w zapad�o mi w pami��. Jeden z nich by� tym s�ynnym Harrym Potterem, kt�ry pokona� samego Sami- Wiecie- Kogo. Sami- Wiecie- Kto to najpot�niejszy czarodziej wszech�wiat�w- przynajmniej tak si� o nim m�wi. Budzi tak� groz�, �e nikt nigdy nie chce wymawia� jego imienia. Nie jestem g�upia- te� nie b�d� go wymawia�. Zapad� mi w pami��, poniewa� zachowywa� si� jak szczeg�lny t�pak. Oczywi�cie, nie powiedzia�am mu tego prosto w twarz tylko grzecznie si� przedstawi�am. Naturalnie jego rudawy przyjaciel potraktowa� mnie wyj�tkowo oschle, mimo, �e nic nie zrobi�am. Zosta�am tylko podczas momentu, kiedy rudzielec rzuca� zakl�cie na swojego szczura. By�o ono tak �mieszne, �e mia�am ochot� zacz�� �mia� si� z niego na ca�e gard�o. By�am jednak pewna, �e to by go mocno zrani�o, dlatego postanowi�am pokaza� mu, jak si� rzuca prawdziwe zakl�cia. Usiad�am naprzeciwko tego ca�ego Pottera i prostym zakl�ciem „Reparo” naprawi�am mu okulary. Obydw�m opad�a szcz�ka, ale to nic dziwnego. Nie wygl�dali na wybitnie inteligentnych.
Drugim ch�opcem, kt�rego szczeg�lnie zapami�ta�am by� szczup�y blondyn. Jego zapami�ta�am z ogromnego chamstwa. Potraktowa� mnie jak najgorsze popychad�o, kiedy stwierdzi�am, �e moi rodzice s� mugolami. A to przecie� nie ja wybiera�am sobie rodzic�w (chocia� gdybym mog�a sobie wybra�, to i tak bym ich nie zamieni�a na innych). Razem z nimi siedzia�y jakie� dwa dryblasy, kt�rym raczej wola�am nie podpada�, wi�c szybko wycofa�am si� z ich przedzia�u. Kiedy wr�ci�am do swojego wagonu chcia�o mi si� p�aka�. Powitanie jakie zgotowa� mi blondynek wcale mnie nie ucieszy�o. Ju� podejrzewa�am, �e b�dziemy wrogami.
Moje rozmy�lania przerwa� zap�akany Neville. Kiedy zapewni�am go ze smutkiem w g�osie, �e nikt nie widzia� jego ropuchy ponownie zala� si� �zami. Nie mog�am patrze� na jego p�acz. Wygl�da� jak ma�e, pulchne, zrozpaczone dziecko. Zrobi�o mi si� go strasznie szkoda.
-Neville, przejd� si� jeszcze raz po wagonach. Mo�e kto� znalaz� twoj� ropuch�.- zaproponowa�am mu klepi�c go lekko po ramieniu.
Zap�akany wsta� i ruszy� na obch�d poci�gu. A ja zosta�am sam na sam z dziwn� Lun�. Ca�a podr� min�a mi spokojnie, bez ani jednej przygody. Pod koniec drogi Neville znalaz� Teodor� pod swoim siedzeniem i na tym sko�czy� si� jego lament. Na szcz�cie, bo mia�am go ju� serdecznie do��. Ale kto by nie mia�? Bez przerwy p�aka�, marudzi�, krzycza�, nawo�ywa� Teodor�, po czym znowu p�aka�, marudzi� itd. Kiedy wysiadali�my z poci�gu by�a ju� godzina 18.00, czyli najwy�szy czas, �eby co� zje��. Wprawdzie po poci�gu przesz�a kobieta nawo�uj�c „Smako�yki! Smako�yki! Mo�e co� z w�zka, kochaneczki?”, ale nie sprzedawa�a nic, co nie przyprawi�oby mnie o wymioty. �ywe czekoladowe �aby, czy fasolki Berttiego Botta o smaku kompostu, to nie jest moje upragnione jedzenie. Wprawdzie mog�am si� skusi� na Dyniowe Paszteciki, ale co je�eli by�y to �ywe dynie albo jakie� inne czarodziejskie wymys�y? Wola�am spokojnie czeka�, a� dojedziemy do Hogwartu. No i w ko�cu dotarli�my.
Najpierw jednak musieli�my przep�yn�� ��dkami przez ogromne jezioro i dopiero wtedy ujrzeli�my Hogwart- nasz nowy dom. By� to ogromny zamek z wieloma basztami i wie�yczkami oraz rozjarzonymi oknami, stoj�cy na wysokiej g�rze. Nie mog�am oderwa� od niego wzroku. Wygl�da� bardzo… imponuj�co. No, na pewno robi� wra�enie na pierwszoroczniakach, czyli (o zgrozo!) na mnie. W powietrzu zacz�� unosi� si� ch��d, dlatego po�piesznie weszli�my przez otwarte wrota do szko�y. W �rodku wygl�da�a ona jeszcze bardziej okazale. Na �cianach wisia�y obrazy i (na pocz�tku nie mog�am w to uwierzy�) portrety, kt�re si� rusza�y!!!! Tak samo zreszt� jak schody, kt�re okaza�y si� bardzo zdradzieckie (jeden stopie� trzeba omija�) i… ruchliwe. Potrafi�y oderwa� si� od jednego ko�ca pod�ogi i przytwierdzi� si� do drugiego. Ale to co najbardziej mnie zaskoczy�o i -z niech�ci� musz� przyzna�- troch� przestraszy�o by�o duchami! Najprawdziwszymi na �wiecie zjawami. Przezroczystymi, strasznymi i bardzo zimnymi duchami. Kiedy wreszcie weszli�my do jadalni (wielko�ci ca�ego mojego domku w��cznie z ogr�dkiem) jaka� starszawa, srogo wygl�daj�ca kobieta po�o�y�a na krze�le jaki� stary kapelusz. By� ca�y brudny, postrz�piony i wygl�da� jakby mia� tysi�c lat. Oczywi�cie wiedzia�am wszystko o tym „kapeluszu”. By�a to Tiara Przydzia�u, kt�ra przydziela�a pierwszoroczniak�w do poszczeg�lnych dom�w- Gryffindoru, Slytherinu, Ravenclawu lub Hufflepuffu. Naturalnie inni byli przera�eni, nie mieli poj�cia, co si� zaraz wydarzy. A ja wiedzia�am, �e tiara otworzy zaraz swoje „usta” i zacznie �piewa� pie��, do nas skierowan�, a p�niej przydzieli nas do poszczeg�lnych dom�w. Mimo, �e wiedzia�am zdecydowanie wi�cej od innych uczni�w, strach mnie nie opuszcza�. Ba�am si�, �e zrobi� z siebie idiotk�, Tiara przydzieli mnie do z�ego domu albo, co gorsza, stwierdzi, �e nie nadaj� si� do �adnego z nich i b�d� musieli odes�a� mnie do domu. Wprawdzie nie czyta�am o �adnym takim przypadku, ale strach nie jest racjonalny.
-Hermiona Grenger.- wyczyta�a z listy kobieta o surowym wygl�dzie.
Z dr��cymi kolanami podesz�am do sto�ka i w�o�y�am tiar� na g�ow�. Teraz nie s�ysza�am ju� nic. Tiara zakrywa�a mi szczelnie uszy. Mia�am wra�enie jakbym siedzia�a na tym sto�ku p� godziny, ale zapewne by�o to tylko kilka sekund. GRYFFINDOR rykn�a Tiara Przydzia�u. Szybko zeskoczy�am ze sto�ka i pogna�am usi��� przy klaszcz�cym stole. Kiedy wszyscy dostali si� ju� do swoich dom�w, podano kolacj�. A raczej puste talerze i p�miski wype�ni�y si� przepysznymi potrawami. Sto�y ugina�y si� pod jedzeniem. Sama zjad�am tyle, ile nie zjad�am przez trzy dni w domu. Ale nie mog�am si� oprze� kawa�kom kurczaka, pieczonym ziemniaczkom, puddingowi i strudlom. Teraz le�� sobie w swoim ��ku, w swoim dormitorium, kt�re dziel� razem z Parvati Patil i Lavander Brown, przy�wiecam sobie latark� i padam ze zm�czenia. Ten dzie� by� pe�en wra�e�, ale najlepsze dopiero zacznie si� jutro. Och, ju� nie mog� si� doczeka� swoich pierwszych zaj�� magicznych!!!!!