W Japonii premiera Harry'ego Pottera i Zakonu Feniksa miała miejsce już pod koniec czerwca, dostępne są film oraz zdjęcia z imprezy. Przedwczoraj odbyła się angielska premiera filmu. Niektórzy fani już kilka godzin przed premierą koczowali przed kinem, o czym dobrze świadczą zdjęcia. Pod więcej zamieszczamy kilka linków do artykułów, zdjęć i filmów oraz przetłumaczoną recenzję filmu.
Na japońskiej premierze w Tokio z głównego trio bohaterów pojawił się jedynie Daniel Radcliffe. Aktora powitały setki fanów, nie tylko z Japonii. 17-letni aktor przywitał się z wielbicielami serii o młodym czarodzieju w ich własnym języku: Nihon no minasan, Konnichiwa! Danielowi towarzyszył producent filmowy, David Heyman.
Premiera została przeprowadzona z wielką pompą. Daniel został wprowadzony na czerwony dywan wśród blasków fleszy i pióropuszy dymów. Cudownie było przybyć tu i przywitać się - powiedział Radcliffe. Mam nadzieję, że ludzie będą poruszeni nowymi postaciami, nowym sposobem gry i końcową walką.
Dużym zainteresowaniem w filmie cieszył się pierwszy pocałunek Harry'ego. Aktor stwierdził: Kiedy występowałeś nago na scenie przed 1 000 ludzi, naprawdę czujesz, że możesz zrobić wszystko bez zahamowań. Całowanie Katie było naprawdę przyjemnym doświadczeniem, zwłaszcza w porównaniu z byciem nago na scenie i oślepianiem koni.
Zagorzali entuzjaści Harry'ego Pottera z pewnością wybiorą się na film, gdy tylko ten trafi do kin. Jak jednak został przyjęty przez krytyków? Poniżej tłumaczenie recenzji z Entertainment Timesonline.co.uk.
Ze światłami reflektorów oświetlających setki metrów nocnego nieba, neonami gdziekolwiek się spojrzy i oddziałem cyfrowych kamer wychwytujących każdą sekundę, najbardziej nowoczesne miasto świata, wydawało się być oddalone o miliony mil od zakazanych, kamiennych ścian Hogwartu, Szkoły Magii i Czarodziejstwa.
Ale to tutaj, w Tokio, zeszłej nocy została przywołana - z iście Hollywodzkim rozmachem - magia, a świat mógł po raz pierwszy rzucić okiem na Harry'ego Pottera i Zakon Feniksa: film pokazujący, że chłopiec-czarodziej dorasta i musi zmierzyć się z przerażajacą prawdą swojego przeznaczenia.
Najnowsza piąta ekranizacja powieści J. K. Rowling opowiada o bolesnym zrozumieniu przez głównego bohatera ilości bitew ze złem, jakie go czekają. To film, w którym ilość narracyjnych wątków - od akcji do intrygi - może nieco nużyć.
Czemu jednak, podczas gdy pełna obsada filmu to Brytyjczycy, autorka jest Brytyjką, a Hollywood swoją marką zagwarantowało niesamowitość magicznych efektów, film miał premierę w stolicy Japonii? Być może odpowiedź leży w producencie filmu, Warner Bros., oraz ponurej komercyjnej dynamice powszechnie znanej Narita Index oraz ilości fanów, którzy powitali hollywoodzkie gwiazdy na lotnisku w Tokio? Kiedy pięć lat temu Daniel Radcliffe wylądował na japońskim lotnisku, został histerycznie powitany przez brygadę 2 300 fanów. Tymczasem w środę na przyjazd aktora czekało - przyznajmy, że było wcześnie rano - zaledwie wyczerpana grupa 30 łowców autografów.
I tego właśnie najbardziej boją się Warner Bros., Disney i inne fabryki snów. Zeszłego rou w japońskim box office (drugim największym rynkiem zbytu dla Hollywood), okazało się, że rodzime japońskie filmy przyniosły nieznacznie więcej zysków niż filmy z Hollywood, co zdarzyło się pierwszy raz od 1985 roku. Gdyby nie Harry Potter i Czara Ognia, Hollywood poniosłoby całkowitą klęskę w roku 2006.
Hollywood zadecydowało, że być może nadszedł już czas, by japońskich odbiorców potraktować z nieco większym respektem. Z tego względu, ostatni film o Harrym Potterze to już trzecia hollywoodzka światowa premiera (po Spider-Manie 3 oraz Piratach z Karaibów: Na Krańcu Świata) odbywająca się w Tokio w ostatnich trzech miesiącach. Wczoraj, w bezbarwnej kawalkadzie efektów specjalnych i pojedyńczych błyskach gwiazd, można było ocenić podjęty wysiłek. Dzięki temu fabryce snów udało się przyciągnąć nieliczny tłum zatwardziałych japońskich mugoli. Film jest jednolity, czasami próbuje bez sukcesów zaskoczyć spektakularnością, poruszyć i rozbawić, czego nie mieliśmy w poprzednich filmach.
Jest dużo więcej okrucieństwa niż w poprzednich ekranizacjach, widoczne jest, że nie mamy już dłużej do czyniena z zachwycającym magicznym placem zabaw, ale droga prowadzi do imponującej konfrontacji, która niesie ze sobą prawdziwe ofiary.
Głównym wątkiem filmu jest próba przekonania przez Harry'ego i Dumbledore'a niewiarygodnie paranoicznego i niezadowolonego świata czarodziejów, że wróg, Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać, Voldemort (grany przez Ralpha Fiennesa), powrócił.
Aktorskie umiejętności Radcliffe'a (Harry), Ruperta Grinta (Ron Weasley) i Emmy Watson (Hermiona) poprawiły się, ale nie na tyle, by prawdziwie oddać charakter postaci i nadać opowieści głębi, której tak rozwijające się filmy naprawdę potrzebują. Umieją już grać złość i stanowczość, ale nadal nie radzą sobie z bardziej skomplikowanymi uczuciami. Krzyk Harry'ego podczas psychicznej walki z Voldemortem brzmi okropnie fałszywie.
Jeśli chodzi o dorosłych aktorów: Imelda Staunton jako Dolores Umbridge - uzurpatorka w Hogwarcie - jest doskonale niesympatyczna. Helena Bonham Carter jako demoniczna Bellatriks Lestrange jest błyszczącym, ale nie w pełni wykorzystanym talentem.
Reżyser, David Yates, wprowadził pewne cudowne urozmaicenia, włączając w to wybuchowe przejście bliźniaków Weasley ze świata szkolnego do świata... handlu detalicznego. Jednak w sumie widać braki tego, co typowe w czarodziejskim świecie, co przerywało i łączyło kolejne wątki w poprzednich filmach.
Piąta i najdłuższa książka, na której oparty jest scenariusz filmu jest ważną, ale niezbyt enigmatyczną częścią serii. Wiele się wyjaśnia, wiele zostaje do wyjaśnienia, ale nie ma takiego tempa, do jakiego przyzwyczailiśmy się w poprzednich dziełach (zwłaszcza w Czarze Ognia). Książka nieco zawiodła tym, czego nam nie wyjaśniła.
Film, tymczasem, z konieczności mocno streszcza ponad 800-stronnicową książkę i zostawia nas nieco zawiedzionych i rozdrażnionych faktem, że prawdziwe rozwiązanie cyklu poznamy dopiero w odległych dwóch filmach.
Pomimo tego głównym problemem stwarza nie sam film, ale prawie powszechna znajomość książek przez widzów. Większość wielbicieli Pottera wyczekuje na publikację ostatniej, siódmej książki w przeciągu trzech tygodni, która niesie ze sobą obietnicę połączenia niezliczonych wątków na końcu.
Kiedy czekanie na książkę staje się nie do zniesienia, można dostrzec w filmie przyjemne momenty, gdyż jest nieźle zrobiony i sam w sobie nie ponosi winy za pewne oczekiwania. To jak ciężka praca przed użyciem ostatecznego zaklęcia.
W serwisie Movies dostępny jest kolejny krótki filmik. Tym razem można się przyjrzeć dokładnie gabinetowi Umbridge. Wskakujcie do kominka!
Zwiastun wersji dla kin IMAX Harry'ego Pottera i Zakonu Feniksa został udostępniony na stronie IMAX.com. Na uwagę zasługuje kilka nowych scen oraz niezwykła ostrość obrazu. ?apcie za Błyskawicę. Do obejrzenia jest także filmik przedstawiający ucieczkę śmierciożerców z Azkabanu.