Hej! Oto i następna notka. Nie jest za długa i chyba nie najlepsza, ale w następnej bardziej się postaram. Tej nie miałam czasu dopracować.
Chłopiec wyskoczył z kominka w Dziurawym Kotle i otrzepał się z pyłu. Był przed czasem. Zamierzał stanąć gdzieś z boku i poczekać na kolegę kiedy usłyszał swoje imię :
- James! – Syriusz kierował się w jego stronę machając do niego ręką. – Cześć!
- Hej! Już jesteś?
- Prawdę mówiąc byłem tu już po dziesiątej . Bo wiesz… Stara była na mnie zła, bo wieczorem trochę podokuczałem Regowi. Mogłaby jeszcze zmienić decyzje, więc wolałem nie ryzykować i zmyłem się wcześniej.
- Niezłą masz rodzinkę – powiedział tylko James kiwając głową i z pomocą barmana Toma wyszli na Pokątną przez małe podwórko.
Pierwsze kroki skierowali do Ollivanderów, gdzie Syriusz znalazł odpowiednią różdżkę już za czwartym razem. Obaj udawali śmiertelnie poważnych, jednak kiedy wyszli zaczęli śmiać się z pana Ollivandera i jego czasem dziwnych słów i gestów. Następnie poszli do Esów i Floresów, gdzie odebrali swoje książki. Kupili wszystkie rzeczy, o których zapomniał w piątek Syriusz, po czym zjedli po ogromnej porcji lodów ( jedenaście gałek, a każda w innym smaku). Siedzieli przy stoliku przed lodziarnią, obok przechodziło wielu czarodziejów.
- Co właściwie zrobiłeś bratu? – zapytał Jim patrząc na Syriusza przez szkła okularów.
- Nic takiego – uśmiech chłopaka mówił co innego. – No wiesz… Po prostu zawinąłem go w kołdrę, potem ten ‘kokon’, który powstał obwiązałem liną… - zaczyna cicho chichotać - Wtedy przerzuciłem tą linę przez deskę łączącą dwa filary przy łóżku, podciągnąłem go do góry… Drugi koniec liny przywiązałem do kaloryfera i … I zostawiłem go tak… - Na koniec pękał już ze śmiechu, a James dołączył do niego.
- A on dał się tak po prostu? Nie stawiał oporu?
- Trzeba było użyć pewnej siły – mówiąc to przyglądał się swojej pięści. Roześmiali się i przybili piątkę, po czym pobiegli do sklepu z miotłami.
- Nieźle… - mruknął James, kiedy weszli do środka. Na specjalnych podstawkach, a w niektórych miejscach na ścianach, stały lub były przyczepione różne rodzaje mioteł. Chłopcy zgodnym krokiem podeszli do stojącej na środku.
- Łał… Chciałbym taką… - Z szeroko otwartymi oczami przyglądali się Nimbusowi 1000. Nagle usłyszeli coś pomiędzy kwikiem, jękiem, a krzykiem wydobywającym się z gardła właściciela sklepu, który rzucił się do wejścia i zamknął drzwi.
- Co jest? – spytał James, a w zamian odpowiedzi przed jego nosem przeleciał złota, skrzydlata piłeczka. – Złoty znicz…
- Ale jak uciekł? – spojrzeli na niskiego, grubego chłopca, który przed chwilą wszedł do sklepu. Teraz stał nieruchomo trzymając coś przypominającego szkatułkę, z wszystkich jej stron widniał jaskrawo czerwony napis – NIE OTWIERAĆ!!! Pozostawili chłopca w spokoju, a skupili się na znalezieniu znicza. Sprzedawca stał bezradnie, z rozłożonymi rękoma. Złota piłeczka krążyła pod sufitem.
- Złapie ją – mruknął James i za nim ktokolwiek zdążył coś zrobić wyczuł właściwy moment, wybił się, wyciągnął rękę i … Pierwszy raz w życiu złapał Złotego znicza. Trzymał mocno, chociaż mała piłeczka tylko chwile próbowała się wyrwać po czym znieruchomiała.
- Łał… - mruknął Syriusz, właścicieli nie był jednak zadowolony. Kiedy James chciał oddać mu znicza powiedział niemiłym głosem:
- Czy wiecie coś o zniczach? Zapewne nie. Wiedzielibyście, że znicz ma pamięć cielesną i … Ech tam.. Teraz po prostu nic już nie znaczy… Nie mogę go sprzedać…
- Ups… - gruby chłopiec jakby ożył. Zrobił się purpurowy, odrzucił pudełko i szybko wybiegł ze sklepu. Mężczyzna krzyknął coś za nim i wrócił zdenerwowany za ladę. Lekko zdezorientowani chłopcy wyszli ze sklepu, odeszli kawałek i usiedli na krawężniku rozmyślając o tym co właśnie zaszło.
- Złapałeś go? – usłyszeli cichy, nieśmiały głos. Kawałek dalej stał ten sam pulchny chłopiec.
-Ty go wypuściłeś – chłopiec zmieszał się trochę, więc James wyciągnął rękę i przedstawił się:
- Jestem James.
- Peter.
- Syriusz.
- Też jedziecie do Hogwartu?
- Tak.
- Peter! - usłyszeli wołanie kobiety.
– Ups… Musze lecieć… - Pobiegł do swojej matki i zaczął cos jej tłumaczyć żywo gestykulując.
- James?
- Tak?
- O której mieliśmy być u ciebie?
- O trzeciej, a co?
- Jest już dwadzieścia po!
Zerwali się i pobiegli do Dziurawego Kotła.
- Nareszcie! – Takim okrzykiem, w którym słychać było ulgę, przywitała ich w kuchni mama Jamesa. – Już myślałam, że coś się stało.
- Wszystko dobrze, mamo.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry Syriuszu. Siadajcie, pewnie jesteście głodni. A to co? – wskazała na zaciśniętą w pięść dłoń Jima - cały czas trzymał znicza. Opowiedzieli jej wszystko jedząc obiad.
Kilkadziesiąt minut później siedzieli w pokoju Jamesa i grali w chińczyka, pod sufitem latał znicz. Syriusz, który akurat zajmował się przemową do kostki, aby ta była tak życzliwa i wyrzuciła pięć oczek, nie zauważył zamyślonej miny przyjaciela.
-Syriuszu…
- Co?! – nie udało mu się zbić pionka Jima.
- Wiesz, mam pomysł… Ale uspokój się najpierw… Już? Ok? To słuchaj. Wymyśliłem, że ten znicz – wskazał palcem na latającą piłeczkę – będzie symbolem naszej przyjaźni. Co sądzisz?
- Hm… Fajny pomysł... Ale… Naszą przyjaźń powinno pieczętować coś oprócz tego znicza… Jakieś… przyrzeczenie…
- Może… przysięga krwi! – Twarze im się rozjaśniły, a źrenice powiększyły.
- To jest to… Tylko jak?
- Miałem… gdzieś tu … - przeszukiwał gorączkowo szuflady biurka – No, są… - Znalazł plastikowe pudełko ze szpilkami. – Może być?
- Jak najbardziej… tylko trzeba by… - Potrzymali chwile szpilki pod gorącą wodą w łazience i wrócili do pokoju. Stali na środku, każdy trzymał jedną szpilkę.
- Raz… Dwa… Trzy… - Mówiąc ostatnie słowo ukłuli się szpilkami w palce. Syriusz syknął cicho, a James przygryzł dolną wargę. Kiedy na palcach pojawiły się kropelki krwi dotknęli się i wymówili słowa wymyślonej szybko przysięgi.
- Nieźle… - mruknął James, kiedy wyrzucali dowody zbrodni przez okno.
Komentarze:
Ahrong3xbr Wtorek, 01 Marca, 2016, 14:25
<a href=http://lasix.us.com/>buy lasix on line</a>