Hejka! D�ugo pracowa�am nad t� notk� i mam nadziej�, �e wysz�a dobrze. Dedyk dla Ayry i Aleksy. Zapraszam do czytania i komentowania:
Czarnow�osy ch�opiec siedzia� w kuchni i jad� �niadanie razem z rodzicami. Ju� za p� godziny mieli jecha� na dworzec King`s Cross czego nie m�g� si� doczeka�. Gdy sko�czy� je�� prawie dos�ownie polecia� na g�r� aby znie�� kufer. Skrzynia by�a do�� ci�ka, wi�c �eby si� nie przem�cza� po prostu po�o�y� j� p�asko i zjecha� na niej po schodach. By�o to do�� g�o�ne zej�cie, tata wybieg� z kuchni z kubkiem w r�ce.
- James… Pom�g�bym ci.
- Poradzi�em sobie.
- Ale nie trzeba remontowa� schod�w? – spyta� ojciec i zacz�� si� �mia� razem z synem. Pomy�la�, �e b�dzie mu brakowa�o tego weso�ego ch�opca.
Pi�tna�cie po dziesi�tej wsiedli do samochodu, Jim przyjrza� si� uwa�nie domowi jakby chcia� go dobrze zapami�ta� i ruszyli. Dwadzie�cia minut przed odjazdem poci�gu byli na dworcu. Jim pobieg� po w�zek na baga�e, tata sprawdzi� jeszcze czy kufer jest dobrze zamkni�ty, za�adowali go i klatk� z sow� i ruszyli w stron� peron�w. Zatrzymali si� na chwile przy barierce mi�dzy dziewi�tym a dziesi�tym, rozejrzeli i przeszli przez ni� jakby nigdy nic.
Przy peronie 9 ¾ sta� ju� poci�g, z lokomotywy bucha�a para. By�o tam pe�no ludzi, s�ycha� by�o �miechy, krzyki, hukanie s�w, miauczenie kot�w, powitania, po�egnania, a nieraz p�acz. James rozgl�da� si� uwa�nie za ch�opcem troch� wy�szym od niego i o d�u�szych w�osach. Zacz�� si� ju� denerwowa�, bo nigdzie nie m�g� go zobaczy�, kiedy mama powiedzia�a:
- Czy to nie Syriusz? – Odwr�ci� si� po�piesznie i spojrza� tam gdzie Kirsten. Rzeczywi�cie sta� tam jego przyjaciel. Razem z rodzin�. Jim wola� nie wita� si� z pani� Black, wi�c macha� dziko r�kami, �eby znajomy go zauwa�y�. M�ody Black szybko po�egna� rodzic�w, wys�ucha� kr�tkiej przemowy, kopn�� jeszcze brata i skierowa� si� w stron� Jamesa ci�gn�c za sob� kufer i klatk� z sow�.
- Dzie� dobry! – Jak zawsze kulturalny. – Cze��!
- Hej! Nie mog�em ci� wypatrzy�.
- James? – zwr�ci�a si� do niego mama, po czym powiedzia� kr�tkie kazanie o zachowaniu, nauce, zachowaniu, pisaniu list�w, zachowaniu, po czym u�cisn�a go i dyskretnie otar�a �z� ze swojego policzka. Ojciec tylko poczochra� mu w�osy, u�miechn�� si� i popchn�� lekko w stron� poci�gu.
- Za dziesi�� minut wyje�d�acie, a musicie znale�� jeszcze przedzia�.
- To ten… B�d� pisa� i… B�d� grzeczny – Syriusz prychn�� cicho – No i cze��!
- Tylko przyjed� na gwiazdk�!
Zacz�li przepycha� si� w stron� najbli�szego wagonu, weszli do niego i poszli korytarzem Ekspresu Hogwart zagl�daj�c do przedzia��w.
- Mo�e tu? – Spyta� Syriusz id�cy przodem. Weszli do prawie pustego przedzia�u, tylko pod oknem siedzia�a rudow�osa dziewczyna wygl�daj�c przez okno.
- Cze�� – powiedzia� Jim, ale ona mrukn�a tylko jak�� ma�o zrozumian� odpowied�. Wrzucili swoje kufry na p�k�, po czym spojrzeli na stoj�c� po �rodku skrzyni�, a potem na siebie.
- Pom�c ci z kufrem?
- By�abym wdzi�czna. – Przetar�a oczy wierzchem d�oni ( chyba p�aka�a) i spojrza�a na ch�opc�w.
- Dzi�kuje. Sama nie mog�am sobie poradzi�. – Spojrza�a na Jamesa, a on spojrza� na ni�.
- Nie ma sprawy. – Okularnik usiad� na miejscu pod drzwiami dalej patrz�c na rudow�os�. Yyy… Mmm.. Emm… Jakie ona ma �adne oczy… Takie… Takie… Takie zielone…
- James? – Z zamy�lenia wyrwa� go g�os Syriusza, oderwa� wzrok od dziewczyny, kt�ra schowa�a si� za jak�� ksi��k�.
- Hmm?
-Wszystko ok? Od minuty pr�buj� nawi�za� z tob� kontakt… S�yszysz mnie?
- Tak, tak. O co chodzi? – Nie dowiedzia� si� o co chodzi, bo drzwi przedzia�u otworzy�y si� i pojawi� si� w nich chudy ch�opak o w�t�ych ramionach i d�ugich, zwi�zanych w ogon, jasnych w�osach.
- Mo�na? – zapyta� wskazuj�c podbr�dkiem na miejsce obok Jamesa.
- Jasne. – Zach�cony wszed� szybko i przy pomocy ch�opc�w wrzuci� kufer na g�r�.
- Jestem Remus – przedstawi� si� kiedy usiedli.
- James.
-Syr… - Przerwa�o im ponowne otworzenie si� drzwi.
- Wolne? – spyta� ch�opiec. James i Syriusz rozpoznali w nim grubaska, kt�ry wypu�ci� znicza, on chyba te� si� zorientowa�, bo mina troch� mu zrzed�a.
- Wchod�, wchod� – wrzucili na g�r� nast�pny kufer i usiedli.
- Peter.
- Remus.
- James.
- Syriusz.
Po poznaniu swoich imion zacz�li rozmawia� o Hogwarcie, jednak kiedy poci�g ruszy� umilkli patrz�c za okno. Potem ka�dy zaj�� si� jakim� zaj�ciem. Syriusz przegl�da� magazyn o motocyklach, Peter zajada� s�odycze, Remus czyta� ksi��k�, a James… James udawa�, �e wygl�da za okno, a w rzeczywisto�ci co chwila zerka� na rudow�os�, kiedy Syriusz przy�apa� go na jednym z takich spojrze� u�miechn�� si� kpi�co i pokr�ci� g�ow�. Okularnik intensywnie zastanawia� si� nad tym jakby tu zaimponowa� Rudej – nie znaj�c jej imienia zacz�� j� tak nazywa�. Nie mam poj�cia co by si� jej spodoba�o… Mo�e… Nie, to raczej nie… Yhmm... Nie to te�, nie…
Pl�ta� si� w takich my�lach, a� wpad� na �wietny pomys�. Tylko czy…? Tak, �pi jak zabity... – my�l�c o tym przygl�da� si� grubaskowi, kt�ry zasn�� trzymaj�c w r�ku ciastko.
- Hehe… - chcia� zwr�ci� na siebie uwag� Rudej, ale nie zareagowa�a. Wsta� i stan�� na kraw�dzi siedzenia, �eby dosi�gn�� kufra. Uchyli� wieko i zacz�� szuka� czego� wewn�trz. Po chwili poszukiwa� znalaz� woreczek, kt�rego szuka� – znajdowa�y si� w nim r�ne rzeczy pomocne w robieniu kawa��w. Wyj�� z niego gumowego, do�� du�ego paj�ka, do kt�rego przywi�zany by� cieniutki, prawie nie widoczny sznureczek. Zatrzasn�� wieko kufra i zeskoczy� na pod�og�, dw�ch koleg�w przygl�da�o mu si� z ciekawo�ci�, ale Ruda – zero reakcji. Przyczepi� sznurek do p�ki na baga�e dok�adnie nad Peterem, dostosowa� jego d�ugo�� tak, �eby paj�k wisia� kilka centymetr�w nad twarz� �pi�cego, u�miechn�� si�, usiad� na swoje miejsce i (niby przez przypadek) kopn�� Peta w �ydk�. Ten zamruga� nieprzytomnie powiekami, po czym zauwa�y� wisz�cego nad jego g�ow� paj�ka. Zacz�� oddycha� coraz szybciej, co zwr�ci�o uwag� Rudej. Kiedy zobaczy�a o co chodzi zrzed� jej mina, widocznie nie przepada�a za paj�kami. Peter dysza� jeszcze chwil�, dop�ki Syriusz nie zerwa� paj�ka.
- Trzymaj – powiedzia� rzucaj�c gumowe zwierz�tko Jamesowi, kt�ry z�apa� je bez problemu. – Bo dostanie apopleksji czy co� – spojrza� na Petera, kt�ry powoli uspokaja� si� po prze�ytym szoku, Ruda prychn�a i odwr�ci�a si�. Min� mia� tak�, �e tr�jka ch�opc�w zacz�a si� �mia�, po chwili Pet do��czy� do nich.
Nie zwr�cili uwagi na ch�opaka, kt�ry wszed� do przedzia�u i usiad� naprzeciw Rudej. Rozmawia� z ni� cicho. Chocia� na pocz�tku by�a na niego z�a, z czasem poprawi� si� jej humor.
-… do Slytherinu.* – James os�upia� kiedy us�ysza� koniec wypowiedzianego przez nieznajomego ch�opaka zdania.
- Do Slytherinu? – powt�rzy� z nieskrywan� odraz� i wy�szo�ci�. – Kto� tutaj chce by� w Slytherinie? – Zmierzy� wzrokiem chudego ch�opaka, z t�ustymi, czarnymi w�osami. – Chyba si� gdzie� przesi�d�, a ty? – zwr�ci� si� do Syriusza.
- Ca�a moja rodzina by�a w Slytherinie – odpowiedzia� powa�nie i jakby z niesmakiem.
- Jasny gwint! A ja my�la�em, �e z tob� wszystko w porz�dku!
- Mo�e zerw� z rodzinn� tradycj� – rozchmurzy� si� troch� Black. – A ty gdzie by� chcia� by�?
- W Gryffindorze, gdzie kwitnie m�stwa cnota. Jak m�j ojciec.
Siedz�cy pod oknem ch�opak prychn�� pogardliwie.
- Przeszkadza ci to? – zwr�ci� si� do niego James.
- Nie – ca�y czas u�miecha� si� drwi�co. – Je�li wolisz mie� krzep� ni� m�zg…
- A ty gdzie by� chcia� trafi�, skoro brakuje ci i tego, i tego? – zapyta� Syriusz, na co James wybuchn�� �miechem.
- Chod�, Severusie, znajdziemy sobie inny przedzia�. – Odezwa�a si� Ruda wstaj�c. Przyjaciele zacz�li przedrze�nia� jej ton, James podstawi� ch�opakowi nog�, o kt�r� ten si� potkn��.
- Do zobaczenia Smarkerusie! – Krzykn�� jeszcze Syriusz, kiedy zamkn�y si� drzwi przedzia�u, po czym ca�a czw�rka wybuch�a �miechem. Kiedy uspokoili si� wr�cili do rozmowy o domach.
- Mo�e do Ravenclawu. Nie mama poj�cia. – Powiedzia� Remus.
- Marz� o Gryffindorze, ale nadaj� si� tylko do Hufflepuffu. – Pod spojrzeniem ch�opak�w wyjawi� Peter. E.L.? James zauwa�y� inicja�y na kufrze Rudej. Hmm… E.L… Rozmy�la� o inicja�ach Rudej kiedy dosta� z dyniowego pasztecika. To Syriusz rozpocz�� bitw� na s�odycze( zaopatrzyli si� w amunicje wykupuj�c po�ow� s�odyczy z w�zka je�d��cego po poci�gu). Rozp�ta�o si� prawdziwe (bardzo s�odkie) piek�o. Na �cianach przedzia�u, we w�osach, na ubraniach, a nawet na suficie… S�odycze by�y po prostu wsz�dzie. Uspokoili si� na widok wchodz�cego do przedzia�u rudow�osego prefekta.
- Co tu si� dzieje? Uspok�jcie si�! No ju�! Co to ma by�! Co wy macie we w�osach? Pos�uchajcie przez chwil�. Jestem Artur Weasley, prefekt Gryffindoru. Mo�liwe, �e b�d� mia� kt�rego� z was pod opiek�. -Zapewne nie spodziewa� si�, �e nie raz ca�a czw�rka da si� mu we znaki. – Dojedziemy za troch� ponad godzin�. Powinni�cie przebra� si� w szkolne szaty. Kufry zostawiacie tutaj, zostan� przeniesione do zamku. Co� jeszcze… Hm… Chyba nie… No, tylko doprowad�cie si� do porz�dku. Ymm… Ch�oszczy��! – Rzuci� zakl�cie, a �ciany, pod�oga, a nawet ich w�osy zrobi�y si� czyste.
James wyjrza� za okno – by�o ju� do�� ciemno, a dodatkowo niebo zas�ania�y chmury. Si�gn�� do kufra i wyj�� z niego szat�. Inni poszli w jego �lady. Jako, �e �aden nie umia� zawi�za� porz�dnie krawatu, zastanawiali si� chwil� po czym Jim zawi�za� sw�j na zwyk�y supe�, a inni ( Remus z niezadowolon� min�) zrobili to samo. Reszta podr�y min�a ju� spokojnie.
Gdy godzin� p�niej poci�g zatrzyma� si� wysiedli na ciemnej stacji. Chmury zakrywa�y gwiazdy.
- Pirszoroczni! Do mnie! Tutaj! Pirszoroczni! – Poszli w kierunku, z kt�rego dochodzi� g�os i po chwili stan�li przed bardzo wysokim i r�wnie szerokim m�czyzn�. James i Syriusz wymienili spojrzenia – by� to facet, kt�ry rozdzieli� ich podczas b�jki na Pok�tnej. Ciekawe czy ich pami�ta�? Ich czw�rka podesz�a pierwsza, wi�c przyjrza� im si� z ciekawo�ci�, a�…
- My si� chyba znamy? – patrzy� na Pottera i Blacka. Pokiwali g�owami. – To wy bili�cie si� wtedy, na Pok�tnej? – U�miechn�li si� do niego, co bardzo go rozbawi�o. Tymczasem za ich plecami zabra�a si� spora grupa uczni�w.
- Wszyscy? To chod�cie. – I ruszyli kr�t�, strom� �cie�k�, po obu stronach r�s� g�sty las. Nie raz kto� potyka� si�, albo �lizga�, ale w ko�cu us�yszeli jak m�czyzna powiedzia�:
- Za tym zakr�tem zobaczycie Hogwart. – Ujrzeli pot�ne zamczysko g�ruj�ce nad lasem i jeziorem. By�o wida� wie�yczki i niezliczone okna, w kt�rych pali�o si� �wiat�o. Co chwile kto� szepta� „�a�”, albo „ojejciu”. Doszli do brzegu wielkiego, czarnego jeziora, przy kt�rym sta�o kilkadziesi�t ��dek.
- Cztery osoby do jednej! No, wchod�cie! Raz, dwa!
James, Syriusz, Remus i Peter weszli do najbli�szej. Kiedy wszyscy siedzieli bezpiecznie w ��dkach ich przewodnik powiedzia� co� i wszystkie na raz ruszy�y. Wszyscy w ciszy przygl�dali si� zbli�aj�cemu si� zamkowi. Nawet na ��dce z przysz�ymi Huncwotami panowa� spok�j.
Dop�yn�li do podziemnej przystani, gdzie wysiedli z ��dek i poszli wydr��onym w skale korytarzem, a� wyszli na g�adk� i wilgotn� muraw�. Wspi�li si� po kamiennych schodkach i st�oczyli wok� d�bowej bramy. Przewodnik podni�s� swoj� wielk� pi�� i zapuka� trzy razy w bram� zamku, kt�ra natychmiast si� otworzy�a. Sta�a w niej wysoka, czarnow�osa czarownica w zielonej szacie.
- Dzi�kuj� Hagridzie – powiedzia�a, po czym zwr�ci�a si� do uczni�w. – Prosz� za mn�. – Weszli do Sali Wej�ciowej, w kt�rej zmie�ci�by si� du�y dom. Zza wielkich drewnianych drzwi dobiega� o�ywiony gwar, oni jednak poszli do komnaty obok wej�cia.
- Witajcie w zamku Hogwart. – I zacz�a opowiada� o ceremonii przydzia�u, domach i ich znaczeniu. Wysz�a na chwil�, daj�c pierwszorocznym czas na przygotowanie.
- Mo�e kto� umie zawi�za� krawat? – rzuci� w przestrze� Remus. Nie spodziewa� si�, �e kto� zareaguj�, jednak stoj�ca niedaleko dziewczyna odwr�ci�a si�. By�a to Ruda. Na widok ch�opc�w prychn�a, ale nie odwr�ci�a si�.
- Mo�e ty mog�aby�? – Spyta� James wskazuj�c na krawat. – Prosz�… - Ruda zawaha�a si� przez chwil�, jednak podesz�a do okularnika i zawi�za�a mu krawat jak nale�y. Kiedy to robi�a James przygl�da� si� jej rudym w�osom opadaj�cym na ramiona.
- Dzi�ki – mrukn�� kiedy sko�czy�a, pomog�a jeszcze trzem pozosta�ym i wr�ci�a na swoje miejsce. Jim zauwa�y�, �e czeka� tam na ni� ten Smarkerus. Zdenerwowa�o go to i chcia� ju� do nich podej��, ale do komnaty wr�ci�a kobieta w zielonej szacie.
- Sta�cie parami – wszyscy rzucili si� wykonywa� polecenie. James stan�� w dw�jce z Syriuszem. – Dobrze, chod�cie.
Wyszli z komnaty, przeszli przez Sal� Wej�ciow� i stan�li przed otwartymi drzwiami Wielkiej Sali. By�a naprawd� wielka. Zamiast sufitu wida� by�o niebo, teraz zakryte chmurami. R�wnolegle do siebie sta�y cztery sto�y, ka�dy nale�a� do innego domu. Prostopadle do nich sta� st� prezydialny. Zatrzymali si� przed tym ostatnim i ustawili w rz�dzie. Przed nimi sta� sto�ek, a na nim le�a�a tiara. Nagle rozdarcie przy rondzie kapelusza rozwar�o si�, a kapelusz zacz�� �piewa� czy mo�e deklamowa� utw�r o szkole i ka�dym z dom�w, kiedy sko�czy� odezwa�a si� kobieta w zielonej szacie.
- Teraz na�o�� ka�demu z was Tiar� Przydzia�u na g�ow�, ona przydzieli was do dom�w. Kiedy kogo� wyczytam niech wyjdzie na �rodek. – Rozwin�a d�ug� list� z nazwiskami i zacz�a czyta�.- Avery, Tom.
James patrzy� uwa�nie jak do sto�ka podszed� ch�opiec, usia� na nim, kobieta na�o�y�a mu tiar� na g�ow� i
- Slytherin! – rozleg�o si� w nast�pnej chwili. Ch�opiec odszed� szybko i usiad� przy stole po prawej.
- Black, Syriusz. – James klepn�� koleg� w rami�, a tamten podszed� i usiad� na sto�ku. Nie Slytherin… A najlepiej Gryffindor… - My�la� usilnie James. Tak bardzo chcia�by pom�c koledze. Okaza�o si� to niepotrzebne, po chwili troch� d�u�szej ni� poprzednio tiara krzykn�a:
- Gryffindor! – James klaska� mocno patrz�c na id�cego w kierunku sto�u po lewej Syriusza, kt�ry u�miecha� si� szeroko. Zauwa�y� jeszcze zdziwienie na twarzy pewnego �lizgona i skupi� wzrok na sto�ku. Kilka os�b p�niej us�ysza�
- Evans, Lily. – Z szeregu wysz�a Ruda! Evans Lily… E.L. Lily… Lily Evans…
- Gryffindor! –wykrzykn�a tiara ledwo dotykaj�c w�os�w Rudej… Lily. Dziewczyna usiad�a obok prefekta, kt�rego Jim pozna� w poci�gu. Napotka� wzrok Syriusza, kt�ry pu�ci� do niego oko, odwzajemni� gest. Kilkana�cie os�b p�niej do Gryffindoru zosta� przydzielony Remus. Jeszcze kilka os�b i Peter… Spe�ni�o si� jego marzenie – Gryffindor.
- Potter, James. – Us�ysza� swoje nazwisko Jim i nogi mu zmi�k�y. Zerkn�� jeszcze w stron� tr�jki koleg�w, Rudej i podszed� do sto�ka. Ledwo tiara dotkn�a jego g�owy
- Gyffindor! – krzykn�a. Nogi powr�ci�y do normalnego stanu. Usiad� obok Rudej przy stole Gryfon�w u�miechaj�c si� od ucha do ucha. Przybi� pi�tk� siedz�cemu po przeciwnej stronie Syriuszowi i rozejrza� si�. W stron� sto�u �lizgon�w odchodzi� w�a�nie Smarkerus, Lily wiod�a za nim smutnym spojrzeniem.
- Co jest Ruda?
- Nie nazywaj mnie tak. – Odpowiedzia�a przez zaci�ni�te z�by.
- Okej, okej… Wi�c, co jest Ru… Lily?
- A co ci� to obchodzi?
- No wiesz… Ja u�o�y�em tw�j kufer, ty zawi�za�a� mi krawat… To zobowi�zuj�. –Zdenerwowa�a si� jeszcze bardziej, wi�c James odpu�ci� i w zamian zmierzy� wzrokiem Smarkerusa, ten zauwa�y� jego spojrzenie i zmru�y� oczy. Chwil� si�owali si� na spojrzenia po czym �lizgon odpu�ci�.
Kiedy wszyscy zostali ju� przydzieleni ( do Gryffindoru trafi�a tylko ich czw�rka i cztery dziewczyny) ze swojego miejsca podni�s� si� dyrektor szko�y. Wszystkie rozmowy momentalnie ucich�y.
- Witam wszystkich! Ponownie starszych uczni�w i po raz pierwszy nowych. Mam nadziej�, �e uczta b�dzie wam smakowa�a. Hm… Smacznego! – Powiedzia�, klasn�� w d�onie, a puste dot�d z�ote talerze zape�ni� si� pysznymi r�no�ciami. Wszyscy zacz�li klaska�, po czym zabrali si� do jedzenia. James od jakiego� czasu czu� co� w brzuchu, jednak dopiero teraz zda� sobie spraw� z tego, �e jest po prostu g�odny. Zacz�� zajada� z apetytem. Kiedy sko�czy� my�la�, �e nic ju� nie zmie�ci, zmieni� zdanie kiedy pojawi�y si� desery. Wszystko wygl�da�o tak pysznie, �e a� �linka ciek�a… Zabra� si� wi�c do jedzenia.
Jaki� czas p�niej dyrektor wsta� ponownie, i jak poprzednim razem wszystkie rozmowy ucich�y.
-Co ja chcia�em...- podrapa� si� w g�ow� – Ach, tak… Pierwszoroczni powinni wiedzie�, �e wst�p do Zakazanego Lasu jest zabroniony. Wszystkich informuj� o tym, �e na b�oniach zosta�o zasadzone nowe drzewo. Bij�ca Wierzba. Nie jest ona zbyt przyjazna, wi�c prosz�, �eby�cie si� do niej nie zbli�ali.
Dyrektor m�wi� dalej, jednak James nie by� tym zainteresowany. Zacz�� kopa� butem w nog� od sto�u, po chwili us�ysza� czyj� g�os.
- Przesta� - wyszepta�a Ruda.
- Przeszkadza ci to? – powiedzia� r�wnie cicho, nie podnosz�c g�owy.
- Tak.
- Okej… - i przesta�. – Wola�aby� by� w Slytherinie?
- Mia�e� nie przeszkadza�.
- Odpowiedz. Prosz�. – Wzruszy�a ramionami i spojrza�a na dyrektora, kt�ry w�a�nie sko�czy� przem�wienie. Wszyscy zacz�li wstawa�, szura� krzes�ami i kierowa� si� do wyj�cia.
- Gryfoni! Za mn�! T�dy! – wykrzykiwa� rudy prefekt.
- Syriusz! – zawo�a� za koleg� Jim.
- Tutaj! – us�ysza� po lewej i tam odnalaz� znajomego. Kiedy znale�li si� na schodach zrobi�o si� lu�niej, wi�c odnale�li Remusa, a potem Petera. Szli r�nymi schodami, ludzie z obraz�w przygl�dali im si� ciekawie, a� doszli do portretu Grubej Damy.
- Dyniowe paszteciki – zwr�ci� si� do kobiety na obrazie prefekt.
- Zapraszam – kobieta ods�oni�a przej�cie, przez kt�re przeszli po kolei.
- Oto Pok�j Wsp�lny Gryffindoru – okr�g�y, przytulny pok�j, pe�ny wysiedzianych foteli i kanap. – Do sypialni dziewcz�t idzie si� tymi drzwiami, a ch�opc�w tymi. – Wskaza� odpowiednie drzwi. – Musicie wiedzie�, �e pierwszoroczni musz� by� w dormitorium najp�niej o dwudziestej pierwszej. Tu jest tablica og�osze�. Hm… To chyba wszystko… �ycz� wszystkim mi�ej nocy.
Ch�opcy wspi�li si� na szczyt spiralnych schod�w i otworzyli drzwi, na kt�rych przypi�ta by�a kartka z ich imionami. Weszli do p�kolistego pokoju, w kt�rym sta�y cztery ��ka z kolumienkami, mi�dzy kt�rymi rozwieszone by�y ciemno czerwone zas�ony. James skierowa� si� w stron� tego, przy kt�rym sta� jego kufer, otworzy� wieko, wyj�� pi�am� i poszed� do �azienki, umy� si� i przebra�. Kiedy wyszed� mi�dzy ch�opcami trwa�a za�arta dyskusja o to kto nast�pny powinien i�� do �azienki. Syriusz, kt�ry sta� najbli�ej po prostu wszed� do �rodka i zamkn�� za sob� drzwi na klucz.
- Trzeci – zaklepa� sobie Remus, a Pet zrezygnowany usiad� na swoim ��ku.
James rzuci� dzisiejsze ubrania na krzes�o, a sam usiad� na ��ku rozgl�daj�c si� po pokoju. Kiedy Syriusz wyszed� z �azienki (Remus od razu wszed�) Jim nie spodziewanie zacz�� interesowa� si� poduszk�. Gdy Syriusz nachyla� si� nad swoim kufrem ( jego ��ko s�siadowa�o z Jima) okularnik wycelowa� i rzuci� mu poduszk� w plecy.
Syriusz dorwa� swojej poduszki, Peter te� si� do��czy�. Kiedy Remus wyszed� z �azienki spojrza� na nich i powiedzia�:
- I tak rozp�ta�a si� trzecia wojna �wiatowa. – Po czym do��czy� do zabawy.
Jim chcia� si� zamachn��, ale zahaczy� o Peta i obaj upadli na pod�og�, pozosta�a dw�jka zacz�a ich opoduszkowywa�, a� poszewki od poduszek by�y puste, a pierze lata�o wsz�dzie. �miali si� tarzaj�c po pod�odze, a� zabrak�o im tchu. Wtedy w dobrych nastrojach po�o�yli si� w ��kach, zgasili �wiat�o i zacz�li zasypia�.
James �ni� tej nocy g��wnie o w�a�cicielce inicja��w E.L.
*Ten dialog przepisa�am z ksi��ki ( Insygnia �mierci, Opowie�� Ksi�cia), mam nadziej�, �e nie b�dziecie mieli mi tego za z�e, ale nie mia�am pomys�u jak zmieni� t� rozmow�.