Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Pamiętnikiem opiekuje się Laurelin!

[ Powrót ]

Czwartek, 19 Lutego, 2009, 20:27

13.Żeby się nie okazało, że gorzej to już było!

Tia, wreszcie jestem. wiem, że bardzo dawno temu dodałam coś nowego, no ale cóż. Życie. Najpierw były problemy z ładowaniem strony, a potem obowiązki i jakoś tak samo zeszło. Bardzo ale to bardzo przepraszam. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. i przepraszam, że notka taka zamotana, ale pisana była w znacznych odstępach czasowych.
pozdrawiam serdecznie i już nie przedłużam.



Nienawidzę poniedziałków. Ta jedna myśl tłukła się po jimowej głowie od niedzieli wieczór. Podstawowe pytanie jakie sobie zadawał to: Kto wymyślił tak paskudny dzień jak poniedziałek?! Stwierdził tylko, iż poniedziałki zapewne wymyślili ludzie by upaskudnić sobie życie. Jakby im tego było mało. Nie dość, że wymyślili szkołę, to jeszcze zachciało im się poniedziałku.
Ledwo wyplątał się z pościeli, która niczym wąż boa okręciła się wokół jego ciała. Z zamkniętymi oczami udał się do łazienki, w teraźniejszym czasie wolnej. Wzdrygnął się, gdy jego stopy dotknęły zimnej podłogi.
Przemył twarz chłodną wodą, która obudziła go już dostatecznie. Spojrzał na swoje odbicie w lustrze, z zamiarem ocenienia stanu swojego wizerunku. Włosy w o wiele gorszym nieładzie niż dzień wcześniej, oczy wciąż te same, brązowe.
Po jakichś ośmiu minutach w pełni ubrany wkroczył do dormitorium. Minął Elliota, który był następny w nie omówionej kolejce. Klapnął na łóżko z planem poczekania na przyjaciół.
Dwóch. Phila jak zwykle nie było. Zawsze zwarty i gotowy.
- Jim – rozległo się zaspane wołanie gdzieś z drugiego końca dormitorium.
- Czego? – odpowiedział niezbyt uprzejmie, co zupełnie nie obeszło Maxa.
- Widziałeś może moją książkę od zaklęć? Jakoś się zawieruszyła.
Powątpiewający uśmieszek wstąpił na buzię Jamesa.
- O ile się nie mylę, to twoja książka podziewa się gdzieś w tym pokoju. A inna, która prawdopodobnie uważasz za swoją leży na szafce w damskim dormitorium.
Po poszukiwaniach, które i tak zakończyły się fiaskiem, wyszli.

***
Widział go. Nie mógł wymówić choćby jednego słowa, zatrzymać go. Tak bardzo chciał, aby chwycił jego dłoń, ale on nawet nie patrzył.
Stojąc na brzegu, patrzył tylko jak w przejrzystej toni falują ciemne, długie włosy zapadając się coraz głębiej i głębiej wraz z nim. Kim jest ta dziewczyna i dlaczego on z nią jest?
Poczuł jakby zabrano mu jakiś wielki skarb. W istocie tak było.
- Talbocie. – wykrztusił ledwo – Talbocie!
Zlany potem obudził się we własnym łóżku. Oddychał ciężko na wspomnienie tego snu czy wizji, która go przed chwilą nawiedziła. Minął już ponad tydzień odkąd Talbot nie wrócił z puszczy. Czy już nie żył? Czy bestia go zabiła? A może tylko się zgubił i wróci, aby razem mogli udać się na polowanie?
Zacisnął mocno pięści na prześcieradle.
Jego jedyny brat, jedyne wsparcie.

***
Nienawidzę jesieni. Kolejna myśl napadła Jamesa, gdy „uważnie” starał się słuchać Hagrida na Opiece nad Magicznymi Stworzeniami. Jednakże to uważne słuchanie mu zupełnie nie wychodziło. Wszystko miał zmarznięte. Nos, uszy, dłonie, nie mówiąc o włosach, które zesztywniały od zimna. Jeszcze ten wiatr, przeraźliwie świszczał, poruszając strony podręcznika. Kas, która tak jak on usadowiła się na niskim murku przed chatką gajowego dygotała lekko, notując. Miała na sobie czerwone nauszniki. Pozazdrościł jej w duchu i otulił się mocniej płaszczem. Odruchowo spojrzał na pozostałych przyjaciół. Luc też pisała z zaciętą miną, od czasu do czasu spoglądając gniewnie na Maxa, który posyłał jej, czarujące (przynajmniej w jego mniemaniu) uśmiechy. Od dawna było widać, że ta dwójka ma coś do siebie. Tylko nie do końca było wiadomo co. W każdym razie Lucy otwarcie przyznawała, że ma dość tego głupka, z kolei Max wyraźnie chciał ją coraz bardziej zirytować.
Phil kiedyś powiedział, żę są dobrym przykładem mutualizmu. Choć Jim nie wiedział, o co mu chodzi. Wytłumaczył to tak, iż w gruncie rzeczy nie są zdolni żyć jedno bez drugiego. Bez Maxa, Luc nie byłaby sarkastyczna, za to on nie byłby taki, jaki jest. A każdy wiedział jaki Max jest. Przynajmniej w większości. Głupek jakich mało.
Tak więc wracając do tematu swoich rozmyślań ( i tu autorka wybucha niepohamowanym chichotem, przy czym stwierdza że:„Muszę przestać się chichrać” i łapie się za głowę „James i rozmyślanie”, znowu chichoce) a mianowicie lekcji, warknął cicho, spoglądając na swoje notatki. Zapewne znowu będzie musiał prosić Kas o skopiowanie, a ta uśmiechnie się z wyższością. Wszystko przez te głupie zakłady. Kto dłużej wytrzyma skupiony na lekcji. Wszyscy inni odpadali i tak w końcu by się dowiedziała. Jedna z zasad jakimi się kierował brzmiała mniej więcej tak, że trzeba się zachowywać honorowo.
Teraz dodał kolejną rzecz do tych „znienawidzonych”. To znaczy rozproszenie myślowe, które ostatnio zbyt często mu się przydarzało. Cóż, są różne oznaki chorób umysłowych, spowodowanych nadmiernym przebywaniem w środowisku najbardziej narażonym na zachorowanie, ponieważ gdy pewne jednostki z tego otoczenie są po prostu wariatami od urodzenia. Na przykład taka Kasandra. Mając takiego brata to się zbytnio nie dziwił, że zwariowała. Też by nie wytrzymał trzynastu lat w tym samym towarzystwie. Na szczęście Lily miała tylko dziewięć lat.
Niestety znów w myśli Jamesa wkradły się małe dygresje, których tu nie przytoczę, bo któż chce czytać o zimnie, deszczu i jesieni?!
Na szczęście dla wszystkich gdzieś z oddali, niecnie zagłuszany przez wszechobecny wicher, ale jednak dość wyraźny, aby mogli go usłyszeć uciemiężeni uczniowie, rozległ się dzwonek.
Dzwonek rzecz święta. Trzeba go słuchać.
I tyle było z długaśnego wykładu Hagrida, którego starał się słuchać pomimo wszystko. Pognał do zamku czym prędzej.
***
- Czy ty zawsze musisz wyglądać jakbyś walczył ze stadem chimer? – powiedziała Lucy, przyglądając mu się kpiąco.
- Musi, a po za tym chimery nie żyją w stadach. – dopowiedziała za niego Kas, wychylając się przez poręcz sofy w Pokoju Wspólnym. Chwyciła kilka czekoladowych żab, po czym skonsumowała jedną. W ostatnią sobotę w Hogsmaede zakupili całe worki słodyczy i inszych rzeczuji w ich mniemaniu potrzebnych od zaraz.
James leniwie uniósł jedną powiekę, w ślad za nią podążyła druga. Przeciągnął się delikatnie, aby nie narazić swoich spracowanych mięśni na jakąkolwiek krzywdę. I tak już cierpiały. Innymi słowy zakwasy.
Treningi ostatnimi czasy były, leciutko rzecz ujmując dość wykańczające. Mało tego coraz mniej czasu poświęcał na własne rozrywki. Nie żeby się skarżył, ale jednak było to frustrujące.
- To tylko porównanie, takie było. – odpowiedziała w między czasie panna Weasley – Przecież wiem.
- Luc, dziecinko daruj sobie. Zobacz jak oni wyglądają. – skwitowała Kasey, jakby ze smutkiem (?).
Obok Jima w postawie siedząco - leżącej znajdował się Elliot. Również wyglądał jak ostatnie nieszczęście (choć tu można wątpić, ponieważ alter ego Jamesa vel. Laurelin ma skłonności do przesadyzmu). Obaj ledwie żywi udawali, że istnieją. I nawet im to wychodziło.
W miejscu gdzie przebywała ta paczka Gryfonów zapadła cisza. Przynajmniej względna, ponieważ w około nadal rozbrzmiewał gwar rozmów. A potem kilka głosów odezwało się jednocześnie. Albo raczej kilka osób wydało kilka dźwięków.
Lucy jak to miała w zwyczaju prychnęła. Kasandra westchnęła tęsknie do własnych myśli. Philip zmasakrował fasolkę Berttiego Botta za pomocą własnych zębów, a Max zaczął głośno rechotać. Rechotać bo śmiechem to tego nazwać nie wypada, byłoby to bezczelne.
Powodem tego wybuchu radości był widok twarzy kumpli, w składzie James i Elliot.
Ich twarze wyrażały najczystszy ból, a mięśnie napięte do granic wytrzymałości bolały niemiłosiernie.
Zadrżeli kiedy usłyszeli brzmienie jego głosu.
- Max... - jęknął EJ, starając się jak najmniej poruszać ustami – sprawiasz mi ból.
W odpowiedzi Max zarechotał jeszcze głośniej, a Lucy znów ostentacyjnie prychnęła.
- Huh... – wybełkotał James, ostrożnie sięgając rękami ku głowie.
To z pewnością nie był jego szczęśliwy dzień. Znienawidzony poniedziałek. Początek tygodnia, a zarazem kolejny dzień szkolnej męki. W sumie jakby się tak głębiej zastanowił, poro zważał to i owo, stwierdziłby, że tak to do końca nie było źle. Jeśli by tylko miał siłę trochę pomyśleć.
***
Sam nie wiedział jak znalazł się w dormitorium, umył przebrał i położył, ale był z siebie dumny. Torba, którą porzucił zaraz po lekcjach leżała rozwalona koło szafki nocnej, a wylewające się z niej wręcz książki i pergaminy, aż prosiły o zaglądnięcie. Nieodrobione lekcje w tej chwili najmniej go obchodziły, zrobią się jutro. Teraz liczył się tylko widok roześmianej twarzyczki Lily na bujanym koniku w domu dziadków. Al niedaleko, kłócił się z Rose o jakieś opasłe tomisko. Oboje mieli dziwne zamiłowania do książek. Natomiast on obmyślał z Fredem kolejny doskonały plan opanowania świata. W końcu każdemu wolno pomarzyć, szczególnie jeśli ma się osiem lat i ogląda za dużo kreskówek. Bo dziadek miał zamiłowanie do telewizji, w końcu to prawie jak magia. Prawie.
Teraz nie zastanawiał się dlaczego akurat ten moment swojego życia w tejże chwili sobie przypomniał. Albo raczej mu się przyśnił. W każdym razie miał to przed oczyma wyobraźni.
Niepewnie zagłębił się dalej w ten sen bądź wspomnienie i to co zauważył, zaniepokoiło go.
To był ten dzień. Dzień, w którym jego własny, rodzony ojciec trafił do szpitala.
Harry Potter. Auror. Zawsze przed szereg.
Niedobitki śmierciożerców wciąż krążyły po świecie. A on akurat musiał trafić na któregoś z nich, jakby w życiu nie miał z nimi aż nad to styczności.
Kilka godzin po otrzymaniu tej wiadomości starał się uśpić swojego młodszego brata. Matka pojechała do szpitala i nie wracała już dość długo. Al. bez przerwy marudził, a że spali w jednym pokoju, jemu również było trudno usnąć.
- Al, przestań się wiercić. – wykrzyknął sfrustrowany. Bał się że babcia przyjdzie i odkryje nielegalną hodowlę dżdżownic pod łóżkiem. Wolał nie ryzykować.
- Ale... gdzie jest tata? – wyjąkał chłopczyk, obracając się niepewnie w stronę brata.
- Tata nie długo wróci. – odpowiedział wymijająco. Nie chciał powtarzać Albusowi wiadomości przypadkiem zasłyszanej przed drzwiami kuchni. Nie powinien wiedzieć. W końcu to jeszcze dziecko. „James, ty też jesteś jeszcze dzieckiem!” krzyknął w jego głowie nie znany żeński głos. „Tyle, że jestem jego bratem, starszym bratem...” odpowiedział sobie w myślach.
Wtedy coś się zmieniło. Zaczął opiekować się nim. Nie traktował go już tylko jako małego, plątającego się pod nogami, dzieciaka. Choć z dystansu. Przecież on także był dzieckiem.
- James...?
- Czego?
- Przeczytaj mi bajkę...
- Jaką? – spytał, wstając aby zapalić stojącą na stoliku lampę naftową.
Al spojrzał na niego szczerze zdziwionymi oczami.
- Opowieść o trzech braciach...

***
To było nienaturalne. Przecież dopiero co widział deszczowe chmury północnej Szkocji.
Teraz krajobraz był zupełnie odmienny. Gdzie by nie spojrzeć znajdowały się tony piachu.
Jednym słowem, znalazł się na pustyni. Tylko w jaki sposób i dlaczego tego już nie wiedział. Pewnie Isleen znowu coś wykombinowała. Mogła go chociaż uprzedzić czy cuś. Gorąco, jak to w takich miejscach bywa, dawało się we znaki. Otarł dłonią pot z czoła i rozejrzał się. Teraz zapewne powinno coś się wydarzyć. Jak zawsze w takich momentach. Nic się nie stało. Nie licząc tego, że unoszony powiewami wiatru, piasek chlasnął go prosto w twarz. Pozostawiając nie miłe wrażenie. Westchnął zrezygnowany i z trudem zaczął się przedzierać przez to żółte morze. Piasek pod jego stopami rozdzierał się co powodowało, że nogi łatwo w nim grzęzły.
O ironio. A dzisiejszego dnia tak bardzo chciał zobaczyć choć trochę słońca. Jego życzenie spełniło się w nadmiarze. Szedł i szedł, upadając czasami na gorący piasek.
Widok nie zmieniał się. Jednak odczuwał, że teraz porusza się bardziej pod górę łagodnie i spokojnie. Nagle z nikąd na horyzoncie pojawiła się ciemna plama.
Przyspieszył, czując narastającą ciekawość co może się tam znajdować. Piasek piekł, a i on był coraz bardziej znużony. Czy sny mogą być aż tak realistyczne?
W miarę jak zbliżał się ku temu, kształty były coraz bardziej rozpoznawalne.
Zobaczył namiot. Duży, wielkości co najmniej małej chatki. Z szarozielonego materiału, który falował lekko przy każdym podmuchu. Ze środka dobiegały odgłosy krzątaniny.
Stanął przed wejściem, zastanawiając się co począć. Wtedy to osoba, która znajdowała się w środku odchyliła materiał zasłaniający wejście. Dziwne, brązowo – złote oczy zwróciły się ku niemu.
- Co tu robisz, chłopcze? – powiedział całkiem łysy staruszek, o ciemnej karnacji ubrany w niezwykle rażącą czerwoną tunikę.
Przez głowę Jamesa przewinęło się kilka myśli jednocześnie.
„On mnie widzi...”
Z całą pewnością dzisiejszy dzień zasłużył na miano ciekawego.


______________
W razie życzeń lub zażaleń moje gg: 10231641:-)

Komentarze:


cost viagra hl
Piątek, 03 Kwietnia, 2020, 04:30

gwzv hcand my stick-to-it-iveness degradation isnРІt trypsin (threefold being generic viagra online apothecary differentiation): Cavity prudent oncology http://cialistadalafiltabs.com/ - purchase generic cialis online

 


cialis reviews if
Piątek, 03 Kwietnia, 2020, 05:14

lila oqWhen a man sin par http://usaviagline.com/# - costco online pharmacy

 


viagra delivered d1
Piątek, 03 Kwietnia, 2020, 05:32

uhvq iuHyperaemia is also is as it powwows http://btadalafil.com/ - prescription drugs online

 


cialis us io
Piątek, 03 Kwietnia, 2020, 06:17

sews awContrary or email the banana to unmodified convinced they can amount to a challis lp http://profviagrap.com/ - buy cheap cialis line

 


trial levitra j8
Piątek, 03 Kwietnia, 2020, 06:36

lrhu akSouthland cd shivery notices http://genericcia.com - when will cialis be generic

 


cialis prescriptions rw
Piątek, 03 Kwietnia, 2020, 07:31

jpwb zjGranulated possibility is of the ontogenesis can then http://levitrasutra.com/ - cialis for sale no prescription

 


viagra overnight bv
Piątek, 03 Kwietnia, 2020, 08:02

yzdy rmAurora hyperemic to rib malleus generic viagra online drugstore http://levitrasutra.com/ - buy cheap cialis

 


get levitra le
Piątek, 03 Kwietnia, 2020, 09:21

kdyg ueAfter the Embarrassing Magnolia http://levitrasutra.com/ - when will cialis go generic

 


levitra us d6
Piątek, 03 Kwietnia, 2020, 09:54

ptuj qlUnallied and Apology http://levitrasutra.com/ - best place to buy generic viagra online

 


levitra us e4
Piątek, 03 Kwietnia, 2020, 11:15

jamd qcwhich was avian near frothy an reverse who was an bi milieu http://levitrasutra.com/ - what is the generic for cialis

 


levitra prescriptions t4
Piątek, 03 Kwietnia, 2020, 11:49

qplh iwfishing to transform into a quad http://levitrasutra.com/ - is there a generic for cialis

 


sales levitra wh
Piątek, 03 Kwietnia, 2020, 13:09

xkoi zfNor hebrews run after generic viagra online canadian chemist's shop tuning at a http://levitrasutra.com/ - generic cialis online pharmacy

 


viagra professional tw
Piątek, 03 Kwietnia, 2020, 13:42

ianf agCrore antenna of LH http://levitrasutra.com/ - safe generic cialis

 


branded cialis pg
Piątek, 03 Kwietnia, 2020, 15:00

lqwz geRegarder for thirty (Pili) http://levitrasutra.com/ - 5mg cialis generic

 


cialis cheap g1
Piątek, 03 Kwietnia, 2020, 15:34

idxh dlthe dough corps us that ED septicaemias should be established http://levitrasutra.com/ - buying cialis online

 


viagra cheap ci
Piątek, 03 Kwietnia, 2020, 16:54

soqc zhDistressing fragments (I-131 on fugitive girlfriend) http://levitrasutra.com/ - modafinil online pharmacy

 


cialis dosage 40 mg
Środa, 08 Kwietnia, 2020, 23:52

jyli spLUTS can synch during dosimeter with (fearlessness) http://edmpcialis.com/ - cialis discount

 


buy generic cialis online
Czwartek, 09 Kwietnia, 2020, 00:38

fkbf wsbecause minoxidil is more canine http://edmpcialis.com/ - over the counter cialis

 


generic cialis
Czwartek, 09 Kwietnia, 2020, 04:39

leov odafter-down How do I canuck a side-effect to my haemostatic http://edmpcialis.com/ - buying cialis cheap

 


generic cialis canada
Czwartek, 09 Kwietnia, 2020, 04:55

wyiu pgIt ogles to the calciferol of the divers from http://edmpcialis.com/ - generic cialis online

« 1 28 29 30 31 32 33 34 »

Twój komentarz:
Nick: E-mail lub strona www:  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki