A oto wyczekiwana notka! Stara�am si� zawrze� w niej wi�cej uczu� i humoru. Jako� mnie tak wena nasz�a dzisiaj, �e notka wysz�a chyba d�u�sza, ni� si� spodziewa�am. Nie wiem, czy dodam jeszcze co� przed �wi�tami. Zobaczy si�. Sprawdza�am notk� pod wzgl�dem ortograficznym i mam nadziej�, �e nie ma ju� b��d�w.
Co do pyskowania- zapomnia�am, �e si� pyskowa�o maj�c 11 lat ;P
Dedyk dla czytaj�cych.
Mi�ej lektury
Victoria
********************************
4 lipca 1971
Dzisiaj wsta�am wcze�nie jak na mnie, bo o 6:00. A to wszystko dlatego, ze razem z Potterami i Syriuszem udajemy si� na piknik. Sobota mia�a by� pi�kna, wi�c b�dziemy ca�y dzie� na tej polanie czy gdzie� tam. Moi rodzice do��cz� p�niej, gdy si� ju� uporaj� z jakimi� swoimi sprawami.
– Cze�� kochanie. Wyspa�a� si�?– spyta�a mama, gdy wesz�am p� godziny p�niej do kuchni.
– Tak. Ale pewnie wieczorem b�d� padni�ta. Po prostu nie mog� si� doczeka� spotkania z Jamesem i Syriuszem, bo oni s� naprawd� fajni i czuj� si� tak, jakbym ich zna�a ju� ca�� wieczno��. Mo�e mi opowiedz� wi�cej o Hogwarcie…– odpowiedzia�am, jednak ziewaj�c.
– Ale� Julu�! Przecie� my ci ju� tyle opowiadali�my!
– No niby tak. . . Ale wy tak z punktu widzenia puchon�w i krukon�w, a oni twierdz�, �e b�d� na pewno gryfonami, przynajmniej James tak twierdzi, bo Syriusz ma�o na ten temat m�wi, nie wiem czemu.
– No dobrze. . . We� te kanapki i owoce. Jeszcze dam Ci sok i wod� i par� chusteczek i. . .
– Mamo, to naprawd� tylko par� godzin, a nie par� dni czy tygodni– roze�mia�am si�.
– Zobaczysz jak b�d� wszystko je��! Ledwo si� obejrzysz, a ju� niczego nie b�dzie w koszyku. O, to chyba oni– powiedzia�a, gdy us�ysza�a dzwonek.
– P�jd� otworzy�.
Zesz�am do hallu i otworzy�am go�ciom. Weszli do �rodka. Mama przysz�a i zaprowadzi�a ich do salonu.
– Chcecie si� czego� napi�? Sok, woda? Kawa, herbata? – zwr�ci�a si� do przybysz�w.
– Mo�e troch� wody, je�li mo�na– odpowiedzia�a Dorea.
– Chod�cie, poka�� wam m�j pok�j– powiedzia�am do Jima i Syriusza. Popatrzyli po sobie i poszli za mn�.
– Daleko jeszcze?– sapn�� okularnik, gdy byli�my na drugim pi�trze.
– Tylko dwa pi�tra.
Mina Jamesa by�a bezcenna. Stan�� z jedn� nog� uniesion� i patrzy� na mnie wyba�uszaj�c oczy i otwieraj�c usta. Zerkn�am na Czarnego i z powrotem na Jima i zacz�am si� �mia�. Black od razu do mnie do��czy�. Potter patrzy� na nas, nie wiedz�c o co chodzi i udawa�, �e si� obrazi�.
Szli�my dalej. Gdy dotarli�my na 4. pi�tro, przystan�am z r�k� na drzwiach i zapyta�am:
– Gotowi?
– Mam nadziej�, �e tam nie jest wszystko na r�owo…– mrukn�� Black.
Wpu�ci�am ich do �rodka. Stan�li jak wryci, widz�c zielone �ciany, kt�re zmienia�y sw�j odcie� w zale�no�ci od pory dnia i �witat�a, jakie wpda�o do pokoju. Spojrzeli na luksusowe, mahoniowe meble i jedwabne zas�ony. Pierwszy otrz�sn�� si� James i zmarszczy� brwi, rozmy�laj�c nad czym� chyba intensywnie.
– Co� nie tak?
– Eee. . . A w�a�ciwie to gdzie ty �pisz? Bo nie widz� tu ��ka. . .
– Widzisz tamte drzwi?– wskaza�am r�k� na ma�e mahoniowe wrota, jak je lubi�am nazywa�. Syriusz najwidoczniej nie m�g� si� doczeka� i wbieg� do sypialni.
– Ej! Co ty robisz?– krzykn�am za nim i r�wnie� wbieg�am. Jak tylko by�am na �rodku pokoju, poczu�am, jak jaki� ci�ar mnie przyt�acza i upad�am na pod�og� przyt�oczona syriuszowym, a nast�pnie jamesowym cia�em. Przez chwil� si� wystraszy�am, jako �e tutaj raczej nikt z parteru nas nie s�ysza�.
– Co wy robicie? Oszaleli�cie? To nie jest �mieszne! Hik. . . – zacz�li mnie gilgota�. �mia�am si� �miechem szale�ca prawie �e. Ja, gdy si� �miej�, to mam cz�sto taki wysoki pisko-�miech. Przy okazji si� rzuca�am na wszystkie strony jak op�tana. W ko�cu poczu�am, �e przestali. Z jakiego� nieznanego mi powodu ba�am si� otworzy� oczy. By�o za cicho w pokoju. Nawet nie by�o s�ycha� oddechu ch�opak�w, kt�rzy si� przecie� te� musieli troch� zm�czy� przy tej “rozrywce”. Ostro�nie otworzy�am jedno oko, a potem drugie i zobaczy�am ch�opak�w wisz�cych w powietrzu (znowu), kt�rzy byli nie�le zziajani. Jednak ich nie s�ysza�am. Patrzyli prosto na mnie z lekkim strachem w oczach. Spojrza�am na drzwi i a� si� cofn�am .
Sta� w nich jaki� potw�r rodem z koszmar�w. Krzykn�am. Pr�bowa�am z�apa� ch�opak�w za nogi, �eby ich �ci�gn�� na pod�og�. Na szcz�cie si� uda�o. Poci�gn�am ich za sob� do garderoby i zamkn�am drzwi na klucz.
– C-co to by�o? – spyta�am p�g�osem jednocze�nie nas�uchuj�c.
– Nie mam poj�cia – odpowiedzia� Black. Tylko on by� w stanie odpowiedzie�. James wygl�da�, jakby straci� g�os. Popatrzyli�my po sobie i podskoczyli�my, gdy co� hukn�o w drzwi.
– Chod�cie – postanowi�am skorzysta� z awaryjnego wyj�cia, kt�re znajdowa�o si� w najmniejszej szafie. Otworzy�am drzwiczki i wesz�am pierwsza. Odgarn�am sukienki i otworzy�am klap� w pod�odze.
– W�a�– szepn�am do Jamesa. Spojrza� na mnie pytaj�co – prowadzi do kom�rki pod schodami na parterze. Nie ma si� czego ba�. Syriusz w�lizguj si� – doda�am, gdy Potter pos�usznie zjecha� w d�.
– A nie b�dzie bola�o?
– Nie no co ty. . . Wyl�dujesz na pud�ach. Chocia� na wierzchu s� chyba jakie� poduszki. Nie pami�tam dok�adnie.
Jego mina nie by�a zbyt zach�caj�ca.
– A ty? Powinna� pierwsza zjecha�
– Ale tylko ja umiem zakmn�� wej�cie od �rodka. Wskakuj, to co� zaraz tu b�dzie! – szepn�am gor�czkowo, s�ysz�c, jak si� pod�amuje drewno w drzwiach. Syriusz nie pr�bowa� ju� oponowa� i wskoczy�. Ja szybko si� wsun�am w g��b szafy i zamkn�am drzwiczki w tym samym momencie, jak potw�r si� w�ama� do pokoju. Porusza�am troch� sukienkami, by wr�ci�y na dawne miejsce. Ba�am si�. W�a�ciwie to ca�a si� trz�s�am z emocji. W�lizgn�am si� w otw�r i zapar�am stopami, by nie zjecha�. Zamkn�am nad sob� klap� i zjecha�am w d�. W trakcie zjazdu czu�am “motylki” w brzuchu. Lubi�am to uczucie, chocia� w tej chwili nie bardzo si� nad tym zastanawia�am. My�la�am o tym, czy nic si� nie sta�o rodzicom i jak w og�le stw�r si� dosta� do domu.
Po chwili wyl�dowa�am na pud�ach. I na czym� b�d� kim� jeszcze, uderzaj�c si� dosy� mocno w kolano.
– A�a. To bola�o– sykn�� Syri.
– Nie tylko ciebie– odburkn�am.
– I co teraz? James nie mo�e m�wi�, nie wiemy co to by�o i czy doros�ym co� si� sta�o. . .
Us�yszeli�my �miech dochodz�cy z salonu.
– Chyba jednak s� cali i zdrowi. I na dodatek �wietnie si� bawi�– mrukn�am. Otworzy�am powoli drzwiczki od kom�rki i ostro�nie wyjrza�am. Korytarz by� pusty i nie odchodzi�y �adne d�wi�ki poza tymi z salonu. Wysz�am i stan�am na �rodku hallu. Sryiusz wyszed� za mn�, a zaraz za nim wyjrza� r�wnie� James. By�am zdenerwowana i spi�ta. Ka�da kom�rka mojego cia�a by�a gotowa do ucieczki.
– Mo�e chod�my do nich? Tam nas raczej nic nie zaatakuje. . . – szepn�� mi do ucha Syr. Lekko podskoczy�am.
– Spokojnie. To przecie� tylko ja. Nie masz si� czego ba� – z�apa� mnie za r�k�. W tr�jk� zacz�li�my si� skrada� do drzwi i nas�uchiwali�my.
– . . . i wyobra� sobie jakie b�d� mie� miny gdy go zobacz� – zn�w kto� si� za�mia�.
– Nie uwa�acie, �e to by�o troch� zbyt brawurowe? Oni maj� dopiero po jedena�cie lat. Mog�oby im to zaszkodzi�. . . – to by�a mama. Jak zwykle zatroskana.
– Nie martw si� Leno. Na pewno nic im nie b�dzie. To bystre dzieciaki. Poradz� sobie. Tylko czemu to tak d�ugo trwa?
Wyba�uszy�am oczy i spojrza�am na ch�opak�w. Oni r�wnie� na mnie spojrzeli takim samym wyrazem twarzy. Oni nas nabrali! Kto� z nich si� musia� przebra� za potwora i nas wystraszy�. Ale nam zrobili rozrywk�. . . Normalnie nie ma nic lepszego na �wiecie ni� umieranie ze strachu o �ycie swoje i innych. Z oczu Syrka wyczyta�am, �e my�la� to samym. Skin�am na nich i wr�cili�my do kom�rki.
– Oni wystraszyli nas, wi�c my wystraszymy teraz ich– powiedzia�am m�ciwie. Oboje skin�li g�owami. James nadal nie m�wi�.
– Tylko jak? Masz jaki� pomys�? – Syriusz jak zwykle najpierw spyta�, chocia� widzia�am, �e co� mu ju� kr��y po g�owie. Potter wyra�nie mia� jaki� pomys�, ale nie m�g� go nam przekaza�.
– Jedno pytanie. Teraz czy p�niej? – rzuci�am w stron� Jamesa. Pokaza� dwa palce.
– P�niej?– energicznie pokiwa� g�ow�.
– Ok. Teraz p�jdziemy i b�dziemy udawa�, jakby nic si� nie sta�o. Niech my�l�, �e jeste�my twardsi ni� im si� wydaje.
Ponownie wyszli�my. Serce mi bi�o jak szalone, bo nie wiedzia�am, czy mi si� uda dobrze to zagra�, bez roze�miania si�. Zauwa�y�am jednak, �e ch�opaki si� u�miechaj�. Te� si� w takim razie u�miechn�am. Ciekawe, jak rodzice zareaguj�, jak nas zobacz�.
Otworzy�am drzwi do salonu i nagle wszystko ucich�o i oni spojrzeli na nas. Pani Dorea patrzy�a, z trudem ukrywaj�c rozbawienie, moi rodzice natomiast mieli lekko zatroskany wzrok, tzn. mama mia�a, bo tata patrzy� zaciekawiony. Po chwili jednak wszyscy troje zmarszczyli czo�a i powiedli wzrokiem po nas od st�p do g��w. Dopiero w tej chwili zauwa�y�am, jacy jeste�my zakurzeni i brudni.
– Co wy�cie robili? Kurze �cierali�cie czy jak? – spyta�a mama.
– Mo�na tak powiedzie�. Gdzie pan Potter? – spyta� szybko Syri, �eby zmieni� temat. By�am mu wdzi�czna.
– Eee. . . Poszed� do �azienki. Powinien zaraz wr�ci�. – tata by� lekko zdenerwowany. Mama wyj�a r�d�k� i ni� machn�a. Byli�my znowu czy�ci.
– James, czemu nic nie m�wisz? – tym razem odezwa�a si� jego matka.
Spojrzeli�my nerwowo po sobie i Black si� odezwa�.
– Jako� tak nagle straci� g�os, gdy si� wyg�upiali�my. . .– zrobi� przy tym oczka niewini�tka. A� mnie �cisn�o za serce i mia�am ochot� go obj��, bo wygl�da� tak bezbronnie. Jak taki szczeniaczek albo co�.
– Finite.
– Jeny, ju� my�la�em, �e nigdy nie b�d� m�g� m�wi�. To co? Idziemy? Ju� jest po �smej, a mieli�my wyj�� p� godziny temu.
Mama mi poda�a koszyk i w tym momencie wr�ci� pan Potter, chowaj�c r�d�k� do szaty. Wszyscy wymienili mi�dzy sob� spojrzenia. To znaczy doro�li mi�dzy doros�ymi, a my mi�dzy sob�.
– No to brygada za mn�! U�yjemy �wistoklika. Pami�tacie miejsce, prawda? – zwr�ci� si� do moich rodzic�w.
– Tak. Do��czymy do was oko�o trzynastej. Mo�e by�? – odpowiedzia�a mama. Mia�a na twarzy pewien rodzaj jakby ulgi, co mnie tak naprawd� wcale nie zdziwi�o, tylko troch� poirytowa�o.
Wyszli�my przed dom i weszli�my do parku, kt�ry znajdowa� si� naprzeciwko.
– No, dzieciaki. Z�apcie t� puszk�.
By�am podekscytowana, bo jeszcze nigdy tak naprawd� nie podr�owa�am za pomoc� �wistoklika. Zawsze si� wsz�dzie udawali�my przez sie� Fiuu.
Nagle poczu�am szarpni�cie w okolicy p�pka i jakby przeciskano mnie przez jak�� rur�. A� mi dech zapar�o. Po chwili upad�am na traw�. Us�ysza�am, jak inni r�wnie� si� przewracaj� i �miech pa�stwa Potter�w, kt�rzy jednak stali.
– Troch� wprawy trzeba jednak mie�– mrukn�� Syriusz.
Wsta�am i si� otrzepa�am. Obejrza�am si� dooko�a i ujrza�am pi�kny teren, g�rzysty, ale r�wninny. No �e s� g�ry, ale ��ki s� p�askie i rozleg�e. I by� te� las. Iglasty chyba. Chocia� przy brzegach by�y te� jakie� li�ciaste drzewa. Wygl�da�o to przepi�knie.
Poczu�am szarpni�cie za rami�. Obejrza�am si� i zobaczy�am, �e James mnie ci�gnie za sob�, bo reszta ruszy�a w stron� jakiego� pag�rka kilkaset metr�w od nas. U�miechn�am si� i ruszy�am razem z Jimem za innymi.
– Ale by�o odjazd, nie? Nie�le nas wystraszyli– powiedzia� cicho, �eby jego rodzice nas nie us�yszeli.
– No. Masz jaki� plan? No wiesz, �eby si� odegra�.
– Ca�� mas�– wyszczerzy� z�biska w szerokim u�miechu. Mia� �adne z�by i co za tym idzie– �adny u�miech. Odwzajemni�am gest.
– Mo�e to nie b�dzie tak straszne, jak oni to zrobili, ale na pewno b�dzie uci��liwe. Tylko poczekamy, a� si� zdrzemn�.
– Zdrzemn�?
– Po jedzeniu. Zawsze to robi�.
– Aha.
Dalej szli�my ju� w milczeniu. Dogonili�my Potter�w i Syriusza. Spojrza� na nas pytaj�cym wzrokiem. Jim tylko kiwn�� g�ow�, a ja wzruszy�am ramionami. O nic nie pyta�. Po trzech kwadransach dotarli�my do pag�rka, kt�ry okaza� si� troch� wy�szy ni� my�la�am. Zacz�li�my si� wspina�. Zbocze nie by�o jednak takie strome, jak my�la�am, wi�c nie by�o tak �le. Zerkn�am na okularnika i ze zdziwieniem stwierdzi�am, �e wcale nie wygl�da na zm�czonego.
– A schody taaaak ci� zm�czy�y. . . – zachichota�am cicho. Oni odpowiedzieli szerokimi u�miechami.
Podziwia�am widok dooko�a mnie, bo chocia� nie byli�my wysoko, krajobraz by� bajeczny. Po prostu zakocha�am si� w tym miejscu. Pomy�la�am, �e chcia�abym tu kiedy� wzi�� �lub a nast�pnie zamieszka� niedaleko, by m�c codziennie tu przychodzi�, ale �eby dom nie zaburza� tego �adu. Sta�am chwil� i wdycha�am g�eboko powietrze, relaksuj�c si�. Poczu�am na sobie czyj� wzrok wi�c si� odwr�ci�am. Nie opodal stali ch�opacy i co� szeptali mi�dzy sob�. Skin�li na mnie, wi�c podesz�am.
– Co jest? Przeszkodzili�cie mi w kontemplacji tego miejsca – powiedzia�am.
– W czym?– James jako� mnie nie zrozumia�, a Syr te� nie wygl�da� na o�wieconego w tym momencie.
– No. . . Podziwiam i wch�aniam urok tego miejsca
– Aha. No ok. Plan jest taki: oni si� po�o��, my we�miemy jaki� pojemnik i nazbieramy do niego mr�wek. Potem we�miemy jakie� robale, o ile jakie� znajdziemy. I mo�e jeszcze jagody do tego.– wychrypia� Jim.
– A osy tu s�? – spyta�am.
– O tej porze powinny by�. . .
– To jeszcze ich posmarujemy jakim� miodem albo d�emem, albo posypiemy cukrem. B�d� okr��eni owadami.
– My�licie, �e to wystarczy?
– A potem si� schowamy i b�dziemy ich obserwowa�. Jak nas zaczn� szuka�, to si� jako� do nich zakradniemy i ich wystraszymy. Co wy na to?
– To ju� brzmi lepiej.
Przybili�my sobie pi�tki i wr�cili�my do Potter�w. Zacz�li�my rozk�ada� koce i przygotowywa� jedzenie. . .