Og�oszenie Dodała Julia Darkness Środa, 17 Kwietnia, 2013, 22:45
Kochani! Kolejna notka b�dzie pod koniec maja, po maturach (tak, w tym roku zdaj� matur�).
Chc� Wam te� przekaza�, �e mam zamiar, od nast�pnej notki poczynaj�c, publikowa� wpisy na blogspocie. Pytanie do was: czy chcecie, bym mimo wszystko nadal tutaj zamieszcza�a wpisy?
Dzisiaj taka kr�tka notka b�dzie Nie chc� was ju� dalej tak trzyma� w niepewno�ci Bo chodzi o to, �e ja mam ju� cz�� na papierze, ale jestem zbyt leniwa, �eby to wklepa� do kompa x) Mam nadziej�, �e wybaczycie. A i przy okazji wysz�o na jaw, jak ja rozumiem czasami znaczenie s��w "na dniach". Mi�ego czytania!
PS: postanowi�am nie nadawa� tytu��w notkom, bo ci�ko mi jest co� sensownego wymy�li�.
__________________________________
- Jak to, nie b�dziesz mnie ju� zaopatrywa� w swoj� moc?!- wydar�am si� na Dramona.
-Julio, uspok�j si� i daj mi co� powiedzie�- stara� si� mnie uspokoi�. Wiedzia�am, �e gdy m�wi tym tonem, to nale�y si� zamkn�� i s�ucha�.
-Masz i tak ju� ogromn� moc. Pami�tasz, jak wtedy postraszy�a� tych swoich koleg�w?- prychn�am- Nie prychaj, tylko sied� cicho. Wiesz doskonale, �e straci�a� wtedy panowanie nad sob�. Taka sytuacja nie mo�e si� ju� wi�cej powt�rzy�, rozumiesz?
Kiwn�am tylko g�ow�, boj�c si� odezwa�. Nadal by�am na niego z�a.
-Dop�ki nie nauczysz si� ca�kowicie nad sob� panowa�, nie dostaniesz ani krztyny mocy, zrozumiano?- kolejne kiwni�cie g�ow�- Dobrze. A teraz zamknij oczy i skup si� na moim g�osie...
Kolejna godzina zesz�a na �wiczeniu silnej woli poprzez wizualizacje. Jako, �e codziennie to trenowa�am, to sz�o mi ca�kiem nie�le.
- A teraz otw�rz oczy- poczeka�, a� wykonam polecenie i spojrz� mu prosto w oczy- przygotowa�em co� dla ciebie- klasn�� dwa razy w d�onie i przez ogromne drzwi dwoje s�ug wprowadzi�o jakiego� cz�owieka. Nie zdziwi�o mnie to zbytnio, jako �e co jaki� czas �wiczy�am nowe czary na ludziach, kt�rzy byli d�u�nikami Dramona. Bywali oni w podobnych sytuacjach co m�j przodek, Natan Darkness. Jednak Ksi��� jako zap�at� za��da� tylko tego, by przez jaki� czas byli moimi „kr�likami do�wiadczalnymi”.
- W zwi�zku z ostatnim incydentem, postanowi�em Ci� nauczy� czaru, dzi�ki kt�remu b�dziesz mog�a zmodyfikowa� pami�� odpowiednim osobom. - Ucieszy�o mnie to, bo ca�y czas my�la�am o tym, by pami�� o tamtym wydarzeniu przemieni� na wspomnienie bardzo realistycznego snu.
- A teraz s�uchaj uwa�nie. Wdarcie si� do czyjego� umys�u wymaga skupienia i pe�nej kontroli nad moc�. Bo je�li zrobisz co� �le, to mo�esz komu� wyrz�dzi� ogromn� szkod�, kt�r� b�dzie bardzo trudno naprawi�. Co do twoich koleg�w- wyma� im to wspomnienie zwyk�ym Obliviate. A teraz skup si�.- spojrza� na mnie znacz�co. Ca�� uwag� skupi�am na Opiekunie.
- Aby si� dosta� do czyjego� umys�u, musisz celowa� swoj� moc tutaj- podszed� do m�czyzny i dotkn�� palcem czo�o w miejscu, kt�re niekt�rzy nazywaj� ‘trzecim okiem’. Poczu�am dotyk jego mocy. W ten spos�b da� mi do zrozumienia, �e czuwa nad moimi poczynaniami i przypilnuje, by wszystko posz�o dobrze – Teraz pomy�l dok�adnie, co mu chcesz przekaza�. Dla przyk�adu pomy�l o tym, �eby cz�owiek mia� wspomnienie o hipogryfie w jego ogrodzie- w my�lach ujrza�am obraz ogrodu. Prawdopodobnie Dramon mi przes�a� widok ogrodu tego cz�owieka. Sama sobie wyobrazi�am hipogryfa w tym miejscu. Na cieniutkiej nici mocy (Opiekun j� regulowa�) wys�a�am powsta�e ‘wspomnienie’ do punktu transferowego. Ulokowa�am je w miejscu, kt�re wskaza� mi Dramon i zgodnie z jego wskaz�wkami wys�a�am my�lowe polecenie, aby m�czyzna by� przekonany, �e to wspomnienie jest prawdziwe. Po chwili si� powoli wycofa�am z jego umys�u i ‘rozpu�ci�am’ po��czenie. Zmanipulowany sta� przez chwil� oszo�omiony, po czym zacz�� m�wi�:
- Hipogryf... w moim ogrodzie... o Bo�e, moja rodzina... oni tam lubi� prze... – urwa� w p� s�owa, mrugn�� par� razy i spojrza� na mnie – powiedz, �e to nie jest prawda... nie, na pewno nie... – jego s�owa przerodzi�y si� w niezrozumia�e mamrotanie.
- Co� posz�o nie tak, prawda?- spyta�am Ksi�cia.
- Jak na pierwszy raz i tak jest ca�kiem nie�le wed�ug mnie. Mo�esz ju� i��. A, jeszcze jedno- zatrzyma�am si� w p� kroku. Dramon wyj�� z kieszeni ma�y kryszta�, w kt�rym trzyma� zazwyczaj dziesi�cioletni zapas swojej mocy.
- My�la�am, �e nie b�dziesz mi ju� przekazywa� energii...- powiedzia�am zaskoczona.
- Bo nie b�d�. Dzisiaj ci odbior� cz��. Po prostu musia�em si� odpowiednio przygotowa�.
Nie zd��y�am nawet mrugn��, a oto ju� le�a�am na ziemi i zwija�am si� z b�lu. Czu�am jakby wysysa� ze mnie �ycie, dusz�. Bo tak w�a�nie jest. Dusza i �ycie to Moc. Zabieranie jej jest bardziej bolesne od Cruciatusa.
Po kilku minutach b�l usta�. Powoli wsta�am ca�a rozedrgana i wysz�am z sali ze spuszczon� g�ow�. Nie mia�am si�y si� odezwa�. Wysz�am z teleportu. Niebo nad Hogwartem by�o ju� ciemne. Musia�o by� p�no. Usz�am zaledwie kilka metr�w zanim straci�am przytomno��.
7. Jaki� czas p�niej... Dodała Julia Darkness Piątek, 21 Września, 2012, 21:21
Witam Was ponownie Wiem, bardzo d�ugo ju� nie pisa�am. R�ne czynniki mia�y na to wp�yw. Mam nadziej�, �e wybaczycie. Zapraszam do czytania
(Wybaczcie ewentualne b��dy. Co prawda sprawdza�am, ale zawsze co� si� mo�e wkra��)
Ech, kiedy to wszystko by�o... No c�. Jestem w Slytherinie. Na 5. roku. Nie mia�am poj�cia jak bardzo to mia�o wp�yw na moj� przyja�� z Huncwotami (tak, tak teraz nazywaj� tych idiot�w. W zasadzie sami si� tak nazwali). Dziwne, �e tak po prostu po przyje�dzie do Hogwartu nie prowadzi�am ju� pami�tnika. Ale w ko�cu uda�o mi si� wr�ci�. Musz� sobie spisa� kilka wspomnie�, �ebym nigdy, przenigdy o nich nie zapomnia�a. Wspomnienia to bardzo wa�na rzecz, jak m�wi Dumbledore.
Rok pierwszy. Tu� po ceremonii przydzia�u. -SLYTHERIN!- wykrzycza�a tiara przydzia�u kr�tk� chwil� po tym, jak mi j� na�o�ono. By�am w szoku. Spojrza�am na swoich, jak my�la�am, przyjaci� - nie byli tym zachwyceni. Wsta�am, podesz�am do sto�u i usiad�am. By�am pierwsz� �lizgonk� tego wieczoru. Przede mn� zosta� przydzielony ch�opak, kt�ry si� nazywa� Fabian Blake. Zna�am to nazwisko. Jego ojciec by� Pierwszym S�dzi� w Ministerstwie Magii. Osobi�cie go nigdy nie spotka�am. Usiad�am naprzeciwko niego, przodem do sali. Chcia�am widzie�, co si� dzieje. Jedyne powitanie jakie by�o, to zdawkowe "Witaj w Slytherinie" od jakiego� kolesia, kt�ry siedzia� obok mnie. Kiwn�am tylko g�ow�.
Miesi�c p�niej -Syriusz, czekaj! - zero reakcji- BLACK!
-Nie znam Ci�.
-Daj spok�j... przecie� to, �e jestem �lizgonk� nie musi oznacza�, �e nie mo�emy si� dalej przyja�ni�...
- Przyja�ni�?! O czym Ty w og�le do mnie m�wisz?!
Patrzy�am na niego w os�upieniu. Po chwili odwr�ci�am si� na pi�cie i pobieg�am do loch�w, do swojego dormitorium. Dzieli�am go z dwiema dziewczynami- Bellatrix i Narcyz� Black. Jak si� okaza�o pierwszego wieczoru, by�y kuzynkami Syriusza. Pocz�tkowo my�la�am, �e to dobrze. Nie mia�am poj�cia jak si� myli�am...
Rok drugi - Julia! Poczekaj! - us�ysza�am, �e kto� biegnie w moj� stron�.
- Och, cze�� Sev. Co tam?- obdarzy�am go "�lizgo�skim" u�miechem.
- Masz czas? Bo pomy�la�em, �e mo�e by�my wypr�bowali kolejny eliksir...
No tak. Eliksiry. To by�a nasza pasja. Gdy tylko mogli�my, sp�dzali�my czas na warzeniu kolejnych wywar�w. Niekt�re by�y ponad program. Slughorn by� w si�dmym niebie, gdy czasami wieczorem do niego przychodzili�my z kolejnym eliksirem, by spyta� go o opini�.
- Pewnie, �e tak! Co znalaz�e� na dzisiaj?
- Eliksir wzmacniaj�cy drugiego stopnia. Brzmi dziwnie, nie?
- Odrobin�. Ale chod�my, to zoba...- w tym momencie s�owa zmieni�y si� w przera�liwie wysoki, dziewcz�cy pisk i wrzask ch�opaka. Okaza�o si�, �e za rogiem czaili si� na nas Huncwoci, by nam zrobi� "niespodziank�". W ka�dym razie zawisn�li�my w powietrzu obracaj�c si� we wszystkie strony. By�o to niezno�ne, zwa�aj�c na fakt, �e p� godziny wcze�niej jad�am kolacj�. Poczu�am, �e co� si� do mnie lepi... By�y to sztuczne paj�czyny w barwach t�czy, kt�rych pozbycie si� z ubra� a tym bardziej ze sk�ry wymaga kilku godzin.
- POOOOOTTEEEEERRRRR! ZABIJ� CI� TY SZUJO JEDNA!- wrzasn�am na niego. Zza rogu wyskoczy� wy�ej wspomniany ch�opak i zacz�� ta�czy� makaren�.
- Jak zejdziesz to daj zna�! - wraz z Blackiem wytkn�li nam j�zyki i uciekli, g�o�no si� �miej�c.
Wisieli�my tak oko�o p� godziny, powoli wiruj�c i oblepiaj�c si� coraz bardziej w kolorow� paj�czyn�...
Rok trzeci Chcia�oby si� powiedzie�, �e ludzie s� ju� troch� bardziej dojrzali. Najwidoczniej nie dotyczy to Gryfon�w. W trzeciej klasie, po raz pierwszy odk�d trafi�am do Hogwartu, da� o sobie zna� Dramon. W�a�ciwie to ju� prawie o nim zapomnia�am.
Kt�rego� dnia, podczas przerwy �wi�tecznej, poczu�am nagle przemo�n� ch�� udania si� do wie�y astronomicznej. Kieruj�c si� instynktem, uda�am si� tam. Mia�am szcz�cie, bo nikt mnie wtedy nie zauwa�y�. Wesz�am na szczyt.
- Witaj Julio - us�ysza�am cichy g�os za plecami. Gwa�townie si� odwr�ci�am i wci�gn�am powietrze.
- D-Dramon?
- Czy�by� ju� o mnie zapomnia�a? Niestety, nie ma tak �atwo... Wr�ci�em, bo spe�ni� swoj� obietnic�. B�d� Ci� uczy�, a potem zostaniesz moj� Kr�low�... - powiedzia� spokojnie, niskim g�osem. Niewiele pami�tam z tamtego wieczoru. Wiem tylko, �e jaki� czas mi co� t�umaczy�, powiedzia�, �e za dwa tygodnie mam znowu tu przyj�� o tej samej porze i potem znikn��. Wraca�am do loch�w przyt�oczona ci�arem nadchodz�cych spotka� z moim Opiekunem. Wiedzia�am, �e on si� zjawi. To by�a tylko kwestia czasu. Mimo wszystko pod�wiadomo�� zakopa�a t� informacj� gdzie� g��boko, tak wi�c nie my�la�am o tym na co dzie�.
- No no no... idzie nietoperzyca. Gdzie Tw�j Smark? - us�ysza�am szyderczy g�os za sob�.
- Odwal si� Black.
- Czemu jeste� taka niemi�a dla mnie? Przecie� zada�em Ci tylko takie niewinne pytanie...
- Niewinno�� to ja zaraz strac�, je�li si� nie zamkniesz - warkn�am.
- Masz na my�li dziewictwo?
- Spadaj, powiedzia�am!
- No choood�... czekam na Ciebie tyle lat... a Ty tak do mnie?- zast�pi� mi drog�.
- Czego chcesz?
- Ma�� przys�ug�.
- Jak�?
- Przyjd� jutro do pustej klasy na czwartym pi�trze. Tam si� wszystkiego dowiesz. - mrugn�� do mnie porozumiewawczo.
- Ta, pewnie znowu chcecie mnie zwabi� w jak�� pu�apk�. Poza tym, Black, my�la�am, �e jeste� na mnie ci�ko obra�ony? Dzisiaj tak naprawd� pierwszy raz dobrowolnie si� do mnie odezwa�e�.- stwierdzi�am, udaj�c zaskoczenie.
Czarny mrugn�� par� razy oczami, po czym odwr�ci� si� i odszed�.
Nast�pnego dnia nie posz�am do tej klasy. Zbyt dobrze zna�am poczucie humoru Huncwot�w, �eby da� si� po raz kolejny nabra�.
Nadal warzy�am sporo eliksir�w w czasie wolnym. Czasami sama, czasami z Sevem. Snape si� przyja�ni� od dzieci�stwa z Lily Evans, wi�c ona te� cz�sto do nas do��cza�a. Nie przeszkadza�o mi to. Og�lnie to ma�o spraw mnie obchodzi�o. A ju� w szczeg�lno�ci spory mi�dzy domami. Nie mog�o mnie to obchodzi�. Jak mia�abym by� potem sprawiedliwa?
Rok czwarty Na czwartym roku do�� sporo rzeczy si� zmieni�o. Severus i Lily zacz�li ze sob� chodzi�. Jednak tak bardzo trzymali to w tajemnicy, �e wy��cznie ja o tym wiedzia�am. Stara�am si� im pom�c jak tylko mog�am, �eby mogli sp�dza� ze sob� czas.
Tymczasem mia�am coraz cz�ciej spotkania z Dramonem. Wygl�da�o to tak, �e wieczorami (2-3 razy w tygodniu) wychodzi�am z zamku nad brzeg jeziora. Znajduje si� tam ma�a grota. Naprawd� ma�a. W sumie to to jest jama. Dramon ustanowi� tam co� w rodzaju teleportu. Tylko ja mog� z niego korzysta�. On go nie potrzebuje, a inni nie powinni w og�le wiedzie� o jego istnieniu (teleportu, znaczy si�). Przez godzin� opowiada mi histori� swojej istoty. Nast�pnie jemy kolacj�. Po kolacji uczy mnie r�nych zasad post�powania ze �miertelnikami. Uczy mnie czarnej magii i pot�nych zakl�� obronnych i nie tylko. Wszystko to jest bardzo ciekawe, ale te� niezwykle m�cz�ce. Dzi�ki Eliksirowi Wzmacniaj�cym jako� daj� rad�. Ma on wzbogacon� formu��, dzi�ki czemu dzia�a na r�ne oznaki zm�czenia. Nie tylko wzmacnia organizm ale te� sprawia, �e nie wida� po cz�owieku fizycznego zm�czenia.
Biedni �miertelnicy... nie zdaj� sobie sprawy z tego, �e mog�abym ich zabi� jednym spojrzeniem. Raz na dwa-trzy tygodnie Dramon przekazuje mi cz�� swojej mocy, kt�r� kumulowa� w kryszta�ach przez tysi�ce lat.
Coraz bardziej zaczyna mnie irytowa� Black. Ze swoj� grup� jest wielkim Panem i W�adc�, a gdy spotkam go gdzie� samego to pr�buje mi zaimponowa� w pozytywny spos�b. Je�li uwa�a, �e si� dam nabra�, to si� grubo myli!
Uch, ciesz� si�, �e znalaz�am te �wistki i mog�am je wklei� do zeszytu, bo nie wiem czy by mi si� chcia�o to pisa� z pami�ci. No nic. Aktualnie dzieje si� tak, �e mam w sobie ju� moc r�wn� oko�o pi��dziesi�ciu lat zbierania mocy przez Dramona. Jest to naprawd� du�o. Musz� bardzo uwa�a�, �eby nie straci� nad sob� panowania. Ca�y czas �wicz� z nim r�ne techniki relaksacyjne, kt�re potem stosuj� codziennie.
Tylko raz zdarzy�o mi si� straci� kontrol� nad sob�. By�o to pod koniec czwartego roku, gdy ja i Severus poszli�my na spacer, by m�c w spokoju porozmawia�. W pewnym momencie zza rogu wyskoczyli Huncwoci, najwidoczniej wiedz�c, �e tu b�dziemy. Zacz�li nas zaczepia�. Pr�bowa�am ich przekona�, �e to niezbyt dobry pomys�. Oczywi�cie okularnik pierwszy wyj�� r�d�k�. Zacz�li miota� w nas zakl�ciami. Gdy trafili Seva dr�twot�, miarka si� przebra�a. Powietrze zacz�o wibrowa� naoko�o mnie. Pojawi�y si� male�kie bruzdy na trawie. Zacz�o by� wyczuwalne drganie pod�o�a. Ch�opaki zamarli, bo nie wiedzieli co si� dzieje. Wystarczy�a jedna my�l, by zostali wystrzeleni w powietrze i pozbawieni g�osu. W nast�pnej sekundzie us�yszeli w g�owach m�j g�os, z pozoru bardzo spokojny. "Ostrzega�am, ale mnie nie s�uchali�cie... Jeszcze raz tak zrobicie, to po�a�ujecie do ko�ca �ycia"
Byli przera�eni. Nie mieli poj�cia co si� dzieje. Dla wy�adowania emocji troch� si� "pobawi�am" -pozmienia�am im kolory sk�ry, budow� cia�a, wygl�d w�os�w. Nawet ich przetransmitowa�am w zwierz�ta. Najpierw w papugi, potem w �limaki. Na koniec stwierdzi�am, �e koniec zabawy. Przywr�ci�am im "pierwotn� posta�". Nakaza�am im, by nikomu o tym nie rozpowiadali, bo i tak si� dowiem. Chyba ich przekona�am.
Gdy ich w ko�cu pu�ci�am wolno, pognali do zamku tak, jakby ich goni�a kostucha.
Przykl�kn�am przy Severusie i go ocuci�am. By� zdezorientowany. Nie pami�ta�, co si� sta�o.
Od tamtej pory Huncwoci s� bardziej ostro�ni przy mnie. Jednak, gdy mnie nie ma w pobli�u, to Snape nie ma �atwego �ycia. I tak ju� ma trudno od ma�ego. Troch� mu wsp�czuj�. Ale tylko troch�, bo nade mn� nikt si� nie u�ala.
Dramon, gdy mu o tym opowiedzia�am, by� najpierw w�ciek�y, ale potem si� �mia�. Czasami go naprawd� nie rozumiem.
No wi�c tak: (wiem, nie zaczyna si� zdania od "no wi�c")
utkn�am. Nie potrafi� si� wczu� w 11-letni� dziewczynk�, wi�c przesun� akcj� do przodu o kilka lat. Mo�e do 4.-5. roku.... Jeszcze nie wiem dok�adnie.
Przepraszam, �e tyle czasu nie dawa�am znaku �ycia praktycznie...
Mam nadziej�, �e wybaczycie
W kooo�cu si� uda�o... Mam nadziej�, �e r�wnie� si� z tego cieszycie ;) Nie przed�u�aj�c, bo ju� wystarczaj�co d�ugo czekali�cie, zapraszam do czytania...
Udali�my si� na Pok�tn�. Ca�a grupa posz�a najpierw do gringotta, by wzi�� pieni�dze. Zawsze mnie dziwi, jak to te gobliny s� zdolne i jak chroni� nasze maj�tki. Pewnie za odpowiedni� op�at�.
– No to brygada za mn�! Kupimy najpierw szaty – krzykn�� pan Potter. Weszli�my do sklepu Madame Malkin. Poczu�am zapach �wie�o wyprodukowanego materia�u. Zrobi�a nam przymiarki i poda�a komplet trzech szat dziennych, mundurk�w, tiar�, r�kawiczki, r�kawice robocze ze smoczej sk�ry oraz czapk� i szalik.
Ka�dy wzi�� sw�j zestaw. Gdy wyszli�my z powrotem na ulic�, us�ysza�am w g�owie szept.
“Julio. . . Julio. . . “ Obejrza�am si� za siebie z zaskoczenia. Przy wej�ciu do s�siedniej alejki sta�a jaka� posta�, ubrana na czarno. Nie widzia�am twarzy, bo by�a zasloniona kapturem. Zauwa�y�am jedynie dziwny blask, pewnie oczu. Osoba skin�a na mnie r�k�.
Niewiele my�l�c, uda�am si� w tamtym kierunku. Nie czu�am ju� zaskoczenia. Jako� tak w�a�ciwie. . . nic nie czu�am. Tylko tak� dziwn� pustk� i jakbym sz�a jak taka kuk�a. Tak jakby kto� poci�ga� za sznurki, do kt�rych zosta�am przywi�zana.
– Witaj, Julio. Pami�tasz mnie?
Pustka min�a. Znowu mog�am by� sob�.
– Dramon?! – krzykn�am. Par� os�b si� obejrza�o z l�kiem.
– Nie krzycz! – sykn�� – Chod�.
– Nigdzie nie id�. Nie z tob�. Nie ufam ci.
Spojrza� na mnie dziwnie, po czym si� roze�mia�.
– jeste� pewna? Kiedy� b�dziesz musia�a mi zaufa�, ksi�niczko – zamrucza� pewn siebie.
– Nie jestem ksi�niczk�. Odczep si� ode mnie i zostaw mnie w spokoju!
– My�la�em, �e jeste� grzeczniejsza.
Prychn�am.
– Jak dla kogo. A ty do nich nie nale�ysz.
Us�ysza�am jak mnie wo�aj� Syriusz i Jim, wi�c odwr�ci�am si� na pi�cie od zaskoczonego Dramona i pobieg�am do koleg�w.
– Kto to by�? – zapytali jednocze�nie. Jak bracia normalnie.
– A taki jeden znajomy– by�am z�a i troch� si� ba�am, �e demon zechce si� na mnie odegra� za to. Oby jednak nie.
– Chod�. Idziemy kupi� kocio�ki, a potem na apteki.
Kocio�ek kosztowa� mniej ni� si� spodziewa�am, bo tylko 14 sykli. Pewnie dlatego, �e by� u�ywany. Ech. . . Po prostu chcia�am zaoszcz�dzi�. Za to sk�adniki kosztowa�y wi�cej, bo kupi�am troch� na zapas. Zapachy, kszta�ty i kolory zi� oraz innych ingrediencji by�y przer�ne. By�am zachwycona. To miejsce mnie niemal�e oczarowa�o ju� od pierwszego razu, gdy tu by�am z mam�. Gdy by�am mniejsza, uwielbia�am i�� z ni� do apteki i ksi�garni (do kt�rej te� si� po chwili udali�my).
Ledwo przekroczyli�my pr�g “Es�w i Flores�w”, poczu�am najukocha�szy zapach ksi��ek. Kupienie wszystkich pozycji z listy zaj�o nam jakie� p� godziny. Ja jednak dokupi�am sobie doadtkowo “Histori� Hogwartu”, bo moja gdzie� si� zawieruszy�a.
– Co nam jeszcze zosta�o? – spyta� Charlus Potter.
– R����d�ki! – krzykn�li�my zgodnie.
– No to do Ollivandera, dzieciaki. Raz, dwa, trzy, cztery. . . Raz, dwa, trzy, cztery. . .
Pobiegli�my, �miej�c si�, do sklepu. Nie przeszkadza�o nam, �e jeste�my ob�adowani zakupami i �e jest nam ci�ko, wszak zakup r�d�ki by� punktem kulminacyjnym ca�ego wypadu!
– Mog� pierwszy? Proooosz�. . . - miaukn�� James.
– Potter, nie wiesz, �e damy maj� pierwsze�stwo? – powiedzia� pe�en godno�ci Black. Jimowi zrzed�a mina. Prawie mu uszy przyklap�y. Zacz�li�my si� z Czarnym �mia�.
– Ach, dzie� dobry. . . Tak my�la�em, �e to b�dzie gdzie� w tym roku, jak si� pojawicie– odezwa� si� cichy g�os i z jednego z ciemnych zakamark�w sklepu wyszed� pan Ollivander. Wszyscy podskoczyli�my, zaskoczeni.
– Dzie� dobry! – powiedzieli�my ca�� czw�rk�.
– No to poprosz� pann� Darkness bli�ej. Jak to pan Black trafnie uj�l, damy maj� pierwsze�stwo – rzek� z u�miechem. Podesz�am nie�mia�o. Pan Ollivander trzyma� ju� w r�ku r�d�k�.
– Dwna�cie i jedna druga cala, d�b, w�os jednoro�ca, sztywna.
Wyci�gn�am d�o�. Nogi mi si� trz�s�y ze strachu i podniecenia. Czu�am jak po plecach sp�ywa mi pojedyncza kropla potu, pozostawiaj�c po sobie �lad w postaci jednorazowego dr�enia. Tak, jakby mi po ca�ym ciele pr�d przep�yn��. U�wiadomi�am sobie, �e si� boj�. Gdy dotkn�am r�d�k�, poczu�am na sobie wzrok pi�ciu os�b. “Ale przecie� poza mn� s� tylko cztery. . . “ pomy�la�am. Odwr�ci�am si� i zobaczy�am, jak zza szyby przygl�da mi si� ta sama zakapturzona posta�. Dramon si� u�miechn�� i pokr�ci� g�ow�, jakby chcia� mi powiedzie�, �e to niew�a�ciwa r�d�ka.
Krzykn�am i machn�am w jego stron� magicznym patykiem i okno wystawowe eksplodowa�o i rozlecia�o sie na milion kawa�k�w. Znowu krzykn�am i odskoczy�am do ty�u wpadaj�c na lad� i prawie si� przewracaj�c. Uderzy�am si� przy tym w �okie�. Bola�o. Spojrza�am na sprzedawc�.
– J-ja ba-bardzo przepraszam. N-napra-awd� nie chcia�am. Wystraszy�am si�.– wyj�ka�am zawstydzona i spojrza�am m�czy�nie w oczy. Wiedzia�.
– Nie wszkodzi. To si� da naprawi�. Reparo! – wycelowa� w okno, kt�re wygl�da�o znowu jak nowe.
“Malutka, uspok�j si�. Nic ci przecie� z�ego nie zrobi�. Twojej rodzinie te� nie. Naprawd�. Nie po to ci� wybra�em.”– po raz drugi tego dnia us�ysza�am g�os Dramona. Lekko si� wzdrygn�am, ale faktycznie si� uspokoi�am.
W ci�gu kolejnych pi�tnastu minut wypr�bowa�am z tuzin r�d�ek. Zacz�o mnie to irytowa�. Ch�opaki te� wygl�dali na “lekko” znudzonych. Ollivander zacz�� si� drapa� po g�owie i mrucze� do siebie, zastanawiaj�c si� zapewne, co mi nast�nie poda�. Nagle si� do mnie zwr�ci� i zapyta�:
– A do czego ma przede wszystkim s�u�y�? W czym przodowa�? Zakl�cia, uroki, transmutacja, zielarstwo?
– Ja nie. . . – zacz�am, ale us�ysza�am ponownie g�os demona. “Do wszystkiego”– cichy szept r�wnie� brzmia� troch� podirytowany. “I ma mie� w��kno z serca smoka. . .”
– Ja. . . Do wszystkiego. I ma miec w��kno z serca smoka. Tak on powiedzia�– ostatnie zdanie szepn�am. Inni nie mogli si� dowiedzie� o tym, �e zosta�am do czego� wybrana przez Dramona, Ksi�cie Ciemno�ci i �mierci. Ale Ollivander wiedzia�. Nie wiem sk�d, ale wiedzia�.
– Oczywi�cie. . . – i znikn�� w g��bi sklepu.
– Czemu to tak d�ugo trwa? Tato, m�wi�e�, �e u ciebie to trwa�o pi�� minut. . . – zaj�cza� Potter Junior.
– Zrozum James, �e ka�dy jest inny. Wida�, Julia ma skomplikowany charakter albo co�, wi�c jest trudniej dobra� odpowiedni� r�d�k�. My�l�, �e u ciebie potrwa to mniej czasu, jako �e masz bardzo prosty charakter– pan Potter u�miechn�� si� do syna i spojrza� na mnie.
– Nie smu� si� Julio, na pewno zaraz si� pojawi odpowiednia r�d�ka. Zobaczysz. No, u�miechnij si�.
Spr�bowa�am, ale wysz�a mi mina a’la cytryna. Szczerze m�wi�c, nie chcia�am si� u�miechn��. Nawet nie z powodu r�d�ki. Bardzo mi si� nie podoba� fakt, �e Dramon mo�e mi “siedzie� w g�owie”. Boj� si�, �e mo�e mnie op�ta� i zrobi� ze mn�, co chce. Poczu�am ucisk w brzuchu. Tak jakby mi kto� zawi�za� wn�trzno�ci grubym sznurem i mocno zacisn��. Rozbola�a mnie g�owa i poczu�am pod powiekami �zy. Nie chcia�am by� tu, w sklepie, wiedz�c, �e demon gdzie� niedaleko si� czai i by� mo�e na mnie w�a�nie patrzy . By� mo�e si� ze mnie nawet �mieje. Poczu�am z�o��, kt�ra miarowo zalewa�a moje cia�o. Z�o�� zacz�a si� powoli zmaienia� we w�ciek�o��.
Wszystko jednak “wyparowa�o”, gdy poczu�am dwie pary ramion obejmuj�ce mnie.
– Przepraszam Jules. Nie chcia�em ci� obrazi� moim pytaniem– szepn�� mi do ucha James. Otworzy�am oczy i na niego spojrza�am.
– Nie jestem na ciebie z�a. Po prostu jestem tak samo zm�czona jak i ty. . .
– Albo nawet bardziej– mrukn�� Black.
U�miechn�am si� do nich i wyswobodzi�am z u�cisku, bo us�ysza�am kroki sprzedawcy, kt�ry znowu mrucza� do siebie.
– Prosz�. Dwana�cie i jedna czwarta cala, grab, w��kno z serca smoka, gi�tka– wyrecytowa� i mi poda�.
Gdy zbli�a�am r�k� do patyka, d�o� Ollivandera zadr�a�a i r�d�ka wysun�a mu si� z r�ki kilka milimetr�w. “Tak, jakby si� chcia�a jak najszybciej znale�� w mojej d�oni” pomy�la�am i nagle, gdy moje palce by�y par� centymetr�w od r�d�ki, ta po prostu przeskoczy�a do mojej r�ki i wysypa�a przy tym setki ma�ych. Kolorowych iskierek, kt�re mnie otoczy�y, a potem we mnie wnikn�y. Gdy ostatnia iskra znikn�a w moim ciele, poczu�am niewys�owion� eufori� i chcia�am skaka�, krzycze�, piszcze� i �peiwa�. Na szcz�cie uda�o mi sie ograniczy� do pojedynczego podskoku i krzykni�cia “Yes! Uda�o si�!” i obj�cia kolejno Syriusza, Jamesa, pana Pottera i nawet pana Ollivandera.
Po tym ma�ym ataku rado�ci wszyscy mieli naprawd� g�upie miny. Patrzyli si� na mnie, jak na wariatk� jak��.
Pstrykn�am palcami przed twarz� okularnika, bo akurat sta� najbli�ej. Od razu si� ockn�� i spojrza� na innych. Podszed� do Czarnego i go waln�� w g�ow� z wyra�n� uciech�.
– Au! Za co?– oburzy� si� Syriusz.
– Za gapienie si� i min� jak ryba na bezdechu!– wytkn�� mu j�zyk. Teraz z kolei ja si� na nich patrzy�am jak na wariat�w.
James podszed� do lady, pokaza� komplet z�b�w, potar� r�ce i powiedzia�, �e ju� chyba jego kolej. Oollivander si� nim zaj��. Ja mog�am w ko�cu usi��� na szerokim parapecie i zacz�am przygl�da� si� r�d�ce.
By�a gi�tka, g�adka i bardzo mi si� podoba�a. Czu�am ca�y czas ciep�o od bij�ce od niej. “Chyba mnie lubi” pomy�la�am. Poczu�am jakby delikatny pr�d wzd�u� palc�w. U�miechn�am si�.
Kolejny kwadrans p�niej, gdy ju� mieli�my kupione swoje magiczne patyki, poszli�my na zas�u�on� porcj� lod�w. . .
5. Kolejne spotkanie i piknik cz.2 Dodała Julia Darkness Wtorek, 18 Stycznia;, 2011, 10:00
Najpierw to... Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku (wiem, troch� ju� ten nowy rok trwa, ale lepiej p�no ni� wcale)! Troch� d�ugo nie pisa�am, wiem. Cz�ciowo zawini� brak weny, cz�ciowo brak czasu i cz�ciowo brak ch�ci (przyznaj� si�!). Co tu wi�cej gada�- Zapraszam do czytania...
*****
Piknik mija� w miar� spokojnie. Jak si� okaza�o, mama mia�a racj�, m�wi�c, �e w mgnieniu oka wszystko zniknie. Nie mog�am si� doczeka�, a� zaczniemy realizowa� sw�j “genialny”, wed�ug Jamesa, plan.
Troch� si� ba�am, �e rodzice b�d� na mnie �li, gdy go zrealizujemy. Szczeg�lnie ostatni punkt.
– A co tam si� przejmujesz, Jul. Ja ci�gle swoim robi� na z�o�� i jako� �yj� – powiedzia� mi Syri, gdy si� z nim podzieli�am swoimi obawami.
– Czemu im dokuczasz? – dopiero po chwili si� zorientowa�am, �e Black pierwszy raz wspomnia� o swojej rodzinie. Jedyne, co o nich wiedzia�am, to �e s� baaaardzo bogaci i wszyscy si� odnosz� do nich z szacunkiem.
– Po prostu mi si� nudzi. Mam m�odszego brata, Regulusa, i zawsze, jak co� zrobi� nie tak, jak mi mamusia kaza�a, to on leci i na mnie skar�y. Potem ona na mnie krzyczy i ja zaczynam robi� jej na z�o��, �eby wiedzia�a, �e nie mo�e robi� ze mn�, co chce. . .-umilk�, tak jakby zda� sobie spraw�, �e powiedzia� za du�o. Patrzy�am na niego i czu�am wsp�czucie. Ciesz� si�, �e nie mam m�odszego rodze�stwa. Ale z drugiej strony to mama i tata by chyba na mnie nie krzyczeli za byle co. Chocia� kto wie. . .
Odwr�ci�am wzrok i wgryz�am si� w kanapk� z d�emem malinowym, kt�ry zrobi�a babcia Pottera. My�l�, �e s� bardzo fajnymi lud�mi. Bardzo ich polubi�am.
Wpatrywa�am si� w oddalone par� kilometr�w wzg�rze i dopiero po chwili zauwa�y�am, �e w nasz� stron� poruszaj� si� dwie sylwetki. Wsta�am i zacz�am si� dok�adniej im przypatrywa�. Par� sekund p�niej stwierdzi�am, �e to s� rodzice i usiad�am z powrotem na kocu. Troch� si� zdziwi�am, jako �e mieli si� pojawi� dopiero za co najmniej dwie godziny. Postanowi�am, �e nikomu nic nie powiem. Niech maj� niespodziank�, a co!
– Cze�� kochani! Jak tam piknik? Przynios�am jeszcze troch� jedzenia i picia, bo jak widz� niewiele pozosta�o – za�mia�a si� mama. Poczu�am szturchni�cie w bok i gdy si� obejrza�am, zobaczy�am Jamesa i Syriusza szczerz�cych si� do mnie jakby Bo�e Narodzenie by�o ju� jutro. Kiwn�li g�owami i posz�am za nimi. Weszli�my do lasku.
– To co najpierw? Mr�wki? A macie jaki� sloiczek? – szepn�am do nich.
Mimo wszystko ba�am si�, �e co� si� nie uda i �e nakrzycz� na mnie rodzice. Zawsze by�am taka grzeczna i pos�uszna. Nigdy im si� nie sprzeciwi�am. Nigdy nie rozrabia�am. A mo�e teraz przysz�a w ko�cu pora na “rozw�j”? No c�. . . raz si� �yje, co nie?
– eee. . . Zapomnia�em wzi��– poiedzia� zmieszany Syrek. Najwidoczniej on si� mial o to zatroszczy�. Bez s�owa wr�ci�am do miejsca piknikowego i zabra�am par� pustych s�oiczk�w. W prawie ka�dym by�y pozosta�o�ci po jakich� d�emach albo innych s�odkich rzeczach. “Jeszcze lepiej”– pomy�la�am.
– Julu�, po co ci te s�oiki? – spyta� tata.
– Trzeba je chyba umy�, no nie?– odpowiedzia�am bez mrugni�cia okiem.
– Ale przecie� tu nie ma �adnego strumyka w pobli�u – dopowiedzia�a mama.
– Ale James i Syriusz powiedzieli, �e kiedy� znale�li jakie� �r�d�o. . . – ledwo doko�czy�am i pobieg�am do lasku. Czu�am na sobie wzrok doros�ych. “A niech to! Jeszcze si� domy�l� i co wtedy? No trudno. . . Jako� b�dzie”
– Prosz�. Wystraczy? – burkn�am i rzuci�am im zdobycz pod nogi.
– Jul jeste� z�ota! – krzykn�� rozradowany Jim.
– Taaa? A gdize tu widzisz z�oto?– Syrek powiedzia� to w jaki�. . . inny spos�b. Jako� tak. . . Wrednie? Spojrza�am na niego.
– A ciebie co ugryz�o?– spyta� od razu okularnik– przesta� si� droczy� na nas bo inaczej si� nie uda.
Syriusz jakby na zawo�anie si� rozchmurzy�. Nie mog�am tego poj��. Ale stwierdzi�am, �e p�niej si� nad tym zastanowi�. Teraz mieli�my do zrealizowania nasz plan. . .
W taki oto spos�b powsta�a pierwsza po��wka Huncwot�w, chocia� wtedy nikt si� jeszcze nad tym nie zastanawia�, co z tego wyniknie. By� to pocz�tek wielkiej przyja�ni dw�ch ch�opc�w i dziewczyny, maj�cej za opiekuna demona, Ksi�cia Ciemno�ci. . .
**********************
Wiem, jako� takie nijakie to wysz�o. . . Ale nie mog�am nic innego wymy�le�. A musia�am co� doda�, �eby m�c przej�� w ko�cu do ukochanego przeze mnie wypadu na Pok�tn� ^^ I uprzedzam, b�dzie to d�uuugi wypad ;) Tylko musz� jeszcze do ko�ca przepisa�, bo mam to w zeszycie ;P
4. Kolejne spotkanie i piknik cz.1 Dodała Julia Darkness Piątek, 17 Grudnia, 2010, 21:15
A oto wyczekiwana notka! Stara�am si� zawrze� w niej wi�cej uczu� i humoru. Jako� mnie tak wena nasz�a dzisiaj, �e notka wysz�a chyba d�u�sza, ni� si� spodziewa�am. Nie wiem, czy dodam jeszcze co� przed �wi�tami. Zobaczy si�. Sprawdza�am notk� pod wzgl�dem ortograficznym i mam nadziej�, �e nie ma ju� b��d�w.
Co do pyskowania- zapomnia�am, �e si� pyskowa�o maj�c 11 lat ;P
Dedyk dla czytaj�cych.
Mi�ej lektury
Victoria
********************************
4 lipca 1971
Dzisiaj wsta�am wcze�nie jak na mnie, bo o 6:00. A to wszystko dlatego, ze razem z Potterami i Syriuszem udajemy si� na piknik. Sobota mia�a by� pi�kna, wi�c b�dziemy ca�y dzie� na tej polanie czy gdzie� tam. Moi rodzice do��cz� p�niej, gdy si� ju� uporaj� z jakimi� swoimi sprawami.
– Cze�� kochanie. Wyspa�a� si�?– spyta�a mama, gdy wesz�am p� godziny p�niej do kuchni.
– Tak. Ale pewnie wieczorem b�d� padni�ta. Po prostu nie mog� si� doczeka� spotkania z Jamesem i Syriuszem, bo oni s� naprawd� fajni i czuj� si� tak, jakbym ich zna�a ju� ca�� wieczno��. Mo�e mi opowiedz� wi�cej o Hogwarcie…– odpowiedzia�am, jednak ziewaj�c.
– Ale� Julu�! Przecie� my ci ju� tyle opowiadali�my!
– No niby tak. . . Ale wy tak z punktu widzenia puchon�w i krukon�w, a oni twierdz�, �e b�d� na pewno gryfonami, przynajmniej James tak twierdzi, bo Syriusz ma�o na ten temat m�wi, nie wiem czemu.
– No dobrze. . . We� te kanapki i owoce. Jeszcze dam Ci sok i wod� i par� chusteczek i. . .
– Mamo, to naprawd� tylko par� godzin, a nie par� dni czy tygodni– roze�mia�am si�.
– Zobaczysz jak b�d� wszystko je��! Ledwo si� obejrzysz, a ju� niczego nie b�dzie w koszyku. O, to chyba oni– powiedzia�a, gdy us�ysza�a dzwonek.
– P�jd� otworzy�.
Zesz�am do hallu i otworzy�am go�ciom. Weszli do �rodka. Mama przysz�a i zaprowadzi�a ich do salonu.
– Chcecie si� czego� napi�? Sok, woda? Kawa, herbata? – zwr�ci�a si� do przybysz�w.
– Mo�e troch� wody, je�li mo�na– odpowiedzia�a Dorea.
– Chod�cie, poka�� wam m�j pok�j– powiedzia�am do Jima i Syriusza. Popatrzyli po sobie i poszli za mn�.
– Daleko jeszcze?– sapn�� okularnik, gdy byli�my na drugim pi�trze.
– Tylko dwa pi�tra.
Mina Jamesa by�a bezcenna. Stan�� z jedn� nog� uniesion� i patrzy� na mnie wyba�uszaj�c oczy i otwieraj�c usta. Zerkn�am na Czarnego i z powrotem na Jima i zacz�am si� �mia�. Black od razu do mnie do��czy�. Potter patrzy� na nas, nie wiedz�c o co chodzi i udawa�, �e si� obrazi�.
Szli�my dalej. Gdy dotarli�my na 4. pi�tro, przystan�am z r�k� na drzwiach i zapyta�am:
– Gotowi?
– Mam nadziej�, �e tam nie jest wszystko na r�owo…– mrukn�� Black.
Wpu�ci�am ich do �rodka. Stan�li jak wryci, widz�c zielone �ciany, kt�re zmienia�y sw�j odcie� w zale�no�ci od pory dnia i �witat�a, jakie wpda�o do pokoju. Spojrzeli na luksusowe, mahoniowe meble i jedwabne zas�ony. Pierwszy otrz�sn�� si� James i zmarszczy� brwi, rozmy�laj�c nad czym� chyba intensywnie.
– Co� nie tak?
– Eee. . . A w�a�ciwie to gdzie ty �pisz? Bo nie widz� tu ��ka. . .
– Widzisz tamte drzwi?– wskaza�am r�k� na ma�e mahoniowe wrota, jak je lubi�am nazywa�. Syriusz najwidoczniej nie m�g� si� doczeka� i wbieg� do sypialni.
– Ej! Co ty robisz?– krzykn�am za nim i r�wnie� wbieg�am. Jak tylko by�am na �rodku pokoju, poczu�am, jak jaki� ci�ar mnie przyt�acza i upad�am na pod�og� przyt�oczona syriuszowym, a nast�pnie jamesowym cia�em. Przez chwil� si� wystraszy�am, jako �e tutaj raczej nikt z parteru nas nie s�ysza�.
– Co wy robicie? Oszaleli�cie? To nie jest �mieszne! Hik. . . – zacz�li mnie gilgota�. �mia�am si� �miechem szale�ca prawie �e. Ja, gdy si� �miej�, to mam cz�sto taki wysoki pisko-�miech. Przy okazji si� rzuca�am na wszystkie strony jak op�tana. W ko�cu poczu�am, �e przestali. Z jakiego� nieznanego mi powodu ba�am si� otworzy� oczy. By�o za cicho w pokoju. Nawet nie by�o s�ycha� oddechu ch�opak�w, kt�rzy si� przecie� te� musieli troch� zm�czy� przy tej “rozrywce”. Ostro�nie otworzy�am jedno oko, a potem drugie i zobaczy�am ch�opak�w wisz�cych w powietrzu (znowu), kt�rzy byli nie�le zziajani. Jednak ich nie s�ysza�am. Patrzyli prosto na mnie z lekkim strachem w oczach. Spojrza�am na drzwi i a� si� cofn�am .
Sta� w nich jaki� potw�r rodem z koszmar�w. Krzykn�am. Pr�bowa�am z�apa� ch�opak�w za nogi, �eby ich �ci�gn�� na pod�og�. Na szcz�cie si� uda�o. Poci�gn�am ich za sob� do garderoby i zamkn�am drzwi na klucz.
– C-co to by�o? – spyta�am p�g�osem jednocze�nie nas�uchuj�c.
– Nie mam poj�cia – odpowiedzia� Black. Tylko on by� w stanie odpowiedzie�. James wygl�da�, jakby straci� g�os. Popatrzyli�my po sobie i podskoczyli�my, gdy co� hukn�o w drzwi.
– Chod�cie – postanowi�am skorzysta� z awaryjnego wyj�cia, kt�re znajdowa�o si� w najmniejszej szafie. Otworzy�am drzwiczki i wesz�am pierwsza. Odgarn�am sukienki i otworzy�am klap� w pod�odze.
– W�a�– szepn�am do Jamesa. Spojrza� na mnie pytaj�co – prowadzi do kom�rki pod schodami na parterze. Nie ma si� czego ba�. Syriusz w�lizguj si� – doda�am, gdy Potter pos�usznie zjecha� w d�.
– A nie b�dzie bola�o?
– Nie no co ty. . . Wyl�dujesz na pud�ach. Chocia� na wierzchu s� chyba jakie� poduszki. Nie pami�tam dok�adnie.
Jego mina nie by�a zbyt zach�caj�ca.
– A ty? Powinna� pierwsza zjecha�
– Ale tylko ja umiem zakmn�� wej�cie od �rodka. Wskakuj, to co� zaraz tu b�dzie! – szepn�am gor�czkowo, s�ysz�c, jak si� pod�amuje drewno w drzwiach. Syriusz nie pr�bowa� ju� oponowa� i wskoczy�. Ja szybko si� wsun�am w g��b szafy i zamkn�am drzwiczki w tym samym momencie, jak potw�r si� w�ama� do pokoju. Porusza�am troch� sukienkami, by wr�ci�y na dawne miejsce. Ba�am si�. W�a�ciwie to ca�a si� trz�s�am z emocji. W�lizgn�am si� w otw�r i zapar�am stopami, by nie zjecha�. Zamkn�am nad sob� klap� i zjecha�am w d�. W trakcie zjazdu czu�am “motylki” w brzuchu. Lubi�am to uczucie, chocia� w tej chwili nie bardzo si� nad tym zastanawia�am. My�la�am o tym, czy nic si� nie sta�o rodzicom i jak w og�le stw�r si� dosta� do domu.
Po chwili wyl�dowa�am na pud�ach. I na czym� b�d� kim� jeszcze, uderzaj�c si� dosy� mocno w kolano.
– A�a. To bola�o– sykn�� Syri.
– Nie tylko ciebie– odburkn�am.
– I co teraz? James nie mo�e m�wi�, nie wiemy co to by�o i czy doros�ym co� si� sta�o. . .
Us�yszeli�my �miech dochodz�cy z salonu.
– Chyba jednak s� cali i zdrowi. I na dodatek �wietnie si� bawi�– mrukn�am. Otworzy�am powoli drzwiczki od kom�rki i ostro�nie wyjrza�am. Korytarz by� pusty i nie odchodzi�y �adne d�wi�ki poza tymi z salonu. Wysz�am i stan�am na �rodku hallu. Sryiusz wyszed� za mn�, a zaraz za nim wyjrza� r�wnie� James. By�am zdenerwowana i spi�ta. Ka�da kom�rka mojego cia�a by�a gotowa do ucieczki.
– Mo�e chod�my do nich? Tam nas raczej nic nie zaatakuje. . . – szepn�� mi do ucha Syr. Lekko podskoczy�am.
– Spokojnie. To przecie� tylko ja. Nie masz si� czego ba� – z�apa� mnie za r�k�. W tr�jk� zacz�li�my si� skrada� do drzwi i nas�uchiwali�my.
– . . . i wyobra� sobie jakie b�d� mie� miny gdy go zobacz� – zn�w kto� si� za�mia�.
– Nie uwa�acie, �e to by�o troch� zbyt brawurowe? Oni maj� dopiero po jedena�cie lat. Mog�oby im to zaszkodzi�. . . – to by�a mama. Jak zwykle zatroskana.
– Nie martw si� Leno. Na pewno nic im nie b�dzie. To bystre dzieciaki. Poradz� sobie. Tylko czemu to tak d�ugo trwa?
Wyba�uszy�am oczy i spojrza�am na ch�opak�w. Oni r�wnie� na mnie spojrzeli takim samym wyrazem twarzy. Oni nas nabrali! Kto� z nich si� musia� przebra� za potwora i nas wystraszy�. Ale nam zrobili rozrywk�. . . Normalnie nie ma nic lepszego na �wiecie ni� umieranie ze strachu o �ycie swoje i innych. Z oczu Syrka wyczyta�am, �e my�la� to samym. Skin�am na nich i wr�cili�my do kom�rki.
– Oni wystraszyli nas, wi�c my wystraszymy teraz ich– powiedzia�am m�ciwie. Oboje skin�li g�owami. James nadal nie m�wi�.
– Tylko jak? Masz jaki� pomys�? – Syriusz jak zwykle najpierw spyta�, chocia� widzia�am, �e co� mu ju� kr��y po g�owie. Potter wyra�nie mia� jaki� pomys�, ale nie m�g� go nam przekaza�.
– Jedno pytanie. Teraz czy p�niej? – rzuci�am w stron� Jamesa. Pokaza� dwa palce.
– P�niej?– energicznie pokiwa� g�ow�.
– Ok. Teraz p�jdziemy i b�dziemy udawa�, jakby nic si� nie sta�o. Niech my�l�, �e jeste�my twardsi ni� im si� wydaje.
Ponownie wyszli�my. Serce mi bi�o jak szalone, bo nie wiedzia�am, czy mi si� uda dobrze to zagra�, bez roze�miania si�. Zauwa�y�am jednak, �e ch�opaki si� u�miechaj�. Te� si� w takim razie u�miechn�am. Ciekawe, jak rodzice zareaguj�, jak nas zobacz�.
Otworzy�am drzwi do salonu i nagle wszystko ucich�o i oni spojrzeli na nas. Pani Dorea patrzy�a, z trudem ukrywaj�c rozbawienie, moi rodzice natomiast mieli lekko zatroskany wzrok, tzn. mama mia�a, bo tata patrzy� zaciekawiony. Po chwili jednak wszyscy troje zmarszczyli czo�a i powiedli wzrokiem po nas od st�p do g��w. Dopiero w tej chwili zauwa�y�am, jacy jeste�my zakurzeni i brudni.
– Co wy�cie robili? Kurze �cierali�cie czy jak? – spyta�a mama.
– Mo�na tak powiedzie�. Gdzie pan Potter? – spyta� szybko Syri, �eby zmieni� temat. By�am mu wdzi�czna.
– Eee. . . Poszed� do �azienki. Powinien zaraz wr�ci�. – tata by� lekko zdenerwowany. Mama wyj�a r�d�k� i ni� machn�a. Byli�my znowu czy�ci.
– James, czemu nic nie m�wisz? – tym razem odezwa�a si� jego matka.
Spojrzeli�my nerwowo po sobie i Black si� odezwa�.
– Jako� tak nagle straci� g�os, gdy si� wyg�upiali�my. . .– zrobi� przy tym oczka niewini�tka. A� mnie �cisn�o za serce i mia�am ochot� go obj��, bo wygl�da� tak bezbronnie. Jak taki szczeniaczek albo co�.
– Finite.
– Jeny, ju� my�la�em, �e nigdy nie b�d� m�g� m�wi�. To co? Idziemy? Ju� jest po �smej, a mieli�my wyj�� p� godziny temu.
Mama mi poda�a koszyk i w tym momencie wr�ci� pan Potter, chowaj�c r�d�k� do szaty. Wszyscy wymienili mi�dzy sob� spojrzenia. To znaczy doro�li mi�dzy doros�ymi, a my mi�dzy sob�.
– No to brygada za mn�! U�yjemy �wistoklika. Pami�tacie miejsce, prawda? – zwr�ci� si� do moich rodzic�w.
– Tak. Do��czymy do was oko�o trzynastej. Mo�e by�? – odpowiedzia�a mama. Mia�a na twarzy pewien rodzaj jakby ulgi, co mnie tak naprawd� wcale nie zdziwi�o, tylko troch� poirytowa�o.
Wyszli�my przed dom i weszli�my do parku, kt�ry znajdowa� si� naprzeciwko.
– No, dzieciaki. Z�apcie t� puszk�.
By�am podekscytowana, bo jeszcze nigdy tak naprawd� nie podr�owa�am za pomoc� �wistoklika. Zawsze si� wsz�dzie udawali�my przez sie� Fiuu.
Nagle poczu�am szarpni�cie w okolicy p�pka i jakby przeciskano mnie przez jak�� rur�. A� mi dech zapar�o. Po chwili upad�am na traw�. Us�ysza�am, jak inni r�wnie� si� przewracaj� i �miech pa�stwa Potter�w, kt�rzy jednak stali.
– Troch� wprawy trzeba jednak mie�– mrukn�� Syriusz.
Wsta�am i si� otrzepa�am. Obejrza�am si� dooko�a i ujrza�am pi�kny teren, g�rzysty, ale r�wninny. No �e s� g�ry, ale ��ki s� p�askie i rozleg�e. I by� te� las. Iglasty chyba. Chocia� przy brzegach by�y te� jakie� li�ciaste drzewa. Wygl�da�o to przepi�knie.
Poczu�am szarpni�cie za rami�. Obejrza�am si� i zobaczy�am, �e James mnie ci�gnie za sob�, bo reszta ruszy�a w stron� jakiego� pag�rka kilkaset metr�w od nas. U�miechn�am si� i ruszy�am razem z Jimem za innymi.
– Ale by�o odjazd, nie? Nie�le nas wystraszyli– powiedzia� cicho, �eby jego rodzice nas nie us�yszeli.
– No. Masz jaki� plan? No wiesz, �eby si� odegra�.
– Ca�� mas�– wyszczerzy� z�biska w szerokim u�miechu. Mia� �adne z�by i co za tym idzie– �adny u�miech. Odwzajemni�am gest.
– Mo�e to nie b�dzie tak straszne, jak oni to zrobili, ale na pewno b�dzie uci��liwe. Tylko poczekamy, a� si� zdrzemn�.
– Zdrzemn�?
– Po jedzeniu. Zawsze to robi�.
– Aha.
Dalej szli�my ju� w milczeniu. Dogonili�my Potter�w i Syriusza. Spojrza� na nas pytaj�cym wzrokiem. Jim tylko kiwn�� g�ow�, a ja wzruszy�am ramionami. O nic nie pyta�. Po trzech kwadransach dotarli�my do pag�rka, kt�ry okaza� si� troch� wy�szy ni� my�la�am. Zacz�li�my si� wspina�. Zbocze nie by�o jednak takie strome, jak my�la�am, wi�c nie by�o tak �le. Zerkn�am na okularnika i ze zdziwieniem stwierdzi�am, �e wcale nie wygl�da na zm�czonego.
– A schody taaaak ci� zm�czy�y. . . – zachichota�am cicho. Oni odpowiedzieli szerokimi u�miechami.
Podziwia�am widok dooko�a mnie, bo chocia� nie byli�my wysoko, krajobraz by� bajeczny. Po prostu zakocha�am si� w tym miejscu. Pomy�la�am, �e chcia�abym tu kiedy� wzi�� �lub a nast�pnie zamieszka� niedaleko, by m�c codziennie tu przychodzi�, ale �eby dom nie zaburza� tego �adu. Sta�am chwil� i wdycha�am g�eboko powietrze, relaksuj�c si�. Poczu�am na sobie czyj� wzrok wi�c si� odwr�ci�am. Nie opodal stali ch�opacy i co� szeptali mi�dzy sob�. Skin�li na mnie, wi�c podesz�am.
– Co jest? Przeszkodzili�cie mi w kontemplacji tego miejsca – powiedzia�am.
– W czym?– James jako� mnie nie zrozumia�, a Syr te� nie wygl�da� na o�wieconego w tym momencie.
– No. . . Podziwiam i wch�aniam urok tego miejsca
– Aha. No ok. Plan jest taki: oni si� po�o��, my we�miemy jaki� pojemnik i nazbieramy do niego mr�wek. Potem we�miemy jakie� robale, o ile jakie� znajdziemy. I mo�e jeszcze jagody do tego.– wychrypia� Jim.
– A osy tu s�? – spyta�am.
– O tej porze powinny by�. . .
– To jeszcze ich posmarujemy jakim� miodem albo d�emem, albo posypiemy cukrem. B�d� okr��eni owadami.
– My�licie, �e to wystarczy?
– A potem si� schowamy i b�dziemy ich obserwowa�. Jak nas zaczn� szuka�, to si� jako� do nich zakradniemy i ich wystraszymy. Co wy na to?
– To ju� brzmi lepiej.
Przybili�my sobie pi�tki i wr�cili�my do Potter�w. Zacz�li�my rozk�ada� koce i przygotowywa� jedzenie. . .
Wiem, wiem... d�ugo nie pisa�am. Przepraszam My�la�am, �e notka mi wysz�a d�u�sza... ale jako� nie wysz�a d�u�sza O.o nie wiem czemu.
Za rad� Dorcas B. (witam z powrotem ;]) postanowi�am jednak zmieni� troch� w�tek z demonem ;P Poza tym– nie, nie mam zamiaru pisa� ca�y czas w 3. Os. To tylko teraz tak, �eby m�c lepiej wprowadzi� czytelnika w sytuacj�
Dzi�kuj� za s�owa pochwa�y i krytyki… Mobilizuj� mnie do pracy.
Dedyk dla Syrci, Doo, Darii, Dorcas i Szczurka =)
1 lipca 1971
No c�... jednak nie dosz�o wczoraj do spotkania z tym ca�ym Dramonem. Jejku! Tak bardzo si� go wystraszy�am! Mimo wszystko stara�am si� tego nie okazywa�.
Rodzice powiedzieli, �e prze�o�y� spotkanie o rok, �ebym mog�a mie� jeszcze troch� “dzieci�stwa”.
Mama niedawno zmieni�a prac� i pozna�a jak�� pani� Potter. Chyba si� polubi�y, bo maj� zamiar si� spotka� jutro. Mama mi powiedzia�a, �e by� mo�e zaprosi j� wraz z jej m�em i ich synem do nas na obiad w sobot�. Jestem ciekawa jaki on jest. Podobno jest w moim wieku i ma na imi� James.
Godzin� p�niej...
Aaaaa! Zaprosili nas na dzisiaj wieczorem! Zosta�a nam godzina do wyj�cia. Nie mam poj�cia co ubra�. Najch�tniej bym za�o�y�a kt�r�� z moich sukienek, ale mama mi przygotowa�a jakie� lu�ne spodnie i czarn� koszulk�. Zazwyczaj, gdy do kogo� idziemy, to ubieram si� bardziej “wizytowo”... ciekawe czemu dzisiaj jest inaczej?
– Mamo! Dlaczego mam za�o�y� spodnie, a nie sukienk�? – spyta�am po chwili namys�u.
– Pani Potter powiedzia�a, �e robi� grilla i �e b�dzie te� kuzyn Jamesa i raczej b�dziecie du�o biega� i mo�esz si� przy tym ubrudzi�.
– Biega�? To oni maj� taki du�y dom, �e mog� sobie po nim bez przeszk�d biega�? Ubrudzi�? Przecie� nie b�dziemy biega� po zakurzonym strychu albo piwnicy, prawda?– by�am naprawd� bardzo zdziwiona.
– Nie kochanie – za�mia�a si� mama – oni maj� du�y ogr�d, bo mieszkaj� w Dolinie Godryka.
U�miechn�a si� po czym wysz�a z pokoju.
Do Potter�w udali�my si� za pmoc� proszku Fiuu. Wypad�am z kominka ca�a w sadzy. Us�ysza�am tylko, jak kto� mrukn�� zakl�cie oczyszczaj�ce i znowu by�am czysta. Jaka� r�ka mnie z�apa�a i pomog�a wsta�.
– Cze��! Jetsem James. Witaj w naszym domu! – zawo�a�, niemal�e podksakuj�c z podniecenia.
– Jestem Julia– mrukn�am, staraj�c si� nie wygl�da� na sp�oszon�. Zaprowadzi� mnie do kuchni.
– Wi�c to ty jeste� c�rk� Leny! Bardzo podobna, bardzo– powiedzia�a na m�j widok p. Potter– James, wracajcie na dw�r, nie powiniene� by� zostawia� Syriusza samego w ogrodzie.
Ch�opak tylko kiwn�� g�ow�, z�apa� mnie znowu za r�k� i poci�gn�� za sob�, wybiegaj�c na dw�r. Ledwo przekroczyli�my pr�g, a zostali�my oblani wod�…
– SYRIUSZ!!! ZWARIOWA�E� NA DOBRE CZY JAK? TAK SI� WITA CZYICH� GO�CI?– James dosta� dziwnego napadu sza�u pomieszanego chyba z napadem g�upawki bo si� przewr�ci� i zacz�� �mia� jak baran. Ja, szczerze m�wi�c, nie bardzo wiedzia�am o co chodzi, wi�c zacz�am si� tylko przygl�da� owemu Syriuszowi.
Czarnow�osy ch�opak o szarym, hipnotyzuj�cym spojrzeniu i ol�niewaj�cym bia�ym wyszczerzu. Po prostu te� si� zacz�am bezwiednie u�miecha� jak taka kretynka. Uda�o mi si� jednak jako� opami�ta� akurat w momencie, w kt�rym na mnie spojrza�. . . Dobrze, bo w tej chwili polecia�a w moim kierunku kula wody. Szybko si� uchyli�am i na szcz�cie uda�o mi si� unikn�� ponownego zmokni�cia. Okaza�o si� jednak, �e sporo wody trafi�o na gleb�, wi�c powsta�o g�ste b�oto. Spojrza�am na nie. Poczu�am na sobie wzrok ch�opak�w i spojrza�am r�wnie� na nich. Stali�my kilka sekund i jak na zawo�anie wszyscy trzej si� rzucili�my w stron� ogr�dka, by dobiec do b�ota. Syriusz podstawi� haka Jamesowi, a Potter, nie chc�c jednak upa��, z�apa� si� mnie. Ja widz�c przebiegaj�cego Syrka, z�apa�am go za rami� i w taki spos�b wszyscy wyl�dowali�my w g�stej substancji (na szcz�cie nie cuchn�cej), zwanej b�otem. Popatrzyli�my po sobie i zacz�li�my si� �mia�.
James, kt�y �mia� si� otwieraj�c baardzo szeroko usta, dosta� w nie porcj� szlamu. Zacz�� plu� i si� w�cieka� przy okazji pr�buj�c odgadn��, kt�re z nas to zrobi�o.
– Jak mogli�cie napa�� na moj� pi�kn� twarz i j� tak sprofanowa�?! Nie odezw� si� do was do ko�ca dnia! – po czym zrobi� foch-face’a i udawa� obra�onego, na co zareagowali�my kolejnym wybuchem �miechu.
W pewnym momencie poczu�am, �e nie znajduj� si� ju� na ziemi, tylko w powietrzu. Otworzy�am oczy i ze zdumieniem odkry�am, �e moja mama oraz rodzice Jamesa nas lewituj� w stron� domu. Pomy�la�am, �e chc� nakrzycze� i zamkn�� po kolei w �azience, aby�my si� oczy�cili. Oni jednak nas opu�cili na trawnik tu� przed sob�, spojrzeli surowo, oczy�cili i – ku nie tylko mojemu zdziwieniu– r�wnie� wybuchli �miechem!
– Chod�cie, wy moje b�otniaki. Jedzenie jest ju� gotowe– powiedzia�a z szerokim u�miechem pani Potter. Popatrzyli�my po sobie i podeszli�my do sto�u.
Zjad�am przepyszne �eberka i sa�atk� warzywn� z klonoro�li, pomidor�w, d�boch�ystka i papryki. Nigdy bym nie pomy�la�a, �e dodatek z tak r�nych smakowo sk�adnik�w mo�e by� tak dobry. Na szcz�cie mama dosta�a przepis, wi�c b�dzie mog�a j� robi� w domu. Ciekawe, czy w Hogwarcie te� taka b�dzie. A jak nie, to my�l�, �e i tak b�d� mog�a tak� dosta� w kuchni. Syriusz mi powiedzia�, �e w kuchni pracuj� skrzaty i �e jak ucze� przyjdzie, to mu dadz� wszysko, co tylko chce (oczywi�cie chodzi tylko o jedzenie i picie). Tyle, �e on jeszcze nie wie, gdzie ta kuchnia dok�adnie jest... Powiedzia� za to, �e odkryjemy j� wsp�lnie, ja i on. I �e to b�dzie nasza ma�a tajemnica. Fajny ten Syriusz. Coraz bardziej go lubi�...
Rodzice uzgodnili mi�dzy sob�, �e jak dostaniemy listy z Hogwartu to si� wszyscy razem wybierzemy na Pok�tn�. Nie mog� si� ju� doczeka�! A list b�dzie dopiero pod koniec miesi�ca... Mam nadziej�, �e jeszcze si� spotkam z ch�opakami, bo naprawd� fajnie si� z nimi czu�am.
-------
M�wcie, jak czego� brakuje, albo czego� jest za du�o. B�d� mia�a od pi�tku 2 tygodnie, by m�c nad tym spokojnie posiedzie�, wi�c zakasam r�kawy i si� zabior� znowu do roboty. Obiecuj�, �e tym razem b�dzie d�u�sza i szybciej j� dodam
A i sprawdza�am prac�, ale nie wiem czy do�� dok�adnie, wi�c je�li jakie� liter�wki b�d�... to prosz� przymkn�� na to oko ;P
2. 11 lat p�niej... Dodała Julia Darkness Wtorek, 12 Października, 2010, 20:40
No wi�c tak... 3 osoby powiedzia�y, �e chc� Hunc�w... no to my�l�, �e ich dostan�. Ale jeszcze nie w tej notce ;P
Doo ;) - dzi�ki. Nie zauwa�y�am tego, chocia� niby wiem, �e mam jaki� taki nawyk powtarzania si�. ;]
Syrcia- dzi�ki za pierdo�y! ^^
Daria– takie mia�o by� ;)
No to zapraszam do czytania– mo�e nie jest jeszcze IDEALNIE d�uga, ale to si� z czasem wyrobi taki nawyk wi�kszego pisania... chyba.
Julia posiada br�zowo-czarne, proste w�osy oraz oczy w tym samym kolorze, zmienia�y one jednak�e barw� w zale�no�ci od jej humoru i poczucia bezpiecze�stwa. Ma jasn� cer� oraz krwistoczerwone usta.
Lubi�a si� ubiera� w ciemne ubrania, g��wnie czarne, czerwone, fioletowe i zielone. Najch�tniej nosi�a d�ugie, jedwabne suknie. Jednak na codzie�, gdy wychodzi�a z domu, stara�a si� zachowa� pozory i zak�ada�a d�insy i bluzki (mimo wszystko ciemne).
- Kochanie, wstawaj! Dzisiaj jest bardzo wa�ny dzie�! - jej mama niemal za�wiergota�a. Kocha�a budzi� c�rk�, widzie�, jak powoli otwiera oczy i si� rozgl�da po pokoju, jakby nie mog�c uwierzy�, �e noc tak szybko min�a...
- Hmmm... Mamusiu jeszcze pi�� minut... Prosz�! - odpar�a zaspana dziesi�ciolatka, ko�cz�ca dzisiaj 11 lat, w pierwszy dzie� lata i przy okazji wakacji.
Julia w ko�cu wsta�a.
- Ojej! Maamooo! Tu jest jaki� pan duch! - krzykn�a, gdy ujrza�a Dramona, kt�ry si� nagle przed ni� zjawi�. By� to pierwszy raz, gdy pozwoli�, by go zobaczy�a.
- Ale� nie ma si� czego ba�, dziecinko. Ja jestem twoim wujkiem - powiedzia� z pi�knym u�miechem.
- Ja, prosz� pana, nie mam wujka. A gdybym mia�a, to na pewno nie wygl�da�by tak jak pan. - odpowiedzia�a dziewczynka, przybieraj�c gro�n� wed�ug niej mink�. Dramon si� za�mia�.
- Ale� jeste� odwa�na... Nikt ci� nie wrobi ot tak. To dobrze. To bardzo dobrze.
Drzwi si� otworzy�y z hukiem i stan�li w niech pa�stwo Darkness.
- Mamo, ten pan si� nagle pojawi� i m�wi, �e jest moim wujkiem...- powiedzia�a cicho jakby si� ba�a, �e to ona zawini�a, i� demon si� znalaz� w jej pokoju. Lena i Aron popatrzyli po sobie, nie wiedz�c, co odpowiedzie�. Od pocz�tku mieli �wiadomo�� tego, �e ich c�rka si� kiedy� dowie o jej opiekunie z mit�w rodem, ale s�dzili, �e mo�e ta chwila nadejdzie troch� p�niej. Dramon tylko si� u�miechn�� i rzek�:
- Ale� Julio, to nie Twoja wina, �e si� tu zjawi�em. Nie masz na to �adnego wp�ywu... przynajmniej na razie.
- Sk�d pan wie o czym my�la�am?- spyta�a zdziwiona.
- Och, nietrudno to by�o odgadn��, patrz�c, jak� masz min� - za�mia� si� cicho i z�owieszczo, po czym znikn��.
- Och c�rusiu, tak si� wystraszy�am! - pani Darkness podbieg�a szybko do Julii i wzi�a j� w obj�cia.
- Chod�cie, moje damy. Chyba czas porozmawia� o czym� - rzek� Aron, po czym wyszed� z pokoju.
Rodzina Darkness mieszka�a w samym sercu Londynu, niedaleko Ulicy Pok�tnej, w starej rezydencji rodziny Arona, kt�ra by�a niewidoczna dla mugoli. By� to budynek czteropi�trowy, w kt�rym mog�o mieszka� spokojnie par� pokole� nie przeszkadzaj�c sobie. Na prawie ka�dym pi�trze by�o pi�� pokoi i �azienka.
W piwnicy znajdowa�a si� pracownia Arona, kt�ry z zawodu by� badaczem nowych wynalazk�w oraz niebezpiecznych sprz�t�w magicznych. Julii nigdy nie wolno by�o tam wchodzi�, a Lenie tylko wtedy, gdy mia�a naprawd� wa�n� spraw� do m�a.
Na parterze by� korytarz, du�a szafa na p�aszcze, salon i �azienka.
Na pierwszym pi�trze znajdowa�a si� kuchnia, spi�arka, jadalnia, bawialnia, biblioteka oraz kolejna �azienka.
Na drugim pi�trze by�y trzy pokoje go�cinne z �azienkami oraz salon dla go�ci z rega�em z r�nymi ksi��kami oraz drobiazgami jako dekoracja.
Trzecie pi�tro by�o przeznaczone jako kolejne go�cinne pi�tro z czterema pokojami go�cinnymi oraz salonem z biblioteczk�.
Ostatni posiom nale�a� ca�kowicie do rodziny Darkness. Lena i Aron mieli ogromn� sypialni� oraz r�wnie du�� garderob�. Julia mia�a trzy pokoje- jeden s�u�y� jako pok�j do nauki i przyjmowania go�ci, drugi jako sypialnia ze wszystkimi zabawkami, a trzeci jako garderoba.
Rodzice Julii oraz sama dziewczynka poszli do bawialni na pierwszym pi�trze. Ka�dy usiad� na osobnym, obitym w czerwony materia�, fotelu.
- Julu�, koteczku... Musimy Ci co� powiedzie�- zacz�a pani Darkness. Dziewczynka siedzia�a spokojnie ze wzrokiem utkwionym w rodzcielk�. Gdyby kto� sta� z boku, to pomy�la�by, �e to dziecko zaraz zabije matk� wzrokiem, bo jej spojrzenie przypomina�o sztylety albo wzrok bazyliszka.
- To chodzi o tego pana, prawda? - spyta�a ma�a �miertelnie powa�nym tonem.
- Tak... b�dziesz mia�a od jutra z nim zaj�cia - powiedzia� cicho Aron, obawiaj�c si� reakcji c�rki. Nigdy wcze�niej taka nie by�a. By� z�y na Dramona, �e si� w og�le pokaza�. Nie chcia� patrzy� na zmiany, jakie b�d� w b�yskawicznym tempie zachodzi�y w zachowaniu jego dziecka, kt�re tak bardzo kocha�. Ba� si� tego.
- Kim on jest? - Julia pr�bowa�a brzmie� normalnie i spokojnie. Nie mia�a poj�cia, dlaczego jest taka z�a.
- To... Jest tw�j opiekun... duszy, �e tak powiem - odpar�a jej mama - chcia�by Ci wpoi� pewne zasady, kt�re jego zdaniem powinna� przestrzega�.
- A wy nie mo�ecie mu zabroni�? - ciemnow�osa nie wiedzia�a, co ma o tym my�le�, poza tym �e czu�a, �e jej gniew ro�nie przez to, �e jej ukochani rodzice s� bezradni.
Oni, kt�rych uwa�a�a zawsze za wszechmocnych i przeodwa�nych. Oni, kt�rzy zawsze stali za ni� murem bez wzgl�du na to, czy to ona zacz�a si� k��ci� z koleg� z podw�rka, czy to on zacz�� jej dokucza�. A teraz patrzy�a na ich bezradno��, kt�ra si� odmalowa�a na ich twarzach i w ich oczach, sprawiaj�c, �e Julia czu�a r�wnie� strach.
Dramon szykowa� si� na pierwsze oficjalne spotkanie z dziewczynk�. Ubra� si� w czarn� szat�, uczesa� w�osy w ko�ski ogon. Stara� si� jak najwi�cej u�miecha�, by jej nie przestraszy� dop�ki j� troch� nie poduczy.
Przygotowa� pok�j, w kt�rym b�dzie z ni� rozmawia� o jej rodzinie, zadaniu, Ksi�ycu, o nim. By�o to co� na rodzaj salonu, w kt�rym znajdowa� si� kominek, na kt�rym pali� si� ogie�. Przed kominkiem sta�y dwa du�e, mi�kkie, czarne fotele. Mi�dzy nimi sta� szklany stolik na bazaltowych nogach, rze�bionych w mistyczne wzorki. Na stoliku sta� przygotowany wcze�niej nap�j, kt�ry sprawia�, �e �atwiej by�o wywiera� wp�yw na tego, kto go wypi�. A jemu by�o to potrzebne, poniewa� mia� �wiadomo��, tego, �e rodzice Julii wychowali j� na "anio�a"
Mia� zamiar "zaszczepi�" w niej ziarnko z�a i braku lito�ci, by bez problemu mog�a zosta� prawdziw� Kr�low� Ciemno�ci. Nie mia� jednak poj�cia, ile czasu b�dzie musia� na to po�wi�ci�.