Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Nowa ksiega Huncwotów!
Księgę prowadzą Huncwoci Syrcia
Do 01`12`2008 Księgę prowadziły Milaj i Marcy
Do 20 lipca 2008 roku Księgę prowadzili Huncwoci:
Lilly Sharlott - James Potter
Karolla - Peter Pettigrew
Melisha - Syriusz Black
The Halfblood Princess - Remus Lupin

[ Powrót ]

Niedziela, 08 Marca, 2009, 15:52

11. Wpis jedenasty.

Pewnego chłodnego, listopadowego wieczoru, słońce chyliło się ku zachodowi. Czterech chłopców na błoniach wyraźnie ani myślało o powrocie do zamku, mimo iż gęsia skórka stawiała im włosy do pionu, a regularne dreszcze raz po raz wstrząsały ich ciałami. Przybliżmy ich sobie troszkę...
Jeden z nich był dość wysoki. Siedział na barierce pomostu machając beztrosko nogami. Siedział on tyłem do wody. Jego nogi, obute w czerwone trampki, raz po raz śmigały zirytowanemu rozczochrańcowi przed nosem. James Potter fuknął ze złością i odtrącił kończynę Blacka.
- Weź ten gic...
Roześmiał się, odrzucając głowę do tyłu. Zawolnił tempo wywijania nogami, zaczynając to robić w bardziej mechaniczny sposób. Można go było teraz porównać do maszyny. Potter przewrócił znudzony oczami i oparł się łokciami o balustradę. Spojrzał na zapatrzonego w lekko zmarszczone odmęty wody Lupina. Pomachał mu ręką przed oczami, a nie stwierdziwszy reakcji, wzruszył ramionami i zabrał się za męczenie Petera. Wyrwał mu kanapkę z ręki i zaczął z nią skakać wokół grubaska. W końcu Syriusz, gdy poczuł, że oczy mu się kleją, puknął Jima w ramię i skinął głową wskazując na wejście do zamku. Potter zwiesił smętnie głowę i oddał panu Pettigrew zmasakrowaną kanapkę.
Gryfoni wolnym krokiem zeszli z pomostu i udali się w stronę wielkiego, majaczącego w oddali zaczyska. Po drodze śmiali się, wrzeszczeli i po przyjacielsku przepychali. W tej zabawie nie uczestniczył pewien drobny chłopiec z bursztynowymi oczami. Idąc, lekko powłóczył nogami, na jego usta nawet na chwilę nie wstąpił chociaż delikatny uśmiech. Kiedy Syriusz wyjątkowo mocno uderzył Jamesa barkiem, okularnik wleciał na Remiego zwalając go z nóg. Stoczył się z niego szybko i wstał.
- Och, wybacz, Damo!
- Nie szkodzi...
Lupin podniósł się i smętnym krokiem ruszył do zamku. Z każdą godziną tego dnia czuł się coraz gorzej. Nie usłyszał wołań chłopców. Jim podszeł do niego i klepnął go w ramię. Obejrzał się patrząc na niego mętnym wzrokiem. Black stanął obok przyglądając mu się uważnie. Comiesięczne, gwałtowne pogorszenia się stanu zdrowia i samopoczucia Lupina niepokoiły go. Peter przyczaił się gdzieś za nimi i pisnął:
- Chłopaki, chłopaki... Coś się stało?
- Sami byśmy chcieli to wiedzieć... - Potter popatrzył badawczo na Remusa. Blondynek westchnął przymykając oczy.
- Nie najlepiej się czuję...
- Wiesz, to sami zdążyliśmy zauważyć. - Black wziął Remusa pod ramię z jednej strony, James z drugiej i ruszyli w stronę wrót wejściowych zamku. Lupinek przełknął ślinę hamując łzy płynące do oczu. Jasnowłosą głowę rozsadzał niemiłosierny ból, tępo pulsował w skroniach. Remi zamrugał gwałtownie pozwalając się prowadzić do Skrzydła Szpitalnego. James i Syriusz wytężali mózgi.

C-H-O-L-E-R-A. Co to ma być? Przecież on co miesiąc wygląda jak trzy ćwierci do śmierci! Co mu jest? Hmm... Ciekawi mnie w tym wszystkim jeden fakt. Jeden jedyny szczególik... Niby nieważny, no ale...
Zawsze pogarsza mu się w pełnię. Nie wiem, czy to coś znaczy... Mam tylko nadzieję, że to nic poważnego. Czego sądząc po tym co się z nim robi powiedzieć raczej nie da... No cóż. Zapytam Jamesa, może on będzie coś wiedział? Albo lepiej pielęgniarki, czy już w ostateczności McGonagall...

Jeju. Jeju. Jeju. Jeju. Jeju. Przeciez on nam tu zaraz... Nie.
Popatrzyłem na Blacka, bezradnie trzymając za ramię przymdlałego Remusa, gdzieś za nami wlókł się Peter. Mina Blacka wyrażała fakt, że głęboko nad czymś rozmyśla. Przygryzł wargę, ściągnął brwi i przymrużył oczy. Pewnie zastanawia się nad tym samym, co ja: Co dolega Remiemu?
Swoją drogą, myślący Black to niezły kontrast.

Oh, oby nic mu nie było! Na pewno nic mu nie jest, on się tylko z nami zgrywa, tak... Chce nam napędzić stracha. Tak, to napewno to. Tak jak ostatnio udawał, że James udusił go poduszką. Szkoda pamiętniczku, żeś nie widział miny Blacka, gdy Remus się ocknął! To dopiero była zabawa...



Black pchnął drzwi do Skrzydła Szpitalnego. Pani Pomfrey zbladła, widząc Remusa. To była już jego trzecia pełnia w Hogwarcie, za każdym razem wyglądał tak samo. Westchnęła, odbierając go od chłopców. Black nabrał powietrza i wypalił:
- Proszę pani, co mu jest?
Pomfrey popatrzyła na Syriusza, myśląc nad odpowiedzią. Przecież nie mogła mu powiedzieć, nie tylko ze względu na Remusa, ale i na polecenie dyrektora. Zamieszała w eliksirze.
- Remus... On jest chory. Cierpi na bardzo rzadką chorobę objawiającą się co miesiąc.
- A da się to wyleczyć?
- Niestety nie... Idźcie już, niedługo nie będzie można już chodzić po zamku.
- Do widzenia.
Syriusz i James uśmiechnęli się do Lupina, życzyli mu chociaż w miarę znośnej nocy i w milczeniu udali się w stronę dormitorium. Popatrzyli na siebie dopiero na schodach, wymieniając ponure spojrzenia. Jim przysunął się do Syriusza.
- Myślisz, że co mu jest?
- Coś, co na pewno przysporzyłoby mu kłopotów, gdyby ktoś nieodpowiedni się o tym dowiedział.
- Co masz na myśli?
- Oj James, jeszcze nie wiem. Zbyt wczesno przeto, by stawiać takie wyroki.
Potter zmarszczył czoło, próbując odnaleźć w głowie jakąś chorobę o takich objawach. Nie wymylślił jednak nic i potrząsnął ze zrezygnowaniem puszką na mózg. Usiadł na parapecie opierając się plecami o gotycnie okno.
- Nie mam pojęcia, co mu jest.
Black osunął się wzdłuż ściany, bezwiednie szarpiąc dłuższe, czarne włosy. Ukrył twarz w dłoniach.
- Trzebaby pogadać z McGonagall, albo zaszyć się w bibliotece...
Potter westchnął, zamykając oczy. Dotychczas milczący Peter wpatrując się w błonia otworzył usta i rzekł powoli:
- Chłopaki... Gdzie oni idą?
Bruneci wyjrzeli przez okno jak na komendę. To co zobaczyli, nie tylko nie poprawiło im humoru, ale dało nowy powód do rozmyślań i następne, nurtujące ich pytania bez odpowiedzi.
Remus szedł za pielęgniarką do Bijącej Wierzby czując, że z każdą chwilą coraz bardziej słabnie. Zatrzymał się na chwilę, wlepiając smutny i jednocześnie przerażony wzrok w niebo. Było już prawie całkowicie czarne, połowę sklepienia zasłaniały chmury. Tam, gdzie ich nie było, przebijały się miliony srebrnych gwiazd. Remus zatracił się w tym widoku, na chwilę zapominając o bólu.
- Remus.... Remus, chłopcze, szybciej!
Z zamyślenia wyrwał go głos pani Pomfrey i nagłe ukłucie w piersi, jego oddech stał się szybki, urywany i chrapliwy. Jęknął cicho, ocierając strużkę potu z czoła. Zmusił swoje nogi do wysiłku i postawił kilka kolejnych kroków. Pielęgniarka unieruchomiła wierzbę dotykając sęka, narośli na pniu. Korzenie rozchyliły się z trzaskiem, odsłaniając wejście do tunelu. Lupin popatrzył w ziejącą w glebie dziurę.
- Pójdziesz dalej sam, czy iść z tobą?
Blondynek potrząsnął głową.
- Dam... Sobie radę.
Pomfrey przyjrzała mu się badawczo.
- Przyjdę rano. Tak jak zawsze.
- Dobrze...
Kiwnął kobiecie głową i osunął się na kolana, wchodząc do tunelu. Przejście zamknęło się i ogarnęły go egipskie ciemności, sprawiając, że dziko łomoczące serce podjechało mu do gardła. Wiedział, że nie może tracić czasu. Ale ten ujmujący strach paraliżował mu ciało i umysł.
Bał się nie tylko tego, co za kilka minut się z nim stanie. Nie obawiał się jedynie bólu, wiedział, że to fizyczna koniecznośc każdej przemiany. Lękał się również samych ciemności. Zawsze przypominała mu się sceneria pogryzienia przez Greybacka.

Ciemna noc, las. Łamane gałązki trzaskały mu pod stopami. W otaczającej go głuchej ciszy zostały odebrane ze stukrotnie większą siłą. Czuł, że ktoś czai się w pobliżu, że coś go obserwuje, gotowe skoczyć, gdy choć na chwilę uśpi swą czujność. Adrenalina buzowała mu w żyłach, serce tłukło się w piersi, zaopatrzając mięście w świeży tlen zebrany szybkimi, urywanymi oddechami, by były gotowe do większego wysiłku. Pot płynął mu po twarzy, plecach, kleił mokre włosy do czoła i policzków. Na oczy nacierała irytująca ciemność, dodająca całej sytuacji grozy.
Gdzieś z lewej strony usłyszał cichy warkot. Groźny, ostrzegawczy, ale i rozkoszny za razem. Wręcz lubieżny. Remus przymknął oczy, próbując się uspokić. Nie mógł stracić panowania nad sytuacją, chociaż tak naprawdę w ogóle go nie miał. Był na łasce tego zwierza, od niego zależało, czy przeżyje czy jednak spotka go śmierć. Może przygniecie go do ziemi i wbije kły w jego drobne, dziecięce ciało puszczajac strugi krwi naznaczając go straszliwą klątwą na reszę jego życia, odbierając mu dzieciństwo, przyjaciół... Jednego był pewien. Nie może spanikować. Nie może dopuścić do tego, że zamiast próbować się ratować będzie stał i wrzeszczał.
Spojrzał szybko w górę, bezskutecznie próbując przebić wzrokiem ciemności. Słyszał, czuł, że bestia zaczaiła się na niego z góry. Cofnął się, wyszukując plecami pień grubego drzewa.
I tu popełnił błąd. Na otwartym terenie łatwiej byłoby mu się obronić. Mógłby się jakoś odkręcić, wyrwać z pazurów wilkołaka. Teraz nieświadomie nie dał sobie na to najmniejszych szans. Zwierzę zaczaiło się na niego, okrążając od tyłu. Bezszelestnie zbliżyło się do drzewa, wyciągając łapy. Remus usłyszał jego lekko charczący oddech, do jego nosa dotarła nieprzyjemna woń zmieszanej krwi, brudu i śliny. Postawił krok do przodu. Pech chciał, że postawił nogę na gałązce, która pękła z trzaskiem.
Bestia tylko na to czekała. Błyskawicznie chwyciła chłopca w pasie, przysiskając do pnia tak mocno, że od silnego uderzenia w tył głowy, przed oczami rozbłysły mu gwiazdki, jego ciało lekko zwiotczało. Ze stłamszonej piersi wydobył się zduszony, dziecięcy okrzyk przerażenia. Wilkołak nadal mocno go trzymając okrążył wielki, dobrze rozrośnięty jesion i stanął naprzeciw Remusa. Przysunął pysk do jego szyi gotów w każdej chwili ukąsić. Warcząc złowrogo, jakby w ostrzeżeniu, sunął nosem w górę, do jego ucha i niżej, do piersi napawając się jego strachem, delektując się tym rozkosznie tłukącym się serduszkiem, które było dla niego niczym zapowiedź uczty. Słyszał szum krwi w żyłach, wiedział, że temu bezbronnemu dziecku ze strachu dzwoni w uszach. Bez ostrzeżenia rozwarł szczęki i wbił kły w bark chłopca, który krzyknął przeraźliwie, czując jak ubranie, ciało, zalewa mu gorąca, szybko tłoczona ciecz. Jego własna krew chlusnęła mu na twarz, zalała oczy, wdarła się do ust. Zacisnął w przerażeniu wargi, opanował automatyczne drgawki, czekając aż stwór się odsunie. Nie musiał czekać długo. Wilkołak cofnął lekko łeb, oblizując się. W mroku błysnęły jego poznaczone niewinną krwią zębiska.
Chłopiec zebrał się w sobie, z trudem nabrał więcej tlenu do płuc i z całej siły uderzył nic niespodziewającego się napastnika w pierś. Wilkołak zachwiał się, cofając o krok. Więcej nie było mu trzeba. Zmusił się do ostatniego, dużego wysiłku i odskczył od pnia. Biegł ile sił w nogach, gałązki chalstały go po twarzy, we włosy wplątywały się pajęczyny... Nie zatrzymywał się mimo silnego bólu. Działał instynktownie, ratował życie.
Czego później wielokrotnie żałował. Żałował że nie pozwolił się zagryźć...


Remus oderwał się od nieprzyjemnych wspomnień. Rozpamiętując tamte wydarzenia dotarł do pokju, w którym zawsze sie przemieniał. Opadł na wielkie, zwieńczone czterema kolumienkami łoże, rozpaczliwie usiłując uchwycić oddech. Zamknął oczy, czekając na to, co musi się stać. Mając do wyboru uciekać przed nieuniknionym, odwlekając ból i cierpienie dokładając go sebie niepotrzebnie, wolał się już samemu wystawić srebrym promieniom księżycowego światła. Stęknął cicho, podnosząc się. Zachwiał się na nogach i podszedł do okna. Oparł się rękoma o parapet i wyjrzał przez okno. Utkwił wzrok w szparze między krzywo przybitymi deskami, patrząc na wynurzający się zza chmury księżyc. Opuścił głowę, ciężko oddychając. Przygryzł wargę, zdając sobie sprawę z tego, jak to jest już blisko. Widok zlał mu się po bokach, sprawiając tym samym, że to co miał centralnie przed oczami widział o wiele dokładniej, kolory się wyostrzyły i nabrały złotawo-czerwonego odcienia.
Odsunął się od okna stając w miejscu, gdzie padała największa struga światła. Popatrzył w niebo, czując ujmujący ból całego ciała. Chwilę później zgiął się w pół, trzymając za brzuch. Przez trzaski deformowanych kości wyostrzające się uszy podrygiwały nerwowo, twarz mu się wydłużyła i obrosła sierścią. Drobne ramiona zwisły, plecy zgarbiły się wyginając w łuk, ubranie poszło w strzępy. Znacznie urósł, członki mu się wydłużyły, z paznokci wybiły się czarne, ostre jak brzytwy szpony.
Ból to był dla Remusa straszny. Nie miał możliwości polowania, żądza krwi doprowadzała go niemalże do szaleństwa. Zawył rozpaczliwie, strzepując z siebie resztki koszulki, rozdrapując ramiona, szyję i kark. Rozejrzał się, ciężko dysząc. Nie był sobą. W nagłym napadzie szału, chwycił krzesło i zaczął nim na oślep tłuc o podłogę. Noga odłamała się z trzaskiem, mebel rozsypał się na części pierwsze. Zniszczenie czegoś przyniosło mu pewnego rodzaju ulgę, ale to było dla niego za mało. Pragnął krwi, cierpienia, bólu i rozpaczy. W swej żałosnej wściekłości wbił zęby we własne ramię. W pysku poczuł słodki smak krwi, kojący jego nerwy.
Zaczął krążyć. Krążyć po całym pomieszczeniu, wypatrując czegoś, czemu mógłby odebrać życie.
Krew. Ludzka krew. To było jego największe pragnienie, które było nie do spełnienia.
Z okrutnym rykiem, przeradzajacym się w pełne bólu wycie, natarł na drzwi i zbiegł na dół. Z ostatnich dwudziestu stopni zeskoczył, spadając zgrabnie na cztery kończyny. Potoczył wściekłymi oczyma po pokoju dysząc ciężko. Z zębów spływały mu krople własnej krwi. Oblizał się, powracając do poszukiwania zdobyczy. Nie znalazł takowej. W nagłym napadzie szału rzucił się na ścianę i zaczął rozdrapywać ją pazurami, tłuc w nią wściekle łbem, uderzać barkiem. Osunął się nagle, wykręcajac lewą łapę. Zawył z bólu i złości.

- Co mu jest, co mu do cholery jest i po kiego grzyba włóczy się po błoniach, jak ledwo stoi na nogach?!
Syriusz Black krążył wściekły po dormitorium. Nienawidził tego. Nie mógł ścierpieć pytań, na które nie znał odpowiedzi. A już najbardziej wtedy, gdy dotyczyły one jego przyjaciela. Jego zdrowia, ba, może nawet i życia! Rzucił się na łóżko i zaczął się wyżywac na niczemu nie winnej poduszce.
- Syriusz, nie gorączkuj się tak! Na wariata nic nie wskórasz!
Black popatrzył na Pottera mając pierze w zębach. Jim westchnął głęboko. Wsunął ręce do kieszeni, chodząc w kółko. Peter obserwował ich przestraszonymi oczami.
- Czy ktoś ma pomysł, gdzie mamy w ogóle szukać tego, co mu jest?
Pytanie Jamesa rzucone w przestrzeń zdawało się jeszcze wibrować w powietrzu, zmuszając umysły chłocpów do wysiłku.
- Wiemy, że jest na coś ciężko chory. - Black przerwał milczenie, wyskubując zawartość poduchy z zębów. - I że nasila mu się to co miesiąc. Ale co to może być? Nie mam pojęcia.
- Chłopaki...
Black i Potter popatrzyli na Petera, który zarumienił się okropnie.
- Nie, to głupie. - Pettigrew ukrył pulchną twarz w dłoniach. Syriusz przewrócił oczami.
- Oj daj spokój, jak masz jakiś pomysł, to mów!
- Mi się wydaje... Ż-że on może wcale nie jest człowiekiem.
- Taa... A przypomina ci trolla, dementora czy coś w ten deseń?
Black prychnął, chowając ręce do kieszeni. Takiej burzy mózgów nie miał chyba jeszcze nigdy w swoim jedenastoletnim życiu. James popatrzył na Petera, księżyc i Blacka.
- Nie... Syriuszu, to może mieć sens. Przecież pamiętasz, co mówił nauczyciel na obronie. "Są takie stworzenia, których objawów inności nie widać na co dzień...".
- No niby tak.
- Okej, zbierzmy to do kupy. - James stanął na łóżku i klasnął w dłonie. - Co wiemy na pewno?
- Że cierpi.
Peter i James spojrzeli na Syriusza. Black westchnął głęboko, kryjąc twarz w dłoniach. Ser nabrał powietrza i powiedział stłumionym głosem:
- Wiemy to, że co miesiąc jego stan ulega znacznemu pogorszeniu. Podnosi mu się temperatura, oczy dziwnie się błyszczą i ma mdłości. Dzieje się to wszystko w pełnię księżyca.
- A które stworzenia mogą mieć takie objawy?
Syriusz przymrużył oczy, szukając w pamięci odpowiedzi na pytanie Petera. Tak, grubasek gdy trzeba, mówił całkiem sensownie... Jakby teraz na niego popatrzeć, to on może tylko udaje taką ciapę?...
Ser odchylił głowę.
- Wiem, czytałem w domu, że... Wampiry. Ich siła i zdolności zmiany krztałtu, na przykład w nietoprza czy obłok dymu, żadziej w wilka, zwiększa się, gdy księżyc góruje na niebie. Ale nie mają takich odjazdów.
Zapadła chwila milczenia, którą przerwał Peter:
- A... A dymitry?
Black potrząsnął głową.
- Ich to nie dotyczy. Ich "dolegliwości", są prawie nie zauważalne przez ich elficką krew.
Potter wydął wargi.
- Wampy? Mieszanka wapmira i wilkołaka...
- Noo to już bardziej. Ale... Alee... Nie, wampy odpadają.
- Dlaczego? - Peter cofnął głowę marszcząc czoło. Nawet nie zauważył, że zrobił się głodny.
- Bo wampy mają nagły przypływ sił i zdolności na początku pełnego cyklu miesięcznego księżyca. Ale nie w pełnię, gdy świeci okrągłą tarczą, tylko gdy w ogóle go nie widać. W nowiu... - Black nagle zdębiał. Potter popatrzył na niego uważnie, Peter otworzył szerzej oczy.
- Wygląda na to... Że... ż-że...
- No co?!
- A co zostaje?! - wydarł się Black wymachując rękami. - Chyba oczywiste, że wilkołactwo!
Trójka Gryfonów zamarła, wymieniając przerażone spojrzenia. Black schował twarz w dłoniach.
- Wilkołaki, z tego co wiem, cierpią najbardziej. Comiesięczne bolesne przemiany, deformacje kości, rozpaczliwa żądza krwi, zmiana całej budowy ciała i w ogóle...
James podszedł do okna.
- No, to Remus chyba nie ma zbyt kolorowo...
- Ma aż nazbyt. Wilkołaki widzą barwy dużo jaskrawiej niż ludzie i inni mieszańcy.
- To co robimy?
- Jak to co? Szukamy sposobu, by mu pomóc.
- Ale na to nie ma lekarstwa...
- Peter nie jojcz! Jak nie medycyną, to przeskoczymy to i znajdziemy inny sposób!
- ...Inny?
- Z pewnością mniej bezpieczny... Ale teraz chodźmy spać. Jutro czeka nas długa wizyta w bibliotece...

Komentarze:


Bezkrytyczna Widownia XD
Niedziela, 08 Marca, 2009, 19:21

"Nie jojcz"! Hahah XD Jako że twoje notki są świetne, a ja,jak to nazwałaś " bezkrytyczną widownią"- to ja nie widzę w tej notce nic do poprawki ;]

Ps. Czyżbyś planowała już animagię? :))

 


Aleksa
Niedziela, 08 Marca, 2009, 23:52

Masz racje. Zgadzam sie z Tobą w 100%. To Twoja najlepsza notka xD jak do tej pory;) czekam niecierpliwie na następna

 


Potterówna
Środa, 18 Marca, 2009, 18:18

Notka jest suupperrr... po prostu the best

 
Twój komentarz:
Nick: E-mail lub strona www:  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki