Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Nowa ksiega Huncwotów!
Księgę prowadzą Huncwoci Syrcia
Do 01`12`2008 Księgę prowadziły Milaj i Marcy
Do 20 lipca 2008 roku Księgę prowadzili Huncwoci:
Lilly Sharlott - James Potter
Karolla - Peter Pettigrew
Melisha - Syriusz Black
The Halfblood Princess - Remus Lupin

[ Powrót ]

Środa, 29 Lipca, 2009, 00:34

22. I to wszystko w ciągu doby!

Pardon, że tyle nie pisałam. No nic, nie mogłam na raz napisać tej notki, wyciskałam ją z siebie w kawałkach.
Piosenka, którą wszyłam w notkę to "Forever young", w wykonaniu Alphaville. Zespół ten grał w latach 70-tych, sądzę więc, że pasuje.
Zapraszam też na bloga założonego z przyjaciółką. Typowy fan-fic, połączenie dwóch różnych historii z ludzkich umysłów i naszego, współczesnego świata.
http://wen-city.blog.onet.pl/
Notka z dedykiem dla Darii, Ziela, Rogacza, Lunatyka, Glizdka, moich wen i Ann-Britt.



Zatańczmy pięknie, zatańczmy przez chwilę
Wieczność może zaczekać, chcemy tylko popatrzeć na niebo
Z nadzieją na najlepsze, ale przygotowując się na najgorsze
Masz zamiar spowodować katastrofę czy nie?



Trzecia w nocy. Wszyscy mieszkańcy domu o numerze piętnastym w małej wiosce Farewell Drivet spali, wyłączając drobnego blondynka. Nie mógł zasnąć. Leżał na wznak, wpatrując się w usiane gwiazdami niebo. Zaczynało się już przejaśniać. Nadchodził świt...
Remus miał dziwne wrażenie, że tej nocy żaden z jego rodziców się nie wyśpi, choć do tej pory było spokojnie. Termin minął dwa dni temu...
Minął już tydzień od jego powrotu i przez cały ten czas nie mógł sobie znaleźć miejsca. Odzwyczaił się od tego, że co rano biega do piekarni po świeże bułki, pomaga mamie w kuchni czy chociaż całe dnie spędza na zabawie w ogrodzie czy z kolegami mieszkającymi na tym samym osiedlu, co on. Wbił się w szkolny rytm - śniadanie, lekcje, obiad, lekcje, wolne, lekcje, kolacja, włóczęgi, sen...
Uśmiechnął się lekko do siebie na wspomnienie tych kilku nocnych spacerków, na które chłopcom udało się go wyciągnąć. Nie żałował tego, że ich przyłapali. Raczej tego, że nigdy nie chciał iść z nimi dobrowolnie, tylko go za sobą dosłownie taszczyli, w celu oderwania od szkolnej monotoniny.
Przysiągł sobie w duchu, że to się nie powtórzy - nawet sam zapyta, czy może iść z nimi.


Pozwól nam umrzeć młodo lub żyć wiecznie
Nie mamy nadludzkiej mocy, lecz nigdy nie mówimy nigdy
Siedząc w piaskownicy, życie jest krótką wycieczką
Muzyka jest stworzona dla smutnego człowieka



Krzyk. Pełen zdziwienia, strachu ale i trochę bólu.
Lupin usiadł gwałtownie, zrzucając z siebie kołdrę. Nie ulegało żadnym wątpliwościom, że to matka.
Lekko się chwiejąc przez zawroty głowy, żwawym krokiem ruszył w stronę sypialni rodziców. Bez pukania otworzył drzwi, zatrzymując się w progu. Uniósł zaskoczony brwi, widząc matkę, która sprawiała wrażenie całkiem spokojnej, tylko oddychała jakoś tak szybko, oczy miała zamknięte, trzymała się za duży brzuch. Remusowi wydawało się, że prześcieradło jest mokre. Nieświadomie otworzył usta - ojciec miotał się po pokoju, trzymając za włosy. Blondynek przełknął z trudem ślinę.
- John, szybko!
- Wszystko w porządku, mamo?...
Reja uśmiechnęła się szeroko, promieniując radością, mimo iż skrzywiła się z bólu.
- To chyba już!...
Rem z trudem powstrzymał pełen obrzydzenia grymas, wdzierający mu się na twarz. Przybrał jak najobojętniejszy wyraz twarzy, na jaki było go stać. Odchrząknął lekko.
- Aha. To nie trzeba przypadkiem do Munga? Tato, mama zostawiła spakowaną torbę w przedpokoju.... - Usunął się z przejścia, torując drogę podekscytowanemu ojcu. Nie napawało go zbytnią radością to, że najpewniej dziś rano pozna swojego brata czy siostrę. Nie chciał mieć rodzeństwa, nie i nie! Poszedł zdenerwowany do pokoju, rzucając się na łóżko. Uderzył pięścią w poduszkę. - Świetnie. A teraz, Remusie, gdy rodzice wyjdą, naciesz się ostatecznie byciem jedynakiem - rzekł do siebie grobowym tonem. Prychnął, lokując spojrzenie w suficie. - A później tym, że pokój jest tylko dla ciebie. - Przygarnął do siebie dużego, pluszowego miśka, przerastającego go o kilka centymetrów. Nie mógł bez niego zasnąć. Wtulił twarz w poduszkę, czekając na upragnioną ciszę, która za kilka minut miała ogarnąć dom.
Żaden z jego przyjaciół nie miał smoczego pojęcia, że za kilka godzin dotychczasowe, harmonijne życie Remusa dosłownie stanie na głowie.


Czy potrafisz wyobrazić sobie kiedy ten wyścig można nazwać wygranym?
Wystawiamy nasze opalone twarze do słońca
Schlebiając naszym przywódcom dostajemy się na szczyt
Muzykę tworzy szalony człowiek



Nie spał już do rana. Nie mógł, choć oczy piekły go ze zmęczenia. Nie zwracając uwagi na blednące powoli ciemności, których się po prostu bał, naciągnął na siebie szlafrok, wsunął stopy w buty i poszedł na huśtawkę. Usiadł na niej, po czym odpychając nogami cofnął na tyle, na ile długość kończyn mu pozwalała. Zagryzł wargę, zaczynając się bujać. Nie chciał rodzeństwa, czy nie dał rodzicom tego jasno do zrozumienia? Mówił im przecież, a oni co?
Ogarnięty nagłą złością na tych, dzięki którym przyszedł na świat, wpatrywał się w gwiazdy, słuchając miarowego skrzypienia huśtawki.
Chyba napiszę do chłopaków. Ale jeszcze nie teraz, później. Nie będę ich przecież budził, nie widzę w tym żadnego sensu.
Nawet mu przez myśl nie przeszło, by zastanowić się nad tym, czy będzie wzorem dla młodszego o jedenaście lat chłopca czy dziewczynki. Z zadowoleniem jednak stwierdził, że nie będzie musiał chodzić z nim/nią do szkoły - jak on skończy Hogwart, dzieciak będzie miał z sześć czy pięć lat.
Nie widział go na oczy, nie słyszał jego płaczu, a już tego dziecka nie znosił.
Nie zamierzał również dopuścić do siebie myśli, że jest najzwyczajniej w świecie zazdrosny - do tej pory przecież był tylko on, tylko nim zajmowali się rodzice, dla niego tylko była ich uwaga.
On, zazdrosny? No, gdzieżby!...
Szkoda tylko, że tak jest w rzeczywistości.


Na zawsze młody, chcę być zawsze młody
Czy naprawdę chcesz żyć wiecznie, wiecznie, wiecznie
Na zawsze młody, chcę być zawsze młody
Czy naprawdę chcesz żyć wiecznie? Wiecznie młody...



Obudził się od miarowego sunięcia czymś po jego śniadej twarzy. Sapnął ze złością, opędzając się gwałtownie. Nie zaszycił swą uwagą obiektu, który trafił ręką. Bo cóż on mógł znaczyć? I w ogóle jakim prawem śmie LIZAĆ jego, Syriusza Blacka?! Mokre coś powróciło ze zdwojoną namolnością, czochrając włosy młodego Gryfona, dmuchając mu przy tym do ucha. Podminowany chłopak ponownie się opędził, naciągając kołdrę na głowę. Zacisnął mocno powieki, chcąc spać.
Do tartarskich korytarzy, dopiero świt!...
Mijało się to z prawdą, bowiem dobijała godzina dziesiąta. Ale kto zwracałby uwagę na szczegóły?
Black poderwał się, czując, że coś autentycznie usiłuje wykopać dół w jego pościeli. Oczami miotającymi iskry wściekłości ujrzał małego, czarnego labladora, merdającego radośnie ogonem. Syriusz jęknął z zachwytu, chwytając szczeniaka w objęcia. Momentalnie zapomniał o tym, że został brutalnie wyrwany ze snu. Roześmiał się, gdy pies zaczął mu dokładnie wylizywać podbródek. Odsunął go od siebie na chwilę, chwytając psinę za pysk. Popatrzył w pełne ciepła i radości ciemnobrązowo-czarne kulki, wpatrzone w niego z najwyższym zainteresowaniem. Pochylił się lekko, całując go w czubek nosa, za co pies odwdzięczył mu się wepchnięciem języka do ust. Black zachichotał, wycierając się rękawem. Uśmiech ani na chwilę nie znikł z jego twarzy, gdy podniósł wzrok, kierując go na drzwi. Rodzice uśmiechali się do niego, wzajemnie objęci. Wyraźnie widzieli, jak to szczenię ucieszyło ich syna. Po raz pierwszy od dłuższego czasu widzieli, by Syriusz szczerze się śmiał. Zwykle było to wymuszone, jakby od niechcenia, a teraz?...
Duże, stalowe oczy zmieniły się w szparki, zakryte przez uniesione wysoko policzki, widać było cały komplet zębów - już bez aparatu.
Wstał i lekko się chwiejąc, dobiegł do rodziców. Pies natychmiast ruszył za nim, niezdarnie zeskakując z łóżka. Syriusz z impetem wpadł na rodziców, zarzucając im ręce na szyje. Ucałował ich gorączkowo w policzki, znów się przytulił i ponownie ucałował. Był taki szczęśliwy, że zupełnie zapomniał o dobrych manierach - przecież dostał wymarzonego psa! Orion roześmiał się tubalnie, kładąc dłoń na ramieniu syna.
- No już, spokojnie... - Uniósł lekko brwi, stwierdzając, że w tym momencie Syriusz nie kontaktuje, skacząc w kółko.
Walburga westchnęła, chwytając męża za rękę.
- Chodźmy, niech się nim nacieszy.
Orion kiwnął głową, zamykając za sobą drzwi. Młody Black po serii podskoków, zdyszany usiadł na podłodze, chwytając szczeniaka na ręce. Popatrzył w te pewne ufności, psie oczy. Nie mógł opanować szerokiego uśmiechu, wciskającego mu się na usta. Nie mógł, a nawet i nie chciał.
- Jesteś taki śliczny - powiedział do pupila, na co on zaczął jeszcze gwałtowniej wymachiwać ogonem, wywalając na wierzch różowy język. - Skradłeś mi serce, ty mała, czarna wydro...
Pies zaszczekał donośnie, zawzięcie próbując polizać Sera po twarzy. Black postawił go na ziemi, przenosząc się na klęczki.
- Jak by ci dać na imię... - mruknął, obserwując "czarną wydrę", która akurat podeszła do jego otwartego szkolnego kufra. Pozwolił błądzić swym myślom swobodnie, nieświadomie przypominając sobie fragment książki, którą trzymał ukrytą na strychu:
"Diabły w wierzeniach judaizmu pojawiły się pomiędzy rokiem 150 p. n. e. a 300 n. e. W Starym Testamencie jest ich niewiele - Mewet, demon śmierci, Lilith, która porywała dzieci, Reszew, demon dżumy, a także Szatan, choć jego rola bywała dwuznaczna. Nie ma tam także piekła. Jest natomiast Szeol, gdzie trafiają zmarli. Jest on oazą ciszy i zapomnienia."
Szeol...
Popatrzył na nowego ulubieńca, aktualnie żującego okładkę od jednego z podręczników. Westchnął, zabierając mu książkę.
- Tak... Chyba dam ci na imię Szeol.
Wrzasnął ze śmiechem, gdy poczuł wbijające mu się w łydkę ostre, psie ząbki. Wziął psa na ręce.
"Tak więc 'Aryman pozyskał dla siebie dawne bóstwa, przede wszystkim dewów - Indrę, który przeobraził się w Indrę-Waju, boga śmierci, Saurwę, demona śmierci i choroby, Akomana, złego ducha, Tauru, Aeszmę, czyli zapewne "ojca" biblijnego Asmodeusza, demona gniewu, przemocy i zbrodniczych czynów...' "
Westchnął, patrząc z czułością na małego rozrabiakę. Ucałował go w mokry, czarny nos.
- Do ciebie najlepiej będzie pasowało imię Zahun... Demon płodności, wywołujący skandale.
Zahun zaszczekał donośnie, gdy Syriusz postawił go na ziemi. Gdy jego nowy właściciel odwrócił się, sięgając ręką do klamki, porwał jego bokserki w kosteczki, wyciągając je z uchylonej szuflady, po czym raz po raz zaplątując się w granatowe gatki, z dumą niosąc swą zdobycz, podreptał za nim.
Black z impetem wpadł do salonu, nie zważając na to, że mają gości i że jest w granatowej piżamie w czarne odciski psich łap. Z rozbiegu wskoczył na kanapę zajmowaną przez rodziców. Popatrzył na nich uważnie, kładąc im dłonie na ramionach. Nie odrywając od nich wzroku, wypalił grobowym tonem:
- Wiecie, że was kocham?...
Nim zdążyli odpowiedzieć, czy chociaż wymienić spojrzenia czy uśmiechy, do pomieszczenia wkroczył Zahun, w progu zaplątując się w jedną z części garderoby Syriusza, po czym gdy ledwie stanął na wszystkich swych kończynach, potknął się o niego Stworek, niosący tacę z herbatą. Ser zakrył usta dłonią, usilnie starając się pohamować śmiech, podczas gdy ciotka Druella patrzyła na psa i skrzata z najwyższą pogardą.
- Co ten zapchlony zwierzak tu robi?
- Zahun wcale nie ma pcheł! - zaprotestował natychmiastowo Syriusz, podnosząc się z miejsca. - Tak z innej beczki... Co ciotkę to interesuje? Przecież ciotka z nami nie mieszka.
- Syriuszu, idź się ubrać i wyprowadź Zahona...
- Zahuna.
- Jak zwał tak zwał... Zahona na spacer - rzekł dobitnie ojciec, mając na celu załagodzenie sytuacji. Biorąc pod uwagę charakter Druelli i młodego Blacka, nie trudno o kłótnie.
Syriusz kiwnął głową, ochoczo kierując się ku wyjściu. Wziął psa w objęcia, bosą stopą chwycił gatki i poszedł do siebie.


Niektórzy są jak woda, inni jak ogień
Niektórzy są melodią, a inni rytmem
Wcześniej czy później i tak odejdą
Dlaczego nie mogą zostać młodzi?



Zagrzmiało, rozległ się donośny trzask i zgasło światło.
James westchnął ze zrezygnowaniem, odkładając pióro na biurko. Próbował właśnie napisać esej z transmutacji, ale ciemność mu nieco w tym przeszkadzała - nie mógł się po prostu powstrzymać, by zapalonej świeczki za chwilę nie zgasić. To nic, że była dopiero piętnasta. Chmury były tak mocno granatowe, że prawie czarne, a co za tym idzie, powrzechnie panował lekki półmrok. Dla naszego Huncwota była to przeszkoda nie do pokonania - od małego miał wpajane, że czytać i pisać wolno tylko przy dobrym świetle, bo inaczej niszczy się wzrok. A okulary i tak musiał już nosić...
Zdjął dodatkową parę oczu i przetał dłonią powieki. Kaszlnął lekko, podnosząc się z miejsca. Przycupnął na oknie, bezwiednie bawiąc się liściem skrzydłokwiatu, spokojnie rosnącego w glinianej doniczce. Znów grzmotnęło, błyskawica przecięła niebo, deszcz bezlitośnie siekał w ulice Doliny Godryka.
- Tum, tum, tum... - powiedział inteligentnie James, przyklejając policzek do szyby. Nudził się. Nienawidził takiej pogody, nie było wtedy nic do roboty. Ojciec był w pracy, matka u koleżanki. A on? Siedział sam w domu, nie mając żadnych wiadomości od swych przyjaciół.
Zastanawiał się, co słychać u Remusa i Syriusza. Rodzina Lupinka przecież miała ulec powiększeniu, no a czy Syrek dostał tego wymarzonego psa? Nie wiedział nic.
Drgnął zaskoczony, gdy o okno rozbiła się duża, brązowa sowa. Patrzył przez chwilę w osłupieniu jak ptak powoli osuwa się po szybie, by klapnąć bezwładnie na parapet. Parskając śmiechem zgarnął ją do środka, wkładając ją do klatki ze swoją sową.
- Odpocznij sobie, zanim wrócisz.... - mruknął do ptaka, odpieczętowując kopertę zaadresowaną nieco rozmazanym, pełnym zgrabnych zawijasów, kaligraficznym pismem Lupina. Usiadł na kanapie, rozkładając list.


No nie wytrzymam! Bliźnięta! No po prostu...!
Wybacz, że tak na wstępie krzyczę, James, ale jestem po prostu wściekły. Rozumiesz, jakie piekło zgotowali mi rodzice? BLIŹNIAKI! Myślałem, że ich porozrywam, jak się dowiedziałem. Żegnajcie, pełne spokojnego snu noce... Przynajmniej w te wakacje. Brzmi kusząco, prawda?
Tak poza tym incydentem, który rozpoczął się w nocy, u mnie nic ciekawego nie słychać. Prac domowych zadanych na lato nawet nie tknąłem, jakoś nie miałem weny... Nie wiem jak ty, ale ja mam lekkie problemy do ponownego wbicia się w ten rytm życia, który wiodę teraz. Pobudka, idę po bułki, śniadanie, pomagam w domu, zabawa, obiad, zmywanie, znów zabawa i tak w kółko. Ja chcę do Hogwartu!
Em... Nie chce mi się pisać tego od nowa, ale zacząłem smęcić, więc przepraszam za te żale. Jak gadam do miśka, to mnie ignoruje, tylko się na mnie gapi tymi szklanymi oczami. A kwiaty może i słuchają, ale mam dziwne wrażenie, że jak mówi się do nich o smutnych rzeczach, to jakby marnieją. Możesz się śmiać, co pewnie jak sądzę teraz robisz, czytając o tym, że prowadzę monologi z roślinami. I myśl co chcesz, ale kwiaty mają duszę!
Napisz, co u ciebie. Najlepiej zwrotną sową. Pozdrawiam.
- Remus



James zachichotał, rejestrując wersy o roślinach. A więc bliźnięta.
- A niby taki opanowany. Nawet nie napisał, czy to chłopaki czy dziewczyny!... Swoją drogą, oby bracia. Z babami miałby o wiele ciężej... - mruknął do siebie, biorąc się za pisanie odpowiedzi.


Tak trudno jest się zestarzeć bez powodu
Nie chce zniknąć jak spłoszony koń
Młodość jest jak diament mieniący się w słońcu
A diamenty są wieczne



Z radia płynęła spokojna, włoska piosenka, wprowadzając pulchniejszego chłopca w coś na rodzaj hipnozy. Nie zauważał nic, co działo się wokół. Nawet talerza z eklerkami nie widział!
Wpatrywał się lekko przymkniętymi oczami w sufit, nie myśląc o niczym. Westchnął lekko, niechętnie powracając do rzeczywistości. Wstał, solidnie się przy tym przeciągając. Ziewnął lekko, zakrywając usta dłonią, po czym powolnym krokiem poszedł do kuchni. Gdy stanął w progu, ujrzał podśpiewującą coś wesoło Amelle, jego matkę. Była cała w skowronkach przez caluśki czas, odkąd Peter wrócił na wakacje.
- Mamo... Pić mi się chce.
- Peterku, nalej sobie... - odrzekła, wskazując na lśniący blat. Stał na nim dzban z sokiem, a obok niego dwie szklanki. Zawsze tak było. Odkąd tylko Peter pamiętał.
Lubił to, tę niezmienność. Dawała mu ona poczucie bezpieczeństwa i spokoju, sprawiała wrażenie, że nie dzieje się nic, co dziać się nie powinno. Nie chciał, by cokolwiek się zmieniło.
- Mamo, wychodzisz gdzieś? - zapytał niepewnie, widząc, że matka wyraźnie się gdzieś szykuje. Upił kilka łyków.
- Tak, skarbie. Marco poprosił mnie o spotkanie.
Peter posmutniał. No tak, znów ten Marco. Marco, Marco, Marco... Miał wrażenie, że o niczym innym jego matka mówić nie potrafi. Postanawiając, że pominie tę uwagę milczeniem, ponownie umoczył wargi w napoju.
- Zajmie się tobą babcia, dobrze?
- Dobrze, mamo.
Nie będzie nic mówił. Niech się dzieje co chce...
Opuścił pomieszczenie, a gdy zniknął matce z oczu, spuścił głowę i powolnym krokiem poszedł do swojego pokoju.


Tak wiele przygód już się nie zdarzy
Tak wiele piosenek zostało zapomnianych
Tak wiele marzeń tańczy w przestworzach
Pozwólmy im się spełnić



Z niechęcią patrzył na dwójkę małych ludzi. Oczy mieli zamknięte, rączki ułożyły swobodnie obok swych główek. Spali.
A więc to jest moje młodsze rodzeństwo... Siostra i brat.
Z zainteresowaniem przyglądał się tym drobnym, uśpionym twarzyczkom. Z lekkim zdumieniem stwierdził, że już widać pewne podobieństwo do jego rodziców. Co prawda niewiele można się doszukać na buzi niemowlęcia, ale Remus wyraźnie widział, że mają noski identyczne jak jego mama, tylko dużo mniejsze. Tak samo więc jak i on... I kolor włosów. Uśmiechnął się lekko do siebie, patrząc na te dwie jasne kępki. Nie zastanawiając się zbytnio nad tym, co robi, wyciągnął rękę i delikatnie dotknął opuszkami palców zarumienionego policzka jednego z nich. Chyba dziewczynki, nie pamiętał dokładnie, kto leżał bliżej.
- Joanne... - szepnął ledwie dosłyszalnie, po czym przeniósł wzrok na drugie dziecko. - Joanne i Jacob. Świetnie...
Drgnął przestraszony, gdy Joanne otworzyła niebieskie jeszcze oczy, krzywiąc się przy tym. Rozchyliła wąskie usteczka, po czym zaczęła głośno krzyczeć. Zbyt głośno, by Jacob mógł przy tym spać - on również się obudził, wszczynając alarm. Remus natychmiast wepchnął ręce do kieszeni, z popłochem wymalowanym na twarzy rozglądając się wokół. Ojca nie było, matce pozwolili wreszcie wstać, by skorzystała z toalety, więc został sam z dziećmi. Popatrzył na nie niepewnie.
- Em... Nie... Przestańcie wyć, dobra? Przecież nic się nie stało... - Patrzył bezradnie, jak płaczą. Nie chciał nawet im zbytnio pomagać - przecież i tak nie wiedział, jak. Westchnął, zagryzając wargę. - Jesteście niemożliwi, dzieje się wam coś? Głodni? No przykro mi, nie mam jak was nakarmić. - mruknął, ponownie wyciągając do nich ręce. Dwie maleńkie piąstki zacisnęły się na jego palcach, dzieci na chwilę przestały płakać. Patrzyły uważnie w jego kierunku, pochylił się nad nimi. Drobne, krzywe jeszcze nóżki obojga fruwały niezdarnie w powietrzu. Remus odskoczył od nich, słysząc dźwięk otwieranych drzwi, Joanne i Jacob znów wznowili serenadę.
- Nie bój się - powiedziała ze śmiechem jego matka, podchodząc do łóżeczka. Pochyliła się nad nim, całując nowonarodzone dzieci w czółka. Wilkołak skrzywił się wymownie, ale nie powiedział nic. Odwrócił się od tego obrazka, podchodząc do okna.
Ohydne są... Takie małe, czerwone i rozwrzeszczane... Fuj!
Wepchnął ręce do kieszeni, z obrażoną miną patrząc na mugolski świat.


Na zawsze młody, chcę być zawsze młody
Czy naprawdę chcesz żyć wiecznie, wiecznie, wiecznie
Na zawsze młody, chcę być zawsze młody
Czy naprawdę chcesz żyć wiecznie, wiecznie, wiecznie



James wyciągnął się wygodnie na swoim łóżku. Był już wieczór, kładł się właśnie do snu, gdy otrzymał list od Syriusza. Nie zwlekając niepotrzebnych kilku sekund, rozerwał kopertę, lekko uszkadzając przy tym wiadomość od Blacka. Na szczęście, dało się ją odczytać.


Szanowny Panie Rozczochrany Pawianie!
Człowieku! Nie wierzę, nie wierzę! Nie wiem, czy zostałeś poinformowany. Nawet jeśli, to i tak powtórzę. Zacznę od siebie:
Ekhym. Ekhym.
Dostałem psa! Mówię ci, przepiękny jest! Taka mała, czarna kulka! A jakie ma oczyska... No weź ty się w takim nie zakochaj no! Ja już wpadłem...
Lablador, z rodowodem. Nie wiem, po co z tym świstkiem, ale ważne, że go mam! To chłopak. Ma na imię Zahun, na cześć demona wywołującego skandale - na samym wstępie wpadł do salonu z moimi gaciami w zębach, a na dodatek wywrócił się o niego Stworek, wywalając przy tym tacę z herbatą. Mina ciotki Druelli - bezcenna.
Teraz Peter. Wiesz już?... Petaj napisał do mnie, że jego mamuśka wychodzi za mąż. Z tego co wywnioskowałem z listu, Pet nie jest zadowolony z tego powodu. Jak on się wyrażał o tym swym przyszłym ojczymie... "Ten brzydki Marco...". Wolę nie wiedzieć, jak jest urodziwy, skoro Peter twierdzi, że ktoś jest brzydki. Doprawdy...
No i Remus. Nad ranem urodziło mu się młodsze rodzeństwo - chłopak i dziewczyna. Koło szesnastej dostałem od niego list. Sowa była dziwnie skołowana, nie wiesz, dlaczego?... No nic. Zacytuję Lupina: "Ci mali, rozwrzeszczani kosmici w kolorze czerwo ochrzczeni zostaną na Joanne i Jacoba.". Ładne imiona, mnie się podobają.
A co u Ciebie, Jimmy? Odpisz, jak będziesz mógł.
Ściskam Cię serdecznie
- Syriusz.
PS. Lepiej nie dziś, zanim list dojdzie, pewnie będzie już późno. Moi rodzice są "trochę" przewrażliwieni na punkcie pór dostawania listów. No nic...



James odłożył kartkę na szafkę nocną, gdzie po chwili znalazły się też jego okulary. Uśmiechnął się szeroko do siebie, miał świetny humor.
Cudownie! Seru dostał wymarzonego psa, Remiemu rodzina się powiększyła, a matka Petera wychodzi za mąż... I to wszystko w ciągu tej doby!
Gwiazdy zamigotały do niego radośnie.

Komentarze:


Katherina
Środa, 29 Lipca, 2009, 13:44

Pierwsza ! ;>
Ojeii, Remi ma rodzeństwo ! ;D Tylko czy on to przeżyje ? ;D
I od kiedy piesek wywołuje skandale ? xD
Zahun to nie było odpowiednie imię dla pieska... Bardziej pasuje do Syriusza ;D
Zapraszam do Alicji i na www.lunaland.blog.onet.pl ;]

 


Thea
Czwartek, 30 Lipca, 2009, 09:42

No wieszsz co? Od dzisiaj przestaję Cię lubić. Ja ci tu sępię na gadu,komentuję, a Ty, siło nieczysta mnie w dedykach pomijasz? Buu.

 


Thea
Czwartek, 30 Lipca, 2009, 09:43

No dobra, już Cię lubię.

 


Thea
Czwartek, 30 Lipca, 2009, 09:44

A...I świetna notka.

 


Thea
Czwartek, 30 Lipca, 2009, 09:44

Jak zwykle, zresztą. :)

 


Thea
Czwartek, 30 Lipca, 2009, 09:47

I, of kors pozdrowienia dla Ciebie ;]

 


Daria
Wtorek, 04 Sierpnia, 2009, 20:54

Notka naprawdę super.
Fajnie, że Ser dostał psa. Jaki szczęśliwy był.
Te bliźniaki to też niezłe... I REmi jego złość, pod którą jjednak ukrywa się inne uczucie.
Naprawdę świetne.

 


Daria
Wtorek, 04 Sierpnia, 2009, 20:54

I dzięki za dedyk :P

 


Doo
Sobota, 22 Sierpnia, 2009, 19:37

Weszłam, nareszcie.
I to jest genialne. Naprawdę.
Po pierwsze, Syriusz jest genialny. Bardzo mi się podobał, taki trochę metal, czy coś, heh! Naprawdę, świetnie!
Nie podobało mi się tylko, że on w wieku 11 lat nosił glany, skórę itp. Chyba za wcześnie na taki hardcore, ale pomysł jest bezapelacyjnie super! Nawet się nie czepiam, że chyba nie mógłby nosić słuchawek i sprzętu grającego w magicznym świecie-w sumie mi to nie przeszkadza, mam podobnie, jak on XD.
I twój Łapa też lubi fasolki. I lubi nimi pluć, jak mój! XD
Remus!!! Rozwalił mnie początek, gdzie Hunce go mylili z dziewczątkiem! XD. Totalnie.
I w ogóle mi się podoba pomysł z rodzeństwem. Widzę, że jego rodzice mają takie same imiona, jak w moim pamie ;).
Naprawdę, bardzo mi się podoba twoja twórczość.
Jeszcze tu nieraz zajrzę!
Pozdro!
PS.: Wpadnij do mnie

 
Twój komentarz:
Nick: E-mail lub strona www:  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki