Nowa ksiega Huncwot�w! Księgę prowadzą Huncwoci Syrcia Do 01`12`2008 Księgę prowadziły Milaj i Marcy
Do 20 lipca 2008 roku Księgę prowadzili Huncwoci:
Lilly Sharlott - James Potter
Karolla - Peter Pettigrew
Melisha - Syriusz Black
The Halfblood Princess - Remus Lupin
- Patrzy�em na ni�. Na jej d�ugie, smuk�e nogi, odkryte fiku�nym dekoltem piersi....
- ...czu�em, jak twardniej�, jak coraz bardziej mnie uwiera... - zamrucza� Remus na tyle cicho, by rozmawiaj�cy niedaleko si�dmoklasi�ci go nie dos�yszeli. Postawi� kropk� na ko�cu zdania i przekr�ci� stronic� w podr�czniku.
Pozosta�a cz�� Huncwot�w parskn�a �miechem.
- Remi, no wiesz?...
Lunatyk u�miechn�� si� lekko, po czym wspar� g�ow� na d�oni.
- Jej alabastrowa cera, lazur oczu oraz czerwie� jej kszta�tnych ust... Mmm... M�g�bym zatraca� si� w tym widoku a� po kres mych dni...
- Luniaczku... - szepn�� Peter, czuj�c w gardle d�awi�c� gul� rozbawienia.
Lupin nabra� powietrza, lekko mru��c oczy. Pog�adzi� d�oni� pergamin le��cy przed nim.
- Chc� j� dotyka�... - Nie zauwa�y�, �e za jego plecami stan�� Syriusz, unosz�c wysoko brwi w niemym ge�cie rozbawienia. Przy�o�y� d�o� do ust. - O Bo�e, pragn� tego... Poczu� t� s�odk� mgie�k� jej zapachu, delikatno�� i smak jej sk�ry...
- Nie wiem, czy jeste� tego �wiadom, Remusie - podni�s� nieco g�os James znad trzymanego w d�oniach banana. - Ale gapisz si� na b��kitnook� pi�toklasistk� siedz�c� na przeciw.
- Ona te� patrzy si� na ciebie... - Doda� Syriusz, opieraj�c mu d�onie na ramioinach. - Jej mina jasno wyra�a to, co s�dzi o twej inteligencji.
Lupin zamruga�.
- O... - U�miechn�� si� pogodnie, staraj�c zignorowa� zwyk�e za�enowanie. Pomacha� jej przyja�nie. - Remus jestem! A ty? - zwr�ci� si� do szatynki.
Unios�a nieznacznie do�� cienkie brwi.
- Danielle.
- Mi�o mi - powiedzia�.
Westchn�a ci�ko.
- Taaak, mnie te�.
Wymieni�a spojrzenia z przyjaci�kami, po czym ca�� grupk� podnios�y si� ze swych miejsc i wysz�y z salonu.
- Chyba si� jej nie spodoba�e� - parskn�� james.
- No co ty! Nie�mia�a jest i tyle. - Wilko�ak wyszczerzy� z�by w u�miechu.
- Pewnie... - mrukn�� Potter.
- W�tpisz? - Remus spojrza� na niego uwa�nie.
Przy�o�y� d�onie do piersi.
- Ja?! Sk�d! Ale... Sp�jrz tylko na tego banana!
- Jest ��ty - stwierdzi� blondynek po ogl�dzinach.
Syriusz i Peter niezra�eni walczyli na kciuki.
- ��ciusie�ki... Mmm... A� chce si� go zje��...
- Smacznego!
- Dzi�ki. Ale nie o kolor tu chodzi... Sp�jrz na jego... Budow�, kszta�t, symetri�... Ta grubo��...
- Podnieca ci� to... - stwierdzi� dr��cym od powstrzymywania �miechu g�osem.
- Nooo... - Zacz�� cicho dysze�. Robi� to coraz szybciej i g�o�niej, chwilami przerywaj�c, by zaraz j�kn�� cicho. Uchyli� usta, wyginaj�c brwi.
- Potter, opanuj si�, na merlinowskie gacie! - mrukn�� rozbawiony Lupin.
- No nie udawaj, �e ci� to nie bawi - zamrucza� Potter, tr�caj�c go w rami�. Machn�� brwi�, po czym powoli poliza� trzymany w d�oni owoc.
- Odpu�� - skwitowa� przez �miech.
- Nie denerwuj si�, ma mi�o�ci! Czy� brak ci z mej strony czu�o�ci?! Jeste� pi�kna niczym me ko�ci! - zawy� gwa�townie Peter, jedn� d�o� przyk�adaj�c do piersi, drug� w nie�adzie odrzucaj�c w bok.
James roze�mia� si� g�o�no, patrz�c na niego.
- Powiedz tylko s�owo... - kontynuowa� niezra�ony Pettigrew.
- Mi�y m�j... - przy��czy� si� delikatny, udawanie wysoki g�os Syriusza.
Pettigrew zamilk�, zaciekawiony.
Black stan�� przed Peterem, chwytaj�c go za nadgarstek.
- Mi�y m�j, oto jestem... - Przechyli� g�ow�, wyci�gaj�c d�o� do twarzy Petera. Pog�adzi� go delikatnie po policzku. - Mi�y m�j... Stoj� przed tob�, chwytaj�c tw� d�o�... - Westchn�� cicho, lekko kr�c�c g�ow�. - Mi�y m�j... - doda� przebrzmia�ym czu�o�ci� g�osem. - Mi�y m�j... Zakrywam twe oczy, by nie ulec nami�tno�ci twego spojrzenia... Mi�y m�j... M�j mi�y... - wyszepta� na koniec, nim zgarbi� si�, wtulaj�c w ramiona Petera.
James odgi�� si� w ty�, wybuchaj�c dono�nym �miechem.
- Nie, to si� robi chore - za�mia� si� Remus znad swojego wypracowania. Odrzuci� pi�ro na stolik, rozk�adaj�c si� wygodnie na fotelu.
Ca�a czw�rka zajmowa�a swe sta�e miejsca w salonie Gryffindoru, jak zwykle pod wiecz�r.
- Ja rozumiem pewne rzeczy, nawet psychologia m�wi, �e w pewnym wieku rozwoju nast�puje zainteresowanie t� sam� p�ci�, ale to a� ocieka jawnym homoseksualizmem!
- Nie dramatyzuj - zarechota� Black, opadaj�c na puf� obok.
- Na stos! - parskn�� James.
Black i Pettigrew pos�ali mu gasz�ce spojrzenia.
Remus roze�mia� si� w g�os, odginaj�c g�ow� w ty�, sprawiaj�c tym samym wra�enie, i� �mieje si� do sufitu.
- Peter, wygl�dasz jakby ciastko zwia�o ci z talerza!
- Tak si� nie da - prychn�� Pettigrew.
W odpowiedzi, Syriusz Black wyj�� r�d�k� z wewn�trznej kieszeni swej szaty i wycelowa� j� w pude�ko dyniowych pasztecik�w spoczywaj�cych w d�oniach Petera.
- Nie zrobisz tego - stwierdzi� na to Glizdo-ogon.
- Kusisz - odpar� z filuternym u�mieszkiem Czarny, po czym zachichota�.
Patrz�c wyzywaj�co na Petera, wycelowa�em w jego ciastka r�d�k�.
- Nie odwa�ysz si�... - mrukn�� z�owrogo.
Pos�a�em mu ca�usa, nim machn��em nadgarstkiem.
- Antrospis!
Zgodnie z m� wol�, ciastka zacz�y wybiega� mu z pude�ka. Autentycznie dosta�y takich ma�ych, czekoladowych n�ek!
Zarechota�em ob�udnie w morderczo psi spos�b. Skierowa�em r�d�k� na stolik, kieruj�c na niego ciastka.
Peter zrobi� obra�on� min�, podczas gdy pozosta�a jedna druga naszej paczki p�ka�a ze �miechu.
Pettigrew wyci�gn�� r�k�, chc�c z�apa� swoje �akocie.
Szarpn��em kr�tko nadgarstkiem, a ciastka zacz�y spieprza� we wszystkich mo�liwych kierunkach.
- No �e� teraz b�ysn�� inteligencj�! Zupe�nie jak �ysy co r�bn�� grzywk� w kant ko�a! - zez�o�ci� si�.
Roze�mia�em si� jeszcze g�o�niej.
- Go� je, bo ci uciekn�! - zawo�a�em, a Peter, zupe�nie jak pos�uszne zwierz�tko zacz�� za nimi popyla� po ca�ym salonie.
Zgi��em si� w p�, chichocz�c op�ta�czo.
- Jeste� nienormalny - dobieg� mych uszu niewie�ci g�os Lunatyka.
Chybaby mnie zlinczowa�, gdybym mu powiedzia� jak ujmuj� na pi�mie i w my�lach jego g�os.
U�miechn��em si� lekko do siebie, przestaj�c rechota�. Patrzy�em jeszcze chwil� na Petera goni�cego dyniowe paszteciki.
- Wiecie co? Chod�my podr�czy� Snape'a.
- Tam jest - mrukn�� James. - Skubany, a ju� my�la�em, �e b�dziemy musieli prze�o�y� to na jutro...
- Taaaak, wzruszy�em si� - skwitowa� Peter. Potar� palcem nos, staraj�c si� nie kichn��. W szkolnej bibliotece by�o naprawd� du�o kurzu...
Syriusz wyprostowa� si�, wychodz�c spod niewidki. Po chwili zn�w pod ni� wszed�.
- Jak mamy go z�apa�, nie wzbudzaj�c podejrze�? - zapyta� z g�upi� min�.
Peter, Remus i James musieli sobie wepchn�� pi�ci do ust, by nie rykn�� �miechem.
Pierwszy opanowa� si� Lupin.
- P�jd� do niego i powiem, �e McGonagall mnie prosi�a, bym go przyprowadzi�. Wy b�dziecie szli za nami. Poprowadz� go tak, by�my przechodzili ko�o gobelinu Slytherina na czwartym pi�trze. Tam go... Ubezw�asnowolnimy i przetransportujemy w odpowiednie miejsce. Tylko zamkn�� mordy i cz�apa� cicho, �eby was nie s�ysza� - poinstruowa� ich szeptem Remus, po czym wynurzy� si� spod peleryny.
Syriusz uni�s� brew.
- Zamkn�� mordy... - powt�rzy� cicho. - Jaki w�adczy.
Remus odwr�ci� si� do� przodem, wpatruj�c si� w powietrze znajduj�ce si� przed nim.
- S�ysza�em to - wyartyku�owa� bezg�o�nie, po czym wyszed� zza rega�u, ostatecznie poprawiaj�c mundurek i przyg�adzaj�c blond kosmyki.
Black zawin�� k�ciki ust.
- Tu jeste� - rzuci� z lekkim zniecierpliwieniem do zgarbionego w pa��kowaty spos�b przy stoliku �lizgona.
Odrzuci� jasne pasma niedba�ym szarpni�ciem g�owy.
- Czego? - zapyta� bezceremonialnie Snape, nie racz�c na niego spojrze�.
Huncwoci przyczaili si� bli�ej stolika, chc�c mie� lepsz� widoczno��. Wszak ju� w tym momencie Lunatyk robi� sobie z Severusa zwyk�e jaja.
Lupin ugryz� si� w j�zyk, by st�umi� w sobie niekulturaln� odpowied�.
- Jajco - burkn�� jedynie. - McGonagall kaza�a mi ci� co niej zaprowadzi�.
- Sam trafi� - warkn��.
- Powtarzam jej polecenie, dos�ysza�e� wszystkie s�owa? - sykn�� Gryfon.
- Zaiste - odpar� k��liwie.
- Zatem pakuj jeno swe szparga�y, towarzyszu i zwijaj sw� szlachetno�� w troki.
Syriusz zacisn�� nozdrza palcami, hamuj�c �miech. Drug� r�k� zakrywa� Peterowi usta, kt�rego r�ce robi�y to samo z wargami Czarnego i okularnika.
- Ju�, ju�, szybciutko! Zbieraj to i idziemy - nakaza�.
- Nie jeste� prefektem, profesorem ani moim rodzicem aby mi rozkazywa� - odpar� oboj�tnie.
Remus zmru�y� oczy, zaciskaj�c wargi.
- Do czasu - odpar� niskim g�osem, co wed�ug niekt�rych mog�o zabrzmie� jak zwyk�a gro�ba.
Wed�ug Severusa, na przyk�ad.
- Czy ty mi, panienko, grozisz? - zapyta�, naciskaj�c na strun� przewra�liwienia u stoj�cego przed nim wilko�aka. Doskonale wiedzia� o tej strunie.
D�onie Lupina same zacisn�y si� w pi�ci.
- Stwierdzam, cholera! - warkn��, rozz�oszczony. - Zabieraj te graty i rusz dup�!
- Czy nie wyrazi�em si� jasno? Nie b�dziesz mi rozkazywa�.
- Czy przetwarzasz kierowane do ciebie s�owa, informacje? McGonagall KAZA�A mi CI� ZAPROWADZI� do niej NATYCHMIAST. Zarejestrowa�e�? Cokolwiek, jakie� impulsy tam zadrga�y w tym twoim t�ustym �bie?
Snape podni�s� si� z krzes�a, odsuwaj�c je ze zgrzytem.
- Uuu... - szepn�� w tym czasie Syriusz.
Wymieni� z Jamesem spojrzenia, po czym stukn�� Petera w rami�. Wycofali si� cicho do drzwi.
- Pet, zosta� pod ni� i id� za nami, my zaprowadzimy to dziecko wojny gdzie trzeba. B�dziesz ubezpiecza� ty�y.
Odwr�ci� si� i rami� w rami� z przysz�ym Rogaczem weszli spokojnym krokiem do biblioteki, staraj�c si� sprawia� wra�enie, �e nie maj� poj�cia o zaistnia�ej sprzeczce.
- Ty naprawd� s�dzisz �e dobrowolnie skazywa� bym si� na twoje towarzystwo i wdychanie tego smrodu?! - warcza� Lupin.
- Smrodu?! - Snape poczerwienia� z irytacji.
- Je�li uwa�asz, �e ociekaj�cy �ojem �eb �adnie pachnie, to si� mylisz, kwiatuszku!
- Nie m�w tak do mnie.
- A co, tylko mamusia tak mo�e?
- Zamknij si� - stwierdzi� dobitnie, wlepiaj�c czarne oczy w pod�og�. Zaci�ni�te w pi�ci blade d�onie dr�a�y mu lekko.
- Aaa... Ona inaczej ci� nazywa! Zaj�czku, czy tak?
- Tu jeste�! - przerwa� Syriusz. - Mo�ecie przesta� si� �re�? Psorka si� niecierpliwi.
Podszed� do Snape'a i chwyci� go pod rami�. James zrobi� to z drugiej strony.
- Puszczaj! - warkn��.
- Ciiiicho, nie chcia�e� po dobroci to ci� si�� zaholujemy.
Nie daj�c mu mo�liwo�ci wyra�enia zdania, zakr�cili mu usta jego w�asnym krawatem.
Remus przechyli� g�ow�.
- To raczej porwanie?...
- Mam lekkie deja vu - parskn�� Syriusz.
* * *
- No i czego t�po si� gapisz! Sprz�taj to! Jeszcze si� nie nauczy�a�, �e to tw�j pieprzony obowi�zek?! Przecie� jeste� bab�! - rykn�� ciemnow�osy, nieogolony m�czyzna. By� brudny, czu� by�o od niego tytoniem i st�ch�ym alkoholem.
Zatrzasn�� za sob� z hukiem drzwi, zamykaj�c dziewczynie mo�liwo�� ucieczki cho�by na klatk� schodow�. Przekr�ci� klucz w zamku, po czym wsadzi� go do kieszeni jeans�w.
Przekrwione oczy toczy�y si� na wszystkie strony, tak jak i r�ce, kt�re lata�y bez�adnie we wszystkich mo�liwych kierunkach.
Trzynastoletnia brunetka przygryz�a spuchni�te, przysinia�e wargi, przysi�gaj�c sobie w my�lach, �e kiedy� go zabije.
Tego typu my�li w takich sytuacjach sprawia�y, �e nawet chwilami nie chcia�o si� jej p�aka�, tylko stawa�a si� szorstka, pasywna i apatyczna.
Wzi�a g��boki, uspokajaj�cy wdech, podchodz�c do zasypanego brudnymi naczyniami zlewozmywaka. Dr��cymi d�o�mi zacz�a wszystko z niego wyci�ga�, by m�c nala� wody do zmywania.
Talerz, szklanka, kufel, talerz, talerz, talerz, rondel... �y�ka, �y�ka, widelec, n�, n�...
Zawaha�a si�, gdy trzyma�a w gar�ci du�y, kuchenny n�. Skrzywi�a si� w dziwnym grymasie, nim ostro�nie, z jak�� niepokoj�c� czu�o�ci� od�o�y�a go na bok.
Wygrzeba�a z dna sk�rki od pomidor�w, torebki zu�ytej dawno herbaty czy inne resztki rozmoczonego jedzenia. Wrzuci�a to do kosza, z kt�rego od niepami�tnych czas�w niemal zawsze kipia�y �mieci. No, chyba, �e kto� je wyrzuci�...
Op�uka�a d�onie, po czym zwi�za�a w�osy w ko�ski ogon.
- Jeste� zupe�nie jak twoja matka! Kompletnie bezu�yteczna! Ju� dawno powinienem ci� by� wyr�ba� na bruk! - warkn��, opadaj�c ci�ko na krzes�o przy pobrudzonym stole. Poci�gn�� ze szklanej butelki zdrowo, po czym otar� usta r�kawem postrz�pionego, grubego p�aszcza.
Nie czu� tego, �e by�o ponad trzydzie�ci stopni. Nie przeszkadza�o mu to, �e do nieciekawej mieszanki r�nych trunk�w dobija�a si� nieprzyjemna, kuj�ca w nos wo� potu.
Jennifer powoli nabra�a jak najwi�cej powietrza, by wstrzyma� oddech.
To ju� ostatni dzie�, powiedzia�a sobie w duchu. Jutro ju� wynios� si� st�d na dziesi�� miesi�cy. Jeszcze tylko kilka godzin...
Si�gn�a po stary zmywak, w drugiej d�oni trzymaj�c kubek z pop�kanymi kraw�dziami.
Za par� godzin zn�w znajdzie si� w tym �wiecie, gdzie nie istnia�y troski typu jak zwykle pijany ojciec, kt�ry tylko szuka� okazji by j� skopa�, sponiewiera�, no i oczywi�cie, by nauczy� j�, gdzie jest miejsce kobiet - czyli przy garach.
Zacisn�a mocniej pi�ci, odstawiaj�c gwa�townie szklank� na suszark�.
Przy garach, w kuchni. Sprz�ta� i gotowa�. A wieczorem u�yczy� ch�tnie swe cia�o spracowanemu m�owi, �eby si� wy�y� i poszed� spa�.
- Pieprzony szowinista... - szepn�a do siebie.
Buzz, czyli jej ojciec, nie dos�ysza� tego, zaj�ty g�o�nym narzekaniem na ni�.
Zamkn�a czekoladowe oczy.
- Sprz�taj, do cholery! Masz mi by� pos�uszna, ty �mieciu! Jeste� moj� c�rk�, masz by� pos�uszna!
Ciekawe, czy to przez niego matka odesz�a. Tak, to jest pewne... Nawet nie ma co si� zastanawia�.
Odstawi�a kolejny umyty talerz.
Tylko dlaczego nie zabra�a mnie ze sob�?...
Reszt� naczy� tylko na chwil� w�o�y�a pod kran, by wsadzi� je byle jak na suszark�.
- No, wreszcie! - warkn��. - Zr�b mi co� �re� - nakaza�, opieraj�c �okie� na stole.
Unios�a brwi.
- R�czek nie masz? - zapyta�a cicho.
Otworzy� usta, by bluzn�� kolejnym potokiem wyzwisk, wrzask�w i nakaz�w.
Odwr�ci�a si�, podchodz�c do chlebaka. Wyj�a z niego pajd� chleba, k�ad�c j� na jeden z brudniejszych "umytych" przed chwil� talerzy. Rzuci�a na to jeszcze kawa�ek starego sera.
- Smacznego - mrukn�a opryskliwym tonem, stawiaj�c to przed nim.
Nie czekaj�c na jaki� komentarz z jego strony, posz�a do ma�ej, strasznie ciasnej �azieneczki. Potoczy�a wzrokiem po �cianach poro�ni�tych ple�ni�. Westchn�a ci�ko, zamykaj�c si� na klucz. Opar�a si� o drzwi, zamykaj�c oczy.
Po chwili poczu�a, �e zaczyna dr�e� jej podbr�dek, a w nosie zacz�o j� niezno�nie piec.
Uchyli�a powieki, wlepiaj�c zm�czone spojrzenie w sufit. Zar�wno on, jak i �ciany mia� zielony kolor przypominaj�cy na my�l zak�ad psychiatryczny.
Unios�a swe czarne brwi, po czym zdj�a przez g�ow� bia�y, przybrudzony lekko bezr�kawnik. Zsun�a z n�g czerwone spodnie od dresu, na bokach kt�rych by�y po cztery bia�e pasy. W�lizn�a si� do starej kabiny prysznicowej, by obmy� si� na szybko strumieniem zimnej wody.
Dziw, �e jeszcze jej nie odci�li. Cho�, fakt faktem, ciep�ej nie by�o ju� od d�u�szego czasu...
Opar�a czo�o o kafelki, pozwalaj�c strumieniom cieczy sp�ywa� po jej drobnym, chudym ciele. Zamkn�a oczy, powoli i g��boko oddychaj�c.
O tak... By�a sama, odci�ta od �wiata... Bezpieczna.
Ch�odny strumie� uspokaja� j�, przyprawiaj�c jednak jednocze�nie o nieprzyjemne dreszcze i g�si� sk�rk�.
Jaki� czas p�niej zakr�ci�a wod�.
Odsun�a drzwi kabiny, staj�c na kamiennej posadzce. Owin�a si� bia�ym, puchatym r�cznikiem.
Podnios�a g�ow�, s�ysz�c pukanie do drzwi.
- Jennifer, d�ugo jeszcze?! - da�o si� s�ysze� g�os Lily. - Te� chc� si� wyk�pa�!
- Zaraz! - odwrzasn�a. Stan�a przed p�okr�g�ym lustrem, by spojrze� sobie w twarz.
Blada, okr�g�a. Oczy lekko przymru�one, w barwie mlecznej czekolady.
Oboj�tne.
Unios�a k�ciki w�skich ust nieco wy�ej, imituj�c u�miech.
Si�gn�a po szczotk�, zaczynaj�c rozdziela� sup�y ciemnych, d�ugich i pachn�cych pokrzywowym szamponem w�os�w.
Podesz�a do drzwi, otwieraj�c je.
- No, nareszcie! - westchn�a rudow�osa. �ci�gn�a lekko swe cienkie brwi, wpatruj�c si� w przyjaci�k�. - Co� ty taka?
U�miechn�a si� sztucznie, udaj�c rozbawienie.
-Jaka w sensie? Normalna, o co ci chodzi?
Evans nie odpowiedzia�a, kr�c�c tylko g�ow�.
- Zdaje ci si�, wszystko jest w porz�dku - zapewni�a j�.
Lily wzi�a si� pod boki.
- Chodzi o Blacka?
- Co? - parskn�a brunetka. Usiad�a na swoim ��ku.
- No, przecie� zerwali�cie. Dlatego jeste� taka przybita?
Pos�a�a jej sceptyczne spojrzenia.
- Mia�abym si� przybija� przez tego idiot�? - burkn�a.
Za�o�y�a nog� na nog�, okazyjnie rzucaj�c okiem na �yj�ce swoim �yciem ciemne w�oski, a� nazbyt wyra�nie widoczne na bladych nogach.
Przygryz�a wewn�trzn� stron� policzka.
Trzeba by co� z tym zrobi�...
- Nie wygl�dasz na kogo�, kto ca�kowicie leje na wszystko co si� wok� niego dzieje - mrukn�a zielonooka. Pokr�ci�a g�ow�. - Jaka� dziwna si� zrobi�a� ostatnio.
- Nie no, jasne - warkn�a, nagle czuj�c z�o��. - Wszystko jest w porz�dku, poza tym, �e wszyscy faceci s� beznadziejni! Zadowolona? - zapyta�a.
Lily tylko unios�a nieco wy�ej g�ow�.
- Ja wiedzia�am, �e o to chodzi.
- Brawo. Dziesi�� punkt�w dla Gryffindoru - burkn�a.
Usiad�a obok niej.
- Na pewno chodzi tylko o niego?
- Nie o niego - westchn�a zniecierpliwiona, odtr�caj�c jej d�o�. - Pewna... RODZINNA, �e tak powiem sprawa nie daje mi spokoju. Id� ju�, chcia�a� si� umy� - stwierdzi�a.
Lily westchn�a, postanawiaj�c da� za wygran�.
Im bardziej pr�bowa�o si� co� wyci�gn�� z Jennifer na si��, tym bardziej si� w sobie zamyka�a. Trzeba by�o czeka�, da� jej czas...
Przykre jedynie, �e ci�ko jest patrze� na przyjaci�k�, kt�ra nie chce sobie da� pom�c.
Aniston popatrzy�a w okno, za kt�rym wirowa�y pierwsze p�atki bia�ego puchu. Podnios�a si�, podchodz�c bli�ej. Opar�a drobne, szczup�e d�onie na kamiennym parapecie, przyk�adaj�c czo�o do szyby.
�nieg. Dziesi�ty listopada, a ju� pada. Przymkn�a oczy, wzdychaj�c cicho.
Powoli zbli�aj� si� �wi�ta.
Nie czu�a z tej okazji jakich� pozytywnych emocji.
Jak przez ostatnie dwa lata zostanie w zamku, by przesiedzie� te wolne dni samotnie w dormitorium, w��cz�c si� po szkole lub le��c zwini�ta w k��bek na ��ku.
Nie czu�a potrzeby �art�w, �miania si�, wariacji. Nie bawi�o jej to, jednak... Jednak mimo wszystko lubi�a patrze� jak bawi� si� inni. Nie udziela� si� jej nastr�j, po prostu odczuwa�a wtedy jaki� spok�j.
Wytar�a si� szybko, wk�adaj�c pi�am� i szlafrok. Otworzy�a okno, zgarniaj�c z parapetu �wie�y �nieg.
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAALE JUTRO B�DZIE JAZDA!!!
Wzdrygn�a si�, s�ysz�c rozdzieraj�cy krzyk Blacka, kt�ry zapewne tak jak ona wychyli� si� przez okno.
Wygi�a si� nieco bardziej.
- I czego drzesz tego ryja?!
- Jenny! - wrzasn�� niemal natychmiast w odpowiedzi. - �o kurde! To takie romantyczne, niemal jak w "Romeo i Julii"!
Parskn�a.
- Nie romansowa� mi tu! Black, kibongu, do lekcji! - Dos�ysza�a st�umiony g�os Lupina.
- Dobrze gada! - za�mia� si� Peter.
- Milcz! - rykn�� Black.
Skrzywi�a si� lekko.
- Ja dzi� nie robi�!
- A ka�e ci kto�? - parskn�� Potter.
- No wiesz...
- Mmm?...
- Ka�esz mi robi� lekcje! Mi to �le na psychik� wp�ynie! - lamentowa�.
- Gorzej i tak by� nie mo�e - skwitowa� ledwo dos�yszalny g�os Lupina.
Westchn�a, po czym zamkn�a okno.
Wieczorem zawsze g�os dobrze ni�s� si� po b�oniach.
Po�o�y�a si� na plecach, przymykaj�c oczy.
Nast�pnego dnia zaczynali zielarstwem. Przyda�oby si� powt�rzy� temat...
Stwierdzi�a jednak, �e zwyczajnie si� jej nie chce.
Si�gn�a do szafki nocnej po komiks, po czym otworzy�a go na pierwszej stronie.
Po raz nie wiadomo ju�, kt�ry zag��bi�a si� w �wiecie supermocy, w kt�rym dobro zawsze zwyci�a�o nad z�em.