Nowa ksiega Huncwot�w! Księgę prowadzą Huncwoci Syrcia Do 01`12`2008 Księgę prowadziły Milaj i Marcy
Do 20 lipca 2008 roku Księgę prowadzili Huncwoci:
Lilly Sharlott - James Potter
Karolla - Peter Pettigrew
Melisha - Syriusz Black
The Halfblood Princess - Remus Lupin
Zwyk�y, marcowy ju� poranek. Szarooki wychyli� g�ow� zza framugi �azienki, sprawdzaj�c teren. Przesun�� powoli spojrzeniem po pomieszczeniu, po czym gdy stwierdzi�, �e Huncwoci �pi�, ponownie wsadzi� si� do �azienki. Powr�ci� do szorowania z�b�w, wzmacniaj�c wi�zanie r�cznika w pasie. Po chwili potarga� d�oni� w�osy, z kt�rych wci�� skapywa�y male�kie kropelki zimnej wody, co przyprawia�o go o g�si� sk�rk�. U�miechn�� si� do siebie g�upawo, zadowolony. Bardzo lubi� swoj� szczoteczk� do z�b�w. Dosta� j� od Remusa w ramach przeprosin, albowiem blondyn u�y� tej poprzedniej do wyczyszczenia sobie but�w z odchod�w hipogryfa. To by�o pod�e z jego strony, jednak Syriusz by� bardzo wyrozumia�ym i mi�osiernym przyjacielem, dlatego te� nie trzyma� mu g�owy w kiblu tak d�ugo, jak by to zrobi� na przyk�ad Jamesowi. Remus nie za bardzo m�g� si� przed nim obroni� – by� za ma�y, za chudy i za s�aby dla Blacka. Poza tym da� mu ju� wy�ej wspomnian� now� szczoteczk�, kt�rej r�czka by�a w kszta�cie czarnego pieska. To nic, �e by�a o jedn� trzeci� mniejsza, ni� poprzednia. Trudno, �eby by�a du�a, skoro by�a szczoteczk� dla dzieci. Ale to nic. To by� prezent!
Pochyli� si�, wypluwaj�c past�. Pacn�a bia�� plam� na dno kamiennej umywalki. Ponownie w�o�y� g��wk� szczoteczki do ust. Szorowa� z�by jeszcze przez chwil�. Zn�w splun��. Odkr�ci� wod�, podstawiaj�c pod ni� przedmiot zbrodni na bakteriach jamy ustnej i z typowym dla siebie zainteresowaniem przygl�da� si�, jak piana sp�ywa z w�os�w, nikn�c wirem w uj�ciu dna umywalki. Pasjonuj�ce.
Opu�ci� toalet�, po drodze fatyguj�c si� z naci�gni�ciem na zadek boj�wek w ulubionym kolorze. Jego bose stopy klapa�y cicho na ch�odnej, kamiennej posadzce, gdy wycieraj�c w�osy skierowa� si� do szafy po koszul�. Nie zapinaj�c guzik�w, odwr�ci� si� w stron� ch�opak�w, zastanawiaj�c si� jednocze�nie, kt�rego wzi�� do pomocy. Wyb�r by� prosty, co wcale nie dziwne, padaj�c na najbli�sze pos�anie. Zbli�y� si� do ��ka Luniaka i ods�oni� kotary, umo�liwiaj�c s�o�cu o�wietlenie jego bladej, �pi�cej twarzy.
Skrzywi� si� lekko, wydychaj�c ci�ko powietrze. Mia� lekkie rumie�ce.
Gapi� si� na niego przez chwil�, zastanawiaj�c si�, o czym�e to �ni ich ma�y zboczeniec. Cicha woda, psia jucha…
St�umi� �miech, przysuwaj�c si� do jego ucha. Dmuchn�� w nie lekko.
- Reemi... - szepn��. Poruszy� si� niespokojnie, mamrocz�c co� o pomidorach. Ponownie dmuchn��. - Luniaaczku... – Pochyli� si� jeszcze ni�ej, by przygry�� mu ucho, ale Remus by� szybszy.
- Snieee… Soooo ty obissssshhh? Kuwaaaa… - zaj�cza�, zakopuj�c si� w po�ciele.
- Budz� ci� - odpar�, prostuj�c si�. Zmarszczy� nos, patrz�c na niego z niezadowoleniem, bowiem jego wsp�lnik zachrapa� cichutko, najwyra�niej zn�w b�ogo sobie �ni�c jakie� pornograficzne wizje. Zmierzwi� mu miodow� czupryn�. - Ogarnij si� szybko, obudzimy reszt�.
Po ostatnich dw�ch s�owach zapad�a cisza, po kt�rej usiad�, mierz�c go zaspanym spojrzeniem.
- Rebelu – wychrypia�. – W�a�nie mia�em erotyczny sen!
- Niepe�noletni jeste� jeszcze, nie pora na takie sny! - zruga� go, odgarniaj�c wilgotne w�osy z twarzy.
Opad� na poduszki.
- Sssspokojnie, to by�a pornografia dzieci�… - ziewn�� szeroko. – ca…
Roze�mia� si�, s�ysz�c to.
- Wstawaj, zboku! – Szarpn�� za ko�dr�. Lupin zaskakuj�co energicznie chwyci� j�, ponownie naci�gaj�c niemal na nos. – No co jest, no?
- Przecie� m�wi�em, �e mia�em erotyczny sen – burkn��, niby zirytowany. Efekt rujnowa� rozbawiony, �artobliwy u�mieszek. Black pokr�ci� g�ow�, nawet przez chwil� nie bior�c jego s��w na serio.
- Wstawaj. Obudzimy tamte cipol�gi.
- Daj mi kilka minut – poprosi� z westchnieniem, jak gdyby nigdy nic odrzucaj�c ko�dr�.
- Tyle jestem w stanie ci da� – stwierdzi� weso�o.
Zatrzasn�� za sob� drzwi.
Czekanie na Luniaczka urozmaici� sobie jedzeniem pasztecik�w dyniowych. To nic, �e lekko przyschni�tych.
- To jak ich budzimy? – zapyta�, wychodz�c z �azienki po blisko kwadransie. Zwi�za� wilgotne w�osy. Tak jak i Black mia� na sobie tylko spodnie i koszul�, z t� r�nic�, �e zapi�t�, ale tylko do po�owy. Uni�s� brwi, patrz�c na niego pytaj�co. Podszed� do mebla okupowanego przez blackowe po�ladki. Przysun�� si� na kolanach, si�gaj�c r�k� do szafki. Szarooki bardzo m�drze pomy�la�, �e chce pasztecika, wi�c odkr�ci� do niego g�ow�, odsuwaj�c paszteciki. Stukn�li si� nosami.
- No o co ci chodzi? - zdziwi� si�. Za�mia� si�, odchylaj�c. Wzi�� pude�ko czekoladek i usiad� obok bruneta, otwieraj�c je. – Od rana mnie napastujesz!
Zarzut nie doczeka� si� komentarza, bo przez jak�� minut� siedzieli, gapi�c si� na siebie i jedz�c. W pewnym momencie Remus uni�s� d�o�. Black przesta� rusza� szcz�k�, patrz�c na niego w skupieniu.
- Co� z pi�rami. I czym� lepkim – powiedzia� tonem godnym wyroczni. Skin�� sobie na potwierdzenie g�ow�, spogl�daj�c w sufit. - Mo�e jeszcze troch� pinesek... I myd�o.
- Myd�o? - zdziwi� si�, odrywaj�c od zak�adania skarpetek.
- Myd�o. �eby pod�oga by�a �liska.
Wy�szy skin�� g�ow�. Zwie�czy� swe dzie�o, zak�adaj�c glany. Machni�ciem r�d�ki zawi�za� sznur�wki, a kolejnym pozapina� guziki.
- To ja id� po mi�d. B�dzie chyba wystarczaj�co lepki? – spyta�, wciskaj�c si� w wierzchni� szat� szkoln�.
- Z pewno�ci�.
Wybieg� z dormitorium, nie �egnaj�c si�, bo i tak zaraz mia� wr�ci�. W trudzie i znoju zdoby� tak upragniony przez niego i jego rzekomego partnera mi�d. Wpad� dormitorium jak burza, cicho zamykaj�c za sob� drzwi. Remus siedzia� na pod�odze, wypruwaj�c poduszce flaki. Z w��czonego radia cicho p�yn�a piosenka Buddy'ego Holly "I'm changing all those changes". Wyluzowana, weso�a muzyczka w og�le nie pasowa�a do zaci�tej miny Lunia, wyci�gaj�cego pierze z poduszki. Parskn��, kucaj�c obok niego.
- Daj to - za��da�, wyci�gaj�c r�ce po mi�d. Otworzy� wi�c torb�, podaj�c mu jeden s�oiczek. Wzi�� go, nie dzi�kuj�c. Patrzy� chwil� g�odnym wzrokiem na sw� zdobycz, nim jak cie� zbli�y� si� do bar�ogu Pottera. Zamoczy� palce w zawarto�ci szklanego naczynka i zacz�� delikatnie smarowa� twarz okularnika. Ofiara odpowiada�a na to lekkim wierceniem si� i mruczeniem. Syriusz parskn�� w r�kaw jeansowej kurtki.
Kilka minut p�niej sta� w drzwiach, szykuj�c si� do wydania z siebie rozdzieraj�cego, piskliwo-chrapliwego wrzasku.
- Dobra, ju�! – zawo�a� Lupin z �azienki. Black nabra� powietrza, po czym z jego gard�a wydoby�o si� mro��ce krew w �y�ach, przeci�g�e: "Nieee!" godne diplodoka b�d�cego w�a�nie gwa�conym przez tyranozaura i jego przera�aj�ce przednie �apki.
James oczywi�cie wyskoczy� z po�cieli w pogi�tej pozie na p� embrionalnej, na p� gotowej do walki. Jego ulubiony kuzyn zacz�� si� �mia�, widz�c to. ��tawa pow�oka miodu na jego twarzy sprawi�a, �e wygl�da� jeszcze g�upiej ni� zwykle. Tak jak zak�adano, wpad� w zasadzk�, polegaj�c� na rozlaniu �elu pod prysznic na betonowej posadzce. Na �lizgu wjecha� do �azienki, gdzie przywita� go Remus z gar�ci� pierza. James zaskowycza�, odwracaj�c si� na pi�cie i stawiaj�c dwa kroki na o�lep. Zawy�, wdeptuj�c w pinezki.
- Ach! Aaach! Umar�em! Nieeee!!! - wrzeszcza�, wymachuj�c r�kami. Wpad� na kufer, przewracaj�c si�, przy czym gratisowo zary� czo�em w ��ko. Poderwa� si� niemal natychmiast, podnosz�c r�ce nad g�ow�. Wymachuj�c nimi dziko biega� w k�ko, wysoko unosz�c kolana i wydaj�c z siebie zasapane: "Uh! Uh! Uh!". Black i Lupin nie zdo�ali zachowa� powagi widz�c zaistnia�� scen�, zaczynaj�c si� g�o�no �mia�.
- Ehh? - zapyta� inteligentnie. Peter tylko pokr�ci� z dezaprobat� g�ow�, ponownie si� k�ad�c. Nie�wiadomie wtar� mi�d w po�ciel. James zacz�� sobie niezdarnie odkleja� z twarzy wn�trzno�ci poduszki. – Posra�o was? – fukn��, nim zani�s� si� fal� hah�w i hih�w. Po chwili zapad�a cisza.
- Jak go obudzimy? – spyta� Potter.
- Mo�e wrzucimy do wanny? – zaproponowa� Lupin, siadaj�c na ��ku i zaczynaj�c faszerowa� si� czekolad�.
-Zaiste zacna my�l, bracia moi! – zahucza� Black. Remus prychn��, wsuwaj�c mi�dzy wargi kolejne trzy kosteczki.
- Syri…
- Mh?
- Id� si� ch�do� – nakaza� w�adczym tonem. Zrobi� wielkie oczy, widz�c niebezpiecznie dwuznaczny wyraz twarzy szarookiego. – Nie ze mn�, gumowy fallusie z brokatem na czubku! Nie teraz i nie przy Jamesie… - doda�, zmieniaj�c g�os na ni�szy i seksowniejszy. James zacisn�� szcz�ki tak mocno, �e a� chrupn�o.
- Ej… - szepn�� niezra�ony tym Syriusz. – My�licie, �e sperma jednoro�ca jest z brokatem?
Zapad�a kr�tka chwila pe�na konsternacji ciszy.
- Szukasz kremu pod oczy z roz�wietlaj�cymi drobinkami? – przyci�� mu powoli blondyn. James kwikn�� weso�o w r�k�.
- Nie – odpar� spokojnie. – Szukam skrz�cego si� lubrykantu do twojej bladej szlachetno�ci.
Remus �achn�� si�.
- Oczywi�cie, �e bladej, to� ja ci nie kopytkuj� po b�oniach ze wszystkim na wierzchu! Dam� jestem. – Odgarn�� w�osy z ramion, po czym zamar�. - CZEGO szukasz?
Black roze�mia� si�.
- Nie znasz dnia ani godziny! Przezorny zawsze zabezpieczony, m�j drogi. Przeto nie wiesz nigdy, kiedy chu� we�mie w posiadanie tw�j umys� i l�d�wia, czy�-li nie mam racji?
Remus odchyli� si�, patrz�c na niego wielkimi oczami.
- Przera�asz mnie – powiedzia�, podnosz�c si�. Schowa� si� za Jamesem.
- Dobra, budzimy go, panowie! A co do spermy jednoro�ca… Czy jest brokatowa to nie mam poj�cia, ale mo�ecie mi wierzy�, �e jest t�czowa.
- Sk�d wiesz? – spyta� cicho Lupin.
- Nie wiesz? – zdziwi� si� Syriusz, wywalaj�c arsena� z�b�w.
- O fuuu… - zaj�cza� w odpowiedzi Remus.
Po chwilowej konsternacji, kt�ra rozgo�ci�a si� w�r�d Huncwot�w ch�opcy zgodnie stwierdzili, �e Peter zostanie wrzucony do wanny. Przed tym jednak Syriusz nie m�g� sobie odm�wi� narysowania na czole Glizdogona profilu wielkiego, w�ochatego przyrodzenia. Remus, s�aniaj�c si� po meblach ze �miechu na widok twarzy Pettigrew po zako�czeniu rysunku, uda� si� do �azienki, by napu�ci� do wanny zimnej wody.
- Ja to si� nie spodziewa�em po tobie takich talent�w plastycznych! – zakwili� gdzie� z okolicy futryny. James zawt�rowa� mu �miechem, zrywaj�c ko�dr� z wci�� �pi�cego Petera.
- Jak on to ku�wa robi, �e jeszcze si� nie obudzi�? – mrukn�� szarooki, chwytaj�c go za r�ce, bowiem jak stwierdzi�, James jest zbyt wielkim chuchrem, by unie�� ci�sz� cz�� cia�a.
- Nie wiem – stwierdzi� spokojnie Lunatyk, kopniakami usuwaj�c z drogi kuzyn�w porozrzucane po pod�odze przedmioty. – Jednocze�nie mu zazdroszcz� i wsp�czuj�. K�adziesz si� i odlot, nie ma ci�! A inteligentni koledzy z dormitorium robi� z tob� co chc�…
Syriusz parskn�� niekontrolowanym �miechem, upuszczaj�c g�rn� po�ow� cia�a, przez co stukn�o w pod�og�.
- Ty pieprzony zbolu! – skarci� go James. – Ca�a konspiracja nie wyjdzie przez twoje w�ochate my�li!
- W�ochat� to ty masz dup� – odgryz� mu si�.
- No ja nie mog�! – zez�o�ci� si� Remus. – Wy�wiekowanym bambusem by� go w odbyt wygrzmoci�, a ten by si� nie obudzi�!
- W jaki� tajemniczy spos�b twoje wi�zanki, mimo i� pozbawione wulgarnych wyra�e�, s� jako� dziwnie… Wulgarne? – mrukn�� Black.
- Talent – odpar� kr�tko. Podskoczy� do po��wki Huncwot�w, ci�gn�c Petera w g�r� za pi�am�, czuj�c potrzeb� niesienia pomocy innym, mniej inteligentnym.
- Tak poza tym, jakby kto� nie zauwa�y�, to nasze rozmowy i wyzwiska kr�c� si� wok� dupy, g�wna, srania, penis�w i ruchania – u�wiadomi� zebranych James.
- Czyli prawid�owo – zawyrokowa� Black. Remus parskn��. Stan�li przed wann�. – Dobra, na trzy. Zacz�li ko�ysa� Peterem, coraz mocniej i mocniej. – Raz… Dwa… Dwa i jedna druga… Dwa i trzy czwarte!...
- Syri, znasz u�amki! – zapia� z zachwytem Remus w tym samym czasie, w kt�rym bruneci wykonali ostatnie, najmocniejsze majtni�cie, po czym pu�cili ko�czyny grubaska. Przez kr�tk� chwil� m�g� si� cieszy� lotem, a potem nawet spadkiem swobodnym, nim jego cia�o nie zosta�o porwane przez odm�ty lodowatej wody znajduj�cej si� w kamiennej wannie ich toalety. Dzikie wrzaski tratowanego �osia wstrz�sn�y fasadami wie�y Gryffindoru.
Kilkana�cie minut p�niej, kiedy Huncwoci doprowadzili si� do porz�dku po drodze jakim� cudem sprawiaj�c, �e Peter ani razu nie zerkn�� w lustro, udali si� do wielkiej Sali. Nie przejmowali si� zbytnio faktem, �e by� wtorek i za chwil� mia�o si� rozpocz�� drugie �niadanie. Tak samo nieistotny by�o dla nich to, �e nie poszli na dwie godziny obrony oraz histori� magii. Rado�ni i pe�ni �ycia maszerowali ruchem jednostajnym na pierwszy tego dnia posi�ek. Po kilku minutach weszli do komnaty i skierowali si� do sto�u Gryffindoru, ignoruj�c narastaj�ce chichoty wywo�ane ich przybyciem. Przez to, �e przewa�nie odwalali co� ju� na pocz�tek dnia, zd��yli si� do tego przyzwyczai� przez prawie cztery lata pobytu w zamku.
- Huncwoci! – zagrzmia� nagle g�os profesora od obrony. Zamarli.
- Kt�ry� co� wysadzi�, zrobi� co� g�upiego albo jest niestosownie ubrany?- spyta� p�g�bkiem Peter.
- Spodnie ci z dupy nie zlaz�y? – szepn�� James.
Pokr�ci� przecz�co g�ow�.
- To ja nie wiem – mrukn�� Black. W nast�pnej chwili wykonali jednoczesny obr�t na pi�cie.
- Dzie� dobry! – zawo�ali grzecznie, splataj�c przed sob� r�ce. D�ugow�osy m�czyzna stan�� przed nimi, mierz�c ich uwa�nym spojrzeniem, kt�re nast�pnie zatrzyma� na twarzy Petera. Konkretniej, na jego czole.
- Witam nasze jak�e ranne ptaszki!
- Ale… Mnie si� nic nie sta�o… - b�kn�� Peter. O’Blansky zmru�y� oczy i popatrzy� na niego jako� wymownie.
- Jest pan pewien?
- Peter, nie o takie ranne chodzi�o... Pan mia� na my�li, �e wcze�nie wstali�my – u�wiadomi� go cicho Remus, szarpi�c bezwiednie r�kawy szaty.
- Poza tym, to ironia by�a – do��czy� si� konspiracyjnym szeptem szarooki.
- Widz�, �e kt�ry� z was ma niezwyk�e talenty plastyczne. Kt� to tak pi�knie rysuje?
- W sumie to Remusowi ca�kiem nie�le wychodz� widoczki – powiedzia� James, nie wyczuwaj�c zagro�enia w tym pytaniu. – A Syriusz dobrze rysuje ludzi.
W tym momencie Black zabi� go wzrokiem.
- Ahaa. Rozumiem. – Profesor pog�adzi� si� lekko po podbr�dku. Nast�pnie jego wzrok spocz�� na Lupinie. – A mog� wiedzie�, dlaczego nie by�o was na moich dzisiejszych dw�ch lekcjach? Panie Lupin?...
Remus wyd�� lekko wargi, my�l�c nad sensown� wym�wk�. Gdzie� k�tem �wiadomo�ci zarejestrowa�, �e s� g��wn� atrakcj� w Sali i wiele os�b przys�uchuje si� owej wymianie zda�.
- To skomplikowane – powiedzia� po chwili. – Widzi pan, to wcale nie tak, �e ja ola�em pa�skie zaj�cia… Ja naprawd� chcia�em na nie p�j��! Wie pan, liczy�em, �e mnie pan odpyta. Specjalnie dlatego uczy�em si� caa�y wiecz�r! Do p�na – podkre�li�, dla wi�kszej wiarygodno�ci kiwaj�c powa�nie g�ow�. Dymitr uni�s� brwi, przenosz�c ci�ar cia�a na drug� nog� i przybieraj�c min� pe�n� uprzejmego zainteresowania. – Ale rano zdarzy� si� wypadek.
- Jaki� to wypadek, panie Lupin?
- Wie pan… Normalnie wsta�em, jak zawsze rano, kiedy s�ysz� budzik. Jednak kiedy si� podnosi�em, to po�lizn��em si� na brudnych majtkach Jamesa le��cych ko�o mojego ��ka, a kiedy upada�em, to… Uderzy�em si� g�ow� w kant poduszki i… I… I straci�em przytomno�� na dwie godziny. – Przybra� najniewinniejsz� min�, na jak� by�o go sta�, maj�c nadziej�, �e nie wida� by�o, �e jeszcze jedno pytanie i ryknie �miechem opluwaj�c nauczyciela wiadrem �liny.
Profesor od obrony zu�y� ca�y zapas samokontroli, by nie wykona� tak zwanego face-palma. Czy on przypadkiem sobie nie obiecywa� ostatnio, �e nigdy wi�cej nie b�dzie o nic pyta� tego ma�ego blondyna? Postanowi� nie m�wi� nic. Powoli przesun�� spojrzenie na Syriusza.
- A ty?
- Ja? C�. To znacznie bardziej kr�puj�ca sytuacja. Widzi pan, kiedy us�ysza�em �oskot spowodowany nieprzytomnym Remusem upadaj�cym na pod�og� chcia�em si� poderwa�, by rzuci� mu si� na ratunek. Okaza�o si� jednak, �e nie mog� wsta�! – zawo�a� dramatycznie, przyst�puj�c do dzikiej gestykulacji. – Moja ko�dra zawo�a�a: „Nie tak szybko, kochasiu!” i rykn�a mrocznym �miechem. Prze�cierad�o natomiast zacz�o mnie oplata�, ponownie przyci�gaj�c do materaca i pytaj�c, czy si� dok�d� wybieram. Poduszka unieruchomi�a mi g�ow�, prze�cierad�o r�ce… A ko�dra zacz�a mnie rozbiera�!
O’Blansky cofn�� si� lekko, unosz�c r�ce. Nie chcia� s�ucha� dalej.
- Dobrze, dobrze! Nie pojawi�e� si�, bo molestowa�a ci� po�ciel. A pan Potter?
James wyszczerzy� si� debilnie i wsadzi� sobie nos do ucha z pytaniem:
- Och… To dzisiaj nie ma soboty?
M�czyzna zamkn�� oczy.
- Nie… No nie. No po prostu… No nie. Czy wy si� s�yszycie?! Rysujecie kolegom z dormitorium penisy na czo�ach! Nie by�o was na zaj�ciach, bo jeden prawie si� zabi� o poduszk�, drugiego zgwa�ci�o jego w�asne ��ko, a trzeci nawet nie wie, jaki dzisiaj dzie�! Co wy jaracie?! – wrzasn�� roze�lony. Sapn�� ci�ko, �ypi�c w�ciekle na wyra�nie si� dusz�cych ze �miechu Huncwot�w. Wlepi� pe�ne rz�dzy mordu spojrzenie w stoj�cego przed nim wilko�aka. - By�e� ju� w skrzydle szpitalnym? �eby� przypadkiem wstrz�su m�zgu nie mia�! Black, tobie te� bym si� radzi� wybra� w celu wykonania testu ci��owego!
- A ja? – spyta� cicho James.
- Na g�ow�! – rykn��.
- E tam, sorze – wci�� si� beztrosko Remus. – Ten to na nogi, na g�ow� ju� za p�no.
Dymitrowi lekko p�k�y wodze przytrzymuj�ce nerwy. Chwyci� Lupina mocno za nadgarstek. Ch�opak kwikn�� z b�lu, po czym j�kn��, czuj�c nieprzyjemny chrz�st wielu ma�ych kostek:
-Aaaaale�, psze pana! Ja jestem lewor�czny, jak ja si� teraz b�d� mastur… - Zamilk�, robi�c du�e oczy. – Aaaale� mi si� w g�owie kr�ci! – zawo�a� z przej�ciem g�o�nym szeptem. Przy�o�y� drug� d�o� do czo�a. – Dobrze, �e mnie pan przytrzyma�, bo bym upad�… To chyba wstrz�s m�zgu…
Po jego obu stronach Black i Potter zacz�li si� g�o�no �mia�. O’Blansky jeszcze mocniej �cisn�� jego r�k�. Remus sykn��, staj�c na palcach. Skrzywi� si�.
- Tak wi�c, panie Lupin… P�jdzie pan teraz do skrzyd�a szpitalnego. Black i Potter r�wnie�. Pan na uraz g�owy i nadgarstek… Pan Black zrobi sobie badania maj�ce ustali�, czy do gwa�tu rzeczywi�cie dosz�o… Wiesz, Syriuszu, tu trzeba dzia�a� szybko.
Pokiwa� g�ow�.
- Rozumiem. Jeszcze nie jestem gotowy na macierzy�stwo – przyzna� pokornie.
- A i Jamesa si� przebada. Jego m�zg te� troch� nie domaga, z tego co widz�.
- A… ja? – spyta� cicho Peter.
- A pana prosz� do toalety, �eby zmy� pan to z twarzy.
Zmierzy� ich morderczym spojrzeniem.
- JU�. – Pu�ci� remusowy nadgarstek. Ch�opcy skin�li mu g�ow�. – Ponad to… Szlabanik dla ka�dego z pan�w z osobna. I po minus dwadzie�cia punkcik�w. Poza tym przygotujcie si� na gruntowne sprawdzenie wiedzy na przysz�ych zaj�ciach.
Odwr�ci� si� i ruszy� w stron� sto�u nauczycielskiego. Huncwoci wymienili spojrzenia i parskaj�c �miechem, opu�cili komnat�. �niadanie wezm� prosto z kuchni.
Komentarze:
Syrcia Czwartek, 27 Czerwca, 2013, 17:52
Przez najbli�sze dni marne szanse, bowiem czeka mnie przeprowadzka, internetu te� troch� nie b�dzie. Ale my�l�, �e do po�owy lipca na pewno co� si� pojawi.
Some people will hate aniynthg. Nothing, no one, and certainly no fictional character can pass every person's litmus test for correctness .In my opinion, Harry Potter is a wonderful fantasy. And that's what we all need now. We need to believe in something magical outside our daily existence, whatever that may be.If we can forget our troubles and arguments, even for an hour or two, and get lost in a land of wonder, I think that's great.Holy Bible (KJV)