Nowa ksiega Huncwotów! Księgę prowadzą Huncwoci Syrcia Do 01`12`2008 Księgę prowadziły Milaj i Marcy
Do 20 lipca 2008 roku Księgę prowadzili Huncwoci:
Lilly Sharlott - James Potter
Karolla - Peter Pettigrew
Melisha - Syriusz Black
The Halfblood Princess - Remus Lupin
Znowu nowa notka! Z dedykacją dla wszystkich, którzy czekali i to czytają
Weźcie, za dwa dni wszystko będzie jasne!
No, a za błędy przepraszam
Stuk tuk, tuk tuk. Stuk tuk, tuk tuk.
Za oknem szybko migał przemijający świat, słońce wspinało się po niebie coraz wyżej, zaczynając razić w oczy siedzących przy oknach.
Peter westchnął ciężko, rozpłaszczając policzek na chłodnej szybie. W przedziale panowała cisza; był w nim on, czytający jakąś babską gazetę Remus i wpatrzony w bliżej nieznany punkt James. Syriusz udał się do toalety jakiś kwadrans wcześniej i jeszcze nie wrócił. James nieco wcześniej głośno podejrzewał szalony napad biegunki i chciał organizować akcję ratunkową, ale Remus skutecznie odwiódł go od tego pomysłu.
- Ja pierdzielę – mruknął nagle głos Lunatyka. – Co za gówno. Kto w ogóle czyta taką gazetę dla tępych cip? – oburzył się po swojemu, mściwie zwijając czasopismo w rurkę.
- Tępe cipy zapewne – odparł Peter. Lunatyk parsknął.
- Twoja odpowiedź się nie liczy, Pet, za bardzo ci podpowiedziałem.
Pettigrew zaśmiał się cicho, szybko jednak milknąc. Nie chciał wracać do domu, do durnego Marco i małej siostry. Zwijana w rulonik gazeta zaszeleściła cicho, a Lupin sapnął męczeńsko.
- Ale bym marchewkę z groszkiem opierdzielił! - zwierzył się na cały głos. Odpowiedziała mu cisza. Fuknął słabo przez nos, odrzucając czasopismo na ławkę. Miał ich dość, psia jucha. Peter angstował od dwóch tygodni i nie dało się z nim zrobić dosłownie niczego. James również się straszliwie wyciszył. Trochę dziwnie było już od dosyć dawna nie usłyszeć ani jednego „Evans, umów się ze mną!”. Black z kolei raz po raz znikał na kilka godzin; na przykład teraz znowu się ulotnił. Osobiście podejrzewał o to tę pannę, z którą nakrył go w klasie. Co prawda on, Lunatyk, też zaszywał się po trochu z Candy, bo chciał spędzić z nią trochę czasu sam na sam, ale bez przesadyzmu! Skrzyżował ręce na piersi, zjeżdżając niżej na siedzeniu. Przez chwilę obserwował uważnie towarzyszącą mu połówkę Huncwotów. Jak oni go wkurzali… A tej marchewki naprawdę by zjadł. Poprosi mamę, jak wróci do domu. Podniósł głowę, gdy drzwi od przedziału otworzyły się na całą szerokość i stanęła w nich Candy. Uśmiechnęła się do niego tak, jak najbardziej lubił, gdy to robiła; leciutko, tak naprawdę tylko troszeczkę, opuszczając przy tym głowę i podnosząc wzrok. Robiły się jej wtedy dołeczki w policzkach, a oczy w jakiś niezrozumiały dla niego sposób nabierały słodkiego i zmysłowego jednocześnie wyrazu. Uwielbiał to.
- Zgubiłaś się, niewiasto? – spytał z głosem wypchanym galanterią. Uniosła z rozbawieniem brew, przenosząc wzrok na sufit. Zakołysała się, opierając ciężar ciała na jednej nodze.
- Nic z tych rzeczy. Przyszłam cię porwać do swojego przedziału, bo wszystkie koleżanki rozpierzchły się po pociągu... A jak wiadomo, nie ma po co spędzać czasu samotnie, skoro można to zrobić w towarzystwie swojego mężczyzny, czyż nie?
Poderwał się od razu, nie trudząc zawracaniem głowy, że zostawi tych dwóch angstujących kretynów samych. I tak mieli gdzieś, czy jest z nimi, czy nie.
- Zatem prędko, niewiasto! - Nadął się, próbując wydawać się większym, niż był w rzeczywistości. - Nim inne kobiety powrócą i znowu zaczniecie gadać o tych wszystkich pierdach, które sprawiają, że mam ochotę się zadziugać na miejscu, bryzgając na ściany!
Prychnęła, chwytając go za rękę i kierując się na tył pociągu.
- Przesadzasz – oświadczyła, kiedy już stłumiła śmiech. Nie umiała być przy nim smutna albo zła. Nawet najbardziej beznadziejnie lamerskie teksty w jego wykonaniu poprawiały jej humor. On po prostu miał coś w sobie, co sprawiało, że miała dobry nastrój i chciało jej się śmiać.
- Nie no, oczywiście. Tyle, że mnie gadanie o chłopakach i kosmetykach jednak z leksza nudzi! Nie mogę się przyłączyć wtedy do rozmowy, no... A gdybym zaczął piać nad jakimś przystojniaczkiem, to byłoby to trochę podejrzane. – Patrzył chwilę, jak jej włosy sprężynują przy każdym kroku. Czuł zapach jej szamponu; owocowy, jak zwykle. Morela bodajże, czy inne brzoskwinie.
Podłoga pociągu kolebała się pod nogami, a koła stukały na szynach. To też lubił.
Otworzyła drzwi i wciągnęła go do pustego przedziału. Zasunęła zasłonki i zaklęciem zamknęła wejście, uniemożliwiając osobom z zewnątrz wtargnięcie bez uprzedzenia.
– I tak trzy czwarte szkoły ma cię za geja.
Remus zaśmiał się głośno.
- Twoja wina! Nie kazałem ci przecież wyglądać jak facet!
Posłusznie opadł na ławkę, pchnięty przez towarzyszkę za ramiona. Usiadła obok, przewieszając nogę przez remusowe kolano i objęła go za szyję.
- Nie pozwalaj sobie! Ktoś z nas dwojga w końcu musi wyglądać męsko, prawda? Nie moja wina, że muszę robić to za ciebie.
Podwinął uśmiechem wargi w odpowiedzi i przyciągnął ją bliżej, lokując twarz w zagięciu jej szyi. Westchnął powoli, obejmując ją w pasie. Było mu z nią dobrze.
- Mimo wszystko uważam, że za bardzo się przykładasz – zaśmiał się jej do ucha, nim wplótł jej palce we włosy i cmoknął ją w nos. Przyciągnął ją jeszcze bliżej, wciskając nos w zagięcie między jej szyją i ramieniem i znieruchomiał po ciężkim westchnięciu.
Uśmiechnęła się, opierając policzek na jego jasnych włosach, po czym zacisnęła powieki, tłumiąc w sobie parsknięcie na nagłe, tęskne wyznanie Remusa do talerza marchewki z groszkiem.
W tym samym czasie Syriuszowi po dłuższej chwili zapasów na tle, można rzec, erotycznym udało się odsunąć od siebie przyszpilającą go całym ciałem do ściany toalety Toyę. Otarł kciukiem dolną wargę, patrząc, jak dziewczyna zaśmiała się bez tchu, cofając dwa kroki i opierając o ścianę. Mierzyli się chwilę zadziornymi spojrzeniami, nim skierowali wzrok na drzwi, do których od kilku minut ktoś próbował się dobić.
- Myślałby kto, jaka pazerna – rzucił wyzywająco w stronę towarzyszki. Wytknęła mu język.
- Twoja wina, nikt ci przecież nie kazał tak wyglądać.
Uniósł w rozbawieniu brew.
- Czyli lecisz tylko na mój wygląd? No nie, podła kobieto! Ja myślałem, że za tym stoi coś więcej, wiesz?
Wzięła się pod boki, a pukanie nasiliło się.
- ZAJĘTE, NO! – wydarła się, po czym powróciła do wcześniejszego, przyciszonego głosu. – No proszę, czyżby pan Black miał chęć na konkretny, trwalszy związek?
Pokręcił głową, uśmiechając się lekko.
- Z taką dziewczyną jak ty? Zawsze.
Rzuciła w niego rolką papieru toaletowego. Zasłonił się ręką.
- Skończ, bo rzygnę tęczą zaraz, jednorożcu.
Zrobił wielkie oczy, na co ponownie zaśmiała się cicho i zgoła bezsensownie machnęła do niego nogą.
- Jednorożce są słodziachne prawie tak jak ty, mój jednorożcu! – Odlepiła się od ściany i poklepała towarzysza po policzku. – To niemal urocze, kiedy próbujesz być czarujący.
Odblokowała drzwi, a szarooki fuknął.
- Ja nie muszę próbować być czarującym. Poza tym twoja wina, nikt ci nie kazał być tak interesującą, w przeciwieństwie do poprzednich… Dziewczyn… Którym poświęciłem trochę czasu. Twoja wina, jak mówiłem! – dodał, święcie przekonany o swej racji. Popatrzyła na niego krótko przez ramię, nim zmarszczyła zabawnie nos w uśmiechu i zamaszyście otworzyła wejście.
- No wreszcie! Trzeba było nie jeś… O… Och. – Regulus urwał w pół słowa, widząc, że w toalecie poza jakąś nieznaną mu panną był również jego starszy brat. Wytrzeszczył swoje zielone oczy.
- Reg! – zawołał Syriusz. – Czy ty właśnie próbowałeś zażartować? Jestem z ciebie taki dumny! – Wyciągnął rękę, by zmierzwić mu włosy. Przygarnął go do siebie, przyciskając ramieniem do boku. Oparł mu podbródek na głowie. – Nie mów rodzicom – rzucił cicho, po czym puścił go. – Może jeszcze wyrośniesz na ludzi! - Zafalował brwiami do zszokowanego chłopaka, nim chwycił Toyę za rękę i pociągnął za sobą na korytarz.
- A któż to był? – zapytała tonem ociekającym złośliwą uciechą. – Wydawał się być zazdrosny, to twój chłopak? – Dźgnęła go łokciem między żebra, przez co skrzywił się i odsunął na neutralną odległość.
- Ten brzydal? – parsknął. – Coś ty. To tylko mój jakże ukochany, najwspanialszy, młodszy braciszek!
- Aaaa, to wyjaśnia, dlaczego miał taką scentrowaną twarz! Zryta facjata jest rodzinna, jak widzę.
Prychnął, wpychając ręce do kieszeni.
- Wal się, niewiasto.
Roześmiała się głośno w odpowiedzi i trzepnęła go w ramię.
- Uwielbiam, kiedy jesteś taki szarmancki!
Zaśmiewając cicho, minęli się z prefektem naczelnym, który posłał Syriuszowi podejrzliwe spojrzenie. Uniósł dłonie w obronnym geście, ukazując swą niewinność.
- Oohoho… Kogo ja widzę – mruknął Łapa, zaglądając do jednego z przedziałów. – Snape i Evans…
Toya wzięła się pod boki, ciekawa rozwoju wydarzeń. Kiedy Huncwoci natykali się na Smarkerusa, przeważnie działo się coś – co prawda dla kogo śmiesznego, dla tego śmiesznego – zabawnego.
- Zamierzasz zrobić coś pociesznego? – zapytała z uciechą w głosie, przechylając nieco głowę. Wzruszył ramionami, mamrocząc coś w stylu: „Skoro tego pragniesz” po czym zapukał w szybkę. Natychmiast skierowały się na niego oczy siedzących w boksie osób. Uśmiechnął się więc do nich ładnie, po czym wskazał palcem na Snapea. Chłopak zmarszczył czarne brwi, patrząc, jak Black jeździ po szybie środkowym palcem poślinionym w aż nazbyt dwuznaczny sposób. Następnie czoło mu się wygładziło, kiedy szarooki nadmuchał na przezroczystą gładź, uwidaczniając tym wysmarowane przezeń kontury dorodnego, włochatego przyrodzenia. Posłał mu całusa, składając dłonie w serduszko po czym roześmiał się, wyraźnie zachwycony swoim spontanicznym pomysłem. Severus posłał iście szalenie zachwyconemu Gryfonowi powątpiewające spojrzenie, po czym ponownie usiadł przodem do Lily.
- Czasem zastanawiam się, jakim cudem udaje ci się żyć bez mózgu – rozległ się stłumiony drzwiami głos czerwonowłosej dziewczyny, na co Black zaśmiał się z dumą szczekliwie i ruszył w dalszą drogę, chwytając Toyę za rękę.
Słysząc wyznanie dziewczyny Blacka, Lily parsknęła, kryjąc twarz w dłoni. Snape, z uporem maniaka wlepiając wzrok w ławkę naprzeciwko, kątem oka dostrzegł, że ubawiony po pachy, znienawidzony przez niego kretyn oddalił się wraz z tą chorą na głowę, pofarbowaną zdzirą. To dziewczę nie mogło mieć po kolei pod kopułą, skoro z taką chęcią mu towarzyszyło.
- Po prostu… Łał – powiedział Snape martwym głosem. – Jestem pod szalenie głębokim wrażeniem – oświadczył.
- Nie no, Sev, nie wiem jak ty, ale osobiście wolę takie… E… Żarciki, niż obrzucanie kogoś klątwami. To było całkowicie niegroźne. – Zacisnęła wargi, żeby znowu się nie zaśmiać. Dlaczego ją to tak ubawiło? Stwierdziła w myślach, że przez absurdalnie komiczny debilizm pomysłu Syriusza w połączeniu z jakże trafnym komentarzem, po prostu musiała się zaśmiać. Zerknęła na niemal już niewidoczny rysunek szarookiego i wygięła lekko brwi, ponownie fukając wesoło przez nos. Takie głupie pomysły przypominały jej starszych chłopaków z mugolskiej podstawówki, w których w tajemnicy "podkochiwała się" z koleżankami z klasy.
Wyciągnęła rękę i klepnęła bruneta w kolano.
- Noo, uszy do góry, Sevy!
Uśmiechnęła się do niego szeroko, jak zwykle unosząc przy tym garść piegów rozrzuconych na policzkach. Jak zwykle coś ścisnęło go w okolicach żołądka i tak jak za każdym razem, błagał cicho w myślach, żeby się nie zarumienił.
Po niecałych pięciu minutach spokojnej wędrówki wąskim korytarzem, Syriusz zatrzymał się przy drzwiach swojego przedziału, a Toya klepnęła go mocno w tyłek, nie mogąc sobie odmówić wbicia w nich paznokci. Syknął, stając na palcach i szybko chwytając się za poszkodowaną część ciała.
- Ty czarownico pazerna, ty!
Przyszpiliła go do ściany, całując go krótko w usta, po czym pomachała mu, jak zwykle marszcząc w uśmiechu drobny nosek i bez słowa odeszła w swoją stronę. Syriusz stał jeszcze chwilę bez ruchu, trzymając się za pośladki i czując dziwne, przyjemne łaskotanie nad pępkiem. Odwróciła się jeszcze za nim kilka metrów dalej, więc pomachał jej, uśmiechając się. Uwielbiał ją, po prostu.
Ignorując pieczenie równie szlachetnej, co wyższe partie części pleców, wpakował się do przedziału, czując się jakoś dziwnie lekko i wesoło.
- A Lupin gdzie? – zapytał, opadając na swoje miejsce przy oknie. Ulokował się wygodnie, patrząc na połówkę Huncwotów.
- Polazł za Candy gdzieś tam ileś czasu temu. A co ty taki rumiany, hę? – Potter dźgnął go w ramię. Opędził się więc, śmiejąc cicho.
- Wydaje ci się! O czym rozmawialiście, hmmm? – Rozłożył się na ławeczce, wlepiając w towarzyszy pełne radosnych iskier spojrzenie.
- O cyckach – odparł nieco kąśliwym tonem James. Syriusz popatrzył na niego uważnie, nie mogąc powstrzymać jednocześnie cisnącego mu się na twarz rozbawionego wyrazu. Parsknął więc, żeby sobie ulżyć.
- Jimmy… I tak wszyscy wiemy, że jedyne gołe piersi jakie widziałeś i dotykałeś to te z kurczaka na talerzu – rzucił tonem drżącym od hamowanego śmiechu, nim skręcił się na swoim siedzeniu, zaczynając rżeć do swoich butów w duecie z Peterem, który aż się rozciągnął na siedzisku.
Glizdek zawsze zastanawiał się jak oni to robili, że byli tacy właśnie – pewni siebie, zadziorni… Zawsze wiedzieli co powiedzieć i umieli rozbawić towarzystwo. Zazdrościł im tego i jednocześnie cieszył się, że ma takich przyjaciół. Może i mu trochę dokuczali, ale siebie samych też nie oszczędzali, cisnąc sobie wzajemnie przy każdej możliwej okazji.
Peter otarł policzki, pokasłując przez śmiech. Wyprostował się, patrząc, jak James próbuje przycisnąć Syriuszowi zdjętego przed chwilą buta do twarzy. Obaj pruli się przy tym niesamowicie, sprawiając, że cały wagon mógł zakosztować nieco życia obok rzeźni.
Pettigrew obserwował walkę kuzynów, śmiejąc się do siebie cicho.
To wydawało się niemal niewyobrażalne, że udało mu się zaprzyjaźnić z tak niesamowitymi ludźmi jak oni. Dzięki nim on również był rozpoznawalny. Nie był szarą plamą w szkolnym tłumie. Wiedział, że nie pozwolą mu „zginąć” i że może na nich liczyć. Trzeba więc odwdzięczyć się tym samym. Tak. Po powrocie do szkoły musi na poważnie przyłożyć się do animagii. Pomogą mu, a potem wszyscy razem, całą trójką pomogą Remusowi.
Podniósł się z miejsca. Nabrał powietrza, po czym kotłując płuca w straszliwym wrzasku skoczył na miotających się na posadzce Huncwotów, dołączając do walki. Gdzieś z tyłu głowy obiła mu się myśl, że chce aby było tak już zawsze. Właśnie tak jak teraz.
Komentarze:
Cezar Sobota, 19 Lipca, 2014, 00:44
Nie lubię dodawać komentarzy itd na internecie ... Ale na tą stronę natknąłem się już dość dawno, i jako ze mam jakiś taki głód Harrego Pottera ... Czytam tą Księgę ... Nie wiem od kiedy ją prowadzisz ... Ale widząc brak komentarzy ... Pomyślałem ze pomyślisz ze nikt tego nie czyta ... I tu pomyślałem ze muszę napisać ze jest inaczej ... Myślę ze ludzie to czytają ... Czekają na kolejne opowiadania tak jak ja, tylko nie komentują ... Ale serio często tu zaglądam ... I czekam na kolejne wpisy ... Jest wiele takich fanowskich opowiadań ... Ale jednak tylko to do mnie przemawia, a niektóre są wręcz żałosne ... I tak myślę l, ze gdyby ktoś tą księgę przeniósł, np na HPnet ... To zdobyłaby ona o wiele więcej czytelników ... Bo nie oszukujmy się ... Na HPorg ... Żyje tylko Księga Huncwotów pozdrawiam i kimkolwiek jesteś pisz dalej, bo myślę ze nie tylko ja na to czekam ...
Helen Środa, 23 Lipca, 2014, 09:50
Świetne, jak zwykle! Twoje wpisy czyta się z uśmiechem na ustach . Nie trać motywacji do prowadzenia Księgi Huncwotów, bo sprawiasz nią czytelnikom ogromną radochę ;).
Zipi78 Piątek, 01 Sierpnia, 2014, 01:19
Dawno tu nie zaglądałam i cieszę się, że jest notka.
Na poziomie jak zawsze ;)
Kocham Twoich Huncwotów, Remusa szczególnie (w sumie ja zawsze najbardziej lubię Remusa..), Syriusz jest świetny i nawet Petera da się lubić. Czekam oczywiście na nowe rozdziały i życzę weny, oraz (trochę spóźnione noale...) udanych wakacji.
Pisz dalej, bo czekamy!
Zryło mi psychę normalnie bo kocham ten rodzaj ciętego dowcipnie humoru. Zresztą chowanie się po łazienkach w celu ten tegesowania jest zawsze wspaniałym pomysłem na przetrwanie jazdy w pociągu. Moja ścieszona mordka zawsze sama się do siebie śmieje podczas czytania. Zaprawdę powiadam ci pisz dalej bo twoje opowiadanie to najlepszy lek na deprechę jest.
Mayah23 Piątek, 08 Sierpnia, 2014, 01:31
Siemka . Czytam tego bloga już od 2 lub 3 lat. Przyznaje się żengdy wcześniej nie komentowalam ale zawsze czytałam i sledzilam tego bloga. To jest najlepszy blog o huncwotach jaki kiedykolwiek w życiu czytałam. Uzaleznilam się od niego. Kocham huncwotow i tego bloga. Gdy jest mi smutno i czytam sb notki to od razu jestem weselsza. Cieszę się i śmieje razem z nimi przeżywam wszystko. Od tak dawna nie było notki na żadnym blogu którego śledzę że chyba zwarjuje. :'( . Dodaj coś. Ludze to czytają ale nie komentują. Ja jakoś dzisiaj wzięłam się za komentowanie blogow bo już nie mogę tego zniesc. :'(.
Więc powiem tylko jedno .
Proszę WRACAĆ MI TU NATYCHMIAST I DODAĆ KOLEJNA NOTKE !!!!!!!!!!!!!!!!! :3