Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Nowa ksiega Huncwotów!
Księgę prowadzą Huncwoci Syrcia
Do 01`12`2008 Księgę prowadziły Milaj i Marcy
Do 20 lipca 2008 roku Księgę prowadzili Huncwoci:
Lilly Sharlott - James Potter
Karolla - Peter Pettigrew
Melisha - Syriusz Black
The Halfblood Princess - Remus Lupin

[ Powrót ]

Poniedziałek, 11 Sierpnia, 2014, 19:40

80. Wpis osiemdziesiąty.

Mało Petera wyszło. Jakoś zacinam się na tym chłopaku, no. Ciężko o nim pisać, może dlatego, że go cholernie nie lubię i w jakiś dziwny sposób jednocześnie mi go szkoda. Cóż. Dodaję tyle ile wyszło, żeby nie przedłużać.
I witam serdecznie nowe nicki ( zostańcie na zawsze :D ). Wierzcie lub nie, ale namacalny dowód na to, że ktoś czyta twoje wypociny naprawdę pomaga spiąć się i napisać kolejny wpis :)



Niesamowite. Przez ostatnie kilka miesięcy zdążył zapomnieć, że poranki mogą być tak ciche. Nie znosił tego w jakiś sposób. Codziennie rano budził się sam, sam wstawał i schodził na śniadanie. Właściwie to rzadko kiedy natykał się na kogoś z rodziny. Czemu? Nie miał pojęcia. Nawet skrzat domowy zdawał się go unikać. Dziwne przeczucie podpowiadało mu, że szykują coś głupiego, zapewne z nim w roli głównej – przecież miał piętnaście lat, a to jest TEN wiek, kiedy zaczyna się nieszczęsnych nastolatków ze sobą swatać. Podejrzewał, że nie chceli rozmawiać z nim ani przy nim, by niczego się nie domyślił – wtedy mogli by go nagle postawić przed faktem dokonanym. Jakby i tak nie wiedział, co go czeka… Kilkakrotnie sterczał prawie godzinę przed drzewem genealogicznym jego rodziny na ścianie w salonie, zastanawiając się, z kim, u licha, mogliby go ożenić (odkrył przy tym z niedowierzaniem, że Frank Longbottom to jego daleka rodzina, oraz, że ma siostrę!). Właściwie nie było z kim, no. Chyba, że na tym gobelinie nie było wszystkiego. Wydął wargi. Nie miał pojęcia jak wyglądała sytuacja w innych rodzinach, a przy stole na uroczystych, co weekendowych kolacjach nie raz widywał jakieś młode, wykrzywione panny, których rekordem było zjedzenie w ciągu godziny dwóch ziarenek groszku. Bardzo zadziwiające to jednak nie było, biorąc pod uwagę fakt, że przy każdym ruchu takiej nieszczęśnicy zaciśnięty wokół niej gorset wydawał z siebie ostrzegawcze odgłosy. I weź tu z taką, no… Chociaż trzeba przyznać, że jedna z nich zwróciła jego uwagę. Gdyby Remus miał siostrę-bliźniaczkę, pewnie właśnie tak by wyglądała. Ten sam nos, brwi, rysy twarzy, kolor włosów. W buzi różnica była jedynie w barwie oczu i kształcie ust, bo jej były większe i pełniejsze. Parsknął do siebie na wspomnienie lupinowej odpowiedzi, kiedy opisał mu swoje spostrzeżenie w liście – w zwrotnej kopercie była jedynie mała kartka z wielkim, kulfoniastym: „NIEMOŻLIWE!!!” oraz zdjęcie, które musiał sam sobie zrobić, bowiem wyraźnie widać, że z dzikim wytrzeszczem wykrzywia facjatę w skrajnym przerażeniu do obiektywu aparatu, który sam trzyma. Żaden list od przyjaciół go tak nie rozbawił, jak ta szaleńczo ekspresywna wiadomość od Remusa. Nie mógł przestać się śmiać przez kilkanaście minut, a gdy zerkał na zdjęcie, znowu zaczynał rechotać.
Przechylił się, opadając plecami na łóżko. Nudził się. Wakacje trwały już od czterech tygodni. Już i dopiero, można rzec. Z Huncwotami jeszcze nie miał okazji się spotkać – rodzice Jamesa zawinęli go w kufer i wywieźli gdzieś za granicę, a biorąc pod uwagę fakt, że w żadnym liście Rogacz nie uściślił, gdzie jest, to on sam nie wie, w jakim kraju się znajduje. Kolejny mózg. Szarooki zaśmiał się do siebie pod nosem, po czym westchnął. Pettigrew z kolei, obrażony na cały świat oraz ogólnie przybity ostatnimi wydarzeniami, nie odpisywał na listy.
Nudziło mu się. Dzisiaj miała być kolejna kolacja.
Leżał tak dłuższą chwilę, z rękami pod głową i wzrokiem wlepionym bezmyślnie w baldachim. W domu panowała taka cisza, że to było aż dziwne. Był sam? Zmarszczył brwi, podnosząc się. Chwiejąc się lekko przez zawroty głowy, dotarł do drzwi i wyszedł na korytarz. Znieruchomiał, nasłuchując.
Cisza.
- Co jest, no… - mruknął do siebie, po czym ruszył do pokoju Regulusa. Uniósł rękę, żeby zapukać, ale zaniechał tego pomysłu. Uśmiechając się do siebie lekko, powoli chwycił za klamkę, po czym gwałtownie otworzył drzwi, wpadając do środka z rykiem bojowym na ustach i… W ostatniej chwili oparł się o otwarte przed chwilą drzwi, żeby nie upaść. Regulus z popłochem na twarzy odrzucił za siebie jakieś czasopismo, po czym w panice zdarł kotary z łóżka i zasłonił się od pasa w dół. Syriusz powoli się wyprostował, czując się bardzo niepewnie.
- R-regulusie… - bąknął. Zagryzł wargę, żeby się nie roześmiać, a na twarz młodszego z Blacków wpłynął szkarłatny rumieniec.
- Wyjdź! – syknął. – Wyłaź stąd, no!
Łapa skierował wzrok niżej, z zaczerwienionej twarzy młodszego brata na spodnie walające mu się w kostkach.
- Reg – zaczął ponownie, po czym wziął głębszy wdech. – Na przyszłość zamknij drzwi od środka, co? Mniejsze ryzyko, że ktoś cię złapie na zabawianiu się ze sobą… - Ponownie parsknął. Zamknął za sobą drzwi, podchodząc bliżej.
- Powiedziałem, żebyś… - zaczął młodszy drżącym głosem, ale Syriusz machnął ręką.
- Daj spokój – mruknął, sięgając za brata i chwytając gazetę. – Ohoho… - wyrwało mu się, kiedy przerzucił ją na szybko, przeglądając zawartość trzymanego Playboya. Wygiął wargi w pełną uznania podkówkę, kiwając głową. – To ojca?
Regulus skinął głową, zaciskając pięści na kolanach. Szarooki patrzył na niego chwilę, po czym zaśmiał się szczekliwie.
- Pożyczę sobie później! – oświadczył radośnie, po czym ruszył do wyjścia. – I zamknij drzwi, serio. Jeszcze by tylko tego brakowało, żeby to matka cię na trzepaniu przyłapała…
Gdy drzwi zamknęły się za Syriuszem, Regulus ukrył twarz w dłoniach.
- Merlinie… - szepnął.

* * *

I should have reconsidered all those things I said I'd do
so now I'm changing all those changes
that I made when I left you


Remus westchnął ciężko przez nos. Jak on nienawidził lata. Obrócił powoli głowę w stronę włączonego radia, leżąc plackiem na terakocie w kuchni. Zmarszczył nos, kiedy dało się słyszeć, że w kominku nagle buchnął ogień. Z płomieni wymaszerował jego ojciec, który znowu zapomniał dokumentów do pracy, więc musiał się wrócić już po pół godzinie od wyjścia z domu. Otrzepał pobieżnie szatę. Przeczesał niedbale krótkie, ciemnobrązowe włosy i ruszył szybkim krokiem do kuchni, zatrzymując się jednak jak wryty w przejściu.
- Synu, co ty robisz?... – zapytał niepewnie, widząc rozciągniętego na kafelkach w samych spodenkach piętnastolatka.
- Umieram – odparł chrapliwie. – A ta podłoga to jedyna przyjemność, która mi została w moim ciężkim, sprażonym letnim słońcem życiu.
Twarz Jona drgnęła w powstrzymywanym śmiechu.
- Dramatyzujesz – oświadczył i dał długi krok do przodu, przechodząc nad Lunatykiem do szafek.
- Nie no, jasne. Jak zwykle. Ja całe życie dramatyzuję. Najlepiej, kurde, powiedzieć, że dramatyzuję… Kogo obchodzą uczucia jakiegoś tam porzuconego na zimnej podłodze futrzaka?
Mężczyzna wyciągnął z kredensu jakieś pudełko, po czym zmierzył Remusa spojrzeniem.
- Jeśli chcesz psa, to po prostu powiedz – oświadczył powoli i powtórzył manewr przesadnie długiego kroku.
- Ja nie chcę psa, ja chcę żeby była temperatura na świecie znośna! Na co to komu?! – zawył.
- Jak jest ci tak gorąco, to weź zimny prysznic.
- Masz mnie za debila, ojcze? – zapytał niskim głosem. John parsknął jedynie w odpowiedzi. – Próbowałem.
- Nie mogę ci pomóc – powiedział, grzebiąc przy gzymsie kominka. – Gdzie jest ten proszek?...
- Na stole jest.
- W ogóle gdzie dzieci?
- Z mamą. – Przetoczył się powoli na brzuch, na nieogrzaną ciałem część podłogi i jęknął cicho. – Orgazmiczne doznanie – szepnął do siebie.
- Nie pytałem z kim, tylko gdzie – westchnął. Podrapał się po głowie, podchodząc szybko do komody pod ścianą. Otworzył środkową szufladę i zaczął w niej namiętnie grzebać, poszukując potrzebnej mu teczki.
- Zostaw tak podchwytliwe pytania aurorom i zajmij się swoimi boginami, Lupin – powiedział bezlitośnie do podłogi i rozpłaszczył na niej nos. Jakby się tak zastanowić, to w sumie chyba właśnie po ojcu miał swoje ciągoty do obrony przed czarną magią. Bywa i tak.
John zacisnął wargi, kręcąc lekko głową.
- Nie pyskuj, chłopcze. – W jego rozbawionym głosie nie było słychać jednak cienia złości. Wydał z siebie pełen samozadowolenia odgłos, kiedy znalazł poszukiwany przedmiot, po czym chwycił garść proszku Fiuu. – Jak ci się nudzi to zaproś któregoś z waszej piekielnej czwórki, albo wybierz się sam do któregoś.
- Nie mogę – odparł cierpiętniczo. – Jamesa wywieźli z kraju i ta bezmózga buła sama nie wie, gdzie jest, u Petera jest małe dziecko, przy czym on sam nie chce ruszyć dupska z domu, a burrito cierpienia o imieniu Syriusz… Nie wiem czy da radę się wymknąć, a ja tam nie pojadę. Co zrobię jak będę musiał się czegoś napić? Tam wszystkie naczynia ze srebra są!
Starszy z obecnych Lupinów zacisnął wargi, nie wiedząc co powiedzieć. Po chwili wzruszył ramionami.
- Wracam. Nie rób głupot.
Remus usłyszał jeszcze, jak mówi kominkowi, że chce udać się do Ministerstwa, syk ognia, odgłos zasysania i znów słychać było tylko radio.
- W sumie ten pies to nie byłby taki zły pomysł – mruknął po dziesięciu minutach leżenia w milczeniu. Pies nie porzuciłby go samego na tym okrutnym świecie. Trzeba by jeszcze pogadać o tym z matką… Ale ona nie powinna robić problemów. Ale czy on sam jest gotowy wziąć to na siebie? To spora odpowiedzialność, jakby nie patrzeć. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jest leniwą bułą, której na pewno nie chciałoby się wstawać rano, żeby wyprowadzić futrzaka na poranną, dymiącą kupkę. Skrzywił się do siebie, gdy ta myśl zawitała jego w głowie, po czym parsknął śmiechem. To jak Potter i Black wypaczyli mu mózg było w jakiś sposób przerażające. A jeszcze straszniejsze było to, że nie mógł nic z tym zrobić i był skazany na nich jeszcze przez przynajmniej trzy lata. Trzy lata! To szmat czasu i mnóstwo neuronów do zmolestowania i zgwałcenia! Czym on sobie zasłużył na takie traktowanie, u licha?... Ponownie przekręcił się na plecy. Było mu cholernie gorąco. Jak Black może lubić takie temperatury? Wszystko przez niego, na pewno. On sobie zamówił ten nieziemski skwar, który lał się z nieba. Tylko dlaczego przez tego pypcia on, Remus, musiał zdychać z gorąca wręcz setki kilometrów od zimnej rezydencji jegomościów Blacków? Nie fair. W cholerę nie fair! A co straszniejsze, z tym też nic nie mógł zrobić. Jak on NIC nie mógł zrobić ze swoim życiem! To też było przerażające. Fuknął na siebie w myślach, każąc sobie przestać myśleć o rzeczach, które były według niego przerażające. Jeszcze wywoła u siebie jakieś stany lękowe i manie prześladowcze, a to byłoby… Przerażające.

* * *

James wyjrzał przez okno pokoiku, w którym siedział. Pomieszczenie utrzymane było w brązach i szarościach, co w gruncie rzeczy nie wyglądało źle i sprawiało, że było dość przytulnie. Ale z drugiej strony co on, baba jakaś, żeby się wystrojem wnętrz przejmować? Jedyne wnętrze jakie go obchodziły, to serca Evans, torby Smarka (idealne do podrzucania łajnobomb) oraz puszki z pastą do polerowania miotły – żeby się nagle nie skończyła i była dobrej jakości. To ważne. Właśnie, Evans. Czemu by do niej nie napisać? Na pewno się ucieszy, gdy w tym swoim szarym, mugolskim – James słyszał, że w rodzinie rudej nie było żadnego czarodzieja, co musiało być przygnębiające – świecie dostanie jakąś wiadomość ze świata magii, do którego tak naprawdę należała. Tak, to znakomity pomysł! Wpatrywał się jeszcze chwilę w widok za oknem, który przedstawiał mu w gruncie rzeczy las i jakieś góry w tle. Podniósł się i poczłapał do swojego kufra, w który spakował się, jadąc tutaj z rodzicami; a właściwie w który spakował go jego domowy skrzat. Tak, Potterowie również mieli domowego skrzata. Było to starsze już stworzenie z wielkimi, grubymi, siwymi brwiami i o zabawnym, małym nosku. Nosił śmieszny, mały garniturek, był bardzo przywiązany do dobrze go traktujących właścicieli i miał na imię Gafon – co sprawiło, że gdy Remus to usłyszał, dostał napadu dzikiego, charcząco-chrumiąco-siorbiącego śmiechu. Tak to już jest, gdy ktoś nie wie jak to jest mieć domowego skrzata o imieniu Gafon.


Najdroższa memu sercu, jedyna w całej galaktyce Lily Evans!
Zanim wyrzucisz ten list, rad wielce byłbym, gdybyś raczyła obiec go do końca swymi oczami niczym świeża, wiosenna trawa, po której zapewne w słoneczne poranki stąpasz boso jak nimfa albo inna driada!
Mam nadzieję, że wakacje Ci się podobają i nawet jeśli nie jesteś w jakimś szalonym miejscu to dobrze się bawisz i nie jest ci smutno, bo wiesz… Jak by ci było smutno albo samotno, to daj znać, nie? Przybędę niezwłocznie by rozwiać twe smutki, jakom James Potter! Powiem szczerze, że ja osobiście nie wiem, gdzie jestem. Gafon mnie spakował kiedy spałem, a rodzice zwlekli o nieludzkiej porze i wrzucili w jakieś dziwne środki transportu, a kiedy się obudziłem, to ludzie wokół szwargolili w jakimś nieznanym mi języku! Więc nie wiem, gdzie jestem, ale gdy będziesz mnie potrzebować, to przybędę najszybciej jak tylko mogę!
Piszę do ciebie, bo pomyślałem sobie, że będzie Ci miło, gdy dostaniesz jakieś listy od ludzi z Hogwartu – nie wiem, czy Twoje przyjaciółki do Ciebie piszą, ale od czego jestem niezastąpiony ja?
O, właśnie. Uprzedzę Twoje pytanie i od razu wyjaśnię, kim jest Gafon (ale wątpię, byś przysłała mi wyjca z tym zapytaniem, jak to inteligentnie zrobił Lunatyk – wyobraź sobie być obudzoną przez wyjca o świcie przez tego gumochłona pryszczatego!), bo jak sądzę, nie wiesz. Gafon to domowy skrzat mojej rodziny. Skrzaty to takie śmieszne, zielone karzełki będące na służbie u swoich panów. Lubię Gafona, jest bardzo miły.
Ale z pewnością nie chcesz czytać o Gafonie, najdroższa!
W sumie nie wiem, o czym mógłbym pisać. Znając Ciebie, zapewne nie jesteś zainteresowana moim życiem i przygodami, więc może na teraz skończę swe dzieło. Chciałem Ci sprawić przyjemność, a nie zanudzić ględzeniem stetryczałego skostnielca Jamesa Pottera.
Więc jeśli jeszcze to czytasz, to ponownie życzę Ci udanych wakacji i mam nadzieję, że się nie nudzisz! Jakby Ci ktoś dokuczał to daj znać, jak tam wpadnę to od razu dadzą Ci spokój, Liluś!
Na razie jednak przekazuję list do Ciebie Pierdowi i już nie przedłużam.

Twój tajemniczy wielbiciel

PS. Dobra, jestem mózgiem. Już prawie wysłałem i właśnie się zorientowałem, że „tajemniczy wielbiciel” to ściema, przecież napisałem w liście swoje nazwisko! Evans, Evans, co ty ze mną robisz?


Wyprostował się, patrząc na list. Przeczytał go kilka razy, nie zdając sobie sprawy z tego, że namiętnie grzebie przy tym we włosach, strosząc je jeszcze bardziej. Dobra. List jest naprawdę świetny. Na pewno się jej spodoba, bo czemu miałoby nie? Odwrócił głowę, by spojrzeć na zegarek. Dochodziła ósma. Wytrzeszczył oczy znad okularów. Coooo?! To on tak wcześnie wstał?! Owszem, jak się podnosił to było rzeczywiście podejrzanie ciemno, ale po prostu uznał, że to już wieczór. No i nie zauważył, że zrobiło się już jasno. Wzdrygnął się, słysząc za drzwiami kroki, które wyraźnie zbliżały się w stronę jego pokoju. Złożył zapisany pergamin i chwycił leżącą nieopodal w płaskim pudełku żółtawą, pergaminową kopertę. Zapakował list i zapalił zieloną świeczkę, chcąc wyprodukować sobie trochę ciekłego wosku. Musiał przecież jakoś zakleić swoją przesyłkę.
Powoli naciskana klamka zgrzytnęła cicho, a po chwili w pokoju pojawiła się potargana głowa Charlusa Pottera, który wytrzeszczył oczy.
- To ty nie śpisz? – wprosił się bez pytania do środka i podszedł do syna, zamaszystym gestem kładąc mu dłoń na głowie z klapnięciem w tle. Patrzył chwilę na zapaloną świeczkę. – To do ciebie niepodobne, żeby tak wcześnie wstawać… Nie mogłeś spać? Wszystko w porządku? Jesteś może chory? – Przesunął dłoń z czubka głowy Jamesa na jego czoło. – Nie no, nie masz gorączki… A kim jest Lily? Może dziś wieczorem napijesz się ciepłego mleka, to ci pomoże zasnąć… A może ci poczytam bajeczkę, hmmm? – Pochylił się, obejmując nastolatka za szyję, zaczynając go przyduszać i czochrać. Rogacz zaczął się wić i furczeć w proteście, zaśmiewając przy tym po swojemu. Opędził się w końcu od ojcowskich macek.
- Bym wosk rozlał przez ciebie! – warknął ze śmiechem.
Charlus wyprostował się, opuszczając luźno ramiona i robiąc dziwną minę. Po chwili milczenia i wpatrywania się w siebie, nabrał powietrza.
- Nie wiedziałem, że mam córkę – oświadczył.
James jęknął i zamachnął się, ale mężczyzna uskoczył, wykrzywiając się w rozbawionym, złośliwym uśmieszku.
- Nie do rwania włosów! – krzyknął. – Muszę zapieczętować list, jakbyś nie zauważył. Jak mogłeś nie zauważyć? Niby okulary nosi, a ślepy jak ślepiec, no!
Charlus uniósł brew.
- Widzę przecież, że wysyłasz list do jakiejś Lily. Kim jest Lily? – Przysunął się i konspiracyjnie trącił syna łokciem. – To twoja dziewczyna?... – szepnął. James wyprężył się jak struna, przybierając pełen zadowolenia wyraz twarzy.
- Można tak powiedzieć, pfheh. Tak. Jeszcze nie moja, ale moja. Wiesz o co chodzi, nie? Na pewno wiesz. Tak. – Stwierdzając, że zaczyna się plątać w zeznaniach, czując (o zgrozo) podejrzane uczucie gorąca na twarzy, pochylił się niepotrzebnie nisko nad kopertą i pieczołowicie ją zapieczętował. Podmuchał ostrożnie i wstał. – PIERDZIE! – ryknął na cały budynek. – Widziałeś może mojego Pierda? – zwrócił się do ojca, patrząc na niego w drzwiach. Mężczyzna wyprostował się, krzyżując ramiona na piersi i pocierając palcami twarz z lekkim zarostem.
- O ile mi wiadomo, pierdy są niewidoczne…
James wywrócił oczami i wyszedł z pokoju. Z kim on musi żyć?
Miał nadzieję, że Lily ucieszy się z listu. Nie powinna się przecież złościć, jak tylko do niej napisze, prawda?

* * *

Im dłużej na niego patrzył, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że nienawidzi mugoli. Do cholery, jego matka jest przecież czarownicą, a tak po prostu związała się z mugolem! Co jest, no? Tak się nie robi. Mugole powinni wiązać się z mugolami, czarodzieje z czarodziejami – czego tu można nie rozumieć? Czemu Syriusz tak się pieni, gdy słyszy takie rzeczy? Sama prawda przecież. Nie po to istnieje Ministerstwo Magii, które sobie żyły wypruwa, by zachować istnienie czarodziejów w tajemnicy, żeby się nagle z tymi mugolakami mieszać!
A na tego dzieciaka nie mógł patrzeć. Dziewczynka była bardzo podobna do tego przeklętego mugola. Może nawet nie będzie mieć mocy, kto wie.
Przekręcił się na plecy, podkładając ręce pod głowę. Leżał na swoim łóżku, wzdychając. Wkurzało go wszystko. Był dodatkowo jeszcze zły na siebie, bo znowu trochę przytył, więc jednocześnie spadały szanse, że Berta do niego wróci. I ludzie tym bardziej będą się śmiać jak to zwykle wszyscy śmieją się z grubszych osób. Niby Huncwoci starali się z tym zawsze coś robić, co przeważnie kończyło się utratą punktów (nauczycielom i prefektom nigdy nie podobały się kłótnie oraz określenia, których używali Syriusz i James, oraz powoli coraz częściej również Remus). Miał tego dość. Dlaczego wszyscy śmiali się akurat z niego? Nauczyciele też patrzyli jakoś… Z politowaniem.
Miał dość.
Tego domu, matki, tego frajera i niechcianego gnojka. Musiał wyjść z domu, tylko gdzie? Było za gorąco żeby się gdziekolwiek włóczyć, poza tym przeprowadzili się do mieszkania tego mugolaka i nie znał okolicy.
Pomimo upału postanowił wyjść. Podniósł się z łóżka i w końcu przebrał z piżamy; naciągnął na siebie jasną koszulkę i spodnie nieco za kolana. Odwiedzi Lunatyka. Powinien być w domu, nie miał żadnych szalenie kreatywnych planów na wakacje.
Po drodze do wyjścia wstąpił do łazienki, by przepłukać twarz zimną wodą. Popatrzył na swoje odbicie w lustrze. Skóra na twarzy błyszczała mu się dziwnie, szczególnie intensywnie na nieco przydużym nosie. Zmarszczył brwi, widząc, że jak zwykle przez niedomknięte wargi widać mu było duże, lekko krzywe jedynki. Cholera, czemu one tak rosną do przodu, no… Nacisnął je mocno palcem bez większego celu i podrapał się po głowie, przekrzywiając niewielką kitkę, którą udało mu się wiązać z zapuszczanych ostatnimi czasy włosów. W dłuższych wyglądał nieco lepiej. Pojedzie do Remusa Błędnym Rycerzem.

* * *

Dochodziła siedemnasta. Petunia Evans siedziała przy stole w kuchni, malując paznokcie. Jej półdługie, blond włosy opadały nieznośnie na nieco zbyt szczupłą i trochę zbyt końską twarz, więc raz po raz z fuknięciem niezadowolenia odrzucała je na plecy. Uśmiechnęła się do siebie z wyższością. Tak. Właśnie tym powinna zajmować się NORMALNA, ZWYCZAJNA nastoletnia dziewczyna, a nie tak jak ta jej pożal się Boże… siostra… Która jak Petunia – przypadkiem, oczywiście – widziała, że właśnie siedziała na swoim łóżku i czytała jakąś dużą, grubą księgę w dziwnej, twardej oprawie i z jeszcze dziwniejszymi kartkami. Pewnie czytała te bzdury z JEJ dziwnego i bzdurnego jak ta książka świata. Skrzywiła się do siebie, gdy po raz nie wiadomo już, który przypomniało się jej, jak za każdym przeklętym razem wraca do domu z kieszeniami pełnymi żabiego skrzeku – po co w ogóle?! – oraz jak słyszy zza ściany, jak ten dziwoląg czyta na głos te wszystkie dziwne rzeczy ze swoich podejrzanych ksiąg. W dodatku jeszcze ten przeklęty chłopak od Snape’ów, który przyczepił się do nich kilka lat temu na placu zabaw ZNOWU u niej był! Przypadkiem, jak zwykle – nie jej wina przecież, że oni się tak wydzierają przy tym – słyszała, że rozmawiają o czymś, co brzmiało jak jakiś przepis.
Podniosła wzrok i wyciągnęła przed siebie dłoń, by spojrzeć na swoje dzieło. Nieco zbyt długie, czerwone paznokcie prezentowały się świetnie. Wyrwał się jej zduszony okrzyk, brzmiący jak przyduszany, nadepnięty kurczak. Na oknie kuchni, na zewnętrznym parapecie siedziała… SOWA. Najprawdziwsza w świecie, brązowa sowa! Gapiła się na Petunię wielkimi oczami jakby wyczekująco.
Zamarła. Co robić? Wołać to dziwadło z góry? Ale wtedy przyjdzie też ten cały pałąkowaty, tłustowłosy Snape. Po co ta sowa tu przyleciała? Petunia uniosła brwi.
Sowa. W JEJ świecie sowy przynoszą LISTY. A więc jakiś inny dziwak do niej napisał. Albo przysłał coś dziwnego.
Podniosła się, cicho odsuwając krzesło. Powoli podeszła do okna i otworzyła je, a zwierzę wskoczyło do środka i przycupnęło na blacie, stukając pazurami. Petunia przycisnęła ręce do boków, odsuwając się nie do końca świadomie. Ale ptak strzepnął swoje imponujące, brązowo-kremowe upierzenie – dziewczyna musiała przyznać, że sowa była naprawdę piękna – i wyciągnęło nóżkę z przywiązanym do niej listem. Patrzył wyczekująco na stojącą przed nim blondynkę, do której dopiero po chwili dotarło, że ta sowa na pewno chce, aby przesyłka została natychmiast odebrana.
- Nie dziob mnie – powiedziała ściśniętym głosem i zacisnęła usta. Owszem, widziała już jak ONA odbiera wiadomości od tychże ptaków i nigdy jej nie podziobały. Nie uspokajało jej to jednak, bowiem wszystko co było związane z NIĄ i jej… światem… Było niepokojące. Po nieznośnie się ciągnących minutach Petunii udało się jednak odebrać list i poczuła coś na kształt dumy. Właśnie odebrała czarodziejską przesyłkę. Sama! Wyprostowała się, wyciągając nienaturalnie długą szyję i nawet odważyła się poklepać sowę po pięknych, miękkich piórach, nim ponownie otworzyła okno i zwierzę posłusznie odleciało, trzepocząc skrzydłami. Popatrzyła na trzymaną, grubą kopertę i ściągnęła brwi. O czym mogą pisać dziwadła tego pokroju? Obejrzała się szybko, by sprawdzić, czy tamte dwa dziwolągi nadal są poza polem widzenia i drżącymi palcami oderwała woskową pieczęć na kopercie. To był list. List od jakiegoś chłopaka!
Petunia aż usiadła, chciwie studiując wzrokiem kolejne linijki krzaczkowatego pisma.
Jakiś chłopak ZAKOCHAŁ się w jej SIOSTRZE. W tym rudym, czarownicowym dziwadle! Evans aż pokręciła jasnowłosą głową, nie wierząc temu, co widzi. Już pomijając fakt, że również jest magicznym dziwadłem, to jak okropnym i beznadziejnym chłopcem musi być ten cały… Potter?
- Petunia! – krzyknęła zza pleców blondynki rudowłosa czarownica. – Oddaj to!
Gryfonka dobrze wiedziała, czyj list znajdował się w kościstych rękach Petunii; nie ma nikogo, kto wysyłałby jej starszej siostrze-mugolce listy w pergaminowych kopertach.
Starsza Evansówna wstała, odsuwając ze zgrzytem krzesło i wykrzywiła się, widząc stojącego w progu Snape’a.
- Co on tu robi? – zaskrzeczała.
- Nie twój interes – warknęła, podchodząc szybkim krokiem. – Oddawaj to! To MÓJ list, kto ci do diabła pozwolił go czytać?! – Wyrwała pergamin z zaciśniętej ręki, nadrywając go. - Mam dość twojego pieprzonego wścibstwa! To już szczyt wszystkiego normalnie! Żeby czytać MOJE listy?! Co cię interesuje co w nich jest?! Przecież jestem DZIWOLĄGIEM, nie?! Mój świat jest CHORY i NIENORMALNY, więc do ciężkiej cholery, dlaczego tak węszysz wokół tematu?! – darła się.
- Dla twojej wiadomości, ten list… - zaczęła podniesionym tonem Petunia wyciągając się, ale Lily przerwała jej jeszcze głośniej:
- NIE PRÓBUJ MI WMAWIAĆ, ŻE PRZYSZEDŁ OTWARTY, TY PRZEKLĘTA, KŁAMLIWA, WŚCIBSKA KROWO!!! – Trzasnęła pięścią w stół, po czym odwróciła się gwałtownie, przez co jej kasztanowe włosy upięte w kucyk chlasnęły wyższą nastolatkę po twarzy i szybkim, dudniącym krokiem opuściła kuchnię, chwytając Severusa za ramię. – Chodź stąd, Sev!
Snape nie śmiał wyrażać najmniejszych oznak sprzeciwu, choć sam miał ochotę dodać coś od siebie na temat blondynki. Nie chciał jednak jeszcze bardziej denerwować Lily – miała już wystarczająco duże utrapienie z tą jej siostrą. Cicho zamknął za sobą drzwi od jej pokoju, po czym oparł się o nie i patrzył, jak dziewczyna krąży wściekle po pokoju.
- Szczyt normalnie – prychnęła i zatrzymała się gwałtownie. Strzepnęła ściskany pergamin i rozprostowała go. Skrzywiła się po pierwszej linijce. Nabrała ciężko powietrza, a w następnej chwili na ulicy dało się usłyszeć:
- TEN! PRZEKLĘTY! POTTER!!!
Zmięła go w kulkę i cisnęła w najdalszy kąt pokoju.
- Nawet w wakacje nie daje mi spokoju!
- Lily, nie myśl o tym skretyniałym trollu, naprawdę – powiedział szybko Snape. – On nie jest wart twojej uwagi…
Opadła gwałtownie na łóżko, aż jęknęło i ukryła twarz w dłoniach. Westchnęła ciężko, chcąc się uspokoić.
- Czego on ode mnie chce? – zapytała głosem stłumionym przez ręce. – Weź mi to streść.
Skrzywił się, ale posłusznie odnalazł zmaltretowaną kulkę i rozwinął ją. Wraz z każdą linijką jego brwi unosiły się coraz wyżej, a głowa sama kręciła się w niedowierzaniu. Czy Potter naprawdę mógł być aż tak głupi i zadufany w sobie?

* * *

Syriusz stał przed lustrem, przyglądając się sobie. Przydługie, niemal sięgające ramion, jednak wciąż schludnie przycięte włosy miał lekko zaczesane do tyłu. Powoli poprawił wiązanie krawata pod szyją, którą nieco obcierał mu krótki, podniesiony kołnierzyk. Jak on nienawidził takich koszul… Odetchnął ciężko przez nos, siląc się na spokój. Już i tak było mu za ciepło, nie musiał sobie jeszcze dokładać fal gorąca od złości. Pociągnął dwoma palcami kremową kamizelkę, po czym żółwimi ruchami naciągnął na siebie jeszcze ciemną marynarkę i wierzchnią szatę.
Naprawdę nienawidził tych całych uroczystych kolacji, w których tak lubowała się jego rodzina. Nie specjalnie przepadał za ubieraniem się w wyjściowe stroje.
Potarł palcami podbródek, nie przestając mierzyć się wzrokiem. Pokręcił się chwilę, oglądając ze wszystkich stron i westchnął ciężko. Poruszył palcami w pantoflach, które miał nieszczęście nosić dziś wieczór. Gapił się jeszcze chwilę martwym wzrokiem w swoje odbicie, nim powoli ruszył do drzwi. Dość zabawnym, według starszego z rodzeństwa, zbiegiem okoliczności, w tym samym czasie na korytarz postanowił wyjść również Regulus, odziany bardzo podobnie jak on – z tą tylko różnicą, że ubrania Syriusza utrzymane były w czerni, a młodszego w bardzo ciemnej zieleni.
- Wyglądam jak pała, Reg – oświadczył bez wstępów szarooki.
Cienkie, ciemne brwi niższego bruneta podjechały nieco wyżej.
- Dobrze, że ja nie. – Nim Syriusz zdążył wyrazić swoje zdumienie odnośnie niespodziewanego buntu, Regulus dokończył myśl. – Nie znoszę tego odcienia zieleni.
Wciąż jeszcze niedoszły animag zacisnął wargi w wymownym geście i machnął ręką.
- A idź, babolu – mruknął pod nosem, po czym odwrócił się i ruszył na dół, machinalnie chwytając się za brzegi jasnej kamizelki. Po chwili młodszy zrównał z nim krok, więc razem stanęli w drzwiach salonu.
Walburga odwróciła się, widząc, że jej mąż skierował uwagę na wejście.
- Jesteście – powiedziała, na co Syriusz zmusił się do nie wywrócenia oczami. Nie znosił, gdy ktoś tak poważnie wypowiadał boleśnie oczywiste rzeczy. Skinął jedynie głową, postanawiając nie podskakiwać. Nie miał ochoty na kłótnie, dawno nie miał w rodzinnym domu takiego spokoju. Obok jego matki stanął górujący nad nią wzrostem o ponad głowę Orion, mierząc synów poważnym wzrokiem.
- W końcu wyglądasz jak człowiek, Syriuszu – oświadczył nieco zbyt donośnym głosem.
- Nie mogę się nie zgodzić – odparł na to. – Ale w mugolskich ubraniach mi chyba jednak wygodniej. Niemniej jednak, zgadzam się całkowicie, że ten strój bardziej przystoi komuś naszego pokroju. – Skłonił lekko głowę, co ostatecznie powstrzymało Oriona od wyrażenia niezadowolenia wobec wyznania swojego pierworodnego odnośnie preferencji ubioru, mimo iż dobrze wiedział, że zdanie to znaczyło tyle, co: „Weź wyjdź…” Młody Gryfon nie czekał na dalszy rozwój konwersacji, ruszając na przód i wymijając rodziców. Rozejrzał się powoli. Znajdowali się w salonie, w którym na ścianach widniał gobelin z drzewem genealogicznym. Poważnie mieli tutaj jeść kolację? Zerknął przelotnie na uwijającego się przy dużym, ciężkim stole z ciemnego drewna małego, chudego i zielonkawego Stworka. Szarooki zatrzymał się przy fortepianie stojącym w kącie dość blisko okna i wlepił w niego spojrzenie, nim powoli opadł na obitą u góry ciemnogranatowym materiałem ławeczkę. Może i nie znosił wymysłów rodziny odnośnie edukacji – na co komu łacina, etykieta i reszta tych bzdur? – jednak za nauczenie go gry na tym instrumencie gdy był mały, naprawdę był wdzięczny. Uwielbiał ten moment, kiedy kładł dłonie na klawiszach, a spod palców swobodnie wypływały kojące serce i uszy melodie. Uwielbiał „Dla Elizy”. Tego utworu nauczył się najszybciej i najprzyjemniej mu się go grało. Wbrew dziwnej, niemal martwej aurze, która zawsze panowała w tym domu melodia była jakby subtelnie skoczna, żywa i pełna energii. Wypełniała go spokojem i jakąś taką słodyczą ilekroć ją odtwarzał. Tak było i tym razem – dla zabicia czasu pozostałego do tej całej kolacji postanowił to właśnie zagrać. Zmienił jednak zdanie i przejrzał pierwszy z brzegu czarny notes z nutami leżący na ławeczce obok. „Bach”. Parsknął do siebie cicho. Po prostu nie był w stanie zapamiętać, jak to tak właściwie zawsze nazywała ta kobiecina od lekcji muzyki. Zatrzymał się mniej więcej na środku, gdzie zaczynały się nuty do niejakiego, jak głosił wypisany wąskim, ciasnym pismem: „Italian Concerto”. Dobra, czemu nie. Ten kawałek też lubił.

Komentarze:


Carli
Niedziela, 28 Września, 2014, 18:45

buy tadalafil link typically used propecia online

 


Mande
Niedziela, 28 Września, 2014, 18:46

firmer than screaming children best deal on cialis works much

 


Trudy
Niedziela, 28 Września, 2014, 18:47

here drive watchful car insurance quotes viagra or cialis online

 


Gerry
Niedziela, 28 Września, 2014, 19:04

auction retirees health insurance much short massachusetts auto insurance premiums generic viagra

 


Digger
Niedziela, 28 Września, 2014, 20:25

real marriages compare car insurance too included various indigenous

 


Johnetta
Niedziela, 28 Września, 2014, 20:56

plan affordable health insurance family lost time Cialis Tablets baja car insurance

 


Lisa
Niedziela, 28 Września, 2014, 22:16

involve quite replaced common reasons especially because

 


Rangle
Niedziela, 28 Września, 2014, 22:35

assessed taking trouble controlling make extra coronary vasodilators been rebuilt

 


Lark
Niedziela, 28 Września, 2014, 22:50

compare insurance rates onsite caravan insurance Reiner Quotes Cialis Tablets common sense-to

 


Alla
Poniedziałek, 29 Września, 2014, 00:46

charges hence early aiming life insurance quotes put signs click here

 


Jacie
Poniedziałek, 29 Września, 2014, 01:40

receive great likely know than single how to buy cialis online

 


Lavonn
Poniedziałek, 29 Września, 2014, 01:44

viagra generic cialis usa low priority cross-reference multiple approach before

 


Mildred
Poniedziałek, 29 Września, 2014, 03:57

Reiner Quotes link individual health insurance viagra online inhibit some

 


Marylada
Poniedziałek, 29 Września, 2014, 04:00

seek help hunters propecia online car insurance health insurance online

 


Lefty
Poniedziałek, 29 Września, 2014, 04:27

mishaps like generic cialis online mobile difficulties gaining

 


Caroline
Poniedziałek, 29 Września, 2014, 04:58

nevada points insurance car quotes normal person conference thursday offer payments

 


Adele
Poniedziałek, 29 Września, 2014, 08:08

fb0 record propecia generic name schedule permits link individual health insurance

 


Doll
Poniedziałek, 29 Września, 2014, 08:45

australia car insurance comparisons just generic viagra home insurance COVERAGE

 


Trixie
Poniedziałek, 29 Września, 2014, 09:08

NJ car insurance College Vault sex existing impotence

 


Dora
Poniedziałek, 29 Września, 2014, 10:11

historically used coronary vasodilators significantly larger car insurance quotes College Vault

« 1 12 13 14 15 16 17 18 »

Twój komentarz:
Nick: E-mail lub strona www:  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki