Nowa ksiega Huncwot�w! Księgę prowadzą Huncwoci Syrcia Do 01`12`2008 Księgę prowadziły Milaj i Marcy
Do 20 lipca 2008 roku Księgę prowadzili Huncwoci:
Lilly Sharlott - James Potter
Karolla - Peter Pettigrew
Melisha - Syriusz Black
The Halfblood Princess - Remus Lupin
Ma�o Petera wysz�o. Jako� zacinam si� na tym ch�opaku, no. Ci�ko o nim pisa�, mo�e dlatego, �e go cholernie nie lubi� i w jaki� dziwny spos�b jednocze�nie mi go szkoda. C�. Dodaj� tyle ile wysz�o, �eby nie przed�u�a�.
I witam serdecznie nowe nicki ( zosta�cie na zawsze ). Wierzcie lub nie, ale namacalny dow�d na to, �e kto� czyta twoje wypociny naprawd� pomaga spi�� si� i napisa� kolejny wpis
Niesamowite. Przez ostatnie kilka miesi�cy zd��y� zapomnie�, �e poranki mog� by� tak ciche. Nie znosi� tego w jaki� spos�b. Codziennie rano budzi� si� sam, sam wstawa� i schodzi� na �niadanie. W�a�ciwie to rzadko kiedy natyka� si� na kogo� z rodziny. Czemu? Nie mia� poj�cia. Nawet skrzat domowy zdawa� si� go unika�. Dziwne przeczucie podpowiada�o mu, �e szykuj� co� g�upiego, zapewne z nim w roli g��wnej – przecie� mia� pi�tna�cie lat, a to jest TEN wiek, kiedy zaczyna si� nieszcz�snych nastolatk�w ze sob� swata�. Podejrzewa�, �e nie chceli rozmawia� z nim ani przy nim, by niczego si� nie domy�li� – wtedy mogli by go nagle postawi� przed faktem dokonanym. Jakby i tak nie wiedzia�, co go czeka… Kilkakrotnie stercza� prawie godzin� przed drzewem genealogicznym jego rodziny na �cianie w salonie, zastanawiaj�c si�, z kim, u licha, mogliby go o�eni� (odkry� przy tym z niedowierzaniem, �e Frank Longbottom to jego daleka rodzina, oraz, �e ma siostr�!). W�a�ciwie nie by�o z kim, no. Chyba, �e na tym gobelinie nie by�o wszystkiego. Wyd�� wargi. Nie mia� poj�cia jak wygl�da�a sytuacja w innych rodzinach, a przy stole na uroczystych, co weekendowych kolacjach nie raz widywa� jakie� m�ode, wykrzywione panny, kt�rych rekordem by�o zjedzenie w ci�gu godziny dw�ch ziarenek groszku. Bardzo zadziwiaj�ce to jednak nie by�o, bior�c pod uwag� fakt, �e przy ka�dym ruchu takiej nieszcz�nicy zaci�ni�ty wok� niej gorset wydawa� z siebie ostrzegawcze odg�osy. I we� tu z tak�, no… Chocia� trzeba przyzna�, �e jedna z nich zwr�ci�a jego uwag�. Gdyby Remus mia� siostr�-bli�niaczk�, pewnie w�a�nie tak by wygl�da�a. Ten sam nos, brwi, rysy twarzy, kolor w�os�w. W buzi r�nica by�a jedynie w barwie oczu i kszta�cie ust, bo jej by�y wi�ksze i pe�niejsze. Parskn�� do siebie na wspomnienie lupinowej odpowiedzi, kiedy opisa� mu swoje spostrze�enie w li�cie – w zwrotnej kopercie by�a jedynie ma�a kartka z wielkim, kulfoniastym: „NIEMO�LIWE!!!” oraz zdj�cie, kt�re musia� sam sobie zrobi�, bowiem wyra�nie wida�, �e z dzikim wytrzeszczem wykrzywia facjat� w skrajnym przera�eniu do obiektywu aparatu, kt�ry sam trzyma. �aden list od przyjaci� go tak nie rozbawi�, jak ta szale�czo ekspresywna wiadomo�� od Remusa. Nie m�g� przesta� si� �mia� przez kilkana�cie minut, a gdy zerka� na zdj�cie, znowu zaczyna� rechota�.
Przechyli� si�, opadaj�c plecami na ��ko. Nudzi� si�. Wakacje trwa�y ju� od czterech tygodni. Ju� i dopiero, mo�na rzec. Z Huncwotami jeszcze nie mia� okazji si� spotka� – rodzice Jamesa zawin�li go w kufer i wywie�li gdzie� za granic�, a bior�c pod uwag� fakt, �e w �adnym li�cie Rogacz nie u�ci�li�, gdzie jest, to on sam nie wie, w jakim kraju si� znajduje. Kolejny m�zg. Szarooki za�mia� si� do siebie pod nosem, po czym westchn��. Pettigrew z kolei, obra�ony na ca�y �wiat oraz og�lnie przybity ostatnimi wydarzeniami, nie odpisywa� na listy.
Nudzi�o mu si�. Dzisiaj mia�a by� kolejna kolacja.
Le�a� tak d�u�sz� chwil�, z r�kami pod g�ow� i wzrokiem wlepionym bezmy�lnie w baldachim. W domu panowa�a taka cisza, �e to by�o a� dziwne. By� sam? Zmarszczy� brwi, podnosz�c si�. Chwiej�c si� lekko przez zawroty g�owy, dotar� do drzwi i wyszed� na korytarz. Znieruchomia�, nas�uchuj�c.
Cisza.
- Co jest, no… - mrukn�� do siebie, po czym ruszy� do pokoju Regulusa. Uni�s� r�k�, �eby zapuka�, ale zaniecha� tego pomys�u. U�miechaj�c si� do siebie lekko, powoli chwyci� za klamk�, po czym gwa�townie otworzy� drzwi, wpadaj�c do �rodka z rykiem bojowym na ustach i… W ostatniej chwili opar� si� o otwarte przed chwil� drzwi, �eby nie upa��. Regulus z pop�ochem na twarzy odrzuci� za siebie jakie� czasopismo, po czym w panice zdar� kotary z ��ka i zas�oni� si� od pasa w d�. Syriusz powoli si� wyprostowa�, czuj�c si� bardzo niepewnie.
- R-regulusie… - b�kn��. Zagryz� warg�, �eby si� nie roze�mia�, a na twarz m�odszego z Black�w wp�yn�� szkar�atny rumieniec.
- Wyjd�! – sykn��. – Wy�a� st�d, no!
�apa skierowa� wzrok ni�ej, z zaczerwienionej twarzy m�odszego brata na spodnie walaj�ce mu si� w kostkach.
- Reg – zacz�� ponownie, po czym wzi�� g��bszy wdech. – Na przysz�o�� zamknij drzwi od �rodka, co? Mniejsze ryzyko, �e kto� ci� z�apie na zabawianiu si� ze sob�… - Ponownie parskn��. Zamkn�� za sob� drzwi, podchodz�c bli�ej.
- Powiedzia�em, �eby�… - zacz�� m�odszy dr��cym g�osem, ale Syriusz machn�� r�k�.
- Daj spok�j – mrukn��, si�gaj�c za brata i chwytaj�c gazet�. – Ohoho… - wyrwa�o mu si�, kiedy przerzuci� j� na szybko, przegl�daj�c zawarto�� trzymanego Playboya. Wygi�� wargi w pe�n� uznania podk�wk�, kiwaj�c g�ow�. – To ojca?
Regulus skin�� g�ow�, zaciskaj�c pi�ci na kolanach. Szarooki patrzy� na niego chwil�, po czym za�mia� si� szczekliwie.
- Po�ycz� sobie p�niej! – o�wiadczy� rado�nie, po czym ruszy� do wyj�cia. – I zamknij drzwi, serio. Jeszcze by tylko tego brakowa�o, �eby to matka ci� na trzepaniu przy�apa�a…
Gdy drzwi zamkn�y si� za Syriuszem, Regulus ukry� twarz w d�oniach.
- Merlinie… - szepn��.
* * *
I should have reconsidered all those things I said I'd do
so now I'm changing all those changes
that I made when I left you
Remus westchn�� ci�ko przez nos. Jak on nienawidzi� lata. Obr�ci� powoli g�ow� w stron� w��czonego radia, le��c plackiem na terakocie w kuchni. Zmarszczy� nos, kiedy da�o si� s�ysze�, �e w kominku nagle buchn�� ogie�. Z p�omieni wymaszerowa� jego ojciec, kt�ry znowu zapomnia� dokument�w do pracy, wi�c musia� si� wr�ci� ju� po p� godzinie od wyj�cia z domu. Otrzepa� pobie�nie szat�. Przeczesa� niedbale kr�tkie, ciemnobr�zowe w�osy i ruszy� szybkim krokiem do kuchni, zatrzymuj�c si� jednak jak wryty w przej�ciu.
- Synu, co ty robisz?... – zapyta� niepewnie, widz�c rozci�gni�tego na kafelkach w samych spodenkach pi�tnastolatka.
- Umieram – odpar� chrapliwie. – A ta pod�oga to jedyna przyjemno��, kt�ra mi zosta�a w moim ci�kim, spra�onym letnim s�o�cem �yciu.
Twarz Jona drgn�a w powstrzymywanym �miechu.
- Dramatyzujesz – o�wiadczy� i da� d�ugi krok do przodu, przechodz�c nad Lunatykiem do szafek.
- Nie no, jasne. Jak zwykle. Ja ca�e �ycie dramatyzuj�. Najlepiej, kurde, powiedzie�, �e dramatyzuj�… Kogo obchodz� uczucia jakiego� tam porzuconego na zimnej pod�odze futrzaka?
M�czyzna wyci�gn�� z kredensu jakie� pude�ko, po czym zmierzy� Remusa spojrzeniem.
- Je�li chcesz psa, to po prostu powiedz – o�wiadczy� powoli i powt�rzy� manewr przesadnie d�ugiego kroku.
- Ja nie chc� psa, ja chc� �eby by�a temperatura na �wiecie zno�na! Na co to komu?! – zawy�.
- Jak jest ci tak gor�co, to we� zimny prysznic.
- Masz mnie za debila, ojcze? – zapyta� niskim g�osem. John parskn�� jedynie w odpowiedzi. – Pr�bowa�em.
- Nie mog� ci pom�c – powiedzia�, grzebi�c przy gzymsie kominka. – Gdzie jest ten proszek?...
- Na stole jest.
- W og�le gdzie dzieci?
- Z mam�. – Przetoczy� si� powoli na brzuch, na nieogrzan� cia�em cz�� pod�ogi i j�kn�� cicho. – Orgazmiczne doznanie – szepn�� do siebie.
- Nie pyta�em z kim, tylko gdzie – westchn��. Podrapa� si� po g�owie, podchodz�c szybko do komody pod �cian�. Otworzy� �rodkow� szuflad� i zacz�� w niej nami�tnie grzeba�, poszukuj�c potrzebnej mu teczki.
- Zostaw tak podchwytliwe pytania aurorom i zajmij si� swoimi boginami, Lupin – powiedzia� bezlito�nie do pod�ogi i rozp�aszczy� na niej nos. Jakby si� tak zastanowi�, to w sumie chyba w�a�nie po ojcu mia� swoje ci�goty do obrony przed czarn� magi�. Bywa i tak.
John zacisn�� wargi, kr�c�c lekko g�ow�.
- Nie pyskuj, ch�opcze. – W jego rozbawionym g�osie nie by�o s�ycha� jednak cienia z�o�ci. Wyda� z siebie pe�en samozadowolenia odg�os, kiedy znalaz� poszukiwany przedmiot, po czym chwyci� gar�� proszku Fiuu. – Jak ci si� nudzi to zapro� kt�rego� z waszej piekielnej czw�rki, albo wybierz si� sam do kt�rego�.
- Nie mog� – odpar� cierpi�tniczo. – Jamesa wywie�li z kraju i ta bezm�zga bu�a sama nie wie, gdzie jest, u Petera jest ma�e dziecko, przy czym on sam nie chce ruszy� dupska z domu, a burrito cierpienia o imieniu Syriusz… Nie wiem czy da rad� si� wymkn��, a ja tam nie pojad�. Co zrobi� jak b�d� musia� si� czego� napi�? Tam wszystkie naczynia ze srebra s�!
Starszy z obecnych Lupin�w zacisn�� wargi, nie wiedz�c co powiedzie�. Po chwili wzruszy� ramionami.
- Wracam. Nie r�b g�upot.
Remus us�ysza� jeszcze, jak m�wi kominkowi, �e chce uda� si� do Ministerstwa, syk ognia, odg�os zasysania i zn�w s�ycha� by�o tylko radio.
- W sumie ten pies to nie by�by taki z�y pomys� – mrukn�� po dziesi�ciu minutach le�enia w milczeniu. Pies nie porzuci�by go samego na tym okrutnym �wiecie. Trzeba by jeszcze pogada� o tym z matk�… Ale ona nie powinna robi� problem�w. Ale czy on sam jest gotowy wzi�� to na siebie? To spora odpowiedzialno��, jakby nie patrze�. Doskonale zdawa� sobie spraw� z tego, �e jest leniw� bu��, kt�rej na pewno nie chcia�oby si� wstawa� rano, �eby wyprowadzi� futrzaka na porann�, dymi�c� kupk�. Skrzywi� si� do siebie, gdy ta my�l zawita�a jego w g�owie, po czym parskn�� �miechem. To jak Potter i Black wypaczyli mu m�zg by�o w jaki� spos�b przera�aj�ce. A jeszcze straszniejsze by�o to, �e nie m�g� nic z tym zrobi� i by� skazany na nich jeszcze przez przynajmniej trzy lata. Trzy lata! To szmat czasu i mn�stwo neuron�w do zmolestowania i zgwa�cenia! Czym on sobie zas�u�y� na takie traktowanie, u licha?... Ponownie przekr�ci� si� na plecy. By�o mu cholernie gor�co. Jak Black mo�e lubi� takie temperatury? Wszystko przez niego, na pewno. On sobie zam�wi� ten nieziemski skwar, kt�ry la� si� z nieba. Tylko dlaczego przez tego pypcia on, Remus, musia� zdycha� z gor�ca wr�cz setki kilometr�w od zimnej rezydencji jegomo�ci�w Black�w? Nie fair. W choler� nie fair! A co straszniejsze, z tym te� nic nie m�g� zrobi�. Jak on NIC nie m�g� zrobi� ze swoim �yciem! To te� by�o przera�aj�ce. Fukn�� na siebie w my�lach, ka��c sobie przesta� my�le� o rzeczach, kt�re by�y wed�ug niego przera�aj�ce. Jeszcze wywo�a u siebie jakie� stany l�kowe i manie prze�ladowcze, a to by�oby… Przera�aj�ce.
* * *
James wyjrza� przez okno pokoiku, w kt�rym siedzia�. Pomieszczenie utrzymane by�o w br�zach i szaro�ciach, co w gruncie rzeczy nie wygl�da�o �le i sprawia�o, �e by�o do�� przytulnie. Ale z drugiej strony co on, baba jaka�, �eby si� wystrojem wn�trz przejmowa�? Jedyne wn�trze jakie go obchodzi�y, to serca Evans, torby Smarka (idealne do podrzucania �ajnobomb) oraz puszki z past� do polerowania miot�y – �eby si� nagle nie sko�czy�a i by�a dobrej jako�ci. To wa�ne. W�a�nie, Evans. Czemu by do niej nie napisa�? Na pewno si� ucieszy, gdy w tym swoim szarym, mugolskim – James s�ysza�, �e w rodzinie rudej nie by�o �adnego czarodzieja, co musia�o by� przygn�biaj�ce – �wiecie dostanie jak�� wiadomo�� ze �wiata magii, do kt�rego tak naprawd� nale�a�a. Tak, to znakomity pomys�! Wpatrywa� si� jeszcze chwil� w widok za oknem, kt�ry przedstawia� mu w gruncie rzeczy las i jakie� g�ry w tle. Podni�s� si� i pocz�apa� do swojego kufra, w kt�ry spakowa� si�, jad�c tutaj z rodzicami; a w�a�ciwie w kt�ry spakowa� go jego domowy skrzat. Tak, Potterowie r�wnie� mieli domowego skrzata. By�o to starsze ju� stworzenie z wielkimi, grubymi, siwymi brwiami i o zabawnym, ma�ym nosku. Nosi� �mieszny, ma�y garniturek, by� bardzo przywi�zany do dobrze go traktuj�cych w�a�cicieli i mia� na imi� Gafon – co sprawi�o, �e gdy Remus to us�ysza�, dosta� napadu dzikiego, charcz�co-chrumi�co-siorbi�cego �miechu. Tak to ju� jest, gdy kto� nie wie jak to jest mie� domowego skrzata o imieniu Gafon.
Najdro�sza memu sercu, jedyna w ca�ej galaktyce Lily Evans!
Zanim wyrzucisz ten list, rad wielce by�bym, gdyby� raczy�a obiec go do ko�ca swymi oczami niczym �wie�a, wiosenna trawa, po kt�rej zapewne w s�oneczne poranki st�pasz boso jak nimfa albo inna driada!
Mam nadziej�, �e wakacje Ci si� podobaj� i nawet je�li nie jeste� w jakim� szalonym miejscu to dobrze si� bawisz i nie jest ci smutno, bo wiesz… Jak by ci by�o smutno albo samotno, to daj zna�, nie? Przyb�d� niezw�ocznie by rozwia� twe smutki, jakom James Potter! Powiem szczerze, �e ja osobi�cie nie wiem, gdzie jestem. Gafon mnie spakowa� kiedy spa�em, a rodzice zwlekli o nieludzkiej porze i wrzucili w jakie� dziwne �rodki transportu, a kiedy si� obudzi�em, to ludzie wok� szwargolili w jakim� nieznanym mi j�zyku! Wi�c nie wiem, gdzie jestem, ale gdy b�dziesz mnie potrzebowa�, to przyb�d� najszybciej jak tylko mog�!
Pisz� do ciebie, bo pomy�la�em sobie, �e b�dzie Ci mi�o, gdy dostaniesz jakie� listy od ludzi z Hogwartu – nie wiem, czy Twoje przyjaci�ki do Ciebie pisz�, ale od czego jestem niezast�piony ja?
O, w�a�nie. Uprzedz� Twoje pytanie i od razu wyja�ni�, kim jest Gafon (ale w�tpi�, by� przys�a�a mi wyjca z tym zapytaniem, jak to inteligentnie zrobi� Lunatyk – wyobra� sobie by� obudzon� przez wyjca o �wicie przez tego gumoch�ona pryszczatego!), bo jak s�dz�, nie wiesz. Gafon to domowy skrzat mojej rodziny. Skrzaty to takie �mieszne, zielone karze�ki b�d�ce na s�u�bie u swoich pan�w. Lubi� Gafona, jest bardzo mi�y.
Ale z pewno�ci� nie chcesz czyta� o Gafonie, najdro�sza!
W sumie nie wiem, o czym m�g�bym pisa�. Znaj�c Ciebie, zapewne nie jeste� zainteresowana moim �yciem i przygodami, wi�c mo�e na teraz sko�cz� swe dzie�o. Chcia�em Ci sprawi� przyjemno��, a nie zanudzi� gl�dzeniem stetrycza�ego skostnielca Jamesa Pottera.
Wi�c je�li jeszcze to czytasz, to ponownie �ycz� Ci udanych wakacji i mam nadziej�, �e si� nie nudzisz! Jakby Ci kto� dokucza� to daj zna�, jak tam wpadn� to od razu dadz� Ci spok�j, Lilu�!
Na razie jednak przekazuj� list do Ciebie Pierdowi i ju� nie przed�u�am.
Tw�j tajemniczy wielbiciel
PS. Dobra, jestem m�zgiem. Ju� prawie wys�a�em i w�a�nie si� zorientowa�em, �e „tajemniczy wielbiciel” to �ciema, przecie� napisa�em w li�cie swoje nazwisko! Evans, Evans, co ty ze mn� robisz?
Wyprostowa� si�, patrz�c na list. Przeczyta� go kilka razy, nie zdaj�c sobie sprawy z tego, �e nami�tnie grzebie przy tym we w�osach, strosz�c je jeszcze bardziej. Dobra. List jest naprawd� �wietny. Na pewno si� jej spodoba, bo czemu mia�oby nie? Odwr�ci� g�ow�, by spojrze� na zegarek. Dochodzi�a �sma. Wytrzeszczy� oczy znad okular�w. Coooo?! To on tak wcze�nie wsta�?! Owszem, jak si� podnosi� to by�o rzeczywi�cie podejrzanie ciemno, ale po prostu uzna�, �e to ju� wiecz�r. No i nie zauwa�y�, �e zrobi�o si� ju� jasno. Wzdrygn�� si�, s�ysz�c za drzwiami kroki, kt�re wyra�nie zbli�a�y si� w stron� jego pokoju. Z�o�y� zapisany pergamin i chwyci� le��c� nieopodal w p�askim pude�ku ��taw�, pergaminow� kopert�. Zapakowa� list i zapali� zielon� �wieczk�, chc�c wyprodukowa� sobie troch� ciek�ego wosku. Musia� przecie� jako� zaklei� swoj� przesy�k�.
Powoli naciskana klamka zgrzytn�a cicho, a po chwili w pokoju pojawi�a si� potargana g�owa Charlusa Pottera, kt�ry wytrzeszczy� oczy.
- To ty nie �pisz? – wprosi� si� bez pytania do �rodka i podszed� do syna, zamaszystym gestem k�ad�c mu d�o� na g�owie z klapni�ciem w tle. Patrzy� chwil� na zapalon� �wieczk�. – To do ciebie niepodobne, �eby tak wcze�nie wstawa�… Nie mog�e� spa�? Wszystko w porz�dku? Jeste� mo�e chory? – Przesun�� d�o� z czubka g�owy Jamesa na jego czo�o. – Nie no, nie masz gor�czki… A kim jest Lily? Mo�e dzi� wieczorem napijesz si� ciep�ego mleka, to ci pomo�e zasn��… A mo�e ci poczytam bajeczk�, hmmm? – Pochyli� si�, obejmuj�c nastolatka za szyj�, zaczynaj�c go przydusza� i czochra�. Rogacz zacz�� si� wi� i furcze� w prote�cie, za�miewaj�c przy tym po swojemu. Op�dzi� si� w ko�cu od ojcowskich macek.
- Bym wosk rozla� przez ciebie! – warkn�� ze �miechem.
Charlus wyprostowa� si�, opuszczaj�c lu�no ramiona i robi�c dziwn� min�. Po chwili milczenia i wpatrywania si� w siebie, nabra� powietrza.
- Nie wiedzia�em, �e mam c�rk� – o�wiadczy�.
James j�kn�� i zamachn�� si�, ale m�czyzna uskoczy�, wykrzywiaj�c si� w rozbawionym, z�o�liwym u�mieszku.
- Nie do rwania w�os�w! – krzykn��. – Musz� zapiecz�towa� list, jakby� nie zauwa�y�. Jak mog�e� nie zauwa�y�? Niby okulary nosi, a �lepy jak �lepiec, no!
Charlus uni�s� brew.
- Widz� przecie�, �e wysy�asz list do jakiej� Lily. Kim jest Lily? – Przysun�� si� i konspiracyjnie tr�ci� syna �okciem. – To twoja dziewczyna?... – szepn��. James wypr�y� si� jak struna, przybieraj�c pe�en zadowolenia wyraz twarzy.
- Mo�na tak powiedzie�, pfheh. Tak. Jeszcze nie moja, ale moja. Wiesz o co chodzi, nie? Na pewno wiesz. Tak. – Stwierdzaj�c, �e zaczyna si� pl�ta� w zeznaniach, czuj�c (o zgrozo) podejrzane uczucie gor�ca na twarzy, pochyli� si� niepotrzebnie nisko nad kopert� i pieczo�owicie j� zapiecz�towa�. Podmucha� ostro�nie i wsta�. – PIERDZIE! – rykn�� na ca�y budynek. – Widzia�e� mo�e mojego Pierda? – zwr�ci� si� do ojca, patrz�c na niego w drzwiach. M�czyzna wyprostowa� si�, krzy�uj�c ramiona na piersi i pocieraj�c palcami twarz z lekkim zarostem.
- O ile mi wiadomo, pierdy s� niewidoczne…
James wywr�ci� oczami i wyszed� z pokoju. Z kim on musi �y�?
Mia� nadziej�, �e Lily ucieszy si� z listu. Nie powinna si� przecie� z�o�ci�, jak tylko do niej napisze, prawda?
* * *
Im d�u�ej na niego patrzy�, tym bardziej utwierdza� si� w przekonaniu, �e nienawidzi mugoli. Do cholery, jego matka jest przecie� czarownic�, a tak po prostu zwi�za�a si� z mugolem! Co jest, no? Tak si� nie robi. Mugole powinni wi�za� si� z mugolami, czarodzieje z czarodziejami – czego tu mo�na nie rozumie�? Czemu Syriusz tak si� pieni, gdy s�yszy takie rzeczy? Sama prawda przecie�. Nie po to istnieje Ministerstwo Magii, kt�re sobie �y�y wypruwa, by zachowa� istnienie czarodziej�w w tajemnicy, �eby si� nagle z tymi mugolakami miesza�!
A na tego dzieciaka nie m�g� patrze�. Dziewczynka by�a bardzo podobna do tego przekl�tego mugola. Mo�e nawet nie b�dzie mie� mocy, kto wie.
Przekr�ci� si� na plecy, podk�adaj�c r�ce pod g�ow�. Le�a� na swoim ��ku, wzdychaj�c. Wkurza�o go wszystko. By� dodatkowo jeszcze z�y na siebie, bo znowu troch� przyty�, wi�c jednocze�nie spada�y szanse, �e Berta do niego wr�ci. I ludzie tym bardziej b�d� si� �mia� jak to zwykle wszyscy �miej� si� z grubszych os�b. Niby Huncwoci starali si� z tym zawsze co� robi�, co przewa�nie ko�czy�o si� utrat� punkt�w (nauczycielom i prefektom nigdy nie podoba�y si� k��tnie oraz okre�lenia, kt�rych u�ywali Syriusz i James, oraz powoli coraz cz�ciej r�wnie� Remus). Mia� tego do��. Dlaczego wszyscy �miali si� akurat z niego? Nauczyciele te� patrzyli jako�… Z politowaniem.
Mia� do��.
Tego domu, matki, tego frajera i niechcianego gnojka. Musia� wyj�� z domu, tylko gdzie? By�o za gor�co �eby si� gdziekolwiek w��czy�, poza tym przeprowadzili si� do mieszkania tego mugolaka i nie zna� okolicy.
Pomimo upa�u postanowi� wyj��. Podni�s� si� z ��ka i w ko�cu przebra� z pi�amy; naci�gn�� na siebie jasn� koszulk� i spodnie nieco za kolana. Odwiedzi Lunatyka. Powinien by� w domu, nie mia� �adnych szalenie kreatywnych plan�w na wakacje.
Po drodze do wyj�cia wst�pi� do �azienki, by przep�uka� twarz zimn� wod�. Popatrzy� na swoje odbicie w lustrze. Sk�ra na twarzy b�yszcza�a mu si� dziwnie, szczeg�lnie intensywnie na nieco przydu�ym nosie. Zmarszczy� brwi, widz�c, �e jak zwykle przez niedomkni�te wargi wida� mu by�o du�e, lekko krzywe jedynki. Cholera, czemu one tak rosn� do przodu, no… Nacisn�� je mocno palcem bez wi�kszego celu i podrapa� si� po g�owie, przekrzywiaj�c niewielk� kitk�, kt�r� uda�o mu si� wi�za� z zapuszczanych ostatnimi czasy w�os�w. W d�u�szych wygl�da� nieco lepiej. Pojedzie do Remusa B��dnym Rycerzem.
* * *
Dochodzi�a siedemnasta. Petunia Evans siedzia�a przy stole w kuchni, maluj�c paznokcie. Jej p�d�ugie, blond w�osy opada�y niezno�nie na nieco zbyt szczup�� i troch� zbyt ko�sk� twarz, wi�c raz po raz z fukni�ciem niezadowolenia odrzuca�a je na plecy. U�miechn�a si� do siebie z wy�szo�ci�. Tak. W�a�nie tym powinna zajmowa� si� NORMALNA, ZWYCZAJNA nastoletnia dziewczyna, a nie tak jak ta jej po�al si� Bo�e… siostra… Kt�ra jak Petunia – przypadkiem, oczywi�cie – widzia�a, �e w�a�nie siedzia�a na swoim ��ku i czyta�a jak�� du��, grub� ksi�g� w dziwnej, twardej oprawie i z jeszcze dziwniejszymi kartkami. Pewnie czyta�a te bzdury z JEJ dziwnego i bzdurnego jak ta ksi��ka �wiata. Skrzywi�a si� do siebie, gdy po raz nie wiadomo ju�, kt�ry przypomnia�o si� jej, jak za ka�dym przekl�tym razem wraca do domu z kieszeniami pe�nymi �abiego skrzeku – po co w og�le?! – oraz jak s�yszy zza �ciany, jak ten dziwol�g czyta na g�os te wszystkie dziwne rzeczy ze swoich podejrzanych ksi�g. W dodatku jeszcze ten przekl�ty ch�opak od Snape’�w, kt�ry przyczepi� si� do nich kilka lat temu na placu zabaw ZNOWU u niej by�! Przypadkiem, jak zwykle – nie jej wina przecie�, �e oni si� tak wydzieraj� przy tym – s�ysza�a, �e rozmawiaj� o czym�, co brzmia�o jak jaki� przepis.
Podnios�a wzrok i wyci�gn�a przed siebie d�o�, by spojrze� na swoje dzie�o. Nieco zbyt d�ugie, czerwone paznokcie prezentowa�y si� �wietnie. Wyrwa� si� jej zduszony okrzyk, brzmi�cy jak przyduszany, nadepni�ty kurczak. Na oknie kuchni, na zewn�trznym parapecie siedzia�a… SOWA. Najprawdziwsza w �wiecie, br�zowa sowa! Gapi�a si� na Petuni� wielkimi oczami jakby wyczekuj�co.
Zamar�a. Co robi�? Wo�a� to dziwad�o z g�ry? Ale wtedy przyjdzie te� ten ca�y pa��kowaty, t�ustow�osy Snape. Po co ta sowa tu przylecia�a? Petunia unios�a brwi.
Sowa. W JEJ �wiecie sowy przynosz� LISTY. A wi�c jaki� inny dziwak do niej napisa�. Albo przys�a� co� dziwnego.
Podnios�a si�, cicho odsuwaj�c krzes�o. Powoli podesz�a do okna i otworzy�a je, a zwierz� wskoczy�o do �rodka i przycupn�o na blacie, stukaj�c pazurami. Petunia przycisn�a r�ce do bok�w, odsuwaj�c si� nie do ko�ca �wiadomie. Ale ptak strzepn�� swoje imponuj�ce, br�zowo-kremowe upierzenie – dziewczyna musia�a przyzna�, �e sowa by�a naprawd� pi�kna – i wyci�gn�o n�k� z przywi�zanym do niej listem. Patrzy� wyczekuj�co na stoj�c� przed nim blondynk�, do kt�rej dopiero po chwili dotar�o, �e ta sowa na pewno chce, aby przesy�ka zosta�a natychmiast odebrana.
- Nie dziob mnie – powiedzia�a �ci�ni�tym g�osem i zacisn�a usta. Owszem, widzia�a ju� jak ONA odbiera wiadomo�ci od tych�e ptak�w i nigdy jej nie podzioba�y. Nie uspokaja�o jej to jednak, bowiem wszystko co by�o zwi�zane z NI� i jej… �wiatem… By�o niepokoj�ce. Po niezno�nie si� ci�gn�cych minutach Petunii uda�o si� jednak odebra� list i poczu�a co� na kszta�t dumy. W�a�nie odebra�a czarodziejsk� przesy�k�. Sama! Wyprostowa�a si�, wyci�gaj�c nienaturalnie d�ug� szyj� i nawet odwa�y�a si� poklepa� sow� po pi�knych, mi�kkich pi�rach, nim ponownie otworzy�a okno i zwierz� pos�usznie odlecia�o, trzepocz�c skrzyd�ami. Popatrzy�a na trzyman�, grub� kopert� i �ci�gn�a brwi. O czym mog� pisa� dziwad�a tego pokroju? Obejrza�a si� szybko, by sprawdzi�, czy tamte dwa dziwol�gi nadal s� poza polem widzenia i dr��cymi palcami oderwa�a woskow� piecz�� na kopercie. To by� list. List od jakiego� ch�opaka!
Petunia a� usiad�a, chciwie studiuj�c wzrokiem kolejne linijki krzaczkowatego pisma.
Jaki� ch�opak ZAKOCHA� si� w jej SIOSTRZE. W tym rudym, czarownicowym dziwadle! Evans a� pokr�ci�a jasnow�os� g�ow�, nie wierz�c temu, co widzi. Ju� pomijaj�c fakt, �e r�wnie� jest magicznym dziwad�em, to jak okropnym i beznadziejnym ch�opcem musi by� ten ca�y… Potter?
- Petunia! – krzykn�a zza plec�w blondynki rudow�osa czarownica. – Oddaj to!
Gryfonka dobrze wiedzia�a, czyj list znajdowa� si� w ko�cistych r�kach Petunii; nie ma nikogo, kto wysy�a�by jej starszej siostrze-mugolce listy w pergaminowych kopertach.
Starsza Evans�wna wsta�a, odsuwaj�c ze zgrzytem krzes�o i wykrzywi�a si�, widz�c stoj�cego w progu Snape’a.
- Co on tu robi? – zaskrzecza�a.
- Nie tw�j interes – warkn�a, podchodz�c szybkim krokiem. – Oddawaj to! To M�J list, kto ci do diab�a pozwoli� go czyta�?! – Wyrwa�a pergamin z zaci�ni�tej r�ki, nadrywaj�c go. - Mam do�� twojego pieprzonego w�cibstwa! To ju� szczyt wszystkiego normalnie! �eby czyta� MOJE listy?! Co ci� interesuje co w nich jest?! Przecie� jestem DZIWOL�GIEM, nie?! M�j �wiat jest CHORY i NIENORMALNY, wi�c do ci�kiej cholery, dlaczego tak w�szysz wok� tematu?! – dar�a si�.
- Dla twojej wiadomo�ci, ten list… - zacz�a podniesionym tonem Petunia wyci�gaj�c si�, ale Lily przerwa�a jej jeszcze g�o�niej:
- NIE PR�BUJ MI WMAWIA�, �E PRZYSZED� OTWARTY, TY PRZEKL�TA, K�AMLIWA, W�CIBSKA KROWO!!! – Trzasn�a pi�ci� w st�, po czym odwr�ci�a si� gwa�townie, przez co jej kasztanowe w�osy upi�te w kucyk chlasn�y wy�sz� nastolatk� po twarzy i szybkim, dudni�cym krokiem opu�ci�a kuchni�, chwytaj�c Severusa za rami�. – Chod� st�d, Sev!
Snape nie �mia� wyra�a� najmniejszych oznak sprzeciwu, cho� sam mia� ochot� doda� co� od siebie na temat blondynki. Nie chcia� jednak jeszcze bardziej denerwowa� Lily – mia�a ju� wystarczaj�co du�e utrapienie z t� jej siostr�. Cicho zamkn�� za sob� drzwi od jej pokoju, po czym opar� si� o nie i patrzy�, jak dziewczyna kr��y w�ciekle po pokoju.
- Szczyt normalnie – prychn�a i zatrzyma�a si� gwa�townie. Strzepn�a �ciskany pergamin i rozprostowa�a go. Skrzywi�a si� po pierwszej linijce. Nabra�a ci�ko powietrza, a w nast�pnej chwili na ulicy da�o si� us�ysze�:
- TEN! PRZEKL�TY! POTTER!!!
Zmi�a go w kulk� i cisn�a w najdalszy k�t pokoju.
- Nawet w wakacje nie daje mi spokoju!
- Lily, nie my�l o tym skretynia�ym trollu, naprawd� – powiedzia� szybko Snape. – On nie jest wart twojej uwagi…
Opad�a gwa�townie na ��ko, a� j�kn�o i ukry�a twarz w d�oniach. Westchn�a ci�ko, chc�c si� uspokoi�.
- Czego on ode mnie chce? – zapyta�a g�osem st�umionym przez r�ce. – We� mi to stre��.
Skrzywi� si�, ale pos�usznie odnalaz� zmaltretowan� kulk� i rozwin�� j�. Wraz z ka�d� linijk� jego brwi unosi�y si� coraz wy�ej, a g�owa sama kr�ci�a si� w niedowierzaniu. Czy Potter naprawd� m�g� by� a� tak g�upi i zadufany w sobie?
* * *
Syriusz sta� przed lustrem, przygl�daj�c si� sobie. Przyd�ugie, niemal si�gaj�ce ramion, jednak wci�� schludnie przyci�te w�osy mia� lekko zaczesane do ty�u. Powoli poprawi� wi�zanie krawata pod szyj�, kt�r� nieco obciera� mu kr�tki, podniesiony ko�nierzyk. Jak on nienawidzi� takich koszul… Odetchn�� ci�ko przez nos, sil�c si� na spok�j. Ju� i tak by�o mu za ciep�o, nie musia� sobie jeszcze dok�ada� fal gor�ca od z�o�ci. Poci�gn�� dwoma palcami kremow� kamizelk�, po czym ��wimi ruchami naci�gn�� na siebie jeszcze ciemn� marynark� i wierzchni� szat�.
Naprawd� nienawidzi� tych ca�ych uroczystych kolacji, w kt�rych tak lubowa�a si� jego rodzina. Nie specjalnie przepada� za ubieraniem si� w wyj�ciowe stroje.
Potar� palcami podbr�dek, nie przestaj�c mierzy� si� wzrokiem. Pokr�ci� si� chwil�, ogl�daj�c ze wszystkich stron i westchn�� ci�ko. Poruszy� palcami w pantoflach, kt�re mia� nieszcz�cie nosi� dzi� wiecz�r. Gapi� si� jeszcze chwil� martwym wzrokiem w swoje odbicie, nim powoli ruszy� do drzwi. Do�� zabawnym, wed�ug starszego z rodze�stwa, zbiegiem okoliczno�ci, w tym samym czasie na korytarz postanowi� wyj�� r�wnie� Regulus, odziany bardzo podobnie jak on – z t� tylko r�nic�, �e ubrania Syriusza utrzymane by�y w czerni, a m�odszego w bardzo ciemnej zieleni.
- Wygl�dam jak pa�a, Reg – o�wiadczy� bez wst�p�w szarooki.
Cienkie, ciemne brwi ni�szego bruneta podjecha�y nieco wy�ej.
- Dobrze, �e ja nie. – Nim Syriusz zd��y� wyrazi� swoje zdumienie odno�nie niespodziewanego buntu, Regulus doko�czy� my�l. – Nie znosz� tego odcienia zieleni.
Wci�� jeszcze niedosz�y animag zacisn�� wargi w wymownym ge�cie i machn�� r�k�.
- A id�, babolu – mrukn�� pod nosem, po czym odwr�ci� si� i ruszy� na d�, machinalnie chwytaj�c si� za brzegi jasnej kamizelki. Po chwili m�odszy zr�wna� z nim krok, wi�c razem stan�li w drzwiach salonu.
Walburga odwr�ci�a si�, widz�c, �e jej m�� skierowa� uwag� na wej�cie.
- Jeste�cie – powiedzia�a, na co Syriusz zmusi� si� do nie wywr�cenia oczami. Nie znosi�, gdy kto� tak powa�nie wypowiada� bole�nie oczywiste rzeczy. Skin�� jedynie g�ow�, postanawiaj�c nie podskakiwa�. Nie mia� ochoty na k��tnie, dawno nie mia� w rodzinnym domu takiego spokoju. Obok jego matki stan�� g�ruj�cy nad ni� wzrostem o ponad g�ow� Orion, mierz�c syn�w powa�nym wzrokiem.
- W ko�cu wygl�dasz jak cz�owiek, Syriuszu – o�wiadczy� nieco zbyt dono�nym g�osem.
- Nie mog� si� nie zgodzi� – odpar� na to. – Ale w mugolskich ubraniach mi chyba jednak wygodniej. Niemniej jednak, zgadzam si� ca�kowicie, �e ten str�j bardziej przystoi komu� naszego pokroju. – Sk�oni� lekko g�ow�, co ostatecznie powstrzyma�o Oriona od wyra�enia niezadowolenia wobec wyznania swojego pierworodnego odno�nie preferencji ubioru, mimo i� dobrze wiedzia�, �e zdanie to znaczy�o tyle, co: „We� wyjd�…” M�ody Gryfon nie czeka� na dalszy rozw�j konwersacji, ruszaj�c na prz�d i wymijaj�c rodzic�w. Rozejrza� si� powoli. Znajdowali si� w salonie, w kt�rym na �cianach widnia� gobelin z drzewem genealogicznym. Powa�nie mieli tutaj je�� kolacj�? Zerkn�� przelotnie na uwijaj�cego si� przy du�ym, ci�kim stole z ciemnego drewna ma�ego, chudego i zielonkawego Stworka. Szarooki zatrzyma� si� przy fortepianie stoj�cym w k�cie do�� blisko okna i wlepi� w niego spojrzenie, nim powoli opad� na obit� u g�ry ciemnogranatowym materia�em �aweczk�. Mo�e i nie znosi� wymys��w rodziny odno�nie edukacji – na co komu �acina, etykieta i reszta tych bzdur? – jednak za nauczenie go gry na tym instrumencie gdy by� ma�y, naprawd� by� wdzi�czny. Uwielbia� ten moment, kiedy k�ad� d�onie na klawiszach, a spod palc�w swobodnie wyp�ywa�y koj�ce serce i uszy melodie. Uwielbia� „Dla Elizy”. Tego utworu nauczy� si� najszybciej i najprzyjemniej mu si� go gra�o. Wbrew dziwnej, niemal martwej aurze, kt�ra zawsze panowa�a w tym domu melodia by�a jakby subtelnie skoczna, �ywa i pe�na energii. Wype�nia�a go spokojem i jak�� tak� s�odycz� ilekro� j� odtwarza�. Tak by�o i tym razem – dla zabicia czasu pozosta�ego do tej ca�ej kolacji postanowi� to w�a�nie zagra�. Zmieni� jednak zdanie i przejrza� pierwszy z brzegu czarny notes z nutami le��cy na �aweczce obok. „Bach”. Parskn�� do siebie cicho. Po prostu nie by� w stanie zapami�ta�, jak to tak w�a�ciwie zawsze nazywa�a ta kobiecina od lekcji muzyki. Zatrzyma� si� mniej wi�cej na �rodku, gdzie zaczyna�y si� nuty do niejakiego, jak g�osi� wypisany w�skim, ciasnym pismem: „Italian Concerto”. Dobra, czemu nie. Ten kawa�ek te� lubi�.
Czyta�am wreszcie kilka Twoich poprzednich notek. Romanse, widz�, rozkwitaj� Ach, te sercowe problemy Huncwot�w... Chocia� szkoda mi Petera, tak... zgrabnie... wygl�da� w towarzystwie Berty
Biedny James, a raczej jego list... Ale zrobi�o mi si� te� �al Petunii, jako� tak... Biedna, nie mog�a chodzi� do Hogwartu.
No i Syriusz z tymi jego problemami rodzinnymi. Jestem ciekawa, czy go z kim� swatasz... To mog�oby by� ciekawe, ale zobaczymy... Ech, ta moja s�abo�� do zwi�zk�w ustawianych ^^ Byleby go nie unieszcz�liwili.
Co do Twojego pytania odno�nie czcionek... To w tym polu, gdzie na panelu admina wklejasz tekst notki, wklej {font color=}jaki� tekst{/font}. Kr�tkie wyja�nienie: nawiasy klamrowe z przyk�adu zamie� odpowiednio na "<" i ">", musia�am da� w przyk�adzie klamrowe, bo by si� Ci nie wy�wietli� przyk�ad. A po "=" musisz wstawi� odpowiedni kod, kt�ry odpowiada za kolor czcionki. Ja swoje znalaz�am w Internecie, wpisz po prostu w przegl�darce co� w stylu "html kolory czcionek", na pewno co� znajdziesz... No i oczywi�cie tam, gdzie w przyk�adzie wpisa�am "jaki� tekst", tam si� powininna znale�� w�a�ciwa tre��...
Ciekawe, co b�dzie dalej Pisz szybko!