Nowa ksiega Huncwot�w! Księgę prowadzą Huncwoci Syrcia Do 01`12`2008 Księgę prowadziły Milaj i Marcy
Do 20 lipca 2008 roku Księgę prowadzili Huncwoci:
Lilly Sharlott - James Potter
Karolla - Peter Pettigrew
Melisha - Syriusz Black
The Halfblood Princess - Remus Lupin
Kr�tkie i rozmem�ane, zupe�nie jak ja. Zn�w brak czasu i ch�ci, ale dodaj�, �eby by�o.
Tak, to ju� jest postanowione i nic tego nie zmieni. Wino jest dobre. Wino jest bardzo dobre – tak w�a�nie brzmia�a nowa dewiza �yciowa Remusa Lupina.
�wiat si� ko�ysze, g�owa i ramiona s� ci�kie ale i tak �wiat jest pi�kny. Czy to nie cudowne? Ma si� ochot� �mia� do swojego odbicia w lustrze albo w oknie i jest og�lnie cudownie. Zero zmartwie�, zero trosk. Tylko ten lekki szum w g�owie i problem z utrzymaniem g�owy prosto. No, ale jak rodzic�w nie ma w domu to problem przecie� nie istnieje, prawda… Radio nuci sielankowe piosenki, kanapa ugina si� pod nieco bezw�adnym cia�em, a szkar�atny p�yn chybocze si� w szklance. P� butelki i zaczyna� si� chwia�, musi to zapami�ta�. Dopi� to co mia� w naczyniu i popatrzy� na stoj�c� na stole butl�. Zosta�o jeszcze na jeden raz ale nie by� pewien czy zdo�a si�gn��, zbyt ci�ko by�o kontrolowa� ruchy. Zapad� si� w mi�kkie obicie. Och, by�o mu tak dobrze… A nie, to pod�oga. Kanapa zosta�a wy�ej.
Nie poruszy� si� s�ysz�c �wist z okolic kominka.
- Remus? – Czy to g�os Syriusza?
- Zysiuz? – wyduka�.
- Co?
- Dza kadapo...
Black zmarszczy� czo�o i okr��y� mebel, zza kt�rego zdawa� si� s�ysze� g�os Remusa. Wzi�� si� pod boki, kr�c�c g�ow�.
- Luniaczku, no wiesz co?
- Nie ozeniaj meh. – Zakry� twarz r�k�. – Ja nie chcu�em, to sam si� tyle wybh�o.
Syriusz zacisn�� wargi, unosz�c brwi. Schyli� si�, odbieraj�c od blondyna kubek z resztk� wina i ponownie si� do niego nachyli�, chwytaj�c pod pachy.
- Eeeew… - powiedzia� na to i wykona� jaki� bezw�adny ruch ramion, chc�c obj�� szarookiego za szyj�.
- No ju�, ju� – mrukn�� w odpowiedzi wyci�gaj�c go zza mebla. Po�owa wci�� jeszcze zbyt niskiego jak na sw�j wiek Lunatyka sun�a po pod�odze, nim Black ugi�� ni�ej kolana i sapn�� lekko z wysi�ku, kiedy wci�ga� ch�opaka na kanap�. Remus plasn�� bezw�adnie i zani�s� si� g�upim chichotem. Syriusz przysiad� obok i popatrzy� na niego, spi�ty. Akurat dzi� musia� si� nabzdryngoli�! Potrzebowa� porozmawia�. Ba� si�, chocia� sam nie wiedzia�, czemu. Jego rodzice ju� od d�ugiego czasu, je�li nie od zawsze interesowali si� czarn� magi� ale ostatnio ich fascynacja przybra�a na sile. Rozmawiali z nim i Regulusem kilkakrotnie wieczorami w te wakacje. M�wili, �e trzeba post�powa� rozs�dnie. �e jest pe�en pasji, dobrej pasji i ma s�uszny plan. Ale kto? Jedyne co odpowiedzieli to „Czarny pan”. Ale kim on jest? M�wi�, �e przeprowadzi rewolucj� w �wiecie czarodziej�w. �e dzi�ki niemu b�dzie tak jak by� powinno. On i Regulus te� powinien wzi�� w tym udzia�. Jak to uj�li „dla wi�kszego dobra”. Oczyszczenie rasy z mugolak�w i miesza�c�w. Lucjusz, Narcyza, Bella, Rudolfus… Oni wszyscy wezm� w tym udzia�. Oni i jeszcze inne osoby, kt�re zna. Oni maj� zamiar zwalcza�. Zwalcza� takich jak Peter, jak Remus…
Robi�o mu si� niedobrze jak tylko o tym pomy�la�. Zacisn�� wargi, patrz�c na wci�� za�miewaj�cego si� po cichu z niczego Lunatyka.
- Na Merlina, Remi – mrukn��, chwytaj�c go za nadgarstek.
- �oj tam Me��in za’as! – zakrzykn��, wyrzucaj�c w powietrze drug� r�k�. – Wycze�fiejem!
Nie potrafi� si� w tamtej chwili u�miechn��. Siedzia� wi�c jedynie patrz�c na rozlanego blondyna w napi�ciu.
Kazali mu si� przy��czy�. Robi� to co tamci. Oczy�ci�.
Nie zamierza� si� oczywi�cie zgadza�, ale to nie znaczy�o, �e nie znajd� jakiego� sposobu by go zmusi�. �rodki perswazji, kt�rymi dysponowali przyprawia�y go o g�si� sk�rk�. Nagle rzucone przez Dumbledore’a ostrze�enie na uczcie po�egnalnej nabra�o sensu. Wtedy prawie nikt nie zwr�ci� na to uwagi, �miali si�. Nikt nie wiedzia�.
Zacisn�� mocniej palce na remusowej r�ce. Porozmawia z nim wieczorem kiedy b�dzie w lepszym stanie, a teraz pojedzie do Andromedy.
* * *
02.08.1975
Kiedy wracasz, �woku?
Ju� nawet nie pytam gdzie ci� wci�o bo obaj wiemy, �e to nie ma sensu. Poj�cia nie masz jakie szalone rewelacje mam dla ciebie jak si� spotkamy. W li�cie nie b�d� pisa� i nawet nie pr�buj mnie zmusi�, za cienki jeste� dla mnie. I nie �ap much, bo nie pomog� ci mnie zmusi�. A to, �e chcia�e� to zrobi� wiem st�d, �e ja jestem m�dry, a ty jeste� g�upi. Nie zmienisz tego, �osiek.
Odno�nie twojej litanii w ostatnim li�cie do mnie – nie, nie, nie. Nie udam si� z tob� na „Dziki zach�d”, ty ka�boju za pisiont knut�w. Nie kr�ci mnie dymanie przez pustkowia na �mierdz�cej szkapie w pal�cym s�o�cu i jakim� brebolbrem w r�ce. Przesta� ogl�da� mugolskie filmy!
Syriusz
PS. Jeste� g�upi. A teraz daj� pergamin Lunatykowi. Jestem u niego i a� zabra�em ze sob� tw�j list �eby mu pokaza� jaki JESTE� G�UPI.
PS. II Jamie, kozi cycku – tak, to ja, Remus – sk�d w og�le ten poroniony pomys�? Wieczorne kino pod go�ym niebem ci zdecydowanie nie s�u�y wi�c przesta� na nie ucz�szcza�! Zw�aszcza w obcym kraju, bo ju� totalnie nic nie rozumiesz. Ci twoi bohaterowie na r�czych rumakach i bandanach na twarzy to byli BANDYCI je�opie. Bohaterowie nie wpadaj� do wsi i nie wszczynaj� strzelaniny do niewinnych ludzi! Oni tam zaszli grabi�, �upi�, pali� i gwa�ci� i to niekoniecznie w tej kolejno�ci. No ale co kto lubi, chocia� s�dz�, �e jakby ci taki Snape wpad� na domostwo i wy�upi� w rectum to by ci si� momentalnie odechcia�o tej woja�ki.
W og�le to jestem pod wra�eniem. Nie s�dzi�em, �e jeste� a� tak g�upi…
M�dry Remus
07.08.1975
Sam jeste� g�upi, kundlu wylinia�y! Nie doceniasz mojego geniuszu, farfoclu! I ty te�, Lupin! Sami jeste�cie g�upi! Para m�drych si� znalaz�a! Ta zniewaga krwi wymaga! Ju� ja co� wymy�l�, tylko si� spotkamy! A do domu zawijamy si� w poniedzia�ek, a dzisiaj jest pi�tek. Zapewne b�d� na swoim w�asnym kiblu szybciej ni� ten list u kt�rego� z was.
W og�le to spotkajmy si� na Pok�tnej. Napisz� do Petera, wi�c nie musicie sobie tym zaprz�ta� waszych M�DRYCH g��w.
DEBILE.
James
* * *
- Mghf! – Andromeda przycisn�a mu twarz do piersi, zmuszaj�c tym samym do pochylenia. Roze�mia�a si� g�o�no, nie zwa�aj�c na pr�by uwolnienia si� jej kuzyna. Po�o�y� jej d�onie na brzuchu, pr�buj�c si� odepchn��. Pu�ci�a go po chwili, zgarniaj�c do mieszkania.
- Witaj, male�ki!
- Ledwo przekroczy�em pr�g i JU� �a�uj�, �e postanowi�em do ciebie wpa��, czarownico pazerna – wyburcza�, poprawiaj�c ciemnoszar� koszul�. Roze�mia�a si� g�o�niej i machni�ciem r�d�ki zamkn�a drzwi.
- Kawy, herbaty?
- Herbaty. – Rozejrza� si� po kuchni, w kt�rej aktualnie byli. Drzwi wej�ciowe domu Tonks�w znajdowa�y si� w�a�nie w tym pomieszczeniu. Andromeda stukn�a r�d�k� w czajnik, a z jego dzi�bka momentalnie wystrzeli� pi�ropusz pary. Zakrz�ta�a si� przy szafkach w poszukiwaniu kubk�w, herbaty i innych niezb�dno�ci w postaci ciasta. Syriusz bez s�owa ruszy� w g��b domu na poszukiwania Teda i Nimfadory. Znalaz� ich w salonie na pod�odze. Siedzieli naprzeciw siebie na dywanie buduj�c wie�� z drewnianych klock�w. Ted podni�s� g�ow� i u�miechn�� do szarookiego.
- Witaj!
- Ano witam, witam – odpar� na to, podchodz�c bli�ej. Wyj�� r�ce z kieszeni i przykl�kn�� obok nich. – Cze��, anio�ku!
Nimfadora pokaza�a w u�miechu wszystkie posiadane mleczaki i poklepa�a wujka w udo. �apa wyci�gn�� d�o� i zmierzwi� jej si�gaj�ce podbr�dka r�owo-br�zowe w�oski. Zachichota�a i wyci�gn�a r�czk� z kolejnym klockiem.
- Jak tam, m�ody? – zapyta� starszy Tonks.
Syriusz wywr�ci� oczami, wzdychaj�c teatralnie. Wci�gn�� sobie Nimfador� na kolana przy jej g�o�nej, piskliwej aprobacie.
- Nie m�w do mnie „m�ody”!
Edward �ci�gn�� usta w dzi�bek.
- No tak, przecie� jeste� doros�ym m�czyzn�.
- Udam, �e nie s�ysza�em sarkazmu �ciekaj�cego z twojego g�osu. Tego si� wi�c trzymajmy. – Zako�ysa� trzyman� dziewczynk� na boki, na co ona opar�a si� o niego plecami, chichocz�c do siebie cichutko i chwytaj�c si� za paluszki u bosych st�p. – Nic ciekawego. Stara bieda latoro�li przesadnie nadymaj�cej dup� czarodziejskiej rodziny czystej krwi.
Ted roze�mia� si� tubalnie, k�ad�c d�o� na zaczynaj�cym si� zaokr�gla� brzuchu.
- Jakbym s�ysza� Andromed�! – Przyg�adzi� jasne w�osy si�gaj�ce nieco za uszy. Syriusz przymru�y� oczy od do�u parskn�� cicho, rozbawiony.
- Nawet nie wiesz o czym mowa! – powiedzia� wynio�le. – Nawet nie masz poj�cia przez co si� przechodzi w takiej popieprzonej rodzinie!
- Ot� to, m�j drogi! – Andromeda stan�a w progu lewituj�c przed sob� tac� z herbat�. Postawi� j� na stoliku do kawy i usiad�a na kanapie. Poklepa�a mebel obok siebie i skin�a na szarookiego. – Chod� tu, braciszku!
Nie puszczaj�c ma�ej Tonks podni�s� si� i trzymaj�c dziewcz� pod pach�, uda� si� we wskazane miejsce, siadaj�c. Ma�a przesiad�a si� przodem do niego po chwili wiercenia i kokoszenia, wczepiaj�c d�onie w materia� koszuli.
- Buba! – zawo�a�a ucieszona. Syriusz uni�s� brew. – Pobawmy si� p�nieej!
- Po to w�a�nie przyszed�em! I nie nazywaj mnie bub�.
- Buba!
- Merlinie…
Andromeda i Ted roze�miali si� g�o�no. Edward zaj�� miejsce u drugiego boku �ony, si�gaj�c po kawa�ek szarlotki.
- No to opowiadaj! Jakie� podboje mi�osne zaliczy�e�? – dopyta� ze �miechem.
�apa przybra� dumny wyraz twarzy.
- �eby to jeden! – Zamy�li� si� na kr�tk� chwil�. – Mam dziewczyn� teraz – wyzna� powoli. Dromeda zacisn�a lekko wargi, mierz�c go uwa�nym wzrokiem. U�miechn�a si� po chwili.
- To co� powa�niejszego? – Nast�pnie za�mia�a si� g�o�no widz�c nag�e zmieszanie na twarzy Syriusza. – Opowiadaj!
Black zapcha� si� ciastem, wi�c nie odpowiedzia� przez nast�pne kilkana�cie sekund.
- Ma na imi� Toya i jest rok starsz� Puchonk�. Ma kilka kolczyk�w, nosi glany i farbuje w�osy na r�ne postrzelone kolory w dziwnych kombinacjach. – Lekki u�miech pojawi� si� na jego wargach. – Jest taka pieprzni�ta! Rzadko si� zdarza, �eby zbudowa�a jakie� d�u�sze zdanie bez chocia� jednego przekle�stwa. Cz�sto podpada nauczycielom, ale nie jest dla nas, Huncwot�w, konkurencj�. Ona po prostu nie umie pow�ci�gn�� j�zyka i zawsze im nawrzuca, wi�c ci�gle dostaje szlabany. Poznali�my si� w�a�nie na jednym. Musieli�my szorowa� pod�ogi, mi�dzy innymi w kiblu. – Przerwa�, wlepiaj�c nieco nieobecne spojrzenie w par� unosz�c� si� znad kubka. Nimfadora strzeli�a go otwart� d�oni� w podbr�dek, wysuwaj�c przy tym j�zyk z buzi w skupieniu. K�apn�� wi�c na ni� z�bami. Zanios�a si� chichotem i schowa�a twarz w jego piersi.
- Nie no, romantycznie – uzna� Ted. Syriusz parskn��.
- Gadasz jak Lunatyk, normalnie! Powiedzia� dok�adnie to samo z t� sam� min�.
Andromeda wyci�gn�a r�k� i otoczy�a ni� szarookiego wok� ramion, zagl�daj�c mu przy tym w oczy z zagadkowym u�miechem. Uni�s� w odpowiedzi brwi.
- Co?
Pokr�ci�a g�ow� nie zmieniaj�c wyrazu twarzy.
- No co, no?
- Nic no. Mam nadziej�, �e si� wam b�dzie dobrze uk�ada�.
Zmarszczy� brwi i odchyli� odruchowo g�ow�, kiedy d�o� Nimfadory zn�w obra�a sobie na cel jego podbr�dek.
* * *
- Na Merlina, co z tym ch�opakiem… - Reja odrzuci�a na blat drewnian� �y�k�, kt�r� miesza�a zawarto�� patelni. Brz�kn�a, upadaj�c. Kobieta wzi�a si� pod boki, nabieraj�c powietrze w p�uca pot�nym haustem. – REMUS! – wydar�a si�. – ILE JESZCZE RAZY MAM CI KAZA� WSTA�?! JEST PO DWUNASTEJ!
Lunatyk skrzywi� si�, wzdychaj�c ci�ko przez nos. No i co z tego, �e jest po dwunastej? �rodek cholernej nocy przecie�, psia jucha!
Wygrzeba� g�ow� spod poduszki, wystawiaj�c j� na �wiat�o dzienne. Z trudem uda�o mu si� rozchyli� powieki. Och. Czyli to jest po dwunastej w sensie po dwunastej w ci�gu dnia, a nie po p�nocy… B�dzie musia� zapami�ta�.
Jego policzek ponownie pacn�� o po�ciele.
- �izyskuhwafak… - powiedzia�. Zwin�� si� w k��bek, przyciskaj�c ko�dr� do piersi i stoczy� si� z ��ka. Wymykanie si� przez okno, �a�enie po ulicach i osuszanie alkoholowych napoj�w w ciemnych zau�kach park�w jednak nie by�o tak �wietnym pomys�em, jak wydawa�o si� ca�ej czw�rce dzi� w nocy.
- REMUSIE JOHNIE LUPIN!!!
Zacisn�� wargi w w�sk� lini� i wci�� zawini�ty w po�ciele jak w kokon zacz�� ruchem robaczkowym ci�gn�� si� do drzwi. Z nieznanych mu przyczyn by�y uchylone, ale to nic, teraz to jedynie u�atwia�o spraw�.
- No sta�em rzeciesz no!
- Id� do �azienki doprowadzi� si� do porz�dku! Za p� godziny maj� przyj�� Potterowie i twoi koledzy, do ci�kiej anieli, a ty dalej w ��ku!
Usiad�, mierz�c przestrze� zaspanym wzrokiem.
- Nie b�dzie im przeszkadza�o, �e jestem w pi�amie – o�wiadczy� ju� trze�wiejszym tonem. Przetar� d�o�mi oczy. – Ju� mnie setki razy widzieli w pieleszach i jako� �aden nie narzeka�!
Spojrzenie matki kaza�o mu zaniecha� dalszych dyskusji. Podni�s� si� i podrepta� do toalety. Wzi�� jedynie kr�tki prysznic, wi�c kilka minut p�niej ponownie pojawi� si� w salonie, zapinaj�c pasek w d�insach stanowi�cych w tamtej chwili jego jedyne odzienie. Zamlaska� ostatnie kilka razy, ciamkaj�c troch� pasty do z�b�w. Lubi� j� je��.
- Przyszed� list z Hogwartu, le�y na stoliku – rozleg� si� g�os udobruchanej ju� rodzicielki.
Lunatyk zacisn�� kilkakrotnie palce na swoich nozdrzach, wydaj�c z siebie dzi�ki temu seri� kr�tkich, smarczystych siorbni��. Rozpu�ci� bu�kowaty ko�tun, kt�ry stworzy� na czubku g�owy na potrzeby k�pieli, podchodz�c do ��tawej koperty z czerwon�, woskow� piecz�ci�.
- Jako� p�no w tym roku, za tydzie� si� przecie� zaczyna wrzesie� – powiedzia�, nie wiedz�c w sumie, czy m�wi do siebie, czy do matki. Podni�s� j� i zd��y� jedynie stwierdzi�, �e jest du�o grubsza i ci�sza ni� zwykle, nim poderwa� si�, s�ysz�c rozdzieraj�ce piski rodze�stwa. – Zacisn�� pierdziany, gluty jedne! – fukn�� na nie. – Ja tu moment mam!
Joanne zachichota�a i schowa�a si� pod sto�em, a Jacob pogalopowa� do kuchni.
Remus przygl�da� si� przez chwil� z zamy�leniem kopercie, nim rozerwa� j� i wyszarpn�� ze �rodka list.
- Zapraszaj� mnie na rozpocz�cie pierwszego – poinformowa� Rej� jego znudzony g�os. – Ooo, peron 9 i ¾! Dosta�em wyrazy szacunku! – zapia� nast�pnie w dzikiej uciesze, czytaj�c list po �ebkach.
Parskn�a cicho przez nos, si�gaj�c r�k� do w�os�w m�odszego syna, przylepiaj�cego si� jej do nogi.
– Musz� i�� na Pok����tn�����… - odezwa� si� znowu tajemniczo g�os Lunatyka. - O, a tu jeszcze co� jest, nie zauwa�y… �em…
Zerkn�a kr�tko przez rami�, nim zgasi�a p�omie� pod patelni� i rozejrza�a si� za paczk� p�atk�w. Nie b�dzie przecie� przetrzymywa� Remusa jeszcze godziny na czczo zanim wszyscy si� zbior� i usi�d� do sto�u…
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!
Reja odwr�ci�a si� na pi�cie, s�ysz�c rozdzieraj�cy dusz� wrzask.
- Co si�?!...
- MERLINIE USZCZYPNIJ MNIE BO JA CHYBA �NI�! – blondyn zamacha� nad g�ow� pergaminem z wyrazem przyt�aczaj�cej paniki, strachu i ochoty do �miechu kot�uj�cej si� jednocze�nie na jego szczup�ej twarzy. Zapiek�o go w nosie i zaszkli�y mu si� oczy. – TO JAKI� �ART CHYBA JEST! CO JA IM TAKIEGO ZROBI�EM?! – lamentowa�. – PRZECIE� JESTEM GRZECZNY I TO NIE JA WYSADZA�EM TE WSZYSTKIE KIBLE, WI�C ZA CO?!
- Jakie kible i O CO CHODZI?! – przestraszy�a si� ju� nie na �arty, podchodz�c bli�ej przyspieszonym krokiem.
- PREFEKT! – zawy� dramatycznie. – TEN PODST�PNY, STARY CYTRYNOWY DROPS ZROBI� MNIE PREFEKTEM!!! ZA!!! CO!!! Nie no, ja ch�opakom w oczy nie spojrz�, noooo!...
W pierwszej chwili nie dotar�o do niej, o co w�a�ciwie jej najstarszy syn robi taki raban tu� po �askawym zwleczeniu si� z ��ka. Zabra�a mu list i przeczyta�a go szybko. Podnios�a zdumiony wzrok na Remusa. Trzyma� w r�ku l�ni�c�, szkar�atno-z�ot� odznak� z du�� liter� „P” na �rodku.
- B�d� ci� nosi� w kieszeni i nikt nigdy si� nie dowie – wymamrota� do niej gniewnie, �ypi�c niech�tnie na kawa�ek metalu. By� niewiele mniejszy ni� jego roz�o�ona d�o�. – Nigdy – doda� chrapliwym szeptem, po czym upchn�� j� m�ciwie w kieszeni. Popatrzy� na matk�. Roze�mia�a si� serdecznie, wyci�gaj�c ramiona i przyciskaj�c go do piersi.
- Gratulacje!
Przybra� nachmurzon� min�, nie odwzajemniaj�c u�cisku. Ju� by� martwy. Czu� to.