Jak zwykle ślimak nieźle się postarał, aby zrobić na nas wrażenie. Zaproszenie na jego imprezę dostałam, gdy siedziałam razem z gryfonami w pokoju wspólnym. Po prostu usłyszałam głośny huk, otworzyło się okno i do pomieszczenie wleciał mały elf, przy akompaniamencie głośnej muzyki i fajerwerków.
- Profesor Horacy Slughorn, serdecznie zaprasza pannę Lily Evans, wraz z osobą towarzyszącą, na przyjęcie z okazji dnia duchów, organizowane w jego gabinecie, w piątek. Zaczynamy o 19.30.
Elf nie zważając na nasze zaskoczone miny, ukłonił się i wyleciał. Przez najbliższą godzinę musiałam wysłuchiwać uwag o ulubieńcach profesorów oraz próśb typy „Lily, błagam weź mnie ze sobą. Nigdy nie byłem na jego imprezie, a podobno są świetne”. No, nie przeczę, że ślimak daje radę i za każdym razem, można spotkać u niego jakąś szychę i całkiem nieźle się zabawić, ale ja naprawdę nie wiem kogo ze sobą zabrać. Znaczy, to na pewno nie będzie Potter, hmm... może Remus?
**
- No chyba żartujesz. Czemu on, a nie ja? - chyba nawet nie muszę pisać, czyje to słowa.
- Hmm... Bo to mój przyjaciel, bo mnie nie denerwuje, bo z nim można podyskutować na poziomie, a na tych przyjęciach właśnie o to chodzi.
- Ta i sugerujesz, że Nicole i Quentin też dyskutowali na ostatnim przyjęciu, siedząc na kanapie w kącie. Jak na mój gust, ciężko mówić z pełnymi ustami, szczególnie z czyimś językiem w....
- Ale Remus to mój PRZYJACIEL... Zresztą Ciebie nie powinno to interesować. Żegnam, koniec dyskusji.
Przez kolejne dwa dni James, namawiał Remusa, żeby ze mną nie szedł, powoływał się na ich przyjaźń, na szczęście jeden porządny kopniak przypomniał mu, że „nie powinien się tym interesować”.
**
Na imprezę jakoś szczególnie się nie szykowałam. Zwykłe jeansy, zielona bluzka z dekoltem i uśmiech na twarzy. Z Remusem spotkałam się przed gabinetem profesora o 19.40 – wiadomo, że trzeba się modnie spóźnić. Niestety okazała się, że wszyscy są tak modni jak my, a nawet bardziej, bo gdy weszliśmy nie było nikogo oprócz Ślimaka. Oczywiście gabinet był odpowiednio zmieniony. Sala powiększona, okna przysłonięte, tylko ze świec sączył się delikatny blask, po ścianach ściekała „krew”, która tuz przy ziemi – znikała, a nad nami rozciągało się nocne niebo, pełne gwiazd z wielkim księżycem w pełni, na środku. Zauważyłam, że Remus zbladł i się cofnął, więc ujęłam go za rękę i poprowadziłam go w stronę profesora szepcząc:
- Ten sztuczny księżyc Ci nic nie zrobi.
- Do pełni jeszcze tylko trzy dni. - usłyszałam jego pełen goryczy szept, tuż przy uchu.
Uścisnęłam jego dłoń trochę mocniej i przywitaliśmy się z profesorem. W czasie naszej rozmowy sala zaczęła się zapełniać. Gdy skończyłam wygłaszać swoją, dosyć długą opinię na temat nowej receptury, dla eliksiru wielosokowego, po raz setny usłyszałam od niego:
- Naprawdę nie mogę się nadziwić, dlaczego tak inteligentna osoba, nie trafiła do mojego domu?
- Chyba właśnie z powodu tej inteligencji. - odpowiedziałam z uśmiechem.
Ślimak musiał zająć się gośćmi, więc usiadłam z Remusem przy kominku i zaczęliśmy komentować osoby, które nas mijały. Zauważyłam, że Lunatyk zarumienił się, gdy zaczęłam opowiadać o Mary z naszego rocznika. No proszę, nie spodziewałam się, że tak inteligentny chłopak może się zakochać, w tak pustej dziewczynie.
- Idź do niej. - szepnęłam, widząc, że Mary stoi sama oparta o filar.
- Do kogo? - udawał, że nie wie o co chodzi, a przecież od dłuższego czasu na nią zerkał.
- Ty wiesz najlepiej. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- No coś Ty, nie zostawię Cię.
- Bez dyskusji, idź i sam się przekonaj jaka jest pusta.
Obserwowałam jak zdumiony Remus wstaje i podchodzi do Mary, później jeszcze przez chwilę im się przyglądałam, ale w końcu postanowiłam wstać i pójść po coś do picia. Gdy stałam przy stole szwedzkim i wybierałam napój, poczułam jak ktoś klepie mnie w ramię, a gdy się odwróciłam zobaczyłam jak na zwolnionym tempie: uśmiechniętego Ślimaka, który ciągnie za sobą Severusa. Chłopak uporczywie wpatruje się w podłogę, a profesor zaczyna mówić:
- Lily, teraz masz okazję porozmawiać z samym autorem nowego przepisu na eliksir wielosokowy. Może on Cię przekona...Coś nie tak? - spytał ślimak widząc nasze spłoszone spojrzenia. - Myślałem, że się przyjaźnicie.
- Och... wszystko w porządku... - odpowiedziałam nieśmiało.
- Świetnie, to już wam nie przeszkadzam. Miłej dyskusji. - powiedział i z uśmiechem na tej swojej twarzy morsa, odszedł..
- Nie wiedziałam, że to Ty wymyśliłeś ten nowy przepis... - uporczywie wpatrywałam się w splamione krwią ściany.
- Wolałem, pozostać pod pseudonimem.... Lily... - poczułam dziwny dreszcz. Po raz pierwszy od dawna usłyszałam swoje imię z jego ust i to, jak on to powiedział. W tym jednym słowie, usłyszałam tęsknotę, żal, nie pewność i... i coś jeszcze czego nie mogłam określić, chyba się wtedy przestraszyłam. A gdy jestem zdenerwowana....
- Bardzo fajny pseudonim. Taki tajemniczy, ale chyba za bardzo nawiązuje do segregacji w świecie czarodziejów. Mógłbyś wybrać coś bardziej.... coś innego, albo wymyślić sobie po prostu inne imię i nazwisko, tak robią inni, ale Ty chyba chciałeś być oryginalny. Dobrze to rozumiem, ale wiesz ja chyba już muszę iść, o tam Remus mnie woła. Do zobaczenia. - ...gadam bez sensu. Odwróciłam się i już chciałam uciec, zaszyć się w jakiś odległy kąt, zapaść się pod ziemie, ale Severus złapał mnie za ramię, odwrócił i przywołał mojego zdenerwowanego ducha do równowagi:
- Czy nic się nie zmieniło? Czy... nadal, czy Ty, nie...? - widziałam tę nadzieję. Widziałam... po raz pierwszy w życiu widziałam, tak wyraźnie, jakieś emocje na jego twarzy. Czułam się jakby, ktoś wskoczył zamiast mnie w moje ciało i nie zważając na mnie, krzyczącą „Sev, chcę się z Tobą przyjaźnić, brakuje mi naszych spotkań”, powiedział zimnym, obojętnym głosem:
- Nie, Severusie, nic się nie zmieniło, jeśli Ty nie zmieniłeś swoich poglądów.
Mimo że mój głos był pewny, a sylwetka prosta, czułam się jak mała dziewczynka, która pokłóciła się z rodzicami i nie bierze cukierków jakie oni dają jej na zgodę, mimo że tak bardzo ma na nie ochotę. Puścił moją rękę i się cofnął, w jego oczach przez sekundę zobaczyłam ból, a może strach? Opuścił głowę, a gdy ją podniósł jego twarz znów wyrażała obojętność. Minął mnie, delikatnie muskając moje ramię swoim. Stałam tak chwilę analizując to zdarzenie, nie mogłam zrozumieć co się stało. Usłyszałam rozemocjonowany głos Remusa, jakby z oddali:
- Ta Mary, jest naprawdę świetna, nie rozumiem, czemu jej nie lubisz.
- Ja też nie, Remi. Po prostu wydaje mi się pusta. - uszczypnęłam się w rękę raz, później drugi, próbując przywołać swojego nieobecnego ducha.
- No... trochę „różowa”, to ona jest, nie przeczę, ale da się z nią pogadać. Lily wszystko w porządku? - zobaczyłam Severusa stojącego przy drzwiach, przez jedną chwilę nasze spojrzenia się spotkały. Tym razem, to ja musiałam ukazać emocje... on pozostał obojętny. Udawał, czy naprawdę stałam się dla niego obojętna?
- Tak, chodźmy siąść przy kominku.
Resztę wieczora spędziłam na sztucznej rozmowie z Remusem. Ale chyba właśnie za to go lubię, nigdy nie zmusza mnie do wygadania się, czeka aż sama to zrobię... i zawsze się doczekuje.
- Wracamy do dormitorium? - spytał Remus około 22, widząc moje nieobecne spojrzenie.
- Nie. Chodźmy się przejść.- potrzebowałam spaceru, w czasie którego mogłabym porozmawiać z Remusem, tak jak kiedyś. Wyszliśmy z gabinetu profesora, w którym zaczęła rozbrzmiewać cicha muzyka, a parę osób delikatnie podrygiwało na parkiecie, w jej takt. Szliśmy korytarzem prowadzącym na wieżę astronomiczną, w milczeniu. Mnie trapiła utrata przyjaciela, jego... coś innego, coś czego mimo długoletniej znajomości nie mogłam wyczuć. Pieliśmy się po długiej klatce schodowej, następnie Remus otworzył zaklęciem drzwi prowadzące na wieżę. Gdy je otworzył poczułam, zimne powietrze, którego powiew uderzył mnie w twarz i orzeźwił. Oparłam się o zewnętrzną ścianę, spojrzałam się w niebo i moje serce stało się o połowę lżejsze. Nie wiem co, to spowodowało – może świadomość, że pod tymi gwiazdami ludzie walczą z o wiele gorszymi problemami, niż moje. Może to, że niebo było naprawdę piękne, jego kolor był nie do opisanie. Wahający się między ciemnym granatem, a głęboką czernią. Gwiazdy porozsiewane na tle wielkiego księżyca,w kształcie litery D, robiły wrażenie. Księżyc... moje spojrzenie od razu powędrowało w stronę Remusa. Stał oparty o murek patrząc w ciemną przepaść rozciągającą się pod nim.
- Remi...?
- Wiesz, w czasie pobytu w Hogwarcie... bardzo często zapominałem, o... mojej drugiej twarzy, a właściwie pysku – z tej ironicznej wypowiedzi, gorycz się wprost wylewała. - Siedziałem na lekcji, żartowałem z Huncwotami, spotykałem się z Tobą – jak człowiek. Dopiero w nocy, gdy odliczałem dni do pełni.... dopiero wtedy odczuwałem obrzydzenie do samego siebie. Dziś w czasie rozmowy z Mary, coś zrozumiałem... - podeszłam do niego i wtuliłam głowę w jego ramię, poczułam j jak z wielką delikatnością, ale też wahaniem, zaczyna głaskać mnie po ramieniu. W jego głosie było słychać, dziwną zaciekłość. - Uczyłem się bardzo dobrze, myśląc, że to ułatwi mi zdobycie w przyszłości dobrej pracy i... że w ten sposób będę mógł... zadbać o moją rodzinę... Dopiero teraz, zrozumiałem, że to było bezsensu! - teraz już nie udawał, jego głos był pełen rozpaczy, bardzo gwałtownie odsunął mnie od siebie i odszedł kawałek dalej. - Kto przyjmie do pracy wilkołaka? Kto... będzie chciał się ożenić z... odmieńcem? Poza tym... jak mógłbym skazać dzieci, na życie z ojcem... potworem...
Odwrócił się do mnie, zobaczyłam na jego twarzy odrazę, którą siebie darzył.
- Remi... - sama się zdziwiłam tonem swojego głosu. Był ciepły i pełen troski... zupełnie jak głos mojej matki, gdy pocieszała mnie w dzieciństwie, jak było mi smuto.- Masz przyjaciół, którym nie przeszkadza... Twoja choroba. Jest wielu ludzi, którzy nie zwracają na to uwagi. Zawsze będziesz miał przy sobie mnie, Jamesa, Łapę i Petera. Z Twoimi umiejętnościami, ludzie będą się bić, żebyś u nich pracował...
-Lily, ale... ja już nie chcę, nikogo narażać! Zawsze, może coś pójść... nie tak. Mogę się pomylić w obliczaniu faz księżyca i... zrobić komuś krzywdę. Nie dziwię się ministerstwu. Takich jak ja trzeba izolować, dla dobra reszty...
- Nawet nie waż się tak mówić! - wróciła Lilka, pełna energii, stanowcza, nieznosząca sprzeciwu. - Jesteś bardziej wartościową osoba, niż całe to ministerstwo, razem wzięte. Nie wiem, może masz dziś słabszy dzień, dlatego wygadujesz takie głupoty, ale proszę Cię o jedno: Nigdy nie zwracają uwagi, na to co mówią inni, nie daj się zepchnąć do marginesu, jesteś na to zbyt dobry. Chce kiedyś, wziąć proroka do ręki - kto wie może będę wtedy grubą kurą domową, której życie dało w kość – i przeczytać, że cholernie utalentowany pracownik ministerstwa Remus Lupin, został mianowany nowym Ministrem Magii, jasne? - czułam, że to co powiedziałam, go nie przekonało, że było banalne, ale co można powiedzieć w takiej sytuacji swojemu przyjacielowi?
- Oj, Lilka... Wydajesz się taka mądra, a jesteś taka naiwna, zupełnie jak James. - na jego twarzy pojawił się delikatny zarys uśmiechu, ale w oczach cały czas czaił się lęk i niepewność.
- Proszę, czy mógłbyś go nie przypominać?
- Zobaczysz, że kiedyś się do niego przekonasz.
-Ta... i zdarzy się to, w ten sam dzień, w którym James poda rękę... Severusowi.
Znowu dreszcz przebiegł po moich plecach, tak kłótnia z Sevem boli.
Z Remus wróciliśmy do dormitorium ok. północy. Przed kominkiem zastaliśmy śpiącego w fotelu Jamesa, z różdżką w ręku. Nie budziliśmy go, byliśmy zbyt śpiący, na zmierzenie się z kłótliwym charakterem chłopaka. Postanowiliśmy zgodnie, że dla wspólnego dobra powiemy mu, że wróciliśmy po 22. Rano okazało się, że chyba powinniśmy go obudzić, bo do południa chodził ze zgiętą do przodu głową tłumacząc, że nie może jej wyprostować, bo mu mięśnie zesztywniały. Ech...
P.S. U Belli nowa notka .
Komentarze:
Lily Środa, 05 Listopada, 2008, 15:17
Supeeroowa notka.! ;P
Czekam na następną.! xD.
Buziaki:*:*:*
M. Środa, 05 Listopada, 2008, 18:08
Arwena wiesz... zaskoczyłaś mnie, co tu dużo gadać.
Ta notka jest zupełnie inna. O prostych sprawach a jednak refleksyjna. Jednocześnie nie zachwycam sie nią. Wydaje mi się trochę zmianą na siłę sposobu pisania o Lily, kiedy wprowadziłaś nas w ten żartobliwy. Oczywiście, nie zawsze można żartować, ale... Jakoś nie mogę odnaleźć w tym Lily.
Z drugiej strony bardzo podoba mi się sytuacja z Sevem, z Remim w sumie też, aczkolwiek jest trochę tendencyjna.
Trochę to było takie... rozmyte. Chciałaś wprowadzić opisy, ale nie były one takie, na jakie cię stać. Jestem za zmianami, jeśli taki jest twój pomysł na postać, ale nie odpuszczę, masz się za to wziąć porządnie!
Notka sprawia też wrażenie pisanej/przepisywanej na stronę na kolanie - Tekst móglby być bardziej przejrzysty, oddzielony akapitami, w niektórych miejscach zbyt się ciągnie, gdzieś brakuje pisania wielką literą.
Ale co podoba mi się niezmiennie to budowanie relacji z Jamesem.
Kilka słów podsumowania - nie jest źle, ale stać cię na więcej. Czuję niedosyt, to nie jest wszystko, co potrafisz. Mam wrażenie, że chcesz wpaść w kanon opowiadania - ale twoja wersja była lepsza, bo oryginalna! Ten tekst jest w porządku, nie mówię, że nie. Ale jest to ale. <aczkolwiek jest to jak zwykle moja subiektywna opinia>.
Pozdrawiam i Wena życzę.
Dziękuję Ci za tą notkę. Była niezmiernie refleksyjna, napisana świetnym językiem i bardzo dobrym stylem. Przedstawiłaś problemy Remusa bardzo jakoś... rzeczywiście, obrazowo. Nie wyszło to sztucznie. Nie podobał mi się jedynie ten fragment z Mary. Remi nie wygląda na takiego, co by leciał na puste lalki.
Długość bardzo dobra. Notka niezwykle interesująca.
Czekam na następny wpis!
Zapraszam też do Romildy.
Pozdrowienia!;*
Świetna, pełna uczuć, reflekcji, a także wciągająca i ciekawa notka. Przepięknie napisana, dojrzałym i mąrym stylem, pełna realistycznej i niesamowitej notki. Wzruszająco poruszyłaś temat Remusa, jego problemów i żalów. Naprawdę przepięknie, wprost cudownie. Piszesz naprawdę jak pisarka, i to nie byle jaka Wybitny.
Pozdrawiam Cię serdecznie
Parvati:*
P.S. Zapraszam do Wiktora Kruma-> nowa motka
Notka jak zwykle świetna, pełna uczuć i wspaniale napisany dialog! Stawiam duże W!
Pozdrawiam i zapraszam do pam. Roxanne.
Lara
Marta G/ZKP Piątek, 14 Listopada, 2008, 09:29
No, no, Arweno, to był kawał dobrej roboty. Prosty wpis, a jednocześnie taki złożony, wyprowadzający nas z ponuractwa wpisów poprzednich. Lilly odżyła w tej notce i Ty to ukazujesz - brawo. Świetnie zobrazowany konflikt. Poprawność bardzo dobra. Styl zachowany. Cóż więcej mówić, P!
mara Czwartek, 20 Listopada, 2008, 15:45
mam wrazenie ze sie zmienilas duzo
K@si@@@ Poniedziałek, 24 Listopada, 2008, 17:05
Naprawdę Arweno, to było coś! Zgrabnie opisałaś wszystkie wydarzenia, ale dodałaś też coś od siebie. Te niesamowite refleksje Lily i proste dialogi, w których kryły się wiązki pięknych emocji i uczuć. Było inaczej. Inaczej i lepiej. Naprawdę bardzo dobry styl. Poza tym postacie były bardzo żywe, momentami poważne, innym razem zabawne. Zgadzam się Martą - Lily powoli odżywa, rozkwita jak lilia Wpis bardzo dobry, celujący wręcz.
Rovena/ZKP Wtorek, 25 Listopada, 2008, 23:22
A pff... i jak ja mogę coś dodać po tylu dokładnych, analizujących komentarzach?
Było świetnie i w związku z tym, że to pierwsza notka jaką przeczytałam na kącie Lily, to nie mam żadnego porównania, tak więc i żadnych zastrzeżeń Bardzo spodobał mnie się moment rozmowy z Remusem i jego bolesne doświadczenia, z których tak dokładnie zwierzał się Lily
Czekam na nowy wpis i zapraszam do Voldiego i Lockharta
gorgie Poniedziałek, 01 Grudnia, 2008, 21:16
KiEdY KoLeJna NoTka Bo SuUuUuUuUuUuUuUuUuUuUpEr pIsZeSz
No i co? 13 minął, Arweno, weź się do roboty! Ja rozumiem, brak weny, szkoła, ale, kurczę, święta idą i wszyscy odpuszczają, u mnie w LO też, więc nie wciskaj kitu tylko pisz!!!!!!