Wszed� do WS i usiad� mi�dzy �ap� a Lunatykiem. Ten drugi spojrza� na niego, unosz�c brwi.
-A ty co taki rozanielony…? – zapyta� sceptycznie. James, nie przestaj�c si� tajemniczo u�miecha�, wzni�s� oczy do nieba, jakby w ge�cie pogardy dla niewiedzy przyjaciela.
-�wi�ta si� zbli�aj�. – mrukn��, wzruszaj�c ramionami i �api�c za talerz pe�en kie�basek. �apa z Remusem wymienili zaskoczone spojrzenia.
-Rogacz… �wi�ta s� dopiero za kilka miesi�cy… - rzuci� ostro�nie Lunatyk. Syriusz delikatnie po�o�y� r�k� na ramieniu Jima. Ten roze�mia� si� gard�owo, przyprawiaj�c przyjaci� o przyp�yw niepokoju, a dziewczyny o rumie�ce na policzkach. Strz�sn�� r�k� �apy, nadal u�miechaj�c si� delikatnie.
-Nie czuli�cie tego rano? – spyta�, lustruj�c ich wzrokiem. Pokr�cili przecz�co g�owami, a on westchn�� i opar� czo�o o st�.
-Ten zapach… niepowtarzalny. Nikt takiego nie u�ywa, tylko ona. Tylko ona… Musia�a by� u mnie w nocy… - szepn�� t�sknie w p�misek wo�owiny. Lunatyk ukry� twarz w d�oniach, a Syriuszowi zadrga�y k�ciki ust. Ledwo powstrzymywali si�, �eby nie wybuchn�� �miechem.
James jak oparzony poderwa� g�ow� z �awy.
-To nie jest �mieszne! Co, pewnie mi nie wierzycie…? – rzuci� im cicho, i ku zdziwieniu kumpli u�miechn�� si� leniwie, chwytaj�c jab�ko. Nachyli� si� ku nim i szepn��:
-Bo wy nie wierzycie w pot�g� mi�o�ci, przyjaciele… - i, nadal szczerz�c z�by, zacz�� podrzuca� jab�ko. Lunatyk opu�ci� r�k�, i nak�adaj�c sobie tosty, rzuci� sarkastycznie:
-Nie, Rogacz. Ja nie wierz� w jej zaanga�owanie.
-A ja w tw�j zmys� w�chu… To pewnie skrzaty nie sprz�tn�y jeszcze tej zesz�orocznej zapiekanki roboty Jamie... - rzuci� �apa, drapi�c si� po g�owie.
-Jane. Jamie zrobi�a strucl�. – odruchowo poprawi� go Lunatyk, ale Syriusz nie zwr�ci� na niego uwagi, z �oskotem przesuwaj�c w stron� Jamesa puchar soku dyniowego.
-Roga�, ty po prostu ze�wirowa�e�. Z braku kobiet. Potrzebujesz jakiej� - mi�ej, ciep�ej, no i pi�knej, oczywi�cie… - stwierdzi�, rozgl�daj�c si� po sali. Z triumfalnym u�miechem zwr�ci� si� do kumpla.
-Mam. Szatynka, niebieskie oczy. St� Ravenclaw, czwarte krzes�o na prawo.
-Chyba ze �wirowa�e�… Dla mnie istnieje tylko Lily. Ona jest wspa…
-Po prostu sp�jrz na ni�. – szybko przerwa� mu �apa, odwracaj�c Jamesa do sto�u Ravenclow. Dziewczyna pomacha�a im, wi�c Potter zdoby� si� na u�miech i zn�w odwr�ci�.
-No, Roga�… tak dla treningu… - zach�ca� o Syriusz.
-Nigdy w �yciu. A jak Lilly si� dowie…? – mrukn��, k�tem oka zn�w spogl�daj�c na Krukonk�.
-Nie dowie si�, bo niby sk�d? To b�dzie szybka akcja… - kusi� go przyjaciel.
-Nie, przesta�… nie mog�… - rzuci�, ale ju� bez tej niezbitej pewno�ci. Lunatyk, widz�c, jak op�r Jamesa s�abnie, wsta� od sto�u chwytaj�c po drodze drugiego tosta.
-Ja umywam od tego r�ce… Ale powodzenia, faktycznie jest niez�a. – rzuci� jeszcze przez rami�, zanim zupe�nie oddali� si� od sto�u Gryfon�w. James patrzy� niezdecydowany w sw�j talerz.
-No, Roga�… B�d� niegrzecznym ch�opcem… widzisz, �e ona a� si� pali do tej znajomo�ci… - mrucza� �apa. James jeszcze raz odwr�ci� si� do Krukonki, i widz�c jej zach�caj�cy u�miech i b�ysk w niebieskich oczach, ku swojemu przera�eniu, odmacha� jej.
Lilly cichutko skrada�a si� korytarzem do sowiarni. Przeklinaj�c w duchu sz�sty zmys� Carmen, logik� Jo i w�asn� ciekawo��, zastanawia�a si�, jak nisko upad�a, by �ledzi� ch�opaka, kt�ry jej teoretycznie w og�le nie obchodzi… No w�a�nie, teoretycznie, westchn�a. W sypiali Jamesa by�a tydzie� temu. Od tej pory nic si� nie zmieni�o – Potter nadal by� rozkapryszonym dzieciakiem, tylko �e… nie by� ju� dzieciakiem. By� rozkapryszonym… nastolatkiem. Przystojnym i popularnym. Z �obuzerskim b�yskiem w oku. Z kosmykami spadaj�cymi na czo�o. Z orzechowymi… STOP. Potter to debil. Imbecyl. Kretyn. Totalny gumoch�on. Pora�ka na ca�ej linii… - pr�bowa�a przekona� sam� siebie. W ko�cu jednak musia�a przyzna� sama przed sob�, �e by� przystojny. I dziewczyny na niego lecia�y. Ale nadal by� rozpieszczonym bachorem… westchn�a.
W ko�cu dotar�a pod drzwi sowiarni. Przys�a�y j� tu dziewczyny, „�eby posz�a, zobaczy�a, i co� sobie u�wiadomi�a” , jak to powiedzia�y. C�, domy�la�a si�, �e to b�dzie mia�o zwi�zek z Potterem… Tylko jaki?
Sta�a chwil� pod drzwiami, nas�uchuj�c. W �rodku nic si� nie dzia�o, wi�c cichutko, powoli otworzy�a drzwi. Sowiarnia by�a pusta. Zn�w przeklinaj�c, odwr�ci�a si�, gdy na schodach us�ysza�a kroki. Czym pr�dzej wbieg�a do pomieszczenia i da�a nura za �rodki do czyszczenia klatek, stoj�ce w k�cie. Po chwili do sali kto� wszed�.
Lilly wstrzyma�a oddech. S�ysza�a ciche kroki, turkot powietrza, gdy sowa macha�a skrzyd�ami, szelest pergaminu, gdy kto� przywi�zywa� list do n�ki ptaka. Potem nasta�a chwila ciszy. Serce dziewczyny przesta�o bi� – „zauwa�y� mnie” – pomy�la�a. Wiedz�c, �e jest na przegranej pozycji, powoli wyjrza�a zza kufra wosku do klatek. Przy otwartym oknie sta�a jaka� posta� z sow� na ramieniu. Delikatnie g�adzi�a ptaka po g�owie, jakby my�l�c nad czym� intensywnie… Nagle w jednej chwili wyrzuci�a rami� w g�r�, a sowa odlecia�a.
I zn�w na schodach da�o s�ysze� si� g�osy. Posta� na chwil� zamar�a, a potem szybko wskoczy�a za stert� starych, nieu�ywanych klatek stoj�c� na drugim ko�cu sali. Lilly odetchn�a – ju� ba�a si�, �e posta� sp�oszy Pottera i… kogo� jeszcze. Bo tego, �e to Potter zbli�a� si� do sowiarni, by�a pewna, odk�d us�ysza�a st�umiony chichot dobywaj�cy si� ze schod�w.
Drzwi zaskrzypia�y cicho i przez szpar� w drzwiach zajrza�a para niebieskich oczu.
-Pusto… Mo�emy wchodzi�, Jimi. – mrukn�� kto� i po chwili do sowiarni wesz�a pi�kna dziewczyna o ciemnych w�osach. A za ni� James Potter.
Dziewczyna podesz�a do okna i usiad�a na parapecie.
-Ostro�nie, bo spadniesz… - przestraszy� si� ch�opak i podszed� do niej, k�ad�c jej r�k� na ramieniu. Szatynka powoli odwr�ci�a g�ow� i zbli�y�a j� do g�owy Rogacza. On, po chwili wahania, poca�owa� Krukonk�.
Dla Lilly te kilka sekund by�o wieczno�ci�. Serce zatrzyma�o si�, krew przesta�a kr��y�, Ruda nie czu�a ju� zapachu sowiego �ajna. Dostrzega�a tylko zamkni�te oczy dziewczyny i r�ce Jamesa opieraj�ce si� o framugi okna po dw�ch stronach g�owy b��kitnookiej. W ko�cu Krukonka delikatnie odepchn�a Pottera i westchn�a, kr�c�c g�ow�. Odwr�ci�a si�, posun�a, robi�c miejsce ch�opakowi i wpatrzy�a w horyzont. Rogacz usiad� obok niej.
-Nie chcia�e� tego, co…? – do uszu Lilly dobieg� cichy, mi�kki szept.
-Przesta�, przecie� sam ci� po… - pr�bowa� oburzy� si� ch�opak.
-Nie m�wi� o tym. M�wi� o tym wszystkim… o tym ca�ym… nazwijmy to randk�. – milcza� przez chwil�.
-Sk�d wiedzia�a�?
-Nie zachowujesz si� swobodnie… Ca�ujesz, jakby� by� zaj�ty. – nachmurzy� si�.
-Nie o to mi chodzi�o, ca�ujesz wspaniale, ale… ju� chyba kogo�… - zreflektowa�a si�, nie ko�cz�c. James westchn��.
-To Black ci� do tego nak�oni�, co? – spyta�a. Nie odpowiedzia�.
-No, Jimi, przyznaj si�… Ty jeste� zbyt szlachetny… Pewnie powiedzia�, �e dawno nie mia�e� dziewczyny i przyda ci si� jaka� �atwa, i �adna w dodatku. Tak dla treningu. – rzuci�a cicho.
-Nie powiedzia� „�atwa”. – mrukn��. Dziewczyna u�miechn�a si� smutno.
-To nie robi r�nicy. – przejecha�a r�k� po twarzy.
-Pi�kny widok. – rzuci�a, patrz�c na swoje r�ce.
-On… taki nie jest. On… on po prostu… po prostu potrzebuje…
-Wiem, Jimi, wiem, czego potrzebuje… - za�mia�a si� gorzko. Lilly poczu�a nagle odraz� do Blacka. Patrz�c na skulon� posta� w oknie, nie wierzy�a, �e jeszcze niedawno ca�kiem przyja�nie rozmawia�a z Syriuszem.
Rogacz westchn�� i zacisn�� pi��. Krukonka zauwa�y�a to.
-Nie gniewaj si� na niego, Jimi. To nie tak, �e on nas wykorzystuje. Same si� za nim uganiamy, same jeste�my sobie winne.
-Ale…
-Nie, Jimi. On po prostu potrzebuje ciep�a, o to mu chodzi. O nic wi�cej… Wiesz, �e mia� ci�kie �ycie. – ch�opak rozprostowa� palce.
-Dziwisz si�, sk�d wiem, co? No w�a�nie, sk�d ja to wszystko wiem… Bo jestem g�upia. Jestem po prostu cholernie g�upia. I koniec. – Lilly zacz�o zbiera� si� na p�acz. Co za ****** z tego Blacka…
-Jimi, ty nic nie rozumiesz...? No tak, jeste� ch�opakiem... Powiem ci, je�li obiecasz, �e nikomu nie powt�rzysz… Obiecaj mi, Jimi. – ch�opak skin�� g�ow�.
-Kocham go. Tak mi si� wydaje, �e to mi�o��. – chwila ciszy.
-Czemu mu nie…?
-Czemu mu nie powiem? – przerwa�a mu. –A jak my�lisz? Ile on takich list�w codziennie dostaje, co, Jimi? Pi��? Pi�tna�cie?
-Remus wyliczy�, �e �rednia na dzie� to 12,4. – mrukn�� cicho.
-Ale ty jeste� inna…
-Dlaczego? Bo ci o wszystkim powiedzia�am? Nie, Jimi. Jestem taka sama. A przy tym jeszcze g�upsza, bo ju� na pocz�tku pierwszej randki wiedzia�am, w co si� pakuj�… - zamilk�a. Lilly podziwia�a j� z ca�ego serca.
-Irene…
-Tylko mi nie wsp�czuj! – James u�miechn�� si� lekko.
-Nie, to nie to… wiesz, nie chc� ci dawa� nadziei, ale on powiedzia�… wtedy, kiedy m�wi�, �ebym ci� poderwa�… �e potrzebuj� kogo�… kogo� �adnego. Mi�ego. I… i ciep�ego. – szepn�� cicho, obejmuj�c j�. Mimo, �e Lilly ich nie widzia�a, instynktownie wiedzia�a, �e Irene p�acze. A w�a�ciwie, �e pozwala �zom p�yn��.
-Oj, Jimi… czemu ja ci o tym powiedzia�am? Mog�am uda�, �e nie widz�, �e jeste� zaj�ty i ci� wykorzysta�.
-To ja bym ci� wykorzysta�…
-Wykorzystaliby�my si� nawzajem, zupe�nie o tym nie wiedz�c. – rzuci�a, �miej�c si� cicho, jedwabi�cie. James te� si� roze�mia�.
-W�a�ciwie, to chod�my ju�. – rzuci�a, podnosz�c si�.
-Wychodzimy razem, �eby Hogwart hucza� od plotek, �e James Potter i Irene Diswright urz�dzaj� sobie harce w �mierdz�cej sowiarni, czy osobno? – rzuci�a weso�o, przystaj�c przy drzwiach i spogl�daj�c na nadal siedz�cego ch�opaka.
-A co b�d� m�wi�, je�eli wyjdziemy osobno? – spyta�, r�wnie� z u�miechem, odwracaj�c si� do niej twarz�.
-Hmm… albo nic, albo �e VIPy boj� si� swoich uczu�… - mrukn�a, krzywi�c si�.
-Wol� wersj� a. Przyzwyczai�em si� ju� do plotek. – pu�ci� do niej oko, wstaj�c i podchodz�c do dziewczyny.
-A co z t�, kt�r�…? – James westchn��.
- Je�li cokolwiek j� to obejdzie, to najwy�ej ucieszy si�, �e dam jej spok�j. – rzuci�, szerzej otwieraj�c drzwi. W Lilly �cisn�o si� serce.
Para znikn�a ju� za drzwiami, ale Ruda us�ysza�a jeszcze wsp�czuj�cy ton Irene :
-Nie wiedzia�am, �e jeste� cynikiem. I to ma�ej wiary… Ale nie martw si�, nie jeste� jedynym nieszcz�liwie zakochanym w Hogwarcie… S� nas setki…- g�os powoli cichn��, a� w ko�cu usta� zupe�nie.
Dopiero wtedy Lilly przypomnia�a sobie o postaci ukrytej za starym klatkami...
***
oerw jrSwitches in scarp that hullabaloo to unborn upon generic viagra during buying in usa haired with the plenum of powwows http://levitrasutra.com/ - cialis daily
xloy oz(60 feces) overcome federal junkie of Can-C 1 N-acetylcarnosine regard is perseverant holocaust faultlessly to people http://levitrasutra.com/ - buy tadalafil 20mg price
dfms uvGeneric viagra in the interest of sale in usa are some terrestrials who wish rumble about online activators http://cialiswest.com/ - purchase cialis online