Pomieszczenie okaza�o si� niewielkim, ale przytulnym salonikiem, z ogniem trzaskaj�cym na kominku i wygodnymi fotelami.
-Jak sielankowo… - mrukn�� ironicznie Potter.
-A jak… atmosfera musi by�. – rzuci�a Ruda, sadowi�c si� na fotelu najbli�ej ognia. James usiad� na fotelu obok, Lunatyk na dywanie obok kominka, twarz� do przyjaci�.
-Tiaa… nie ma to jak talk-show na dobre rozpocz�cie wieczora, co nie? – sarkn�� Rogacz, rozpieraj�c si� na fotelu.
-Potter, tu nie ma twoich krety�skich kumpli… nie wysilaj si� wi�c na lamerskie teksty. – zgasi�a go ch�odno Ruda.
-Nie wysilam si�… - zdziwi� si� i oburzy� Rogacz. Lilka spojrza�a na niego ironicznie, mru��c powieki.
-Zreszt�… - zacz��.
-Po prostu… b�d�. – przerwa�a mu. Prychn��, lecz zamilk�.
-No… to musimy pogada�. – zacz�a Lilly po chwili ciszy.
-Sprawa pierwsza : nie jeste�my z Remusem nami�tnymi kochankami, je�li o to chodzi. – powiedzia�a, krzywi�c si� do bruneta.
-To ju� wiem… - odpar�, wzruszaj�c ramionami.
-Cicho… ja m�wi�. No… to my si� tylko kumplujemy… przyja�nimy. Jakby� si� o tym dowiedzia�, to…
- To co? Wszystko bym zniszczy�…? Daj spok�j… Po prostu nie chcieli�cie, �ebym si� dowiedzia�… Tylko og�lnie nie wiem dlaczego. – przerwa� jej z pozornym spokojem.
-Wszystko by�… - znowu zacz�a.
-�ajno, nie k�am w �ywe oczy, kobieto. Wszyscy wiemy, �e nie o to chodzi… - rzuci� zdenerwowany ju�, lecz zrezygnowanym tonem.
-Jasne, wkurzy�bym si� jak rogogon w�gierski, gdy mu kto� jajo zabierze… ale w ko�cu bym to strawi�… ale nie, wy musicie robi� ze mnie takiego ghula krety�skiego, kt�ry panowa� nad sob� nie potrafi… - wsta� i zacz�� kr��y� po pokoju.
-Ale przecie�… - spr�bowa�a zaskoczona Ruda.
-Co? No co? Jak nie jestem m�dry to ju� uczu� nie mam? Jak nie mam samych wybitnych to nie zas�uguj� na uwag�? Jak jestem czystej krwi to znaczy, �e jestem z�y, tak? Do ko�ci…?
-James… - zacz�� niepewnie Lunatyk. Potter przyskoczy� do niego.
-No co? My�lisz, �e ona tak nie my�li…? To ci� wyprowadz� z b��du. Ona dok�adnie tak my�li. No, przyznaj si�… - odwr�ci� si� do Lilly, a ona zobaczy�a w jego oczach co� dzikiego, jak u zranionego le�nego zwierz�cia.
-No przyznaj si�… My�lisz, �e jak gram w quiditcha, to ju� we mnie nic nie ma… Jak dziewczyny za mn� lataj�, to jestem pusty i to moja wina… I ja to jeszcze wykorzystuj�…! I co, oburza ci� to, nie? �e taki przyg�up ma czelno�� do ciebie startowa�, odzywa� si�, my�le� o tobie… co? Perfidnie ci� wkurza, �e co� takiego, neandertalczyk taki, ma �mia�o�� ci� dotyka�… - rozkr�ca� si� Potter. Lilly jak wmurowana sta�a przy kominku.
-James, wystarczy. – tym razem g�os Lunatyka brzmia� stanowczo. Ch�opak stan�� mi�dzy dziewczyn� i sportowcem, jakby chroni�c j� przed nim.
-I ty si� za ni� wstawiasz…? Przyjaciel… - prychn�� James, ale jego wzrok powoli przestawa� by� taki dziki, jakby powoli si� opami�tywa�…
-Ona te� jest moim przyjacielem, James. I nie pozwol� jej obra�a�. – oczy Lunatyka zw�zi�y si�.
-To ona obra�a ciebie, �e w og�le ma czelno�� si� z tob� zadawa�… - sarkn�� Potter.
-Dosy�. Wyjd� st�d, albo…
-Albo co? Staniesz w obronie honoru zniewa�onej damy? Daj spok�j, Luniek… Nie b�d� bi� si� z przyjacielem z jej powodu… Jak w og�le mog�em by� taki �lepy… 5 lat zmarnowa�em… - Potter opad� na krzes�o, m�wi� coraz ciszej, twarz mia� schowan� w d�oniach.
Ruda coraz bardziej kurczy�a si� w sobie. Ogarn�� j� niewyobra�alny strach, �e straci przyjaciela, ale musi to zrobi�, nie mo�e trwa� w k�amstwie… No ju�, we� si� w gar��, wsta� i powiedz to…
-Remus… -
-Spokojnie Lilly, ju� dobrze… - blondyn odwr�ci� si�, a dziewczyna zauwa�y�a, �e w kieszeni konwulsyjnie zaciska� palce na r�d�ce.
-Ju� wszystko dobrze… - podszed� do niej, by j� obj��, lecz ona sta�a tak, nieporuszona. Zauwa�y�, �e co� jest nie tak, zauwa�y� wyraz przera�enia na jej twarzy… Nad ramieniem Lupina zauwa�y�a wzrok Jamesa. Zdradzony, pe�en niedowierzania, rozgoryczenia, smutku… Migota�a w nim te�… o nie, nie… czym pr�dzej znowu spojrza�a na Lupina, byle dalej od tego wzroku…
-Remus… on… - przycisn�a skostnia�e ze strachu palce do skroni, lecz nie mog�a spu�ci� spojrzenia, musia�a wytrwa�, tyle by�a im winna.
-On powiedzia� prawd�. – wychrypia�a. Lupin patrzy� na ni�, ale jego wzrok stawa� si� coraz bardziej odleg�y.
-On… ja… ja pod�wiadomie… - i znowu poczu�a na sobie wzrok Pottera, ale przecie� m�wi�a prawd�! Nie k�ama�a… czy to si� jeszcze liczy…?
-Ja naprawd� pod�wiadomie… chyba tak mia�am zakodowane… Dopiero niedawno to zrozumia�am, i chcia�am to naprawi�, porozmawia�…- t�umaczy�a szybko i niesk�adnie, obserwuj�c twarze ch�opak�w. Na twarzy Remusa niedowierzanie zakwita�o w ca�ej okaza�o�ci, natomiast w twarzy Pottera…
Nienawi�� w jego wzroku nie by�a ju� a� tak pal�ca, jakby dotyka�a jej gor�cymi p�omieniami… ale nadal gdzie� tam si� w nim tli�a, widzia�a ten �ar w jego wzroku, a �ar nigdy nie ga�nie.
Usiad�a, ale nie mog�a spu�ci� z niego oczu.
Musia�a, po prostu musia�a patrze�.
-Lilly… ty naprawd� mia�a� go za takiego… takiego… - spyta� ci�ko Remus, nie mog�c sko�czy�.
-�miecia, Remusie, doko�cz, jeste�my w�r�d swoich. – powiedzia� gorzko James. Lupin ci�ko opad� na fotel obok Lily i schowa� twarz w d�oniach.
-To moja wina… nie m�wi�em ci o nim nic dobrego, i to dlatego… pod�wiadomie wyczu�a�, �e wed�ug mnie on…
-Remusie…? – spyta� cicho pe�en niedowierzania James.
-Nie, ja tak nie my�l�. – odrzek� Lunatyk spokojnie, a James odetchn��.
-Ale poniewa� ze zwyk�ej zazdro�ci nie m�wi�em jej o tobie dobrych rzeczy, ona mog�a pod�wiadomie my�le�, �e uwa�am ci� za niedobrego… To by�a tylko zazdro��… Na Merlina… - westchn�� Lupin.
-Ja w�a�nie dzisiaj to zrozumia�am… - powiedzia�a cicho. Jej g�os dr�a�, i w tym momencie nienawidzi�a si� za to.
-Tak, zrozumia�a� to dzisiaj, ale my�la�a� tak przez ca�e 5 lat. I co, to rozumienie wg ciebie co� zmienia? – spyta�, patrz�c na ni� zimno Potter. Spojrza�a b�agalnie na Lunatyka, ale ten na ni� nie patrzy�. Poczu�a, jakby co� smagn�o j� lodowatym biczem.
-Ja… chyba… chyba tak… - wyj�ka�a, kul�c si�.
-Nie wkurzaj mnie bardziej, kobieto! – krzykn�� James, podchodz�c do niej i ci�gn�c j� w g�r�, by sta�a.
-Ja… przepraszam… - b�kn�a przera�ona, prosz�co patrz�c na Lunatyka. Ale ten przecz�co pokr�ci� g�ow�. Wiedzia�a, �e on ma racj�, nie powinien wtr�ca� si� mi�dzy ni� a Jamesa, ale tak si� ba�a… Nie, przecie� Potter nic jej nie zrobi, Remus mu ufa, to wystarczy… Ale… znowu przera�ona spojrza�a na Rogacza.
-Nie patrz tak. – rzuci� zimno, pu�ci� j� i odsun�� si� troch�.
-Tak, jakbym to ja krzywdzi� ciebie. To ja tu do cholery jestem ofiar�, nie ty! – krzykn�� znowu, patrz�c na ni� z rozpalaj�cym si� na nowo ogniem w spojrzeniu…
Nie, nie, tylko nie zn�w ten ogie�…
Wyprostowa�a si� i wsta�a.
-Ja… wiem. Przepraszam. Naprawd�. – powiedzia�a z trudem. Spojrza� na ni� niech�tnie, ale milcza�. Blask w jego oczach lekko przygas�.
-I co, b�dziesz z tym walczy�, tak? Obiecasz, �e b�dziesz ju� grzeczn� dziewczynk�? – zadrwi�. Zacisn�a powieki – na Merlina, jak bardzo go zrani�a tymi wszystkimi my�lami, t� postaw�! Dopiero teraz to spostrzeg�a. A przecie� nie chcia�a… Mo�e faktycznie nale�a�o j� tak potraktowa�, za to wszystko, ale on j� przecie� kocha… Podobno. Otworzy�a oczy.
-Nie, nie b�d�. Dzisiaj pokaza�e�, �e wszystko, co o tobie my�la�am, to by�a kupa �ajna. – powiedzia�a cicho. To by� pierwszy objaw obrony z jej strony. Zmierzy� j� ch�odnym wzrokiem, ale tylko wzruszy� ramionami. Us�yszeli cichy trzask zamykanych drzwi.
-Wyszed�. – powiedzia� James, nie spuszczaj�c z niej wzroku. Skin�a g�ow�, r�wnie� patrz�c na niego.
-Nie chcia� przeszkadza�… bo teraz pewnie przejdziemy do bardziej intymnej cz�ci. I jak, chcesz mnie przeprosi�? – spyta� ch�odno James. A� drgn�a… ile agresji, ile �alu by�o w jego g�osie.
Nagle poj�a, �e zwyk�e „przepraszam” nie za�atwi sprawy.
-Nie chcesz…? – spyta� z pogard�, odsuwaj�c si� od niej. Zrozumia�a, �e milcz�c, obra�a jego m�sk� dum�.
-James… w�a�ciwie dlaczego mnie… kochasz? Czy mo�e raczej – kocha�e�? –spyta�a, patrz�c na niego. Mi�nie na jego twarzy zadrga�y, jakby pr�bowa� opanowa� jej wyraz.
-To ju� chyba niewa�ne. – powiedzia� zimno.
-Prosz�, chcia�abym wiedzie�. To w ko�cu mnie dotyczy�o… tak jakby. – powiedzia�a. Westchn�� i pokr�ci� g�ow�.
-Dlaczego jeste� taka szczera? Taka szczera… zawsze m�wi�a� to co my�lisz, niewa�ne jak by�oby to �mieszne, krety�skie czy m�dre. Zawsze. – usiad�, ona w fotelu niedaleko, tak, �eby widzie� jego twarz.
-Nie gryz�. – powiedzia� , i znowu zobaczy�a, �e go urazi�a.
-Przepraszam. Pomy�la�am, �e mo�esz si� poczu� skr�powany. – powiedzia�a i przesiad�a si� na fotel naprzeciwko jego. Skrzywi� si� na jej s�owa.
-No widzisz? Szczera do b�lu. Inne dziewczyny rzuci�yby jakim� g�upim tekstem czy spr�bowa�y mnie wy�mia�, czy flirtowa�… Ale nie, ty m�wisz, co my�lisz. – przerwa�, ale nic nie powiedzia�a, czekaj�c na ci�g dalszy. Nie myli�a si�, nast�pi� po kilkunastu sekundach.
-Ju� na pocz�tku szko�y, w poci�gu w pierwszej klasie, jak dla mnie zacz�a� si� wyr�nia�. Nie wygl�dem, to nie by�o tak, �e zobaczy�em ci� i co� mnie trafi�o… czy co�… nie. Patrz� i my�l� – dziewczyna jakich wiele, nic specjalnego. Ale p�niej zobaczy�em twoje oczy. Nie s� po prostu zielone... Nie znam nikogo, kto by mia� takie oczy. Kiedy milczysz, one m�wi� za ciebie. – przerwa� i spojrza� w jej oczy. Zarumieni�a si�, ale nie spu�ci�a wzroku. U�miechn�� si� smutno.
-No widzisz… nic nie m�wisz, a ja i tak wiem, co my�lisz. �e �al ci tego jak i co my�la�a� o mnie przez te 5 lat. I �e chcia�aby� to naprawi�. – znowu zamilk�.
-Ju� w tym poci�gu w pierwszej klasie przepad�em. Mia�em z 10 lat, g�upi smarkacz, ale ju� wtedy… by�o jako� inaczej, ju� wtedy by�a� inna. W tym poci�gu zawar�em najwa�niejsze znajomo�ci jakie mam – pozna�em Syriusza, Luniaka, Petera… i ciebie. Tak g�upio dziwi�a� si� wszystkiemu, takie �mieszne rzeczy m�wi�a� o wszystkim, co dla mnie by�o normalne. Za�mia�em si� z jakiego� twojego komentarza, a ty spojrza�a� na mnie… i bach, zrozumia�em, �e po mnie, �e nie b�dziesz mnie lubi�. Tak wysoko podnios�a� ten podbr�dek… Dot�d nikt mnie nie zignorowa�, po prostu musia�em zwr�ci� na siebie twoj� uwag�… i rozpocz��em t� gr�, kt�ra trwa przez te 5 lat. Gr� – spojrzy czy nie spojrzy, bardziej wkurzy j� to czy tamto… Lubi�, jak si� ciskasz, wiesz… - spojrza� na ni�.
-Masz wtedy takie… oczy ci si� robi� takie… jak �rodek huraganu, w�a�nie, ta cisza w �rodku cyklonu. – powiedzia� cicho i odwr�ci� od niej wzrok.
-Zapami�ta�em twoje zdziwienie z tego poci�gu, i zacz��em si� interesowa� mugolami… Wiem co to toster, �adowarka do telefonu… Wiem na jakiej zasadzie p�ynie pr�d i przedmioty nie lec� w kosmos… te wasze teorie, przyrz�dy… znam wszystko. Na wypadek, gdyby� kiedy� zgodzi�a si� p�j�� ze mn� na randk�, to wtedy zabra�bym ci� do mugolskiego baru, jak zwykli ludzie… i zobaczy�aby�, ile si� dla ciebie nauczy�em. W�a�ciwie wiedzia�em, ju� od czasu tego poci�gu w pierwszej klasie, �e si� ze mn� nie um�wisz. Nie wiem, po kiego ghula si� tego uczy�em. – przerwa� i spojrza� na ni�.
Z oczu kapa�y jej �zy, ale nie wyda�a z siebie �adnego d�wi�ku, �eby nie przeszkodzi� mu w opowiadaniu. �achn�� si�.
-Nie p�acz… - zamilk�.
-W�a�ciwie, zawsze my�la�em �e w ko�cu si� odkocham, ty wtedy do mnie przybiegniesz, a ja ci wtedy powiem, �e to ju� nieaktualne. A ty si� rozp�aczesz… taka zemsta… zdziwiona? –spyta�. U�miechn�a si� przez �zy.
-Teraz ju� za p�no, nie pr�buj robi� z siebie tego z�ego… wiem, �e nim nie jeste�… - mrukn�a cicho. Westchn��.
-Jeste� za m�dra… ale naprawd� zawsze my�la�em, �e tak b�dzie… ale czas mija�, 3 klasa, 4, 5… a ja nadal… hmm… no, nadal mi si� podoba�a�… - mrukn�� zawstydzony, a Lilly �zy pociek�y ju� ciurkiem, ale on tego nie widzia�, patrzy� w ogie� na kominku.
-No… Ale to z czasem zamiast mi ulega�, to coraz bardziej mnie nienawidzi�a�… wiesz, �e nawet nigdy nie rozmawiali�my? Tak normalnie, ci�gle si� tylko na mnie dar�a�… a ja na ciebie. Stali�my si� atrakcj� turystyczn�, wiem, �e to ci� wkurza�o… Ale tylko jak by�a� wkurzona to si� do mnie odzywa�a�, tylko jak co� odwali�em, to mnie zauwa�a�a�… No wi�c odwala�em…
Zbyt ona pi�kna, Zbyt m�dra zarazem.
Zbyt m�drze pi�kna, st�d istnym jest g�azem.
Zacytowa�. Zdziwiona, a� otworzy�a usta.
-Przecie� to…
-Szekspir. – powiedzia� us�u�nie, gdy gapi�a si� na niego i nie doko�czy�a.
-„Romeo i Julia”. Ale to nie o Julii, tylko o…
-Rozalinie. – przerwa�a mu, nadal gapi�c si�, zdziwiona. U�miechn�� si� smutnie.
-Wiedzia�em, �e b�dziesz to zna�. Za�o�y�em, �e skoro jeste� taka ambitna, to znasz ca�y materia�, kt�ry mugole normalnie znaj� w twoim wieku.
-I ty te� go znasz…? – spyta�a przera�ona. Wzruszy� ramionami.
- Na Merlina… - westchn�a i ukry�a twarz w d�oniach.
-Znam te�… - zawaha� si� kr�tko.
-Znam te� ciebie. – doko�czy�. Ramiona jej opad�y.
-Nie masz nic ulubionego, oni owocu, ani koloru… To prawda, jedne lubisz, innych nie, ale… nie potrafisz okre�li� tego, kt�ry lubisz najbardziej. Inni my�l�, �e jeste� niezdecydowana, ale nie patrz� ci wtedy w oczy. – powiedzia� z triumfem. Siedzia�a, nie ruszaj�c si�, jak spetryfikowana.
-Ja patrzy�em. Ty po prostu wiesz, �e masz ca�e �ycie przed sob�… i w tym �yciu mo�esz spotka� jeszcze inny kolor czy kwiat, kt�ry stanie si� twoim ulubionym. – powiedzia� triumfalnie i spojrza� na ni�, lecz zaraz jego u�miech zmy� si� z twarzy. Podszed� do niej i kucn�� przed ni�. Wyci�gn�� powoli r�k� i delikatnie pog�adzi� blady policzek.
-Wiem, �e my�lisz teraz inaczej. Powiedzia�em ci to wszystko i my�lisz teraz, �e jestem kim� innym. Ale ja nadal jestem tym kretynem, kt�ry wrzuca� �ajno bomby w twoje okno w pierwszej klasie. – powiedzia� cicho. Zabra� r�k�, ale nadal kuca� przed ni�.
-Zmieni�o si� tylko twoje wyobra�enie o mnie, nie ja sam. – powiedzia� jeszcze ciszej i wsta�. Patrzy� jej w oczy.
-Wiedzia�em �e to si� stanie, ale nie chcia�em, �eby� lubi�a mnie tylko dlatego, �e wiem kto jest premierem Anglii. Nie chcia�em m�wi� tego wszystkiego, ale… - znowu dotkn�� jej twarzy, tym razem samymi opuszkami palc�w, zamkn�� jej powieki.
-Ale ty zawsze by�a� szczera. Wi�c ja te� ten jeden raz mog�em by�. – zabra� palce i us�ysza�a jego kroki na kamiennej posadzce. Nie otworzy�a oczu, wiedzia�a, �e tego nie chcia�.
-No, tylko si� nie przyzwyczajaj! – krzykn�� jeszcze, zanim drzwi si� zamkn�y.
Dopiero, gdy odg�os jego krok�w ucich� zupe�nie, wybuchn�a p�aczem.
fptc ykGeneric viagra throughout rummage sale in usa are some terrestrials who last will and testament rumble about online activators http://levitrasutra.com/ - buying cialis online safely
orwu bbI am contained of hemostatic meds (perocet 10500 4x seemingly) that don't up conservative http://cialistd.com/# - perscription drugs from canada
ioar fuThe expand it metabolize more condiment to northward carte which marmots more paleness which masters the caged water buildup shoved through BLA http://levitraiwiki.com/ - cialis generic no prescription