Dzi�kuj� Wam bardzo serdecznie za wszystkie komentarze. One motywuj� mnie do dalszego pisania.
Je�eli chodzi o imi� "Rosalie" to przynaj� bez bicia, �e rzeczywi�cie wzi�am je ze "Zmierzchu". Nie wiem czemu... Tak jako� odruchowo, bo mi si� podoba ;]
A co do Rolfa... To historia mo�e wydawa� si� oczywista, ale przygotowa�am co� innego. Nie chc� zdradza�, ale mam nadziej�, �e Was ni� zaskocz�.
Zapraszam do czytania!
Reszta lekcji min�a w miar� spokojnie, nie licz�c mojej wpadki na eliksirach, kiedy to przez zupe�ny przypadek, wyla�am na w�ciek�� ju� Rosalie pr�bk� mojego eliksiru, gdy chcia�am j� zanie�� profesorowi Sanpe'owi. Skutkiem tego by�o pokrycie si� r�k mojej wsp�lokatorki niezliczonymi b�blami, kt�re co kilka sekund wybucha�y, oblewaj�c szat� dziewczyny pomara�czowo-zielon� mazi�, kt�ra nie pachnia�a zbyt przyjemnie, wrecz powiedzia�abym odrzucaj�co. A� sobie zatka�am nos wsuwk� do w��s�w, znalezion� gdzie� w g��bi torby szkolnej. Co ona tam robi�a? Yh.. Niewa�ne.
- Ty... Zobacz co narobi�a�! - krzykn�a Rosalie, kiedy na jej zadbanych d�oniach pojawi�y si� pierwsze b�belki. - Jak ja teraz wygl�dam? Odpowiedz! - unios�a oskar�ycielkso r�k�, kt�ra powoli stawa�a si� pomara�czowa.
- To by�o przypadkowo. - powiedzia�a z wyrzutem, odwracaj�c si� do niej plecami, bo mimo wsuwki nadal czu�am ten zapach.
- Do��. - profesor Snape podszed� do nas, jak zobaczy�am w odbiciu kocio�ka i stan�� tu� przy Rosalie. - Ty siadaj na miejsce. - wskaza� na mnie, podczas gdy ja natychmiast wykona�am polecenie. - A ty do Skrzyd�a Szpitalnego. Natychmiast.
Przez nast�pne dziesi�� minut, jakie zosta�o do ko�ca lekcji, sieka�am na drobne kawa�eczki resztki korzonk�w, kt�rych nie wykorzysta�am.
* * *
- I nareszcie koniec. - powiedzia�a Emily, kiedy wysz�y�my z dusznej sali od transmutacji.
- Prawda. - odpowiedzia�am z u�miechem. - Ale czeka nas kupa zada� domowych...
Dziewczyna za�mia�a si� kr�tko acz �yczliwie.
- Lunu�, nie kupa. - spojrza�am na ni� pytaj�co. - Du�o, wiele, mas�.
- A czy to nie to samo? - zapyta�am po chwili milczenia, kiedy wchodzi�y�my po schodach.
- Niee.
Ale nie zwa�aj�c na s�ownictwo, rzeczywi�cie mia�y�my sporo zadane. Jakby nie mogli da� nam sobie odpocz�� jeszcze przez tydzie�. A potem mogli by si� na nas wy�y� do ko�ca roku szkolnego... Chocia� to z�y pomys�.
Siedzia�y�my w bibliotece prawie ca�e popo�udnie. Szczeg�lnie ci�ko mi by�o si� upora� z zadaniem z zielarstwa. Jakie� takie dziwne by�o, wog�le nie logiczne. No, ale w ko�cu gdy ma si� obok kogo� takiego jak Em, nie mo�na nie odrobi� zadania. Dziwnym trafem okaza�o si� nadzwyczaj w �wiecie, �e czytam tre�� zadania do g�ry nogami! Ale jak to si� sta�o to ja nie wiem... Najwyra�niej czas do okulisty.
- Matko! - zawo�a�am, kiedy usiad�am na krze�le, oddychaj�c ci�ko. - Sk�d wzi�o si� tutaj tyle ksi��ek? I to jeszcze takich. - wskaza�am palcem na trzy opas�e tomiska, kt�re potrzebowa�am do zadania. Tyle si� nam�czy�am z ich przyniesieniem.
- To jest biblioteka. - Emily nawet nie podnios�a wzroku znad swojej pracy.
Westchn�am ci�ko i teoretycznie zabra�am si� do pracy. Na pergaminie, kt�ry powinien zape�nia� si� literkami, zacz�am malowa� r�ne kszta�ty. Czasami wychodzi�y bardzo ciekawe obrazki; centaur ze skrzyd�ami, hipogryf z czerwonym nosem jak u mugolskich klaun�w czy profesor McGonagall z g��wk� kapusty zamiast g�owy.
- Co ty tam malujesz? - zapyta�a po chwili, si�gaj�c do torby po nowe pi�ro.
- Yyy... Ja? - my�lami znowu odp�yn�am do wydarze� dzisiejszego ranka. - Nic takiego. - machn�am szybko r�d�k� i obrazki znikn�y.
Przyci�gn�am do siebie ka�amarz oraz pi�ro i zabra�am si� do pracy. Jednak sz�o mi to do�� opornie. Literka za literk�, s�owo za s�owem, a w dziesi�� minut napisa�am dwa zdania.
- Emily, ja chyba sko�cz� to p�niej... - wyzna�am, spogl�daj�c na przyjaci�k�.
- P�niej? Ale wiesz, przecie�, �e masz szlaban...
- Dam rad�. - odpowiedzia�am ju� pewniej, pakuj�c ksi��ki do torby. - Spotkamy si� w Pokoju Wsp�lnym wieczorem.
Ruszy�am schodami do Sali Wej�ciowej. Chcia�am w ciszy i ca�kowitym skupieniu przemy�le� dwie sprawy. Zwi�zane z Rosalie i Rolfem.
Na zewn�trz wia� lekki wiaterek, kt�ry rozwiewa� mi w�osy. B�onia szkolne by�y dzisiaj wyj�tkowo puste, mo�e ze trzy osoby siedzia�y pod wielkim d�bem i g�o�no si� �mia�y. Swoje kroki zamiast w moje ulubione miejsce nad brzegiem jeziora, skierowa�am do chatki Hagrida. Mi�ego gajowego, kt�ry mia� wielkie zami�owanie do niebezpiecznych zwierz�t magicznych, kt�re w jego oczach by�y ca�kiem milutkie. Zapuka�am do drewnianych drzwi i odczeka�am chwilk�, przygl�daj�c si� wzorkom na po��k�ych firankach w oknach.
- A kogo ja tu widz�. - Hagrid otworzy� drzwi i natychmiast si� u�miechn��. - Wchod�, wchod�.
Izdebka by�a jak zwykle zagracona mn�stwem niepotrzebych rzeczy, ale mimo to, by�o tu ca�kiem przytulnie, tak jak lubi�am najbardziej. P�omienie w kominku weso�o trzaska�y, rzucaj�c md�e cienie na wielkie ��ko przykryte kolorow� pierzyn�.
Usiad�am na mi�kkim fotelu przy oknie, popij�c herbat�, kt�r� wr�czy� mi gajowy chwil� wcze�niej.
- I jak drugi dzie� szko�y? - zapyta�, siadaj�c na przeciwko mnie.
Wzruszy�am ramionami.
- Ci�ko. - nie zamierza�am k�ama� mu w �ywe oczy, m�wi�c, �e min�� mi wspaniale. - Pok��ci�am si� z Rose...
- To twoja wsp�lokatorka?
Pokiwa�am g�ow�, wys�uchuj�c Hagrida, kt�ry radzi� mi abym z ni� porozmawia�a, �e na pewno si� wszystko wyja�ni. Ale ja nie by�am jednak tego taka pewna. Nie rozumia�am jednego, jak mo�na by�o si� obrazi� o tak� g�upot�?
- Ale mo�e pom�wmy o czym� weselszym. - zaproponowa�. - Chcesz zobaczy� jak si� maj� testrale?
- Jasne. - odpowiedzia�am z o�ywieniem. - Jak si� maj�?
- Ostatnio zrobi�y si� jakie� niespokojne... Mo�e one te� odczuwaj� jakie� zagro�enie... - zamy�li� si�, a na jego czole pojawi�y si� drobne zmarszczki.
Wpad�am na pewien pomys�.
- Mog�abym do nich p�j��? - wiedzia�am, �e Hagrid si� zgodzi, ale zawsze go o to pyta�am.
- Oczywi�cie. - u�miechn�� si�.
Dopi�am wszybko herbat�, wspi�am si� na palce, aby poca�owa� gajowego w policzek i wysz�am z chatki. Wcze�niej zerkn�am tylko na wielki zegar na �cianie; wskazywa� dziewi�tnast�, a wi�c mia�am jeszcze godzin� do szlabanu.
Mimo, �e �wieci�y jeszcze ostatnie promienie s�oneczne, to Zakazany Las jak zwykle zia� ciemno�ci� i napawa� wi�kszo�� uczni�w Hogwartu nieokre�lonym strachem. Ale ja nie widzia�am w nim nic gro�nego. Owszem, przebywa�y tu jakie� gro�niejsze stworzenia magiczne, ale wystarczy tylko trzyma� si� od ich miejsc z daleka.
Ruszy�am �wawym krokiem �cie�k�, poprawiaj�c torb� z jedzeniem dla testrali, kt�r� dosta�am od Hagrida, przed opuszczeniem chatki. Przygl�da�am si� pniom wysokich drzew, kt�rych korony niemal dosi�ga�y nieba. S�ucha�am ciszy, kt�ra przewa�nie wype�nia�a Zakazany Las, tak�e i teraz, chocia� nie wiedzia�am czy to mo�liwe. Koi�a ona moje sko�atane my�li, pozwalaj�c racjonalnie my�le�. Nie wiedzia�am czym bardziej si� przejmuj�. Bola�o mnie nag�e odtr�cenie Rose, nie mia�am zielonego (ani innego koloru) poj�cia, dlaczego tak si� dzisiaj rano zachowa�a. Ale za� intrygowa�a mnie sprawa Rolfa. Chcia�am z nim dzisiaj porozmawia�, ale zaraz po lekcjach znikn�� gdzie�.
W ko�cu dosz�am do niewielkiej polany. Pokryta by�a ciemnozielon� traw�, po kt�rej st�pa�y tajemnicze stworzenia. Testrale. Podesz�am bli�ej, si�gaj�c jedn� r�k� do torby i wyci�gaj�c z niej czerwone jab�ko. Hagrid wiedzia�, �e one jedz� tylko mi�so, ale mimo to pr�bowa� je przekona� do owoc�w i warzyw. Jak na razie, bez widocznych efekt�w.
Nagle us�ysza�am czyje� kroki i zaciekawiona odwr�ci�a wzrok.
Ku mnie st�pa� ch�opak o ciemnych w�osach i zielonych oczach. Mia� na sobie szkoln� szat�, z wyszytem herbem Gryffindoru. By� to nie kto inny jak Harry Potter.
- Cze��. - powiedzia�am weso�o.
- Hej... - podszed� bli�ej i zatrzyma� si� tu� przed m�odym testralem. - Co to jest? - zapyta� cicho, spogl�daj�c na mnie. W jego oczach dopatrzy�am si� zaciekawienie, ale tak�e t�umiony gdzie� gniew i niepokoj. Chyba wiedzia�am sk�d one si� wzie�y.
- Testrale. - odrzek�am, rzucaj�c na ziemi� jab�ko, w kierunku testrala, kt�ry w�cha� traw� przed Harrym. Gryfon spojrza� na mnie zdziwony, ale zaraz potem zn�w odwr�ci� g�ow�.
- Dlaczego inni ich nie widz�?
Wyt�umaczenie nie by�o zbyt zabawne. Przywodzi bolesne wspomnienia...
- Widz� je tylko ci, kt�rzy widzieli jak kto� umiera�. - odpowiedzia�am powoli, przygl�daj�c si� Harry'emu.
- A wi�c... - nie da�am mu doko�czy�, tylko pokiwa�am g�ow�.
- Moja mama. - odrzek�am kr�tko. - Mia�am wtedy dziewi�� lat... By�a taka kochana. - przypomnia�am sobie w tym momencie, jak razem z ni� pojecha�am nad morze. To by�o wspania�e prze�ycie, kt�rego napewno nigdy nie zapomn�. Bardzo mo�liwe, �e kiedy� o nim sobie napisz�.
Po chwili milczenia, spojrza�am na testrale. Jeden z doros�ych osobnik�w, w�a�nie rozpostar� skrzyd�a. By�y takie du�e i takie tajemnicze oraz by� mo�e lekko przera�aj�ce. Wyda� z siebie niski, gard�owy ryk. A� ciarki przebieg�y mi po plecach.
- Przykro mi. - odezwa� si� Harry, na co ja u�miechn�am si� i si�gn�am do torby.
- Te� za ni� t�skni�... Najcze�ciej w nocy, kiedy nie mog� spa� albo mam koszmary. Ale za to mam najwspanialszego tat� pod s�o�cem. - wyj�am z torby kawa�ek mi�sa i rzuci�am na ziemi�. Testral natychmiast podbieg� i zacz�� je zajada�, �e po kilku sekundach nic z niego nie zosta�o; za�mia�am si� cicho. - Obydwoje zreszt� ci wierzymy. - Harry wytrzeszczy� oczy ze zdziwienia. - O tym, �e znowu powr�ci� Sam-Wiesz-Kto, chocia� to niezbyt mi�a wiadomo��...
- Dzi�ki. Raczej niewiele os�b tak my�li.
- Och, jest ich wi�cej ni� my�lisz. - �achn�am si�. - Masz mo�e zegarek? - zapyta�am z innej beczki, podaj�c stworzeniu jeszcze jeden kawa�ek mi�sa.
- Za pi�tna�cie �sma. - odpowiedzia� Harry, spogl�daj�c na zegarek. - Chyba b�d� ju� szed�...
Zosta�o mi pi�tna�cie minut... To w sumie du�o, ale postanowi�am ju� wraca�.
- Je�eli nie masz nic przeciwko to p�jd� z tob�. - rzek�am, a gdy u�miechn�� si�, co uzna�am za odpowied� twierdz�c�, ruszy�am pierwsza t� �cie�k� co wcze�niej.
Szli�my w ciszy. Moje wachania nastroj�w, cz�sto mnie zaskakiwa�y. Gdy sz�am na polan�, by�am smutna i taka zagubiona jak ma�e dziecko w obcym mie�cie. A teraz? Najch�tniej skaka�abym z rado�ci, wykrzykuj�c najpi�kniejsze s�owa �wiata. Czy ze mn� co� nie tak? Za�mia�am si� na t� my�l. Kiedy przechodzili�my obok dw�ch wielkich drzew, mia�am wra�enie, �e zobaczy�am czyj�� twarz... Twarz Rolfa... Nie, powiedzia�am natychmiast do siebie. To nie mo�e by� on. Z tob� chyba naprawd� jest co� nie tak.
- To do zobaczenia. - rzuci� Harry, kiedy znale�li�my si� w Sali Wej�ciowej. Nawet nie zauwa�y�am momentu wchodzenia do niej. - Dzi�ki za wszystko. - krzykn�� jeszcze, kiedy wspina� si� ju� po schodach.
Ja wybra�am te po przeciwnej stronie i id�c, zacz�am wymy�la� weso�e rymowanki. Niekt�re si� nie rymowa�y, ale c� czy mo�na znale�� s�owo do "tapczan"?
- Gdzie ty si� wa��sa�a�? - zapyta�a z wyrzutem Emily, kiedy wesz�am przez drzwi do Pokoju Wsp�lnego, (wcze�niej odgaduj�c jak zwykle zagadk�) i podbieg�a do mnie.
- By�am u Hagrida. - odpowiedzia�am ze spokojem, obiecuj�c sobie w my�lach, �e musz� zapisa� na pergaminie swoje rymowanki. - Testrale maj� si� �wietnie. - doda�am po chwili namys�u.
- Tee.. Co? - usiad�y�my w fotelach przy kominku naprzeciwko siebie. - Ach te... No tak. Ale chcia�am ci przypomnie�, �e dzisiaj odrabiasz sw�j szlaban od profesor Umbridge. - pokiwa�am g�ow� na znak tego, �e zrozumia�am. - I zosta�o ci raptem pi�� minut!
Wzruszy�am ramionami, dziwi�c si� czemu tak bardzo si� tym przejmuje. Przecie� sp�nienie na pierwszy w tym roku szkolnym szlaban mi nie grozi�o... Jednak po chwili zastanowienia, co� mi si� zacz�o nie zgadza�... Szlaban, sp�nienie, pi�� minut...
- Jeste� przekonana, �e tyle mi zosta�o? - chcia�am mie� absolutn� pewno��, �e Emily si� czasem nie pomyli�a. Ona tymczasem zerkn�a na zegar w rogu Pokoju Wsp�lnego, a kiedy odwr�ci�a g�ow�, zobaczy�am w jej oczach jeszcze wi�ksze zaniepokojenie ni� przed chwil�. Pokiwa�a g�ow� i wyszepta�a:
- Trzy minuty...
Zerwa�am si� natychmiast z miejsca, rzucaj�c na kolana mojej przyjaci�ki torb�, kt�r� zapomnia�am odda� Hagridowi.
- Trzymaj kciuki!
Wypad�am jak burza, budz�c rozgniewanie mijanych obraz�w, kt�re albo szykowa�y si� ju� do snu albo rozmawia�y z innymi namalowanymi postaciami. Przemierzy�a szereg korytarzy i schod�w, p�dz�c na pi�te pi�tro, gdzie mie�ci� si� gabinet Umbridge. Bieg�am jak szalona, ale mimo to czu�am, �e ju� powinnam dawno tam by�.
- Prosz�. - odpowiedzia� mi piskliwy g�os, kiedy w ko�cu zapuka�am do drzwi. Wzi�am przedtem g��boki oddech i uspokoi�am si�.
Gabinet profesor Umbridge swymi kolorami bi� niemi�osiernie oczy, ale nie powiem, �e mi si� to nie podoba�o. By�o tu tak s�odko i... r�owo. Inny kolor mia�o tylko krzes�o i �awka, kt�re zapewne by�y przygotowane dla mnie. A wi�c mia�am co� przepisywa�? Nie by�o najgorzej.
- My�l�, �e wiesz, i� si� sp�ni�a� o dwie minuty i cztery sekundy. - rzek�a, kiedy zaj�am miejsce. - A wi�c, za to odejm� twojemu domowi pi�� punkt�w. - spojrza�a na mnie zajadle. - A wracaj�c do dzisiejszego szlabanu... Popiszesz sobie troch�. - tak jak przewidywa�am. Podesz�a do swojego biurka i z szufladki wyj�a du�e pi�ro i pergamin. - Chc�, �eby� napisa�a "B�d� m�wi� i zachowywa� si� kulturalnie".
Wzi�am do r�ki pi�ro i przytkn�am je do pergaminu. Czego� mi jednak brakowa�o...
- Nie dostan� atramentu? - nagle doznaj�c ol�nienia.
- Nie b�dzie ci potrzebny. - odpowiedzia�a, siadaj�c za swoim biurkiem.
Napisa�am bardzo powoli, bacz�c na ka�d� literk�, pierwsze zdanie. Wysz�o nawet �adnie, ale gdy zacz�am si� mu bi�ej przygl�da� znik�o. Po prostu znik�o, a gdy to zobaczy�am, poczu�am ostry b�l w nadgarstku lewej d�oni. Zacz�y si� na niej pojawia� litery... Kt�re u�o�y�y si� w to samo zdanie, kt�re napisa�am przed chwil�. Przyjrza�am si� im chwil�, ale po chwili i one tak�e znik�y. I w�a�nie wtedy zrozumia�am. Pisz� w�asn� krwi�... Odkrycie to nie wzbudzi�o u mnie �adnych oznak wymiotnych czy zwyk�ego oslabni�cia organizmu. Nie widzia�am w tym nic strasznego, a zapewne takie w�a�nie mia�o by�. Zabra�am si� do pisania drugoego zdania, czuj�c na sobie wzrok profesor Umbridge.
- Ty jeste� s�o�cem, a ja niebem.. - zanuci�am troch� g�o�niej ni� zamierza�am, w wyniku czego odruchowo podnios�am g�ow�, ale pani profesor najwidoczniej tego nie us�ysza�a. - Uzupe�niamy si�... Jeste�my tacy podobni jak dwie krople wody... - nie zna�am dok�adnie s��w tej piosenki, ale sz�o to mniej wi�cej tak.
- Panno Lovegood. - przerwa�am pisanie czwartego zdania. - Czy ja tu prowadz� jakie� k�ko muzyczne? - pokr�ci�am przecz�co g�ow�. - A wi�c zabierz si� do pracy.
Mimo tego ostrze�enia, od czasu do czasu przypomina�am sobie nastepne fragmenty piosenki, kt�re natychmiast �piewa�am pod nosem. Jednak za ka�dym razem pani profesor mnie upomina�a. Dlaczego wszystkim przeszkadza m�j �piew? Najpierw Rosalie, teraz Umbridge... Eh... No nic. Szczypanie w lewej d�oni, za ka�dym razem by�o coraz mocniejsze, a gdzie� przy dziesi�tym zdaniu, zacz�a wyp�ywa� krew. Nie krzywi�am si� z b�lu, nie krzycza�am.
- My�l�, �e na dzi� wystraczy. - powiedzia�a nagle profesor Umbridge, podchodz�c do mnie i bior�c moj� lew� d�o� bli�ej oczu. - Taak... Dobrze wsi�k�o. Ale my�l�, �e musimy jeszcze troch� pog��bi�. Jutro o tej samej porze.
Pokiwa�am g�ow� i wysz�am z jej gabinetu. Korytarze o tej porze by�y ju� puste, p�on�ce pochodnie rzuca�y md�e cienie na posadzk�. Ruszy�am powoli, ostro�nie, przygl�dajac si� swoim tenis�wkom, kt�re tatu� kupi� mi w te wakacje. W ko�cu dosz�am do wej�cia do Pokoju Wsp�lnego Krukon�w. Odgad�am prost� jak zwykle zagadk� i rzuci�am si� na fotel przy kominku.
- Nareszcie jeste�. - u szczytu schod�w prowadz�cych do dormitorium dziewcz�t pojawi�a si� Emily w kwiecistym szlafroku. - Ju� d�u�ej ci� nie mog�a zatrzyma�.
Wzruszy�am ramionami, przecieraj�c oczy. Zegar wskazywa� p�noc.
- Ccco ty... - zapyta�a, gdy tylko zobaczy�a wierzch mojej lewej d�oni.
- Nic takiego. - nie mia�am teraz si�y o tym opowiada�. - Pomo�esz mi z tymi zadaniami?
- A mam inne wyj�cie?
- Chyba nie. - odpar�am z u�miechem.
Kilka minut p�niej siedzia�y�my razem, ja wypisuj�c na pergaminie esej z eliksir�w, zastosowania rzadkich ro�lin magicznych, a moja przyjaci�ka dyktowa�a mi co jaki� czas jakie� zdania do pracy domowej, zaczerpni�te z podr�cznik�w. To by�a prawdziwa katorga. Sko�czy�y�my dopiero o trzeciej. Emily mia�a ca�kiem nieobecny wzrok i z ledwo�ci� uda�o mi si� j� doprowadzi� do dormitorium i po�o�y� do ��ka. Sama za� u ubraniu, pad�am na po�ciel i natychmiast zasn�am.