Pamietnik Remusa Lupina! Pamiętnikiem opiekuje się Syrcia Do 20 marca 2009r pamiętnikiem opiekowała się K@si@@@ Do 07.07.08 pamiętnik prowadził Nowicjusz Magii Do grudnia 2007 pamiętnik prowadziłą The Halfblood Princess
Kolejna notka, niezbyt d�uga, ale jest. Niezbyt inteligentna, ale taki w�a�nie mam humor. Moja wina? Nie. No ale musia�am to napisa�, no musia�am... Taki Remisiu� na wsi...
Tak jak i u Huncy, zapraszam na http://wen-city.blog.onet.pl/ i tu uprzedzam, bo tam zapomnia�am, �e jest tutaj jakby... W�tek? Tre��?... O tematyce yaoi. Jak nie wiecie co to, to sprawd�cie w Googlach. Powinno wam wyskoczy�.
Notka z dedykiem dla ZKP, Darii, Zielaka i mojego mi�ka, Misia-Remisia.
Mi�ego czytania i zapraszam do Huncwot�w
Kolejne wakacje na prawdziwej wsi! Oczywi�cie, �e u dziadk�w.
Dzie� jak co dzie� w tym domostwie - pobudka skoro �wit. Babcia przysz�a do mnie, by jak zawsze, gdy u nich jestem, postawi� mnie na nogi. Nieprzytomnie si� rozgl�daj�c usiad�em, rozcieraj�c przy tym ramiona d�o�mi. Taki sobie poranny tik.
Na �niadanie by� �wie�utki, pro�ciutko z piekarni chleb. Ah... Kocham taki, jest taki chrupi�cy, a ten zapach... Do tego twaro�ek ze szczypiorkiem, zrobiony w�a�nie na to �niadanie. Sam bieg�em po szczypior do babcinego ogr�dka. Jak go przynios�em, to jeszcze ocieka� ros�. Dziadek specjalnie dla mnie poszed� do obory, �eby przynie�� mleko. Nadal ciep�e by�o! No palce liza�...
Po jedzeniu, za�o�y�em odpowiednie buty - czyli najzwyklejsze gumowce - oczywi�cie d�ugie spodnie i tradycyjnie ju� koszula. Czapki r�wnie� nie mog�o zabrakn��, tak jak i bluzy przewi�zanej w pasie. Tak uzbrojony, poszed�em z dziadkiem na podb�j gospodarstwa.
- Gdzie idziemy najpierw?
- Wypu�ci� kury.
- Aha - odpar�em elokwentnie, patrz�c na idealnie b��kitne niebo. Z miernym zainteresowaniem przygl�da�em si�, jak dziadek wchodzi do zagrody kurcz�t i otwiera im przy tym �askawie drzwi. U�miechn��em si� lekko do siebie, s�ysz�c oburzone pogdakiwania. No tak, c� to za impertynencja, �eby im tak wpada�...
- Remus! Chod� tutaj, zaniesiesz babci jajka!
Grzecznie wszed�em do kurzego domostwa, a ju� na samiu�kim wst�pie zosta�em osaczony przez dumnie id�cego koguta. Nie chcia�em mu wchodzi� w drog�, wi�c pos�usznie usun��em si� z przej�cia. Ju� raz si� na mnie kiedy� rzuci�, naprawd�, nie mam ochoty na powt�rk�... Dziadek poda� mi wiklinowy koszyk, do kt�rego mia�em wk�ada� te nieszcz�sne jajca. Obszed�em wi�c te miejsca, gdzie powinny by�, no i znalaz�em. R�wne trzydzie�ci. Babcia tylko westchn�a, odbieraj�c ode mnie moje zdobycze.
- Naprawd�, nie wiem, co im si� sta�o. Nios� jak w�ciek�e.
Za�mia�em si� lekko, wybiegaj�c na podw�rze. Wystraszy�em przy tym grupk� go��bi - wida� dziadek zd��y� ju� je wypu�ci�. Przystan��em, patrz�c na nie uwa�nie. Ponownie zacz�y si� zlatywa�, by bestialsko dzioba� idealnie czarn� ziemi�. Ja osobi�cie nie widzia�em w tym �adnego sensu, ale skoro im si� to podoba... No nic, nie b�d� im narzuca� swojego zdania, lecz na ich miejscu wola�bym wydziobywa� ziarna. Zreszt�, kto ich tam wie? Mo�e tego w�a�nie szukaj�? W podskokach pobieg�em do ojca mojej matki. Zatrzyma�em si� nagle jak wryty - w jednej r�ce trzyma� zabitego kurczaka, w drugiej klatk� z lisem.
- Skurczybyk nam kury wydusza�.
Nie powiedzia�em nic, patrz�c w jego czarne jak guziki, lisie oczy. �liczny by�! A to futerko...
- Dziadku... A co zamierzasz z nim zrobi�? - Wskaza�em niepewnie na rudzielca.
- Pozby� si� go - odrzek�, kieruj�c si� w stron� ugorka. Podrepta�em za nim.
- Ale chyba nie chcesz go zabi�, co? Nie lepiej wywie�� go... Ja wiem... Do lasu na przyk�ad? To ca�kiem niedaleko!...
Dziadek popatrzy� na mnie, unosz�c brwi.
- Remusie, nie mam teraz czasu bawi� si� w wywo�enie lisa.
- Ja to mog� zrobi�! Wsi�d� na rower, las jest niedaleko. Ty w tym czasie na przyk�ad napoisz konia i co� tam innego zrobisz... A jak wr�c� to ci dalej b�d� pomaga�, dobrze?
U�miechn�� si� lekko, kr�c�c przy tym g�ow�.
- Skoro naprawd� ci si� chce...
Kiwn��em czaszk� tak gwa�townie, �e ma�o mi nie odpad�a. Krzywi�c si�, wzi��em klatk� i ruszy�em w stron� kom�rki. Gdy dotar�em do celu pieszej w�dr�wki, postawi�em klatk� przy drzwiach, po czym pchn��em drewniany wyr�b, wchodz�c do �rodka. Wyprowadzi�em zielony, lekko skrzypi�cy rower, po czym przymocowa�em nieszcz�nika do baga�nika. Odpychaj�c si� nog� od ziemi, ruszy�em ku furtce. Wyci�gn��em sw� szanown� ko�czyn�, dzi�ki czemu unikn��em zderzenia, bowiem od si�y nacisku przej�cie ust�pi�o. Pocz�tkowo lekko si� chwiej�c, ruszy�em w d� bezasfaltowej ulicy. Taka sobie zwyk�a, polna droga pe�na wyboj�w i do��w. Kiedy spadnie deszcz, wygl�da jak miniaturowa krainia jezior.
- No id�... - mrukn��em do lisa, otwieraj�c klatk�, gdy ju� by�em wystarczaj�co dalego od domu. Siedzia� nadal, nie zamierzaj�c si� widocznie ruszy� z miejsca. Toczy� jedynie nerwowo oczami na wszystkie strony. A nu� ma w�cieklizn�?... Nie, raczej si� po prostu boi. Przecie� to dzikie zwierz�, bli�szy kontakt z cz�owiekiem jest dla niego bardzo stresuj�cy. Biedny...
Westchn��em, lekko tykaj�c go r�k� w ty�ek przez pr�ty opakowania. Drgn��em zaskoczony, gdy nagle wystrzeli� jak z procy, niemal natychmiast gin�c w zaro�lach. Chrz�kn��em lekko, ponownie wi���c klatuni� do mojego nadaj�cego si� do naoliwienia �rodka transportu. Kwadrans szybkiej jazdy i zn�w by�em w domu. Lubi� szyko je�dzi� rowerem, wiatr wtedy tak �wietnie rozwiewa mi w�osy, bucha w twarz...
- Gdzie dziadek? - zawo�a�em, widz�c na podw�rzu babci�, krz�taj�c� si� przy ganku. S�dz�c po ustawicznym szumie i niewielkich k��bach kurzu, to zamiata�a. Zeskoczy�em z roweru i podprowadzi�em go pod drzwi kom�rki i opar�em o chropowat�, zimn� �cian�, o�wietlan� porannymi promieniami s�o�ca.
- Za stodo��. Gdzie by�e�?
- Wypu�ci� lisa, bo dziadek chcia� go ukatrupi�, bo rudy zaszlachtowa� kur�.
I tyle mnie widzia�a. Dop�dzi�em do Gregory'ego Swanga. U�miechn�� si� do mnie lekko, nadal prowadz�c par� koni na pastwisko. Popatrzy�em na du��, kasztanow� klacz.
- Jak ona mia�a na imi�?... - zapyta�em niepewnie, wskazuj�c na ni�.
- Christine.
Kiwn��em g�ow�, patrz�c na drugiego, du�ego czworonoga z kopytami. Ten to Louis i normalnie jest gniady. Czy chyba inaczej si� to m�wi... No nic, niewa�ne. Te� ma �adn� ma��, co tu si� spiera�. Najbardziej podoba mi si� w nim jednak kremowa grzywa i taki sam ogon. Nie mog� oczywi�cie pomin�� tych wielkich, pe�nych ufno�ci oczu. A ten ciep�y, mi�kki pysk... Jak poduszka! Zim� uwielbiam jego ciep�y, g��boki oddech. Tak przyjemnie rozgrzewa zmarzni�te d�onie...
Najwi�ksza jazda to i tak by�a z dojeniem kr�w. Mnie trafi�a si� sama kochana Melanie. W �yciu jeszcze tego nie robi�em, szczerze si� bez bicia przyznam... Usiad�em grzecznie na sto�eczku, tak jak kaza� mi dziadek. Ustawi�em w odpowiednim miejscu wiaderko, po czym tak jak m�wi� ten bardziej do�wiadczony, chwyci�em j� za cyce. Czy wymiona, jak kto woli.
Nie wiem, mo�e zbyt mocno �cisn��em czy jak?... Co b�d�, na moje poczynania Melanie odpowiedzia�a dono�nym: "Muuuu...?!", tupn�a nog�, oberwa�em jej ogonem i nim zd��y�em chocia�by wsta�, krowa wrzuci�a z miejsca drugi bieg i ruszy�a sprintem przed siebie, ok�adaj�c si� fragmentem kr�gos�upa po niebywale wr�cz zgrabnych po�ladkach. Zerwa�em si� ze sto�ka, przewracaj�c nog� wiadro.
- Melanie! Wracaj, nie chcia�em ci� urazi�!
Nie maj�c w sumie innego wyj�cia, ruszy�em w pogo� za pobrz�kuj�c� �a�cuchem me�k�. Wiem, �e zawsze przychodzi�a na gwizdanie, ale nie potrafi�em fiukn�� na palcach, tak jak dziadek. Aktualnie by�em na podw�rzu sam, wi�c rzuci�em si� w zawzi�ty po�cig, goni�c �aciat�.
- Muuuu!
- Melanie, st�j! - zawy�em, doganiaj�c j� na tyle, �e mog�em uchwyci� ci�gn�cy si� za ni� �a�cuch. Nie s�dzi�em, �e krowy tak szybko biegaj�! Skoczy�em na p�asko, chwytaj�c "smycz" w r�ce. Nie trzeba mi by�o wiele czasu, by wiedzie�, �e �le zrobi�em - Melanie ci�gn�a mnie za sob�.
No nie! Jak mog�em by� takim g�upkiem?! Nie zamkn��em bramy!
Kr�wka wytarga�a m� osobisto�� za sob� na ulic�, a mnie, na szcz�cie, uda�o si� stan�� na nogach.
- Wooo!... Uspok�j si�! - Szarpn��em gwa�townie za �a�cuch, zatrzyma�a si�. Poci�gn��em go ponownie, nakierowuj�c j� w stron� bramy do podw�rza. Sta�a niewzruszenie. Ponowni�em gest, nieco bardziej agresywnie. Ruszy�a. No brawo!
Niepostrze�enie uda�o nam si� wkra�� tam, gdzie nas dziadek zostawi�. Poprawi�em mocowanie �a�cucha do ko�ka wbitego w ziemi�, ustawi�em sto�eczek i wiaderko, po czym zakasa�em r�kawy. Westchn��em lekko, chwytaj�c j� za wymiona. Ha, teraz si� nie wyrywa�a, tylko nieco niespokojnie przytupywa�a. A nu� wtedy ci�gn��em j� za te cycki zbyt mocno?...
Z czym� na rodzaj satysfakcji obserwowa�em, jak pojedynczymi try�ni�ciami na dnie wiadra pojawia si� coraz wi�cej bia�ej cieczy. Mozolna to praca, a jednak nawet �mieszna... Te cyce �miesznie si� jej rozci�ga�y.
Jaki� niesprecyzowany czas p�niej, wr�ci�em do domu trzymaj�c mleczyd�o w ramionach. Za po�rednictwem wiaderka, oczywi�cie... Bo to sprzeczne z logik�, fizjologi� i etyk�, �eby trzyma� ciecz w ramionach...!