Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Pamietnik Remusa Lupina!
Pamiętnikiem opiekuje się Syrcia
Do 20 marca 2009r pamiętnikiem opiekowała się K@si@@@
Do 07.07.08 pamiętnik prowadził Nowicjusz Magii
Do grudnia 2007 pamiętnik prowadziłą The Halfblood Princess

[ Powr�t ]

Wtorek, 22 Lutego, 2011, 19:40

40. Wpis czterdziesty.

Jak wida�, ostro wyr�n�am do przodu :D Nie zamierzam porzuca� tego pami�tnika tylko przez to, �e nie mam pomys��w, o nie. B�d� pisa�! ^ ^
A i ten. Nie wiem, kiedy nast�pna…:-P Pewnie b�d� jeszcze tak skaka�, nie wykluczam, ale dzi�ki temu notki pewnie b�d� cz�ciej.
Prosz� bardzo - dziesi�� stron Worda dla was :D Z dedykacj� dla wszystkich, kt�rzy czekali. :-)



Unios�em delikatnie brwi, nie mog�c powstrzyma� u�miechu. Te "motylki"…
- Po nocy? - zdziwi�em si�.
James �achn�� si� na to gwa�townie.
- A co� my�la�? Po nocy lepiej! Ten dreszczyk emocji i w og�le!
Unios�em d�onie w obronnym ge�cie.
- Okej, okej!... Tylko gdzie?
Wzruszy� ramionami.
- Po ulicach.
- Brzmi fascynuj�co - mrukn�� Black, t�umi�c ziewni�cie.
- Nie ziewaj, bo mi te� zachciewa si� spa�! - fukn��em na niego.
U�miechn�� si� z�o�liwie, po czym przymru�y� oczy, przyk�adaj�c d�o� do ust. Wyda� z siebie co� po�redniego mi�dzy j�kiem a pomrukiem, przeci�gaj�c si�.
Poczu�em w gardle do�� wymown� gul�, a powieki same mi opad�y. Ziewn��em cicho.
- G�upek - wyrkn��em w jego stron�.
Zachichota�.
A nast�pnie ziewn�� James.
Niby nic takiego, ale wystarczy�o, by�my rykn�li �miechem.
�azili�my wi�c bez celu blisko dwie godziny, zahaczaj�c o kolejne londy�skie place zabaw i parki. Potter nawet sk�pa� si� w fontannie. Wszystko by�oby dobrze, gdyby nie panowie w mundurach, kt�rzy zainteresowali si� tr�jk� ch�opc�w szwendaj�c� si� po nocy.
- Ch�opaki... - zacz��em niepewnie, widz�c dw�jk� pan�w wyra�nie zmierzaj�cych w nasz� stron�.
- No? – Black popatrzy� na mnie ze znikomym zainteresowaniem znad paczki mugolskich chips�w kukurydzianych.
- Chyba mamy problem… - mrukn��em.
Odwr�cili si� obaj w tym kierunku, na kt�ry wskaza�em lekkim ruchem g�owy.
- Cholera – sykn�� Czarny, podnosz�c si� z hu�tawki.
- Co wy tu robicie o tej porze, dzieciaczki? – zapyta� przesadnie uprzejmie jeden z nich. Mia� okr�g�� twarz z nieco g�upkowatym wyrazem, kt�ry zapewne nada� jej wymuszony, „ojcowski” u�miech.
Zrobi�o mi si� gor�co ze strachu, a r�ce zacz�y mi niekontrolowanie dr�e�.
Policja.
- Widzisz tu jakie� dzieci? – naje�y� si� Potter.
Wymienili spojrzenia.
- Wybaczcie, panowie – sprostowa� z lekk� doz� z�o�liwo�ci drugi. – Dlaczego panowie s� tu sami o tak p�niej godzinie?
- Wcale nie jeste�my sami – mrukn�� oboj�tnie Syriusz. – Jeste�my tu razem, ca�� tr�jk�.
Wzrok tak zwanych str��w prawa spocz�� na mnie. Pokr�cili g�owami, jeden z nich zacmoka�.
- Nie �adnie ci�ga� ze sob� po nocy kole�anki…
Wyd��em wargi.
- Nie jestem dziewczyn�! – obruszy�em si�, zaciskaj�c trz�s�ce r�ce w kieszeniach boj�wek.
- Dziwne, bo wygl�dasz jakby� ni� by�a…
Nim zd��y�em mu si� jako� w miar� sensownie odgry��, wtr�ci� si� beztroski g�os Jamesa:
- Tak tu ciemno….
- …nie dziwne, �e si� pan pomyli�… Jednak wypada�oby przeprosi� – upomnia� ch�odno Syriusz.
Policjant wycelowa� w niego gumow� pa�k�.
- Nie pyskuj, m�ody – powiedzia� typowym tonem cz�owieka doros�ego, kt�ry upomina ma�e, niegrzeczne dziecko.
Syriusz przy�o�y� d�onie do piersi.
- Czy ja pyskuj�? Przypominam o manierach jedynie.
- W�a�nie to s� pysk�wki, ch�opcze – burkn�� opryskliwie.
- No jasne – westchn��em. – Doros�ych nie mo�na upomina� nawet je�li si� myl�, bo przecie� wtedy si� pyskuje.
Grubszy z pan�w policjant�w poprawi� sk�rzany pas, sapi�c z irytacj�.
- No dobra, PANOWIE – zaznaczy�, zerkaj�c na mnie wymownie. – Poka�cie, co macie w kieszeniach.
Bez cho�by grama zdenerwowania, zacz��em wywleka� na lew� stron� kieszenie spodni. Niby czego mia�em si� ba�, skoro nie mia�em w nich niczego niew�a�ciwego? No, poza…
- A te patyki wam, to po co? – za�mia� si� wy�szy, b�d�cy jednocze�nie tym szczuplejszym. – W wojn� si� bawicie?
- Nie widz� powodu bawienia si� w co�, przez co gin� miliony ludzi… - mrukn��em, maj�c na my�li sko�czon� przed prawie trzydziestoma laty wojn�.
- Wi�c po co one wam? – dr��y�.
- A co, nie mo�emy sobie nosi� patyk�w w kieszeni? – zapyta� z uprzejmym zdziwieniem James.
- Polakierowane, rze�bione? – w g�osie grubszego pana policjanta dos�ysza�em nutk� cynizmu.
- Lubi� �adne rzeczy – mrukn�� Syriusz, po czym wyrwa� mu z r�ki swoj� r�d�k�. Schowa� j� ponownie do kieszeni spodni.
- Oj, co� kr�cicie, ch�opcy…
Wymienili�my spojrzenia. Wyczuwa�em k�opoty.
- Chyba jeste�my zmuszeni zabra� was na posterunek i powiadomi� rodzic�w, bo nie s�dz�, by wiedzieli o waszej nocnej wycieczce.
- Nie wydaje mi si�, �eby by�a taka konieczno�� – zaprzeczy� ostro�ny, uprzejmy g�os Syriusza.
- Nazwiska? – spyta� funkcjonariusz.
- Pa�skie? Nie znam - odpar�em.
- He, he, he, bardzo zabawne – prychn��. – Wasze nazwiska.
Ponownie wymienili�my z ch�opakami spojrzenia. James wskaza� podbr�dkiem na r�d�ki, a potem za siebie. Zagryz�em warg�. No tak, trzeba wia�…
- Mow� wam odj�o? – warkn�� wy�szy. – Nazwiska!
Nasze oczy zn�w na chwil� si� spotka�y. Syriusz skin�� nieznacznie g�ow�.
Jednog�o�nie doskoczyli�my z Jamesem do grubego, wyrywaj�c mu r�d�ki z d�oni.
- Hej! – zawo�a� ze z�o�ci�.
- CHODU!!! – rykn�� dziko Potter, wytrzeszczaj�c trwo�nie ga�y.
Odwr�cili�my si� na pi�cie, zaczynaj�c ucieka�. Panowie, oczywi�cie, ruszyli za nami.
Serce mia�em tu� pod gard�em; �omota�o g�ucho, utrudniaj�c mi z�apanie oddechu. Czysta adrenalina kr��y�a mi w �y�ach.
- Chodu, chodu, chodu, chodu!... – powtarza� do siebie okularnik, biegn�c w do�� komiczny spos�b.
Odwr�ci�em od niego g�ow�, by nie zacz�� si� �mia� – nie m�g�bym wtedy dalej ucieka� tak efektywnie, jak teraz.
Wypadli�my z parku na ulic�. Black zatrzasn�� jeszcze szybko bram�.
- Ty w lewo, my w prawo! – nakaza� Potterowi Czarny.
- Widzimy si� p�niej! – sykn�� Jamie, po czym pu�ci� si� w d�ug� po o�wietlonej latarniami ulicy. G�o�ne kroki odbija�y si� echem od murowanych �cian pi�trz�cych si� zewsz�d kamienic.
Syriusz z�apa� mnie za r�k� i poci�gn�� w drug� stron�.
Za sob� s�ysza�em krzyki tych dw�ch kolesi – r�wnie� si� rozdzielili. Wy�szy, oraz jak si� szybko okaza�o naprawd� szybki, pobieg� za nami.
- Rzesz w mord� je�a! – warkn�� Black.
Przyspieszy�em, pomagaj�c sobie nieco ukrytym we mnie wilczkiem, tak wi�c ju� nie mnie ci�gn�� szarooki, ale ja jego. Zerkn��em przez rami�. Black ledwo nad��a� przebiera� nogami.
P�dzili�my na z�amanie karku przed siebie, wypadaj�c na skrzy�owanie, prawie tym samym �aduj�c si� pod przeje�d�aj�cy samoch�d. G�o�ny klakson, m�j zaskoczony krzyk, przekle�stwo Blacka zlewaj�ce si� z bluzgiem kierowcy i pisk opon przerwa�y nocn� cisz� na sp�k� ze stukotem podeszw naszych but�w. Na tym jednak si� sko�czy�o, bo dysz�c ci�ko biegli�my dalej.
Sapn��em z zaskoczeniem, kiedy Czarny poci�gn�� mnie nagle mocno w bok, wci�gaj�c do jakiego� baru.
W �rodku nie by�o nikogo, krzes�a by�y pozak�adane na st�. Ci�ko dysz�c, rozejrza�em si� w czym� na rodzaj paniki.
- Schowajmy si� gdzie�, zaraz tu wleci!...
Pochyli� si�, opieraj�c d�onie na ugi�tych kolanach.
- Nie… Wejdzie do… Dziurawe-ego Kot�a…
Zapowietrzy�em si� z zaskoczenia, po czym ponownie obieg�em wzrokiem pomieszczenie, ju� na spokojnie.
- Rzeczywi�cie…
- Co� poda�? – zapyta� niespodziewanie uprzejmy g�os barmana, niemal przyprawiaj�c mnie tym samym o zawa�. Chwyci�em si� za serce.
Czarny zacz�� si� �mia�, widz�c moj� reakcj�.
- Mo�e dwa razy sok dyniowy – wysapa�. – Tylko z lodem!
Skin�� g�ow�, wk�adaj�c r�ce pod blat baru.
- W og�le co tu robicie o tej godzinie? – zapyta� dobrze wszystkim znany Tom.
- Uciekamy przed policj� – odpar� �miertelnie powa�ny, pomi�tolony Syriusz.
Roze�mia�em si�, ju� ca�kowicie rozlu�niony.
M�czyzna skin�� g�ow�, lekko unosz�c brew. Wygl�da� na zaskoczonego t� odpowiedzi�, ale nie zadawa� wi�cej pyta�, tylko da� nam nasz sok - jak to uj��: „Na koszt firmy”.
Nocowa�em te� raz u Atzego. Przyznam szczerze, �e si� nie wyspa�em... Z lekka utrudnia�y mi to jego r�ce. Ostatecznie, kiedy pro�by i gro�by nie pomaga�y, nazwa�em go g�upkiem, odwr�ci�em si� ty�em i postanowi�em pr�bowa� spa�. Nie b�d� si� rozwodzi� nad tym, co robili�my... Co b�d�, po prostu k�ad� r�czki troch� nie tam, gdzie trzeba. Nie mia�em nic do tego, �eby biega�y mi po plecach, szyi, ramionach czy brzuchu, ale o irytacj� przyprawia�o mnie to, �e "gubi�y drog�", pakuj�c mi si� nieco poni�ej pasa.
Dopiero jak go ugryz�em w rami�, to przesta�...
Matka przeprowadzi�a ze mn� powa�n� rozmow� na temat mej "drugiej po��wki". Dos�ownie w cudzys�owie. M�wi�a, �e og�lnie si� troch� zawiod�a i nie spodziewa�a tego po mnie - swym jedynym synu, chlip. Przyprowadzi�em j� niemal o palpitacj�, kiedy jej powiedzia�em, �e mam ju� za sob� ten pierwszy raz. Z Atze, oczywi�cie... W t� noc, kiedy spali�my razem. Zblad�a i opad�a na krzes�o, a ja z niewinn� mink� wierci�em stop� dziur� w pod�odze, po czym spyta�em s�odziutko: "To chyba nic z�ego?...".
Huehehee... Jestem kwintesencj� zUa. Tak bezczelnie zmy�la�!
Ponad to przyznam szczerze, �e przyjemnie jest mie� w nocy u boku kogo� bliskiego. Jeszcze jak jest wi�kszy od ciebie...
Poza tego typu rewelacjami z matk�, kt�ra nawet mia�a okazj� pozna� swojego zi�cia, to w moim �yciu nie dzia�o si� w te wakacje nic ciekawego. Druga, sierpniowa pe�nia nie by�a jako� szczeg�lnie ci�ka. Znios�em j� ca�kiem dobrze, nawet nie poobija�em si� zbytnio...
Nie brak�o r�wnie� spotka� z ch�opakami. Naturalnie, za ka�dym razem robili�my sobie jakie� jaja.
Poza tym, wakacje mija�y szybko i spokojnie. Ani si� obejrza�em, a ponownie otrzyma�em list z Hogwartu z list� podr�cznik�w, nast�pnego dnia buszowa�em z ch�opakami chyba z osiem godzin po Pok�tnej (np. nadziali�my si� na drogie panienki Hudgens, Evans albo nawet na Snapea. James szar�owa� za nim a� na Nokturn, wymachuj�c buchni�tym na chwil� ze sklepu t�uczkiem. To by� jeden z tych moment�w mojego �ycia, kt�rych nigdy nie zapomn�, khehe), a tydzie� p�niej siedzia�em ju� w jednym z przedzia��w ekspresu Londyn-Hogwart, graj�c z ch�opakami w Eksploduj�cego Durnia i zasypuj�c si� wzajemnie w sz�stk� coraz to kolejnymi �artami.
Z pocz�tku w szkole nie dzia�o si� nic ciekawego. Typowa monotonia – sprawy organizacyjne, przypomnienie regulaminu, ponowne wdra�anie si� do szkolnego rytmu.
Zakocha�em si� w zachodach s�o�ca, rzucaj�cymi d�ugie, z�ote li�ni�cia na tafl� jeziora i grubo ciosane mury zamku. Ten wieczorny spok�j, ciep�e promienie i lekko ch�odny wiatr…
Ju� w drugim tygodniu w�adowali�my si� w trzy szlabany. Dwa przez Jamesa – znowu uganiali�my si� przez tego debila za Smarkerusem – a trzeci przez Pettigrew, bo nas wsypa�. Frajer… By�yby cztery, ale z jednego wybroni� nas przyjaciel Atzego, prefekt, a z drugiego ja.
Niemal wszystkie wieczory wrze�nia up�ywa�y nam wi�c na szorowaniu kibli i zbroi, a w tych niewielu pozosta�ych wolnych chwilach odrabiali�my prace domowe, w��czyli�my si� po zamku albo naparzali�my na poduszki. Nie wiem, jak to zrobili�my, ale kt�rego� ranka jedna wojna zako�czy�a si� dopiero w wielkiej sali, kiedy rzucili�my si� na Blacka, wpieprzaj�c go do wazy z flaczkami chyba.
Z rozp�du, zamiast McGonagall, rozjuszony Black wywrzeszcza� w dzikiej furii, �e mamy szlaban (prawie p�kli�my przez to ze �miechu, nawet przez twarz psorki przebieg� cie� rozbawienia), wi�c w pierwszym tygodniu pa�dziernika te� nie mogli�my narzeka� na braki wieczornych zaj��.
Spodoba�o mi si� to. Po prostu polubi�em ten ci�g�y szum i zamieszanie, wieczn� akcj�, intrygi, w��cz�gi, ucieczki i male�kie wojny. Sta�o si� to nieod��czn� cz�ci� mojego �ycia.
Peter wpad� na – nie powiem, ca�kiem niez�y – pomys�, by�my jako� nasz� paczk� nazwali.
Postanowi�em wi�c przekopa� kilka ksi��ek w poszukiwaniu jakie� dobrej, nie tak znowu banalnej nazwy, pod kt�r� kry�oby si� to, co sob� reprezentujemy.
No i znalaz�em, po dw�ch dniach poszukiwa�, wszak nie ma to jak s�owniki. Tu zarz�dzi� przypadek – zwyczajnie dosta�em t� ksi��k� przez bani� od Evans, celuj�c� w Pottera. Jako� tak si� z�o�y�o, �e ksi��ka pad�a na ziemi� na literze „h”. Nim zacz��em si� wydziera� o dewastacji cennego ksi�gozbioru szko�y, w oczy rzuci� mi si� pewien uroczy wyraz. Ochrzcili�my si� wi�c na Huncwot�w, co zosta�o og�oszone ca�ej szkole przy jednej z kolacji, jako� samo tak wysz�o. Taka troch� jedno�� my�li;
Szko�a ju� nawet nie zwraca�a jako� szczeg�lnie uwagi na wyw�d profesora. Wyra�nie zaczynali si� przyzwyczaja�, �e cz�sto si� na nas pi�owali.
My zreszt� te�…
- Banda bezm�zgich debili!!! Co wy sobie w og�le wyobra�acie?! Szaleju �e�cie si� na�arli?! – dar� si� facet od klubu pojedynkowego. Aaach, nie wspomnia�em – no, jest klub pojedynk�w w tym roku w szkole.
- Sk�d! Jedynie pasztecik�w dyniowych…
- …czekoladowych �ab…
- …mus�w-�wistus�w…
- …fasolek wszystkich smak�w…
- CIIIIIIIIIIIISZAAAAAAAAAAAAA!!! – zagrzmia�, a� echo posz�o po korytarzu. Dysz�c lekko, patrzy� na nas ze z�o�ci� przez chwil�. – Kim wy w og�le wed�ug was jeste�cie?
Wypinaj�c dumnie pier�, zagrzmieli�my:
- Huncwotami!
Chwyci� si� pod boki kr�c�c g�ow�.
- To�cie sobie pi�kn� nazw� nadali, Huncwoci!
…chwila koj�cej ciszy i to magiczne s�owo:…
- SZLABAN!!!
Tak wi�c zacz�a si� seria kolejnych, romantycznych wieczor�w nad kiblami.
No i tak ju� zosta�o, nawet na lekcjach, gdy profesorowie czego� od nas chcieli, zwracali si� do nas per: Huncwoci. By�o nam to bardzo na r�k�. Zreszt�, nie tylko nauczyciele nas identyfikowali tym s�owem. Nie trzeba by�o wiele czasu, by�my stali si� nimi dla ca�ej szkolnej spo�eczno�ci
Syriusz wys�a� sow� do swojego ojca chrzestnego z pewn� ma��, na kilka dni tajn� pro�b�. Po owych kilku dniach wr�czy� nam w dormitorium nie�miertelniki z wygrawerowan� liter� „H”.
- Bajer – parskn�� Peter.
- Tak, dla podkre�lenia. – U�miechn�� si� dziarsko Czarny.
Przewiesi�em sw�j przez szyj�. Ch��d metalu podra�ni� mi pier� pod koszulk�. Zachichota�em, czuj�c to.
- No wi�c, panowie Huncwoci… - zacz�� weso�o James, wyci�gaj�c r�k�.
Stan�li�my w k�eczku, ��cz�c d�onie.
- Jako, �e teraz wszyscy teraz wiedz�, kim jeste�my, trzeba b�dzie zadba� o ma�� klauzul� w kartach historii dla potomnych.
- Niby jak chcesz to zrobi�? – spyta� nieco sceptycznie Pettigrew.
- Czynami! Zapiszemy si� cho�by w kartotece wo�nego!
Fala �miechu przebieg�a po dormitorium.
- Da si� za�atwi� – rzuci� z b�yskiem w oku Black.
Rozpocz�li�my wi�c �mudne dzia�ania na celu wyrycia si� jako� w dziejach tej szko�y. Nie chcieli�my by� jednostkami w szarej masie przelewaj�cych si� przez te mury uczni�w. Chcieli�my si� wyr�nia�…
Uchyli�em si� szybko przed lec�c� w moj� stron� �nie�k�.
- GI�! – zawy�em, odpowiadaj�c dwiema.
Pach, pach!
Pettigrew uda� agoni�, po czym leg� w bezruchu w �niegu.
- Mi�o by�o, panowie – zacz�� z u�miechem Syriusz, otrzepuj�c p�aszcz z bia�ych �nie�ynek. – Ale za p� godziny zaczynamy szlaban w lochach, wypada�oby si� powoli zbiera�… Nie mam ochoty siedzie� w podziemiu par� godzin w przemoczonych ciuchach.
- Narzeeekasz – parskn�� Potter.
Poci�gn��em nosem.
- Nie, ja te� nie chc�… Jeszcze si� przezi�bi� i co b�dzie?
- Wpierd…
- Black! – rykn�� g�os prefekta.
Parskn��em �miechem, chowaj�c si� za plecami Jamesa.
- Co to za s�ownictwo?!
-…dziel b�dzie! – zapia� na koniec nienaturalnie wysoko, wznosz�c oczy do nieba.
Kocham po prostu…
Zamlaska�em, odstawiaj�c kubek z pora�aj�co s�odk� herbat� z dodatkiem malinowego soku na biurko. Zakr�ci�em pi�ro w drugiej d�oni, obserwuj�c, jak ch�opaki usi�uj� zmusi� swoje pi�rniki do pos�usze�stwa. Mianowicie jeden mia� zagryza� drugiego… Na twarzy czu�em przyjemny dotyk ciep�a bij�cego od wieczornego ognia w kominku.
Pokr�ci�em g�ow� z rozbawieniem, chowaj�c si� za grubym podr�cznikiem od historii magii.
W�a�nie tak… Jak wy�ej. Jedno, a zaraz potem drugie. W�a�nie tak mijaj� mi dni.
Nie wiadomo, kiedy ko�czy si� jedno, a zaczyna drugie. Niby ledwo zacz�� si� dzie�, a nim si� obejrz�, ju� jest pora kolacji…
Jeszcze nigdy tak s�odko nie up�ywa� mi czas.
Spojrza�em w bok, na Lily. C�… Przyja�� si� nam urwa�a. Ja poszed�em w swoj� stron�, ona w swoj�. Nie zmienia to faktu, �e zawsze druga strona jest na miejscu, gdy ta pierwsza czego� potrzebuje.
A Jack… No c�. Z nim to zupe�nie co innego. Nie mam najziele�szego poj�cia, co mu odbi�o, �e postanowi� opu�ci� Hogwart i kontynuowa� mugolsku edukacj�.
No debil. Debil do kwadratu.
Nie mog�em powstrzyma� chichotu, kiedy Atze prowadzi� mnie gdzie�, id�c za mn� i trzymaj�c mnie za ramiona. Mia�em opask� na oczach, wi�c nie widzia�em, gdzie id�.
- No dok�d mnie ci�gniesz? – spyta�em przez �miech.
- Cii… Ju� p�no, nikt nie powinien nas us�ysze�. Chcia�em ci co� pokaza�.
- No, to ju� m�wi�e�…
- Uwaga, schody…
Potkn��em si� na pierwszym stopniu. Kilkadziesi�t krok�w wy�ej podprowadzi� mnie do barierki.
- Patrz – powiedzia� mi�kkim g�osem, �ci�gaj�c mi chustk� z oczu.
Zach�ysn��em si� powietrzem, widz�c idealn�, przenikaj�c� do g��bi czer� nieba, na kt�rej poprzetykane by�o miliony gwiazd.
- O jaaa… - Wyci�gn��em r�ce w g�r�. – Ma si� wra�enie, �e wystarczy po nie si�gn��…
- Wiedzia�em, �e ci si� spodoba.
Odwr�ci�em si� po chwili, by z impetem przywali� mu twarz� w brzuch. Znaczy, wtuli� si�…
Zainteresowali�my si� z Huncwotami bardzo zakl�ciami bez u�ycia r�d�ek. Ja wiem… Jakie� pole ciep�a, p�omyki na r�ku, nawet lewitacja. Po�eramy dos�ownie ksi��ki o tym.
W czasie jednej z wielu zwiadowczych wycieczek po szkole, przypadkowo trafili�my na pralni�. Kiedy weszli�my do �rodka i zobaczyli�my stert� �wie�o upranych i wyprasowanych, czekaj�cych tylko na wys�anie do dormitori�w damskich mundurk�w, by�em niemal pewny, �e jednog�o�nie pomy�leli�my o tym samym.
Powciskali�my si� w te kiecki, podkolan�wki i staniki, ledwo mog�c usta� na nogach od nieustannie nas zalewaj�cej fali �miech�w-chich�w. Zgarn�li�my r�wnie� obecne tam wst��ki, by Potter i Pettigrew zrobili mnie i Blackowi urocze kucyki po bokach g�owy. James zapl�t� mi dodatkowo warkocze.
Wyszli�my na korytarz, przewieszaj�c sobie nasze torby przez rami� i dziarskim krokiem ruszyli�my w stron� bardziej u�ywanej cz�ci szko�y.
W�a�ciwie to chyba nas nawet nie poznali zbytnio… Bynajmniej natkn�li�my si� na raczej starsze roczniki, wi�c nie grozi�o nam pr�dkie zdemaskowanie.
Przeszli�my w t�umie, kr�c�c biodrami. Policzki wy�y mi z b�lu od nieustannego chichotu i ci�g�ego banana na ustach.
Wkr�cili�my si� w t�um, podbijaj�c do grupki pi�toklasist�w. Nie przeszkadza�o im nasze towarzystwo, mo�e dlatego, �e zachowywali�my si� troch� jak tzw. podlotki. W �yciu nie zapomn� miny Syriusza, kiedy jeden z tych kolesi obj�� go w pasie, wyra�nie zdradzaj�c zainteresowanie du�o bli�szego poznania. Uprzejmy u�miech i mordercza iskra w szarych oczach Syriego powali�a nas na kolana. Podpuszczali�my tego kolesia na wi�ksz� �mia�o��, a Syriusz niezr�cznie stara� si� wykr�ci�, raz po raz zabieraj�c r�ce ze swoich po�ladk�w wy�ej, na plecy. Po jakim� kwadransie, w akcie skrajnej desperacji wr�cz, wzi�� zamach i strzeli� go z li�cia, odchodz�c z nosem zadartym ku sufitowi. Po tym zdarzeniu przez p� godziny ocierali�my z Jamesem i Peterem �zy �miechu z bol�cych policzk�w.
- Ale masz rwanie, Syri! – parskn��em, nie mog�c si� powstrzyma�. Zgi�o mnie w p� za zbroj�, za kt�r� si� skitrali�my.
- Zamknij si� – warkn��, purpurowy ze z�o�ci.
- „No, male�ka… Mo�e spotkamy si� dzisiaj wieczorem, �eby si� nieco bli�ej… Pozna�…”? – zapyta� James zgrubiaj�c sobie g�os, jednocze�nie obejmuj�c zbroj� i g�adz�c j� po przy�bicy.
Zakrztusi�em si� ze �miechu.
G�uche t�pni�cie i rozbawione st�kni�cie powiedzia�o nam, �e Potter zarobi� kopniaka.
Koniec roku siedemdziesi�tego drugiego przywitali�my w gronie uczni�w, kt�rzy pozostali w zamku. Od ilo�ci wypitego przeze mnie szampana oraz piwa kremowego mia�em lekkie trudno�ci w chodzeniu prosto, tak jak i w zrozumia�ym tworzeniu zda�, co jednak nie przeszkadza�o mi w zdzieraniu parkietu z Martin� do rana. Setki fajerwerk�w wykwit�y na czarnym, styczniowym ju� niebie.
Rano wkurza�o mnie nawet jak bahanka �azi�a po stole… Biedna zgin�a pod ci�ni�tym przeze mnie podr�czniku.
Nie brak�o r�wnie� lekkiego dokuczania Severusowi. Zabierali�my mu torb�, przez co musia� ugania� si� za nami po ca�ej szkole. Wysy�ali�my mu g�upie li�ciki na lekcjach, raz nawet pokusili�my si� o list mi�osny. Ukryci pod niewidk� obserwowali�my go, gdy go czyta�. Peter nie wytrzyma� napi�cia i zwyczajnie popu�ci� ze �miechu, czemu i ja sam by�em bardzo bliski. B�yszcz�ce oczy i efektowne rumie�ce �lizgona da�y nam pow�d do �miech�w na nast�pne dwa tygodnie. Bawili�my si� tak ponad miesi�c, wkr�caj�c w to jak�� trollic� z trzeciego roku. Dziewcz� po prostu obrzydliwe – tr�dzik, t�uste w�osy, okr�g�e okulary i spora tusza. Pisali�my do nich wzajemnie w ich imionach (nie zdradzaj�c nazwisk), by w ko�cu obustronnie zaproponowa� spotkanie. Oczywi�cie r�wnie� pod nasz� obserwacj�.
Gdy Snape tylko j� zobaczy�, wykona� niekontrolowany tik brania n�g za pas. Powstrzyma� si� jednak, przywo�uj�c na twarz u�miech cz�owieka dr�czonego szcz�ko�ciskiem.
- To TY?!... – skrzywi�a si� Betty. Do z�udzenia przypomina�a wtedy J�cz�c� Mart�.
- Te� jestem mile zaskoczony…
Milczeli przez chwil�, po czym Snape odchrz�kn��, niemal rw�c w pa��kowatych palcach r�kawy szaty.
- Skoro… Khym… Skoro ju� tu oboje jeste�my, to mo�e si� przejdziemy?...
Wymienili�my zachwycone spojrzenia z ch�opakami, po czym rozbawiony Syriusz da� znak, by�my si� wycofali. Na wstecznym pokonali�my kilka metr�w, dop�ki nie ukryli�my si� za rogiem.
- Dobra, �arty �artami, ale troch� prywatno�ci mogliby�my im da�…
Wr�cili�my wi�c do dormitorium.
- Uuuhuhu! Lochy Hogwartu zap�on� od gor�cego p�omienia mi�o�ci! Konwoje Amor�w nadchodz����!!! – zawy� Pettigrew, rzucaj�c si� w piruet, by wypieprzy� si� o kufer Jamesa. Roze�mia�em si� g�o�no, siadaj�c na swoim ��ku.
- Ej… A je�li oni serio zaczn� si� ze sob� spotyka�? – parskn�� Potter, poprawiaj�c sw�j dobytek, skopuj�c uprzednio z niego ty�ek Petera.
- No to co? – Wzruszy�em ramionami.
- Jak to co? Mamy go dr�czy�, a nie znajdowa� mi�o�� �ycia!
Syriusz zakrztusi� si� kandyzowanymi ananasami, kt�re g�o�no ciamkaj�c wy�era� z puszki.
Profesor Slughorn ma t� sam� s�abo��, khehe.
- Jego tak – potwierdzi�em. – Ale ona nie ma nic do tego.
- Bettyy… - zanuci� nami�tnie Czarny. – Och, Betty… Uwielbiam wyciska� ci pryszcze z czo�a… Mmmh… A tw�j s�odki zapach spoconych pach doprowadza mnie do ekstazy… Ach… Pozw�l mi je poliza�…
- B�eee!... – krzykn�� Potter, krzywi�c si� malowniczo. Nie on jeden zreszt�.
- Jeste� obrzydliwy i zachowujesz si� obscenicznie! – parskn��em.
- No dobra – rzuci� w�adczo Peter. – Zobaczymy, jak dalej to si� potoczy.
Rozw�j sytuacji przekroczy� nasze naj�mielsze marzenia, oraz granice wyobra�ni.
Zacz�li ze sob� chodzi�! Atak �miechu, kt�ry mnie dopad� gdy zobaczy�em jak Betty mia�d�y go w swych serdelkowatych ramionach pod �cian� w walentynki sprawi�, �e przez dwa kolejne dni piek�cy b�l sprawia�o mi cho�by prze�ykanie �liny. Nie, ja si� nie �mia�em le��c bezw�adnie pod �cian�. Ja rycza�em, bo �miechem tego nazwa� si� nie da. Pierwszy raz w �yciu widzia�em zalewaj�cego si� �zami �miechu Czarnego. Zwyczajnie p�aka� jak dziecko, cho� d�wi�ki a� nazbyt jasno wskazywa�y na to, �e si� rechota�.
�mier� i przera�enie, wr�cz jawne b�aganie o pomoc w oczach Snapea, kiedy Betty oderwa�a si� na chwil� od niego, by z�apa� oddech dobi�a nas ostatecznie.
James i Peter nie mieli szcz�cia zobaczy� tego na �ywo. Szybko te� si� nie dowiedzieli o co chodzi, bo w og�le nie mogli�my przesta� si� �mia�.
Najgorsze by�y lekcje. Pech chcia�, �e na eliksirach przez nieustaj�cy chichot wywali�em sw�j kocio�ek, na zakl�ciach nie by�em w stanie zrobi� nic, to samo z zielarstwem. Ale dzika salwa, kt�ra mi si� wyrwa�a na transmutacji przela�a czar�, przez co obaj wyl�dowali�my u dyrektora.
- Mo�ecie mi to wyja�ni�, ch�opcy? – poprosi� Dumbledore, kiedy oburzona profesorka sko�czy�a sw� skarg�.
Te kilka sekund zdo�ali�my zachowa� powag�, ale gdy przysz�o nam zabra� g�os, zn�w p�kali�my w szwach.
Profesorka zabra�a nas do skrzyd�a szpitalnego, gdzie dostali�my eliksiry na uspokojenie. Inaczej si� nie da�o z nami rozmawia�…
Wtedy nadesz�a kolej na repertuar rado�ci Pottera i Pettigrew, przez co piel�gniarka zu�y�a kolejne dwie dawki leku.
Nawet Lily �mia�a si� razem z nami, cho� ona bardziej… Serdecznie i po przyjacielsku. My mieli�my po prostu z tego zwyk�e jaja.
James skombinowa� sk�d� gazetk� z go�ymi paniami. Najpierw dok�adnie j� obejrzeli�my wieczorem w dormitorium najbardziej skupiaj�c si� na obrazkach, by dopiero p�niej wyrywa� pojedyncze kartki, �eby z premedytacj� wsadza� je pomi�dzy stronice podr�cznik�w Smarka, w wypracowania i do kieszeni ubra�. Kilka razy podw�dzili�my gacie Betty, po czym u�ywali�my ich w tym samym celu, co gazetk�. Jego mina, gdy wyci�ga� je z torby na lekcji by�a przepi�kna, a �miechy wszystkich wok� przeurocze.
Dlaczego Smark?
C�…
Na jednej z lekcji transmutacji – wbrew pozorom to w�a�nie u profesor McGonagall dzieje si� najwi�cej �miesznych rzeczy – Syriusz zosta� usadzony z Severusem. To by�o w listopadzie, kiedy po�owa szko�y chodzi�a zasmarkana i zakatarzona.
Sev by� jednym z nich.
Zacz�li si� w g��bokiej zawi�ci szturcha�, zabiera� i str�ca� z �awki rzeczy. McGonagall w ko�cu nie wytrzyma�a i przyczai�a si� za nimi, by z rozmachu przygrza� Snapeowi grub� ksi�g� w ty� g�owy.
Snapea przygi�o nieco w prz�d, jednocze�nie wyciskaj�c mu zaskoczone sapni�cie przez zatkany nos. Si�a wydechu by�a na tyle silna, by z obu dziurek nosa wyfrun�y mu dwie zielonkawe �wiece, kt�re l�ni�cymi kolumnami przyklei�y si� do kawa�eczka kartki. Wci�gn�� jeszcze je szybko, przyci�gaj�c sobie do twarzy ten pergamin. Jeszcze prze�kn�� co� wyj�tkowo g�o�no i wyra�nie, po czym wykrzywi� lekko usta.
Syriusz prawie umar� w tej �awce ze �miechu – spad� z krzes�a, przewr�ci� �awk� i miota� si� na posadzce, nie wiedz�c co ze sob� zrobi�, podobnie jak i ja, bo wszystko widzia�em jakby w zwolnionym tempie.
Ca�� nasz� tr�jk� profesorka wykopa�a z sali. Snape, oszo�omiony, nawet si� na nas nie wkurza�, tylko nieobecnym wzrokiem wpatrywa� si� w okno.
Wkr�tce wiedzia�a o tej wpadce ca�a szko�a, wi�c Sev og�lnie jest znany jako Smarkerus.
Za ka�dym razem kiedy go widzieli�my, albo udawali�my, �e ob�apiaj� nas grube �apska Betty, albo �e zasmarkujemy si� w wyj�tkowo widowiskowy spos�b.
Wracaj�c do Betty – Snape chyba specjalnie z ni� chodzi, albo by�my dali sobie spok�j i zaj�li czym� innym, albo �eby�my mieli wi�cej zabawy.
Obstawiamy to drugie.
Syriusz nie oszcz�dza� r�wnie� swojego m�odszego brata. Wpycha� go w zaspy i w nich zakopywa�, zrzuca� z g�rki, przez co kot�owa� si� w �niegu, dop�ki nie stoczy� si� na sam d�, a gdy przyszed� marzec, przynosz�c ze sob� ulewne deszcze, zamyka� go za zewn�trz zamku i z wrednym u�mieszkiem ws�uchiwa� si�, jak wystawiony na deszcze i burze Reg dobija si� do wr�t. Innym razem zarzuci� mu kaptur na g�ow� i przyciskaj�c go do twarzy, wytarga� na zewn�trz i przywi�za� do drzewa. To by�o ju� pod wiecz�r, a ten kretyn, zamiast kogo� zawo�a�, sp�dzi� uwi�zany na dworze ca�� noc. Czarny jeszcze bardzo lubi pobiega� doniego, chwyta� go za spodnie i podci�ga� mocno w g�r�. M�odszy Black wydaje wtedy z siebie idealnie czysty, wysoki skowyt. Nie bawi mnie to jako� szczeg�lnie, poniewa� znam ten b�l. James kilkakrotnie mi tak zrobi�, nic przyjemnego, naprawd�.
Poza tym, �e Syriusz dr�czy� swojego brata, to jednak sp�dza� z nim troch� czasu w inny spos�b. Rozmawiali, czy tam mu czasem co� t�umaczy� w lekcjach…
No c�. Raz po raz spok�j �niadania przerywaj� wrzaski wyjc�w, kt�re dostajemy z ch�opakami.
- HA�BA! CO BY NA TO POWIEDZIELI TWOI PRZODKOWIE?! TY BEZM�ZGI G�WNIARZU!...
- NIE PO TO JESTE� W SZKOLE, �EBY SI� WYDURNIA�! MASZ SI� UCZY�, A NIE ROBI� Z SIEBIE PO�MIEWISKO!...
- …WR�� TYLKO DO DOMU TO POGADAMY…
- …NIE TAK CI� WYCHOWYWALI�MY Z OJCEM!...
I tym podobne teksty sypi� si� z wrzeszcz�cych, szkar�atnych kopert.
Potem, nie wiadomo kiedy, nadszed� maj. I wi�cej nie trzeba tu m�wi� – wiadomo, jak to w maju. S�o�ce, ciep�y wiatr, wo� kwiat�w wiruj�ca w g�owie. Przez ca�y dotychczasowy czas nauczyciele ju� przestali nam zwraca� uwag�, kiedy biegli�my na z�amanie karku po korytarzu, bo wiadomo by�o, �e i tak si� nie zatrzymamy. Wo�ny Filch, gdy tylko nas widzia�, od razu przybiera� pozycj� obronn�, �ciskaj�c mopa i �ypa� na nas podejrzliwie ma�ymi oczkami, wykrzywiaj�c gro�nie twarz. Za ka�dym razem, kiedy nas na czym� przy�apa�, to krzycza�, tupa� i macha� r�kami, przez co zamiast cho�by pr�bowa� udawa� skruszonych, dalej robili�my sobie z niego �arty, przedrze�niaj�c go i wydaj�c z siebie okrzyki plemion Indian.
W�a�nie, odno�nie Indian… Poprzebierali�my si� kt�rego� dnia za czerwonosk�rych i popylali�my tak po szkole z toporkami, wymalowanymi twarzami i pi�ropuszami na g�owach. Samoistnie rozwi�za�a si� tym samym zagadka, dlaczego tyle pi�r poznika�o uczniom. Stwierdzili�my, �e nic nam nie mog� udowodni�, bo ich pi�ra by�y bia�e, szare lub w innych typowych kolorach, a nasze by�y soczy�cie czerwone, ��te, zielone czy niebieskie.
Wi�c oby�o si� bez kary.
Tyle razy byli�my ju� w gabinecie McGonagall, �e z pami�ci mogli�my opisywa�, co gdzie stoi i jak wygl�da. Trafiliby�my do niego nawet z zamkni�tymi oczami.
Jednak, co wcale nie dziwne, w naszej paczce bez zgrzyt�w si� nie oby�o. Pok��ci�em si� z nimi na ca�y ostatni miesi�c szko�y, a pogodzili�my si� dopiero wtedy, gdy wracali�my ju� poci�giem do Londynu.
Mianowicie, ci idioci postanowili zosta� animagami. Gdy mi to powiedzieli, my�la�em, �e im zaraz �by pourywam i zagram sobie w Quidditcha. Nawet ju� byli w trakcie �wicze�, kiedy mi o tym powiedzieli. �e niby dla mojego dobra… �ebym nie by� wtedy sam. Bo jakby nie by�o, obecno�� innych wilko�ak�w lub zwierz�t wp�ywa na konkretnego miesza�ca w czasie pe�ni w pewien koj�cy spos�b. Nie wiem, jak to dzia�a, ale tak rzeczywi�cie jest.
Nigdy chyba nie by�em tak w�ciek�y, jak wtedy. Nadar�em si� na nich za wszystkie czasy, ponownie w tym roku zdzieraj�c sobie gard�o.
M�wili, �ebym si� nie martwi� i nie denerwowa�. �e dadz� sobie rad�, bo du�o o tym czytali i bardzo si� staraj�.
Jako� mnie nie przekonali. Przecie� to cholernie trudna sztuka, tego si� uczy latami, pod okiem instruktor�w, ma si� z tego egzaminy… A za bycie niezarejestrowanym animagiem trafia si� do Azkabanu. A oni nie zamierzaj� si� rejestrowa�…
A ja… Ja nauczy�em si� wyczarowywa� sobie p�omyki na d�oni. Ten ogie� w�a�ciwie mnie nawet nie parzy, muska jedynie przyjemnym ciepe�kiem. Mi�e uczucie, nawet bardzo.
Najlepsze w tym jest to, �e mog� nadal to trenowa�, mimo, �e s� ju� wakacje. Takie czary s� dozwolone poza szko��. Ciemno�ci ju� nie s� mi wi�c tak straszne.
Aaa! Bym zapomnia�... Khym. Mam ju� trzyna�cie lat, hue, hue!

Komentarze:


Rogaty
Środa, 23 Lutego, 2011, 13:25

hue hue na ko�cu by�o niebywale elokwentne 8)
to z tymi smarkami to by�o ohyyydne o.O ale Smark ma romanse, mmm :D a ja bym pr�dzej my�la�a, �e to Remusek by mia� powodzenie, ale wida� Black jest pon�tny dla obu p�ci xD ale najlepsza to chyba by�a Bojowa postawa Filcha, taki chicken dance, a biedny wo�ny si� wkurza. no i ch�opcy ju� nigdy nie zadadz� sobie pytania 'jak szorowa� kible?' bo przecie� ju� wiedz�, mieli praktyki ^^

 


Doo;)
Czwartek, 24 Lutego, 2011, 01:02

notka bardzo chaotyczna i szybka, ale przyjazna ^^. Nawet si� nie skapn�am, kiedy min�o te dziesi�� stron. By�o tak du�o pojedy�czych zda�, kt�re mnie rozwali�y, �e nawet nie pami�tam. Bojowa postawa Filcha, wysoki pisk Regulusa, smarki Smarka i wiele innych...
Ale by�o te� du�o liter�wek.
Z g�ry zaprosz� Ci� na notk� w sobot� lub niedziel�, bo ju� jest gotowa i czeka na dodanie ^^

 


Domi�ia
Piątek, 25 Lutego, 2011, 19:02

Faje z 2 powod�w :
- ciekawie piszesz
- kto� wreszcie doda� nocie

 


Victoria
Niedziela, 27 Lutego, 2011, 21:23

Hihi, szybko przebrn�a� przez ten rok ;) Ani si� obejrza�am, a tu ju� wakacje... To jest a� niemo�liwe, �e to 10 stron O.o Ja u siebie te� nied�ugo co� dodam... a ko�cu...

 


Doo;)
Piątek, 15 Kwietnia, 2011, 20:58

w�a�nie, jak tam egzaminy?? Mia�am Ci �yczy� powodzenia, ale mia�am tak prze*rane przez ten, ostatni zreszt�, tydzie�, �e mi z g�owy wylecia�o.
Opowiadaj!

 


Speed
Piątek, 14 Marca, 2014, 21:29

myslim si, ze jde o oboji: technologie pordopuje zmenu spolecnosti - dodava k tomu infrastrukturu, a zaroven predstavuje pokrok, normalni rust vpred. jedno nevylucuje druhe. zmena je normal: i zasadni zmena. (the only thing i am certain of is change) celkove se usporadani spolecnosti meni od jednotlivych samostatnych celku - zacalo to v USA, pokracuje to EU, a tam to nekonci. globalizace pokracuje a pres nesvary, ktere prinasi, myslim, ze v podstate se jedna o pozitivni pokrok. zmeny, ktere s ni souvisi je ted tezke dohlednout, ale myslim ze z dlouhodobeho hlediska, jde o neco v techto rozmerech: podpora sireni svobody a demokracie, a ekonomicky rozvoj mimo "zapad". prolinani vychodniho a zapadniho zpusobu mysleni. umoznuje to stret protikladu v nevidanych rozmerech. a ze stretu protikladu vznikaji nove podnety, ktere jeste dal zrychli rozvoj spolecnosti, kultury a vedy. budu o tom dal premyslet a zkusim to zablogovat, neco na ten zpusob imagine all the people living life in globalized world (-; nicmene, ted bych mela zamakat. neni nad prokrastinaci a cetbu intelektualsky zamerenych blogu. :-)

 


Konstantin
Sobota, 15 Marca, 2014, 04:55

No, s tim intelektualnim <a href="http://putexjmvqg.com">vltnticsvim</a> je to hodne sporne. Bylo to zavedeno vicemene az s americkou ustavou a i tam pouze na tusim 7 let. Cilem nebylo chranit IP per se, ale prispet k vetsi tvorbe a tim k sireni vseobecneho blahobytu. Tj. co nejvic del melo co nejdriv prejit do Public Domain. Ten soucasny stav je hodne pokroucena verze te puvodni myslenky. A i ty stovky let jsou trochu prehnane.Jinak k otazce jestli soucasne technologicke moznosti meni nebo ne usporadani spolecnosti si myslim,ze spise ano. Jeden priklad za vsechny, moznost usporadat hlasovani temer ke vsem otazkam spolecnosti hodne zpochybnuje nutnost klasicke zastupitelske demokracie. Hlasovat pomoci emailu/SMS je dnes spise otazka legislativni a vule, nez technologicke bariery. A myslim,ze by to zmena usporadani veci byla nesporne velka. Jestli k lepsimu, nebo horsimu uz nechavam na kazdeho posouzeni.

 


Yus
Sobota, 15 Marca, 2014, 19:58

Mysledm, že me1 pravdu -- stačed si vunomepozt na to, jak se teď kvůli novfdm technologiedm měned a relativizuje pojeted vlastnictved/kre1deže, což byla (aspoň v ze1padnedch, libere1lnedch společnostech) už stovky let "konstanta". To s tedm Hegelem a Marxem je docela dobre9 přirovne1ned -- zatedmco dředv kradl jen "okraj společnosti", dnes odmedte1 za "duševned statky" (filmy, hudbu...) platit vedce a vedce lided (kvantitativned změny), což se odre1žed v nove9m pojeted přistupu k fenome9nu intelektue1lnedho vlastnictved (Creative Commons, pre1ce Lawrence Lessiga -- kvalitativned změny). Nahre1vaced a filmove9 společosti, ktere9 tohle nezačnou reflektovat a nepředzpusobovat se tomu, můžou brzy narazit. (Ote1zku kdo je "v pre1vu" nechejme stranou). Kašpedk http://vrasor.com abicuzoxu eivqgpcuhhf

 


Jayna
Niedziela, 16 Marca, 2014, 14:46

insurance attorneys auto gen viagra term life insurance rates life insurance quotes providers auto insurance quotes free cheap viagra usa buy viagra

 


Jakayla
Niedziela, 16 Marca, 2014, 22:47

Order Cialis online viagra on line cialis and viagra online life insurance quotes erection

 


Jory
Wtorek, 18 Marca, 2014, 12:41

no prescription cialis life insyrace policy how to get the best results from viagra click here to get started bu ying viagra cheapest holiday travel insurance viagra

 


Early
Wtorek, 18 Marca, 2014, 19:49

viagra sale cialis online cheapest car insurance by state cheap online car insurance auto insurance west coast free quotes car insurance

 


Tisha
Środa, 19 Marca, 2014, 13:18

auto insurance quote website viagra to buy click here viagra car insurance quotes

 


Honney
Środa, 19 Marca, 2014, 15:34

viagra online without prescription cheap auto ins in PA car insurance quotes for the state of michigan free online life insurance quotes cheapest insurance in illinois online cialis sales

 


Mitch
Czwartek, 20 Marca, 2014, 19:09

viagara without prescription general car insurance car insurance quotes pa quote car insurance Cipro antibiotics

 


Emma
Piątek, 21 Marca, 2014, 16:12

compare car insurance qoutes for free online degree programs erectile florida car insurance

 


Latisha
Sobota, 22 Marca, 2014, 05:38

groups car insurance online degree programs cause impotence buy cheap Acyclovir online

 


Mimosa
Sobota, 22 Marca, 2014, 12:46

Cipro tablets car insurance quote buy cialis and viagra online car insurance quotes

 


Keli
Sobota, 22 Marca, 2014, 22:47

get car insurance quotes cheap car insurance in car insurance best deal cheap motor insurance mobile

 


Cayle
Niedziela, 23 Marca, 2014, 02:59

get the cheepest homeowners insurance cheap car insurence Lasix brand name viagra on the web

1 2 3 4 »

Tw�j komentarz:
Nick: E-mail lub strona www:  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki