Pamietnik Remusa Lupina! Pamiętnikiem opiekuje się Syrcia Do 20 marca 2009r pamiętnikiem opiekowała się K@si@@@ Do 07.07.08 pamiętnik prowadził Nowicjusz Magii Do grudnia 2007 pamiętnik prowadziłą The Halfblood Princess
Jak wida�, ostro wyr�n�am do przodu Nie zamierzam porzuca� tego pami�tnika tylko przez to, �e nie mam pomys��w, o nie. B�d� pisa�! ^ ^
A i ten. Nie wiem, kiedy nast�pna… Pewnie b�d� jeszcze tak skaka�, nie wykluczam, ale dzi�ki temu notki pewnie b�d� cz�ciej.
Prosz� bardzo - dziesi�� stron Worda dla was Z dedykacj� dla wszystkich, kt�rzy czekali.
Unios�em delikatnie brwi, nie mog�c powstrzyma� u�miechu. Te "motylki"…
- Po nocy? - zdziwi�em si�.
James �achn�� si� na to gwa�townie.
- A co� my�la�? Po nocy lepiej! Ten dreszczyk emocji i w og�le!
Unios�em d�onie w obronnym ge�cie.
- Okej, okej!... Tylko gdzie?
Wzruszy� ramionami.
- Po ulicach.
- Brzmi fascynuj�co - mrukn�� Black, t�umi�c ziewni�cie.
- Nie ziewaj, bo mi te� zachciewa si� spa�! - fukn��em na niego.
U�miechn�� si� z�o�liwie, po czym przymru�y� oczy, przyk�adaj�c d�o� do ust. Wyda� z siebie co� po�redniego mi�dzy j�kiem a pomrukiem, przeci�gaj�c si�.
Poczu�em w gardle do�� wymown� gul�, a powieki same mi opad�y. Ziewn��em cicho.
- G�upek - wyrkn��em w jego stron�.
Zachichota�.
A nast�pnie ziewn�� James.
Niby nic takiego, ale wystarczy�o, by�my rykn�li �miechem.
�azili�my wi�c bez celu blisko dwie godziny, zahaczaj�c o kolejne londy�skie place zabaw i parki. Potter nawet sk�pa� si� w fontannie. Wszystko by�oby dobrze, gdyby nie panowie w mundurach, kt�rzy zainteresowali si� tr�jk� ch�opc�w szwendaj�c� si� po nocy.
- Ch�opaki... - zacz��em niepewnie, widz�c dw�jk� pan�w wyra�nie zmierzaj�cych w nasz� stron�.
- No? – Black popatrzy� na mnie ze znikomym zainteresowaniem znad paczki mugolskich chips�w kukurydzianych.
- Chyba mamy problem… - mrukn��em.
Odwr�cili si� obaj w tym kierunku, na kt�ry wskaza�em lekkim ruchem g�owy.
- Cholera – sykn�� Czarny, podnosz�c si� z hu�tawki.
- Co wy tu robicie o tej porze, dzieciaczki? – zapyta� przesadnie uprzejmie jeden z nich. Mia� okr�g�� twarz z nieco g�upkowatym wyrazem, kt�ry zapewne nada� jej wymuszony, „ojcowski” u�miech.
Zrobi�o mi si� gor�co ze strachu, a r�ce zacz�y mi niekontrolowanie dr�e�.
Policja.
- Widzisz tu jakie� dzieci? – naje�y� si� Potter.
Wymienili spojrzenia.
- Wybaczcie, panowie – sprostowa� z lekk� doz� z�o�liwo�ci drugi. – Dlaczego panowie s� tu sami o tak p�niej godzinie?
- Wcale nie jeste�my sami – mrukn�� oboj�tnie Syriusz. – Jeste�my tu razem, ca�� tr�jk�.
Wzrok tak zwanych str��w prawa spocz�� na mnie. Pokr�cili g�owami, jeden z nich zacmoka�.
- Nie �adnie ci�ga� ze sob� po nocy kole�anki…
Wyd��em wargi.
- Nie jestem dziewczyn�! – obruszy�em si�, zaciskaj�c trz�s�ce r�ce w kieszeniach boj�wek.
- Dziwne, bo wygl�dasz jakby� ni� by�a…
Nim zd��y�em mu si� jako� w miar� sensownie odgry��, wtr�ci� si� beztroski g�os Jamesa:
- Tak tu ciemno….
- …nie dziwne, �e si� pan pomyli�… Jednak wypada�oby przeprosi� – upomnia� ch�odno Syriusz.
Policjant wycelowa� w niego gumow� pa�k�.
- Nie pyskuj, m�ody – powiedzia� typowym tonem cz�owieka doros�ego, kt�ry upomina ma�e, niegrzeczne dziecko.
Syriusz przy�o�y� d�onie do piersi.
- Czy ja pyskuj�? Przypominam o manierach jedynie.
- W�a�nie to s� pysk�wki, ch�opcze – burkn�� opryskliwie.
- No jasne – westchn��em. – Doros�ych nie mo�na upomina� nawet je�li si� myl�, bo przecie� wtedy si� pyskuje.
Grubszy z pan�w policjant�w poprawi� sk�rzany pas, sapi�c z irytacj�.
- No dobra, PANOWIE – zaznaczy�, zerkaj�c na mnie wymownie. – Poka�cie, co macie w kieszeniach.
Bez cho�by grama zdenerwowania, zacz��em wywleka� na lew� stron� kieszenie spodni. Niby czego mia�em si� ba�, skoro nie mia�em w nich niczego niew�a�ciwego? No, poza…
- A te patyki wam, to po co? – za�mia� si� wy�szy, b�d�cy jednocze�nie tym szczuplejszym. – W wojn� si� bawicie?
- Nie widz� powodu bawienia si� w co�, przez co gin� miliony ludzi… - mrukn��em, maj�c na my�li sko�czon� przed prawie trzydziestoma laty wojn�.
- Wi�c po co one wam? – dr��y�.
- A co, nie mo�emy sobie nosi� patyk�w w kieszeni? – zapyta� z uprzejmym zdziwieniem James.
- Polakierowane, rze�bione? – w g�osie grubszego pana policjanta dos�ysza�em nutk� cynizmu.
- Lubi� �adne rzeczy – mrukn�� Syriusz, po czym wyrwa� mu z r�ki swoj� r�d�k�. Schowa� j� ponownie do kieszeni spodni.
- Oj, co� kr�cicie, ch�opcy…
Wymienili�my spojrzenia. Wyczuwa�em k�opoty.
- Chyba jeste�my zmuszeni zabra� was na posterunek i powiadomi� rodzic�w, bo nie s�dz�, by wiedzieli o waszej nocnej wycieczce.
- Nie wydaje mi si�, �eby by�a taka konieczno�� – zaprzeczy� ostro�ny, uprzejmy g�os Syriusza.
- Nazwiska? – spyta� funkcjonariusz.
- Pa�skie? Nie znam - odpar�em.
- He, he, he, bardzo zabawne – prychn��. – Wasze nazwiska.
Ponownie wymienili�my z ch�opakami spojrzenia. James wskaza� podbr�dkiem na r�d�ki, a potem za siebie. Zagryz�em warg�. No tak, trzeba wia�…
- Mow� wam odj�o? – warkn�� wy�szy. – Nazwiska!
Nasze oczy zn�w na chwil� si� spotka�y. Syriusz skin�� nieznacznie g�ow�.
Jednog�o�nie doskoczyli�my z Jamesem do grubego, wyrywaj�c mu r�d�ki z d�oni.
- Hej! – zawo�a� ze z�o�ci�.
- CHODU!!! – rykn�� dziko Potter, wytrzeszczaj�c trwo�nie ga�y.
Odwr�cili�my si� na pi�cie, zaczynaj�c ucieka�. Panowie, oczywi�cie, ruszyli za nami.
Serce mia�em tu� pod gard�em; �omota�o g�ucho, utrudniaj�c mi z�apanie oddechu. Czysta adrenalina kr��y�a mi w �y�ach.
- Chodu, chodu, chodu, chodu!... – powtarza� do siebie okularnik, biegn�c w do�� komiczny spos�b.
Odwr�ci�em od niego g�ow�, by nie zacz�� si� �mia� – nie m�g�bym wtedy dalej ucieka� tak efektywnie, jak teraz.
Wypadli�my z parku na ulic�. Black zatrzasn�� jeszcze szybko bram�.
- Ty w lewo, my w prawo! – nakaza� Potterowi Czarny.
- Widzimy si� p�niej! – sykn�� Jamie, po czym pu�ci� si� w d�ug� po o�wietlonej latarniami ulicy. G�o�ne kroki odbija�y si� echem od murowanych �cian pi�trz�cych si� zewsz�d kamienic.
Syriusz z�apa� mnie za r�k� i poci�gn�� w drug� stron�.
Za sob� s�ysza�em krzyki tych dw�ch kolesi – r�wnie� si� rozdzielili. Wy�szy, oraz jak si� szybko okaza�o naprawd� szybki, pobieg� za nami.
- Rzesz w mord� je�a! – warkn�� Black.
Przyspieszy�em, pomagaj�c sobie nieco ukrytym we mnie wilczkiem, tak wi�c ju� nie mnie ci�gn�� szarooki, ale ja jego. Zerkn��em przez rami�. Black ledwo nad��a� przebiera� nogami.
P�dzili�my na z�amanie karku przed siebie, wypadaj�c na skrzy�owanie, prawie tym samym �aduj�c si� pod przeje�d�aj�cy samoch�d. G�o�ny klakson, m�j zaskoczony krzyk, przekle�stwo Blacka zlewaj�ce si� z bluzgiem kierowcy i pisk opon przerwa�y nocn� cisz� na sp�k� ze stukotem podeszw naszych but�w. Na tym jednak si� sko�czy�o, bo dysz�c ci�ko biegli�my dalej.
Sapn��em z zaskoczeniem, kiedy Czarny poci�gn�� mnie nagle mocno w bok, wci�gaj�c do jakiego� baru.
W �rodku nie by�o nikogo, krzes�a by�y pozak�adane na st�. Ci�ko dysz�c, rozejrza�em si� w czym� na rodzaj paniki.
- Schowajmy si� gdzie�, zaraz tu wleci!...
Pochyli� si�, opieraj�c d�onie na ugi�tych kolanach.
- Nie… Wejdzie do… Dziurawe-ego Kot�a…
Zapowietrzy�em si� z zaskoczenia, po czym ponownie obieg�em wzrokiem pomieszczenie, ju� na spokojnie.
- Rzeczywi�cie…
- Co� poda�? – zapyta� niespodziewanie uprzejmy g�os barmana, niemal przyprawiaj�c mnie tym samym o zawa�. Chwyci�em si� za serce.
Czarny zacz�� si� �mia�, widz�c moj� reakcj�.
- Mo�e dwa razy sok dyniowy – wysapa�. – Tylko z lodem!
Skin�� g�ow�, wk�adaj�c r�ce pod blat baru.
- W og�le co tu robicie o tej godzinie? – zapyta� dobrze wszystkim znany Tom.
- Uciekamy przed policj� – odpar� �miertelnie powa�ny, pomi�tolony Syriusz.
Roze�mia�em si�, ju� ca�kowicie rozlu�niony.
M�czyzna skin�� g�ow�, lekko unosz�c brew. Wygl�da� na zaskoczonego t� odpowiedzi�, ale nie zadawa� wi�cej pyta�, tylko da� nam nasz sok - jak to uj��: „Na koszt firmy”.
Nocowa�em te� raz u Atzego. Przyznam szczerze, �e si� nie wyspa�em... Z lekka utrudnia�y mi to jego r�ce. Ostatecznie, kiedy pro�by i gro�by nie pomaga�y, nazwa�em go g�upkiem, odwr�ci�em si� ty�em i postanowi�em pr�bowa� spa�. Nie b�d� si� rozwodzi� nad tym, co robili�my... Co b�d�, po prostu k�ad� r�czki troch� nie tam, gdzie trzeba. Nie mia�em nic do tego, �eby biega�y mi po plecach, szyi, ramionach czy brzuchu, ale o irytacj� przyprawia�o mnie to, �e "gubi�y drog�", pakuj�c mi si� nieco poni�ej pasa.
Dopiero jak go ugryz�em w rami�, to przesta�...
Matka przeprowadzi�a ze mn� powa�n� rozmow� na temat mej "drugiej po��wki". Dos�ownie w cudzys�owie. M�wi�a, �e og�lnie si� troch� zawiod�a i nie spodziewa�a tego po mnie - swym jedynym synu, chlip. Przyprowadzi�em j� niemal o palpitacj�, kiedy jej powiedzia�em, �e mam ju� za sob� ten pierwszy raz. Z Atze, oczywi�cie... W t� noc, kiedy spali�my razem. Zblad�a i opad�a na krzes�o, a ja z niewinn� mink� wierci�em stop� dziur� w pod�odze, po czym spyta�em s�odziutko: "To chyba nic z�ego?...".
Huehehee... Jestem kwintesencj� zUa. Tak bezczelnie zmy�la�!
Ponad to przyznam szczerze, �e przyjemnie jest mie� w nocy u boku kogo� bliskiego. Jeszcze jak jest wi�kszy od ciebie...
Poza tego typu rewelacjami z matk�, kt�ra nawet mia�a okazj� pozna� swojego zi�cia, to w moim �yciu nie dzia�o si� w te wakacje nic ciekawego. Druga, sierpniowa pe�nia nie by�a jako� szczeg�lnie ci�ka. Znios�em j� ca�kiem dobrze, nawet nie poobija�em si� zbytnio...
Nie brak�o r�wnie� spotka� z ch�opakami. Naturalnie, za ka�dym razem robili�my sobie jakie� jaja.
Poza tym, wakacje mija�y szybko i spokojnie. Ani si� obejrza�em, a ponownie otrzyma�em list z Hogwartu z list� podr�cznik�w, nast�pnego dnia buszowa�em z ch�opakami chyba z osiem godzin po Pok�tnej (np. nadziali�my si� na drogie panienki Hudgens, Evans albo nawet na Snapea. James szar�owa� za nim a� na Nokturn, wymachuj�c buchni�tym na chwil� ze sklepu t�uczkiem. To by� jeden z tych moment�w mojego �ycia, kt�rych nigdy nie zapomn�, khehe), a tydzie� p�niej siedzia�em ju� w jednym z przedzia��w ekspresu Londyn-Hogwart, graj�c z ch�opakami w Eksploduj�cego Durnia i zasypuj�c si� wzajemnie w sz�stk� coraz to kolejnymi �artami.
Z pocz�tku w szkole nie dzia�o si� nic ciekawego. Typowa monotonia – sprawy organizacyjne, przypomnienie regulaminu, ponowne wdra�anie si� do szkolnego rytmu.
Zakocha�em si� w zachodach s�o�ca, rzucaj�cymi d�ugie, z�ote li�ni�cia na tafl� jeziora i grubo ciosane mury zamku. Ten wieczorny spok�j, ciep�e promienie i lekko ch�odny wiatr…
Ju� w drugim tygodniu w�adowali�my si� w trzy szlabany. Dwa przez Jamesa – znowu uganiali�my si� przez tego debila za Smarkerusem – a trzeci przez Pettigrew, bo nas wsypa�. Frajer… By�yby cztery, ale z jednego wybroni� nas przyjaciel Atzego, prefekt, a z drugiego ja.
Niemal wszystkie wieczory wrze�nia up�ywa�y nam wi�c na szorowaniu kibli i zbroi, a w tych niewielu pozosta�ych wolnych chwilach odrabiali�my prace domowe, w��czyli�my si� po zamku albo naparzali�my na poduszki. Nie wiem, jak to zrobili�my, ale kt�rego� ranka jedna wojna zako�czy�a si� dopiero w wielkiej sali, kiedy rzucili�my si� na Blacka, wpieprzaj�c go do wazy z flaczkami chyba.
Z rozp�du, zamiast McGonagall, rozjuszony Black wywrzeszcza� w dzikiej furii, �e mamy szlaban (prawie p�kli�my przez to ze �miechu, nawet przez twarz psorki przebieg� cie� rozbawienia), wi�c w pierwszym tygodniu pa�dziernika te� nie mogli�my narzeka� na braki wieczornych zaj��.
Spodoba�o mi si� to. Po prostu polubi�em ten ci�g�y szum i zamieszanie, wieczn� akcj�, intrygi, w��cz�gi, ucieczki i male�kie wojny. Sta�o si� to nieod��czn� cz�ci� mojego �ycia.
Peter wpad� na – nie powiem, ca�kiem niez�y – pomys�, by�my jako� nasz� paczk� nazwali.
Postanowi�em wi�c przekopa� kilka ksi��ek w poszukiwaniu jakie� dobrej, nie tak znowu banalnej nazwy, pod kt�r� kry�oby si� to, co sob� reprezentujemy.
No i znalaz�em, po dw�ch dniach poszukiwa�, wszak nie ma to jak s�owniki. Tu zarz�dzi� przypadek – zwyczajnie dosta�em t� ksi��k� przez bani� od Evans, celuj�c� w Pottera. Jako� tak si� z�o�y�o, �e ksi��ka pad�a na ziemi� na literze „h”. Nim zacz��em si� wydziera� o dewastacji cennego ksi�gozbioru szko�y, w oczy rzuci� mi si� pewien uroczy wyraz. Ochrzcili�my si� wi�c na Huncwot�w, co zosta�o og�oszone ca�ej szkole przy jednej z kolacji, jako� samo tak wysz�o. Taka troch� jedno�� my�li;
Szko�a ju� nawet nie zwraca�a jako� szczeg�lnie uwagi na wyw�d profesora. Wyra�nie zaczynali si� przyzwyczaja�, �e cz�sto si� na nas pi�owali.
My zreszt� te�…
- Banda bezm�zgich debili!!! Co wy sobie w og�le wyobra�acie?! Szaleju �e�cie si� na�arli?! – dar� si� facet od klubu pojedynkowego. Aaach, nie wspomnia�em – no, jest klub pojedynk�w w tym roku w szkole.
- Sk�d! Jedynie pasztecik�w dyniowych…
- …czekoladowych �ab…
- …mus�w-�wistus�w…
- …fasolek wszystkich smak�w…
- CIIIIIIIIIIIISZAAAAAAAAAAAAA!!! – zagrzmia�, a� echo posz�o po korytarzu. Dysz�c lekko, patrzy� na nas ze z�o�ci� przez chwil�. – Kim wy w og�le wed�ug was jeste�cie?
Wypinaj�c dumnie pier�, zagrzmieli�my:
- Huncwotami!
Chwyci� si� pod boki kr�c�c g�ow�.
- To�cie sobie pi�kn� nazw� nadali, Huncwoci!
…chwila koj�cej ciszy i to magiczne s�owo:…
- SZLABAN!!!
Tak wi�c zacz�a si� seria kolejnych, romantycznych wieczor�w nad kiblami.
No i tak ju� zosta�o, nawet na lekcjach, gdy profesorowie czego� od nas chcieli, zwracali si� do nas per: Huncwoci. By�o nam to bardzo na r�k�. Zreszt�, nie tylko nauczyciele nas identyfikowali tym s�owem. Nie trzeba by�o wiele czasu, by�my stali si� nimi dla ca�ej szkolnej spo�eczno�ci
Syriusz wys�a� sow� do swojego ojca chrzestnego z pewn� ma��, na kilka dni tajn� pro�b�. Po owych kilku dniach wr�czy� nam w dormitorium nie�miertelniki z wygrawerowan� liter� „H”.
- Bajer – parskn�� Peter.
- Tak, dla podkre�lenia. – U�miechn�� si� dziarsko Czarny.
Przewiesi�em sw�j przez szyj�. Ch��d metalu podra�ni� mi pier� pod koszulk�. Zachichota�em, czuj�c to.
- No wi�c, panowie Huncwoci… - zacz�� weso�o James, wyci�gaj�c r�k�.
Stan�li�my w k�eczku, ��cz�c d�onie.
- Jako, �e teraz wszyscy teraz wiedz�, kim jeste�my, trzeba b�dzie zadba� o ma�� klauzul� w kartach historii dla potomnych.
- Niby jak chcesz to zrobi�? – spyta� nieco sceptycznie Pettigrew.
- Czynami! Zapiszemy si� cho�by w kartotece wo�nego!
Fala �miechu przebieg�a po dormitorium.
- Da si� za�atwi� – rzuci� z b�yskiem w oku Black.
Rozpocz�li�my wi�c �mudne dzia�ania na celu wyrycia si� jako� w dziejach tej szko�y. Nie chcieli�my by� jednostkami w szarej masie przelewaj�cych si� przez te mury uczni�w. Chcieli�my si� wyr�nia�…
Uchyli�em si� szybko przed lec�c� w moj� stron� �nie�k�.
- GI�! – zawy�em, odpowiadaj�c dwiema.
Pach, pach!
Pettigrew uda� agoni�, po czym leg� w bezruchu w �niegu.
- Mi�o by�o, panowie – zacz�� z u�miechem Syriusz, otrzepuj�c p�aszcz z bia�ych �nie�ynek. – Ale za p� godziny zaczynamy szlaban w lochach, wypada�oby si� powoli zbiera�… Nie mam ochoty siedzie� w podziemiu par� godzin w przemoczonych ciuchach.
- Narzeeekasz – parskn�� Potter.
Poci�gn��em nosem.
- Nie, ja te� nie chc�… Jeszcze si� przezi�bi� i co b�dzie?
- Wpierd…
- Black! – rykn�� g�os prefekta.
Parskn��em �miechem, chowaj�c si� za plecami Jamesa.
- Co to za s�ownictwo?!
-…dziel b�dzie! – zapia� na koniec nienaturalnie wysoko, wznosz�c oczy do nieba.
Kocham po prostu…
Zamlaska�em, odstawiaj�c kubek z pora�aj�co s�odk� herbat� z dodatkiem malinowego soku na biurko. Zakr�ci�em pi�ro w drugiej d�oni, obserwuj�c, jak ch�opaki usi�uj� zmusi� swoje pi�rniki do pos�usze�stwa. Mianowicie jeden mia� zagryza� drugiego… Na twarzy czu�em przyjemny dotyk ciep�a bij�cego od wieczornego ognia w kominku.
Pokr�ci�em g�ow� z rozbawieniem, chowaj�c si� za grubym podr�cznikiem od historii magii.
W�a�nie tak… Jak wy�ej. Jedno, a zaraz potem drugie. W�a�nie tak mijaj� mi dni.
Nie wiadomo, kiedy ko�czy si� jedno, a zaczyna drugie. Niby ledwo zacz�� si� dzie�, a nim si� obejrz�, ju� jest pora kolacji…
Jeszcze nigdy tak s�odko nie up�ywa� mi czas.
Spojrza�em w bok, na Lily. C�… Przyja�� si� nam urwa�a. Ja poszed�em w swoj� stron�, ona w swoj�. Nie zmienia to faktu, �e zawsze druga strona jest na miejscu, gdy ta pierwsza czego� potrzebuje.
A Jack… No c�. Z nim to zupe�nie co innego. Nie mam najziele�szego poj�cia, co mu odbi�o, �e postanowi� opu�ci� Hogwart i kontynuowa� mugolsku edukacj�.
No debil. Debil do kwadratu.
Nie mog�em powstrzyma� chichotu, kiedy Atze prowadzi� mnie gdzie�, id�c za mn� i trzymaj�c mnie za ramiona. Mia�em opask� na oczach, wi�c nie widzia�em, gdzie id�.
- No dok�d mnie ci�gniesz? – spyta�em przez �miech.
- Cii… Ju� p�no, nikt nie powinien nas us�ysze�. Chcia�em ci co� pokaza�.
- No, to ju� m�wi�e�…
- Uwaga, schody…
Potkn��em si� na pierwszym stopniu. Kilkadziesi�t krok�w wy�ej podprowadzi� mnie do barierki.
- Patrz – powiedzia� mi�kkim g�osem, �ci�gaj�c mi chustk� z oczu.
Zach�ysn��em si� powietrzem, widz�c idealn�, przenikaj�c� do g��bi czer� nieba, na kt�rej poprzetykane by�o miliony gwiazd.
- O jaaa… - Wyci�gn��em r�ce w g�r�. – Ma si� wra�enie, �e wystarczy po nie si�gn��…
- Wiedzia�em, �e ci si� spodoba.
Odwr�ci�em si� po chwili, by z impetem przywali� mu twarz� w brzuch. Znaczy, wtuli� si�…
Zainteresowali�my si� z Huncwotami bardzo zakl�ciami bez u�ycia r�d�ek. Ja wiem… Jakie� pole ciep�a, p�omyki na r�ku, nawet lewitacja. Po�eramy dos�ownie ksi��ki o tym.
W czasie jednej z wielu zwiadowczych wycieczek po szkole, przypadkowo trafili�my na pralni�. Kiedy weszli�my do �rodka i zobaczyli�my stert� �wie�o upranych i wyprasowanych, czekaj�cych tylko na wys�anie do dormitori�w damskich mundurk�w, by�em niemal pewny, �e jednog�o�nie pomy�leli�my o tym samym.
Powciskali�my si� w te kiecki, podkolan�wki i staniki, ledwo mog�c usta� na nogach od nieustannie nas zalewaj�cej fali �miech�w-chich�w. Zgarn�li�my r�wnie� obecne tam wst��ki, by Potter i Pettigrew zrobili mnie i Blackowi urocze kucyki po bokach g�owy. James zapl�t� mi dodatkowo warkocze.
Wyszli�my na korytarz, przewieszaj�c sobie nasze torby przez rami� i dziarskim krokiem ruszyli�my w stron� bardziej u�ywanej cz�ci szko�y.
W�a�ciwie to chyba nas nawet nie poznali zbytnio… Bynajmniej natkn�li�my si� na raczej starsze roczniki, wi�c nie grozi�o nam pr�dkie zdemaskowanie.
Przeszli�my w t�umie, kr�c�c biodrami. Policzki wy�y mi z b�lu od nieustannego chichotu i ci�g�ego banana na ustach.
Wkr�cili�my si� w t�um, podbijaj�c do grupki pi�toklasist�w. Nie przeszkadza�o im nasze towarzystwo, mo�e dlatego, �e zachowywali�my si� troch� jak tzw. podlotki. W �yciu nie zapomn� miny Syriusza, kiedy jeden z tych kolesi obj�� go w pasie, wyra�nie zdradzaj�c zainteresowanie du�o bli�szego poznania. Uprzejmy u�miech i mordercza iskra w szarych oczach Syriego powali�a nas na kolana. Podpuszczali�my tego kolesia na wi�ksz� �mia�o��, a Syriusz niezr�cznie stara� si� wykr�ci�, raz po raz zabieraj�c r�ce ze swoich po�ladk�w wy�ej, na plecy. Po jakim� kwadransie, w akcie skrajnej desperacji wr�cz, wzi�� zamach i strzeli� go z li�cia, odchodz�c z nosem zadartym ku sufitowi. Po tym zdarzeniu przez p� godziny ocierali�my z Jamesem i Peterem �zy �miechu z bol�cych policzk�w.
- Ale masz rwanie, Syri! – parskn��em, nie mog�c si� powstrzyma�. Zgi�o mnie w p� za zbroj�, za kt�r� si� skitrali�my.
- Zamknij si� – warkn��, purpurowy ze z�o�ci.
- „No, male�ka… Mo�e spotkamy si� dzisiaj wieczorem, �eby si� nieco bli�ej… Pozna�…”? – zapyta� James zgrubiaj�c sobie g�os, jednocze�nie obejmuj�c zbroj� i g�adz�c j� po przy�bicy.
Zakrztusi�em si� ze �miechu.
G�uche t�pni�cie i rozbawione st�kni�cie powiedzia�o nam, �e Potter zarobi� kopniaka.
Koniec roku siedemdziesi�tego drugiego przywitali�my w gronie uczni�w, kt�rzy pozostali w zamku. Od ilo�ci wypitego przeze mnie szampana oraz piwa kremowego mia�em lekkie trudno�ci w chodzeniu prosto, tak jak i w zrozumia�ym tworzeniu zda�, co jednak nie przeszkadza�o mi w zdzieraniu parkietu z Martin� do rana. Setki fajerwerk�w wykwit�y na czarnym, styczniowym ju� niebie.
Rano wkurza�o mnie nawet jak bahanka �azi�a po stole… Biedna zgin�a pod ci�ni�tym przeze mnie podr�czniku.
Nie brak�o r�wnie� lekkiego dokuczania Severusowi. Zabierali�my mu torb�, przez co musia� ugania� si� za nami po ca�ej szkole. Wysy�ali�my mu g�upie li�ciki na lekcjach, raz nawet pokusili�my si� o list mi�osny. Ukryci pod niewidk� obserwowali�my go, gdy go czyta�. Peter nie wytrzyma� napi�cia i zwyczajnie popu�ci� ze �miechu, czemu i ja sam by�em bardzo bliski. B�yszcz�ce oczy i efektowne rumie�ce �lizgona da�y nam pow�d do �miech�w na nast�pne dwa tygodnie. Bawili�my si� tak ponad miesi�c, wkr�caj�c w to jak�� trollic� z trzeciego roku. Dziewcz� po prostu obrzydliwe – tr�dzik, t�uste w�osy, okr�g�e okulary i spora tusza. Pisali�my do nich wzajemnie w ich imionach (nie zdradzaj�c nazwisk), by w ko�cu obustronnie zaproponowa� spotkanie. Oczywi�cie r�wnie� pod nasz� obserwacj�.
Gdy Snape tylko j� zobaczy�, wykona� niekontrolowany tik brania n�g za pas. Powstrzyma� si� jednak, przywo�uj�c na twarz u�miech cz�owieka dr�czonego szcz�ko�ciskiem.
- To TY?!... – skrzywi�a si� Betty. Do z�udzenia przypomina�a wtedy J�cz�c� Mart�.
- Te� jestem mile zaskoczony…
Milczeli przez chwil�, po czym Snape odchrz�kn��, niemal rw�c w pa��kowatych palcach r�kawy szaty.
- Skoro… Khym… Skoro ju� tu oboje jeste�my, to mo�e si� przejdziemy?...
Wymienili�my zachwycone spojrzenia z ch�opakami, po czym rozbawiony Syriusz da� znak, by�my si� wycofali. Na wstecznym pokonali�my kilka metr�w, dop�ki nie ukryli�my si� za rogiem.
- Dobra, �arty �artami, ale troch� prywatno�ci mogliby�my im da�…
Wr�cili�my wi�c do dormitorium.
- Uuuhuhu! Lochy Hogwartu zap�on� od gor�cego p�omienia mi�o�ci! Konwoje Amor�w nadchodz����!!! – zawy� Pettigrew, rzucaj�c si� w piruet, by wypieprzy� si� o kufer Jamesa. Roze�mia�em si� g�o�no, siadaj�c na swoim ��ku.
- Ej… A je�li oni serio zaczn� si� ze sob� spotyka�? – parskn�� Potter, poprawiaj�c sw�j dobytek, skopuj�c uprzednio z niego ty�ek Petera.
- No to co? – Wzruszy�em ramionami.
- Jak to co? Mamy go dr�czy�, a nie znajdowa� mi�o�� �ycia!
Syriusz zakrztusi� si� kandyzowanymi ananasami, kt�re g�o�no ciamkaj�c wy�era� z puszki.
Profesor Slughorn ma t� sam� s�abo��, khehe.
- Jego tak – potwierdzi�em. – Ale ona nie ma nic do tego.
- Bettyy… - zanuci� nami�tnie Czarny. – Och, Betty… Uwielbiam wyciska� ci pryszcze z czo�a… Mmmh… A tw�j s�odki zapach spoconych pach doprowadza mnie do ekstazy… Ach… Pozw�l mi je poliza�…
- B�eee!... – krzykn�� Potter, krzywi�c si� malowniczo. Nie on jeden zreszt�.
- Jeste� obrzydliwy i zachowujesz si� obscenicznie! – parskn��em.
- No dobra – rzuci� w�adczo Peter. – Zobaczymy, jak dalej to si� potoczy.
Rozw�j sytuacji przekroczy� nasze naj�mielsze marzenia, oraz granice wyobra�ni.
Zacz�li ze sob� chodzi�! Atak �miechu, kt�ry mnie dopad� gdy zobaczy�em jak Betty mia�d�y go w swych serdelkowatych ramionach pod �cian� w walentynki sprawi�, �e przez dwa kolejne dni piek�cy b�l sprawia�o mi cho�by prze�ykanie �liny. Nie, ja si� nie �mia�em le��c bezw�adnie pod �cian�. Ja rycza�em, bo �miechem tego nazwa� si� nie da. Pierwszy raz w �yciu widzia�em zalewaj�cego si� �zami �miechu Czarnego. Zwyczajnie p�aka� jak dziecko, cho� d�wi�ki a� nazbyt jasno wskazywa�y na to, �e si� rechota�.
�mier� i przera�enie, wr�cz jawne b�aganie o pomoc w oczach Snapea, kiedy Betty oderwa�a si� na chwil� od niego, by z�apa� oddech dobi�a nas ostatecznie.
James i Peter nie mieli szcz�cia zobaczy� tego na �ywo. Szybko te� si� nie dowiedzieli o co chodzi, bo w og�le nie mogli�my przesta� si� �mia�.
Najgorsze by�y lekcje. Pech chcia�, �e na eliksirach przez nieustaj�cy chichot wywali�em sw�j kocio�ek, na zakl�ciach nie by�em w stanie zrobi� nic, to samo z zielarstwem. Ale dzika salwa, kt�ra mi si� wyrwa�a na transmutacji przela�a czar�, przez co obaj wyl�dowali�my u dyrektora.
- Mo�ecie mi to wyja�ni�, ch�opcy? – poprosi� Dumbledore, kiedy oburzona profesorka sko�czy�a sw� skarg�.
Te kilka sekund zdo�ali�my zachowa� powag�, ale gdy przysz�o nam zabra� g�os, zn�w p�kali�my w szwach.
Profesorka zabra�a nas do skrzyd�a szpitalnego, gdzie dostali�my eliksiry na uspokojenie. Inaczej si� nie da�o z nami rozmawia�…
Wtedy nadesz�a kolej na repertuar rado�ci Pottera i Pettigrew, przez co piel�gniarka zu�y�a kolejne dwie dawki leku.
Nawet Lily �mia�a si� razem z nami, cho� ona bardziej… Serdecznie i po przyjacielsku. My mieli�my po prostu z tego zwyk�e jaja.
James skombinowa� sk�d� gazetk� z go�ymi paniami. Najpierw dok�adnie j� obejrzeli�my wieczorem w dormitorium najbardziej skupiaj�c si� na obrazkach, by dopiero p�niej wyrywa� pojedyncze kartki, �eby z premedytacj� wsadza� je pomi�dzy stronice podr�cznik�w Smarka, w wypracowania i do kieszeni ubra�. Kilka razy podw�dzili�my gacie Betty, po czym u�ywali�my ich w tym samym celu, co gazetk�. Jego mina, gdy wyci�ga� je z torby na lekcji by�a przepi�kna, a �miechy wszystkich wok� przeurocze.
Dlaczego Smark?
C�…
Na jednej z lekcji transmutacji – wbrew pozorom to w�a�nie u profesor McGonagall dzieje si� najwi�cej �miesznych rzeczy – Syriusz zosta� usadzony z Severusem. To by�o w listopadzie, kiedy po�owa szko�y chodzi�a zasmarkana i zakatarzona.
Sev by� jednym z nich.
Zacz�li si� w g��bokiej zawi�ci szturcha�, zabiera� i str�ca� z �awki rzeczy. McGonagall w ko�cu nie wytrzyma�a i przyczai�a si� za nimi, by z rozmachu przygrza� Snapeowi grub� ksi�g� w ty� g�owy.
Snapea przygi�o nieco w prz�d, jednocze�nie wyciskaj�c mu zaskoczone sapni�cie przez zatkany nos. Si�a wydechu by�a na tyle silna, by z obu dziurek nosa wyfrun�y mu dwie zielonkawe �wiece, kt�re l�ni�cymi kolumnami przyklei�y si� do kawa�eczka kartki. Wci�gn�� jeszcze je szybko, przyci�gaj�c sobie do twarzy ten pergamin. Jeszcze prze�kn�� co� wyj�tkowo g�o�no i wyra�nie, po czym wykrzywi� lekko usta.
Syriusz prawie umar� w tej �awce ze �miechu – spad� z krzes�a, przewr�ci� �awk� i miota� si� na posadzce, nie wiedz�c co ze sob� zrobi�, podobnie jak i ja, bo wszystko widzia�em jakby w zwolnionym tempie.
Ca�� nasz� tr�jk� profesorka wykopa�a z sali. Snape, oszo�omiony, nawet si� na nas nie wkurza�, tylko nieobecnym wzrokiem wpatrywa� si� w okno.
Wkr�tce wiedzia�a o tej wpadce ca�a szko�a, wi�c Sev og�lnie jest znany jako Smarkerus.
Za ka�dym razem kiedy go widzieli�my, albo udawali�my, �e ob�apiaj� nas grube �apska Betty, albo �e zasmarkujemy si� w wyj�tkowo widowiskowy spos�b.
Wracaj�c do Betty – Snape chyba specjalnie z ni� chodzi, albo by�my dali sobie spok�j i zaj�li czym� innym, albo �eby�my mieli wi�cej zabawy.
Obstawiamy to drugie.
Syriusz nie oszcz�dza� r�wnie� swojego m�odszego brata. Wpycha� go w zaspy i w nich zakopywa�, zrzuca� z g�rki, przez co kot�owa� si� w �niegu, dop�ki nie stoczy� si� na sam d�, a gdy przyszed� marzec, przynosz�c ze sob� ulewne deszcze, zamyka� go za zewn�trz zamku i z wrednym u�mieszkiem ws�uchiwa� si�, jak wystawiony na deszcze i burze Reg dobija si� do wr�t. Innym razem zarzuci� mu kaptur na g�ow� i przyciskaj�c go do twarzy, wytarga� na zewn�trz i przywi�za� do drzewa. To by�o ju� pod wiecz�r, a ten kretyn, zamiast kogo� zawo�a�, sp�dzi� uwi�zany na dworze ca�� noc. Czarny jeszcze bardzo lubi pobiega� doniego, chwyta� go za spodnie i podci�ga� mocno w g�r�. M�odszy Black wydaje wtedy z siebie idealnie czysty, wysoki skowyt. Nie bawi mnie to jako� szczeg�lnie, poniewa� znam ten b�l. James kilkakrotnie mi tak zrobi�, nic przyjemnego, naprawd�.
Poza tym, �e Syriusz dr�czy� swojego brata, to jednak sp�dza� z nim troch� czasu w inny spos�b. Rozmawiali, czy tam mu czasem co� t�umaczy� w lekcjach…
No c�. Raz po raz spok�j �niadania przerywaj� wrzaski wyjc�w, kt�re dostajemy z ch�opakami.
- HA�BA! CO BY NA TO POWIEDZIELI TWOI PRZODKOWIE?! TY BEZM�ZGI G�WNIARZU!...
- NIE PO TO JESTE� W SZKOLE, �EBY SI� WYDURNIA�! MASZ SI� UCZY�, A NIE ROBI� Z SIEBIE PO�MIEWISKO!...
- …WR�� TYLKO DO DOMU TO POGADAMY…
- …NIE TAK CI� WYCHOWYWALI�MY Z OJCEM!...
I tym podobne teksty sypi� si� z wrzeszcz�cych, szkar�atnych kopert.
Potem, nie wiadomo kiedy, nadszed� maj. I wi�cej nie trzeba tu m�wi� – wiadomo, jak to w maju. S�o�ce, ciep�y wiatr, wo� kwiat�w wiruj�ca w g�owie. Przez ca�y dotychczasowy czas nauczyciele ju� przestali nam zwraca� uwag�, kiedy biegli�my na z�amanie karku po korytarzu, bo wiadomo by�o, �e i tak si� nie zatrzymamy. Wo�ny Filch, gdy tylko nas widzia�, od razu przybiera� pozycj� obronn�, �ciskaj�c mopa i �ypa� na nas podejrzliwie ma�ymi oczkami, wykrzywiaj�c gro�nie twarz. Za ka�dym razem, kiedy nas na czym� przy�apa�, to krzycza�, tupa� i macha� r�kami, przez co zamiast cho�by pr�bowa� udawa� skruszonych, dalej robili�my sobie z niego �arty, przedrze�niaj�c go i wydaj�c z siebie okrzyki plemion Indian.
W�a�nie, odno�nie Indian… Poprzebierali�my si� kt�rego� dnia za czerwonosk�rych i popylali�my tak po szkole z toporkami, wymalowanymi twarzami i pi�ropuszami na g�owach. Samoistnie rozwi�za�a si� tym samym zagadka, dlaczego tyle pi�r poznika�o uczniom. Stwierdzili�my, �e nic nam nie mog� udowodni�, bo ich pi�ra by�y bia�e, szare lub w innych typowych kolorach, a nasze by�y soczy�cie czerwone, ��te, zielone czy niebieskie.
Wi�c oby�o si� bez kary.
Tyle razy byli�my ju� w gabinecie McGonagall, �e z pami�ci mogli�my opisywa�, co gdzie stoi i jak wygl�da. Trafiliby�my do niego nawet z zamkni�tymi oczami.
Jednak, co wcale nie dziwne, w naszej paczce bez zgrzyt�w si� nie oby�o. Pok��ci�em si� z nimi na ca�y ostatni miesi�c szko�y, a pogodzili�my si� dopiero wtedy, gdy wracali�my ju� poci�giem do Londynu.
Mianowicie, ci idioci postanowili zosta� animagami. Gdy mi to powiedzieli, my�la�em, �e im zaraz �by pourywam i zagram sobie w Quidditcha. Nawet ju� byli w trakcie �wicze�, kiedy mi o tym powiedzieli. �e niby dla mojego dobra… �ebym nie by� wtedy sam. Bo jakby nie by�o, obecno�� innych wilko�ak�w lub zwierz�t wp�ywa na konkretnego miesza�ca w czasie pe�ni w pewien koj�cy spos�b. Nie wiem, jak to dzia�a, ale tak rzeczywi�cie jest.
Nigdy chyba nie by�em tak w�ciek�y, jak wtedy. Nadar�em si� na nich za wszystkie czasy, ponownie w tym roku zdzieraj�c sobie gard�o.
M�wili, �ebym si� nie martwi� i nie denerwowa�. �e dadz� sobie rad�, bo du�o o tym czytali i bardzo si� staraj�.
Jako� mnie nie przekonali. Przecie� to cholernie trudna sztuka, tego si� uczy latami, pod okiem instruktor�w, ma si� z tego egzaminy… A za bycie niezarejestrowanym animagiem trafia si� do Azkabanu. A oni nie zamierzaj� si� rejestrowa�…
A ja… Ja nauczy�em si� wyczarowywa� sobie p�omyki na d�oni. Ten ogie� w�a�ciwie mnie nawet nie parzy, muska jedynie przyjemnym ciepe�kiem. Mi�e uczucie, nawet bardzo.
Najlepsze w tym jest to, �e mog� nadal to trenowa�, mimo, �e s� ju� wakacje. Takie czary s� dozwolone poza szko��. Ciemno�ci ju� nie s� mi wi�c tak straszne.
Aaa! Bym zapomnia�... Khym. Mam ju� trzyna�cie lat, hue, hue!