Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Pamietnik Remusa Lupina!
Pamiętnikiem opiekuje się Syrcia
Do 20 marca 2009r pamiętnikiem opiekowała się K@si@@@
Do 07.07.08 pamiętnik prowadził Nowicjusz Magii
Do grudnia 2007 pamiętnik prowadziłą The Halfblood Princess

  Reprezentanci
Dodał Remus Lupin Sobota, 18 Października, 2008, 12:56

Remusie... Wiesz, że Cię uwielbiam, ale weź się w garść. No, ale skoro pragnisz zmiany tematu...! Tylko proszę odezwij się jak takowy znajdziesz. I najlepiej nie pisz dopóki się z chłopakami nie pogodzisz. Może Cię dziwi moje zachowanie, ale mnie denerwujesz. Nie będę tego wałkować w nieskończoność.
U mnie OK. I sobie jeszcze nikogo nie znalazłam.


Juliet




PS Gratuluję odwagi! Nareszcie zaprosiłeś Vanessę.


Kobiety są dziwine... Może nie powinienen się dziwić? W końcu czas najwyższy i mnie też by to irytowało. Kurczę, to nie jest proste. To jest cholernie trudne. Dlaczego ja to wszystko tak przeżywam? Nie wiem. Koniec z tym. Muszę żyć własnym życiem, o. Tylko częścią mojego życia są chłopcy... Jejku, obejdę się bez nich. Tylko czy ja już tego nie mówiłem?



*** *** ***



- Nie rozśmieszaj mnie, Remy. - rzekł Lilly przy obiedzie.
- Posłuchaj, opuściłem się trochę w nauce i muszę się douczyć. Te durne wybory tylko zabierają mi tak cenny czas. Przecież nie muszę tam być. - stwierdziłem. - I tak nie wygram, a to dobra okazja do nauki. Bilioteka będzie pusta, cicha...
- Nie chcę tego słuchać. - przerwała mi Lil. - Wiem, co czujesz, ale to jest ważne wydarzenie. Powiedziałabym, że bardzo ważne. Zawieszą cię, jeżeli to opuścisz. Pamiętaj, że się zgłosiłeś i obowiązują pewne zasady...
- Zgłosiłem się dla Vanessy! - wtrąciłem.
Haha. Stało się. Wygadałem mój największy sekret . Dlaczego wygadałem? Nie chciało mi się iść na wybory. Oczywiście wszyscy by się dowiedziali, że lubię Nessę , ale to tego szmat czasu. Kurczę muszę zapanować nad językiem.
Lilka zamilkła.
- To idź tam dla Vanessy. - odparła, po czym wstała od stołu i ruszyła w kierunku wyjścia.
A ja? Stwierdziłem, że mówi mądrze. Poza tym nie jestem osobą pakującą się w tarapaty, więc... pójdę tam. Tak pójdę. Zmuszony, ale zawsze coś.



*** *** ***



- Zostaw ten esej i chodź!
No patrzcie Lilly do końca pilnuje, abym poszedł. To nwet miłe, ale wolałbym iść z Vanessą... Tylko, że on poszła już dawno z Jamesem i... zgadnijcie z kim? Tak z Ericiem. Syriusz z Peter i jakąs bliżej nieznaną mi Krukonką o piwnych oczach i długich, kasztanowych włosach. Zabawne, ale po co ona tam, jeżeli to wybory Gryfonów? Chyba, że jest kolejną plastikową laleczką uzależnioną od swojego chłopaka. Takie kochają się tylko w Rogaczu i Łapie... Bez urazy dla Lilly. Ups... Mam nadzieję, że ona tego nie przeczyta.
- Ok, idę. - rzekłem.
Odłożyłem książki na bok i wstałem leniwie z sofy. Lilka rzuciła mi krótkie spojrzenie typu "No nareszcie, myślałam, że będę musiała zatrudnić FBI, aby cię stąd wyciągnąć". Westchnąłem - życie wymaga poświęceń. Niepewnie ruszyłem za nią. Po kilku minutach staliśmy przed gabinetem profesor McGonngal, gdzie znajdowali się wszyscy Gryfoni. Swoją drogą to partnerka Syriusza stała przed drzwiami i nie była zadowolona, ba wyglądała na taką co by z chęcią udusiła opiekunkę domu lwa . Kiedy weszliśmy do środka profesor zaznaczyła coś na długiej liście. Ustawiliśmy się obok Peter'a i Syriusza .
- Nie będę przedłużać. - oznajmiła McGonngal.
Jej głos był tak stanowczy, że uciszył gromadę plotkujących uczniów z Jamesem na czele.
- Wchodzicie po kolei do kabin, bierzecie kartkę, zaznaczacie nazwisko chłopaka i dziewczyny, kładziecie ją tu - wskazała na swoje biurko - po czym ustawiacie się.
No po prostu super! Jestem centralnie na końcu i coś mi się zapowiada na długie czekanie... Nudne czekanie... O. James, Vanessa i Eric idą w naszą stronę. Ciekawe dlaczego? Do licha szykuje się wojna na słówka, Syriusz już przybrał pozę niepokonanego.
- Cześć! - przywitała się Vanessa.
Odpowiedziały jej tylko niemrawe pomruki. Dziwicie się? Łapa i Rogacz patrzyli na siebie spod łba.
- Na kogo głosujecie? - odezwał się nagle Peter.
Wraz z dziewczynami i Erciem starali się rozluźnić atmosferę, ale bądźmy szczerzy - dobrze im to nie szło. Napięcie panowało. Tylko nie było nienawiści. Było zakłopotanie i czułem, że oni za sobą tęsknią. Ech. Chciałbym powiedzieć, że rzucili się sobie w ramiona i przeprosili się nawzajem, ale tak się nie stało.
Po kilkunastu minutach przyszła kolej na mnie. Wszedłem do kabiny i zastanawiałem się... James czy Syriusz? I co postanowiłem? Ha. Tajemnica. Kiedy oddałem głos, wróciłem na miejsce. Odczekałem kilka minut, aż wreszcie McGonnagal podliczyła głosy.
- Mam przyjemność przedstawić zwyciężców głosowania. - oznajmiła. - Naszym reprezentantem będzie... Syriusz Black!
Łapa uradowany podszedł do profesor, ale James nie był taki szczęśliwy. Uśmiech zniknął też z twarzy Ercia. Ja nie czułem nic - nie zależało mi. Może dobrze się stało, że wygrał Syriusz?
Jednak stało coś, co wstrząnęło wszystkimi. McGonnagal oświadczyła:
- Jego partnerką będzie...Lilly Evans!

[ 519 komentarze ]


 
Synonim balu...
Dodał Remus Lupin Środa, 01 Października, 2008, 18:30

Wiem, że krótko, ale mój Wen pojawił się tak szybko jak i szybko się ulotnił. Niestety nie spełniłam jego wymogów xD Szkoda, bo w planach miała dłuuuuuugą notę, a wyszło krócej, niż sądziłam. No, ale przynajmniej wiem co dalej będzie i wiem, że ciąg dalszy pojawi się w przyszłym tygodniu.
Po tej notce możecie stwierdzić, że Remus jest zbyt śmiały. Pozwólcie, że łaskawie to wytłumaczę, zanim przejdziecie do czytania ;-).
To jest pamiętnik (tak jakby ktoś nie zauważył xD). W dialogach jest nieśmiły Remy, ale w opisach się otwiera, bo może powiedzieć to co czuje, myśli. Przelać na papier swoje troski i nie musi się niczego wstydzić. Poza tym potrafi być złośliwy i szczery do bólu xD Każdy ma swoją ciemną stronę, a biedaczek martwi się o przyjaciół. Taki jest kochany Remusek. Cząstka mnie i moje wyobrażenie tej postaci.
No, ale nie będę przedłużac, bo pewnie macie ochotę mnie udusić za wstęp, który nie ogranicza się to trzech linijek xD Musiałam się troszkę rozpisać dla dobra wszystkich. Gaduła ze mnie! Miałam kończyć. Dzięki za komentarze i zapraszam do czytania...








Bal. Samo słowo brzmi niezachęcająco, nie mówiąc już o jego znaczeniu! Z balem jest zawsze więcej kłopotu, niż pożytku, ot co. Przecież muszę znleźć sobie partnerkę, w ogóle to muszę się przełamać i tam pójść. To jasne jak słońce, że każdy chłopak wolałby zostać dormitorium z kolegami lub z dziewczyną... Jeżeli się ją ma. Nawet byłaby świetna okazja do żartu, ale gdzie tu żart jak kryzys nie zażegnany. Syriusz i James wściekli, a Peter cały w skowronkach. Dlaczego? Wyjaśniło się, dlaczego znikał. Zapisał się do klubu gargulkowego ze względu na niejaką Josie Roxon, która wczoraj zapytala się go czy jej potowarzyszy na balu. Jest całkiem ładna. No i wzięła sprawy w swoje ręce, a nie wypierała się uczucia. Vanessa tak nie może! Podczas wspólnych godzin w bibliotece tyle razy chciałem ją zaprosić, ale błękit jej oczy mnie rozpraszał albo wparowywała Dorcas, z którą mam ostatnio dużo do czynienia. Wcześniej nie widywałem jej z powodu chłopaków, bo oni Ślizgonów nie lubią. Teraz Dor jest wesolutka, ale co będzie jak się pogodzą? Polubiłem ją. Ogólnie to spędzam więcej czasu z dziewczynami.
No i trwają te durne wybory. Rogacz, Łapa mają mnóstwo plakatów i zatrudnili młodszych uczniów do reklamy! Lilly też ma trochę plakatów, a ja? Zrobiłem tylko jeden i na dodatek ten obowiązkowy. Nie chciałem, ale McGonngal wygłosiła długą, nudną mowę, która pochłoniła pół godziny mojego cennego życia, więc się poddałem i wykonałem polecenie. Vanessa też ma tylko jeden plakat, bo mówiąc szczerze pozostałe są tak jakby "nielegalne" z tego względu, iż jest tylko jedno miejsce przeznaczone na takie sprawy, a jest to tablica ogłoszeń w pokoju wspólnym. Tylko, że plakaty wiszą w całej szkole! Żal. Naprawdę dla mnie to idotyczne? Po co tylem wysiłku? Po co marnować czas, który można przeznaczyć do uczenia się, a zarazem poprawiania swojej marnej reputacji (mówię ogólnie). Dlatego nie cierpię takich zabaw! Bal to synonim męki, niepotrzebnego zamieszania. Do jasnej ciasnej po co to wszystko? Żeby potańczyć (a raczje pokołysać się) przez kilka godzin do Bacha? Przecież do Bacha nawet się tańczyć nie da, chociaż był pierwszym kompozytorem w barkoku komponującym muzykę... hm... odważną, jak na tamte czasy, ale to nie zmienia faktu, że to BACH, a w życiu nie widziałem, żeby ktoś tańczył do (przypuśćmy) Ave Maria albo jekiegoś polifonicznego preludium! No, ale się rozpisałem o mugolskiej muzyce. Nie w tym rzecz, ale chyba jasno się wyraziłem? Nie? Uważam to za stratę czasu, ot co i nie zdziwiłbym się, gdbym "tajemniczo" nie pojawił się na balu, nawet za cenę kolejnego kazania McGonnagal. Lubię ją, ale nie cierpię balów, bo... tak do tego zmierzam. Cały czas oszukuję siebie, bo najzwyczajniej na świecie nie umiem tańczyć!!!

*** *** ***

- Remusie... - zaśpiewała Vanessa.
Słyszałem ją, ale tak niewyraźnie. W ogóle to bardzo się zamyśliłem, bo... no... To wszystko co się stało. Jestem tchórzem, bo nie umiem jej powiedzieć prawdy i przyjaciel ze mnie żadne, jeżeli do tej pory nie umiem pogodzić Rogacza i Łapy, no i się do nich nie odzywam, a zdaję sobie sprawę, że potrzebują mnie obydwoje. Bardzo opuściłem się w nauce, ale zwyczajnie nie daję rady.
- Co?
Byłem taki zmęczony, że prawie zasnąłem, ale Nessa mnie rozbudziła i całe szczęście, bo inaczej poplamiłbym atramentem mapę nieba na astronomię. No i napisałem Jowisz przy Saturnie! Masakryczna masakra.
- Kurczę Jowisz to nie Saturn! - opamiętałem się chwytając pióro i zamazując błąd.
Vanessa spojrzała wymownie w sufit i zaraz zlikwidowała różdżką tego "Jowisza".
- Ktoś tu jest dzisiaj nieprzytomny. Wiesz co Remy? To nie ma sensu. Jesteś zmęczony i źle wyglądasz. Zrobię to za ciebie. - onznajmiła. - Idź do dormitorium i się porządnie prześpij!
- Dzięki Nesso. Kochana jesteś. - powiedziałem, uśmiechając się blado.
Rzeczywiście czułem się fatalnie. Zastanawiałem się czy nie wybrać się do pani Pomfrey, ale to pewnie zywkłe zmęczenie.
- Ach. - Vanessa zarumieniła się. - Ty też jesteś kochany.
Spakowałem książki do torby, oczywiście mapę zostawiłem. Chwyciłem porysowane pergaminy, przy czym rozlałem butelkę atrmentu. Szybko wyciągnąłem różdżkę i zlikwidowałem kałużę granatowej mazi. Uśmiechnąłem się do Nessy i już miałem wyjść, ale coś mnie powstrzymało.
- Vanessa? - zapytałem.
- Tak?
-Niedługo jest bal i... jeżeli chcesz to możemy... no... razem iść.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
- No... Myślałam, że nie chcesz iść. - rzekła.
Pownie wzięła na serio to co mówiłem po mowie McGonnagal. Użyłem kilka niemiłych słów i mogłem coś napomknąć o tym, ze nie mam zamiaru iść, ale... Muszę.
- Ach tamto... Zły humor. Nie przepadam za balami, ale jeżeli... No ty ze mną pójdziesz.
- Jasne. - odparła rozpromieniona. - Spotkamy się piętnaście minut przed? Zresztą. Jeszcze dużo czasu.
Kiwnąłem głową. Poczułem ulgę.
Jeden problem z głowy, ale co z... chłopakami? No właśnie, przecież muszę ich pogodzić. Nawet nie wiem jak, chociaż... Po co podstęp? Trzeba działać z głową i wykorzystywać swoje umiejętności. Tak powiada mama i sądze, że ma rację.

*** *** ***


Kochany Remy!
Moje opowiadania nie są tak ciekawe jak to co się dzieje w Hogwarcie, chociaż Durmstrang jest niesamowity! Nie uwierzysz, ale dostałam się do szkolnej drużyny hokeja. Na dodatek chodzimy tu regularnie na narty! Czad.
No, jednak jest o czym opowiadać. Nauczyciele są fajni, no może poza rpofesor Goodnight. Zabawne nazwisko? Tylko, że ona nie jest dobra, ani nie porównałabym ją z nocą. Prędzej z żmiją.
No, ale co do ciebie. Nie martw się! Chłopcy są grzeczni i napewno się pogodzą, a ty nie musisz się obwiniać. Twoje wątpliwości związane z Vanessą są bezpodstawne. Ona cię kocha, a ty ją i naprawdę bez sensu jest granie w grę "Ty zrób pierwszy krok". Powiem ci szczerze, że dziewczyny zazwyczaj pierwszego kroku nie robią, a już napewno Nessa do takich nie należy. Ona jest nieśmiała, no i niestety ty też.
James się zakochał w Lilly? Żadna nowość wiedziałam to od początku i mu wierzyłam! Ci dwoje są jednością.
Szkoda, że Huncwoci są nieaktywni, bo z chęcią posłuchałabym kolejnej zwariowanej opowieści. Widzisz perspektywa referatu z Histori Magii (przedmiotu Goodnight) nie jest kusząca, zwłaszcza jeżeli ma być on o buntach goblinów. Siedem stóp!!! Czasami się zastanawiam czy wszyscy nauczyciele HM są tacy nudni i zawsze mówią o jednym: buntach goblinów. No, ale Binns był przynajmniej nie był tak surowy... Tęsknie za nim, bo mojej profesorki mam dość.
Tęsknię też za tobą i pozdrawiam.


Juli




PS Pozdrów ode mnie Lilly, Syriusza, James'a no i Peter'a! Vanessę też.





Taka wiadomość przyleciała dzisiaj wraz z Ariel. Juli jest szczęśliwa i ja się cieszę. Przez pierwsze dni nie mogła się odnaleźć, co wywnioskowałem z jej listów. No i rada co do Vanessy już nieważna. Muszę szybko odpisać...



Juli!
Na domiar złego zorganizowali bal z okazji 950-lecia szkoły. Wiesz co? Idę z Vanessą. I startuję w durnych wyborach. Wyborach na parę, która zatańczy pierwszy taniec (z każdego domu jedna). No i szansa udziału w konkursie na królową i króla balu, ale to beznadzieja, bo każdy dom zagłosuje na swojego reprezentanta.
Lilly, James i Syriusz też startują. Nawet Peter! Rogacz i Łapa ostro rywalizują, a ja? Nie odzywam się do nich. Muszę od tego odpocząć. Mam dosyć ich sprzeczek! Naprawdę tęsknie za harmonią.
James zakochany... Wiesz to takie oczywiste nie było, ale teraz jest bardzo przybity (z Lilly też się pokłócił). Wyjaśniła się sprawa Peter'a... Ona ma dziewczynę! Peter! Jako jedyny z nas. Nie mogłem na początku uwierzyć.
Naprawdę cieszę się, że się odnalazłaś. No i ten cały hokej to podobno jest super. Współczuje nauczycielki, ale wiesz co? Lekcje Binnsa zrobiły się nawet ciekawe (omówiliśmu już wszystko o buntach, nawet to co na studiach historycznych!). Piszemy referaty, głównie mówimy o histori szkoły, ale też w planie mamy kilka fajnych biografii. Nie może być źle. A teraz powiedz szczerze czy znalazłaś tam kogoś sobie? Nie na serio, jeżeli nie chcesz to nie odpowiadaj, ale ty wiesz o Vanessie to wypada mi też coś powiedzieć!
Pozdrawiam serdecznie


Remus


PS A z nauką jak tam?

[ 18 komentarze ]


 
Luz?
Dodał Remus Lupin Środa, 24 Września, 2008, 16:00

Noty nie sprawdziłam ani razu. Dlaczego ? Nie mam czasu, po prostu. Prosiłabym o wytknięcie błędów, łatwiej mi je będzie poprawić, bo obiecuję, że jutro edytuję tę notę i usunę jak najwiękjszą ilość błędów ;D
Poza tym to wiem, że krótko, ale następna gdzieś za niecały tydzień.
Nie przedłużam.
Czytajcie i komentujcie!



--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------



Skręciłem w boczny korytarz. Pewnym krokiem ruszyłem przed siebie. Miałem iść na błonia, ale pech chciał, że się rozpadało. Leje ja z cebra, a ja nie mam gdzie się uspokoić. Muszę się porządnie zastanowić. Nie ma sytuacji bez wyjścia. Mogę pogodzić huncwotów. Po tym wszystkim wszystko może wrócić do normy. Przecież nie ma rzeczy niemożliwych! Zawsze trzeba mieć nadzieję, a ja niewyobrażam sobie życia bez przyjaciół.
- Coś ty taki spięty? - usłyszałem lekko ironiczny głos.
Odwróciłem się.
Tuż za mną szła Vanessa. Ona to zawsze chodzi za mną i zawsze się nagle odzywa. Zbieg okoliczności? Być może przeznaczenie?
- To wszystko przez chłopaków. Oni... no... pokłócili się. - oznajmiłem z goryczą. - Mówię o Jamesie i Syriuszu, a przcież oni zawsze byli tacy zgodni... Nadal nie mogę uwierzyć w to co się stało. No, bo dosyć porządnie sie pogryźli.
Przez chwilę milczeliśmy. Zastanawiam się, dlaczego użyłem słowa "pogryźli"? Zwykle unikam słówek mających coś wspóleno z wilkołakiem, a ta kłótnia nie miała bezpośredniego związku ze mną. Boże co się ze mną dzieje? Po prostu powiedziałem tak i tyle. Oni pokłócili się o Lilly. To jasne jak słoneczko, ale tą kłótnie w pewnym sensie wywołałem ja...
- Mówisz to wszystko tak, jakby to była twoja wina! - żachnęła się Vanessa. - Pamiętaj, że nie jesteś niczemu winnien. Jeżeli są tak dobrymi przyjaciółmi to szanse na kompromis są duże... Ale... O co oni się pokłócili? To musiało być ważne... - Nessa zamyśliła się.
Zresztą ja też, bo to co powiewdziała jest prawdą. Szczerą prawdą. Muszą się pogodzić, jak dobrzy przyjaciele. Napewno dojdą do porozumienia, ale kiedy? No i czy zdradzić Vanessie powód ich sprzeczki? Oczywiście każdy wie, że James buja się w Lilly, ale z reguły wszyscy uważają to za żałosny żart. No, ale czy mógł by taki żart ciągnąć przez bite sześć lat? Ta kłótnia to dowód na to, że Rogacz ją kocha. To nie jest zwykłe zauroczenie.
- Remusie? - odezwała się Vanessa.
W jednej chwili spoglądałem w jej błękitne oczy, w drugiej zdradziłem jej wszystko.
- O Lilly. Dokładnie to o rozpad huncwotów. Ostatnio cicho było o nas, bo przeżywaliśmy mały kryzys, wiesz jak jest? - Nessa skinęła głową na znak, że rozumie. - Lilka napisała jakieś zasady James'owi i on nie chciał ich złamać. Automatycznie tak jakby z wszystkiego rezygnował. Dla niej. Oczywiście my też byliśmy zajęci. Przed chwilą o tym gadaliśmy. Już było OK, ale tu nagle nasunął się temat przyczyny naszego kryzysu... - westchnąłem. - Syriusz wytknął James'owi błędy. Powiedział, że to przez to, że przestrzegał tych głupich reguł i takie tam, James się obruszył, bo zrozumiał to jako, że kochając Lilly jest głupi. Zresztą... zrozumiałbym to tak samo. Wtedy zaczeli się wyzywać i zerwali więzy przyjaźni.
- Długa historia. - stiwerdziła Vanessa, myśląc nad czymś intensywnie. - Ale to dowód, że on ją kocha. Naprawdę. Pokłócił się z Syriuszem i w ogóle... Wydoroślał.
- Wiem. Jestem pewien, że to nie jest zwykłe zauroczenie. W takim razie... Czym jest miłość?
Zdałwem sobie sprawę jak głupie pytanie zadałem. Przecież miłość to...
- Miłość jest uczuciem, które żyje w sercach. Miłość można porównać do czasu... - czas od zawsze był, jest i chociaż ciągle upływa, to nigdy go nie zabraknie, a mimo tego, zawsze chcielibyśmy mieć go więcej... Tak mi się przynajmiej wydaje, bo twoje pytanie jest - westchnęła. -nie tyle trudne, co mądre.
- Skąd tyle wiesz o miłości? - zapytałem się, unosząc brwi. - Byłaś kiedyś zakochana?
- Odpowiem trochę poetycko : Miłość jest czymś, czego każdy doświadcza, choć niektórzy tego nie dostrzegają, nie doceniają, nie potrafią odwzajemnić. - uśmiechnęła się.
- Skąd ty tyle wiesz o miłości? - zapytałem po raz drugi, uśmiechając się do niej.
- Hm... Dużo czytam i piszę wiersze. - odpowiedziała beztrosko. - Poezja jest czymś ważnym w moim życiu.
- A miłość?
- Odpowiedź jest dosyć oczywista. To uczucie bardzo silne i chyba nie można bez niego żyć. Najważniejsze jest to, aby się do niego przyznać. - stwierdziła.
Wiem coś o tym. Może Vanessa też coś wie? Być może w ten sposób do mnie przemawia? Naprawdę dziewczyny są dziwne. Nie może tak z mostu powiedzieć co czuje? No, ale dlaczego ja nie mogę powiedzieć? Wstydzę się swoich uczuć?! Przypomniałem sobie to co powiedziała mi kiedyś mama...
- Mamo, a jak to się stało, że tak kochasz tatę? Dlaczego się nie całujecie i w ogóle? - zapytał mały chłopczyk swoją matkę.
- Zadałeś trudne pytanie synku, ale sądze, że odpowiedź znam. - odpowiedziała wolno kobieta. - Skarbie wiesz co to miłość?
- To tak jak ktoś cię kocha... - stiwerdził mały Remus. - Na przykład ty mnie kochasz.
- Miłość to bardzo silne uczucie... Nie umiesz żyć bez niej i osoby, którą dażysz tym uczuciem.
- No, ale dlaczego kochasz tatę, a się nie całujecie i...
- Hm...Przychodzi taka pora, kiedy nie żądasz niczego. Ani ust, ani uśmiechu, ani pięknych ramion, ani oddechu jego obecności. Wystarczy, że On jest. Taka pora właśnie przyszła.
- Ja nadal nie rozumiem mamo. - wtrącił synek.
- Kiedyś zrozumiesz. Jeszcze nie musisz.

Teraz rozumiałem sens jej słów i całe przesłanie, ale... do czego to prowadzi? Teraz muszę miłość odłożyć na tor boczny i... zająć się przyjaciółmi. Jestem małą cząstką świata i nie mogę myśleć tylko o siebie, jeżeli w otoczeniu są osoby potrzebujące pomocy...
A Vanessa taką nie jest? Miłość leczy rany.
Odezwał się głosik w mojej głowie.
Nie teraz. Tym zajmę się później.
Odpowiedziałem sobie w duchu.

*** *** ***

- ...pamiętajcie o podstawowych zasadach. Zachowajcie powagę. To będzie wielkie wydarzenie. Musicie oddać jego powagę, ale też... wyluzować się. Na tym balu macie świetnie bawić i cieszyć się tym, że nasza szkoła funkcjonuje już 950 lat. Jest to niezwykle ważna uroczystość, dopiero po zakończeniu części oficjalniej rozpocznie się bal. Prosilibyśmy o wybranie pary reprezentującej nasz dom. Zatańczy ona pierwszy taniec wraz trzema innymi parami z pozostałych domów. Wybrane osoby muszą mieć ukończone piętnaście lat, przyzwoicie się uczyć i zachować. W balu mogą brać udział uczniowie wszystkich klas, jednak pierwsza i druga klasa bawi się do godziny dziesiątej. Wszystko jasne?
Profesor McGonnagal zakończyła swój wywód, spoglądając na nas badawczo. Przeszła się wzdłuż rządu, w którym staliśmy my, Gryfoni. Przez chwilę zastanawiałem się co ona robi, aż skapnąłem się, że szuka chętnych do tego całego konkursu! Naprawdę takie zabawy nie są w moim typie. Zwyczajnie wolę spędzić ten bal z... Vanessą, ale nie wiem czy się zgodzi. Poza tym balu nie będzie, jeżeli nie pogodzę huncwotów.
- Kiedy to się odbędzie? - usłyszałem głos Lilly.
- W Noc Duchów, panno Evans. - odpowiedziała chłodno profesor.
Ona zawsze przestrzega etykiety i innych takich bzdur. Taka już jest, ale jako nauczycielka świetna. Wymagająca, surowa, ale zawsze sprawiedliwa. No może czasami za surowa...
- Och, panno Jason. Może panienka by zechciała kandydować? - zapytała McGonnagal czarnowłosą Jessie.
Dziewczyna wbrew moim oczekiwaniom kiwnęła głową. Chwilę potem dołączyli do niej inni Gryfoni. Nawet Lilly się zgłosiła, a kiedy zobaczył to James już stał obok niej.
- Może pani McGowan?
Jak porażony prądem, spoglądałem jak Vanessa staje obok przystojnego Erica Sulvianna z siódmego roku. Chłopak wyraźnie się nią interesował, a przecież... On nie może iśc z nią na bal. Muszę temu zapobiec...
- Pani profesor, mogę? - zapytałem uprzejmie opiekunki.
Zdziwiona, ale wyraźnie zadowolona pozwoliła mi dołączyć do grona "wybrańców". Powiem szczerze, że Syriusz zrobił się zdeka zazdrosny, bo Rogacz startuje, więc on też się zgłosił, a Peter z nim. I tak cała nasza czwórka miała ze sobą rywalizować, a każdy był tu z innego powodu! Zabawne, ale realne. Nie mogłem w to uwierzyć. Sytuacja skomplikowała się jeszcze bardziej.
- Co ty tu robisz Smarkfanie? - zapytał złośliwie James Syriusza.
- Próbuję wypełniać obowiązki ucznia... i być od ciebie lepszy. - oznajmił.
- Przestańcie. - warknąłem.
- Nie wtrącaj się, Lunatyku. - rzucił James.
- Poraz pierwszy się z tobą zgadzam Romeo. Luncio siedź cicho. - powiedział Łapa.
- Co się z wami dzieje? Zachowujecie się jak dzieci! Każdy jest winny, ale najważniejsze do winy się przyznać. - stwierdziłem.
- Co ty nie powiesz...- odezwał się James.
- Ja się z nim nie pogodzę! - rzekł Syriusz.
- A myślisz, że ja go przeproszę? - zapytał ironicznie Rogacz.
- Niech wam będzie, ale... To jest wasza decyzja i ją... sznuje. Tylko proszę nie przychodzcie do mnie później i nie przepraszajcie, bo mam was głęboko gdzieś. - oświadczyłem i zamikłem przyglądając się oddalonej ode mnie Vanessie.
Rozmawiała beztrosko z Ericiem, zupełnie nie przejmując się tym, że gdzieś w tłumie jestem ja, Remus.
- Głosowanie odbędzie się za tydzień. - oznajmiła McGonnagal, próbują przekrzyczeć gwar, panujący w pomieszczeniu. - Do widzenia!
Po tych słowach wszyscy udali się leniwie na obiad. Niechętnie, ruszyłem za nimi...

[ 8 komentarze ]


 
Rogacz vs. ... ?!
Dodał Remus Lupin Sobota, 13 Września, 2008, 22:59

Na wstępie mówię, że błędy mogą być, bo ponownie sprawdzałam tylko raz . "Tłustym" drukiem napisane są uwagi Remusa. To mówię tak dla jasności. Notkę dedykuję Lauren, chociaż ona napewno jej nie przeczyta, ale zawsze, jednak o niej pamiętam ^^.
Dziękuję za komentarze.



*** *** ***

Wyjąłem z torby gęsie pióro, po czym zamoczyłem je w atramencie. Chciałem zacząć pisać, ale nieświadomnie moją uwagę rozproszyła Vanessa. Jej orzechowe loki, układały się na ramionach. Dziewczyna była pochłonięta czytaniem podręcznika do histori magii w poszukiwaniu materiałów na referat.
- To na jaki temat robimy pracę? - zapytałem, patrząc na nią.
Mieliśmy przygotować ten referat w parze. Zabraliśmy się do tego odrazu po lekcjach w nadziei, że zostanie nam jeszcze ciekawy temat.
- Naprawdę nie wiem. - odaprła McGowan, kręcąc głową. - Masz listę. - podała mi skrawek pergaminu, na którym były wypisane tematy prac. Dziesięć tematów. Po jednym dla każdej pary.


1. Bunty Goblinów ( nudy... współczucie dla pary, której zostanie ten temat)
2. Rewolucja Czarnomagiczna. ( zostawmy to Snape'owi. Zna się na tym najlepiej...)
3. Początki Histori Przodków ( hm... może być ciekawie, ale ostatecznie to mielibyśmy mało możliwości
4. Reforma ustawy o prawach czarodzieji (tylko co o tym można napisać?!)
5. Historia i założyciele Hogwartu. (niezły temat... zastanowię się)
6. Mafalda Eleonora Trietta Preweet - biografia. (mogłoby być ciekawie, chociaż...)
7. Gustav Arthur Greenley - biografia. (mistrz eliksirów. Chciałbym się tym zająć...)
8. Rozwój kultury magicznej ( Ooo. Dużo możliwości)
9. Ministerstwo Magii - poczynania i reformy. (ciarki mi przechodzą na myśl, że miałbym o tym pisać)
10.Albus Persiwal Wulfryk Brain Dumbledore - biografia. (nasz kochany dyrektorek...)


- Hm... Wiesz, co? Założyciele Hogwartu to świetny temat. Będziemy mieli dużo możliwości. Musimy to tylko zgłosić Binns'owi zanim ktoś nam zwinie ten temat sprzed nosa. - rzekłem.
Vanessa wpatrywała się przez chwilę we mnie, po czym odpowiedziała:
- Masz rację, chociaż wątpie, aby ktoś tak szybko zajął się tym referatem. Całe szczęście, że byliśmy umówieni.
Kiwnąłem głową.
- To od czego zaczniemy? - zapytałem. - Ogólny zarys powstania szkoły i kilka słów o założycielach? Później rozwiniemy temat i podamy mini biografię Ravenclaw, Hufelpuff, Slyherina oraz Gryffindora. Możemy wspomnieć o kłótniach pomiędzy nimi, wzlotach i upadkach szkoły, a do tego dodać opinę nauczycieli. Co ty na to?
- Jejku. Remusie jesteś wulkanem pomysłów! Tylko kiedy my na to znajdziemy czas? - uśmiechnęła się Vanessa. - Aha i mozemy dodać prównanie. Współczesna szkoła, a ta dwana. Różnice.
- Damy radę. - odparłem, ruszając w kierunku regałów w poszukiwaniu tomów na temat.

*** *** ***


- Łapo, nie znęcaj się tak nad tym biednym tostem. - poradziłem przyjacielowi.
Syriusz podniósł wzrok.
- Nie jestem w nastroju do żartów. - bąknął.
Uniosłem brew, ale nie rzuciłem żadnej uwagi.
- Ty nie masz nastroju do żartów? To ja chciałem się dziś podjąć próby zawładniecia sercem Lilki! - powiedział James, upuszczając łyżkę.
Tym samym ochlapał nas mlekiem oczywiście. Musiał jeść płatki?
- Uważaj. - mruknąłem wycierając pochalpany skraj szaty.
James uśmiechnął się niewinnie.
- O jakim planie mówisz? - zapytał Peter, przeżuwając kawał kiełbasy.
- Się przekonacie. W najbliższym czasie... - odpowiedział tajemniczo.
- Już się boję. - podsumował ponuro Syriusz, dźgając widelcem tosta.
Westchnąłem.
Huśtawka nastrojów... To coś czego nie cierpię. nienawidzę, wręcz. Po prostu... Argh.
Zwłaszcza w wykonaniu Syriusza. Nie da się wytrzmać chwilii w jego towarzystwie, ale jakoś radę daję. No właśnie "jakoś".
- Co mamy pierwsze? - odezwał się nagle Glizdogon.
- Historię Magii. Muszę zgłosić temat. - odpowiedział James.
Pracował on w parze z... Lilly.Glizdogon z Syriuszem, a no ja z Vanessą.
- Wybraliście coś z Lilly? Bez większych nieporozumień. - zapytałem obojętnie.
- Wybraliśmy, ale najpierw walnęła mi gadkę o tym, że robi to dla stopni. - odparł James. - Za to mówiła na mnie James! Nie Potter, tylko James. Naprawdę. Czasami nawet Jim i...
- Cóż to za euforia, Potter.
Lilly stała z Rogaczem, który automatycznie zbladł. Lilka przyszła w najmniej odpowiednim dla niego momencie. Obciach.
- Hm... Temat jest świetny. - rzekł z powagą James, uśmiechając się sztucznie.
- Boli cię głowa? - spytałem rozbawiony.
Miałem ochotę wybuchnąć śmiechem. Rogacz zachował powagę! Jejku co mu się stało... Dla Lilly zrobi wszystko, chociaż udawanie gburowatego kujona mu nie wychodzi. Szkoda, że nie może się przekonać, jak komicznie to w jego wykonaniu wygląda.
- Dziwny jesteś. - mruknęła Lilly, siadając obok mnie.
- Więc wolisz prawdziwego Jamesa Liluś? - zapytał Rogacz, przechylając się na krześle w stronę Lilki.
No patrzcie... Tak do końca się nie zmienił.
- Jako partnera w referacie. - odparła chłodno. - I nie mów do mnie Liluś.
- Zapamiętam. - oznajmił ucieszony Jim.
Z tej uciechy nie zapanował nad krzesłem i wpdał do misy z dyniową zupą. Lilka spojrzała wymownie w sufit, ale nie rzuciła żadnej uwagi.
- Już to widzę. - mruknął Syriusz, ale tylko ja go usłyszałem.


*** *** ***


...doprawdy nie spodziewałem sie takiego obrotu sprawy, Juli. Myślisz, że nie wiem? Świat stanął do góry nogami. Lilka jest MIŁA dla Jemes'a. Na początku sądziłem, że to absurd, ale oni pasują do siebie. Sądze, że Rogacz naprawdę się zakochał. Może trochę ubrawia to wszystko, ale taki już jest. Syriusz od dwóch dni chodzi przybity. Myślę, że chodzi tu o incydent, o którym pisałem ci w poprzednim liście. Za to u mnie wszystko w porządku. Prawie. Zaczynam wątpieć w Vanessę, a raczej w naszą przyjaźń... Sądzisz, że ja... no wiesz... Kocham ją? Po prostu ją pocieszyłem i chyba dobrze zrobiłem, prawda? Kurczę, jak ja zazdroszczę Peterowi, że nie ma takich problemów.
A ty jak sobien radzisz? Został ci tylko rok nauki... Szkoda, że nie spędzasz go tu w Hogwarcie, ale chyba Drumstrang jest dobrą szkołą. Brakuje mi cię. Dlaczego musiałaś się wyprowadzić? Listy mi nie wystarczają. Jesteś moją przyjaciółką i chociaż już raz zawiodłaś moje zaufanie... nigdy nie popełniłaś tego samego błędy. Lubię cię za twoją szczerość, mogę na ciebie liczyć. James, Syriusz i Peter to nie to samo. Tobie mogę opowiedzieć o wszystkim, także o ich problemach...Ach. Rozklejam się.
Pozdrawiam

Remus L.

PS: Juliet może mi powiesz co u ciebie? Ciągle rozmawiamy tylko o mnie.


Przeczytałem kilka razy list. Juli powinna zrozumieć. Przez chwilę myślałem intensywnie, czy rzeczywiście jest sens pisać jej o Vanessie, chociaż... Niepisanie Juliet o tym to tak, jak okłamywanie jej.
Wrzuciłem list do torby i zająłem się czytaniem grubych tomisk o Historii Hogwartu. Czekałem i czekałem, a Vanessa nie przychodziła... Pół godziny później, przybyła tłumacząc się lekcjami, chociaż czułem kłamstwo. Na kilometr.


*** *** ***



Spiąłem plik pergaminów i wsunąłem do szkolnej torby. Byłem zadowolony ze wspólnej pracy z Vanessą, napewno Binns będzie zachwycony. Trzydzieści stron o Hogwarcie i jego założycielach. Kopie dokumentów, biografia, ale też i zdjęcia ze szkolnego archiwum. Cudownie.
- Zakończyliście już pracę? - zapytał James, patrząc na moja torbę.
- Taaak. Stosunkowo szybko, zresztą. - odpowiedziałem.
- My prawie, a Lilka strasznie naciska. Mam przygotować materiały o przełomie X wieku. Piszemy temat czwarty. Brakuje nam kilku ważnych wydarzeń. - rzekł ponuro Rogacz. - Chociaż są dobre strony. Mogę częściej spoglądać w jej zielone oczy i piękne, jedwabiste, rude włosy. Na dodatek na ostatnim spotkaniu, nawrzeszczała na mnie tylko jeden raz, a to już suksces.
Roześmiałem sie krótko.
On naprawdę chce z nią być. Tylko Lilly jest zbyt dumna, aby się na to zgodzić, chociaż pierwszy przełom w ich "związku" nastąpił. Tylko czy po wspólnej pracy zostanie jakiś ślad tych odbudowanych stosunków? Czy też wszelkie wspomnienia wspólnych chwil pójdą w niepamięć?
- Ja i Peter akończyliśmy. Temat siódmy. Trochę się napracowliśmy, zbierając próbki wymyślonych eliksirów Gustava, ale Ślimak mnie uwilebia, więc pomógł nam w tym. - powiedział Syriusz, siadając na łóżku. - Muszę się jeszcze tylko upokorzyć.
- Aaaa. Snape. - mruknąłem.
- Snape musiał wybaczył mi, bo obiecałem łazić w stroju kurczaka po całej szkole z transparametnem "Severus jest najlepszy! " - wyjaśnił Sryiusz pozostałym.
- Nie gadaj. - rzekł James.
Oczywiście towarzyszyliśmy Syriuszowi, a przy okazji zrobiliśmy kilka zdjęć. James stwierdził, że gazetka szkolna dawno nie miała takiej sensacji. Kiedy Syriusz zobaczył swoje zdjęcie następnego dnia przy kolacji... Zaczął ganiać za Rogaczem, wrzeszcząc:
- James! Zabiję cię! Pisz lepiej testament dla Lilly, jeżeli rzeczywiście jest twoją ukochaną...
Evans to usłyszała i zaczęła ganiać Łapę, a skończyło się na tym, że wylądowali w wielkiej misie ponczu.
Śmiałem się do rozpuku, a Vanessa i Peter towarzyszyli mi. Dorcas również się śmiała, ale jej "kumple" Ślizgoni zaraz ją uspokoili. Biedaczka.
Lilka była cała mokra, a na dodatek wściekła. James udawał niewinnego, ale i tak wyładowała się na nim. On ostatnio bardzo starał się dla niej. Zrobił się bardziej... grzeczny. Wczoraj nawet powiedziałem, że brakuje mi szlabanów ( nie wiem czemu ), a on na to, że Lilly nie toleruje błaznów. Pranie mózgu jakieś miał, bo go seryjnie nie poznaję!
- Ile razy mam ci mówić, że nie jestem twoją ukochaną??? Czułe słówka zachowaj dla fanek! - wrzeszczała Lilly. - Widzisz co się stało?! To wszystko jest przez ciebie! Myślałam, że dorosłeś, że nie jesteś już takim... błaznem, ale się bardzo myliłam. Wiesz co? Nawet cię lubić zaczęłam, ale teraz... Nie ma już nic. Zostaw mnie w spokoju, ponieważ mam gorszy dzień, a ty go dodatkowo demolujesz!
Po tych słowach wybiegła z wielkiej sali z płaczem. Wiele zaciekawionych głów, odprowadzało ją wzrokiem, a Vanessa popędziła za nią. Rogacz chciał zrobić to samo, ale Syriusz złapał go za ramię. Może i dobrze się stało, ale ja naprawdę nie rozumiem zachowania Evans... Dziewczyny są dziwne, ale... czy do tego stopnia?


*** *** ***


James nadal jest przybity. Łapa z trudem znosi uwagi i przezwiska "koślawy kaczor" (skąd to "koślawy"?) albo "Smarkfan". Peter znika na godziny, bo podobno uczy się w bibliotece, a ja... Siedzię i się nudzę. W czasie tego nudzenia, odkryłem nowy talent. Rysunki. Tylko teraz to moje przekleństwo, ponieważ aby poprawić humor Roagczowi muszę mu malować rysunki, na których jest z Lilly. Jako jej chłopak. To bardzo nudne zajęcie, a do tego znoszę marudzenie Syriusza, nie mówiąc o jękach James'a. Podsumowując, krótko. Nudne zejęcie. Nudne towrzystwo. Nudny dzień. Wszystko nudne, głupie i bezsensowne! Najbardziej to, że fanklub tych obu panów co chwile nadchodzi tu wyzywając Lilkę i próbując pocieszyć swoich idoli... Argh... Beznadzieja. Jestem dzisiaj w podłym humorze.
- Możecie iść? - warknąłem do rozchichotanych dziewczyn.
Te zaczęły szeptać między sobą, ale gdy napotkały moje spojrzenie, automatycznie zwiały gdzieś hen daleko.
- One poprawiają mi nastrój... - jęknął Jim.
- A mój psują. - odparłem. - Nie ubolewajcie się już tak nad sobą, ludzie mają gorsze problemy. Syriusz od kiedy obchodzi cię opinia innych? Gdzie się podział ten dumny pies? James z Lilką kłocisz się średnio dwa razy dziennie. Zawsze możesz do niej iść i ją przeprosić. To takie trudne??? Przestańcie!
Obydwóch zamurowało, ale szybko się ockneli.
- Masz rację Lunatyku. Gdzieś się zagubiłem. - stwierdził Łapa.
- Pogodzić się z Lilly? Świetny pomysł, ale muszę uważać na zasady. - rzekł James.
- Jakie zasady? - zapytałem.
Rogacz wyjął ze swojej torby kawałek pergaminu, na którym widniał napis Zasady L.Evans.
- Liluś spisała wszystkie zasady, które muszę przestrzegać, aby mnie nie zabiła. - uśmiechnął się. - Kohana jest, no nie?
Spojrzałem na pergamin...




1. W mojej obecności masz nie znęcać się nad uczniami ( właściewie to również, kiedy mnie przy tobie nie ma! )
2. Masz nie mówić do mnie LILUŚ, KOCHANIE lub SKARBIE.
3. Masz nie wrzeszczeć żadnych słodkich słówek pod moim adresem ( zachowaj je sla fanek! )
4. Okazywaniu "miłości" stop!
5. Przebywam w twoim towarzystwie czysto rzeczowo i dyplomatycznie.
6. Zachowuj się przyzwoicie!
7. Pracuj, pracuj i nie odzywaj się najlepiej.
8. NIE PRÓBUJ MNIE CAŁOWAĆ.
9. Nie zachwuj się, jak błazen!!!
10. Jeżeli złamiesz, któryś z punktów... Zapomnij o mnie, bo nie będziesz dla mnie istnieć!

POTTER JA CIĘ NIE KOCHAM!!! STOSUJ SIĘ DO ZASAD, A JAKOŚ PRZEŻYJESZ.


- To cię na smyczy uwiązała. - zażartował Syriusz.
Chyba humor im się poprawił. Teraz kwestia załatwienia sprawy z Peterem, bo jego tajemnicze zniknięcia coraz bardziej mnie irytują... Czyżby był wilkołakiem tylko, że w biały dzień, a może pracuje dla kosmitów? Napewno nie, ale tak stwierdził James. Szalony Huncwot powrócił! Tak samo jaki stary, dumny Łapa. Jeszcze tylko nieśmiały, ale zabawny (nieświadomnie z reguły) Peter i paczka będzie, jak nowo narodzona!
- Cześć wszystkim. - rzekł Glizdogon, który akurat wszedł do Pokoju Wspólnego.
Nie czekałem na wytłumacznie, ściemę, wymówkę. Przesłem do rzeczy odrazu, chociaż to do mnie nie podobne. Zawsze tak robi James...
- Gdzie byłeś?
- W biliotece, uczyłem się. - odpowiedział Glizdogon.
- Tak naprawdę, gdzie byłeś? - nie poddawałem się.
- W biliotece.
- Nie wierzę, nie kłam. Powiedz prawdę! GDZIE BYŁEŚ?! - byłem już zdeka zirytowany, bo jak tak można wypierać się całej sytuacji, chociaż dowody są niezbite.
- W bliotece!!! - krzyknął Peter. - Uczyłem się na transumutację
- Dlaczego sam? Zwykle takie rzeczy robimy razem! Siedzisz w biliotece od kilku dobrych godzin! To mnie już denerwuje. - rzekłem.
Trzeba postawić sprawę jasno. Może trochę przesadziłem, ale to nie jest mój dzień.
- Byliście zajęci wszyscy. Tak dla przypomnienia. - wyjaśnił Peter, siadając. - Poza tym nie jest powiedziane, że nie mogę robić nic sam.
Byłem zbity z tropu. Co jak co, ale czasu nie mieliśmy i jego argumenty były dosyć przekonujące.
- Poddaje się. - powiedziałem, wzdychając.
Roztrząsanie tego kompletnie nie było by w moim typie, a dzisiaj od rana jestem... inny. Tęsknie za huncwockim życiem pełnym niespodzianek i szlabanów. Chce się cieszyć dopóki mogę, ponieważ do pełni dwa tygodnie. Poprostu muszę korzystac z czasu i... tak Ramusie, podjąc decyzję w sprawie Vanessy. Teraz to już nie przelewki, ale zrobić coś no... musisz, bo to tak nieładnie. Przecież ją lubię. Nawet bardzo.
- Co się z tobą dzieje? - zapytał dla odmiany Syriusz. - Ty też się dziwnie zachowujesz, tak...
- ... władczo? - podpowiedział Peter, nadal trochę na mnie obrażony.
- Nie mam nastroju i w ogóle nie jestem sobą, ale też i tylko ja z całych sił próbuję przywrócić harmonię w huncwocikm życiu. Gdzie szlabany, zabawa? Z trudem mi to przez gardło przechodzi, ale za tymi rzeczami tęsknie!
- Ja mam ten miesięczny szlaban, więc widzisz. Nie chcę się w nic pakować. - stiwerdził Syriusz.
- Nie wierzę, że tak mówisz! - powiedziałem, niedowierzając.
- Ja się zgadzam z Remusem. Ostatnio nie byliśmy zbyt rozrywkowi... - zaczął James.
- ... nie zapominaj, że to przez ciebie Rogaczu. To przez całą aferę z Lilką i przestrzeganiem durnych reguł jej autorstwa. - warknął Syriusz.
- Więc uważasz, że Evans jest głupia?! Że ja kochając ją jestem... głupi? - krzyknął Jim.
- Tego nie powiedziałem. - wtrącił Syriusz również krzycząc.
- Ale to sugerujesz. - dodał James.
- Mówię ci tylko, że przesadzasz. Ona cię nigdy nie pokocha. Nie masz szans.Nie widzisz, jak cię traktuje??? - stiwerdził Łapa.
- Ja ją kocham i zawsze będę miał nadzieję, a jeżeli ty myślisz inaczej to moim przyjacielem nie jesteś! - krzyknął Rogacz.
- Być może nim nie jestem, ale ty jesteś skończonym idiotą mówiąc takie rzeczy! - wtrącił Syriusz.
- Idiotą? Wal się Smarkfanie i idź Snape'owi prać gacie! - po tych słowach James'a, każdy udał się w przciwnym kierunku.
Syriusz wyszedł z pokoju, a James ruszył do dormitorium. Peter poleciał za Łapą, podobnie jak tłum jego fanek, a ja zająłem się Rogaczem z trudem powstrzymują tłum jego fanek od wejścia do naszej sypialni. Naprawdę Jim i Syriusz NIGDY się nie kłócili. Doznałem szkou, bo to był ich pierwszy raz. To jest dowód, że James' owi na Lilly zależy, bo o byle co by się z Syriuszem nie pokłócił, nigdy. Za bardzo dba o honor i inne takie rzeczy. Syriusz podobnie, ale on jest bardziej nerwowy i mógł się trochę...wkurzyć? Ostatecznie to w słowach każdego jest ziarnko prawdy. James kocha i Lilly i niech sobie ją kocha, bo Lilka jest naprawdę miła, ale to po części z jego winy przestaliśmy się... bawić.
- James przestań idź do Syriusza i się z nim pogódź. - rzekłem, zamykając drzwi od dormitorium ( po kilku zaklęciach fanki się poddały ).
- Jedyną osobą, którą mogę przeprosić jest Lilly. - odpowiedział ponuro Rogacz.
- Jesteście kumplami. Takimi naprawdę dobrymi. Pamiętasz? Huncwoci. - powiedziałem.
- Nie ma już huncwotów, Lunatyku. Dwa na dwa.
Jemu się wydaje, że nastąpił podział... Ja z nim, a Peter z Syriuszem? Niby mamy ze sobą rywalizować i się kłócić?! Nie będę pomiędzy nimi wybierał, o nie!
- Posłuchaj. Nie jestem po twojej stronie. Po Syriusza też nie. Dopóki się nie pogodzicie, zapomnij o mnie i wspólnych kontaktach. Ja przyjaźnię się i z tobą i z nim, a wybór byłby trudny. - oznajmiem mu, po czym wyszedłem z pokoju i udałem się na długi spacer po błoniach. W głowie mam mętlik i muszę go rozszyfrować.


[image]

Jeden z rysunków James'a wypadł mu z torby, więc postanowiłem go tu wkleić. Oceńcie sami czy mam talent i czy oni do siebie pasują :).

[ 15 komentarze ]


 
Przeprosiny i... łzy?
Dodał Remus Lupin Czwartek, 04 Września, 2008, 08:47

Ok. Postanowiłam coś zmienić, ba zmienić dużo. Naprawdę, nie potrafię się wczuć w rolę Remusa.
No, nie. Inaczej. Nie potrafię się wczuć w rolę jedenastoletniego Remusa. Po prostu nie umiem. Prawdę mówiąc to poprzednie notki pisałam... bo wypada i trzeba. Nie była to dla mnie przyjemność. Zapomniałam o tym, co w pisaniu najważniejsze. Nie czerpałam z pisania żadnych korzyści, nie mówiąc już o radości!
Nie wiem, dlaczego uświadomiłam to sobie tak późno, ale przynajmniej już wiem. Nie mogę tak dłużej. To mija się z celem. Wyrządzam krzywdę i wam, i sobie, a przecież nie taki jest cel tworzenia swoich opowiadań. Ja muszę czuć to co Remus. Przelewać na papier każdy szczegół jego osobowości i realizować swoje wizje i pomysły. Teraz tak nie jest. Źle się z tym czuje, bo to tak, jakbym okłamywała samą siebie, a przy tym was.
No, ale przejdźmy do sedna mojej wypowiedzi.
Zmieniam czas akcji. Remus będzie teraz chodził do szóstej klasy Hogwartu. Oczywiście ta zmiana wcale nie onacza, że to co działo się wcześniej w moich notkach, można puścić w niepamięć. Przypuśćmy, że to były wspomnienia Remy'ego.
Mam nadzieję, że notka wam się spodoba. Proszę was o szczerą opinię. Zależy mi na niej.


*** *** ***

Poczułem delikatny powiew jesiennego powietrza. Zapach usłych liści oraz mokrej ziemi, rozpszestrzenił się po pomieszczeniu w tępie niezwykle szybkim.
Uchyliłem powieki.
Zobaczyłem rozmazane sylwetki przyjaciół, biegających po dormitorium. Leżałem spokojnie na łóżku, przytomniejąc powoli. Obraz dzisiejszej nocy nie był mi miły. Naprawdę byłem wykończony i miałem ochotę położyć się raz jeszcze, budząc się najlepiej za tydzień.
Podczas pełnii zawsze się boję, ale teraz, gdy towarzyszą mi chłopcy, mój strach zwiększył się potrójnie. Przecież mogę ich skrzywidzić. Oni uparcie twierdzą, że przyjaciele pomagają sobie w takich sprawach. Syriusz i James powtarzają mi to do znudzenia, chociaż ja i tak zadaje im to samo pytanie: "Jesteście pewnie, że chcecie ryzykować tyle... dla mnie?". Odkąd nauczyli się zmieniać w zwierzęta są jeszcze bardziej żądni przygód (czyt. tarapatów), niż pół roku wcześniej.
Jedynie Peter wyraża trochę rozsąku, myśląc intensywnie czy warto, jednak Rogacz zaraz bagatelizuje sprawę, ględząc o nielojalności. Przecież to zdrowy rozsądek, a nie żadna nielojalność czy hańba, kiedy ja to mówię, Syriusz dodaje, że u Peter'a to przejaw strachu, bo rozsądek wyżarły my słodycze.
- Lunatyku wszystko ok? No wiesz... - zapytał Syriusz, stojąc obok mojego łóżka.
Wpatrywał się we mnie z lękiem.
- Taaa... Myślę, że wszystko jest w porządku. - stwierdziłem, wstając z łóżka.
Rozprostowałem wszystkie kończyny, po czym spojrzałem na przyjaciół.
- Czy wam się nic nie stało podczas... pełnii? - spytałem, spoglądając na James'a.
- Noo... - odparł, targając swoje czarne włosy.
W jego oczach dostrzegłem strach. Czyżby bał sie swojego dobrego kumpla?
Glizdogon spogładał w na swoje stopy, jakby coś go w nich zafascynowało. Syriusz odszedł od mojego łózka, nachylając się nad kufrem.
Wszyscy zamilkli. Ta niezręczna cisza dzwoniła mi w uszach, była gorsza od najgłośniejszego hałasu. Czy ja... kogoś skrzywdziłem? Nie, nie wierzę. Mieli do tego nie dopuścić.
- Czekam na odpowiedź. - oznajmiłem trochę poddenerwowany.
- Nam się nic nie stało. - odpowiedział Peter, patrząc na mnie z nieukrywanym lękiem.
- Co mam przez to rozumieć? - zapytałem, patrząc na Peter'a.
Syriusz, odwrócił się od kufra. Spojrzał mi w oczy, po czym wstanął. Staliśmy twarzą w twarz, kiedy on nagle pokręcił głową.
- Oferma się przyczepiła. - mruknął, siadając na skraju mojego łóżka.
Przełknąłem ślinę.
- Mówisz o mnie? - spytałem, rumieniąc się.
Łapa pokręcił głową.
- Kiedy wychodziliśmy z zamku, zobaczył nas Smark. Zaczął nas śliedzić, zauważyliśmy go dopiero po twojej przemianie, a ten wyskoczył triumfalnie z krzaków, wrzeszcząc coś o naszej zniszczonej reputacji. - wyjaśnił Syriusz.
Zaklnąłem. No to pięknie. Kurczę czy ja muszę mieć takiego pecha?!
- Spokojnie to nie koniec. - oświadczył James. - Kiedy go spostrzegłeś ruszyłeś w jego stronę. Prawie byś go stratował, ale ja wykazałem trochę rozsądku i go odepchnąłem. Syriusz nie wykazał się rozumem. - dodał, zwracając się do Łapy.
- Nie rozumiem. - wtraciłem.
- To słuchaj dalej. - polecił Rogacz. - Kiedy ja siłowałem się z tobą, ten palant wziął Snape i zaczął go ciągać w przeciwnym kierunku. Oczywiście to spowodowało, że ty przypomniałeś sobie o swom celu i rzuciłeś się na niego. Syriusz, oczywiście odbiegł od Smarka, a ty się na niego rzuciłeś. Snape na szczęście wpadł do rowu. Niby na szczęście.- dodał ponuro.
- Byliśmy wtedy obok bijącej wierzby. - wyjaśnił Glizdogon. - Rozumiesz? On wpadł do tunelu, a raczej obok niego, a wierzba zaczęła go ciskać gałęziamy. Skończyło się na tym, że Snape wisiał do góry nogami na jednej z najwyższych gałęzi. James odrazu po niego ruszył, ale wierzba nie dawała za wygraną. Syriusz w tym czasie siłował się z tobą. No więc, kiedy James próbował ściągnąć Smarka, wierzba odrąciła go na bok, a raczej odrzuciła. Rogacz przemienił się w człowieka. Kiedy spostrzegł w jakiej postaci jest wykorzystał to. Wyciągnął różdżkę i ściągnął Snape na dół. - rzekł Peter.
- Tyle, że to nie był koniec. - mruknął ponuro Syriusz. - Kiedy Smark oprzytomniał, zaczął wrzeszczeć o tym, że mamy przechlapane i on już się o to postara. Ja chciałem go trochę postraszyć tobą...
- Co ja wtedy robiłem? - wtrąciłem.
- Unierochomiłem cię na chiwlę. - wyjaśnił Syriusz. - Kiedy ja go straszyłem to nagle pojawił się... Dumbledore. Oświadczył, że mogę zostawić w spokoju Smarka, i żebyśmy puścili to w niepamięć. Wziął ze sobą Snape i odszedł, ale ty sie wtedy na niego rzuciłeś. Wyobraź sobie, że jednym ruchem różdżki sprawił, że spałeś do końca pełnii!
- Trochę się wydarzyło... - rzekłem. - No, ale to cię nie usprawiedliwia Syriusz, wiedziałeś, że tak się stanie. Znasz mnie. Nie należę do głupich wilkołaków.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo żałuję. - powiedział z goryczą, waląc się w czoło.
- Z powodu tych szlabanów do końca miesiąca? - zapytał niepozornie Glizdogon, po czym wybuchnelismy śmiechem.
Peter nie śmiał się, wręcz dziwił się naszym zachowaniem i kręcił tylko głową, patrząc na nas z politowaniem.
- Nie rozumiem co było w tym śmiesznego, pytałem na serio. - oświadczył, kiedy się uspokoiliśmy.
Oczywiście tym samy, zaczeliśmy śmiać się ponownie, tym razem głośniej.
- Peter, naprawdę myślałem, że zmądrzałeś. - rzekł James.
Glizdogon wzruszył ramionami, po czym zajrzał do swojego kufra, zapewne w poszukiwaniu słodyczy.
Spojrzałem na Syriusza. W jego oczach, rzeczywiście widziałem żal, ale musiałem być pewny czy jest on prawdziwy.
- Jeszcze dziś przeprosisz Snape. - powiedziałem, wyciągając z kufra ubrania.
Syriusz wytrzeszczył oczy. Szczęka opadła mu tak, że mógłby dotknąć ziemi.
- Że niby co? Dziś jest Hogsmeade!
- To zrobisz to podczas wypadu. Inaczej koniec z nocnymi wyprawami. - oświadczyłem, po czym podszedłem
do drzwi, położyłem na klamce dłoń.
- No... Dobra. - odpowiedział Syriusz.
James zaśmiał się krótko.
- Będzie na co popatrzeć. - stwierdził, patrząc na kolegę.
Łapa spojrzał na niego spod łba.
- Oj, będzie. - mruknąłem, po czym ruszyłem do łazienki się przebrać.

*** *** ***


Poczułem powiew chłodnego powietrza. Kolorowe liście szybowały w powietrzu. Mimo, iż było chłodno, słońce nie szczędziło promieni. Byłem zadziwiony. Co to za komiczna anomalia pogoady? No, ale przecież żyjemy w świecie czarodziejów.
Ustawiłem się na końcu kolejki. Filch sprawdzał czy wszyscy mamy pozwolenia na wypady do Hogsmeade. Właśnie szukał na liście Leny Jonas, kiedy usłyszałem łagodny głos.
- Witaj Remusie.
Odwróciłem się.
Za mną stała Vanessa, uśmiechając się promiennie. W jej oczach zauważyłem radość. Wyglądała naparwdę ślicznie, jak zawsze zresztą.
- Cześć. - przywitałem ją.
Głos mi się zmienił. Stał się nienaturalnie wysoki i... słodki.
Sprówałem się uśmiechnąć. Chyba niezbyt mi to wyszło...
- Gdzie reszta Huncwotów? - zapytała Nessa, rozglądając się.
- James umówił się z Celine, a Syriusz podobno idze gdzieś z Oktawią. Peter już dawno poszedł gdzieś ze swoim bratem, Adamem. Ja się nudzę. - oznajmiłem. - A ty gdzie zgubiłaś Lilkę?
- Idzie to Hogsmeade z Severusem. - wyjasniła McGowan, patrząc na swoje buty.
Poczułem, że coś jest nie tak.
Była wyraźnie speszona. Smutna.
- Możemy pójsć gdzieś razem. - zaproponowałem.
Vanesssa rozpromieniła się.
- Ach... Z przyjemnością, Lunatyku. - odpowiedziała, uśmiechając się.
Staliśmy przez chiwlę w kolejce, aż w końcu Flich wypuścił nas. Ruszyliśmy pierw do sklepu Zonka, aby obejrzeć jego nowe szalone akcesoria, a nastepnie kupiliśmy trochę słodyczy w Miodowym Królestwie. Chciałem jeszcze zajrzeć do miejscowej księgarni, a Vanessa nie miała nic przeciwko temu. Szukaliśmy ciekawych dzieł, ukryci za regałami. Rozmawialiśmy o szkole, ale też o dowcipach Syriusza i James'a oraz realcjach tego drugiego z Lilką.
- A co myślisz o Dorcas? - zapytała nagle Vanessa.
Spojrzałem na nią. Odłożyłem na półkę Dzieje Magii.
- Wiesz lubię ją i... dla mnie nie liczy się jej przydział. Nie zmieniła się. Często widzę się z nią w bibliotece. - oznajmiłem.
- Więc nadal ją lubisz? Jesteście przyjaciółmi? Dla ciebie nie ma znaczenia to, że jest Ślizgonką? - spytała zdawkowym tonem Nessa.
- No nie, a dlaczego pytasz? - spojrzałem na nią podejrzliwie.
- Bo uważam tak samo. - uśmiechnęła się.
Po tej wymianie zdań wyszliśmy z księgarni i udaliśmy się do Trzech Mioteł.
Pub był, jak zwykle zatłoczony, chociaż większość klientów to byli uczniowie z Hogwartu.
Vanessa ze strachem spoglądała na postać w czarnej pelerynie.
- Są tutaj bardzo podejrzane typki. - mruknęła.
Przyznałem jej rację. Dziewczyna chwyciła mnie za rękę. Poczułem, że się rumienię. Jej dłoń była taka... delikatna, a ja poczułem niezwykłe ciepło w okolicach serca. Byłem... szczęśliwy.
Usiedliśmy przy małym sotliku w rogu sali.
- Gorąco tu. - stwierdziłem, ściagając kurtkę.
Oparłem się o na krześle.
Vanessa spojrzała mi w oczy.
- Jak tam... zdorwie? - zapytała.
- Yyy... ok. A u ciebie? Wszystko w porządku?
- Taaa... W ogóle to... Nauczyciele dużo wymagają w tym roku, prawda? Owutemy i w ogóle... - rzekła McGowan.
- Muszą. To dla naszego dobra, chociaż McGonnagal momentami przesadza. - stwierdziłem.
Vanessa już chciała coś powiedzieć, jednak się powstrzymała. Uśmiechnęła się figlarnie.
- Remusie... - zaczęła.
- Hej tutaj! - krzyknął ktoś.
Rozejrzałem się po pubie.
Wśród tłumu nieznajomych dostrzegłem Syriusz i James'a ze swoim towarzyszkami.
Machali do nas wesoło, szczerząc zęby.
- Idziemy? - zapytałem Vanessę.
Dziewczyna kiwnęła głową.
Niechętnie wstała od stolika i usiadła pomiędzy Syriuszem, a Celine. Ja zająłem miejce obok James'a.
- Co tam robiliście? - spytał Syriusz, szczerząc zęby.
- Rozmawialiśmy. - odpowiedziała ponuro Nessa.
Nieco dziwiło mnie jej zachowanie. Zawsze była taka pełna energi, chociaż zawsze delikatna i wrażliwa, jednocześnie. To w niej lubiałem, a nawet... Ach...
- Rozumiem. - kiwnął głową James, rzucając mi porozumieniawcze spojrzenie.
- To... Kiedy przeprosisz Snape? - zapytałem Syriusza.
- Chociażby teraz. - odpowiedział.
Odwróciłem się.
Lilly i Severus weszli właśnie do Trzech Mioteł, rozglądjąc się za stolikiem.
Łapa wstał od stolika i ruszył w kierunku Snape.
Widocznie chciał pogadac z nim na osobności, bo Lilly niechętnie odeszła od nich, ruszając ku nam.
- Hej.- przywitała się siadając obok Vanessy.
Bacznie przyglądała się Celinie.
- To jest moja dziewczyna Celine. - oznajmił James, wskazując na Celine.
Celine z wdziękiem odgarnęła z twarzy niesforny kosmyk złotych włosów, spoglądając na Lilly.
- Miło mi. - mruknęła tonem, z którego można wywnioskować, że miło jej nie jest.
- Mnie też. - odparlą Lilly tym samym tonem, zakładając ręce na klatce piersiowej.
- Czego Black chce od Severusa? - zawróciła się do mnie.
- Nie musisz wiedzieć. - rzekł Rogacz, szczerząc zęby.
- Nie pytam się ciebie! - oświadczyła Lilka, dając nacisk na ostatnie słowo.
Spojrzałem w stronę Syriusza.
Wyglądało to, jakby go rzeczywiście przepraszał, ale mina Snape bardzo mnie niepokoiła. Cóż on możne knuć? Nigdy go nie lubiałem, chociaż na pieńku miał z Łapą i Rogaczem, nie ze mną. Moze to wrodzony uraz, a może zwykła lojalność wobec przyjaciół? Możliwe też, że zwykły brak rozsądku z mojej strony, bo wprawdzie Snape mi nieczym nie zawinił.
Może tak ma być? Może nienawiść jest w tym przypadku wskazana, ze względu na przyjaciół, ale w ten również spsób oddalam się od Lilly, chociaż ją bardzo lubię. Jest moją siostrą, której nigdy nie miałem. Pomaga mi. Rozumiemy się świetnie, chociaż to nadal tylko i wyłącznie przyjaźń. Co z Vanessą? Ona jest dla mnie... no właśnie kim? Dobrą przyjaciółką? Możliwe, że jest przyjaciółką, która z czasem stanie się kimś więcej? Kimś ważnym w moim życiu? Bez przesady, chociaż lubię ją, ale w jakim sensie tego słowa... czy jest to coś więcej, niż przyjaźń?

*** *** ***


- Muszę iść. - oświadczyła Vanessa, wstając.
Wyraz jej twarzy był bezbarwny.
- Gdzie? - zapytał ponuro Syriusz. - Heeej. Przeprosiłem Smarka chyba mi się coś należy. Chciałem, abyśmy to uczcili.
- Przepraszam. - odparła Nessa, wychodząc z pubu.
- Co jej się stało? - spytałem cicho.
Co jej się mogło stać? Wszystko było w porządku, dopóki... No właśnie co? Od początku spotkania była taka... dziwna, ale teraz. Czy to przeze mnie? Może powinnien iść za nią.
- Łapo, dlaczego nie jesteś zadowolony? - odezwał się nagle James, zmieniając temat
- Zaraz wracam. - powiedziałem, ruszając w kierunku drzwi.
- Ej, gdzie ty..? - zaczął Syriusz.
Wyszedłem szybko z pubu.
Ciężkie, zmine krople wody padały na moją twarz i ubranie. Poczułem się świeżo, gdy lodowaty wodny dreszcz przeszedł moje ciało. Rozejrzałem się dookoła.
Całkiem niedaleko ujrzałem zarys sylwetki dziewczyny. Podbiegłem do niej w nadziei, że to Vanessa. Niestety była to jakaś inna uczennica Hogwartu.
Może już jej tu nie ma? Może jest w którymś ze sklepów albo jeszcze lepiej, w Hogwarcie? Nie mam pojęcia.
- Vanessa! - zawołałem.
Rozejrzałem się dookoła.
Było ciemno, chociaż dopiero wieczór. Deszcz padał niezwykle gęsto, nie szczędząc lodowatej wody, miałem więc ograniczoną widoczność.
Jak to możliwe, że pogoda zmieniła się tak szybko? Jeszcze dwie godziny temu słońce nie szczędziło promieni, a wiatr chłodził deliktanie policzki. Jeszcze tak niedawno miałem przed oczami jej orzechowe włosy, biękne błękitne oczy, ozdobione kruczoczarnymi rzęsami.
Poczułem zapach świżych malin z nutką... mięty? Coś łaskotało mnie po szyi. Słyszałem równomierne oddechy. Osoby, którą jest...?
- Remusie.
Miała delikatny głos. Vanessa.
Odwóciłem się. Stała tuż za mną, przemoknięta do suchej nitki. Włosy miała przylizane, a na jej pięknej twarzy malował się smutek.
- Co się dzieje, Nesso? - zapytałem, przełykając ślinę.
Dziewczyna zbliżyła się do mnie, kładąc swoją głowę na moim ramieniu.
- Boję się. - wymamrotała. - Ta cała wojna. Ludzie giną, Remusie. Tacy ludzie, jak ja. Martwię się o moich rodziców, krewnych znajmomych... Nie mogę znieść myśli, ze pewnego dnia przeczytam ich nazwysko w nekrologach albo, że już ich nigdy nie zobaczę. Lękam się, że pewnego dnia obudzę się w świecie opanowanym przez czarnoksiężnika, którego nie jestem w stanie wymówić imienia. Co jeżeli pewnego dnia usłyszę świst, zobaczę smugę zielonego światła, a ciemność pochłonie mnie na wieki?! Remusie to jest wojna! Ja... nie daję rady. - zakończyła cicho.
Płakała. Krople deszczu błyszczały na jej twarzy, ale odróżniałem te prawdziwe łzy. Wyglądała na zmartwioną, zdesperowaną i smutną.
Wtuliła się w moje ramiona, a ja poczułem ciepło. Była taka delikatna, taka... niesamowicie piękna? Może po prostu kochana? Nie było osoby, która by nie znała Vanessy McGowan, a rzadko zdarzały się osoby nie lubiące jej. Serdeczna, przyjazna, wrazliwa i delikatna. Momentami szalona, ale potrafiła zachować powagę oraz była niezwykle bystra i inteligentna.
- Rozumuiem cię, ale pamiętaj, że masz przyjaciół. - szepnąłem jej do ucha.
- Ale czy przyjaciele nie są zajęci swoimi sprawami? - zapytała, patrząc mi w oczy.
Jej błękitne tęczówki były takie... pełne emocji, lśniły od łez.
- Obiecuję być zawsze przy tobie. - odrzekłem, obejmując ją.
Nessa spojrzała na mnie raz jeszcze.
- Jesteś... kochany. - uśmiechnęła się przez łzy.
Wytarłem ręką łzę spływającom po jej policzku. Dziewczyna otworzyła na w pół usta. Niebezpiecznie zbliżała się do mnie. Mogłem dostrzec łzy przyklejone do jej rzęs.
- Dziękuję. - odparła, kładąc swoją głowę na moim ramieniu.
- Możesz na mnie liczyć. - szepnąłem. - Zawsze.

*** *** ***

-... przejdźmy, więc do następnego zagadnięcia. Transmutacja między garunkowa, zapewne mieliście już z tym do czynienia. Mniewam, że większość z was opanowała ją, ale nie o to nam chodzi. W poprzednim roku przemienialiście kruka w mysz, żabę w wróbla oraz wiewiórkę w ślimaka. Teraz będziecie mieli doczynienia z transmutacją ludzką. Musicie zmienić się w... przypuśćmy kanarka.
McGonnagal machnęła dębową różdżką w stronę tablicy, na której pojawił się schemat transmutacji między gatunkowej ludzkiej.
- To jest symbol TMGL. To sktót od transmutacji międzygatunkowej ludzkiej. Poliakow, skup się, bo to nie przelewki. To jedno z najtrudniejszych zadań z jakimi będziecie musieli się zmierzyć w tym roku, więc ostrzegam. Poprzeczka będzie wysoka. Nic nie osiągniecie bez solidnej nauki i codziennej praktyki. Koncetracja to cecha, którą musicie nabyć, aby zdać owutema. Od tego zależy wasza przyszłość! Wracajmy do tematu... - kontynuowała profesor.
Gapiłem się na McGonnagal zaznaczającą symbol TMGL. Następnie powtórzyliśmy kilka razy formułkę i kazała nam przeczytać fragment o przemianie. Skorzystałem z okazji, że przeczytałem cąlą książkę tydzień temu napisałem na skrawku papieru list do Syriusza.

Coś ty taki niemrawy??? Oktawia cię rzuciła? Randka niewypał?
Mówiłem ci, abyś się z Puchonkami nie zadawał. Żart, oczywiście.
Na serio. Wszystko OK? Od wczoraj trochę przybity jesteś.
Lunatyk

Podałem liścik Syriuszowi, siedziącemu po mojej prawej stronie.

Po kilku minutach otrzymałem odpowiedź.

Ach... Oktawia? Sam z nią zerwałem to nie mój typ dziewczyny, tak samo
James z Celine. Są naprawdę miłe, ale... To nie to.
Co do twojego pytania... Powiem tyle:
Smarkerus to gnojek, który ucieka od szamponu w poszukiwaniu
czystych gaci, ale i zemsty, niestety.
To powinno ci zarysować obraz sytuacji...
Łapa

---

Nie rozumiem twojej goryczy Syriusz, czyżby
Snape żądał czegoś w zamian wybaczenia?
Tak wnioskuję z twojej barwnej wypowiedzi...
Lunatyk


---

Nie bez powodu uchodzisz za mądrale klasową...
Gnojek z niego.
Wyjaśnię ci po lekcji.
A jak sprawy z Vanessą?
Łapa


---

To czekam.
Całkiem nieźle trochę... mokro i smutno,
ale wydaje mi się, że...
Dlaczego pytasz?
Lunatyk

---

Ona na ciebie leci! Jak deszcz.
Całowaliście się już?
Łapa

---

Chyba cię pogrzało. Jesteśmy przyjaciółmi!
Nie rozumiem twojego punktu widzenia, Łapo.
Po prostu musiałem ją pocieszyć i... przytulić.
Lunatyk


---

I umówić się z nią do bliblioteki w sobotę?
Yhy... Napewno. Przestań mnie okłamywać...
Łapa

---

Skąd wiesz..?

Zacząłem pisać odpowiedź, ale słyszałem głosne westchnięcie za swoimi plecami.
Odwróciłem się. McGonnagal stała za nami, patrząc na nas surowo.
- Żadnych liścików podczas lekci! - oświdczyła głośno. - Gryffindor traci dziesięć punktów! Black, Lupin proszę uważać na moich lekcjach, bo taka niesubordynacja skończy się tygodniowym szlabnem. To jest moje ostatnie ostrzeżenie.
- Dobrze pani profesor. - rzekł ponuro Syriusz.
- Przepraszamy. - dodałem.
McGonnagal podeszła od tablicy zaczynając paplać o TMGL. Wszystkie te informacje były z książki, więc nie widziałem sensu w ich słuchaniu...
Jejku co się ze mną dzieje? Zawsze byłem.. pilnym uczniem, wykonującym zadane prace, a teraz... Świat stanął do góry nogami.

[ 13 komentarze ]


 
Podróży ciag dalszy
Dodał Remus Lupin Poniedziałek, 25 Sierpnia, 2008, 11:12

Moje wy kochane czytelniczki(i czytelnicy)!
Naprawde bardzo przepraszam za ilość błędow w poprzedniej notce. Po prostu pisałam ją w pośpiechu.
Sądze, że teraz jest lepiej, ale to wy oceniacie.
Buśś. ;***

Dla armatki i Eveline

***

Okazało się, że Jamesa fascynują mugolskie gry i zabawy, więc resztę podrózy w pociągu spędziłem grając w kenta i chinczyka. Całe szczęście, że sporo czytam, więc z pomocą Lilly i Vanessy wyjaśniłem im o co w tych grach chodzi, bo nawet sam James wielki nie kumał najprostszych zasad.
Szybko nawiązaliśmy ze sobą przyjazne stosunki, a Dorcas ociepliła się w stosunku do Syriusza.
Może dlatego, że grając w kenta była z nim w parze?
Możliwe. Ja byłem z Lilką, Vanessa z Jamesem, a Peter nie miał ochopty grać, więc zajadał się ciastkami i biernie obserwował naszą grę.
Dzięki mojej niesamowitej inteligencji i sprytu Lilly zwyciężyliśmy. Drugie miejsce na podium zajęli Syriusz i Dor, a Nessa i James zajęli ostatnie, bo Jim i tak nie rozumiał o co chodzi, chociaż tłumaczylismy mu to dzisięć razy.
- Ja naprawdę nie rozumiem mugolskich gierek. - przyznał na koniec gry.
- Zastanawiam się czy jest rzecz, którą rozumiesz... - mruknęła Lilly, ale tylko ja ją usłyszałem.
Zachichotałem nerwowo.
Zdaje mi się, że chyba dziewczyny najbardziej mnie lubią z całej czwórki zebranych tu facetów.
- Ej. - rzekł urażony Potter. - Głuchy jeszcze nie jestem, skarbie.
Lilly wzruszyła ramionami.
- Tak na marginesie to nie mów do mnie SKARBIE jeżeli nie chcesz mieć mojego autografu na policzku. - warknęła Ruda.
James już otwierał usta, ale Syriusz mu przerwał:
- Jak myślicie do jakiego domu traficie?
Temat, który nie chciałem poruszać, bo naprawdę nie obchodziło mnie to i może tym rózniłem się od reszty jedenstoletnich czarownic i czarodziejów.
- Czy ja wiem? Mnie to jest naprawdę obojętne. - odparłem stanowczo.
- Ja tam chciał byc w Gryffindorze! - powiedział James, prostując się.- To taki męski dom.
- Czyli tam nie trafisz. - wtrącił Syriusz.
Zdziwiłem się, że to nie była kolejna uwaga Lilly.
- Fakt każdy mężczyzna musi mieć swoją królową. - spojrzał na Nessę, Lilly i Dorcas.
- Wiesz co jesteś beznadziejny, James! - oświadczyła Dor, wstając.
- Idziemy stąd. - powiedział Lil, wyprowadzając koleżanki.
- Ciekawe gdzie? - wtrącił ironicznie Syriusz. - Wszystkie przedziały zajęte.
- Wyobraź se, że mam zaprzyjaźnonych czarodzieji. - odpowiedziała dumnie Evans.
- Hej. Przestańcie to nie ma sensu. - oświadczyłem. - Dziewczyny nie odchodzcie, James ma wam coś do powiedzenia. - spojrzałem znacząco na kolegę.
- Co? No... sorry.
Vanessa uniosła brew. Chyba "sorry" jej nie wystarczało.
- Przepraszam! - rzekł dobitnie Potter.
- I o to chodziło. - rzekła Lilly, siadając na miejsce.
- Za co wy się tak właściwie obraziłyście? - zapytałem spokojnie.
- Kobiece sprawy. - rzekła Meadows, po czym wszystkie wybuchnęły śmiechem.
Postanowiłem, że nigdy nie zadam takiego pytania dziewczynie, bo one są naprawdę dziwne.
Po chwilii ciszy drzwi przedziału rozsunęły się, a w nich ukazała się kobieta, która sprzedawała poczęstunek.
Kupiłem paczkę czekoladowych kociołków i jedno opakowanie jabłkowej dumy Droblesa.
Pozostali również zrobili słodkie zaopatrzenie, chociaż najwięcej kupił Peter.
Pietnaście opakowań czekoladowych żab i trzy pudełka fasolek wszystkich smaków.
Kiedy zapytałem skąd ma tyle pieniędzy, odparł, że zbierał na to trzy miesiące.
Pozostałą część podróży spędziliśmy na dowcipkowaniu. Muszę przyznać, że było dużo śmiechu.
Po trzech godzinach musieliśmy się przebrać w szaty szkolne, więc my chłopacy, wyszliśmy z przedziału i przebraliśmy się na korytarzu. Można pomyśleć, że zrobiliśmy to, bo jesteśmy niezwykle uprzejmi, chociaż w rzeczywistości to dziewczyny wypchnęły nas siłą.
Przebrani, wróciliśmy do przedziału, a po chwilii przyszedł prefekt dając nam kilka instrukcji.
- Kufry zostawiacie tutaj. Zostaną one przeniesione do waszych pokoi. Kiedy wyjdziecie, podejdziecie do gajowego Hogwartu, bo to on jest odpowiedzialny za pierwszorocznych.Zrozumiane?
Wszyscy kiwnęliśmy głowami.
Nie długo po tym zatrzymaliśmy się gwałtownie, po czym przepychając się przez korytarze rozdzieliliśmy się.
Wreszcie udało mi się wyjść, a w tłumie zobaczyłem Syriusza, który biegnął w moją stronę.
- Remusie gdzie ten gajowy? - zapytał mnie kolega rozglądając się.
Usłyszeliśmy, jednak głos, który rozwiał nasze problemy:
- Piszoroczni do mnie!
- To on. - wskazałem na wielkiego mężczyzne.
Miał on kilkanaście stóp wzrostu i gęstą, czarną brodę.
- Czy ty jesteś Hagrid? - zapytał Syriusz, nie ukrywając lęku.
Olbrzym kiwnął głową.
- Do łodzi w jednej mogą być cztery osoby maksymalnie. - rzekł do nas, po czym ponownie zaczął nawoływać pierwszorocznych.
Usiedliśmy w łodzi, leniwie czekając na pozostałych towarzyszy.
Chwilę później dosiadła się do nas Vanessa i Peter, więc mieliśmy komplet.
Kiedy wszystkie łodzie były już zapełnione ruszyliśmy.
Mijaliśmy drzewa i łąki, a ja powoli dostrzegałem wierzyczki zamku.
Była to piękna noc, co prawda księżyc nie był w pełnii, ale joga światło, odbijało się w przezroczystej tafli jeziora. Dodatkowo blask oświetlał nasze twarze.
Spojrzałem na innych. Vanessa również zachwycała się tym widokiem, a Syriusz i Peter leniwie siedzieli wyszukując wzrokiem Jamesa.
- Patrzcie są tam. - wskazał na łódź za nami.
Obejrzałem się.
Lilly, Dorcas i James siedzieli w łodzi centralnie za nami. Dostrzegłem jeszcze małego chłopca o tłustych włosach i ziemistej cerze. Lilly rozmawiała z nim serdecznie, a James był widocznie naburmuszony. Oj nie wygląda to ciekawie. Musiał palnąć coś niemiłego, bo Lilly zaczęła na niego wrzeszczeć, tak, że wszyscy słyszeli:
- Odczep się ode mnie ty półgłówku!
To oczywiście wersja delikatna, bo Lil znała kilka niezłych epitetów. Jim się nie poddawał i zaczął ją przekrzykiwać, a w efekcie Evans pchnęła go brutalnie, tak że wylądował w jeziorze.
Całe szczęście, że Hagrid był w pobliżu, bo james zaczął krzyczeć:
- Ratunku!!! Topię się!
Nie wspomnę, że trzymał się łodzi, a byliśmy przy samym brzegu, więc dosięgał nogami dna.
Olbrzym go oczywiście wyciągną, ale Potter narobił sobie niezłego obciachu.
Lilly nie odzywała się do niego ani słowem.
Kiedy wyszliśmy z łodzi, Hagrid kazał nam ustawić się w pary. Posłusznie stanąłem obok Syriusza.
Chwilę później przyszła po nas pewna kobieta. Miała wysztkie włosy idealnie spięte w ciasny kok i surowy wyraz twarzy. Szczupła i wysoka, poruszała się gracją.
- Za mną. - rozkazała, po czym ruszyliśmy gęsiego jej śladem.

[ 10 komentarze ]


 
Przyjaciele?
Dodał Remus Lupin Piątek, 15 Sierpnia, 2008, 15:06

Przepychałem się niepweni przez tłum, prowadząc Dorcas.
Zastanawiłem się czy w Hogwarcie będzie równie tłoczno.
Ruszyliśmy.
Obekrzałem się. Dorcas nie była zadowolona sytucają.
Odniosłem wrażenie, że w domu ma wszystko na wyciągnięcie ręki. No cóż, ja nie.
Mój kufer zaczął niebezpiecznie podskakiwać, a Ariel nie była tym zadowolona. Sówka chukała i chukała. Zapewne chciała wyrazić swoją mękę.
Wiem co ona czuje, bo zrobiło mi się bardzo nie dobrze. Złapałem się z brzuch. Pomyślałem, że raczej nie chcę zwrócić śniadania na oczach uczniów, a już zwłaszcza Dorcas. Całe szczęście, że mama zaopatrzyła mnie w mugolskie leki na chorobę lokomocyjną. Muszę tylko znaleźć wolny przedział.
Z pozoru proste? Nie.
Na szczęście ujrzałem znajome twarze. Odetchnąłem i otworzłem niepewnie drzwi przedziału. Ujrzałem Vanessę, Jamesa i trzech innych pierwszoroczniaków.
- Remusie nareście jesteś, myślałam, że nas nie znajdziesz, ale...- przerwała w pół zdania.
Jej spojrzenie przeniosło się na Dorcas.
- Przyprowadziłeś gościa. - zagadnął wesoło James. - Witaj Remusie, ale my się chyba znamy, co nie Dorcas? - zwrócił się do czarnowłosej.
- Taa, niestety. - burknęła moja towarzyszka. - Jestem Dorcas Meadows. - zwróciła się do pozostałych.
- To ten dżentelmen? - szepnąłem do Meadows.
Kiwnęła głową, rumieniąc się.
- To może ja was zapoznam. - stwierdziła Vanessa.
- Remusie, Dorcas to jest Syriusz Black. - wskazała na czarnowłosego chłopaka.
Syriusz był najwyższy z towarzystwa i miał równe, białe zęby. Miał czarne oczy i opaloną cerę. Byłem pewny, że o nim słyszałem. Taaak. To chyba jeden z rodu Black'ów. Czarodziej czystej krwi. Zupełnie, jak Dorcas.
- Cześć Dorcas i... Remus? - uścisnał mi dłoń.
- Ta, hej. - powiedziałem.
Dor spojrzała na mnie znacząco i rzuciła tylko krótkie, ale niezbyt entuzjastyczne "hej".
Nie polubiła Syriusza?
Nie znałem go, ale wydawał sie osobą miłą.
- To jest Peter Pettigrew. Peter to Remus Lupin i Dorcas Meadows. - kontynuowała Nessa.
- Witajcie... - wymamrotał Peter.
Zastanawiam się co jest powodem jego małomówności. Nieśmiała natura czy też kawał ciastka w buzi?
- Yyyy.... Cześć Peter, naprawdę miło mi. - rzekła zażenowana Dori.
- Fajnie. Siemanko. - odpowiedziałem.
Petr był osobą niską. Był bardzo pulchny, a jego górne jedynki były nierówne do tego stobnia, ze przypominał mi szczura. Jego mysie włosy nie miały ładu i składu. Były przydługie.
- Peter, zachowuj się. - skarciła go McGowan śmiejąc, gdy jej kolega zakrztysił sie z powodu ciastka. - To taki żarłok. - wytłumaczyła.
Dorcas wyglądała, jakby miała wybuchnąć smiechem, ale się powstrzymała.
Ja nie wiedziałem, czy mam się śmiać czy nie, więc wzruszyłem nieznacznie ramionami.
- No, a to jest Lilli Evans! - zakończyła wyliczankę Vanessa.
- Cześć, Lilly! - odparła ciepło Dorcas.
Niezwykle, że wyjawiła entuzjazm, ciekawe dlaczego?
- Hej Lil. - powiedziałem. - Mogę mowić tak do ciebie?
- Pewnie, że możesz Remusie. - zapewniła Evans. - Witaj Dorcas. - dodał zwracając się do ciemnookiej.
Lilly była trochę wyższa od Peter'a, ale w towrzystwie zaliczała się do tych niższych osób. Była szupłą osobą. Jej włosy były wściekłorude, a oczy miały butelkowozieloną barwę.
- To skoro wszyscy się znamy to może się zabawimy? - zaproponował James.
Z chcęcią póje na ten układ i się odprężę, ale pierw zażyję lekarstwo, koniecznie!

[ 14 komentarze ]


 
Komplikacje i barierka
Dodał Remus Lupin Poniedziałek, 04 Sierpnia, 2008, 20:28

Tak, więc jak wiecie miałam wyjechać i wyjadę.
Za nim to zrobię obdarzę was notką.
Poprzednia była krótka. Ta też będzie, bo postanowiłam pisać krócej, a częściej i lepiej!
Do zobaczenia i miłego czytania;-)!!!


Po śniadaniu wraz mamą opuściłam progi mojego małego domu i wsiadłem do samochodu, którym mieliśmy odjechać.
Zza szyby rzuciłem ostatnie spojrzenie na budynek.
Poczułem tęsknotę. Taaak. Napewnoe będę myśleć o mamie, o naszym psie Hubercie, o Julie... Nie! Nie będę tęskinić za Juliet.
Napewno nie po tym, jak zdradziła mój sekret Dumbledore'owi. Myślałem, że nie dostanę się do Hogwartu z jasnynych powodów, ale dyrektor okazał się niezwykle tolerancyjny.
Nie zmienia faktu, że mnie okłamała, zdradziła. Nic nie zmieni.
Obserwowałem wymijające nas samochody. Całe szczęście, że nie ma dziś korków, jeszcze bym się spóźnił na pociąg!
Swoją drogą to ciekawe, co dzieje się z taką spóźnioną osobą? No coż, nie chciałbym być w jej skórze.
- Remusie popraw klatkę z Arielką. - poprosiła mama, skręcając w prawo.
Spojrzałem na sówkę.
Ptak podskakiwał w klatce, przyczyną były zapewne wzniesienia. Ustawiłem klatkę na podłodze, a sowa zachukała - zupełnie, jakby poczuła ulgę.
- Mamo daleko jeszcze? - zapytałem matkę po kilkunastu minutach.
- Och nie, nie, nie. - zapewniła mnie. - Pięc minut i będziemy na miejscu.
Taaak, ale to pięć minut trwało dosyć długo, bo pech chcił, że trafiliśmy na remontowaną drogę, a to oznacza korek.
Minuty mijały, a nasz samochód ciągną się powoli w rządku wypolerowanych aut.
Nie minęła minuta, jak mam gwałtownie skręciła w prawo w pierszą uliczkę, a nie mineły dwie, jak zaparkowała na najbliższym wolnym miejscu.
- To nie ma sensu! - krzyknęła wychodząc z pojazdu.
Zrobiłem to samo otworzyłem drzwi i wyjąłem kufer oraz klatkę z sówką.
- Na peron dojsziemy piechotą! - postanowiła, odtrącając niesforny kosmyk z twarzy.
- Yhy. - mruknąłem nieznacznie.
Napewno nie rzucimy się w oczy, idąc z zdenerwowaną już sową i z wielkim kufrem na czele.
- To już niedaleko, chodź słońce. - popędziła mnie mama.
Szliśmy uliczkami, aż w końcu dotarliśmy na miejsce. Na stację King Cross.
Mineliśmy kasy i poczekalnię. Wyszliśmy na peron.
Na marmurowych słupach dostrzegłem cyfry, oznaczające numer peornu. Na wielkiej wieżyczce budynku stacji widniał ogromy, pozłacany zegar. Wskazywał godzinę za pięć dziesiąta.
Pewnym, a zarazem szybkim krokiem ruszyłem z matką w poszukiewaniu peronu dziesiętego lub dziewiątego.
Mugole patrzyli na nas z pogardą, bądź ze zdumieniem w oczach. Nie dziwię się. To musiało wyglądać dość kosmicznie.
- Remusie tędy. - pogniła mnie mama.
Wreszcie dotarliśmy do celu.
Stałem pomiędzy peronem dziesiątym, a dziewiątym. Wątpliwości ogarnęły moje serce.
Dwie minuty.
Niepewnie oddaliłem się od metalowej barierki. Rozbiegłem się. Byłem coraz bliżej, myślałem, że zdeżę się z twardym metalem, tymczsem przeniknąłem przez barierę, pojawiając się na peronie dziewięć i trzy czwarte.
Spojrzałem na czerwony Express Hogwart, z którego buchała szara para. Dookoła mnie stali rodzice żegnając sie ze swoimi pociechami.
Chwlię potem pojawiła się mama.
Dopiero teraz na jej twrzy pojaiły sie łzy. Podeszła do mnie i przytuliła się do mnie mocno.
Odwzjamniłem gest.
CZułem jej ciepło, jej radość, a zarazem smutek - musi pożegnać syna na kilka miesięcy.
- Będę pisał. - szepnąłem. - Spotkamy się pewnie na ferie. O mamo! - rzekłem patrząc, jak spogląda na mnie opiekuńczo. - Będzie dobrze! - pocieszyłem ją.
- Pamiętaj, że zawsze jestem z tobą. Kocham cię synku. - wyszeptała patrząc w moje szaroniebieski oczy.
- Proszę. - rzekła podając mi bilet do pociągu. - Nie zgub. Masz pieniądze. Wszystko... Och. - po jej policzkach spływały wielkie łzy.
Przytuliłem ją po raz ostatni.
- Do wiedzeni, mamo! - pożegnałem ją i oddaliłem sie w stronę pociagu.
Odwróciłem się od matki. Jeszcze nie wsiadłem do pociągu, a już tęsknię.
Przy wejściu do Expresu ujrzałem uśmiechniętą twarz Dorcas. Powoli podeszłem do niej, pchając kufer i uważając na srebrnoszarą sówkę.
- Cześć! - powiedziła nazbyt słodko.
- Uuu... To najmilsze "cześć" jakie słyszałem. - odparłem.
- Nie wiem co to było. - odpowiedziała już normalnie. - Nie mogę poradzić sobie z bagażem, a muszę uważać na Fostera - wskazała na jasterzębią sowę. - i Cornely. - pokazała rudego persa.
- Hm...Może ci pomogę? Do najsilniejszych nie należe, ale zawsze to coś. - zaproponowałem. - Zresztą ty możesz pomóc i mnie.
Kiwnęła głową.
Wspólnymi siłami wnieśliśmy mój kufer oraz klatkę z sową, a potem pomogłem Dorcas wnieść jej bagaż.
Kiedy szliśmy wąskim korytarzem, konduktor poprosił nas o bilety. Posłusznie wykonaliśmy polecenie, po czym ruszliśmy salej.
- Ale tłok. - stwierdziła krótkowłosa przepychając się ze
mną w poszukiwaniu wolnego przedziału.
- Nie ma co będzie ciężko. - oznajmiłem.
Rzeczywiście będzie ciężko. W Hogwarcie, w pociąg, na lekcjach, na Ceremonii Przydziału. Nie należę do tych uczniów stresujących się. Nie obchodzi mnie do jakiego domu trafię. Ważne, że tam będę, że mnie przyjeli.

***

Brązowowłosa kobieta stała na peronie dziewięć i trzy czwarte żegnając swojego jedenastoletniego syna.
Miała nadzieję, ze w Hogwarcię będzie szczęsliwy i nie będzie pokował się w tarapaty.
Spojrzała ostatni raz na oddaljący się pociąg, po czym ruszyla w stronę wyjścia.
Taaak. Mary Lupin miała nadziję na dobrą przyszłość swojego syna.



Pozdrawiam i przepraszam za błędy!

[ 14 komentarze ]


 
Przygotowania
Dodał Remus Lupin Niedziela, 03 Sierpnia, 2008, 15:28

POstanawiam wziąść sobie wsze rady głęboko do serca...
No i sprawić by Remusik trochę zdziecinniał:D
Nie będę mówić, że trudno jest wcielić się w postsać pięć lat młodszą... Pffff...
Dedykacje:
- dla mojej kochnej siostrzyczki, która (jak odkryłam niedawno) ukrywa się pod nickiem Eveline i niec mi o tym nie wspomniała! Ewelinko, teraz możesz śmiało u mnie komentować i się nie zdradzisz...!
- dla wszystkich komentujących

Tak na marginesie oświadczam, że jestem w domu, ale będę znowu wyjeżdżać za tydzień i wątpie, aby do tego czasu coś się ukazało...
Pozdrawiam i zapraszam do czytania


***

Przezroczyste krople wody spływały po gładkiej szybie.
Za drewnianymi oknami mojego domu panowała ulewa. Deszcz bębnił w szyby, wydając charakterystyczny odgłos...
Był późny wieczór...
Pochłonięty w "Histori Hogwartu", czekałem zniecierpliwiony na szybką odpowiedź od przyjaciół.
Przekładając pożółkłe stronnice księgi, usłyszałem stukot.
Podniosłem wzrok. Za szybą mokła jastrzębia sowa, zapewne z odpowiedzią.
Podeszłem okna i szybko otworzyłem je - tak, aby jak najmniej wody wylało się na panele.
Sówka wlecieła, po czym usadowiła się na kanapie.
Ostrożnie odwiązałem od jej nóżki list i otworzyłem kopertę.
W środku znajdował się mały zwitek pergaminu.

Drogi Remusie!
Z chęcią spotkam się z tobą
Z resztą, wszyscy się spotkamy...
Vanessa i ja będziemy tam na ciebie czekać,
Piszę za nią, bo ona nie ma sowy.

Pozdrawiam
James


Ucieszyło mnie to, że James się zgodził. Może, jednak nie będę taki samotny w Hogwarcie?
Rozpromieniony, odłożyłem list na stertę starych Proroków.
Cieszyłem się. Naprawdę.
Teraz czekałem tylko na list od Dorcas, ale jestem baaaardzo senny...

***

- Remusie! - usłyszałem głos matki dochodzący zza drzwi.
Mary Lupin pukała w drzwi w celu obudzenia, zapewne mnie, jej syna.
Leniwie wstałem z łóżka i rzekłem:
- Już wstaje mamo, możesz wejść... - powiedziałem. - Jeżeli chcesz. - dodałem cicho.
Do pokoju wpadła moja ciemnowłosa matka, rozporomnieniona i uśiechmiechnięta, jej szaroniebieskie oczy patrzały na mnie z troską.
- Remusie masz już gotowe śniedanie. - odparła. - Dzisiaj jedziesz do Hogwartu, pośpiesz sie. - pogoniła mnie.
- Taaa, już się ubieram. - rzekłem, potężnie ziewając.
Szarooka rzuciła mi ostatnie spojrzenie, po czym wyszła z pokoju.
Ja, pozostając sam zamknąłem po niej drzwi i przebrałem sie w mugolską koszulę w pionowe paski i dżinsy.
Chwyciłem kufer i klatkę z Ariel - moją nową sówką.
Wyszłem z pokoju i zabiegłem po schodach, o mało co nie potykając się przy tym o własny kufer.
Na dole ujrzałem codzienny widok.
Mama stała przy blacie, strannie wycierając scierką meble.
Na stole leżała jajecznica z boczkiem i kubek kawy zbożowej.
Ustawiłem swój kufer przy ścianie, usiadłem na krześle i zacząłem pałaszować swoją porcję.
- Spakowałeś WSZYSTKO? - zapytała po raz etny mama.
- Tak mamo, spakowałem dosłownie wszystko. - rzekłem ciut zirytowany.

***

Wiem miała być długaśna, ale obowiązki wzywaa, a niedługo druga część.

[ 11 komentarze ]


 
Ogłosznie
Dodał Remus Lupin Poniedziałek, 28 Lipca, 2008, 16:10

Brak weny jest mi bardzo bliski, ale to tylko chwilowe i kiedy wrócę(przebywam teraz u cioci) napiszę coś długaśniego i będzie to na zadowalającym poziomie...
Życzę mile spędzonego czasu!
K@si@@@

PS: Narazie będę tylko komentować, bo tu nie da się usiąść przy komputerza na dłużej;)

[ 6 komentarze ]


« 1 3 4 5 6 7 8 »  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki