Dzi�ki za komentarze
-Matix, je�li chodzi o s�yszalno�� rozmowy na brzegu jeziora- uznajmy, �e by�o cicho, pusto i wie�a wcale nie by�a tak daleko od jeziora. Mo�e uznasz, �e to naci�gane, ale nic na to nie poradz�. Je�li za� chodzi o drug� spraw�: dzi�ki za pomys�, mo�e wykorzystam w przysz�o�ci
-A�ka, nie ma mowy o urazie z powodu jakiego� komentarza, je�li jest konstruktywny i konkretny
-<<<3, dzi�ki za zwr�cenie mej uwagi na to powt�rzenie, faktyczni, umkn�o mi to a o w�tku Potter - Malfoy wcale nie zapomnia�am, bez obaw^^
-Eveline, troch� odesz�am od ksi��ki i u mnie zaj�cia z astronomii s� ju� teraz
Tyle mojego, teraz prosz� o czytanie i komentowanie a potem zapraszam do My�lodsiewni Buziaki!
***
… prof. Snape podszed� do nas podczas kolacji (siedzieli�my zgodnie z przydzia�em do dom�w i klas) i powiedzia�:
-Panno Parkinson, zapraszam do mojego gabinetu po kolacji.
-Dobrze.- b�kn�a Pansy, zbita z tropu jego nieoczekiwanym poleceniem. Wymienili�my si� spojrzeniami, podczas gdy Snape podszed� kawa�ek dalej do grupy trzecioklasist�w i powiedzia� co� do Roana, a nast�pnie zrobi� to samo z Arielle, siedz�c� przy ko�cu sto�u w grupie swoich kole�anek z pi�tej klasy.
-My�lisz, �e chodzi o t� sytuacj� na b�oniach?- szepn�a do mnie Pansy, �ledz�c uwa�nie, jak nasz opiekun podchodzi niespiesznym krokiem do sto�u i zajmuje przy nim swoje sta�e miejsce po prawicy prof. McGonnagall. Prze�kn��em �lin� i pokiwa�em nieznacznie g�ow�.
-My�l�, �e tak… przecie� podszed� do ciebie, do Roana i do Arielle… na brod� Merlina, sk�d wiedzia�, �e Roan tam by�?
Dowiedzieli�my si� tego dwadzie�cia minut p�niej, gdy spotkali�my si� w PW.
-Rozmawia�em z Wiktorem, to on powiedzia� Karkarowowi i McGonnagall, �e widzia� mnie na b�oniach, a ona powiedzia�a Snape’owi.- powiedzia� Roan, wpatruj�c si� ze zmarszczonym czo�em w p�on�ce na kominku szczapy. -My�licie, �e b�dziemy mieli przez to k�opoty?
-W sumie nie powinni�my mie�.- mrukn��em, przypominaj�c sobie ca�� akcj�. Powiedzia�em celowo „powinni�my”, a nie: „powinni�cie”, bo czu�em wsp�winny temu wszystkiemu, ale przede wszystkim by�em w�ciek�y na Arielle. Wszystko przez to, �e zaatakowa�a Pansy! Gdyby nie rzuci�a tego zakl�cia, rozesz�oby si� po ko�ciach, bo nikt by jej nie uwierzy�, a Krum nie mia�by za wiele do powiedzenia, bo przecie� nie zna� uczni�w Hogwartu no i by� tu go�ciem. -To ta Arielle… tylko dlatego, �e rzuci�a zakl�cie na Pansy, jest ta ca�a chryja! Sprout, McGonnagall, Snape, Karkarow… dziewczyny potrafi� by� paskudne!
-Taa, jasne.- parskn�a �miechem Pansy. -No dobra, zastan�wmy si�, co mog�a nakablowa� Arielle: �e widzia�a kogo�, kto si� do niej upodobni�… �e to by�am ja, bo pozna�a mnie p�niej… ale z ca�� pewno�ci� nic wi�cej. Nie jest wi�c tak �le, jak mo�na by�o si� spodziewa�.
-Ale skoro jeste�my potencjalnie niewinni, to po co Snape nas wzywa?- my�la� na g�os Roan. -Zakl�cie rzuci�a Arielle, wi�c ona jest najbardziej winna… ja obserwowa�em a Pansy si� przemieni�a.
-W�a�nie: p r z e m i e n i � a.- zaznaczy�a Amanda. -P� biedy, gdyby by�a tylko przebrana i wystylizowana, ale Pansy si� p r z e m i e n i � a, wi�c w gr� musia�y wej�� jakie� eliksiry albo czary.
-I my�lisz, �e o to w�a�nie chce wypyta� Snape?- szepn�a Roxie, patrz�c na ni� z lekkim niepokojem. -Kurcz�, trzeba co� wymy�li�…
-Nie znam �adnego zakl�cia, kt�re mog�oby nas zmieni� w kogo� innego, s�ysza�em tylko o animagii, ale to przemiana w zwierz�, nie cz�owieka.- pokr�ci�em g�ow�, g��wkuj�c. -Kurcz�, nic mi nie przychodzi do g�owy.
-Eliksir wielosokowy.- mrukn�a Pansy. -Tylko za pomoc� eliksiru wielosokowego mo�na si� zmieni� w kogo� innego, a bynajmniej ja tylko o tej metodzie s�ysza�am, ale jest ma�y problem…
-Ten eliksir poznaje si� dopiero w czwartej, a nawet pi�tej klasie.- doko�czy�a za ni� Amanda. -S�ysza�am o tym na lekcji, wasz opiekun o tym wspomina�.
Zapad�o ci�kie milczenie.
-Kulki ze s�absz� wersj�, to jedno, a prawdziwy eliksir, to drugie.- odwa�y�a si� odezwa� Roxie, zerkaj�c na Roana.- Nie ma si�y, musimy si� przyzna�, �e u�yli�my eliksiru wieloskokowego, pytanie tylko, czy Snape uwierzy, i� warzyli�my t a k i eliksir li i jedynie dla zemsty na jakie� pi�tnastolatce.
-Nie mamy wyboru.- stwierdzi� Roan i w tej chwili do PW wbieg� Goyle, zostawiony po kolacji na czatach, aby pilnowa�, kiedy Mistrz Eliksir�w, znany szerzej jako Severus Snape, wr�ci do swoich kwater.
-Przyszed�.- sapn�� a Roan i Pansy podnie�li si� oci�ale.
-To na razie.- mrukn�li i opu�cili pok�j. Patrzyli�my na nich w milczeniu, pe�nym namys�u (Roxie i Amanda) oraz obawy (ja). Co wymy�li prof. Snape?
Na odpowied� przysz�o nam czeka� nieca�y kwadrans: jednak kiedy Pansy i Roan weszli do PW, miny mieli nieszczeg�lne.
-I co?- zapyta�em razem z Roxie.
-Mamy szlaban i Slytherin straci� pi�tna�cie punkt�w.- odpowiedzieli Pansy i Roan, a potem jednocze�nie westchn�li i Pansy wyjawi�a wi�cej:
-Za u�ycie eliksiru wielosokowego przeciwko drugiemu uczniowi odj�� pi�� punkt�w, dziesi�� za to, �e Arielle rzuci�a na mnie Mimble - Wimble , a na koniec, �eby nam si� odechcia�o g�upot i �eby�my nie sprawiali wi�cej tego typu problem�w da� nam szlaban. Zgadnijcie, gdzie.
-Pewnie w lochach.
-Nie.- Roan wywali� j�zyk. -W KUCHNI.
-Szlaban w kuchni?- j�kn��em. -I co niby b�dziecie tam robi�?
-Masz, przeczytaj.-Roan poda� mi z�o�on� na dwoje kartk�. Gdy j� roz�o�y�em, wszyscy zawo�ali: „Czytaj na g�os”, wi�c tak te� zrobi�em.
- 14 grudnia jest dniem urodzin dyrektora Instytutu Magii Durmstrang, Igora Karkarowa. Z tej okazji wieczerza niedzielna b�dzie po�wi�cona temu wyj�tkowemu �wi�tu. Przecie� to jest to samo, co m�wi� nam dzisiaj rano prefekt. Nie widz� wzmianki o tym, �eby�cie mieli ta�czy� sals� na stole.- pozwoli�em sobie na dygresj�, ale Roan tylko kaza� mi czyta� dalej, wi�c wzruszy�em ramionami i us�ucha�em. Pod tekstem og�oszenia dopisano co� r�cznie. - Podczas wieczerzy, opr�cz urodzinowego tortu, zostanie podana ulubiona potrawa jubilata, czyli fasolka po kaukasku (z sosem �mietanowo - serowym z dodatkiem any�u moczonego w soku ananasowym i kurkum�). Ucze� Roan Wilxie proszony jest o stawienie si� w kuchni Hogwartu(korytarz po lewej stronie Wielkiej Sali, nale�y po�askota� gruszk� na malowidle z mis� owoc�w) w niedziel� o godzinie 9:30 celem pomocy w przygotowaniu w/w Da� Specjalnych.
-Ja te� dosta�am takie co�, tyle, �e z moim nazwiskiem. O niczym innym nie marz�, jak siedzenie w niedziel� w kuchni nad jak�� krety�sk� fasolk� i tortem urodzinowym dla Karkarowa!
-No, to nie brzmi najfajniej.- wyobrazi�em sobie Pansy w bia�ym fartuszku i kucharskiej czapce, mieszaj�c� z zapa�em w wielkim garncu bulgoc�c� fasolk� i mimo woli wybuchn��em �miechem.
-A tobie co?- zapyta�a Pansy z uraz�, a gdy wykrztusi�em podczas �miechu jego pow�d, zacz�a mnie ok�ada� poduszk�, �ci�gni�t� z s�siedniego fotela. Roan stara� si� przekaza� Roxie i Wilmie, �e szlaban potrwa od sze�ciu do o�miu godzin, ale w ko�cu da� za wygran� i poczeka�, a� nam minie g�upawka.
-No dobra… a co wy na to, �eby�my wam pomogli?- sapn��em, siadaj�c wygodniej i patrz�c na zdumione miny Roana i Pansy.
-Jak to: pomogli?- tym razem Goyle spojrza� na mnie ze zdumieniem (ale on jest bystry, ja nie mog� )
-No… ja my�l�, �e chodzi mu o pomoc podczas szlabanu.- odpowiedzia�a mu wolno Wilma, a k�ciki jej ust zadr�a�y. -Ale� to jest �wietny pomys�! Zawsze chcia�am zobaczy�, jak wygl�da szlaban…
-Nigdy nie dosta�a� szlabanu?
-Nie, zawsze cudem uda�o nam si� go unika�, mnie, Roxie i Roanowi. Alex, to co innego… poza tym, wiecie, u nas nie ma szlaban�w, tylko s� raczej zaj�cia dodatkowe i dodatkowe prace domowe.
-Zaj�cia dodatkowe zamiast szlaban�w?- zainteresowa�em si� nagle, porzucaj�c w�a�ciwy temat.
-No wiesz, jak si� sp�nisz albo nawalisz na zaj�ciach, to musisz posiedzie� nad tym przedmiotem, a je�li przeskrobiesz co� powa�niejszego- odpowiedzia�a Amanda. -,to co� w stylu praca w ogr�dku, sprz�tanie holu, od�wie�anie obraz�w, zbieranie ro�lin na zaj�cia z zielarstwa… dodatkowe zadania, kt�re musisz wykona�, aby darowano ci win�.
-No to u nas jest podobnie.- zauwa�y�a Pansy. -To s� zadania dodatkowe, tyle �e pod nazw� szlaban�w, no i nie ma roboty wymy�lanej specjalnie po to, �eby ci� ukara�, tylko to s� rzeczy, kt�re obecnie przynios� po�ytek szkole. Dobra, wr��my do naszego szlabanu. Draco, jak ty to sobie w�a�ciwie wyobra�asz?
-Normalnie.- wzruszy�em ramionami. -Nie, �ebym si� pali� do jakiej� roboty, nie ma g�upich, ale mo�e by� fajnie… no i nikt tam nam nie b�dzie przeszkadza�, no nie? To mo�e by� jeden z fajniejszych szlaban�w w naszym �yciu, �adnego dysz�cego nad karkiem Filcha czy innego profesora, �adnego �wi�stwa do czyszczenia, tylko praca w kuchni.
-Nie poznaj� ci�, Draco!- za�mia�a si� Pansy. -Pierwszy raz s�ysz�, �eby� takie rzeczy m�wi�!
-No, lepsze to, ni� trafi� czyszczenie sreber jakim� �mierdz�cym p�ynem albo obdzieranie ze sk�ry jakich� dziwnych gad�w czy innych p�azi�c�w albo…
-Starczy.- Roxie przeci�a r�k� powietrze. -Do�� dziwny pomys� lecz to faktycznie jedyna okazja, by zobaczy�, jak to wygl�da u was, poza tym… im wi�cej r�k do pracy, tym kr�tszy szlaban!
-Masz racj�.- pokiwa�a z zadowoleniem g�ow� Amanda.- Wchodz� w to!
-Ja te�.
-I ja.
-Crabbe?
-Ee…
-B�dziecie mogli pod�era� ciastka z kremem… i te pyszne, nadziewane serem i kurczakiem pieczarki…
-Dobra.
-Goyle?
-OK.
-Draco?
-Pytanie!
-No, to ustalone…- Roxie odetchn�a g��boko.
Dobra, a ja teraz id� spa� ju� naprawd�, bo zbli�a si� wp� do trzeciej, a jutro przecie� mam s z l a b a n
20:09, dormitorium
Czy ja kiedykolwiek pisa�em, �e to mia� by� najfajniejszy szlaban w naszym �yciu? Gdzie? Poka�cie mi! Dochodz� do wniosku, �e musia�em by� wtedy niespe�na rozumu… albo to podniecenie tak mi uderzy�o do g�owy, �e porwa�em si� na dodatkow� robot� w kuchni… o, nie, jeszcze teraz robi mi si� niedobrze na my�l o rybach… bleee…
Korzystam z chwili spokoju w jakim� starym przej�ciu, �eby opisa� nasz „fascynuj�cy” szlaban.
W niedziel� rano zjedli�my normalnie �niadanie, a potem ja, Crabbe, Goyle, Roxie i Wilma wyszli�my z Sali, wyra�nie �egnaj�c si� z Pansy i Roanem, kt�rzy z trudem powstrzymywali si� od chichotu. Uzgodnili�my, �e „winowajcy” powinni p�j�� do kuchni sami, �eby nie podpad�o, a my do��czymy do nich za dziesi�� minut, gdy sytuacja b�dzie klarowna. Odczekali�my wi�c w PW dziesi�� minut od chwili, gdy Pansy, Roan i Arielle znikli w korytarzu wiod�cym do kuchni, a potem przemkn�li�my si� tam i, po�askotawszy gruszk�, weszli�my do �rodka.
Jeszcze nigdy w �yciu nie by�em w naszej szkolnej kuchni, s�ysza�em tylko o niej r�ne dziwy, kt�rym, prawd� powiedziawszy, nie bardzo dowierza�em, uznaj�c je za mocno wyimaginowane i zbyt naci�gane, ale w chwili, gdy przekroczy�em pr�g tego c z e g o �, zrozumia�em, �e to wszystko by�o prawd�.
Kuchnia by�a… olbrzymia! To najwi�ksza komnata, jak� kiedykolwiek widzia�em, a wierz mi, Pami�tniku, widzia�em ich dosy�! Na oko: jakie� sze��set pi��dziesi�t st�p na sze��set pi��dziesi�t st�p plus boczne sale, ukryte p�ki co przed naszym wzrokiem. Przy �cianach- si�gaj�ce sufitu rega�y, pe�ne najr�niejszych akcesori�w kuchennych, typu garnki, rondle, patelnie, obok kilkana�cie kredens�w, zawieraj�cych stosy talerzy i b�yszcz�ce niczym lustra sztu�ce (w szufladach), a do tego blaty pe�ne jedzenia i chmara skrzat�w domowych, p�taj�cych si� pod nogami. Stali�my chyba z pi�� minut oniemiali i z powywalanymi na wierzch ga�ami, a� wreszcie jaki� ostrzejszy g�os przywo�a� nas do porz�dku.
-Nie sta� tak i si� nie gapi�, do roboty!
Wci�� z rozwart� szcz�k� spu�ci�em wolno wzrok i zobaczy�em si�gaj�cego mi do kolan skrzata, odzianego w co� poszewko- podobnego i z czapeczk� moro na g�owie (w czapce by�y dwa specjalne otwory, przez kt�re skrzat mia� prze�o�one uszy). Musia�em mocno potrz�sn�� g�ow�, �eby uwierzy� oczom: skrzat dyryguj�cy uczniami, niczym jaki� �o�nierz?
-Ee…- Crabbe wgapia� si� w blaty pe�ne ciastek francuskich, rogalik�w i nie nadzianych jeszcze rurek. -To wszystko mo�na zje��?
-Nie gada�, tylko do roboty! Kto was przys�a�?- zapyta� skrzat, surowo na nas patrz�c. Uslysza�em za sob�, jak Wilma prze�yka �lin�.
-Profesor Snape!- zawo�a�em. -Przyszli�my… ee… pom�c wam, tak pom�c! Dostali�my szlaban.
-Wy te� dostali�cie szlaban?- skrzat spojrza� na mnie podejrzliwie. Zza jego plec�w, z bocznej sali wyjrza�a Pansy, ubrana w bia�y fartuch i w czym� dziwnym na g�owie i wytkn�a wymownie j�zyk. -Ca�a sz�stka?
Chyba nie zrobi�em na nim zbyt dobrego wra�enia. Zapad�o dwusekundowe milczenie, w czasie kt�rego skrzat nie spuszcza� z nas wzroku. Roxie uratowa�a sytuacj�, kiwaj�c gorliwie g�ow� i wo�aj�c przekonuj�co:
-Tak, tak, mamy szlaban, byli�my strasznie… no, tego… i mieli�my si� tu zg�osi�.
-Dobrze, wi�c w��cie to.- m�wi�c „to”, poda� nam odpowiedni� ilo�� bia�ych fartuch�w, podanych przez dwa inne skrzaty, kt�re si� zjawi�y nie wiadomo sk�d, a potem poda� Roxie, Wilmie i Amandzie trzy �mieszne, bia�e czepki. -Wy w�o�ycie to na g�owy, �adnych w�os�w w sosach! Higiena przede wszystkim!
-Sosach?- podchwyci�em natychmiast, zawi�zuj�c tasiemki fartucha. -Mieli�my zaj�� si� tylko fasolk� i tortem!
-Fasolk� i tortem zajmuj� si� ju� trzy osoby, to w zupe�no�ci wystarczy.- pad�a kamienna odpowied�. -Wy zajmiecie si� rybami i sosami- spojrza� na mnie i kumpli -a wy przygotujecie sa�atki i steki. Potem wszyscy zajmiecie si� ozdobami do tort�w. Ty, ty i ty- wskaza� s�katym, brzydkim paluchem mnie, Goyle’a i Crabbe’a. -p�jdziecie do grupy Frytka.- wymieniony skrzat podbieg� do nas i, szarpi�c mnie za ma�y palec, poci�gn�� natychmiast w stron� salki po lewej. Za moimi plecami skrzaci kapral dyrygowa� dziewczynami, kt�re odes�a� do s�siedniej sali wraz ze skrzatk� o imieniu Lola w sp�dniczce z szeleszcz�cej folii.
Przydzielona nam sala by�a odrobin� mniejsz� kopi� tej wielkiej, kt�r� dopiero co opu�cili�my. Na �rodku by�o wielkie palenisko, kilkana�cie stanowisk na podgrzanie, za� po �cianami sta�y kredensy, blaty i rega�y oraz sto�y do pracy. W tej sali by�o tylko jakie� pi�tna�cie skrzat�w, wszystkie ubrane tak samo, za wyj�tkiem naszego g��wnodowodz�cego Frytka, kt�ry wyr�nia� si� czerwon� tiar� w gwiazdki na g�owie.
Teraz popchn�� mnie w kierunku jednego ze sto��w, za� moich kumpli do dw�ch innych, m�wi�c:
-Wszystko, co potrzebne, znajdziecie na blatach z jedzeniem. Naczynia s� tu, sztu�ce tu, a no�e i inne przyrz�dy- tam.- przy ka�dym wymienionym rodzaju pomocy kuchennych wskazywa� r�ne punkty kuchni. Nie nad��a�em za nim, wi�c dopiero po pi�tej pomy�ce zapami�ta�em, gdzie co jest. -My, skrzaty, wykorzystujemy nasze zdolno�ci magiczne do przyrz�dzania potraw, ale wy nie mo�ecie, wobec tego musicie poradzi� sobie sami.
-Przecie� mo�emy u�ywa� r�d�ek!- obruszy�em si�, ale Frytek pogrozi� mi palcem.
-O, nie, �adnych fruwaj�cych no�y i waz z zup�! Nie chcemy ba�aganu. Pracujcie bez u�ycia czar�w, a je�li b�dziecie potrzebowali pomocy, mo�ecie zapyta� kogo� z nas. Przygotujecie trzysta filet�w i sos serowy z kaparami, to na pocz�tek.
- Trzysta filet�w??
-Po trzysta ka�dy z was.- przytakn�� g�ow� a ja j�kn��em cicho. W �yciu nie mia�em no�a w r�ku i surowej ryby! -To �atwe, wystarczy pokroi� ka�dy kawa�ek, o tak, nie za cienko, nie za grubo.- pokaza� mi odpowiednie ci�cie, w trymiga przygotowuj�c pi�� idealnych kawa�k�w ryby -a potem od�o�y� tu- prze�o�y� je do g��bokiego talerza pe�nego m�ki i jakich� przypraw- obtoczy�, strz�sn�� nadmiar panierki, a potem od�o�y� tu.- pokaza� mi ka�d� czynno�� w ekspresowym tempie i „przywo�a�” za pomoc� czar�w talerz z kostkami sera. -Potem sos, trzeba rozpu�ci� ser w garnku na palenisku, doda� troch� �mietany- pokaza� b��kitny dzbanek, pe�en bia�ej jak �nieg �mietany -dosoli� i dopieprzy�, doda� zi� z tej skrzynki, �eby by�o w sam raz i gdy wszystko przybierze p�ynn� konsystencj�, doda� pokrojone drobno kapary.- wskaza� drewnian� misk� pe�n� ma�ych, zielonych kuleczek. -Przygotuj dwa galony sosu.
-Dwa galony?- j�kn��em znowu, przeliczaj�c w my�lach na litry. Dziewi�� litr�w sosu!! Jeszcze nigdy w �yciu nie przygotowywa�em wi�kszej ilo�ci, ni� litr!
-Tak, po�owa tego garnka.- beznami�tnie kiwn�� g�ow� w stron� wysokiego, wielkiego garnka z zielonkawej emalii. -No, nie marud� tyle, tylko bierz si� do pracy, nie ma chwili do stracenia!
Z tymi s�owy odbieg� pr�dko w stron� grupy skrzat�w, maszeruj�cych dziarsko w stron� wyj�cia i d�wigaj�cych ma�� beczu�k� z czym�, co pachnia�o jak kiszonka i do��czy� si�, by im pom�c. Odwr�ci�em si� w stron� swojego sto�u, zrobi�em min� do ch�opak�w, kt�rzy rozgl�dali si� niepewnie, z przera�eniem patrz�c na no�e i spojrza�em na swoj� ryb�. Chyba naprawd� lepiej b�dzie zabra� si� do pracy , pomy�la�em, bior�c do r�ki n� i kroj�c pierwszy filet (nie obci��em sobie palca! ) kto wie, na co sta� tego skrzata w czapce, gdyby�my nie zd��yli na czas?
Wiedzia�em, �e pokrojenie ryb zajmie mi wi�cej czasu, ni� Frytkowi lecz nie przewidywa�em, �e zajmie mi to cztery godziny . Tak, dobrze widzisz, CZTERY godziny krojenia ryb w idealne filety! I tak sko�czy�em szybciej od Crabbe’a (5 godzin, potem skrzaci kapral zdenerwowa� si� i wyrzuci� go z sali, ka��c mu nadziewa� babeczki bor�wkami i sma�on� sk�rk� pomara�czow� pod surowym nadzorem skrzata Klapka) i Goyle’a (przy trzeciej prawie przekroi� sobie palec i musia� i�� do skrzyd�a szpitalnego), ale gdy odpoczywa�em, dumny z siebie, Frytek przyszed� na inspekcj� i nawrzeszcza� na mnie, �e niedok�adnie skroi�em ko�c�wki.
Tak, ten ma�y knypek da� mi OPR na miar� McGonnagall za g�upi� ryb� i kaza� mi przygotowa� pi��dziesi�t filet�w jeszcze raz (kolejne czterdzie�ci minut w plecy)!
By�em w�ciek�y, zm�czony i g�odny (dochodzi�a druga, pora obiadu), ale upar�em si� nie powiedzie� ani s�owa, �eby z czystej z�o�liwo�ci ten dziwol�g nie kaza� mi kroi� ryb do wieczora (tak, w my�lach nazywa�em go „dziwol�giem” i niczym si� ju� dla mnie nie r�ni� od tego kaprala… przekl�te skrzaty!). Zaj�ty robot�, dopiero za trzecim razem u�wiadomi�em sobie, �e kto� czego� upierdliwie ode mnie si� domaga, a i to dopiero wtedy, gdy w wyniku szturchni�cia natr�ta zaci��em si� w palec.
-Do jasnej cholery, szlag by to trafi�!- zakl��em w�ciekle, rzucaj�c n� i patrz�c na sw�j krwawi�cy palec, a potem odwracaj�c g�ow� w stron� tego, kto mi przerwa�. -Czy nie m�g�by� bardziej… o, sorry!- zreflektowa�em si� raz - dwa, widz�c skrzata - �o�nierza a za nim drugiego z talerzykiem pasztecik�w i pucharkiem soku dyniowego. No, wreszcie posi�ek! Obliza�em ze smakiem wargi, chciwie patrz�c na smako�yki lecz skrzat szybko sprowadzi� mnie na ziemi�.
-Uwa�aj bardziej, jak kroisz ryb�… i tak ju� zmarnowa�e� du�o filet�w.- powiedzia� cierpko, bez wzruszenia spogl�daj�c na m�j rozci�ty palec. Raptownie chwyci� go swoimi dwoma s�katymi i szorstkimi paluchami i w przeci�gu dwu sekund, przy pomocy jakich� swoich czar�w wyleczy� go. Podczas gdy ze zdumieniem ogl�da�em efekty jego czar�w, skrzat z talerzem i pucharem podszed� bli�ej. -We� sobie pasztecika i napij si� soku, za pi�� minut przejdziesz do sali deser�w.
-Jasne.- przytakn��em, z ulg� my�l�c o zmianie pracy i si�gn��em po talerz. Pi�ciominutowa przerwa i drobna przek�ska zdecydowanie poprawi�y mi nieco humor i wspomog�y nieco nadw�tlone si�y.
W sali deser�w spotka�em si�, ku swojemu zdziwieniu, z ca�� pi�tk� najwytrwalszych „szlabaniarzy” (tak podobno starsi uczniowie okre�laj� ukaranych szlabanem). Z jeszcze wi�kszym zdziwieniem przyj��em wiadomo��, �e od tej chwili b�dziemy pracowa� razem przy tworzeniu ozd�b i krem�w dla tort�w urodzinowych (wiem, �e powinien by� jeden lecz wyobra� sobie tylko jego wymiary tak, by starczy� dla wszystkich go�ci, Pami�tniku i por�wnaj to z parametrami Wielkiej Sali… dlatego kuchnia podj�a si� przygotowania oko�o pi��dziesi�ciu tort�w na pot�nych tortownicach o czterdziestocalowej �rednicy).
Posadzono nas przy d�ugim blacie, na kt�rym le�a�y wielkie p�aty ciasta i masy marcepanowej, za� obok ca�y bogaty asortyment takich przedmiot�w, jak foremki, no�yki, d�utka, p�dzle, a tak�e naczynia z polewami, posypkami, bakaliami itp.
Ka�demu z nas przydzielono okre�lone zadanie- ja mia�em wycina� listki z ciasta i ozdabia� je polew� mi�tow� oraz szronem z kryszta�k�w cukru, Amanda pracowa�a przy wycinaniu marcepanowych r�yczek („tylko ostro�nie i precyzyjnie, ka�da r�yczka ma mie� t� sam� ilo�� idealnie wymodelowanych p�atk�w i ka�dy musi by� dok�adnie pokryty polew� truskawkow� oraz ozdobiony wi�rkami bia�ej czekolady!”), Roan moczy� orzechy i migda�y w masie kajmakowej, kt�r� potem zdobi� polew� z wyj�tkowo pysznej, gor�cej czekolady z chili (spr�bowa� i powiedzia� mi, �e jest rewelacyjna; ja te� chcia�em posmakowa�, ale oczywi�cie jaki� skrzat - donosiciel mnie przyuwa�y� i narobi� strasznego rabanu :/), Roxie za� wype�nia�a ma�e, wafelkowe kulki nadzieniem owocowym z mango i grejpfruta („Nadzienie, a potem lukier i posypka czekoladowa, nadzienie, lukier, posypka, nadzienie, lukier posypka!”), Pansy zajmowa�a si� moczeniem sma�onych owoc�w i galaretek w r�nych czekoladach („Jab�ka w mlecznej, banany w pomara�czowej, cytrusy w deserowej, galaretki w gorzkiej!”) a Wilma tworzy�a okr�g�e ramki na powierzchni� tort�w z masy bananowej, z��czonej g�st� bez� i roztart� na miazg� z mleczkiem waniliowym cha�w� („Ka�da ramka musi by� delikatnie oblana z�ocist� galaretk� brzoskwiniow�, posypan� z wierzchu cukrem).
Czu�em si� dok�adnie tak, jakby zaprz�gni�to mnie do pracy w fabryce �w. Miko�aja, tyle �e tu nie by�o tej radosnej atmosfery �wi�t (kt�r� zast�pi�o ci�g�e poganianie ze strony skrzat�w i ich skrupulatny, irytuj�cy nadz�r) ani dobrej zabawy (my�lisz, �e zg�upia�em, Pami�tniku? No jasne, kto by nie chcia� pracowa� w swoistej cukierni, prawda? JA bym nie chcia� po tym, co tam prze�y�em… s�odko jest tylko przez pierwsze trzy minuty, a potem wszystko robi si� mechanicznie i my�li coraz cz�ciej o tym, co podadz� na kolacj� i czy d�ugo to jeszcze potrwa, zw�aszcza, je�li si� jest na „ochotniczym” szlabanie). Mi�o mi by�o widzie�, �e na twarzach koleg�w i kole�anek widnia� ten sam wyraz zm�czenia, determinacji i beznadziei, co zapewne na mojej. Nie mieli�my czasu ani ch�ci, by zamieni� cho� par� s��w. Pierwsza ku temu okazja nadarzy�a si� dopiero w trzy godziny p�niej, gdy pozwolono nam (odnios�em wra�enie, �e do�� niech�tnie) opu�ci� kuchni� (nareszcie! Hurra!).
-To by� najgorszy szlaban w moim �yciu.- j�kn��em, jak tylko znale�li�my si� w WS i ze zdumieniem wypuszczonych z buszu na wolno�� ludzi obserwowali�my p�taj�cych si� beztrosko to tu, to tam uczni�w obu szk�. -Nigdy si� jeszcze tak nie narobi�em! Przysi�gam, wola�bym i�� raz jeszcze do Zakazanego Lasu, ni� wr�ci� do kuchni…
-By�e� kiedykolwiek w Zakazanym Lesie?- cie� zainteresowania rozleg� si� w g�osie Roxie.
-Mhm.- pokiwa�em sm�tnie g�ow�, gdy powlekli�my si� do sto��w z nadziej� na znalezienie cho�by odrobiny czego� jadalnego. -Na szlabanie w zesz�ym roku, z gajowym, tym wielkoludem.
-Jak to? Poszed�e� na szlaban do lasu, do kt�rego normalnie nie wolno wam wchodzi�?- zapyta�a Amanda, pokazuj�c nam jednocze�nie st� z podeschni�tymi i zimnymi ju� kotletami ciel�cymi w temperze i kawa�kami kurczaka w curry. Potrawy powoli znika�y ze sto��w. Rzucili�my si� jednocze�nie na jeden z p�misk�w i bezceremonialnie zabrali�my go ze sto�u, a potem, nie ogl�daj�c si� na zdziwionych gapi�w i modl�c si�, by nikt z grona pedago nas nie dorwa�, pognali�my do wyj�cia, stamt�d za�, na schody Wie�y P�nocnej.
Przy skromnym, acz lepszym od pasztecik�w i soku posi�ku odpowiedzia�em Amandzie na pytanie i przybli�y�em nieobeznanej reszcie histori� wyprawy do Lasu. Potem rozmowa zesz�a na zupe�nie beztroskie tory i gaw�dzili�my sobie tak w najlepsze dop�ty dop�ki nie zadzwoni� gong na kolacj�. Udali�my si�, jak wszyscy inni, na kolacj� i, podrzuciwszy dyskretnie puste wspomnienie po kurczakach i kotletach na st� Gryfon�w, zasiedli�my do uroczystej wieczerzy, poprzedzonej od�piewaniem „Sto lat!” dla dyrektora Durmstrangu i innymi takimi oficjalnymi pierd�kami. Potem musieli�my wcze�niej wyj��, bo Roxie zrobi�o si� niedobrze na widok sa�atek i stek�w .
Wiesz co, Pami�tniku, musz� chyba ko�czy�… zrobi�o si� p�no, musz� zabra� jeszcze torb� i lec� na �niadanie. Potem opisz� mo�e trening pokazowy Krukon�w, bo, jak si� mi zdaje, dzisiaj jest „ich dzie�”. Phi, wielkie mi co, i tak my zab�y�niemy najja�niej!!!
Komentarze:
Matix Piątek, 15 Sierpnia, 2008, 15:11
Notka do�� dobra, jednak w�tpie czy Malfoyowi i reszcie uda�o si� ot tak przekona� skrzata co do szlabanu przecie� kto� go poinformowa� ile b�dzie uczni�w. Kolejne co mi si� nie podoba to �e skrzat kaza�przygotowa� Malfoyowi, Crabbemu i Goylowi po 300 filet�w czyli razem 900 sztuk. Czy to nie za du�o? przecie� w szkole uczy si� oko�o 280-300 uczni�w plus grono pedagogioczne i pracownicy (oko�o 15 os�b), nawet jakby sobie na�o�yli po dwa filety to i tak zosa�o by 300 kotlet�w.
mo�e te 300 kotlet�w zostaje dla domowych skrzat�w? tak czy siak Crabbe i Goyle na pewno wezm� wiecej ni� dwa kotlety. a je�eli kto� jest naprawd� g�odny moze wzi��� trzy... - ouh. co ja wypisuje...
notka mi si� podoba i czekam na nast�pn�.
zapraszam - nied�ugo - do mnie
pozdrawiam
Notka jak zwykle jest super, wojownicze te skrzaty sa I okropnie wymagajace, ja bym nawet jednego fileta nie zrobila, a co sopiero tyle! Podziw dla calej paczki i dla Ciebie za talent
Pozdrawiam
Ta notka by�a dla mnie m�czarni�, nie chodzi mi o tre�c, lecz o d�ugo��! Piszesz chyba najd�u�sze notki na tej stronie! Je�li sie myle to powiedzcie kto pisze d�u�sze Notka super! Malfoy dosta� lekcj� :d haha 300 filet�w ka�dy? ja bym zwariowa�a zabraliby mnie po tym do czub�w! Podziwiam ci� �e te� chce ci sie pisa� a� takie d�ugie notki Pozdro! Bu$ka!
MARTO ja Ci� chyba udusz�, narobi�a� mi takiego smaka na jakie� pyszno�ci a w szczeg�lno�ci na tort urodzinowy, �e mnie teraz nosi:P.
Ta notka by�a super, �wietne bojownicze i w�adcze (nieznane z tej strony) skrzaty, m�czarnia checi zrobienia czego� dobrego(towarzyszeniu Pansy i Roanowi przy szlabanie). Na ich miejscu zat�uk�abym Dracona, to przeciez by� jego pomys� z tym dobrowolnym szlabanem.
Pozdrawiam. Zabieram si� za notk� u Severusa.
Eveline;* Poniedziałek, 18 Sierpnia, 2008, 12:42
Ach Matix nie ma si� do czego przyczepi�.
Mi si� dzisiaj nie nudzi, wi�c nie b�d� szuja� b��d�w:P
Mam ma�o czasu, wi�c si� streszczam:
twoje notki �a �wiente.
Draco, jak �ywy, a do tego te opisy, dialogi. Nie m�wi�c ju� o akcji. Masz �wie�e pomys�y, jak jab�ka z mojego ogr�dka
Super.
Nawiasem m�wi�c to mi r�wnie� zrobi�a� smaczka. Skrzety s� zab�jcz <mo�e nawet dos�ownie...>
Id� po co� do lod�wki <mo�e po jab�ka?>
Nie wiesz, kochana Marto, jak mi�o jest pisa� komentarz na temat Twoich notek. Wiesz, o co mi chodzi? Chodzi mi o to, �e s� naprawd� rewelacyjne. Nieraz my�l� sobie przed pisaniem nowej notki tak „pami�taj, postaraj si� napisa� notk�1) cho�by w jednej pi�tej tak dobrze jak Marta”. I, rzecz jasna, nigdy mi si� to nie udaje...
Masz �wietny styl pisania. Piszesz jak (bez urazy za to okre�lenie :P) stara
i wyrobiona pisarka bestseller�w. Uwa�a�am tak, uwa�am tak i jestem pewna, iz uwa�a� tak zawsze b�d�. Ojej, ale do rzeczy:
notka, jka zwykle, wspania�a. Wiem, �e prawdopodobnie moje komentarze Ci� ju� nudz�, bo zawsze s� pozytywne. Ale, moim zdaniem, nie mog� nic wi�cej napisa�, bo nie mam o czym- w Twoich notkach zawsze jest humor, ciekawa i wci�gaj�ca akcja, niekryte emocje i pi�kne, dok�adne opisy. Pokazujesz Dracona od z jego r�nych stron charakteru, a Twoje notki zawsze s� perfekcyjnie napisane. I za to masz u mnie ogromnego na dwie�cie st�p Wybitnego!
Chc� Ci powiedzie� jedno: jestem tak zachwycona notk�, �e nie umiem tego wyrazi�. I nie s� to puste i fa�szywe pochwa�y, ale szczere, serdeczne i prosto z serca gor�ce uznanie. I podzi�kowanie za Twoje notki.
buziaki- Parvati
PS. Najmocniej przepraszam za tak p�ny komentarz. Niestety, nie mia�am Internetu.
Mam nadziej�, �e si� nie obrazi�a�...
Ann-Britt/ZKP Niedziela, 24 Sierpnia, 2008, 09:36
"...Pansy zajmowa�a si� moczeniem sma�onych owoc�w i galaretek w r�nych czekoladach („Jab�ka w mlecznej, banany w pomara�czowej, cytrusy w deserowej, galaretki w gorzkiej!”) a Wilma tworzy�a okr�g�e ramki na powierzchni� tort�w z masy bananowej, z��czonej g�st� bez� i roztart� na miazg� z mleczkiem waniliowym cha�w�..."
Za takie opisy mo�na by Ci� skaza� na do�ywocie! Ja poprostu nie mog� tego czyta�, bo od razu to wszystko staje mi przed oczami. Notka bardzo dobra i wci�gaj�ca. No i brawa za oryginalny szlaban. Tylko w�tpi�, czy prawdziwy Draco zgodzi�by si� pom�c komu� innemu przy jego pracy karnej. Moim zdaniem by�by ponad to. Ale niech ju� b�dzie.
Ja r�wnie� przepraszam za p�ny komentarz, ale wyjecha�am.
Pozdrowienia!;*