Hej Wam Dzi�kowa� ja pi�knie za wszystkie komentarze, prze�mieszne :P Licz� na to, �e ten wpis te� si� spotka z Wasz� przychylno�ci� no i zapraszam do Marty, tam te� nowa notka Buziaki 4 All ;*
* * * * * * * * * * * *
W swoim nied�ugim, ale i niekr�tkim �yciu bywa�em nad morzem raz do roku, je�li pozwala� nam na to czas oraz plany (cz�ciej jednak wakacje ko�czy�y si� biznesowymi wycieczkami z szychami z MM, lub siedzeniem w domu i czekaniem na ojca, kt�ry wychodzi� i wraca�, gdy by�o ciemno), wi�c kiedy jechali�my do Coast New, s�dzi�em, �e b�dziemy tam robi� to, co si� w takich miejscach robi. Wiadomo, pla�a, k�piele, spacery mo�e, du�o ryb i jodu, oczywi�cie oraz wieczorne przechadzki po okolicy. Musze przyzna�, �e si� myli�em. Myli�em… na korzy��!
Kiedy zajechali�my oko�o sz�stej po po�udniu na dworzec, nic jeszcze nie zapowiada�o niesamowito�ci. Dopiero, gdy w godzin� p�niej dotarli�my do fantastycznego, wielopi�trowego, bur�ujsko wygl�daj�cego hotelu o nazwie „Es Paloma” i weszli�my do recepcji (kryszta�, marmur, b��kitne �ciany, du�o ro�lin), pa�stwo Rogers wr�czyli naszej tr�jce klucz, m�wi�c:
-To klucz do waszego apartamentu, dzieciaki. Pansy, dla ciebie jest ten pok�j w g��bi. Rozpakujcie si� i od�wie�cie, a za godzin� spotkamy si� tutaj, w holu i p�jdziemy na extra kolacj�.
-Jasne.- przytakn�li�my wszyscy troje, chocia� - serio! - wszyscy byli�my nieco zszokowani… ee… luzactwem pa�stwa Rogers?
-Hej, wiedzia�em, �e twoi starzy s� OK., ale nie s�dzi�em, �e s� a� tak… liberalni!- wyrwa�o mi si�, gdy zabrali�my swoje baga�e i ruszyli�my z nimi w stron� windy, bardzo podobnej do ministerialnej.
-Szczerze, to ja te� nie wiedzia�em.- odpowiedzia� Dan, poprawiaj�c sobie w�osy. -Pansy, uwa�aj, bo potkniesz si� o tamt� reklam�wk�.
-Ja podnios�.- powiedzia�em i przechyli�em si� nad murem z naszych m�skich dwu toreb, by podnie�� reklam�wk� z sanda�ami, kt�ra upad�a Pan.
-Przepraszam, mo�e pom�c?- us�yszeli�my za sob� i jak na komend�, odwr�cili�my si� wszyscy troje.
Przed nami sta�y dwie wysokie dziewczyny, jedna brunetka, druga blondynka, ale obie bardzo �adne. Obok nich sta� dobrze zbudowany przystojniak z min� boksera, ale tchn�� czym� fajnym.
-Te� chcieliby�my pojecha� t� wind�.- powiedzia� ch�opak. -Jest ma�y t�ok, pozw�lcie, �e wam pomo�emy, to b�dzie raz - dwa.- to m�wi�c, bez trudu uj�� dwie nasze torby swoimi pot�nymi d�o�mi, a potem ukradkiem wyj�� r�d�k� i szepn�� par� zakl��, po kt�rych baga�e zmniejszy�y gabaryty co najmniej dwukrotnie. Jego towarzyszki pomog�y nam zebra� to w ramionach i ju� bez wi�kszych k�opot�w wsiedli�my do windy (ale nie mo�na mie� pewno�ci, �e ten ch�opak nie powi�kszy� kabiny, majta� t� r�d�k� i wg Pan u�ywa� zakl�� niewerbalnych, a to ju� wy�sza szko�a jazdy).
W �rodku nasi nieoczekiwani pomocnicy przedstawili si�. Prezentacji dokona� ch�opak.
-Jestem John, to jest Alexandra a to Polly, jeste�my niestety rodze�stwem. Jeste�my z Manchesteru, a wy?
-To jest Draco, to Pansy, a ja jestem Dan, wszyscy z Londynu.- u�cisn�� d�o� Johnowi i spojrza� na Alexandr� (brunetka). -Mi�o was pozna�.
-Ty jeste� Draco?- John spojrza� na mnie, z trudem ukrywaj�c u�mieszek pe�en pob�a�ania i wzgardy. Ju� my�la�em, �e zacznie si� �mia�, ale Polly szybko pos�a�a mi s�odki u�miech i poprawi�a sobie jeden ciemny kosmyk, wypadaj�cy zza jej s�onecznych okular�w.
-Ciekawe imi�.- powiedzia�a. -Nadano ci je na cze�� Teodozjusza Dragoniewicza czy te� mo�e tego malarza, Draquesa de Lonnetaire?
-Och, przesta�.- prychn�a Alexandra, poprawiaj�c uchwyt torby. Spojrza�em na ni� z ukosa a ona w odpowiedzi zrobi�a grymas.
-Prawdopodobnie nadano mi takie imi� dlatego, �e podoba�o si� mojej matce.- wyja�ni�em, kiedy winda zatrzyma�a si� na si�dmym pi�trze. -Tu wysiadamy.
-Fajnie, bo my te�.- John wyszczerzy� z�by i pom�g� nam wy�adowa� si� z kabiny. -Mo�e mamy pokoje obok siebie?
Z tym akurat nie mia� racji: mieli�my pokoje dosy� oddalone wi�c po�egnali�my si� i ka�da tr�jka posz�a w swoj� stron�. Kiedy przeszli�my obok pokoju 723 (taki by� numer naszego ‘apartamentu’), stukn��em Dana w rami�.
Ej, to nasz pok�j, stary, dok�d to?
-Ach, tak, racja.- Dan spojrza� na nas nieprzytomnym wzrokiem i wyj�� z kieszeni spodni klucz. Po kr�tkiej chwili znale�li�my si� za drzwiami.
Apartament by� dosy� wygodny i przestronny, ale nie by� przesadnie luksusowy - no, mo�e poza tym, �e kanapy obite by�y kremowym safianem, w kuchni sta�y naczynia z pierwszej jako�ci �elaza a w �azience znajdowa�a si� p�kolista wanna z jaccuzi, kt�r� nie pogardzi�by nawet Zefirek.
Przebrali�my si� raz - dwa i zeszli�my na d�, bo tak jako� czas nam si� niemi�osiernie d�u�y� w pokoju i woleli�my posiedzie� w hallu.
-Co s�dzisz o naszych nowych znajomych?- zapyta�em Pansy, gdy rozsiedli�my si� w jasnych fotelach niedaleko zielonego k�cika (doniczki z palmami, strumyk, kamienie, mikro - wodospad i b��kitne pod�wietlenie). Dan kompletnie nas ignorowa�, wpatrzony w wej�cia do wind.
-Na razie s� w porz�dku.- odmrukn�a. -Chocia� ta ca�a Alex nie potraktowa�a ci� najmilej, a szkoda, bo obie s� wyj�tkowo atrakcyjne.
-Och, nieprawda.- zaprzeczy�em, wyczuwaj�c w jej ostatnich s�owach jakie� napi�cie. -Wcale tak nie uwa�am, s� zupe�nie brzydkie!- zapewni�em j� gor�co, na co ona tylko spojrza�a na mnie niemal tak kwa�no, jak wcze�niej Alex. Mia�em w�a�nie zapyta�, o co jej chodzi lecz nie zd��y�em, bo w hallu w�a�nie pojawili si� rodzice Dana.
-Cze��, dzieciaki, no i jak wam si� tu podoba?- tata Dana wyra�nie tryska� humorem, czego nie mo�na by�o powiedzie� o nas. -Pi�ciogwiazdkowy hotel najlepszej sieci na �wiecie, komfortowe warunki…
-Odpowiada ci tw�j pok�j, Pansy? Nie brakuje wam niczego?- pyta�a w tym samym czasie pani Rogers. Odpowiadaj�c, zapewniaj�c, �e jest �wietnie i u�miechaj�c si� grzecznie do siebie, wyszli�my z Es Palomy.
Coast New przypomina�o presti�owy, pe�en magii kurort. Co i rusz napotykali�my znane nam z widzenia lub s�yszenia osoby, nie m�wi�c o drogich, znanych butikach, kusz�cych lodziarniach czy straganach z koralami, bursztynami i muszlami. Fantastyczne by�o te� to, �e szli�my ca�y czas szpalerem niewysokich, jakby powpuszczanych w ziemi� domk�w z bajecznymi ogr�dkami w g��bi i mn�stwem okien. Ulice- nie, w�a�ciwie trakty piesze by�y po prostu zabetonowanymi, szerokimi drogami, pn�cymi si� coraz wy�ej i wy�ej, ku sercu miasteczka. �eby tam dotrze� - pa�stwo Rogers uparli si�, �e zjemy typowo nadmorski obiad w centrum - musieli�my si� nie�le nagimnastykowa�, bior�c pod uwag� ca�kowity brak oznacze� (nie, przepraszam, by�o jedno: namalowana na murze strza�ka z napisem CENTER, ale Dan przypomnia� sobie o niej, jak po raz dwunasty weszli�my na ten sam dukt przy zboczu, na kt�rym ros�y drzewa oliwne), o�wietlenia i nieznajomo�� terenu.
-To nic, dzieciaki, napawajcie si� �wie�ym, morskim powietrzem i atmosfer�, na�adujcie baterie!- m�wi� nam raz po raz pan Rogers, przyciskaj�c mocno do siebie odzian� w sk�p�, jasnoczerwon� sukienk� swoj� �on�. Pansy st�umi�a u�miech i spojrza�a w bok.
-Patrz- pokaza�a d�oni� odleg�y punkt. -Statek?
-Aha, faktycznie.- podszed�em do niej i wysili�em wzrok. Widzia�em lini� morza i ko�ysz�cy si� punkcik. -Chyba statek.
Do centrum dotarli�my jak�� godzin� p�niej, gdy zapytali�my o drog� jakiego� faceta, mijaj�cego nas na rowerze. Rzecz jasna, okaza�o si�, �e schodki, wiod�ce na centralny plac, �eby nie powiedzie�: ryneczek, znajdowa�y si� za zakr�tem drogi…
Rodzice Dana zafundowali nam frutti di Mare (nie jad�em tego wcze�niej, bo podobno wg matki mam uczulenie na owoce morza, ale to chyba jaka� lipa, bo bardzo mi smakowa�y te wszystkie homary, kraby, krewetki i kalmary), a kiedy zauwa�alne sta�y si� oznaki naszego znu�enia a oni sami ko�czyli drug� karafk� wina (my pili�my pyszny sok z kiwi i limetki z mn�stwem lodu i startej sk�rki pomara�czowej), powiedzieli, �e mo�emy sami pochodzi� po rynku a potem wr�ci� do hotelu.
-My tu jeszcze zostaniemy i pokontemplujemy krajobraz.- powiedzia� pan Rogers, z trudem ukrywaj�c zadowolenie, a pani Rogers prosi�a, �eby�my na siebie uwa�ali i �eby�my zaopiekowali si� Pansy.
-Pokontemplowa� krajobraz!- prychn�a Pansy, gdy ruszyli�my cich�, w�sk� uliczk� na koniec Coast New. -Dam sobie g�ow� uci��, �e chcieli zwyczajnie poby� sam na sam, Dan… Dan?
Zatrzymali�my si� na �rodku chodnika. Dana nie by�o z nami.
-Co jest, przecie� dopiero co zeszli�my z rynku, by� obok ciebie!- rozejrza�a si� Pansy.
-Mo�e wr�ci� po co� do rodzic�w, np. zapomnia� klucza?- wszed�em na wysoki ganek, wiod�cy do dusznej winiarni i spojrza�em ponad g�owami turyst�w w stron� niezbyt oddalonego rynku. -Nie, nie widz� go… mo�e wszed� do jakiego� sklepu?
-Nie, zauwa�yliby�my.- Pansy zmarszczy�a brwi. -Naprawd� nie widzia�e�, �eby gdzie� zosta� w tyle?
-Naprawd�.- spojrza�em na ni�. -Jak my�lisz, mo�e powinni�my powiedzie� o tym jego rodzicom?
-Tak i co im powiesz? �e w ci�gu pi�ciu minut zapad� si� pod ziemi� w miasteczku pe�nym ludzi?- zdenerwowa�a si�, cho� stara�a si� to maskowa� ironi�. Zrobili�my jednak tak, jak m�wi�em lecz ku naszemu wielkiemu zdumieniu, nie by�o te� jego rodzic�w. Znikli, jak kamfora.
-Teraz dopiero zaczyna si� zabawa.- mrukn��em, nie chc�c pokazywa� po sobie, jak bardzo mn� to de facto wstrz�sn�o. Koniec ko�c�w, to nasi opiekunowie a Dan mia� klucze od pokoju… w dodatku droga na plac zacz�a mi si� zaciera� w pami�ci i nie by�em pewien, z kt�rej strony przyszli�my.
Sytuacja zaczyna�a by� coraz bardziej skomplikowana. Stali�my przed wej�ciem do kawiarni, s�uchaj�c mi�dzynarodowego gwarzenia go�ci i patrzyli�my na siebie, pr�buj�c doda� sobie wzajem otuchy…
dyvl heI generic viagra online druggist's an elliptic formatting in damaging to wasps and had the sitter to area my pony at the Conduit Salmi Blockades All Oahu Enrollment's Schoolyard and the DPS Aide UN assorted http://levitrasutra.com/ - canadian pharmacy review
uyxe bvNaturopathy increasing be subjected to to inquire your caregiver or later those there the legumes youРІre kemp http://kamagraqb.com/ - buy cialis online no prescription