Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Pamiętnikiem opiekuje się Doo!

[ Powrót ]

Środa, 23 Lipca, 2008, 18:52

18. Egzamin, cios w serce i pocieszająca myszka

Na pewno pamiętacie, ci z Was, którzy czytali "Władcę Pierścieni. Wyprawę", że Bilbo, gdy wyprawiał swoje sto jedenaste urodziny, zamiast otrzymywać prezenty, dawał każdemu zaproszonemu upominek z tej okazji. Ja też tak zrobię, i z okazji moich imieninek(są jutro, ale dodaję dziś, bo wyjeżdżam jutro) dodam notkę. A więc-miłego czytania.


Nadszedł nareszcie marzec, śnieg trochę opadł, za to znów rozpadał się deszcz. W zamku było nadal zimno, ale trochę mniej.
Na początku miesiąca Gryfoni rozegrali mecz z Krukonami. Oczywiście, James złapał znicza, to było do przewidzenia. Mamy w tym roku ponoć wielkie szanse na Puchar Quiddicha!
-Ale odkąd w naszej drużynie jest Rogacz, to zawsze zdobywamy Puchar!- mruknął Peter, gdy wracałam z nimi, a James podniecał się swą optymistyczną aurą, którą roztacza nad drużyną.
-No jasne!- wyszczerzył się Syriusz, zmiatając jakiś paproch z rączki swej miotły- Ale ja zawsze byłem przekonany, że to nie twoja wyimaginowana aura, tylko raczej hmm… Twoja… twarz, jeśli można tak nazwać tą bezkształtną masę… Odstrasza swym wyglądem wroga…
James obraził się ciężko na Łapę za to ostentacyjne podważenie jego urody i nie odzywał się do niego całą godzinę.
Tym czasem nadeszły ferie wielkanocne, wcześniej, niż zazwyczaj, bo na początku marca. Wszyscy uczniowie udali się do domów, a ci, którzy nie mogli, pozostali w Hogwarcie.
Ja jechałam do domu z dziwacznym nastrojem. Dopadł mnie niewyobrażalna tęsknota za Jamesem. Nie potrafiłam myśleć o czymkolwiek i kimkolwiek innym. Czarnowłosy okularnik gościł w moich myślach częściej, niż ktokolwiek inny.
Miło było powitać po raz kolejny przytulny dom. Westchnęłam błogo, gdy tylko przekroczyłam próg dworku Lupinów z tatą i Remusem.
-Tato?- zagadnął mój brat.
-Słucham cię, synu.
-Czemu mamy nie było z tobą na peronie?
-Miała ważne sprawy…- rzekł wymijająco.
Poszliśmy wszyscy razem do kuchni, ale przed drzwiami tata zagrodził nam wejście.
-Poczekajcie tu, zaraz was zawołamy…- zrobił tajemniczą minę, po czym wśliznął się do kuchni. Wymieniliśmy z Remusem zaskoczone spojrzenia.
-Dzieci! Chodźcie!- zawołał po chwili. Otworzyłam drzwi pomieszczenia.
-Wszystkiego najlepszego!!!
Gdy tylko przekroczyliśmy próg pomieszczenia, obsypały nas góry czarnego konfetti, a za stołem stali rodzice, uśmiechając się do nas. Na stole spoczywał tort
-Zupełnie zapomniałam!- krzyknęłam, łapiąc się za głowę.- Przecież dziś mamy urodziny!
-Ja pamiętałem.- mruknął Remus za moimi plecami.
-To czemu nic mi nie mówiłeś?!
-Postanowiłem złożyć ci życzenia, gdy dostaniemy tort. A, Syriusz przesyła życzenia urodzinowe. Powiedział: „Uśmiechaj się częściej, kotku.”
-Acha.- skomentowałam krótko.- A James?
-On?- Remus zmarszczył czoło- On… Nic nie mówił… Chyba nawet nie pamięta o twoich urodzinach.
-On się chyba urwał z choinki!- zaśmiałam się- Przecież jesteśmy bliźniakami! Black chyba składał ci życzenia dla mnie przy nim?
-Nie, James wyskoczył wtedy do toalety… Ale mniejsza…
-Czy możecie już zdmuchiwać te świeczki?
Zapomnieliśmy o rodzicach, którzy stali za stołem i czekali na nas z wytrzeszczonymi gałami.
-Trzy cztery…- powiedzieliśmy naraz, zerkając na siebie i uśmiechając się porozumiewawczo, po czym wzięliśmy porządny wdech i zdmuchnęliśmy po piętnaście świeczek, każdy na swojej części tortu.
Ciasto okazało się być naprawdę przepyszne, a ja i Remus czuliśmy się tak dobrze, siedząc obok siebie! Nawet to, gdy rodzice (oczywiście bardzo skrępowanymi głosami) oświadczyli, że nie mieli pieniędzy na prezenty, nie popsuło mi humoru. Co tam jakieś materialne rzeczy, skoro obok ciebie siedzi ukochany brat, z którym przeżywasz swe pierwsze urodziny…

***

Pisałam właśnie list do Lily, gdy do mojego pokoju wpadł Remus z listem.
-Wiesz, co mi napisał Łapa?
Pokręcił głową, zdusił w sobie chichot.
-No, co ci napisał najbardziej niekonwencjonalny z was?- mruknęłam znudzonym tonem.
-Że dostał ostatnio kartkę wielkanocną od Rogacza, a w niej James napisał mu, że palnął straszną gafę… Otóż nie złożył ci życzeń. Skapnął się dopiero, gdy wysyłał mu kartkę. Do Jamesa musiało dotrzeć, że urodziliśmy się jednego dnia, więc logiczne jest, że mamy urodziny jednego dnia… On to ma mózg przewrócony na lewą stronę!
-Tak, James to artysta!- powiedziałam z wyniosłą ironią, po czym dodałam niby od niechcenia- A kiedy on ma urodziny?
-Jest od nas młodszy o siedemnaście dni…
-No popatrz!- uniosłam brwi- Jest między wami taka mała różnica wieku, a jednak jaka dysproporcja umysłowa! Co najmniej kilkunastoletnia…
Remus zaśmiał się.
-Bez przesady… Pozory mylą… Syriusz jest najstarszy…
-…ale, czasem, jakby był najmłodszy!- weszłam mu zgrabnie w słowo i zaczęliśmy się śmiać z wygłupów Rogacza i Syriusza.

***

Kiedy ferie już dobiegły końca, wszyscy uczniowie, napchani czekoladowymi jajkami i smakołykami, wypoczęci i zrelaksowani, powrócili na peron 9 i ¾.
-LUNIACZEK!!!
Remusa powaliło dwoje uczniów, czyli Peter i Black.
-Gdzie zgubiliście czwartą odnogę?- zapytałam ironicznie
-A, tam idzie…- Glizduś machnął ręką gdzieś na prawo.
W naszą stronę zmierzał James. Niósł jakiś bukiet czegoś, co wyglądało jak różowe niezapominajki. Nawet ładne. Klęknął przede mną i uniósł wysoko bukiet, jakby mi się oświadczał. Miał taką niewinną minkę-jak nigdy! Był poważny.
-Mary Ann.- powiedział niskim, męskim głosem. Peter dostał konwulsji ze śmiechu, Remus ukrył twarz w dłoniach. Blacka nie widziałam, był poza zasięgiem mego wzroku.- Przepraszam cię najmocniej za to, co ci wyrządziłem. Nie powinienem zapominać o twych urodzinach, ale wiesz, gdzie ja mam rozum, a jak cię widzę, to już go kompletnie tracę… Taki ze mnie palant! Ten bukiet to rekompensata za niezłożone życzenia…
Kątem oka zobaczyłam zmierzającego w naszą stronę Seva. Przystanął i dostał ZTK, czyli „Zespołu Twarzy Karpia”. Wyglądał idiotycznie z opuszczoną szczeną.
-Czy te kwiatki są… bezpieczne?- zapytałam Jamesa, a wszyscy Huncwoci parsknęli głośno śmiechem, a nawet James się uśmiechnął troszeczkę.
-Tak bezpieczne, jak ja!- szepnął.
-No, to trzeba zamawiać trumnę.- mruknęłam, ale wzięłam ostrożnie kwiatki do ręki. Nic mi nie zrobiły, co uznałam za dobry prognostyk.
James wstał z kolan i uśmiechnął się do mnie porozumiewawczo. Pożegnałam się z rodzicami i podeszłam do Severusa.
-Ale…- wykrztusił- On ci się nie oświadczał?
-Nie!- zaśmiałam się- No co ty!
-Bo mi niezdrowo…
Złapał się za brzuch, po czym wskoczyliśmy do pociągu, by wyruszyć z powrotem do Hogwartu, uprzednio znajdując Lily, gdzieś na korytarzu.
W szkole nie zmieniło się nic po marcowych feriach wielkanocnych. Nauki było tyle, że tylko chyba Huncwoci traktowali to wszystko z dystansem i wciąż wszystko ich bawiło.
Oczywiście ja w tym ciężkim dla mnie okresie niezbyt miałam czas na jakiekolwiek rozmowy czy żarty. Zbliżał się bowiem mój egzamin. Wieczór przed nim było mi tak niedobrze, że siedziałam w gotowości nad sedesem chyba z godzinę. Ale nie zwymiotowałam. Za to zmuszona byłam wrócić na dół, do Salonu, gdzie Lily już przygotowywałam dla mnie powtórzeniowe ćwiczenia.
-Naprawdę sobie radzisz!- ucieszyła się, gdy zaczarowałam ostatni guzik w zielony spinacz do papieru.
-Taa…- mruknęłam- Wcale nie czuję się komfortowo…
-Ależ… Nawet nie dostaniesz oceny! To taki sprawdzian poziomu tej wiedzy, której nie mogłaś się aż tak dobrze nauczyć! Będą wyrozumiali! Chcą tylko wiedzieć, jak sobie radzisz!
-Beznadziejnie sobie radzę!
-Nie prawda! Jesteś Lupin, czy Goyle? Nie nastawiaj się tak, bo ci się rzeczywiście nic nie uda! A teraz idziemy spać-jutro masz być wyspana!
Kolejnego dnia myślałam, że dół mojego brzucha to jeden, wielki wrzód, tak mnie to wszystko bolało ze stresu. Alicja życzyła mi powodzenia i przytuliła mnie, by dodać otuchy. Ona jest naprawdę taka miła!
Jak tylko przekroczyłyśmy próg dormitorium i zeszłyśmy ze schodów (czułam, że mam zieloną twarz), podbiegli do mnie Huncwoci.
-Oddychaj!- przeraził się Syriusz
-Egzaminy wcale nie są takie złe!- pocieszał mnie brat- Trzeba się po prostu skupić!
-Ale kiedyś ktoś nie zdał, no nie?- spytał James beztrosko
-James!- krzyknęła reszta Huncwotów, a Peter dodał:
-Nie zniechęcaj się, gdy coś ci nie wyjdzie! Musisz zachować spokój i nie tracić głowy!
-A jak zobaczysz biały tunel, to nie idź w stronę światła!- mruknął Łapa, a potem dodał- I nabierz trochę kolorów, kotku, bo nawet Krwawy Baron wygląda na bardziej żywego przy tobie! Zresztą, egzaminy to bułka z masłem, ja się nigdy nie uczę, a zawsze mam najwyższe oceny! A patrz, jaki ze mnie idiota!
Uśmiechnęłam się do nich.
-Chodźmy już.- burknęła Lily, po czym ruszyłyśmy do gabinetu McGonagall.
-No, właź!- ruda popchnęła mnie lekko, gdy już stanęłyśmy pod drzwiami zagłady, za którymi czekali żądni krwi egzaminatorzy.
Już nie zielona, ale wręcz szara, weszłam do gabinetu…

***

-No! Opowiadaj!
-Uff…
Po czterdziestu pięciu minutach nareszcie wyszłam z gabinetu.
-I co?
-Nic. Było OK. Pomyliłam się w dwóch zaklęciach, ale komisja była życzliwa.
-Kto w niej był?
-McGonagall, Slughorn, Flitwick, Sprout i Flint.
-No!- ucieszyła się Lily.- Sami normalni nauczyciele. Flint tylko czasem ma zły humor…
-Ale obrona przed czarną magią poszła mi nieźle, więc się cieszył.
-Dali ci jakąś ocenę?
-Nie, ale byli zadowoleni… O, idą Huncwoci!
-No, to pa!- mruknęła Lily i czym prędzej się zmyła. Ja natomiast przybrałam załamany wyraz twarzy, bo chciałam ich nabrać, że nie zdałam.
-I co?- spytał z napięciem Rogaś
Ukryłam twarz w dłoniach i popłakałam się na zawołanie, co w ostatnich czasach przychodziło mi jak po maśle.
-Nie zdałaś?!- wrzasnął ze strachem Remus, ale ja nie odpowiedziałam.
-Czekaj no!- warknął Łapa- Pogadam z nimi! To nie fair! Gdzie oni są?!
-Zaraz, idę z tobą!- zawołał Rogacz- Nie będą tak tobą pomiatać! Co ci powiedzieli?
Próbowali wydusić ze mnie informacje przez całe pięć minut, ale stwierdziłam, że nie mogę dłużej ukrywać prawdy, bo Syriusz wpadł z awanturą do gabinetu McGonagall.
-Powiedzieli mi…- wychlipałam- Że… muszę męczyć się z wami przez całe trzy lata!
Zanim do trzech Huncwotów dotarły te słowa w pełni, Syriusz wypadł z gabinetu, rzucił mi zezłoszczone spojrzenie i odszedł.
Huncwoci natomiast zaczęli się śmiać, ale byli też zaskoczeni, że udało mi się ich nabrać.
-Jesteś niezłą aktorką!- zarechotał James- Biedny Łapa!
-Wpadł do tego gabinetu w pełnym poświęceniu!- krztusił się ze śmiechu Peter.- Pewnie otrzymał szlaban za nieodpowiednie zachowanie! Już widzę, jak pruje się na nauczycieli!
-Ale jutro już jest, niestety, poniedziałek!- mruknął James, wracając do zwykłych tematów rozmów- Mam nadzieję, że odrobiliście esej na eliksiry, bo nie mam zamiaru sterczeć przy was i czekać, aż go napiszecie.
Peter złapał się za głowę
-Nie odrobiłem eliksirów! Dzięki za przypomnienie!
-Mogę ci pomóc, ja już swój zrobiłem.- zaproponował Remus.- A ty, James, co będziesz robił?
-Hmm, na pewno nie będę z wami, nie lubię odrabiać lekcji z Remusem, to frustrujące. Zresztą, już to napisałem.
-A ty, Meg?- spytał Peter- Pewnie spędzisz resztę niedzieli z Lily, prawda?
-Nie wiem.- mruknęłam- Chciałam się przejść, a ona na pewno coś odrabia…
-No, to mam zajęcie!- ucieszył się James- Przejdę się z tobą!
-No dobra.- mruknęłam obojętnie, ale w duchu ucieszyłam się, jak nie wiem co.
-W takim razie, pa pa!- rzekł Lunatyk i chwycił Petera za ramię, po czym oboje się oddalili.
-Wiesz.- uśmiechnął się James- Mam pelerynę-niewidkę, możemy pod nią wejść. To niezła zabawa, dokuczanie wszystkim napotkanym po drodze Ślizgonom!
Parsknęłam śmiechem, a James wyciągnął z torby płaszcz, po czym narzucił go na mnie i na siebie.
Po drodze do lasu każdy Ślizgon dostał od Rogacza Confundusem, prosto w twarz. Ja natomiast dodawałam do tego Zaklęcie Galaretowatych Nóżek. Efekt był rozbrajająco śmieszny. Ślizgoni chwiali się, a jak któremu udało się dojść jakoś do drzwi, to obijali się o futryny.
-A, macie, psubraty!- zawołał mężnie Rogaś, gdy już dobrnęliśmy do wyjścia. Na błoniach zdjęliśmy pelerynę i zaczęliśmy się ganiać. Gdy już się zmęczyliśmy, oparliśmy się o drzewa, krztusząc ze śmiechu.
Kiedy już się trochę opanowałam, powiedziałam:
-Zaprowadzę cię do takiego fajnego, ustronnego miejsca! Chodź!
Skierowałam kroki do mojej ulubionej niszy-ruin, a Rogaś szedł za mną.
Z gęstego lasu wyjrzała ku nam zniszczona ściana, a James rzekł:
-Znam to miejsce!
-Tak?- zmartwiłam się. Widocznie to było znane wśród uczniów. Poczułam, jakby ktoś odkrył mój sekret.
-Ale, na szczęście, wie o nim tylko czterech najznamienitszych uczniów, równie znamienita uczennica i Hagrid!- mruknął, jakby czytał w moich myślach.
A potem nagle zawołał:
-O, Łapsko!
Syriusz Black siedział sobie na jednej z okiennic, zapatrzony w przestrzeń, którą aktualnie widział tylko on. Myślałam, że nas nie zauważył, ale on po chwili, leniwie, odwrócił głowę w naszą stronę. Kotek na mojej szyi zamruczał.
-Romantyczny spacerek?- zaśmiał się. Miał jakiś dziwny, nieodgadniony wyraz twarzy.
James podszedł do niego, a ja, chcąc, nie chcąc, zrobiłam to samo, po czym usiadłam na drugiej okiennicy. James zaczął się wygłupiać i wszedł pod pelerynę.
-Uuu!- wychrypiał- Jestem Krwawy Baron i pożeram Ślizgonów, ku uciesze ogółu!
Ja i Łapa parsknęliśmy. Nagle Syriusz wygiął się do tyłu, jakby się przed czymś bronił
-James, nie!- mruknął- Nie mam nastroju do żartów.
-Pożeram Ślizgonów, uaaa!- rozległ się znikąd głos Rogacza.- Pożrę ciebie, Ślizgonie!
-Nie jestem Ślizgonem, dziecko!- warknął Syriusz
-Ale miałeś nim być!- powiedział swoim normalnym tonem James, a w jego głosie można było wyczuć nutkę zawodu.
Syriusz najeżył się, jakby Rogacz ciężko go obraził.
-To nie ma sensu, w okolicy nie ma żadnych obiadków!- narzekał Rogacz- To kogo mam jeść?
-Siebie, może.- warknął Łapa- Ale to grozi zatruciem i śmiercią w konwulsjach.
-Miałeś być Ślizgonem?- spytałam Syriusza, zaskoczona.
-Taa…- mruknął i odwrócił ode mnie głowę. A potem wstał i zaczął krążyć pod ścianą.
-Auu! Patrz, gdzie chodzisz!- warknął po minucie, widocznie wpadł na Jamesa. Chciałam go jakoś pocieszyć, bo mi było go żal.
-Tiara tez zastanawiała się, czy mam trafić do Slytherinu. Tak naprawdę to powinnam być w Ravenclawie, ale poprosiłam Tiarę, żeby mnie umieściła w Gryffindorze. A ty wcale nie pasujesz na Ślizgona, myszko!
Nagle, jakaś niewidzialna siła, prawie całkowicie mnie znokautowała.
-Aaa! James, kretynie!
-Ciebie zjem, uaa! Miałaś być Ślizgonką!- zawołał szalonym, wrzaskliwym głosem Rogaś
-My tu prowadzimy z cukiereczkiem ważne, życiowe rozmowy, dziecko wojny! Nie przeszkadzaj!
Syriusz uśmiechnął się pod nosem, a nacisk na mnie znikł. Zaraz potem wyparował Łapa.
-Czy mógłbyś zdjąć ze mnie ten brudny płaszcz, dziecko wojny?- usłyszałam spokojny, ale zirytowany głos Syriusza.
-Oczywiście, cukiereczku!- zachichotał James, po czym usłyszałam jakąś szarpaninę, a potem dziki wrzask Jamesa. Rogaś wyskoczył, jak oparzony, spod peleryny, a wyglądał, jakby zaatakował go jakiś drapieżnik.
-On mnie ugryzł w ucho!
Syriusz zdjął płaszcz i wskazał oskarżycielsko na Jamesa
-Nie prawda! Sam się ugryzł, a teraz zwala na mnie!
Wybuchnęłam śmiechem.
-Sam się ugryzł? W ucho?
-No, może być i w ucho, nie wiem, w co on tam się gryzie…- zawołał zniecierpliwiony Syriusz i rzucił pelerynę Jamesowi.
Pokręciłam głową z politowaniem.
-Zarobiłeś szlaban?- spytałam w końcu
-Nie, ale McGonagall odjęła mi punkty za zakłócanie spokoju nauczycielom i nieuzasadnione pretensje.
-Przepraszam, że tak cię wpakowałam.
Usta Syriusza wygięły się w uśmiechu.
-Powinienem się domyślić, że sobie żartujesz, w końcu przebywanie z Huncwotami zazwyczaj kończy się właśnie czymś takim. Z kim przestajesz, takim się stajesz!
-No tak. Już niedługo będę nienormalna, jak wy!- zaśmiałam się
Syriusz rozejrzał się po tych słowach.
-Gdzie jest Rogaś?
-Może sobie poszedł.- wzruszyłam ramionami.
-To my też chodźmy, robi się zimno.
Skierowaliśmy powoli swe kroki ku szkole.
-Założę się…-zaczął Syriusz, ale w tej chwili, krok przed nami, rozległ się okropny wrzask, mącący ciszę.
Syriusz i ja dostaliśmy zbiorowego zawału, wpadliśmy na siebie z wrzaskiem, upadliśmy i stoczyliśmy się w plątaninie nóg i odnóży z powrotem do lasu.
Na skarpie pojawił się znikąd Rogaś i dusił się ze śmiechu.
-…że czyha na nas za pierwszym lepszym drzewem…- dokończył znudzonym głosem Syriusz, po czym wstaliśmy.
-Żebyście widzieli wasze miny!- śmiał się James, a ja postanowiłam wsypać mu do pucharu z sokiem piasku przy pierwszej okazji.

***

-Jaki dziś dzień?- spytałam Remusa, gdy siedzieliśmy w dwójkę nad wypracowaniem ze starożytnych runów.
-Ósmy kwietnia…- mruknął mój brat, kończąc się podpisywać.
-Ej, czy to nie James stoi pod schodami do waszego dormitorium i nie macha do ciebie?- zapytałam, a Remus odwrócił się w tamta stronę.
-Czego?- zawołał przez cały salon.
-Chodź szybko!- odkrzyknął James i popędził z powrotem na górę.
-Idziesz ze mną?- spytał
-A mogę?- odparłam pytaniem.
-No jasne!- Remus uśmiechnął się- Tylko uważaj, trzeba będzie się przepruć przez hmm… lekki bałagan…
Weszliśmy zatem na górę. Od razu stwierdziłam, że w naszej sypialni panuje wręcz chorobliwie higieniczny porządek, bo u chłopców trudno się było choć poruszać.
-Witamy w naszych skromnych progach, kotku!- usłyszałam, gdzieś zza sterty ubrań głos Syriusza.
Zauważyłam, że naokoło łóżka mojego brata panuje porządek, ale reszta korzystała z tego, że nie pilnują ich rodzice.
-Czego ode mnie chcieliście?- spytał Remus, a James wyskoczył spod łóżka, niosąc w ręku jakiś podejrzany przyrząd.
-Patrz, to jest ta bomba! Podłożymy ją jutro do kociołka Malfoy’a?
-Ale Malfoy jest w siódmej klasie, a ty, jełopku, w czwartej. Ciekawe, jak to zrobisz, że wejdziesz na jego lekcje?
James ryknął rubasznym śmiechem.
-Od czego ma się łepetynę?
Wszyscy, całą piątką, skupiliśmy się przy trzymanej przez Jamesa bombie.
-Z czego ona jest?- spytałam
-Z różniastych rzeczy… A jak zrobię tak, to…
James pociągnął za jakiś kolorowy sznureczek.
BUUUUUUUUUUUUUUM!!!!!!!!!!!!!!
Bez żadnej władzy nad ciałem, wpadłam na Petera i razem, z całej pary, przygrzaliśmy w ścianę, osuwając się po niej. Remus zgrabnie wylądował na jednym z baldachimów. Syriuszowi tak odwinęło, że przekoziołkował w sekundę przez trzy łóżka, przed czwartym legł na podłodze, w ciężkim szoku termicznym. James nadal utrzymywał się na nogach (jak on to zrobił?!), zataczał się, trzymając za głowę oburącz i jęcząc.
Ja i Peter, drżąc, wstaliśmy z ziemi, Remus wdzięcznie zeskoczył z baldachimu, a Syriusz wstał z podłogi, trzymając się za potylicę i klął siarczyście. James osunął się na kolana.
-Pięknie!- warknął Syriusz!- Ty idioto!- zwrócił się do Petera- To CZARNY kabelek miał być od wybuchu, a nie kolorowy!
James zaczął czegoś szukać na podłodze.
-Gdzie jest mój mózg?- pytał sam siebie
-Nie da się znaleźć czegoś tak małego, skarbie.- mruknęłam do Jamesa, a Remus i Peter parsknęli. Syriusz się nie śmiał-był nieźle wkurzony.
-Zdaje mi się, ze zniknął mi mózg…- mruknął Rogacz, po czym wstał i spojrzał na mnie. Ryknął śmiechem.
-A niech mnie!- nie mógł wydusić z siebie nic więcej, ale chłopcy zerknęli w moją stronę. Peter już po chwili dołączył do Jamesa i oboje zataczali się gdzieś z tyłu. Natomiast oczy Remusa i Syriusza wyglądały jak cztery talerze obiadowe. Byli poważni
-Meggie, to się da naprawić…- zaczął z przerażeniem Remus, a Syriusz gorliwie pokiwał głową. Zmarszczyłam brwi. O co im chodzi?
Podeszłam do jedynego w pokoju lustra, przy łóżku Remusa. Zamarłam. Byłam… łysa. ŁYSA, JAK KOLANO!!!
Nawet się nie popłakałam. Ten widok tak mnie zszokował, że nie mogłam nic powiedzieć, tylko odwróciłam się z powrotem.
Na ten widok Jamesa i Petera po prostu zatkał niekontrolowany śmiech. Kąciki ust Syriusza też zadrgały, ale dzielnie utrzymywał powagę, chyba tylko z lojalności do mnie. Remus w ogóle się nie śmiał.
-Jutro ci odrosną, zobaczysz…- zaczął.
-A jak nie?- spytałam z powagą.- Uch, wy i te wasze pomysły…
Ruszyłam szybko do drzwi, zastanawiając się, jak u licha przejdę do mojego dormitorium, bez zwracania na siebie uwagi.
-Meg, poczekaj!- usłyszałam jeszcze Remusa, ale już zamknęłam drzwi ich sypialni. Zdjęłam szatę i narzuciłam ją na głowę. Szybko, bez wzbudzania sensacji, przemknęłam do dormitorium.
Szybko wskoczyłam do łóżka, bo nie było mowy o odrabianiu lekcji na dole. Nagle, zza ściany, usłyszałam wybuch takiego śmiechu, że aż szyby zadrżały. Lily, na szczęście, nie przychodziła, więc mogłam spokojnie pójść spać, bez zbędnych wyjaśnień, męczyła mnie tylko okropna myśl, że jutro też będę łysa.
***
-Widzisz?- ucieszył się Remus, następnego dnia, gdy zeszłam do Salonu.- Odrosły ci przez noc!
-No!- postanowiłam nigdy już nie narzekać na moje włosy- Z czego się tak wczoraj śmialiście?
-Z Jamesa!- zarechotał mój brat.
-A co on znów odwalił?
-Okazało się, że całą głowę z tyłu ma łysą! To był dopiero widok! Przebił nawet ciebie!
Uśmiechnęłam się na wizję Jamesa z połówką ogolonej głowy.
-No dobra.- mruknął Remus- Widzę, jak Lily na ciebie czeka. Już sobie idę. Dobrze, że wczoraj dokończyliśmy te runy, co nie?
-No!
Podeszłam do Lily i razem udałyśmy się na śniadanie.

***
-NIE POZWÓL, BY POKONAŁ CIĘ ŚLIZGON!!!!- wrzeszczał Rogaś, ale Puchon nie mógł usłyszeć-tłuczek trafił go prosto w brzuch i spadł, biedaczyna, na trawę, zieloną już w połowie kwietnia.
Ślizgoni wygrali z Puchonami, a Huncwoci przez cały dzień wyglądali, jakby ktoś bliski im umarł.
Tymczasem, znów zza chmur wyszedł księżyc w całej swej okazałości, a Remus ponownie zniknął.
Którejś nocy nie mogłam usnąć, więc podeszłam do okna, by przyjrzeć się pogrążonym w ciemności błoniom. Niebo było gwiaździste, a tereny osnute delikatną, srebrzystą mgłą, oświetlaną blaskiem księżyca. Tak to wszystko pięknie wyglądało…
Zarzuciłam na siebie szatę, założyłam szkolne buty z cholewami i wyszłam na palcach z dormitorium, wcześniej jednak wtykając różdżkę do kieszeni szaty, bo wciąż miałam na sobie nocną koszulę.
Zamek zdawał się być przesiąknięty ciszą i blaskiem księżyca. Doszłam bez żadnych kłopotów do drzwi wejściowych.
Była jedna z pierwszych ciepłych nocy tego roku. Rozpoczęłam mój spacer do lasu, choć wiedziałam, że to niebezpieczne, jakoś się tym nie przejęłam. Błonia i okalający je las wyglądały strasznie, oświetlone tym białym światłem. Niebo było czarne, niczym najczarniejsza głębia. A na nim, jak rozsypane na aksamicie diamenty, lśniły wspaniałe, intrygujące gwiazdy. Zimny podmuch nocnego powietrza zmierzwił mi włosy i delikatnie musnął moją twarz.
Między drzewami dostrzegłam migocące światełka. Podbiegłam w tamto miejsce.
Znalazłam się na leśnej polanie, w powietrzu unosił się jakiś bajeczny, świecący kurz, a na skraju polany, naprzeciw mnie, stał najprawdziwszy, młody jelonek.
Nie chciałam go spłoszyć, więc zamarłam w bezruchu. Lecz zwierzątko podeszło do mnie.
-Piękny jesteś…- mruknęłam do jelonka.
Jeleń skulił się i… zamienił w Jamesa Pottera.
-Wiem!- odparł cicho. Zaniemówiłam.
-Jeśli przeczytałaś książkę, którą ci wręczyłem jesienią, to powinnaś zgadnąć, że jestem animagiem, co nie?- wyszczerzył zęby i poszedł na sam środek polany. Usiadł na trawie.
-Chodź, Meggie!- mruknął.
Podeszłam do niego i usiadłam naprzeciwko. Dystans był naprawdę mały, bo siedzieliśmy skrzyżnie i nasze kolana prawie się stykały.
Panowało milczenie, ale wiedzieliśmy, że nie potrzebujemy go łamać. James wpatrywał się we mnie bez przerwy, a ja wpatrywałam się w niego. Był teraz bardzo poważny, jakby spokojny…
-Jesteś animagiem, czy nie?- spytał po kilkunastu minutach umownej ciszy.
-Chyba tak. Ćwiczę zamianę w kota…
Znów zapadło milczenie.
-Rogaś?- spytałam, a James uśmiechnął się
-Co jest teraz z Remusem?
James ociągał się trochę z odpowiedzią.
-Jest w miejscu, gdzie nikomu nie zagraża…- mruknął zagadkowo, a ja wyczułam w jego głosie gorycz.
Zamilkliśmy na dłużej. Położyłam się na mokrej trawie i wpatrzyłam w rozgwieżdżone niebo.
-O czym myślisz?- spytał łagodnie Rogacz
-O gwiazdach…- mruknęłam
-Patrz! Pokażę ci coś ładnego…
Usiadłam znów skrzyżnie. James wyciągnął różdżkę, wykręcił nią młynka i wyczarował owy świecący kurz.
-Łau!- szepnęłam- To wygląda wprost, no nie wiem… A umiesz tak?
Wyciągnęłam swoją różdżkę, machnęłam nią, mrucząc „Aquaserpent!”. Rosa z pobliskich liści zebrała się w jednego, długiego, wodnego węża. Zaczęłam układać wodę w różne wymyślne serpentyny, a James uśmiechnął się z podziwem.
-Ale na pewno nie umiesz tego…
Zamknął na chwilę oczy, szepnął pod nosem „Expecto Patronum!”, a z jego różdżki wystrzelił srebrzysty, widmowy jeleń.
-Jak ty to zrobiłeś?- spytałam z podziwem.
-To bardzo trudna, zaawansowana magia, której nauczył mnie dziadek, zanim nie umarł.- mruknął.- To patronus, strzeże cię przed mrokiem i dementorami.
-Dementorami?
-To najgorsze stwory, jakie istnieją. Wszędzie, gdzie przejdą, człowiek czuje się nieszczęśliwy, bo wysysają dobre wspomnienia i nadzieję. A kiedy złożą swój pocałunek, wysysają duszę i człowiek jest rośliną.
-Co?
-No… Nie umrze, dopóki nie zatrzyma się jego serce, no nie? Ale jest jak zombie…
-To okrutne!- wzdrygnęłam się i obejrzałam, czy nie ma tu jakiegoś dementora.
James zaśmiał się.
-Nic ci nie grozi! Oni strzegą Azkabanu…
-Azkabanu?
-No, więzienia dla czarodziejów.
-Ależ… Przecież oni są okropni! Jak można skazywać, nawet przestępców, na takie męki?
-Bo do Azkabanu idą najokrutniejsi ludzie. Nie jacyś zwykli przestępcy.
Zamyśliłam się. Mam jakieś złe przeczucia, związane z tym miejscem…
-I jest tylko jeden sposób na ich pokonanie?- zapytałam.
Rogacz kiwnął.
-Mogę cię nauczyć. Chcesz?
-Tak.- szepnęłam.
-No więc, musisz pomyśleć o czymś wyjątkowo szczęśliwym, radosnym. Niech to uczucie cię przepełnia, wyobraź sobie, co czułaś, doświadczając go, lub co mogłabyś czuć, gdyby się wydarzyło…
Zamknęłam oczy.
-Niestety, nic sobie nie przypominam…- westchnęłam.
-No to może pomyślisz o swoim marzeniu?
„Ja i James jesteśmy razem”, pomyślałam. Wyobraziłam sobie, co bym czuła w takiej sytuacji.
-A zaklęcie brzmi „Expecto Patronum!”.
-Expecto Patronum!
Cieniutka, żyjąca zaledwie dwie sekundy mgiełka, wydostała się z mojej różdżki. Ogarnęła mnie frustracja.
-No, i tak dobrze, jak na pierwszy raz!- pochwalił mnie Rogacz- Pamiętaj, to bardzo trudne, nie zniechęcaj się!
-Chyba już pójdę.- mruknęłam- Chce mi się spać…
-A po co spać w tym niewygodnym łóżku!- żachnął się James- Nie możesz się tu położyć?
Parsknęłam śmiechem, ale Rogacz już zwinął się w kłębek.
-Kładź się, dziecinko!- rozkazał, a ja położyłam się koło niego i zapadliśmy w sen, leżąc pod gwiaździstym niebem.
***

-Coś taka rozmarzona?- zapytała Lily przy śniadaniu
-A… nic, tak sobie rozmyślam…- uśmiechnęłam się do niej radośnie.
Gdy próbowała ze mnie cokolwiek wyciągnąć, ja milczałam. W końcu poszłyśmy na eliksiry, ale Lily i Sev bacznie mi się przyglądali.
-Może pójdziemy odrobić zielarstwo?- mruknęła do nas Lily, gdy wyszliśmy z ostatniej w tym dniu lekcji.
Tak więc usiedliśmy sobie wygodnie w bibliotece.
-Dusiciel Bluszczowaty występuje w Toskanii, no nie?- zapytała Lily, zaglądając przez ramię Seva do księgi w tym samym momencie, w którym Remus wyjrzał zza półki.
-Mary Ann, chcę z tobą pogadać!- powiedział.
Wstałam od stolika i podeszłam do Remusa. Przytuliliśmy się.
-Jak się czujesz? Pełnia skończyła się w nocy, prawda?- mruknęłam czule. Było mi go tak żal!
-Taa…- szepnął.- Chciałem się z tobą tak widzieć, bo troszkę się stęskniłem.
-Ja też, Luniaczku! Wiedziałeś, że James jest animagiem?
Remus kiwnął, zdziwiony.
-Skąd o tym wiesz?- spytał
-No, bo spotkaliśmy się na polance, w lesie, w nocy. On był jeleniem.
Remus przyjrzał mi się podejrzliwie.
-Na polance, w lesie? W nocy?
-Tak, wyszłam na spacer, a on tam siedział.
Remus parsknął śmiechem.
-Sceneria, jak z jakiegoś romansu! Tylko nie zakochuj się w nim, zgoda?
Przestraszyły mnie jego słowa, ale zaśmiałam się ukrywając to:
-Nie mam zamiaru! A czemu mam się nie zakochiwać?
Mój brat spoważniał.
-Bo on już jest zakochany w kimś innym i byłabyś nieszczęśliwa.
Grunt osunął mi się pod nogami. Cała radość wyparowała.
-W kim?- udałam zdziwioną.
Remus wytrzeszczył oczy
-Jak to, nie wiesz? Oczywiście, w Lily Evans! Kocha się w niej na zabój! Zrobiłby dla niej wszystko, ale ona go nie chce.
-Skąd… skąd to wiesz?- głos mi się załamał, poczułam, że słabnę.
-Mówił mi. Wiesz, Lily podoba mu się od drugiej klasy, ale ostatnio, na początku roku stwierdził, że za nią szaleje, że nie potrafi bez niej żyć, że ją kocha.
Każde słowo Remusa wbijało w moje serce odłamek szkła, szarpiąc je. Zabrakło mi słów. Zabrakło mi łez. Zabrakło mi powietrza…
-Ale…- mój brat przyjrzał mi się podejrzliwie- Nic to dla ciebie nie znaczy, prawda? Bo wyglądasz blado…
-Nie, no oczywiście…- mruknęłam i, nie zdając sobie sprawy z moich odruchów, wyszłam z biblioteki.
Po kilku korytarzach puściłam się pędem, rycząc, rycząc, tak, jak jeszcze nigdy nie ryczałam…
On kocha Lily. Moją przyjaciółkę!...
Dopadłam do sowiarni i osunęłam się na kolana. Wsparłam ręce na kamiennym parapecie i oddawałam się mojej rozpaczy bez reszty. Tonęłam we łzach, szlochając głośno.
Nigdy tak się nie czułam. Nigdy. Chcę się zabić… Wyskoczyć przez okno, czy coś…
Nie mogę w to uwierzyć. James może i mnie kocha, ale jak siostrę, to wszystko.
A Lily go nie chce… Czuję się oszukana, niechciana…
Wybuchnęłam rozdzierającym płaczem.
Nagle ktoś do mnie podbiegł i ukląkł przy mnie.
-Mary Ann, co się stało?- rozpoznałam współczujący głos Syriusza. Kotek zamruczał, gdy Łapa położył dłoń na moim ramieniu.
Nie odpowiedziałam.
-Czy ktoś cię skrzywdził?- zapytał.- Możesz mi powiedzieć, ja nie zdradzam cudzych spraw.
-Nie mogę!- wychlipałam cicho.- To… okrutne… Czuję się taka niepotrzebna!
-Jesteś potrzebna! Twoi rodzice cię potrzebują, Lily cię potrzebuje, Smar… to znaczy Severus także, Remus, on cię wyjątkowo potrzebuje. Ja cię potrzebuję, Peter, James…
Na słowo „James” rozryczałam się jeszcze głośniej. Syriusz próbował mnie przytulić, ale ja lekko go odepchnęłam.
-Nie chcę, byś mnie przytulał.- mruknęłam
-Czemu?- zdziwił się
-Bo ci załzawię i zasmarkam koszulę…
Syriusz parsknął.
-Eee tam! I tak są na niej substancje nieznanego pochodzenia!
Uśmiechnęłam się.
-Patrz, rozśmieszę cię!- ucieszył się Łapa- Zrobię specjalnie dla ciebie zeza rozbieżno-dośrodkowego.
-Jakiego?- zdziwiłam się i spojrzałam na Syriusza.
-Rozbieżno-dośrodkowego. Jednym okiem zrobię rozbieżnego zeza, drugim-zeza do środka. Patrz!
I spojrzał w bok
Roześmiałam się, a Syriusz ze mną.
-No tak.- uśmiechnęłam się- Inteligentne! Tylko ty mogłeś wpaść na coś takiego, myszko!
Ale zaraz posmutniałam znów.
-Pewnie wyglądam teraz jak czerwony pijak.
-Nie prawda! Wyczaruję ci chusteczki i wrócisz do normalności!
Gdy już wytarłam nos i oczy, Syriusz podniósł się i podał mi rękę, bym uczyniła to samo.
-Rozchmurz się!- uśmiechnął się lekko do mnie i zmrużył oczy, jak to on, od dołu.- Wiem, co zrobić, byś choć na trochę zapomniała o problemach! Pójdziemy na błonia, a ja opowiem ci o moim dzieciństwie, domu i rodzinie. Tam dopiero jest jatka! Akurat jest zachód, o tej godzinie nie powinno być tłoczno na zewnątrz! Chodź!
Syriusz i ja udaliśmy się więc na spacer po błoniach, osnutych delikatnym, ciemnozłocistym blaskiem kryjącego się za horyzontem słońca…

Komentarze:


Tośka Czarodziejka
Wtorek, 29 Lipca, 2008, 23:28

Ja też!
Myszka :P
Doo szacunek ;p
notka miodzio...

Zapraszam do pam. Syriusza

 


Katie
Środa, 30 Lipca, 2008, 15:09

miud i orzeszki supcio

« 1 2 

Twój komentarz:
Nick: E-mail lub strona www:  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki