Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Pamiętnikiem opiekuje się Doo!

[ Powrót ]

Sobota, 23 Maja, 2009, 21:12

34. Black mnie wkurza

Notkę dedykuje wokaliście mojego ulubionego zespołu. Dziś ten zespół miał grać w Warszawie koncert, ale odwołali go właśnie z powodu ciężkiej choroby wokalisty. Może być to nawet rak...
Może to i dziwne, że dedykuje mu tą notkę. Ale ja się naprawdę tym przejęłam.


...jakaś dziwna dziewczyna z burzą czarnych, lśniących pukli grubych włosów. W jej urodzie było coś oszałamiającego, ale wzrok miała jakiś przymulony, znudzony i zblazowany, jakby myślała, że ma za sobą cały ten plebs z Hogwartu. Natychmiast do głowy przyszedł mi Black.
-I czego się gapisz, ty gryfońska wywłoko?!- zgrzytnęła piskliwie.
Rozdziawiłam usta z szoku. Jak ktoś może być tak bezczelny i chamski?! O matko, a ja myślałam, że tylko Black jest ewenementem…
Dziewczyna była ze Slytherinu, to jasne. I nie wpadłam na to tylko dlatego, że tak subtelnie się zachowała. Na piersi bowiem przypięty do szaty tkwił herb Ślizgonów. Zresztą, wcale mnie to nie zdziwiło.
-Przepraszam, nie dosłyszałam ostatniego!- warknęłam ironicznie, zaplatając na piersiach ręce.
-Może ci przeczyścić uszka, laleczko?!- zaśmiała się piskliwie, wyciągając z zanadrza czarną różdżkę. Jej koniec wycelowała we mnie. Rany, ale przypał… Totalnie zbiła mnie z tropu, nie wiedziałam, jak mam zareagować. Huncwoci stali za mną, zszokowani zaistniałą sytuacją, aż wreszcie któryś z nich przypomniał sobie, że umie mówić:
-Co ty wyrabiasz, zwariowałaś do reszty?!- to był Rogacz.
-Te, Potter, nie wtrącaj się, bo ci…
-Co ty tu robisz?!- odezwał się głos pełen najwyższej odrazy i nienawiści.
Za nami stał Black, który chyba właśnie wyszedł ze szpitala. Lustrował naszego wroga z obrzydzeniem.
-Ach, witaj, drogi kuzynie!- zawołała sarkastycznie- A ja już myślałam, że się zabiłeś na tym stadionie, albo przynajmniej pokiereszowałeś sobie trwale tą urokliwą buźkę, no cóż… Niestety, jak widzę, myliłam się!
Wybuchnęła okropnym, wariackim śmiechem, jeżącym włosy na karku.
-Powinno się ciebie zamknąć z dala od normalnych ludzi…- pokręcił chłodno głową Syriusz, ignorując zaczepkę.
-Razem z tobą, mój kochany kuzynie!- brzmiała rozbawiona odpowiedź- Ty się z nas wszystkich najbardziej nadajesz na leczenie! Zadając się z parszywymi gnojkami i zdrajcami uwłaczasz…
-Powtórz to!- uciął krótko. Tym razem trafiła w sedno-nieźle go rozwścieczyła.
Dziewczyna znowu wybuchnęła śmiechem, w ogóle nie śmiesznym, ale chyba spostrzegła, że Black nie ręczy za swe czyny, toteż odeszła od nas, zamiatając połami szkolnej peleryny.
Zaległa cisza.
-Kto… co to było?- spytałam zaskoczona.
-Moja kuzynka…- warknął Black. Na szyi wykwitły mu czerwone plamy wściekłości- Bellatriks Black…
A więc to była ta jego nienormalna kuzynka, o której wspominał mi kiedyś, na spacerze… Miał rację, gdyby moja rodzina taka była, to poruszałabym się po szkole z papierową torbą na głowie…
Nie powiedziałam Blackowi, że jego kuzynka jest do niego podobna, to już byłby chwyt poniżej pasa. Może wykorzystam to w jakiejś większej kłótni, kto wie? Na razie jednak postanowiłam się mieć na baczności. Najwyraźniej ta Bellatriks wcale nie jest do nas pozytywnie nastawiona. Kto wie, co jeszcze może w przyszłości wyniknąć z tej niezdrowej nienawiści…

***

Zakończył się styczeń-kolejny miesiąc przybliżył nas do sumów. Niektórzy zaczynali histeryzować (Peter…), inni uczyli się już tak długo, że sumy nie były w stanie ich przestraszyć (Remus…). Ja chyba należałam tak w połowie do obu grup. W końcu od sumów tak wiele zależy! A jak chcę być aurorem, to muszę być najlepsza z wielu przedmiotów. A ja jestem w tej szkole dopiero półtora roku! To naprawdę BARDZO mało, w porównaniu do innych!
W lutym niewiele się zmieniło-mieliśmy tak dużo nauki, że zawalaliśmy noce, śniegu przybyło i był lodowaty brrr!!! W zamku, a szczególnie na lekcjach u Slughorna oddech zmieniał się w parę.
Huncwoci nadal dokazywali (w pierwszym tygodniu wszystkie miotły w składziku pozamieniali w jeżozwierze-ciekawe, dlaczego akurat przed treningiem Ślizgonów…). Remus musiał udać się na kwarantannę na czas pełni, zostawiając skamlącego Glizdka samemu sobie z nauką, James wzdychał coraz częściej ku Lily, robiąc się przy tym poważniejszy i bardziej pyszny, a Black i ja ponownie posprzeczaliśmy się-wytknął mi olewactwo jego osoby i robienie mu na złość. Powinien już się dawno zorientować, że jest najmniej przeze mnie lubianym Huncwotem, a to dlatego, że to właśnie ON pierwszy zaczął do mnie lekceważąco podchodzić. Zresztą, co to za nagły zryw, przecież nigdy mu na mnie zbytnio nie zależało. Czemu tak bardzo przejął się faktem, iż nie zgodziłam się iść z nim na bal. Nie za długo już ciągnie ten temat?! Nie rozumiem, jak działa jego umysł…
Nadeszły walentynki. Najmniej lubiane przeze mnie święto w roku, nigdy go nie obchodziłam. Ale dla takich par, jak Alicja i Frank było idealne.
Alicja Silverwand i Frank Longbottom zaczęli ze sobą oficjalnie chodzić w ferie. Cieszę się ich szczęściem, bo bardzo lubię Alicję. Mam nadzieję, że będą razem bardzo długo.
James jakby posmętniał na czas walentynek.
-Ech!- westchnął Peter, robiąc megakleksa na swym eseju z eliksirów- W zeszłym roku walentynki były w sobotę, a teraz są w niedzielę… Za rok będą w poniedziałek!
-O nie!- jęknął James- Jeżeli nadal będziemy na wróżbiarstwie i będzie ono w poniedziałek… o nie!
-Czemu?- zmarszczyłam brwi.- To źle?
-Wiesz…- James otrząsnął się nieco w letargu w który popadł i zachichotał.- Starsze klasy, mające lekcje z Kasandrą w dzień walentynek, mogą…- potoczył zaćpanym spojrzeniem po obecnych- doświadczyć jej niesamowitej mocy jasnowidzenia…
Uniosłam brew.
-Po prostu.- wytłumaczył Pet, ścierając inteligentnie rękawem atrament z pergaminu- Ona słynie z tego, że jej rytuałem walentynkowym jest przepowiadanie uczniom, jak się dobiorą w pary… Zwykle to się sprawdza.
-Co ty gadasz?!- parsknął James- Z jakiej racji niby? Zgadza się tylko dlatego, że ona przepowiada wspólne życie parom, które już ze sobą są! Cała filozofia!
Peter rozdziawił usta, powalony tą zaskakującą teorią, a tym razem ja spytałam:
-Dobra, zmieńmy temat. Chciałabym się od was dowiedzieć, gdzie znajduje się Remus, gdy jest wilkołakiem?
Popatrzyli po sobie, zmieszani.
-No, nie wiem, czy możemy ci powiedzieć…
-Dlaczego niby?- burknęłam.
-Bo… Remus nam zakazał. Boi się, że będziesz chciała go jakoś odwiedzić…
-Na głowę upadł?!- żachnęłam się- Co za hipoteza…
-Wiesz, jakbyś była animagiem…- zastanowił się James.
-Prawie nim jestem!- zawołałam- Wciąż się uczę, co prawda! Ale już niedługo!
-Nie, dopóki nim nie zostaniesz-nic ci nie powiemy!- stwierdził James z zawziętością. Tupnęłam tylko nogą i obrażona odeszłam od nich, by powściekać się samotnie w kiblu.
Następnego dnia weszłam do Sali na walentynkowe śniadanie w towarzystwie Lily. Pod sklepieniem krążyły już sowy, rozdające pocztę-między innymi walentynkowe kartki i upominki. Przypomniało mi się, jak rok temu dostałam kartki od Remusa, Jamesa i Blacka. Ciekawe, czy w tym roku też mi coś przysłali?...
Niedługo potem otrzymałyśmy to, co niosły nam sowy. Ja dostałam kartkę od Remusa i Jamesa, a Lily od Jamesa i od jakiegoś speszonego anonima (przypuszczam, że mógł to być Severus). Poczułam się bardzo dziwnie, gdy przeczytałam kartki Lily. Obydwie wyznawały uczucie, a moje były tylko przyjacielskie…
W Sali Wejściowej natknęłyśmy się na Seva. Jak zwykle wyglądał, jakby przepraszał, że żyje.
-Idziecie do Hogsmeade?- spytałam, obserwując pary wychodzące na mróz lutego.
-Ja nie, właśnie biegnę pouczyć się na sumy z zaklęć…- mruknęła Lily i popędziła na górę. Zrobiła to dlatego, że z Sali wyszli właśnie Huncwoci w liczbie trzech. Minęli mnie, krzycząc „Cześć!”, ale ostentacyjnie ich zignorowałam-w końcu się na nich boczę, no nie? Nadęte bufony, niech się wypchają ta swą tajemnicą…
Sev to zauważył ściągnął krzaczaste brwi.
-Co jest?
-A nic… Obraziłam się na nich, bo mi czegoś nie chcą powiedzieć…
-A czego?- zdziwił się
-Co byś pomyślał, gdyby twój przyjaciel znikał raz na miesiąc?- wypaliłam, by zmienić temat. Przecież Severus nie wie o przypadłości Remusa, a skoro Remus rozpowiada, że mamy chorą matkę i ktoś ją musi odwiedzać… Ta wersja jest naprawdę asekuracyjnie dobra, lepiej nie zmieniać tego stanu rzeczy…
Severus spojrzał na mnie dziwnie, świdrującym spojrzeniem. Poczułam, że na policzki wstąpiły mi rumieńce. Tylko on tak umie patrzeć…
-Masz na myśli twojego brata, tak? Wiesz, CZYM on jest?- szepnął z odrazą.
Zatkało mnie. Jak… jak to jest możliwe?! Skąd on to wie…
-Bo ja tak…
-Skąd wiesz, że Remus jest wilkołakiem?!- wyszeptałam.
-Pewnie zastanawiasz się, skąd to wiem? Wiesz, właśnie o tym ci mówiłem kiedyś… Jak Black postanowił sobie ze mnie zażartować i kazał mi iść do Bijącej Wierzby… Zobaczyłem tam Lupina, jako wilkołaka. Potter mnie stamtąd natychmiast wyciągnął, więc Lupin nic mi nie zrobił…
-Co?- zmrużyłam oczy i dodałam niewinnie- W pobliżu Wierzby?
Severus natychmiast zorientował się, w co pogrywam. Zaśmiał się i pokręcił głową.
-Ooo, nie! Nie powiem ci tego, to mogłoby być dla ciebie bardzo niebezpieczne. Skoro brat ci nie powiedział, gdzie masz iść, to ja też tego nie zrobię…
I szybko uciekł w obawie przed fochami. Obserwowałam go z rosnącą rezygnacją. Czemu wszyscy oprócz mnie wiedzą, gdzie jest mój własny, rodzony brat?!
Wściekła na cały świat udałam się po formularz do Pokoju Wspólnego, a następnie ustawiłam się w kolejce do Filcha. W Hogsmeade nie miałam zamiaru wiele robić-potrzebowałam się po prostu przejść. Może za rok z kimś spędzę to święto w bardziej romantyczny sposób…
Ruszyłam samotnie wśród szczęśliwych grup ludzi, wpychając ręce głęboko do kieszeni płaszcza. Wszystko mnie irytowało. Czemu nikt mi nie chce nic powiedzieć?! Czy oni naprawdę myślą, że polezę tam od razu jak to ślepe dziecko, by mnie własny brat pogryzł?! No już naprawdę…
Uliczki Hogsmeade przyprawiły mnie o nieco lepszy nastrój. Trudno było martwić się czymkolwiek, gdy mijało się ultrakolorowe wystawy, udekorowane gigantyczną ilością serduszek, ludzi, nawiedzonych amokiem zakupów, gdy do twych uszu dochodził dziki śmiech i gwar zwykłego, wesołego dnia.
Mimo okropnego zimna nikt nie wydawał się marznąć. Spacerowałam sobie po brukowanej ulicy, obserwując wszystko naokoło. Nie martwiłam się sumami, które były obecnie moim głównym zmartwieniem. Przystanęłam przy sklepie z artykułami związanymi z quiddichem i przyglądałam się tęsknie jednej z mioteł wyścigowych. Gdy już mi się znudziły oględziny, ruszyłam z wolna dalej. Nie uczyniłam jednak dwóch kroków, gdy poczułam na nadgarstku mocny uścisk dłoni.
-Hej!...
Obróciłam się. Przede mną stał zaaferowany czymś Black i ściskał mnie za dłoń, dopóki nie posłałam mu miażdżącego spojrzenia. Wyglądał na poruszonego.
-Cześć!- wymamrotał nonszalancko- Musisz mi pomóc…
-Niczego nie muszę!- oświadczyłam sucho.
Brwi Blacka zbiegły się w jedną krechę.
-Słuchaj!- warknął- Co mam ci jeszcze powiedzieć, żebyś przestała na mnie ciągle kręcić nosem?! Odkąd się znamy wciąż ci coś jakoś tak nie pasi…
-Zastanówmy się, czemu…- mruknęłam sarkastycznie.
-To moja wina, że się do mnie uprzedziłaś?!- warknął z furią.
-A czyja, moja?- brzmiała chłodna odpowiedź.
Piorunowaliśmy się spojrzeniem w milczeniu.
-Chciałem po prostu wiedzieć, czy nie widziałaś reszty…- wzruszył ramionami obojętnie, udając, że niewiele go to obchodzi.
-A po co ci oni? Jestem na nich obrażona, nie obchodzą mnie.- założyłam ręce na piersi.
-Dlaczego?- udał znów małozainteresowanego, odrzucając do tyłu czarne kosmyki z czoła.
-Bo nie chcieli mi powiedzieć, gdzie teraz jest Remus. Czy to aż taki sekret? Ale ciebie się nie pytam, lubisz mi robić na złość, więc się nie łudzę…- już się odwracałam, by sobie odejść, gdy Black złapał mnie mocno za nadgarstek. Westchnęłam głośno, obracając się wolno.
-Poczekaj…- mruknął. Widać było, że mu zależy na znalezieniu kumpli, bo miał łagodny, zatroskany wyraz twarzy.
-Czemu ty zawsze musisz mnie łapać za coś?!- zirytowałam się cicho, na co chłopak natychmiast mnie puścił i zamrugał szybko speszonymi oczyma, nieco zaskoczony.
-Jeżeli bardzo chcesz wiedzieć, gdzie jest Remus, mogę ci pokazać…- wzruszył ramionami i uśmiechnął się tajemniczo i mściwie. Oczywista, że chciał mi narobić smaczku, chciał, bym go poprosiła, durny pacan.
-Wiesz, jeżeli czekasz, aż cię poproszę-zapomnij!- prychnęłam.
Black spojrzał na mnie spode łba i zrobił minę urażonego arystokraty.
-Wcale na to nie czekam! Prowadzisz dziwną politykę, dziewczyno. Jestem jedną z nielicznych osób która wie o czymś, na czym ci bardzo zależy. Ale ty, zamiast normalnie mnie o to spytać, strzelasz focha! To chcesz to wiedzieć, czy nie?!
Tego było już za wiele dla mnie. Westchnęłam ciężko, zapatrzyłam się bezwiednie w miniplakat na szybie jednej z wystaw („Mistrzostwa Świata w Quiddichu! Już w tym roku, 5 lipca! Nie przegap okazji i już teraz leć po bilety!”). Zignorowałam Blacka i nie zareagowałam.
Black zaklął, warknął „Dobra…”, odwrócił się bardzo gwałtownie i odszedł zamaszystym krokiem. Długo wpatrywałam się w tył jego czarnej, skórzanej kurtki, wciąż splatając ręce na piersiach. Może trzeba to było rzeczywiście dyplomatycznie załatwić? W końcu Black ma rację: niewiele osób naprawdę o Remusie wie, a on, jako jedyny byłby skłonny uchylić rąbka tajemnicy. Ale teraz straciłam tą okazję. Chyba, że go jakoś przeproszę i udobrucham…
-Bleee!- wykrzywiłam się głośno do siebie, wytykając język na zimne, lutowe powietrze.
Biłam się sama ze sobą (co w moim przypadku często się to zdarza), czy naprawić błąd, czy też nie. W końcu postanowiłam, że w niektórych przypadkach cel uświęca środki, a to jest na pewno jeden z nich.
Na lekcji zaklęć naskrobałam na kawałku pergamin liścik:
„Słuchaj, Syriuszu, bardzo cię przepraszam, że tak cię zignorowałam. To nie było zbyt fair”
Treść owa miała charakter sondy. Zobaczę, jak zareaguje, dopiero potem zacznę go o cokolwiek prosić.
Oczywiście, nie obyło się bez straszliwej batalii o liścik, który w locie złapał James i koniecznie chciał wiedzieć, jaka jest jego treść. Tłukli się trochę, ale na szczęście Flitwick niczego nie zauważył-właśnie użerał się z jednym uczniem, który zaczął z jakiegoś powodu wymiotować.
Black przeczytał, rzucił mi urażone spojrzenie, dopisał coś pod spodem i liścik podfrunął do mnie z powrotem.
„Słusznie. Istny groch o ścianę”- było to podszyte humorem i zwykłą Syriuszowi cynicznością. To raczej dobry znak.
„Czy mógłbyś mi zatem pokazać, gdzie jest teraz Remus? Ale teraz, bo pełnia niedługo się kończy”
Black długo łaskotał się w brodę koniuszkiem pióra, przyglądając mi się z uwagą, zanim nie napisał flegmatycznie kilku małych literek.
„OK. Ale w nocy. I tylko ci pokażę miejsce, nie będziemy tam wchodzić”
Żołądek podskoczył mi do gardła. O nie, sama z Blackiem w nocy… Cóż za przerażająca perspektywa!
„No dobra. Dziś w nocy?”
„Tak. Spotkamy się o północy w Pokoju Wspólnym. Ale nie zaśpij, nie mam ochoty gramolić się do waszej sypialni”
„I tak by ci się to nie udało, mądralo!”- napisałam z pogardą. Palant, myśli, że cała szkoła jego…
No więc, stało się. Trudno, przynajmniej dowiem się, gdzie jest Remus…
Tak więc około północy zeszłam na palcach do Pokoju Wspólnego. Ale Blacka nigdzie nie było, typowe.
Usiadłam sobie zatem wygodnie na jednej z sof przed wygasającym paleniskiem. Czekałam na Blacka kilkanaście minut, bluźniąc na niego pod nosem. Leniwy hedonista! Albo podły chytrus! Albo zaspał, albo mnie nabrał i teraz podśmiewuje się gdzieś ze mnie w kącie…
Nie znoszę go, o rany!
W pół do drugiej ktoś skotłował się ze schodów. Rzecz jasna, mój „ulubiony” kolega Gryfon…
-Sorry!- rzucił nonszalancko. Wezbrała we mnie złość. Sorry?!
-Wiesz, jeszcze chwila, a postanowiłam nie uraczać cię ani jednym mym słowem do końca życia!- powiedziałam z niewinnym chłodem.
Black westchnął ze zrezygnowaniem.
-Znowu zaczynasz?- jęknął.
-Ja?! A ty, to co? To nie ja zaspałam!
-Przepraszam!- warknął- Przecież już cię przepraszałem!
-Bardzo!- zgrzytnęłam- Rzeczywiście!
Zaległa nieprzyjemna cisza. Ja i Black patrzyliśmy w podłogę z wściekłością i obojętnością. Próbowałam zahamować wściekłość, ochotę ziewania oraz myśli, które same pchały mi się do głowy: czemu ja i Black nie możemy się od pewnego czasu w ogóle porozumieć?!
-Idziemy w końcu, czy nie?- rzucił beznamiętnie.
-Idziemy…- odparłam. Za późno, by się wycofać.
Zarzucił na nas pelerynę-niewidkę, gwizdniętą Jamesowi i razem uchyliliśmy portret zaskoczonej Grubej Damy. „Kto to?” spytała, ale nie uzyskała odpowiedzi.
Korytarze zalane były blaskiem księżyca w pełni. Czułam się okropnie niekomfortowo idąc tuż tuż obok Blacka, ale nic nie mogłam na to poradzić. Jego powalające perfumy blokowały moje drogi oddechowe, a przecież nie mogłam kaszlnąć.
-Trzeba było wziąć coś do oświetlania drogi…- prychnęłam.
-Trzeba było.- zripostował Black- Zamiast się kłócić. I zwalać wszystko na mnie.
-Nic na ciebie nie zwalałam!- krzyknęłam cicho ze złością.
-No, masz rację… Nie, TYM RAZEM nie…- uniósł brwi.
-O co ci znowu chodzi?!
Stanęliśmy naprzeciw siebie na szczycie schodów w Sali Wejściowej, mierząc się zezłoszczonymi spojrzeniami pod peleryną.
-Czy mógłbyś nie zaczepiać mnie nieustannie?! Jakiś ty kłótliwy, o rany!
-Ja?! Popatrz lepiej na siebie! To ty ciągle kręcisz noskiem!
-Niczym nie kręcę!- warknęłam głośniej- Najwyżej zaraz malowniczo zakręcę moją pięścią, by cię zdzielić w ten twój napuszony łeb!
-Uważaj, jak się do mnie zwracasz, dziewczyno!- szczeknął, coraz bardziej czerwony. Nasze wściekłe twarze zastygły od siebie o zaledwie pięć cali.
-A co, uważasz się za kogoś lepszego, tak?! Po prostu mi powiedz, kiedy masz napad swego arystokratycznego humorku, to nie będę się z tobą umawiała! Szkoda mi na ciebie czasu! Mam innych ludzi, z którymi mogę się zadawać!
-Na przykład cudownego Smarkerusa, no nie?- zaśmiał się ironicznie.
-Tak, owszem, jest o niebo lepszym towarzyszem, niż ty, Black!
-Ale nie łudź się, on lubi Evans, a nie ciebie!- parsknął drwiąco.
Dotknął mnie do żywego. Czy… czy to naprawdę tak bardzo widać?! O Boże, Black po raz drugi wie, w kim się zakochałam…
Zaśmiał się tryumfalnie, gdy zobaczył w bladym świetle moją zszokowaną twarz. Wezbrała we mnie zimna furia i odrażająca nienawiść. Zamachnęłam się, ale on odparł atak, chwytając mnie tradycyjnie za przegub. Spróbowałam lewym, z tym samym skutkiem. Kopnęłam go zatem w brzuch. Black jęknął z bólu i zgiął się w pół, ciągnąc za moje nadgarstki. Walczyliśmy jeszcze chwilę w milczeniu i pod peleryną, która zsunęła się nam z głów. Szarpałam za moje ręce w swoją stronę, on z zaciętą miną ciągnął mnie ku sobie, by mnie znokautować. W końcu natarłam na niego, popychając go, Black potknął się o brzeg peleryny, zachwiał i runął jak długi ze schodów, pociągając mnie za sobą.
Stoczyliśmy się razem ze schodów, robiąc niezły harmider. Peleryna ciasno nas oplotła, a ja myślałam, że Black zmiażdżył mnie swoją szacowną osobą.
Gdy wreszcie legliśmy na sobie w plątaninie nóg, rąk i peleryny, poczułam, że z ust cieknie mi krew, a ciało boleśnie daje we znaki. Już miałam zamiar huknąć na Blacka, żeby ze mnie zszedł, gdy właśnie usłyszeliśmy szybkie kroki. W korytarzu na szczycie schodów po drugiej stronie zrobiło się jakby jaśniej…
Chłopak błyskawicznie nakrył nas peleryną, tak, jak leżeliśmy. Zastygliśmy w bezruchu.
Przyczłapał Filch. Długo węszył w powietrzu, oglądał Salę, charcząc coś do siebie. Modliłam się, by nie próbował wchodzić na schody, przy których leżeliśmy-potknąłby się o nas z kretesem…
Na szczęście szybko zaniechał poszukiwań i odszedł, by dalej śledzić własny cień gdzieś w jednej z przybocznych komnat.
Ja i Black wstaliśmy, z całą mocą zdając sobie sprawę ze swej głupoty i ograniczoności. Spojrzeliśmy na siebie przepraszająco, pozbieraliśmy pelerynę i ruszyliśmy wolno ku drzwiom. Byliśmy w połowie drogi, gdy Syriusz przystanął i zatrzymał mnie.
-Co?...
-Czujesz?- szepnął z napięciem, węsząc w powietrzu. Pociągnęłam nosem.
Powietrze w Sali Wejściowej zrobiło się mocniejsze, przypominało mi… ostry zapach amoniaku…
-Pod pelerynę!- syknęłam.
Smród przybrał na sile. Obserwowaliśmy Salę z napięciem, ale nic się nie wydarzyło. Wydawało mi się tylko, jakby jakieś ciche człapanie zmąciło idealną ciszę lutowej nocy. Powoli jednak powietrze oczyszczało się.
-Co to było?- skrzywiłam się, bo Syriusz niespodziewanie szepnął mi prosto do ucha.
-Nie mam zielonego pojęcia…
Rozejrzeliśmy się.
-Patrz…- wymamrotał i podszedł do jednego z pierwszych schodków. Chlapnięto na niego jakąś metaliczną substancją, dymiącą srebrzyście w blasku księżyca…
-Tam jest następna!- prawie krzyknął Syriusz, wbiegając kilka schodków wyżej.
Plamy, gęsto usiane na marmurowych schodach, biegły w jakimś kierunku. Ja i Syriusz popędziliśmy na palcach, wciąż śledząc dziwne ślady.
Korytarz, kondygnacja schodów, w lewo, znów korytarz, trzy schodki, skrzyżowanie, znów w lewo, znów schody…
Doskonale widoczna w nocnym oświetleniu substancja znaczyła naszą spontaniczną trasę. Ciekawe, ile jeszcze?
-Tu trop się urywa…- szepnął zaskoczony Syriusz. Miał rację.
Zorientowaliśmy się, że jesteśmy w ślepym korytarzu, przed drzwiami jednej z nieużywanych sal, gdzieś na piątym piętrze. Rozejrzeliśmy się, ale nie dostrzegliśmy więcej substancji, niż na ziemi, gdzie niespodziewanie urwał się jej szlak.
-Widziałaś już kiedyś coś równie dziwnego? Taką ciecz?- spytał mnie
-Tak, w Lesie, gdy śledziliśmy Wildera. I potem, w kiblu, wtedy, gdy mi nie uwierzyłeś, że widziałam dziewczynę bez odbicia w lustrze.
Zmierzył mnie uważnym spojrzeniem. Dumał nad czymś usilnie.
Nagle Black doskoczył do mnie. Miał zacięty wyraz twarzy, patrzył z napięciem w wylot korytarza.
-Stań za mną, Mary Ann…!
-Czemu?
I wtedy to poczułam: wzbierający na sile zapach amoniaku… To coś się zbliżało, a my byliśmy w ślepym korytarzu…
-Nadchodzi…- szepnął z napięciem Black i wyciągnął różdżkę, celując w ciemny wylot korytarza.
Zaraz potem…

Komentarze:


Adully
Niedziela, 24 Maja, 2009, 13:36

No, no, no, jestem zachwycona :D. Super że dodajesz notki dość często, w niektórych pamiętnikach notki pojawiają się raz na 3 mięsiące. I treść bardzo mi się podobała. Tylko tak dalej Doo! :)

 


Potterówna
Niedziela, 24 Maja, 2009, 21:18

Super! To było wspaniałe, a wręcz wstrząsające!

 


Aleksa
Poniedziałek, 25 Maja, 2009, 20:03

NO!
Jak mozesz konczyc w takim momencie?!
Notka bombowa, uwielbiam te ich klotnie ;D
dodawaj szybko ciag dalszy!

 


Xenox
Środa, 27 Maja, 2009, 20:19

Matko ,taki moment,a ty skonczyłaś ? BOSH ... to było świetne ... :)

 


parszywek
Czwartek, 28 Maja, 2009, 15:47

co za napięcie!!:D
fajny był ten moment kiedy spadli ze schodow:P
a co jest z Lily, co jej w końcu było?

 
Twój komentarz:
Nick: E-mail lub strona www:  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki