„Rabastanie!
Bardzo za Tobą tęsknię i już mi Ciebie brakuje. Co słychać? Mam nadzieję, że wszystkie owutemy zdałeś na tyle, na ile chciałeś (chyba, że jeszcze do Ciebie nie doszły wyniki).
U mnie świetnie. Jestem właśnie z Remusem na północy Włoch, u rodziny. Temperatura mnie dobija, ale to taka sympatyczna odmiana po tej mglistej, deszczowej Anglii! Rodzina Włochów, u której mieszkamy, jest bardzo barwna. Remus twierdzi, że są niezwykle głośni i rozhukani-zgadzam się z tym całkowicie. Trudno się z nimi nudzić i chociaż mija dopiero tydzień od przyjazdu tu, czuję się stałym mieszkańcem mojego staromodnego pokoju.
W domu jest nieustanny szum, każda pora i okazja jest, według wujka Giuseppe, dobra do świętowania, śmiechu, jedzenia… A świętują wszystko. Ostatnio Caterina (moja przyjaciółka) wygadała się przy stole o tym, że jestem zaręczona. Dopiero było! Nie wypuścili mnie z pokoju, dopóki mnie wszyscy nie wyściskali, nie zjadłam poczwórnej porcji placka z malinami i nie opowiedziałam każdemu z osobna (bo był taki rejwach) o Tobie. Nie wspomnę o pierścionku, który chyba zaliczył pięciokrotnie pełną długość obwodu stołu…
Czasem chciałabym jednak z kimś porozmawiać, czy zwyczajnie się przytulić. Remus z powodzeniem spełnia tę rolę, ale tak bardzo mi Ciebie brakuje! Szkoda, że nie wrócisz do szkoły po wakacjach. I z kim ja pozostanę? Trzymam Cię za słowo-musisz odwiedzać Hogsmeade!
Pytałeś o kurację-owszem, sprawdza się doskonale. Brak mi wampirzych zdolności, ale snów nie odzyskałam, na to za wcześnie. Dobrze, że przynajmniej mogę spać-ten dom, chociaż taki kochany, czasem przyprawia mnie o niezbyt sympatyczne uczucia.
Otóż jest tu takie dziecko-pięcioletnia Chiara. Jest nieco specyficzna, a w połączeniu z olbrzymim, starym domem może nawet wywołać dreszcze. To późne dziecko, jej matka urodziła ją, gdy miała czterdzieści pięć lat-wyobrażasz to sobie?! Caterina mówi, że Chiara jest bardzo chora. Rzadko wychodzi poza dom, ma szarą cerę i nieprzytomny wzrok. Podobno to schizofreniczka. Czasem gada takie rzeczy, że włos się na głowie jeży. Albo, jak idę ciemnym korytarzem, a ona stanie w drzwiach w tej swojej białej koszuli nocnej i mnie obserwuje…
Mam jednak nadzieję, że będzie bardziej śmiała w stosunku do nas. W końcu przed nami jeszcze kilka tygodni razem!
Czekam z utęsknieniem na odpowiedź od Ciebie. Bardzo Cię kocham. Twoja Meggie.”
-Co tam bazgrzesz? Do tego twojego narzeczonego, mam rację?- Caterina przechyliła się przez moje ramię, by zerknąć na treść. Szybko zakryłam część o wampiryzmie- Ech, zazdroszczę ci…
-Poranna kawa!- służąca, pani Bonifacja, wniosła tacę z pięcioma filiżankami- I herbata dla malutkiej.
W salonie siedziałam ja, Caterina, Remus i wujek Giuseppe. Chiara spoczywała na poduszce przy oknie, błądząc we własnym świecie, Remus i wuj grali w szachy.
-No nie, to nie do przyjęcia!- huknął wuj Giuseppe teatralnie, z emocji rąbnął w szachownicę pięścią, aż gruchnęło- Przegrałem z Remusem już chyba siódmy raz! Jesteś dobry, synu, oj tak!
-Dam ci radę, wuju!- parsknęłam- Z Remusem nie ma żartów, jego umysł jest dla nas za mądry!
-Przesadzasz!- pokręcił głową mój brat, robiąc skromniutką minkę.
-Chiara, a pozwól no tu do mnie!- Giuseppe zawołał siostrzenicę ruchem ręki. Posłusznie przytruchtała, jak zwykle obdarzając mnie nieufnym spojrzeniem. Przylgnęła do wuja.
-Chiara, coś taka smutna?- zagadnął beztrosko Sergio, który właśnie wszedł do salonu. Zawsze na jego widok robiło mi się weselej.
-Nie wiem…- wymamrotała spłoszonym szeptem, wytrzeszczając oczy.
-Wyglądasz, jakbyś się czegoś bała!- pokręcił głową Sergio i parsknął pod nosem- Tu nie ma żadnych potworów i duchów!
-Jak to?- zapytała, przeciągając wyrazy- Jest duch.
Sergio obrócił ku niej głowę.
-Jaki duch?
-Duch.
-A jak ten duch w takim razie wygląda?
-Jest w białym…- wyszeptała. Sergio zerknął na nią z lekkim zakłopotaniem.
-Psychodzi do mnie casem… Psynosi lózne zecy…- wpatrzyła się w ścianę, jakby coś tam zobaczyła. Jej wzrok był bardzo błędny.
-Co ty mówisz? Co ci przynosi?
-Sny… Maz-zenia. Taki duch… Jest fajny.- skończyła z pewną obojętnością.
-Pewnie coś ci się przyśniło!- skarciła ją Caterina.
-Nie plawda!!!- wrzasnęła dziko, wypadając z transu- Widziałam go cęsto!
-Chiara może mieć rację.- zwrócił uwagę wyrozumiałym tonem wuj Giuseppe- Już dawno w tej rodzinie krążyła legenda o duchu, zamieszkującym te stare mury. Być może Chiara go widzi, w końcu dzieci są bardzo spostrzegawcze.
-Dzieci widzą więcej, niż my.- odezwał się rozbawionym głosem Sergio, po czym parsknął pod nosem i wyszedł na taras. Wujek Giuseppe posłał mu apodyktyczne spojrzenie starszego brata.
Nie wiedząc, co robię, udałam się w kierunku Sergio. Stał w swojej czarnej skórze i opierał o barierkę. Zajęłam miejsce obok i uśmiechnęłam się do niego z rozbawieniem.
-No co?- zaśmiał się- Dzieci naprawdę widzą więcej! Problemem Chiary jest to, że widzi za dużo…
-Co masz na myśli?- chociaż Sergio był bratem wuja i ciotki, zawsze byłam z nim na „ty”.
-Ach, o tym duchu nawija przecież od kilku lat. Kiedy już myślę, że wytłumaczyli jej, iż go nie ma, okazuje się, że śpiewkę zaczyna od nowa… Niereformowalny przypadek… Zresztą, czasem słyszę jej rozmowy z samą sobą. Biedne dziecko, los ją skrzywdził. Jest chyba nawiedzona, a przynajmniej tak wygląda. Hermetyczność tej rodziny wiele jej nie pomaga.
Kiwnęłam.
-Można jej się przestraszyć…
-Tu jest wiele rzeczy, których można się przestraszyć.- wzruszył ramionami Sergio, beztrosko pukając palcami rytm- Ten dom sam w sobie jest straszny, Mary Ann.
-Nie odniosłam takiego wrażenia.- zmarszczyłam brwi.
-Hmm, mieszkam tu trzydzieści cztery lata, wyłączając czas studiów i mogę to stwierdzić.
Posłał mi niefrasobliwe, nieco obojętne spojrzenie. Zdziwiła mnie jego beztroska.
-Tu jest coś, co mi się nie podoba. Dobra, starczy. Bo cię nastraszę, czy coś!- parsknął.
-Nie nastraszysz.- pokręciłam głową- Ja się nie boję ducha. Duchy mogą być całkiem…
Przypomniał mi się żywo Prawie Bezgłowy Nick, obwrzeszczający ostatniego dnia szkoły Jamesa za narysowanie naokoło szyi Blacka atramentem przerywanej linii z napisem „Ciąć tutaj. Pozdrowienia od Sir Nicholasa Z-Jego-Wszystkimi-Przydomkami-Których-I-Tak-Nie-Pamiętam!”
Sergio zaśmiał się w głos.
-Mnie tu nie chodzi o ducha.- wytłumaczył z rozbawieniem- Sprawy namacalne materialnie są o wiele bardziej niepokojące…
Położył mi dłoń na ramieniu i odszedł.
***
„Droga, prze-ukochana Meggie!
Oczywiście, że mi się nudzi. CHOLERNIE MI SIĘ NUDZI! Siedzę tylko w tym domu na szacownych czterech literach… Żeby jakiś kot się nieroztropnie przypałętał… Ale nie, już swego czasu wszystkie doprowadziłem nieomalże do stanu Comy, teraz zmądrzały, głupole, omijają mój dom i na wszelki wypadek wszystkie sąsiednie szerokim łukiem… A taka była zabawa! Jeden tak wiał, że przednie nogi nie nadążały za tylnymi. Albo inny-zesztywniał, jakby był wypchany, rozumiesz?! Taki spryciara, sobie odruch obronny wyrobił… A potem, jak stwierdziłem, że sprawdzę o blat stołu, czy rzeczywiście jest na tyle sztywny, by wydać pusty odgłos rąbania o stół, skubaniec sflaczał i zwiał!
No dobra, nie będę się rozpisywał o takich rzeczach. Cieszę się, że we Włoszech sobie radzicie. Czyli Luniaczek się jakoś odnalazł? Do pełni jeszcze trochę zostało, mam nadzieję, że nie będzie dla niego problemem znalezienie miejsca.
U nas w Anglii leje deszcz. Piszę z Glizdkiem i Łapą, bo nie mam w co rąk włożyć. Nawet z desperacji odrobiłem już lekcje, czujesz?! Rodzice przesiadują w pracy, a ja włóczę się samotnie po deszczowych ulicach i tęsknie za czasami, gdy Syriusz tu ze mną siedział. To odeszło na zawsze! Stwierdzam teraz w pełni świadomie: jest Łapa, jest impreza.
A właśnie, pisałem Ci o tym w ogóle? Łapa powrócił do rodziny! Zastanawiałem się, na jakie świństwo zachorował, ale on mi nie chciał powiedzieć. To podobno bardzo ważne. Cóż, jeżeli był na tyle zdesperowany, że to zrobił, to musiał mieć w tym jakiś cel.
Dobra, urwę temat Łapy, bo coś czuję, że zaraz spopielisz moje wypociny wzrokiem. Wczoraj wszedłem do salonu i miauknąłem rodzicom, że chcę mieć natychmiast braciszka, bo mi się nudzi. Szkoda, że nie widziałaś ich min. Dostali Zespołu Twarzy Karpia. Może o dziecku nigdy nie słyszeli, a ja im tak „niechcący”, he he…
Liczę na szybką odpowiedź. Opisz mi jeszcze raz tą Twoją rodzinę, bo nic nie skumałem poprzednim razem. W dodatku jeden z tych kotów zeżarł ten list chyba, kiedy szukałem butelki, by spróbować go do niej włożyć. Byłem ciekaw, czy kot by się zmieścił, wpychając od ogona.
Pa pa pa, całuski 102! James „Walerian” Potter (to dlatego, że wali ode mnie walerianą, którą wabiłem te koty, gdy jeszcze były na tyle nieświadome, żeby zbliżyć się do strefy X).
PS.: Przekaż Remusowi, że może pozdrowić ode mnie Jo, ho ho ho! Wiem, jestem okrutny…”
Zaśmiałam się i spojrzałam za okno. Niedzielne niebo było takie niebieskie, inne, niż w mojej Anglii. Gdzieś tam, daleko, James gada coś do siebie w akcie desperacji… Uwielbiam go! Tak wesołego, szalonego człowieka jeszcze nie spotkałam. Jego też mi brakuje…
Rozległ się gong, obwieszczający śniadanie. Zerknęłam na zegarek. Dziewiąta czterdzieści.
-Pływanie jest doskonałym sportem!- usłyszałam nieco przemądrzały głos Giacinto w jednym z pokojów, gdy szłam korytarzem w kierunku jadalni.
-Zgadzam się. Pływacy podobno żyją tak długo. A ta stara Bonifacja musiała uprać moje slipy akurat dzisiaj rano!- to był Sergio. Rozległo się szuranie.
-Pożyczę ci moje slipy! Mam chyba trzy takie same pary, Maddalena ostatnio mi kupiła na rynku.
-Czy ja wiem?- ozwał się sceptycznie trzydziestoczterolatek.
-Och, Sergio. Musisz iść, by popływać! Nalegam…
-No dobra, jeżeli mi pożyczysz te majtki, to może…
Weszłam do jadalni z uśmiechem na ustach. W życiu nie założyłabym slipek Giacinto, ale cóż…
Wszyscy wyglądali na bardzo rześkich. Perspektywa rodzinnego wypadu nad rzekę pobudziła nawet małą Chiarę.
-Ja dziękuję, pani Bonifacjo!- rzekł poważnie Giacinto, wyciągając rękę przed siebie- Zjem śniadanie na piaszczystej plaży!
-Doskonały pomysł!- ucieszył się wuj Giuseppe- Poproszę kanapki z pastą na wynos.
-Słucham?!- starsza pani pochyliła się ku wujkowi- Ja nic nie słyszę, proszę pana!
-KANAPKI Z PASTĄ NA WYNOS!- zagrzmiał wuj, aż woda w szklance zadrżała.
-Już się robi!- zaskrzeczała.
-PANI BONIFACJO!- wrzasnął Sergio- DLA MNIE RÓWNIEŻ! Też zjem na plaży.
-To co, panowie, może pójdziemy już teraz?- zagadnął dziarsko wuj- Jak za dawnych lat.
-Czemu nie? Ja już jestem gotowy, tylko te slipy…- Sergio podniósł się od stołu, to samo zrobił wujek i Giacinto.
-Przecież jest dopiero za kwadrans dziesiąta!- zdziwiła się ciocia Anastasia- Giuseppe, spieszy ci się? Pójdziemy wszyscy razem!
-Nie, my mężczyźni musimy trzymać się razem!- zawołał Giacinto bohatersko.
-I weź tu coś tłumacz chłopom, no!- zaskrzeczała ciotka Maddalena.
-Cicho, kobieto. Nie stawaj mężczyznom na drodze! Synu, idziesz?
Fabrizio ziewnął potężnie i posłał Giacinto znużone spojrzenie.
-Jak chcesz. Panowie!
I w trójkę wyszli z jadalni, trajkocząc zawzięcie.
-Czekajcie!- Margherita po krótkim zastanowieniu wyskoczyła za nimi- Ja też idę!
Na zewnątrz zrobiło się naprawdę upalnie. Po zjedzonym śniadaniu, co zwykle trwało naprawdę długo, pobiegłam do kufra, by wyciągnąć całkiem nowy kostium kąpielowy, zgniłozielony, dwuczęściowy. Bardzo mnie podekscytował fakt, że po raz pierwszy w życiu włożę na siebie dwuczęściowy kostium kąpielowy. I jeszcze do tego taki ładny, z metalowym kółkiem na środku stanika…
Zarzuciłam go na siebie pod ubranie, zaplotłam długie do połowy pleców loczki w wysoki kucyk, powkładałam potrzebne rzeczy do torby. Po tym wszystkim usiadłam na łóżku skrzyżnie, czekając ze zniecierpliwieniem na wyruszenie kawalkady i wpatrywałam się w podłogowe deski, pomiędzy którymi ziała czeluść piwnicy pode mną.
Nie pływałam już tyle czasu… No, może z wyjątkiem tamtej greckiej wysepki, ale nie było to ani pożyteczne, ani tym bardziej przyjemne.
W końcu po ponad godzinie czekania rozległo się „Idziemy!”. Ruszyłam żwawym krokiem ku wyjściu, gdzie zgromadziły się już ciocie i Eustachio, jak zwykle niezbyt chętny do rozmowy.
Na dworze było niezwykle gorąco. Lekki, chłodny powiew ochłodził moją skórę. Poczułam, że rozpiera mnie radość.
-Myślałem, że się nigdy nie doczekam!- parsknął Remus- Już pół do dwunastej!
Poczochrałam mu włosy, by czymś zająć ręce. Ciotka Maddalena, jak zwykle narzekała:
-Fabrizio, zdejmiesz te spodnie czy nie?! Mówię ci, chłopcze, załóż jakieś przewiewne majtki, no! Przecież se tyłka od słońca nie oparzysz! Gdzie jest moja córka?! Chiara, za rękę mnie złap!
Tam są chaszcze, a w chaszczach są zboczeńcy, dziecko! Nie oddalaj się od dorosłych! A jak zobaczysz zboczeńca, to…
-Maddaleno!- zdziwiła się Anastasia- Nie strasz małej! To swojski teren!
-Kto wie, moja droga!- pogroziła jej paluchem- Zboczeńców nigdy za wiele! Wszędzie wepchną te swoje… Fabrizio! Zostaw tego kija w tej chwili! Oko wydłubiesz!
Ja, Caterina i Remus zachichotaliśmy.
-Mamo, ja mam siedemnaście lat!- jęknął Fabrizio zbolałym tonem, odrzucając kija na bok.
-Wszystko jedno, ile. Na stracenie oka nigdy nie jest za późno, synek! Mój dziadek to…
Na szczęście przerwał jej dziki ryk zadowolenia Eustachio, gdyż dotarliśmy na blisko położoną plażę. Piasek pomieszał się z drobnym żwirkiem, czysta woda, od której odbijały się promienie słońca, leniwie płynęła z nurtem. Naokoło były skarpy i chaszcze. Tak wyglądało lato…
Na środku plaży stał leżak, na leżaku opalał się wujek Giuseppe. Niedaleko spoczywały torby, ubrania, ręczniki i Bóg wie, co jeszcze. Sergio daleko przed nami właśnie wszedł w wysokie chaszcze i zniknął z pola widzenia. Giacinto nie dostrzegłam.
-Woda!!!- wrzasnął piskliwie Eustachio, rozebrał się do majtek i wpadł w biegu do rzeki, wrzeszcząc z uciechy.
-Uważaj, synek!- krzyknęła za nim ciocia Anastasia i ze stoickim spokojem zebrała jego ubrania z piasku. Remus ułożył w idealną kupkę swoje rzeczy gdzieś na uboczu, po czym wleciał do rzeki w bardzo podobny sposób, co o pięć lat młodszy Eustachio. Uśmiechnęłam się wyrozumiale, rozłożyłam przy Remusie i wkrótce wkroczyłam do wody. Była cudownie ciepła, nie to, co w Anglii.
Ciotki rozebrały się do kostiumów-z dumą dostrzegłam, że jako jedyna mam dwuczęściowy-i położyły na ręcznikach przy Marghericie. Caterina szalała z Remusem w wodzie, Fabrizio usiadł na piasku i wpatrzył się w niebo, a Chiara wypakowała foremki z wiaderka i poczęła budować zamek.
-HA HA HA!- to Remus doskoczył do mnie i ochlapał porządnie. Poczęłam go gonić, aż wpadliśmy na głębinę do pasa. Remus zachłysnął się nagle ze strachu, lecz szybko okazało się, że to Caterina złapała go pod wodą za nogę. Wyłoniła się ze śmiechem. Wkrótce dołączył do nas Eustachio i zrobiło się jeszcze głośniej.
Z radością oglądałam taflę wody. Przelewała się przez moje palce, płynęła daleko w świat… Pierścionek zaręczynowy lśnił nieziemskim blaskiem pod wodą.
W tym momencie Remus podniósł mnie z powodzeniem na swe ramiona i skończyły się refleksje.
Gdy już znudziło mi się taplanie w wodzie, wyszłam z powrotem na plażę.
-A ty co tak siedzisz, Fabrizio?- spytałam. Uniósł na mnie wzrok i zmrużył oczy- Nie idziesz…?
-Nie, wolę nie… Nie lubię wody. Zresztą…- wzruszył ramionami, ale nic nie dodał.
-Szkoda. Woda jest bardzo ciepła.- odeszłam w kierunku ciotek i Margherity. Wyglądały dość zabawnie, leżąc na kocach obok siebie-dwie szczupłe, jedna, ta w środku, z wylewającymi się wszystkimi otworami w kostiumie i poza nim fałdami skóry. Opadłam na koc obok cioci Anasiasii, wystawiając buzię do słońca.
-I mówię ci, no!- ciągnęła rozmowę ciotka Maddalena- Gorzej, niż pranie wina! Te majtki mojego starego… Potrafi je nosić kilka dni! I co go interesuje, że non stop kupuję mu nowe pary! Wytłumaczyć mu się nie da… Jak się już czegoś przywiąże, to jak rzep psiego ogona!…
-Mamusiu, boli mnie główka…- rozległo się nad nami. Chiara stała z łopatką w dłoni i patrzyła uważnie na matkę.
-To od tych pyłków!- zachłysnęła się Maddalena- Albo od słońca!
-To drugie już bardziej…- mruknęła pod nosem ciocia Anastasia.
-Idź, kochanie, do wujka, wujek da ci proszki…
Chiara odwróciła się, położyła grabki na stosie foremek w wiaderku, które stało przy torbach, po czym podbiegła do wujka Giuseppe. Po kilku słowach dialogu zwlekł potężne cielsko z leżaka, który natychmiast zajęła Chiara, po czym począł szperać w torbach.
-Albo to czyszczenie twojego gabinetu, Margherito!- usłyszałam z prawej.
-Prosiłam cię, ciociu, byś tego nie robiła! Mam tam niebezpieczne substancje i notatki medyka!
-Ale przecież trzeba zetrzeć kurz, prawda? A notatki ci poukładałam, w tej szafce na lewo od wejścia. Te notatki o pierwszej pomocy.
-Aha, te, których wczoraj szukałam dwie godziny?- zadrwiła Margherita.
-Och!- rozległo się tym razem z lewej- Przecież to wiaderko ma pęknięty pałąk, słonko!
-Gdzie? Nie widzę!- zdziwiła się Chiara i stanęła przy wujku Giuseppe.
-No tu…- wskazał palcem. Dziewczynka przyglądała się trochę, a potem przytaknęła- I co teraz?
-Naplawis go?- jęknęła.
-Dobrze. Poczekaj tu…
Wujek Giuseppe wstał. Przewróciłam się na prawy bok
-A ciebie gdzie znów niesie?- zdziwiła się ciotka Maddalena.
-Do domu, muszę skleić wiaderko dla Chiary…
Obserwowałam bezwiednie jego spacer-najpierw brzegiem rzeki, potem przejście po mostku i wspinaczkę na skarpę z domem. Wyglądał śmiesznie, niczym piłka na nogach, aż znikł w wejściu.
Wpatrzyłam się w dom. Miał chyba kilkadziesiąt pokoi, ścianę z jasnego kamienia na śródziemnomorską modłę, trzy piętra z parterem, zatęchłą piwnicę… Był taki piękny, w swoim własnym stylu, wznosił się dumnie nad tą rzeką, otulony palmami, kasztanami, piniami…
Wuj Giuseppe właśnie wyszedł z domu, czemu towarzyszył potężny trzask dębowych drzwi. Zrezygnowałam z leniwego obserwowania go i przewróciłam się na plecy, chłonąc słońce bladą buzią. Muszę zmagazynować jego ciepło przed powrotem do zimnej Anglii na długie miesiące…
-Mary Ann, opowiadaj, jak szkoła?- usłyszałam głos cioci Anastasii obok, gdy potężny wuj Giuseppe, przechodząc na swój leżak, rzucił na nas obydwie cień.
-Świetnie, naprawdę, ciociu.- odparłam, myśląc o Hogwarcie.
-Na jakie studia się wybierasz?
Zamarłam.
-Eee… Jeszcze się nie zastanawiałam, co chcę robić…
-Pewnie, jest jeszcze czas…- rzekła flegmatycznie- Nasza Margherita idzie na medycynę, jestem z niej taka dumna! Giuseppe zawsze powtarzał, że obecność lekarza w rodzinie jest wprost nieoceniona. Albo Caterina i ta jej wiolonczela… Jest znakomicie zdolnym muzykiem!
Przejechała dłonią po spoconym czole, wciąż nie otwierając oczu.
-A ty, ciociu, czym się zajmujesz?- zapytałam z zainteresowaniem.
-Ogrodem.- uśmiechnęła się- I piszę dla męża różne rzeczy na maszynie. Nie muszę pracować, Giuseppe jest dostatecznie bogaty.
-Ale pracuje. I nie tylko on.
-Tak, nasza rodzina pracuje bardziej z nudów, niż z przymusu. W końcu ile można leżeć brzuchem do góry… Mnie nigdy nie pociągała praca, nawet na studia nie poszłam.
-Nie?- zdziwiłam się.
-Jeszcze przed skończeniem szkoły poznałam męża.- uśmiechnęła się na to wspomnienie- Pobraliśmy się, urodziła się Margherita… Miałam tyle samo lat, co ona, gdy przyszła na świat. Na studia nie miałam ochoty.
Zamyśliłam się, wpatrując w lazurowe niebo. Po ukończeniu szkoły wyjdę za Rabastana, też będę mieć osiemnaście lat… Rabastan także jest wyjątkowo bogaty, czy będę musiała pracować? A co z moim marzeniem o byciu aurorem? W końcu nigdy nie chodziło mi głównie o pieniądze, ale o zwalczanie zła… Czy auror może żyć pod jednym dachem ze zwolennikiem Voldemorta? Co to będzie oznaczać dla naszej rodziny? Dla dzieci, więzi małżeńskiej…
Wzdrygnęłam się i przyjrzałam pierścionkowi. Księżyc błyszczał tak pięknie, granatowym blaskiem…
-Śliczny jest ten pierścionek zaręczynowy!- uśmiechnęła się ciotka- Ten twój narzeczony wydaje się być wspaniały, jeżeli lubi kupować kobiecie takie klejnoty. Julia bardzo by się cieszyła…
W tym momencie leniwe powietrze przeciął głośny, charakterystyczny, długi krzyk. Ja, ciotki, Margherita, Chiara i wuj Giuseppe obróciliśmy gwałtownie głowy w stronę chaszczy, skąd do nas dobiegł. Po chwili zamarło także towarzystwo w wodzie i Fabrizio, którzy byli nieco dalej. Caterina zmarszczyła brwi, nie wierząc własnym uszom.
-Jezus, jakaś tragedia!- ciotka Maddalena dzielnie zebrała swe obfite kształty. Wszyscy zerwali się na równe nogi i ruszyli ku chaszczom.
-Chiara, zostań tu! Zostań, mówię ci!- złapała córkę za rękę.
-Mamusiu, boję się…
-Zostańcie tu, Anastasio!- zwrócił się do żony przerażony wuj Giuseppe- Ja i młodzież pójdziemy w te krzaki.
Wuj, ja, Remus, Caterina, Margherita i Fabrizio wpadliśmy w gęstwinę i biegliśmy wzdłuż rzeki. Potem każdy porozbiegał się z swoją stronę, gorączkowo przeszukując chaszcze. W panice pokonywałam kolejne kroki, rozglądając się za czymś podejrzanym. W powietrzu zaległa nieprzyjemna cisza. Kto krzyknął?! Co się stało?!
W końcu po jakichś kilkunastu minutach do mych uszu dobiegł następny, kobiecy krzyk:
-Tutaj, przy rzece! Mam go!
Pobiegłam jak najszybciej w wyznaczonym kierunku. Dopadłam do średnio wysokiej skarpy. Moje oczy padły na Caterinę, stojącą na dole bezradnie przy wodzie. Wszyscy podbiegli do Włoszki, która roztrzęsioną ręką wskazywała na sąsiedni brzeg, przy którym zatrzymało się ciało mężczyzny…
Wuj i Fabrizio weszli do wody, by po chwili przytaszczyć je na brzeg. Położyli człowieka płasko na piasku. Był to Sergio.
-Sergio!- jęknęłam, moje oczy się zaszkliły.
Z uszu wypływała mu krew, miał sine usta, nie dawał oznak życia…
-Czekajcie…- Margherita uklękła przy Sergio i w milczeniu dokonała oględzin. Po kilkunastu sekundach posłała ojcu niedowierzające, skrajnie przerażone spojrzenie- Nie żyje.
Zamarłam. Sergio, ten wesoły, niefrasobliwy człowiek w kwiecie wieku nie żyje…
-Kiedy zmarł?- zapytał Fabrizio, starając się opanować drżenie, ignorując lament Cateriny.
Margherita zastanowiła się przez chwilę, w zamyśleniu obserwując twarz Sergio.
-Jakieś dziesięć minut temu…- szepnęła z trudem, głos jej zadrżał- Trzeba go stąd zabrać…
-Pobiegnę po karetkę…- wuj Giuseppe zalany był łzami, cały się zaczerwienił. Przypatrzył się bratu ostatni raz, wpadł między krzaki i już go nie było. Do naszych uszu dochodził jeszcze jakiś czas jego szloch.
Przytuliłam się do Remusa, płacząc cicho. Remus objął mnie, pocieszająco gładząc po głowie. Sergio był taki żywy, rześki i radosny. Kochał życie, choć nikt nie zajmował w nim szczególnego stanowiska. Zawsze go lubiłam najbardziej, był po prostu entuzjastą uśmiechu, szczęścia… A teraz leży bez ruchu, wiecznie milczący, zapatrzony w inny wymiar…
-Coś się stało? Słyszałem krzyk… O mój Boże!
Giacinto wypadł z krzaków w samych spodniach.
-On nie żyje?- przeraził się. Jego syn pokiwał głową z wolna. Giacinto przejechał po głowie dłonią, mrucząc „A to ci dopiero się porobiło…”.
-Pewnie spadł ze skarpy…- mruknął Fabrizio, przyglądając się rzece.
Od tego niedzielnego popołudnia po raz pierwszy w rodzinie Pianta zapanował grobowy nastrój. Wuj i Giacinto pojechali Cadillakiem załatwiać formalności pogrzebowe, Sergio przewieziono do kostnicy. Ciotki zamknęły się w sypialniach, płacząc. Szczególnie ciotka Maddalena przewyższała w tym wszystkich, w końcu Sergio był jej młodszym bratem. Dziadek Luciano dostał lekkiego ataku serca.
-Dla mnie to jest wciąż nierealne…- wyszeptałam wtorkowego wieczoru, podkulając nogi pod siebie. Caterina siedziała na sofie obok mnie, głowę położyła na moim ramieniu.
-Sergio był taki wesoły, wnosił powiew świeżości w tą rodzinę…- dodała wilgotnym tonem.
Fabrizio westchnął ze smutkiem, nerwowo przekładając pilota z dłoni do dłoni. Przed nami leciał film akcji „Trzy strzały”, ulubiony film całej rodziny. Fabrizio oglądał go na okrągło w samotności, by czymś zająć skołataną głowę.
Remus chodził nerwowo przy półkach na książki.
-Taki wypadek, runięcie ze skarpy… Mogliśmy nie leźć nad tą głupią rzekę.
-Teraz to i tak nie ma znaczenia.- mruknął Remus, ledwo rozumiejąc Fabrizio- Nie cofniemy czasu. Za późno.
TRZASK! Samochód na małym ekranie poszedł w drobiazgi, rozwalając się z rozpędu o ścianę.
-Po co on szedł w te krzaki?!- jęknęłam- Mógł zostać z nami.
-Zawsze lubił samotność, był taki…- głos uwiązł Caterinie w gardle. Kolejny wybuch na ekranie. A potem długi, głośny krzyk przerażenia…
-To wszystko jest jak sen…- westchnęłam.
-A jeżeli go ktoś popchnął?- zmartwiła się Caterina- Sam spadł?
-Nie miał kto. Wszyscy byli na plaży. No, może z wyjątkiem Giacinto…- mruknął Remus.
Fabrizio posłał mu wrogie spojrzenie, w końcu chodziło o jego ojca.
-Fabrizio!- Caterina zmarszczyła brwi, rozgorączkowana i uniosła się z pozycji półleżącej- Przewiń! Do tyłu, na chwilkę!
Fabrizio spojrzał na nią ze zdziwieniem, ale wykonał prośbę. Znowu po pokoju telewizyjnym rozległ się wybuch, a potem krzyk.
-Jeszcze raz!- poprosiła, nadsłuchując.
Po raz kolejny usłyszeliśmy te same odgłosy. Remusa olśniło.
-Czekajcie!… Przecież taki sam okrzyk wydał Sergio… Taki bardzo charakterystyczny, z tym akcentem…
Popatrzyliśmy po sobie ze zdziwieniem. Fabrizio parsknął.
-No nie, przecież to głupie.
-Wiem, co słyszałam!- warknęła Caterina- Przecież jestem muzykiem, mam wrażliwy słuch!
-Cat, zastanów się nad tym, co mówisz!- pokręcił głową- Skąd by się tam wziął ten wrzask?! To po pierwsze, a po drugie, Sergio spadł ze skarpy, nie? Musiał wrzasnąć i na pewno to zrobił.
-Ktoś mógł tam rozstawić jakiś sprzęt…- podjęłam z wolna- Tylko nie wiem, po co… W końcu Sergio i tak zleciał ze skały, po co komu efekt dźwiękowy?
-Przecież to nonsens! Komu potrzebny jakiś krzyk? Caterina, przesadzasz!
-Proszę bardzo!- zerwała się z miejsca i zwróciła po angielsku do Remusa- A ty mi wierzysz, nie?
-Wierzę.- odparł zdecydowanym tonem.
-Remusie, przecież nie jest to zbyt trzymający się kupy fakt!- stwierdziłam.
-Pamiętasz, co ci mówił przed kilkoma dniami Sergio? Coś go niepokoiło…
-Tak, ale jeżeli nawet ktoś go zabił, to po co mu ten krzyk? Nikt nie miał motywu i wszyscy byli na plaży!- rzekłam.
-Z wyjątkiem wuja Giacinto!- pokręciła głową Caterina. Fabrizio wstał ze złości- Szybko się zjawił po wypadku, cały czas kręcił się w pobliżu…
Zaległa napięta cisza, słychać było jedynie plusk rzeki za oknem.
-Mój ojciec nikogo nie zabił!- wycedził Fabrizio.
-Nikt tego nie sugeruje, ale sam doskonale wiesz, że jako jedyny nie ma alibi.
Fabrizio wyszedł z pokoju, ciskając pilot na sofę ze złością.
-Mógł go zabić ktoś z zewnątrz.- stwierdził Remus.
-Też prawda. Ale ten krzyk…- Caterina potarła czoło wierzchem dłoni.
-Może powinniśmy się rozejrzeć?- zapytał Remus czarnowłosej.
-Róbcie, co chcecie!- rzekłam sceptycznie- Jeżeli nawet ktoś coś takiego zrobił, to pewnie usunął wszystkie ślady, nie?
-Nie zaszkodzi poszukać. Idziemy na miejsce zbrodni. A ty, Meg?- zapytał Remus.
-No dobra, idę z wami…
Pobiegliśmy podekscytowani na feralną plażę. Woda, która płynęła najspokojniej w świecie, niosła wielką tajemnicę. Co tak naprawdę tu się wydarzyło?
-Musiał spaść do wody.- Caterina opuściła ręce bezradnie- Mamy naprawdę spory kawałek do obszukania. To jak igła w stogu siana… A nawet nie wiadomo, czego szukamy!
-Jakichś poszlak…- Remus potarł w skupieniu wargi- Odtwórzmy, co się działo. Sergio zniknął w chaszczach na naszych oczach. Co potem?
-Poszedł nad brzeg. Ktoś wepchnął go do wody, zapewne z wysoka, skoro był ranny. Ten krzyk nie trzyma się trochę kupy, ale co tam.
-Mówię wam, to bez sensu…- ukryłam twarz w dłoniach.- Jeżeli ktoś go zabił, to pewnie zbiegł już dawno daleko stąd. Nawet nie mamy żadnego dowodu, że Sergio po prostu nie krzyknął podobnie do tego faceta z filmu…
-Ten film widziałam już stukrotnie!- zdenerwowała się Caterina, odrzucając sprężynki na plecy- Wszędzie poznam ten krzyk. Nawet podejrzane mi się wydało, że wtedy się rozległ, ale jak znaleźliśmy Sergio, to już to zlekceważyłam…
-Chodźmy z wolna w stronę miejsca, gdzie go znaleźliśmy.- zasugerował Remus.
Dotarliśmy na wygórowaną, piaszczystą skarpę.
-Może stał tu? To dość wysokie, widokowe miejsce.- Remus rozejrzał się uważnie.
Caterina podeszła nad brzeg i zerknęła w dół, Remus odszedł w przeciwną stronę. Popatrzyłam na jedno i drugie, zastanawiając się nad sensem tego wszystkiego.
-Remus, to nie ma sensu.
-Mary Ann, proszę…- Remus złożył dłonie, jak do modlitwy.
-Wy wiecie chociaż, czego szukacie?
Remus ruszył w moją stronę.
-Nie zaprzeczaj, że…- zaczął ze złością, po czym wrzasnął z bólu. Caterina odwróciła się ku nam ze strachu.
-Co jest?
-Nic, uderzyłem się w jakieś cholerstwo…- począł podskakiwać na jednej nodze, trzymając stopę. Zerknął z nienawiścią na piasek, po czym ukląkł. Podeszłyśmy do niego ze zdziwieniem. Remus popatrzył na nas uważnie, po czym odgarnął trochę piasku. Ukazał się kant drewnianej skrzynki. Wymieniliśmy wymowne spojrzenia i szybko wyciągnęliśmy skrzynię z sypkiego podłoża. Caterina z wielkim trudem oderwała pokrywę, po czym z trwogą zajrzeliśmy do środka.
W rogu niewinnie spoczywało jakieś radio na baterie, niezbyt drogie i nowoczesne. Remus z nieco zagubioną miną wyjął urządzenie, obejrzał je.
-Głośność ustawiona na full.- zauważyłam z zaintrygowaniem.
-Tam jest kaseta!- krzyknęła Cat- Remus, wyciągaj kasetę!
-Ale yyy… Jak?- wbił paznokcie w szparę i pociągnął, klnąc płynnie. Caterina zmarszczyła podejrzliwie brwi.
-Czy wy w Anglii nie macie takich rzeczy, jak radia?
Wyciągnęłam najzwyczajniejszą kasetę ze środka po ciężkim westchnięciu i kliknięciu guzika.
-Hmm. Jedna strona ma jakieś dwie godziny. No, trochę mniej…- mruknęłam, obserwując napis na boku- Długo.
-Może puścimy?- zaproponowała z satysfakcją Caterina. Włożyłam kasetę do środka i przewinęłam nieco do przodu. Cisza…
A potem dało się słyszeć potężny wrzask, który już kiedyś słyszeliśmy. Wymieniliśmy pełne obawy spojrzenia i zaległa martwa cisza.
***
-Prochem jesteś i w proch się obrócisz…
Ze smętnym zamyśleniem obserwowałam wpuszczoną w ziemię trumnę. Czy to możliwie, że Sergio leży tam w środku?
Rzuciłam okiem na zgromadzonych. Wuj Giuseppe ryczał jak bóbr, wycierając nos chusteczką w kropki. Obok stała jego żona, przytulając go, łzy spływały obficie z jej policzków. Caterina, Margherita i Eustachio trzymali się blisko rodziców. Dziewczyny płakały, Eustachio był przygnębiony. Ciotka Maddalena wyła z rozpaczy, jęcząc „Mój braciszek, mój kochany braciszek!”, Giacinto z grobową miną przytrzymywał ją, ich dzieci trzymały się blisko Luciano, spoczywającego na wózku inwalidzkim. Ojciec Sergio miał jeszcze więcej zmarszczek i siwych włosów, niż dotychczas.
Remus delikatnie objął mnie w pasie, dodając otuchy. W końcu trumnę zasypano, zgromadzeni ruszyli ku samochodom.
-Szkoda, że przyjechaliśmy tu teraz, kiedy dzieją się takie przykre rzeczy…- szepnęłam do Remusa. Nie odpowiedział- Czy to nie dziwne?
Łzy spłynęły z mych oczu.
Wsiedliśmy do Cadillaca z wujem Giuseppe, za nami weszła Caterina. Samochód ruszył ku willi. Panowała cisza, nie licząc pojedynczych szlochów pasażerów.
-Jeżeli ktoś nagrał ten krzyk…- powróciła do tematu sprzed dwóch dni Caterina- Wciąż tego nie rozumiem. Nie widzę sensu w tej opowieści.
Remus zmarszczył brwi.
-Właśnie. On umarł około dwunastej trzydzieści, nie? Tak powiedziała Margherita.
-Mogła się pomylić, prawda? W końcu to początkujący lekarz.
-Zresztą, utrzymujecie, że widziałyście go, jak znikał w krzakach, gdy przyszliśmy. Zgadzają się godziny, mógł wtedy zostać zabity, kiedy Margherita to określiła.
Coś mi jednak nie pasowało. Wiedziałam, że coś przeoczyliśmy, jakiś ważny szczegół…
-O czym rozprawiacie, dzieciaki?- dało się słyszeć smętny głos wujka zza kierownicy.
-Próbujemy ustalić, kto zabił Sergio, tato.- odparła Caterina.
-Co?! Jak to, to jego ktoś zabił?!- ryknął- Niech tylko się dowiem, kto za tym stoi! Ale nie, to niemożliwe… Czemu wymyślacie takie bajki? Chcecie mnie na drzewo władować?! Przecież to nie film kryminalny, tylko życie!
-Tato, mamy dowody. Co prawda, niezbyt wiele nam mówią, ale są podejrzane… Fakt, że krzyk Sergio nie był jego krzykiem, tylko nagraną ścieżką dźwiękową, nie wiem tylko, co to daje…
Wujek Giuseppe zerknął na nas zatroskanym wzrokiem przez lusterko wsteczne.
-Nie wiem, naprawdę.- zagrzmiał- Jeżeli ktoś go zamordował to… To po co? Nie, to by nie miało sensu… Tak na naszych oczach? Pod nosem rodziny?
Wytarł głośno nos w chusteczkę.
-Jeżeli jednak macie rację… To zbir pożałuje, że się urodził!- warknął ze złością.
***
„Droga Lily!
Bardzo się cieszę, ze Twoje wakacje są takie barwne. Co prawda nie zazdroszczę siostry, która nie potrafi rozmawiać z rodzeństwem, ale cóż zrobić.
U mnie stało się coś strasznego. Zmarł jeden z domowników. Spadł ze skarpy do rzeki. Pogrzeb już się odbył, wczoraj. To było straszliwe, czułam się tak obco wśród swoich, jak intruz…
Co gorsza, ja z Remusem i taką jedną Cateriną odkryliśmy, że nie jest to prawdopodobnie śmierć przez przypadek. Chociaż wszystko się zgadza (Margherita, siostra Cateriny określiła zgon na około 12:30), krzyk, który wydał, nie był jego, lecz z kasety puszczonej w krzakach. Nie wiem, po co. Ostatnio wpadło mi do głowy, że może Margherita coś pokręciła.
Coś mnie niepokoi. Sergio, ten co umarł, powiedział mi na naszej ostatniej rozmowie w cztery oczy, że coś jest tu nie tak. Ten dom go przerażał, chociaż nie było tego po nim widać. Czasem, gdy siedzę sama w pokoju, mam ochotę stąd uciec. Czuję, że czegoś nie dostrzegamy, czegoś oczywistego. Nie śnię w nocy, nawet o morderstwach, ale często budzę się i nie potrafię spać. Tu jest tak cicho. Po raz pierwszy zaczęłam się czuć jak więzień czterech ścian, jakby dom drwił ze mnie, kryjąc jakąś niewyobrażalną tajemnicę. Widzę twarz Sergio, jego puste, martwe oczy, kiedy tylko zamknę swe własne.
Dobrze, że mam Remusa. Ostatnio poszłam do niego w nocy, gdy nie mogłam usnąć i przytuliłam się mocno. Rozmowy z nim, jak zwykle, dobrze mi robią, jednakże boję się myśli, że w końcu przyjdzie pełnia i Remus mnie zostawi.
Chyba już skończę. Jakbyśmy coś odkryli, natychmiast Ci napiszę. Mam nadzieję, że szybko prześlesz mi odpowiedź! Meg”
Przywiązałam liścik do nóżki sowy Remusa, Paproszka. Paproszek przyleciał z domu, toteż mogliśmy korespondować z Anglią do woli. Imię zawdzięczał Blackowi, który któregoś dnia po pełni stwierdził odkrywczo, że skoro tej sowy nikt nie karmi, to zapewne musi żyć samym kurzem i paprochami z podłogi.
Rzuciłam się w piżamie na narzutę. Noc, kolejna noc w tym miejscu… Czy znowu nie będę potrafiła spać? Chętnie wyszłabym na spacer, gdyby nie strach o własne życie…
Złota poświata… Nic nie widzę. Chociaż nie, tam jest mur, porośnięty bluszczem… Dostrzegłam klamkę. Chyba muszę otworzyć tą bramę. Czyżbym tu już kiedyś przypadkiem nie była?
Spróbowałam podnieść rękę ku klamce. Poczułam frustrujący bezwład dłoni. Próbowałam zrobić chociaż jeden najmniejszy krok. Nogi jakby wrosły mi w ziemię… Stałam, bezradnie wpatrując się w utęskniony obiekt. Jestem za daleko, by sięgnąć zbyt wiele mnie dzieli…
Mgła pochłonęła bramę i wszystko naokoło. Chwilę potem ocknęłam się z zamkniętymi oczyma. Powoli analizowałam, że do pokoju wpada światło słoneczne, słychać odgłosy śniadania z kuchni.
Usiadłam na łóżku, w pełni wypoczęta. Sen kotłował mi się po głowie, jednocześnie ogarnęła mnie radość. Miałam sen! Po raz pierwszy od pół roku chyba, coś mi się przyśniło. I to jak wyraziście! Dopadło mnie jednak dziwaczne deja vu. Chyba kiedyś śniło mi się coś bardzo podobnego…
Poczochrałam włosy i wygramoliłam się z pościeli, zerkając na zegarek. Ósma trzydzieści trzy, wcześnie. Na korytarzu nikogo nie było, głośno dźwięczały patelnie, garnki i głos ciotki Maddaleny.
„Ciekawe, czy Remus śpi…” poleciałam po schodach na górę i podbiegłam do jego pokoju na palcach. Okazało się, że smacznie chrapał. Poczekałam jeszcze jakiś czas, ale się nie obudził. Nieco zrezygnowana, ruszyłam z powrotem na dół. Trudno, o moim śnie opowiem mu potem.
-Wiesz, chyba przesadzasz. On nie powinien…- rozległ się żeński głos z pokoju cioci i wujka. No tak, wciąż przetrawiają tą tragedię.
Zeszłam flegmatycznie po solidnych schodach do kuchni.
-Dzień dobry, pani Bonifacjo!- przywitałam się. Poza starszą kobietą po kuchni kręcił się jedynie Fabrizio, zaglądając z nudów do wszystkich słoików, oraz Chiara, bawiąca się łupinami orzechów przy śmietniku.
-Witam. Może kawy?- zagadnęła wesoło szczerbata Bonifacja.
-Tak, poproszę.- uśmiechnęłam się- Przejdę do salonu.
-Proszę?!
-TAK, POPROSZĘ UPRZEJMIE!
W salonie zastałam jedynie Margheritę, czytającą jakieś pismo lekarskie.
-Dzień dobry.- zagadnęłam. Popatrzyła na mnie nieco nieprzytomnie. Zauważyłam, że miała worki pod oczami i siną twarz.
-Ech, wiem, że wyglądam strasznie. Nie spałam całą noc…- wzruszyła ramionami- Marzę, żeby wreszcie Bonifacja przyniosła mi tę kawę… Już dziś wypiłam jedną szklankę, ale trudno…
-Czemu nie spałaś?- opadłam na wiklinowe krzesło przy stoliku do kawy naprzeciw Margherity.
-Pracuję nad pewnym eksperymentem, piszę pracę… Mam dużo roboty i jeszcze to morderstwo… Czuję się fatalnie, o rany!
-Morderstwo?- zdziwiłam się. Do tej pory jedynie wuj Giuseppe i Fabrizio wiedzieli, że ja, Remus i Caterina rozgrzebujemy tą sprawę. Dla innych pozostało to tajemnicą.
-Oczywiście. Nie jestem taka głupia, Mary Ann.- rzekła, spuszczając głowę na zegarek- Która to już godzina… Prawie dziewiąta, chyba idę do łóżka. Zaraz zwymiotuję.
-Co mówiłaś o morderstwie?
W tym momencie wkroczyła Bonifacja z tacą i dwoma filiżankami. Margherita poczekała, aż służąca wyjdzie i rzekła.
-To nie był wypadek, że Sergio spadł z tej skarpy.
-Nie?- postanowiłam pociągnąć ją za język. Nachyliłam się ku mojej osobistej filiżance w chabry.
-Nie. Ja wiem, że za tym stoi coś więcej…
Podniosłam do ust kawę, przyglądając się uważnie Marghericie. Hmm, jest bardzo inteligentna.
-Fuj, jak ta kawa dziwnie pachnie!- skrzywiłam się, oglądając czarną ciecz, zabarwioną czymś białym- Kawa z mlekiem! No nie!
-Zamieńmy się, jeżeli nie lubisz…
Margherita oddała mi swoją ulubioną filiżankę w drobne stokrotki i upiła z mojej.
-Okropnie gorzka.- zakrztusiła się- Ohydna! I do tego kwaśna… Ale już trudno, potrzebuję kofeiny…
-Mówiłaś, że to morderstwo…- podjęłam na nowo, pijąc łyk jej kawy- Ale przecież Sergio spadł ze skarpy, a ty stwierdziłaś jego zgon o pół do pierwszej. Przecież chyba tak było!
Margherita zbladła gwałtownie i spojrzała na mnie, jakby koniecznie chciała mi coś powiedzieć.
-Wierzysz pozorom. Temu, co jest na wierzchu. A to wszystko nie tak!…
Odkaszlnęła, krzywiąc się okropnie. Poderwała swe ciało ku górze, odrzucając filiżankę na dywan, gdzie rozlała zawartość.
-Nie mogę… oddychać…
Zwaliła się na ziemię.
-Margherita!- krzyknęłam w panice, zrywając się od stołu- POMOCY!
Fabrizio wpadł przez drzwi do salonu, za nim biegła Bonifacja. Margherita rzucała się na dywanie w konwulsyjnych drgawkach, sina i oblana pianą z ust. Po chwili zamarła.
Następna część za dwa tygodnie
Komentarze:
Sean Niedziela, 01 Lutego, 2015, 09:10
I do some voluntary work <a href=" http://www.hetelfdegebod.eu/index.php/route ">grey Buy Lovegra Online containing</a> Despite the years of feuding that has riven the hugely wealthy clan, the Karzai brothers plan to offer the outgoing president, who is constitutionally barred from running again, a position in their government.
Michael Niedziela, 01 Lutego, 2015, 09:10
I'm on holiday <a href=" http://updatecontent.com/service/ ">trips where to buy avanafil/extendra vale</a> Navalny has fought an uphill battle even though the authorities guaranteed a clean campaign. In the past month, heâÂÂs faced allegations of illegal funding and seen police confiscate allegedly unsanctioned campaign materials.
Michael Niedziela, 01 Lutego, 2015, 09:10
I'm on holiday <a href=" http://updatecontent.com/service/ ">trips where to buy avanafil/extendra vale</a> Navalny has fought an uphill battle even though the authorities guaranteed a clean campaign. In the past month, heĂ¢ĂÂĂÂs faced allegations of illegal funding and seen police confiscate allegedly unsanctioned campaign materials.
Zackary Niedziela, 01 Lutego, 2015, 09:10
I'll text you later <a href=" http://www.posimed.org/index.php?page=aviso-legal ">simple generic diflucan fluconazole toe teach</a> In fact, both sides in the heated debate over proposals to open Mexico's oil industry to private companies are using the image of former president Lazaro Cardenas, roughly Mexico's equivalent of Franklin D. Roosevelt.
Zackary Niedziela, 01 Lutego, 2015, 09:10
I'll text you later <a href=" http://www.posimed.org/index.php?page=aviso-legal ">simple generic diflucan fluconazole toe teach</a> In fact, both sides in the heated debate over proposals to open Mexico's oil industry to private companies are using the image of former president Lazaro Cardenas, roughly Mexico's equivalent of Franklin D. Roosevelt.
Blake Niedziela, 01 Lutego, 2015, 09:10
I went to <a href=" http://www.bullyprevention.org/aboutdbpa.html ">accepted envelope discount bupropion sr warehouse</a> Lovelace was born in 1815, the only legitimate daughter of Lord Byron. Privately educated in science and mathematics, her mother was determined she should not become a poet like her father. She is acknowledged to be an important contributor to the early development of the computer and computer programming.
Blake Niedziela, 01 Lutego, 2015, 09:10
I went to <a href=" http://www.bullyprevention.org/aboutdbpa.html ">accepted envelope discount bupropion sr warehouse</a> Lovelace was born in 1815, the only legitimate daughter of Lord Byron. Privately educated in science and mathematics, her mother was determined she should not become a poet like her father. She is acknowledged to be an important contributor to the early development of the computer and computer programming.
Dewey Niedziela, 01 Lutego, 2015, 09:10
I enjoy travelling <a href=" http://www.bullyprevention.org/aboutdbpa.html ">risen how much does bupropion cost at target domestic</a> The report claims this way of working would allow patients to be discharged from hospital at weekends, while closer links between community and social care providers would enable greater continuity of care at home.
Dewey Niedziela, 01 Lutego, 2015, 09:10
I enjoy travelling <a href=" http://www.bullyprevention.org/aboutdbpa.html ">risen how much does bupropion cost at target domestic</a> The report claims this way of working would allow patients to be discharged from hospital at weekends, while closer links between community and social care providers would enable greater continuity of care at home.
Preston Niedziela, 01 Lutego, 2015, 09:10
I love the theatre <a href=" http://www.incropsproject.co.uk/eligibility ">jealous buy clomid for men online deliverance</a> But it said the distinction between the use of the term as a "badge of honour and a call to arms" and the "anti-Semitic abuse levelled at our fans by supporters of opposing teams appears to have been dismissed by the FA and the Metropolitan Police".
Preston Niedziela, 01 Lutego, 2015, 09:10
I love the theatre <a href=" http://www.incropsproject.co.uk/eligibility ">jealous buy clomid for men online deliverance</a> But it said the distinction between the use of the term as a "badge of honour and a call to arms" and the "anti-Semitic abuse levelled at our fans by supporters of opposing teams appears to have been dismissed by the FA and the Metropolitan Police".
Mia Niedziela, 01 Lutego, 2015, 09:10
Insert your card <a href=" http://updatecontent.com/service/ ">similar generic stendra crude truth</a> The medical device company entered into a deal with a unitof Swiss company Roche Holding AG allowing it to useOrganovo's three dimensional human tissue printing technology instudying the effects of chemicals in living organisms.
Mia Niedziela, 01 Lutego, 2015, 09:10
Insert your card <a href=" http://updatecontent.com/service/ ">similar generic stendra crude truth</a> The medical device company entered into a deal with a unitof Swiss company Roche Holding AG allowing it to useOrganovo's three dimensional human tissue printing technology instudying the effects of chemicals in living organisms.
Casey Niedziela, 01 Lutego, 2015, 09:10
There's a three month trial period <a href=" http://www.incropsproject.co.uk/eligibility ">disappear bradley order clomid online australia pine pepper</a> The test used by the Edinburgh researchers was able to measure much lower levels of troponin than the standard test and showed that after a heart attack, women appear to have lower troponin levels than men. Until now, it has been assumed that levels of this marker of heart damage were the same in men and women.
Casey Niedziela, 01 Lutego, 2015, 09:10
There's a three month trial period <a href=" http://www.incropsproject.co.uk/eligibility ">disappear bradley order clomid online australia pine pepper</a> The test used by the Edinburgh researchers was able to measure much lower levels of troponin than the standard test and showed that after a heart attack, women appear to have lower troponin levels than men. Until now, it has been assumed that levels of this marker of heart damage were the same in men and women.
Clifford Niedziela, 01 Lutego, 2015, 10:10
History <a href=" http://www.sueflood.com/where-is-sue#mop ">diflucan 100 mg pret</a> But there was one player missing from the reunion. Standing at the end of the line in the original photo from 1992, Terry Cooke was 15 when he was part of the FA Youth Cup-winning team but his career bears little resemblance to that of his peers.
Clifford Niedziela, 01 Lutego, 2015, 10:10
History <a href=" http://www.sueflood.com/where-is-sue#mop ">diflucan 100 mg pret</a> But there was one player missing from the reunion. Standing at the end of the line in the original photo from 1992, Terry Cooke was 15 when he was part of the FA Youth Cup-winning team but his career bears little resemblance to that of his peers.
Cristopher Niedziela, 01 Lutego, 2015, 10:10
Looking for a job <a href=" http://www.fasrm.com/index.php/calendario#yet ">topamax 200 mg twice daily</a> âÂÂThatâÂÂs frightening,â he says. âÂÂBy the time I was 10 years old, and IâÂÂm not exaggerating, I knew how to patch drywall. ThereâÂÂs nothing my brothers and I didnâÂÂt put a hole in. We turned our home into a Wiffle house. ThatâÂÂs something IâÂÂm not looking forward to.âÂÂ
Cristopher Niedziela, 01 Lutego, 2015, 10:10
Looking for a job <a href=" http://www.fasrm.com/index.php/calendario#yet ">topamax 200 mg twice daily</a> Ă¢ĂÂĂÂThatĂ¢ĂÂĂÂs frightening,Ă¢ĂÂĂ he says. Ă¢ĂÂĂÂBy the time I was 10 years old, and IĂ¢ĂÂĂÂm not exaggerating, I knew how to patch drywall. ThereĂ¢ĂÂĂÂs nothing my brothers and I didnĂ¢ĂÂĂÂt put a hole in. We turned our home into a Wiffle house. ThatĂ¢ĂÂĂÂs something IĂ¢ĂÂĂÂm not looking forward to.Ă¢ĂÂĂÂ
Curt Niedziela, 01 Lutego, 2015, 10:10
How do you do? <a href=" http://weblinksonline.co.uk/joomla-faq.html#bruise ">abilify online canada</a> "A day made such a difference in this region with the magnetic field suddenly doubling and becoming extraordinarily smooth," said NASA scientist Leonard Burlaga in the statement. "But since there was no significant change in the magnetic field direction, we're still observing the field lines originating at the sun."