Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Pamiętnikiem opiekuje się Doo!

[ Powrót ]

Sobota, 02 Października, 2010, 12:02

64. "Zaczęło się"

Wiecie co?
Czasem mam ochotę ciepnąć ten pamiętnik. Dlaczego?Bo jest dla mnie taki ważny, paradoksalnie. Nie potrafię wyobrazić sobie, że coś mogłoby mi się nie udać (zamknięcie strony, brak komentarzy, beznadziejne wpisy…) i wtedy nachodzi mnie taka właśnie nieoparta ochota. Źle znoszę ten stresik, najwyraźniej :-D. A potem pomyślę o tych wszystkich rzeczach, o których będę się jeszcze rozpisywać, o kochanym chłopcu z lustra, jeszcze bardziej kochanym Syriuszu, słodkim Remusie, walniętym Jamesie, któremu tak niewiele już tu pozostało… A wreszcie o mojej Meggie, w której życiu zostało tak wiele do opisania… Mam nadzieję, że pozostaniecie tu ze mną do końca jej historii i doczekacie czasów, kiedy to… Dobra, dość. A stwierdzam, że już przekroczyłam połowę liczby zamierzonych odcinków, które tu wrzucę.
Pewnie nie tego oczekiwaliście po poprzednim wpisie i jego zakończeniu. Ale cóż, nie rozczarujecie się, może nie w tym odcinku, ale w przyszłości. Jeżeli kto bowiem myśli, że Syriusz i Meg natychmiast połączą się razem w splocie miłości ognistej (czy jakoś tak :-D), to, odważę się pokusić o stwierdzenie, że mnie nie zna :-P. To by było za proste.
Także, cierpliwości. Ech, wybaczcie mi ten, bądź co bądź, dziwnie posępny wstęp. Ale mam taki nastrój, że musiałam to napisać. Choć nie wiem, po co. Taki chemiczny dół.
Za tydzień, mam nadzieję, dodam dalszy ciąg.

Żołądek podskoczył mi do gardła. Syriusz… Syriusz mnie kochał cały ten czas…?!
Peter odszedł, mrucząc coś trywialnego o kolacji. Uśmiechał się tryumfalnie i z rozrzewnieniem.
-Dziękuję ci, Glizdek. Dzięki.- wyszeptałam do niego.
Odparł zachęcającym uśmiechem i znikł za rogiem. Stanęłam sama na środku korytarza, przetrawiając wszystko od nowa, wciąż nie mogąc w to uwierzyć.
Rzuciłam się biegiem przed siebie, czując jakąś gorączkę. Muszę go znaleźć, dowiedzieć się…
Zbiegałam na łeb na szyję po kamiennych kondygnacjach, pędziłam osamotnionymi korytarzami. Wciąż w głowie buzowała ta niewiarygodna myśl, że Syriusz mnie kochał od samego początku. Czy mogłabym przypuszczać? Cóż, może od jakiegoś czasu przed chodzeniem z Rabastanem mógł dawać takie sygnały. A jak było wcześniej?
Zdawało mi się, że ma mnie w głębokim poważaniu. Był w moich oczach zblazowanym, napuszonym narcyzem. Czasem sprawiał wrażenie, że bawi się mną, nawet wtedy, gdy zaprosił mnie na bal w piątej klasie. Wydawało mi się, że taka swoista gra o nagrodę go bawi, możliwe, że założył sobie jakiś cel. Zawsze patrzyłam na niego przez pryzmat jego popularności u dziewcząt, tłumacząc sobie, że nie mogłabym pójść z kimś takim na bal, z kimś, kto w każdej chwili zmieniłby zdanie, bo dostrzegł lepszą ofiarę. Czułam obrzydzenie do Łapy. Czy naprawdę mnie o to poprosił, bo coś do mnie czuł?
Jak mało o nim wiedziałam! A potem przyszła szósta klasa, kiedy to zaprzyjaźniliśmy się, a ja przyzwyczaiłam się do tego innego, lepiej poznanego Syriusza. Takiego, jakim był w rzeczywistości. Nawet zaczął mi się ździebko podobać, chociaż nigdy nie byłam ze sobą szczera i wstydziłam się to przyznać. Nic dziwnego, że Syriusz tak się wściekł, gdy broniłam Rabastana i pokłóciliśmy się. Zaczął być zazdrosny i miał powód. Zdesperowany powrócił do rodziny, widząc w tym jedyną nadzieję na odzyskanie utraconej na zawsze dziewczyny.
Poczułam do siebie wstręt, pędząc korytarzem na trzecim piętrze. Jak mogłam być taka ślepa?! Wtedy, w ruinach, gdy spróbował mnie pocałować… Potem, gdy chodziłam z Rabastanem, wydawało mi się to następną zabawą Syriusza. Myślałam, że ze mną igrał. Teraz widzę, jak bardzo się myliłam.
-Remus!- przystanęłam, dysząc- Widziałeś… Syriusza?!
Remus stał samotnie przy gotyckim oknie, zapatrzony w góry na horyzoncie i marcowe, żółtawe niebo. Odjął zamyślony, tęskny wzrok od tego widoku i popatrzył na mnie nieprzytomnie.
-Tak… Ostatnio zaczepił Redhill przed salą do obrony…
Serce we mnie zamarło. Nie, nie ma się czego bać. Syriusz jest ze mną, ona mi go nie odbierze…
-Pewnie wciąż tam sterczy… Mogę mu coś przekazać.- mruknął smutnym tonem.
-Uwierz mi, tego się nie da przekazać…- szepnęłam i rzuciłam się gwałtownie ku sali.
Przed moimi oczyma powstał obraz Syriusza, jego zmrużone oczy. Kiedyś czaił się w nich chłód, teraz zazwyczaj ciepło i rozbawienie. Jego sposób bycia, wieczne zblazowanie, opanowanie, poprzeplatane napadami szalu i emocji wydał mi się nagle taki interesujący!
Po raz trzeci w życiu uderzyło mnie, jak niezwykłej urody twarz posiadał. W niej było coś poza tym, coś większego, wyrażonego w oczach, stalowoszarych, błyszczących, gdy zawzięcie rozważał lub mi się przypatrywał… Z jakąś nieznaną czułością względem niego pomyślałam o tych roziskrzonych oczach, o czarnych włosach, kładących się delikatnymi falami na skroniach, szyi i czole. Zapragnęłam nagle poczuć jego nieziemskie perfumy i ogarnęła mnie niewyjaśniona tęsknota…
Wypadłam zza zakrętu i przystanęłam w cieniu. Rzeczywiście, Redhill i Syriusz stali nieopodal. Oczy kobiety błyszczały słodko. Syriusz stał do mnie plecami. Poczułam gniew.
-Po prostu, czarną magię trzeba znać, by umieć się przed nią chronić, Syriuszku.
-Nie do końca z panią bym się zgodził. Lepiej wcale się w nią nie plątać, bo potrafi być bardzo… kusząca. Niejeden czarodziej stał się przez to czarnoksiężnikiem.
-Jest wiele kuszących rzeczy…- rzekła, przybierając znów swój obleśny ton- Ale nie zgadzam się z tobą. Dobrze jednak czasem porozmawiać z rozumnym uczniem. Miło, że nie przytakujesz, jak głupi.
-To co pani powie na moją propozycję?- mruknął po chwili, ściszając głos- Mam wpaść któregoś dnia wieczorem? Żeby się nie wydało, to chyba nie jest do końca… legalne…
Zdrętwiałam. Co Syriusz robi?!
-Zastanowię się.- zmierzyła go zadowolonym spojrzeniem- Kusi mnie to, Syriuszu, ale, jak powiedziałeś, nie potrafię stwierdzić, czy za to nie czekałaby nas jakaś kara. Pomyślę i dam ci znać.
-Już się nie mogę doczekać, pani profesor…
-Ja również, to może być… Lupin! Co ty tu robisz?!
Syriusz gwałtownie obrócił się ku mnie. Redhill wpatrywała się we mnie podejrzliwie.
-Ja… chciałam porozmawiać z Syriuszem…- odparłam, siląc się na obojętność.
Redhill kiwnęła.
-Proszę bardzo, rozmawiajcie. Nie przeszkadzam narzeczeństwu!
Ostatnie słowo wymówiła z głęboką pogardą i odeszła.
-Dobranoc, pani profesor.- rzekł na odchodnym Syriusz. Podeszłam do niego. Był nieco przygaszony.
-Syriuszu, chciałam z tobą porozmawiać…- mruknęłam smętnie, przybliżając się, by poczuć zapach.
-No, słucham, Mary Ann…- zerknął na mnie. Czy złudzeniem była niechęć w jego oczach?
Otrząsnęłam się, dzielnie ignorując ogarniający mnie smutek po tym spostrzeżeniu.
-Czy ty…- zacięłam się. Jak ja mam go spytać o to, co powiedział Glizdek?! Wyda się, że Glizdogon zdradził mi cenny sekret Syriusza i tamten go zabije…
Syriusz przybliżył się nieco, obserwując mnie ze zdziwieniem.
-No, wyduś to z siebie w końcu…
-Słuchaj, chciałam porozmawiać o… nas. Naszych relacjach odkąd się poznaliśmy.
Syriuszowi twarz stężała. Przysunęłam się jeszcze bliżej i musnęłam delikatnie dłonią jego przedramię, ubrane w białą, luźną bluzkę, by zyskać na czasie. Cień czegoś dziwnego przebiegł przez twarz Łapy. Wyglądał, jakby zdrętwiał w środku. Grdyka podleciała do góry po długiej szyi. Spodobało mi się to, co dostrzegłam. Zakłopotany i speszony wzrok utkwiłam w szarej szelce.
Staliśmy teraz bardzo blisko, praktycznie dzieliło nas kilka cali. Spuściłam wzrok, czując gorąco na twarzy i za kołnierzykiem koszuli w kratkę. Czułam się obserwowana.
-Mary Ann?- szepnął Syriusz zachęcająco roztrzęsionym głosem.
Teraz!… Nie, nie teraz, słyszę kroki…
-O, Meg! I…
Severus Snape zatrzymał się przed nami, łypiąc na Syriusza z nieopanowaną nienawiścią. Po chwili wyciągnął różdżkę, by miotnąć w niego zaklęcie.
-Syriuszu…!- zaczęłam, by poprosić go o nierobienie krzywdy Severusowi. Łapa popatrzył na mnie i chyba to zrozumiał bez słów, bo wzruszył ramionami i rzekł obojętnie:
-Idę do dormitorium. Na razie, Mary Ann!
Posłał mi zwyczajowy uśmieszek i znikł za rogiem. Severus opuścił różdżkę. Patrzyłam jeszcze w miejsce, gdzie znikł.
-Co on ci robił?!- rzekł z obrzydzeniem.
-Nie twój interes!- warknęłam- Dzięki, Sev!
Severus oniemiał.
-To tak mi się odpłacasz?!- warknął- Uratowałem cię od Blacka!
-Słucham?! Nie prosiłam o tą pomoc!- zawołałam ze złością.
-To godzisz się na to, że cię uwiężą?! Gdzie twój honor?!
-Tak, być może się godzę!- warknęłam, zaplatając ręce na piersiach i nie patrząc na Severusa.
Dostrzegłam kątem oka, że twarz mu się wydłużyła, po czym syknął:
-Co ty wyrabiasz?! To, że Rabastan od ciebie odszedł nie znaczy, że masz tak po prostu zawiesić broń! Chcesz być żoną tego parszywego, napuszonego…
-Przestań.- wycedziłam ostrzegawczo- Natychmiast. Syriusz nie jest parszywy. Napuszony również.
-Black to kanalia!- warknął Severus, wstrząsając tłustymi strąkami.
-Severusie!
-Mówię prawdę! Nawet jeżeli Rabastan cię nie wyciągnął z tego bagna, ja to zrobię!
-Nie potrzebuję być wyciągnięta z tego bagna!- zezłościłam się -Tobie nic do tego!
-Owszem, Mary Ann!- wycedził- Jesteś dla mnie wszystkim, odkąd odeszła Lily…
Przełknęłam głośno ślinę. Severus rzucił ze złością:
-Nie pozwolę ci być nieszczęśliwą z Blackiem. On utrzymywał, że cię ratuje przez ślub?! To ja cię wyratuję przez wyciągnięcie cię z niego, choćby nie wiem co. Bo bardzo cię… kocham. Nie rozumiesz?! Nie będę mógł się z tobą widywać, gdy będziesz jego żoną! Straciłem przez Pottera Lily, teraz przez Blacka mam stracić ciebie?! Poza tym, UMRZESZ. Voldemort cię ZABIJE!
-Nie dbam o to!- prychnęłam.
-Szkoda. Bo ja dbam! Żegnam!
I odszedł, powłócząc peleryną.
Stałam na środku korytarza, oświetlana jedynie przez marcowe niebo po zachodzie, czując mętlik w głowie. Były tam nie tylko moje uczucia względem już-sama-nie-wiem-kogo, ale jeszcze rzekoma miłość Syriusza do mnie, jego rozmowa z Redhill, Lily plus James, nieszczęśliwy Remus, tęsknota za Rabastanem, strach przed Voldemortem, rozczarowanie, że nie porozmawiałam z Syriuszem i to, co powiedział przed chwilą Severus. Nie spodziewałam się tego po tym zamkniętym w sobie Ślizgonie. Co mógł mieć na myśli? Wiedziałam, że kochał Lily, jego miłość do mnie wobec tego rzeczywiście musiała być siostrzana. Tak, jak myślałam.
Odetchnęłam z ulgą, kierując kroki do dormitorium. Ciekawe, czemu Severus tak zapalczywie chce o mnie walczyć. Musi mu na mnie zależeć. Dziwnie się z tym czuję…

***

Ostatni kwiecień w Hogwarcie prawie nadbiegł. Nie miałam czasu się nad tym zastanawiać, czułam się jedynie przybita tym faktem. Za dwa miesiące opuszczę Hogwart na zawsze…
Z Severusem nie odzywałam się od marca. On przebywał ze swymi śmierciozercowatymi kumplami, ja natomiast poruszałam się po szkole sama. Unikałam również Huncwotów i Lily. Ruda i James stali się praktycznie nierozłączni. Wszędzie widywano ich razem, a co za tym idzie, resztę tej rozkokoszonej grupki także. Peter najwyraźniej nabrał wody w usta i Syriusz nie sprał go na bezkształtną masę za entuzjastyczne dzielenie się z innymi tajemnicami kumpla. Ja i Łapa nie porozmawialiśmy w rezultacie o tym, o czym mieliśmy. Co prawda Syriusz zaczepiał mnie czasem, by dowiedzieć się, czego chciałam. Ja jednak opanowałam się nieco stwierdziwszy, że nie ma sensu rozmawiać z nim na ten niewygodny temat. Dziwaczne uczucie do Czarnego również jakby we mnie ochłonęło i patrzyłam na nie bardziej krytycznie, nie dając się ponieść emocjom. Był to właśnie jeden z powodów, by unikać Huncwotów-towarzystwo Syriusza, które mnie krępowało.
Remus wciąż miał doła. Był przygaszony i cichy, znikły z jego zachowania radość i beztroska. Domyślałam się, że chodzi o Joanne, bowiem nie widziałam ich razem od marca, kiedy wyjechałam do domu, a Remus pozostał w Hogwarcie jako wilkołak. Przypuszczałam, że nie są już razem i to go tak dobiło, jednak bałam się go spytać o faktyczny stan rzeczy.
W dzień egzaminu z teleportacji, której to lekcje odbywały się regularnie od stycznia (na jednej z nich James, zamiast do obręczy, teleportował się na głowie Lily, bo pomyślał o niej, nie o drewnianym kole) niebo przybrało granatowe, burzowe chmury. Zapowiadało się na ulewę, a egzamin był, niestety, na błoniach, toteż wszyscy siódmoklasiści zgromadzili się niedaleko wejścia, na miejscu egzaminu, lub dziedzińcu. Usiadłam sobie grzecznie na jednej z arkad, obserwując ludzi, kręcących się po korytarzach za nimi i po środku dziedzińca. Dostrzegłam Severusa, idącego z kilkoma śmierciożercami. Posłał mi wrogie spojrzenie. Udałam, że tego nie widzę i na niby zanurzyłam się w niewielkiej broszurce od Zeldy Goshawk, traktującej o teleportacji.
Zagrzmiało, a mnie przeszedł niesympatyczny dreszcz.
-O nie…- szepnęłam do siebie z trwogą, bowiem pędziła ku mnie Lily, a za nią czterech chłopaków.
-Hej, Meg!- zawołała na wydechu- Czytasz to do egzaminu?
Wskazała podbródkiem broszurkę, po czym oparła się o jedną z arkad. Przypominała Jamesa.
-Ej, boję się!- zapiszczał Peter, stanąwszy naprzeciw mnie- Nie zdam!
-Nie bój się, Glizduś, zdasz! Kiedyś tam…- mruknął Syriusz, opierając się o moją arkadę z drugiej strony, naprzeciwko Lily.
-Co jest, jak się nie zda?- zapytałam, czując ścierpnięcie skóry z powodu bliskości Czarnego.
-Zabiją cię i zjedzą.- parsknął James, obejmując Lily w pasie ramieniem.
-To ty Rogaś musisz zdać, chyba, że chcesz mieć ich na sumieniu…- rzucił Łapa zadziornie.
-Wiesz, Syriuszu, jak będę już zjedzony, to podejrzewam, że prawdopodobnie łajno mnie to będzie obchodzić…
-Właśnie, w sumie sam nim będziesz…
-Jak nie zdasz, to wracasz na egzamin za rok.- wyjaśnił Remus, nie śmiejąc się- I tak do skutku.
-Podsumował Lunatyk swym radosnym głosem!- parsknął Syriusz, zakładając ręce za głowę.
-Ja nie chcę zdawać do skutku!- przeraził się Peter.
-Taki stuletni Peter, co roku na egzaminie w Hogwarcie!- zaśmiał się James- Spora sensacja! Uwaga, przybywa ten sławetny Peter Pettigrew, rozsypujący się w próchno! Autografy i wywiady!
Tylko Remus się nie roześmiał, a ograniczył jedynie do smętnego uśmieszku.
-Nie nabijajcie się!- poprosił Peter- Ja zaraz popuszczę!
-Pożyczyć ci pampersa?- dogryzł mu James, rechocząc.
-A co, Jim, czyżbyś posiadał pampersy w zapasie?- Black uniósł brew z rozbawieniem- Szybko. Wydawało mi się, że ty i Lil…
Roześmieliśmy się na widok ich min. James ściągnął brwi, nie kumając zanadto.
-Ty nam coś sugerujesz?- zapytał wreszcie.
-Nie, a skąd!- Syriusz udał zdziwionego- Może sam potrzebujesz…
-Jeżeli o to chodzi, to ja z Lily żyjemy w celibacie!- objaśnił ze świętoszkowatą miną.
-Ty z Lily? To może Lily z kimś innym, no wiesz…
Syriusz wykonał niezidentyfikowany ruch ręką do przodu, po którym parsknął. Lily cierpliwie ukryła twarz w dłoniach, a James się napuszył:
-Łapuś, ty idioto, Lily jest czysta, niczym łza! Wykluczone!
-Czyli sprawa jasna, to ty!- wyszczerzył się Syriusz- Z którymś z nas… PETER! Patrz, zaczerwienił się! Ooo, nieładnie, Petuś! No i wyszło!
-To se schowaj…- burknął Remus nagle, a James, Peter i Lily ryknęli na widok zabitego tym Łapy.
Rozległ się gong na wieży.
-Już czaaas!- zawył James- Czas egzaminu z teleportacji!
Ruszyliśmy zatem na błonia, gdzie zbierali się siódmoklasiści.
-Peter, trzymaj pęcherz na wodzy…- szepnął Syriusz, a James dodał:
-Będziemy cię wspierać, gdy za rok przybędziesz tu ponownie!
Na horyzoncie ktoś rozstawił namiot, gdzie kręcili się już opiekunowie domów. Po całych błoniach porozstawiali słupki wszelkiego koloru. Przed nami stało małe stadko urzędników z Ministerstwa-naszych egzaminatorów. Poczułam skurcz brzucha.
-Będziemy wywoływać was piątkami, alfabetycznie.- zarządziła pani Goshawk- Każdy ma jednego egzaminatora. Reszta czeka w grupie gdzieś niedaleko, gotowa na egzamin!
Wywołali kilku uczniów, w tym Syriusza. Podszedł swym pewnym siebie krokiem razem z czwórką innych. Przydzielono im egzaminatorów, a ja i reszta zgromadziliśmy się niedaleko.
To było strasznie męczące i stresujące. Przypominało czekanie przed egzaminami. A czekaliśmy długo. Po jakiś dwudziestu minutach wywołali następną piątkę, do której zaliczyła się Lily. Syriusz nie powrócił, za to wszedł do olbrzymiego namiotu z resztą towarzystwa.
-James, my będziemy razem, jak to dobrze, jak to dobrze…- skamlał Pet.
-Podtrzymam cię na duchu, obiecuję, pączuszku!- James poklepał go po ramieniu.
Siedzieliśmy w ciszy, z wyjątkiem męczącego się głośno Petera. Ja i Remus trawiliśmy tremę w środku, a James promieniował entuzjazmem. Rozłożył się na trawie i zapatrzył w granatowe niebo, przecinane czasem błyskawicą. Nie padało.
-Teraz my, Meggie!- Remus pociągnął mnie za rękę, blady, jak zadek anemika.
Razem z trójką innych uczniaków poszliśmy w kierunku egzaminatorów na nogach, jak z galarety. Peter i James machnęli nam na pożegnanie.
Każdemu przydzielili egzaminatora. Podeszła do mnie sympatyczna, młoda czarownica. Odetchnęłam.
-No, panna Lupin, prawda?
-Zgadza się.- przytaknęłam z trudem.
-To teleportuj się tam, do czerwonego słupka, dobra?
Skupiłam się najmocniej, jak potrafiłam i obróciłam w miejscu. Ponownie dopadło mnie nieprzyjemne uczucie wepchania do gumowej rury, ale chwilę potem stałam przy moim celu. Czarownica obejrzała ziemię, gdzie stałam, by po chwili zmaterializować się obok.
Rozległ się grzmot.
-Chyba będzie padać!- zawołała dziarsko, by mnie rozluźnić.
Kiwnęłam tylko z powagą.
-Uśmiechnij się!- parsknęła- Próbuję cię jakoś rozweselić… Stresujecie się, prawda? Ja także umierałam ze strachu na egzaminie! Ale to nic, przy tym tam chłopaku! Nic dziwnego, dostał pana Callahena, biedaczyna…
Wskazała na morski słupek, przy którym stał Remus, wciąż bladozielony i zezujący na buty. Facet obok miał dla odmiany sino czerwoną twarz, podskakiwał i wrzeszczał nań:
-Gap się na mnie, bachorze niemyty!!!
Potem teleportowałam się dalej, do słupka brązowego, potem jeszcze dalej, do lawendowego. Każdy słupek był dalej, niż poprzedni. Zaliczyłam tak siedem słupków.
-Dobrze. Widzisz namiot?
-Niezbyt…
-Doskonale. Spróbuj się tam teleportować. Zobacz go w wyobraźni.
Wciągnęłam spazmatycznie powietrze i teleportowałam się przed namiot. Czarownica obejrzała trawę i przyklasnęła, uśmiechnięta:
-Świetnie! Do namiotu, Lupin. Wyniki dostaniecie po zakończeniu egzaminu!
Puściła mi oko. Uśmiechnęłam się niemrawo i weszłam do biało żółtego, olbrzymiego namiotu. Pod ścianami porozsiadali się już uczniowie, gawędzący o egzaminie. Niektóre dziewczyny zalały się łzami. Podeszłam do niedbale rozpartego, zblazowanego Syriusza, tłumiąc ochotę, by usiąść mu na kolanach, oraz do Lily, z którą rozmawiał.
-I jak, Meg?- zainteresowała się Lily.
-Chyba w porządku, tak myślę.
-Miałam tą młodą, a ty?
-Taa… Dość… jowialna, jak na mój gust…
-Fajna, nie?
-Dobra, Lily… Możemy zmienić temat?- parsknęłam z zakłopotaniem i przysiadłam obok niej.
-Jak chcesz, pogadamy o owutemach…
-LILY!- jęknęliśmy naraz z Syriuszem.
Wkrótce przybył Remus, skrajnie załamany.
-I jak?- zapytał Syriusz.
-Beznadziejnie.- jęknął jedynie.
-Co? Rozszczepiło cię?!
-Nie.
-A nie trafiłeś w cel?!
-Nie.
-To co było źle?- zmarszczył brwi Łapa.
-Wszystko.- skwitował zwięźle Remus, kończąc rozmowę.
Po kilkudziesięciu minutach przybyli James z Peterem. Peter był skrajnie przerażony, James tryskał energią.
-To było przerażające, dostałem tego ryczącego potwora! Myślałem, że się posikam!- pisnął Pet.
-Dobrze było, nie jęcz! Przynajmniej odwiedzisz Hogwart za rok, szczęściarzu!- Jim puścił mi oko.
W namiocie zaczęło się robić tłoczno, a na zewnątrz rozlegały się coraz częstsze grzmoty. W końcu do namiotu wkroczyła Alicja ze swą grupką w tym Severusem…
-Sev, musimy porozmawiać…- syknęłam, podbiegając do niego. Zrobił zdumioną minę- Na zewnątrz.
Wyszliśmy razem za tył namiotu i skupiliśmy się blisko, ignorując grzmoty.
-Severusie…- zaczęłam smętnie- Doceniam, że się o mnie martwisz, ale ja muszę wyjść za Syriusza. To jest dla dobra Remusa. Muszę się z tym pogodzić. Nie obrażaj się, proszę…
Wbił smętny wzrok w trawę.
-Niczego nie rozumiesz. Znam Blacka dłużej, niż ty…
-Tylko mi nie mów, że znasz go lepiej.- zerknęłam na niego z politowaniem.
Severus przebiegał wzrokiem po mojej twarzy, szukając słów.
-Ciebie tu nie było w pierwszych latach. Black jest okrutny i zarozumiały. Potrafili z Potterem uprzykrzać mi życie i wciąż to robią, kiedy żadna z was nie patrzy…
-Wiem, ale to dlatego, że jesteś w ich oczach śmierciożercą, Sev. Mają cię za zdrajcę.
-Wystarczy pomyśleć, co mogłoby się stać tej nocy w pierwszej klasie, gdy Black powiedział mi o „czymś interesującym” w Wierzbie Bijącej!- zawołał ze złością, udając, że nie słyszy- Uznał to za doskonały dowcip. Gdyby nie Potter, dziś także musiałbym kryć się w czymś podobnym!
-Wtedy miał jedenaście lat!- zmarszczyłam brwi.
-Ludzie się nie zmieniają, Meggie!- wycedził Sev, odgarniając strąki z twarzy.
-Nie masz racji! Syriusz jest może nieco… niezrównoważony, ale nie jest zły!
Severus przeczesał włosy, okazując tym samym frustrację.
-Proszę, przejrzyj na oczy.- szepnął, przybliżając się bliżej- Nie skazuj się na śmierć.
Popatrzyłam w jego czarne, świecące oczy i ponownie powaliła mnie dziwaczna za nimi tęsknota, której nigdy nie rozumiałam i która egzystowała od zawsze, ilekroć spojrzałam w oczy Severusa.
-Czemu się tak o mnie troszczysz?- szepnęłam, obserwując jego czarne oczy.
-Bo cię kocham. Mówiłem już.- burknął cicho.
-To było pytanie retoryczne, Severusie…
-Aha…- oblał się bladym rumieńcem.
Staliśmy tak blisko, że słyszałam nieomalże bicie jego serca.
-Nic mi nie będzie, przysięgam. Ja… też cię kocham. Już od dawna…- spuściłam wzrok, zdając sobie w pełni sprawę z moich słów. Dopiero, kiedy zostały wypowiedziane, stały się prawdą.
-Wiem. Od początku, Meggie…- szepnął, uśmiechając się- Mam dużą intuicję, więc…
Przełknęłam głośno ślinę. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że Severus kochał Lily i byłam na drugim miejscu. Nawet nie wiadomo, czy jego miłość do mnie i do Lily była tego samego charakteru. Czułam jedynie, że naprawdę go kocham. Nie pociągał mnie, jak Syriusz, nie tęskniłam za nim, jak za Rabastanem. Ta miłość była trwalsza, poważniejsza, lepsza…
Odrzucając pozory i rozsądek, zbliżyłam twarz do Severusa. Nie zaprotestował, w jego oczach pojawił się jedynie strach i jakby zdziwienie. W ostatnim momencie zreflektowałam się i cmoknęłam go w policzek, czując ulgę i wygraną nad emocjami, które w pewnym momencie niebezpiecznie wzięły górę. Sev przymknął delikatnie czarne oczy.
-Black!- syknął nagle.
Czując na plecach zimne ciarki, obróciłam się. Istotnie, Syriusz stał nieopodal, opuściwszy szczękę.
-No nie wierzę!- zawołał. Na jego szyi wykwitły czerwone plamy.
-Podglądasz, Black?!- syknął Severus- Zapomniałeś chyba swej magicznej pelerynki!
Oblekłam się rumieńcem wstydu. Należało panować nad emocjami, bardzo źle, że to zobaczył…
-Syriuszu…- ruszyłam ku niemu ze strachem- Posłuchaj…
Łapa popatrzył na mnie z jakimś nienazwanym bólem i strachem.
-Dlaczego go pocałowałaś?!- warknął.
-To mój przyjaciel!- zdenerwowałam się- Wolno mi całować przyjaciela!
-Ach taak?!- zaśmiał się sarkastycznie- To ja od jutra będę się ślinił z Lily po kątach, co ty na to?
-To zupełnie nie to!- zezłościłam się.
-Owszem, to to samo!- warknął, czerwieniejąc- Kiedy zabroniłem ci kontaktów ze Smarkiem…
-…nie myślałeś chyba, że cię posłucham!- wpadłam mu w słowo ze złością.
-Nie rozumiem.- zaczął krążyć, przemawiając złowieszczym szeptem- Jesteś moją narzeczoną, dobra, miałaś swego Rabastana i jakoś to znosiłem, z trudem, ale jednak. Teraz, kiedy wszelkie zagrożenie minęło, mam rozumieć, że znów złapałaś następną ofiarę?!
-Nie tym tonem… I nie złapałam żadnej ofiary, to mój przyjaciel, Syriuszu!- objaśniłam wyniośle, po namyśle dodając- Za to ty chyba niespecjalnie przejmujesz się naszymi zaręczynami!
Nie chciałam tego powiedzieć. Kwestia nauczycielki obrony wciąż leżała mi na sercu, ale nie zamierzałam robić z tego awantury. Do tego momentu.
Syriusz jakby zamarł, po czym wymijająco stwierdził:
-Może!
Potwierdziło to moje obawy.
-Dobrze, więc, jeżeli uważasz, że ty jesteś cacy, a ja nie cacy, to chyba najwyższy czas zerwać ze mną zaręczyny, nie? W końcu po co ci taka żona?!- parsknęłam ironicznie.
Black nieco przybladł, po czym obrócił się na pięcie i odszedł, skutecznie odstraszony.
Zostałam sama z Severusem.
-Przepraszam.- mruknęłam- Poniosło mnie… Nie powinnam…
Severus nie odparł, wlepiając oczy w czarne czubki butów.
-Nie wiem, co ci powiedzieć. Normalnie, to bym przeprosił, ale za punkt honoru obrałem sobie skłócenie cię z Blackiem.
-Dzięki!- warknęłam- Idę. Póki co, mam dość wszystkich.
I odeszłam do namiotu. Severus wcale nie ruszył za mną.
-Wyniki!- zaskrzeczał pan Callahen zgrzytliwie. Stanęłam w wejściu namiotu, obserwując przerażone, napięte twarze. Peterowi poleciały łzy strachu.
-Black, Syriusz! Zdane!
Brawa. Syriusz podszedł do egzaminatorów, odbierając małą książeczkę. Popatrzyłam na niego, uśmiechając się przepraszająco. Odparł mi lodowatym wzrokiem.
Obserwując odbierających lub przerażonych niezdaniem uczniów czułam się fatalnie, klnąc na samą siebie za cmoknięcie Severusa w policzek. Mogło być gorzej, chciałam przez moment w usta.
-Lupin, Mary Ann! Zdane!
Podeszłam do egzaminatorów z obojętną miną. Było mi już wszystko jedno.
-Lupin, Remus!
Remus skulił się w sobie pod bezwzględnym, krwiożerczym wzrokiem, jakim obdarzył go Callahen.
-…Zdane…- rzekł nieco zrezygnowanym tonem. Remus prawie zemdlał, gdy wybrał się po dowód.
W końcu przyszła kolej na Petera.
-Pettigrew, Peter!
Peter pisnął mimowolnie.
-Zdane!
James krzyknął wysoko, nie mogąc usiedzieć z ekscytacji.
-Potter James! Nie zdane!
-CO?!
-Zostawił pan kępkę włosów. Jeżeli to pana interesuje, prosimy o odbiór zguby.
Huncwoci ryknęli śmiechem na widok miny Rogasia. James zaniemówił.
-Ale… Ale… - wydukał.
-Zapraszamy za rok!- oznajmił pan Callahen z bezlitosnym uśmiechem kata.
-Ciekawe, na co mnie kępka włosów!- warknął- Taśmą se przykleję…
-Będziemy cię wspierać, gdy za rok przybędziesz tu ponownie!- parsknął Peter.

***

Gwiaździsta, kwietniowa noc była ostoją spokoju. Od strony Zakazanego Lasu zadął chłodny powiew, mierzwiąc moje loki, rozsypując je po głowie, ramionach i plecach. Przymknęłam oczy, wdychając pełną piersią ten zapach mgły i wilgoci. Noc była jakaś niespokojna, wiele chmur zakrywało jasne punkciki, którymi usiane było czarne niebo.
Odeszłam od zaśniedziałej barierki i usiadłam na środku Wieży Zachodniej, szarpana przez szalejący na tych wysokościach wiatr. Dostałam gęsiej skórki, nie tylko ze względu na temperaturę. Czułam przez skórę jakiś cień na plecach. Może były to wyłącznie wyrzuty sumienia względem Łapy?
Doskonale wiedziałam, że zachowałam się fatalnie względem Syriusza i Severusa. Zastanowiło mnie, dlaczego nigdy wcześniej nie wzięło mnie, by go pocałować, tylko akurat wtedy?! Kiedy Syriusz patrzył. A co z nim i Redhill? Dylemat…
Parsknęłam do siebie cynicznie. Kiedy moja mugolska mama czytała romansidła, potrafiła zalać się łzami. Nigdy tego nie rozumiałam i jako ośmioletnia dziewczynka śmiałam się z jej niezrozumiałych fascynacji. Potem brałam wszystkie moje Barbie z Kenami na czele i odgrywałam mamine romansidła, przesadnie parodiując. I na koniec każdej historii, obowiązkowo, połowę bohaterów wyrżnęłam. No, albo i całość. Sadyzm, hehe.
Nigdy bym nie przypuszczała, że moje życie będzie zbliżone do takiego czegoś. Zawsze myślałam, że będę miała jednego, normalnego chłopaka całe życie. No, w ostateczności dwóch normalnych chłopaków. Ale coś takiego? Z tej strony Syriusz, z tej Severus, tam gdzieś się obija Rabastan…
Parszywa sytuacja rodem z moich zabaw Barbie i Kenami. Szkoda, że prawdziwa.
Biłam się z sobą, czy przypadkiem nie przeprosić Syriusza. Problemem było to, że nie chciał się przeprosić. Podobno oskarżył mnie o bezlitosną zabawę jego osobą. Dostrzegałam w tym ziarnko prawdy i czułam do siebie obrzydzenie.
Jednocześnie nie mogłam zapomnieć o Sevie. Był dla mnie bardzo ważny, chociaż wcześniej tego nie widziałam, albo inaczej-nie chciałam dostrzec, przez jego uczucie do Lily. Tak naprawdę kochałam go już w czwartej klasie, chociaż o tym nie wiedziałam.
W zasadzie, gdyby nie moja niefrasobliwość względem uczucia Czarnego, mogłoby być nieźle. Pogodziłabym się z kochającym mnie narzeczonym, być może zachowywalibyśmy się jak zwyczajna para, no bo w sumie i tak wkrótce mieliśmy się pobrać. Pozwoliłabym mu na to.
I co tu robić?! Teraz, kiedy uświadomiłam sobie, jak wiele od zawsze znaczył dla mnie Severus i do tego przeżyłam właśnie swoistą fascynację zakochanym we mnie i oburzonym Syriuszem, a w dodatku tęskniłam do Rabastana, nic już nie było proste w moim życiu uczuciowym. A sprawy były coraz bardziej skomplikowane…
Wzdrygnęłam się, bowiem dostrzegłam cień.
-Remus?- szepnęłam.
Luniak stał niepostrzeżenie już od kilkunastu minut przy barierce. Lubił spędzać samotnie czas, dawał wtedy upust swej samotniczej naturze. Obrócił się ku mnie a ja zaprosiłam go gestem dłoni.
Skupiliśmy się razem na ceglastym, zwietrzałym stopniu na środku Wieży Zachodniej.
-Remus… Jest mi ciężko na sercu…- westchnęłam- I to z mojej winy.
-Mnie też jest ciężko z mojej winy…- odparł, uśmiechając się smutno. Przygarnęłam go do siebie, opierając wargi na czubku głowy i wdychając zapach miodowych włosów.
-Chodzi o Jo?- wypaliłam po chwili nieśmiało.
Remus nie odpowiedział. Pomyślałam, że zaniechał rozmowy, lecz po chwili szepnął:
-Powiedziałem jej.
-O likantropii?
-Tak. Mówiła, że nie mamy przed sobą tajemnic. Cierpiałem, bo ją okłamywałem. Nie mogłem z tym żyć, więc jej powiedziałem, by wiedziała…- zrobił krótką przerwę, dalej ciągnąc roztrzęsionym głosem- Szkoda, że nie widziałaś jej miny. To było… straszne…
-Co? Zarzuciła ci, że ją oszukiwałeś?!
-Nie… Przestraszyła się mnie i… odeszła. Po prostu. Kiedy dowiedziała się, kim jestem. CZYM jestem… Nie dziwię się. To takie naturalne, strach… I…
Poczułam łzy na dłoniach. Łzy Remusa.
-Dlatego wiem, że nie mogę mieć żony i dzieci. To złudna nadzieja. Która kobieta wyszłaby za mnie? Która by mnie pokochała? Przecież jestem potworem.
-Remus, proszę…
Mój bliźniak zatrząsł się spazmatycznie. Pogłaskałam go po miodowych włosach.
-Ja bym na pewno cię pokochała, gdybyś nie był moim bratem!- rzekłam stanowczo- Nie ma znaczenia, że jesteś wilkołakiem. Jo najwyraźniej wcale nie była dojrzała, jeżeli tak postawiła sprawę!
-Cieszę się, że to zrobiła. Teraz jest bezpieczna…- szepnął.
Oderwałam się od niego i popatrzyłam na jego zalaną łzami twarz, którą oświetlał z prawej dziwny, zielonkawy blask. Spojrzał na mnie hardo.
-Mógłbym ją zabić. Teraz jest najlepiej…
-Nie mów tak! My mieszkamy w jednym domu a nigdy nie zdarzyło się, żebyś mnie skrzywdził! Wystarczy przedsięwziąć odpowiednie środki, by…
Remus mnie nie słuchał. Wstał, jak nawiedzony i ruszył w prawo. Popatrzyłam na jego szczupłą sylwetkę, oświetloną imponująco przez zielony blask.
Wytrzeszczyłam oczy i podbiegłam do niego. Razem stanęliśmy przy barierce z napięciem, kurczowo ściskając dłonie na zaśniedziałym metalu.
-Zaczęło się.- szepnął dziwnie spokojnie Remus.
Nad Hogsmeade zawisł Mroczny Znak, oświetlając zielonym blaskiem wioskę, Zakazany Las, błonia i zamek Hogwart. Unosiły się również stamtąd kłęby czarnego dymu. Słyszałam wrzaski w wyobraźni.
-Remus!- wydusiłam z siebie wreszcie- Co to oznacza?
-Wojna się zaczęła.- odparł złowróżbnie.
-WSZYSCY UCZNIOWIE MAJĄ NATYCHMIAST UDAĆ SIĘ DO WIELKIEJ SALI. NAUCZYCIELE PROSZENI SĄ O STAWIENIE SIĘ U WRÓT HOGWARTU W CELU EWENTUALNEJ OBRONY ZAMKU.
Zwielokrotniony głos dyrektora odbił się od ścian w najmniejszym zakamarku zamku. Ja i Remus wymieniliśmy zaniepokojone spojrzenia, po chwili już zbiegaliśmy po krętych schodach Wieży na sam dół. Czułam się dziwnie lekko.
W korytarzach robiło się tłoczno. Pierwszoklasistów prowadzili prefekci, jedenastolatki miały przerażone miny. Starsi uczniowie też nie wyglądali na uspokojonych. Zrobił się tłum, rozgardiasz i korki zatkały niektóre ciaśniejsze korytarze. Wszędzie było słychać jedno pytanie:
-Co się stało?!
Ja i Remus, trzymając się za ręce, dobrnęliśmy wreszcie do Wielkiej Sali, pod którą zrobił się spory tłok. Dostrzegłam, że co po niektórzy Ślizgoni nieźle się bawili, lecz nie wszyscy.
-Sonorus.- mruknął Remus, podnosząc różdżkę, po czym zagrzmiał- Właźcie do Sali! Do stołów!
Tłum powoli wlał się do środka. Przyuważyłam Severusa. Miał pozornie spokojną twarz. W oczach krył zaniepokojenie.
Ja z Remusem poszliśmy do stołu Gryffindoru. Starałam się nie przegrywać z przerażeniem. A jak tu wejdą? I zabiją tych, których kocham? Remusa, Severusa, Syriusza, Jamesa, Lily, Petera…
Panował rumor i podniesione rozmowy. Niektórzy byli już w piżamach. Wszystkich dręczyło jedno pytanie: czemu Dumbledore przywołał ich tu tak nagle? Każdy widział, że nigdy nie zrobiłby tego bez powodu. Musiało się stać coś straszliwego, skoro mówił o obronie zamku…
Przysiedli się do nas Huncwoci i Lily, trzymająca mocno Jamesa za rękę.
-Co się stało? Czemu Dumbledore nas tu zgromadził?- zapytał ze zdziwieniem James.
-Widzieliśmy z Remusem nad Hogsmeade Mroczny Znak, James.- wyjaśniłam. Paru Gryfonów, którzy to słyszeli, podchwyciło informację i fama poszła przez cały stół, rozpraszając się na inne. Rozlegały się zduszone okrzyki i piski dziewczyn.
-Co oznacza Mroczny Znak?- szepnęłam do Remusa- Poza tym, że to znak Voldemorta?
-Oznacza, że kogoś zamordowano.- oznajmił głucho.
Zamarłam, przełykając ślinę. Jeżeli śmierciożercy zaczynają się afiszować z tym, że kogoś załatwili, to chyba znaczy, że rządzą i nikt im nie podskoczy. Nie muszą się ukrywać, bo nikt ich nie ukarze za morderstwo…
Ścisnęłam pod stołem rękę brata, którą wciąż trzymałam i popatrzyłam na twarze bliskich. Remus był dziwnie blady i napięty, James zerkał co jakiś czas ukradkiem na Lily, w jego oczach widziałam strach, Peterowi po czole spływały kropelki potu, Syriusz toczył czujnym wzrokiem po całej Wielkiej Sali. Lily natomiast wbiła nieco smutne i zasępione spojrzenie w stół.
-Co jest, Lily?- zapytałam.
-Wiesz… Jak tu wejdą, to najpierw zginiemy my. Mugolacy…- uśmiechnęła się smutno.
-Nie. Nigdy na to nie pozwolę! Zasłonię cię własną piersią, Lily!- zawołał zapalczywie James. Lily tylko wtuliła się w jego ramię. Poczułam irracjonalną zazdrość.
-Mieszańców też zatłuką…- mruknął Remus.
Popatrzyliśmy na niego w napięciu.
-Czyli mnie i ciebie, Meggie.- dodał po chwili, obracając się ku mnie- Wampiry, wilkołaki…
Ścisnęło mi się gardło. Mój wzrok padł na zaniepokojonego Syriusza, który wlepił we mnie podszyte troską spojrzenie.
-Uczniowie!- Dumbledore wkroczył energicznie do Wielkiej Sali i stanął obok stołu prezydialnego. Momentalnie zaległa głucha cisza, wszystkie przerażone oczy zwróciły się na dyrektora.
-Śmierciożercy wkroczyli na teren wioski Hogsmeade. Zaatakowali.- rzekł z powagą. Nikt się nie odezwał- Z racji, że są tak blisko, muszę zaostrzyć nieco zasady. I proszę, by ich przestrzegano!
Popatrzył znad okularów na Huncwotów.
-Po pierwsze, ostatnia w tym roku wyprawa do Hogsmeade zostaje nieodwołalnie anulowana. Po drugie, obowiązuje absolutny zakaz wychodzenia z zamku na błonia po piątej wieczorem. Po trzecie, do dormitorium udajecie się nie później, niż po dziewiętnastej. Z tego obowiązku zostają zwolnieni uczniowie, którzy są już pełnoletni, jako że mają owutemy. Po czwarte, o JAKICHKOLWIEK dziwnych zjawiskach NATYCHMIAST mnie macie informować. Po piąte, słuchać wszystkiego, co wam właśnie powiedziałem. Zrozumieliście? Póki co, nie ma się czego obawiać, jeżeli oczywiście będziecie przestrzegać tego wszystkiego. Dopóki ja jestem w tym zamku, nie grozi wam niebezpieczeństwo. A, istnieje ABSOLUTNY zakaz wychodzenia poza teren szkolnych błoni, nawet w dzień. NIGDY nie wychodźcie poza bariery ochronne, jeżeli chcecie żyć. Dziękuję, dobranoc.
Dumbledore zamilkł, zapanował harmider. Do Sali wpadła McGonagall i szepnęła mu coś na ucho.
-Anulowali Hogsmeade?!- jęknął James- Nigdy już nie wejdę do Miodowego Królestwa…
-Też masz zmartwienie. Mogłeś w ogóle nigdzie nie wchodzić nigdy więcej…- mruknął Łapa.
-Co będzie, jak tu wejdą?!- pisnęła jakaś Puchonka z pierwszej klasy do dyrektora.
-Nie wejdą, Fran. Nie tym razem.- odparł Dumbledore ze znużeniem.
-Niech wejdą, proszę bardzo!- zawołał James.
Dyrektor i McGonagall popatrzyli na niego z zaskoczeniem. Zrobiło się trochę ciszej.
-Będziemy walczyć, nie?- warknął Rogacz, wrogo marszcząc brwi. Łapa pokiwał głową mściwie, a Remus przytaknął, pewien swego wyboru. McGonagall i Dumbledore mieli nieodgadnione miny.
W Hogwarcie i poza nim zapanował chaos. Ministerstwo robiło wszystko, by go jakoś ujarzmić. Niestety, nie potrafili sobie z tym poradzić. Otwarta wojna rozpoczęła się na dobre. My, w szkole, niewiele odczuwaliśmy z tego, co działo się za murami. Poza kilkoma przypadkami, kiedy to na lekcję wszedł opiekun domu, by powiadomić ucznia o utracie bliskiej osoby i poza zaostrzonymi restrykcjami, w Hogwarcie wciąż czuliśmy się bezpieczni. Do każdego dodatkowo docierał fakt, że za dwa miesiące będzie musiał powrócić do domu, a co za tym idzie-znajdzie się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Już teraz, gdy myślałam o podróży ekspresem Hogwart-Londyn, ciarki mnie przechodziły. Nie chciałam przeżyć jeszcze raz czegoś takiego jak wtedy, gdy wracaliśmy na piąty rok nauki (ja na drugi). Na dokładkę myśl, że już więcej nie powrócimy do najbezpieczniejszego miejsca napawała mnie lekką paranoją.
Jak gdyby nigdy nic, czekały nas również owutemy.
-Potter! Black! Wy żałosne patafiany!
Syriusz i James momentalnie zdrętwieli. Pani Redhill popatrzyła na nich zza katedry.
-Możesz mi przypomnieć, Potter, co miałeś robić?
-Czytać, pani profesor.- odparł James słodko.
-A co robisz?
-Czytam, pani profesor.- zaśpiewał ze znużeniem.
-Nie widzę…- zmrużyła oczy zza prostokątnych okularów podejrzliwie.
-Czytam, nie widzi pani?- James podniósł liścik od zaskoczonego Syriusza i pomachał jej przed nosem. Redhill spąsowiała na twarzy.
-Miałeś czytać księgę o obronie, Potter!- wycedziła.
-Nie powiedziała pani, co mam czytać. Nie dostałem wyraźnych rozkazów!- oburzył się.
-Oczywiście, że dostałeś! Nie bądź śmieszny!
-Nie! Pani tylko powiedziała mi: „CZYTAJ TERAZ, MATOLE NIEDOROBIONY!”. No to czytam.
Redhill przymknęła oczy cierpliwie.
-Za miesiąc masz owutemy, Potter. Tylko w twoim interesie jest je ZALICZYĆ!- wycedziła- Więc, z łaski swej, wsadź swego szanownego ryja w rozdział o klątwach i schowaj pióro, nie potrzebujesz go.
Syriusz podniósł głowę i szepnął coś niedostrzegalnie do Redhill.
-Później, Syriuszu… Wieczorem, dobra?- szepnęła.
Zacisnęłam szczęki. A więc to tak?! A na mnie się awanturował!
Wlepiłam wściekłe oczy w ponure niebo, tęskniąc za oczyszczającym z myśli spacerem.
-To mój szanowny ryj i będę go wsadzał tam, gdzie chcę!- napuszył się James.
-Proszę cię bardzo! Nie ingeruję, gdzie go chcesz wsadzać! Póki co uspokój swój temperament i dawaj mi to w tej chwili!- syknęła nauczycielka.
-Co mam pani dać?- spojrzał na nią z obawą, odchylając się nieco.
-To, co trzymasz obecnie w dłoni!- zniecierpliwiła się- A co byś chciał?!
-Co… ja bym… chciał? Tego…- James udał głupiego, założył za siebie ręce i puścił po podłodze zwiniętą kulkę, która potoczyła się do mojej stopy. Redhill tego nie zauważyła. Podniosłam szybko zwitek, włożyłam pod ławkę i rozwinęłam. Był to pisany dialog Syriusza i Jamesa.
Rogacz zaczynał: „Xxmdgfxbeurw fbxewufcbxbebnfyubfxf83gfwx89qxfwfw89fxgfne8cgfx8gnfe87wfgxn we78fgxf87gwe87fgxnw7e8fxgnw87gf nw87fngw8gfw87gfw8gf8xcwixmczmqqd!!! Xwngf7w?! Odpisz szybko!!!”
Syriusz: „Hwxdnhewixnufnhcxewiofnxq!!!”
James: „NIE!!! Nie, przecież mówię, że "nw87fngw8gfw87gfw8gf8xcwixmczmqqd!!!" No ja nie wiem, mam wrażenie, że z downem gadam!!! XD”
Syriusz: „Z ust mi to wyjąłeś…”
James: „Doskonale się rozumiemy, jak widzę! Kiedy idziesz do Mumii, synek??”
Syriusz: „Dziś wieczorem. Znowu spróbujemy zrobić to samo.”
James: „Może tym razem”. Tu urwał.
Zgrzytnęłam zębami, obserwując Syriusza, niedbale rozwalonego przed katedrą nauczycielki i bujającego się na tylnych nogach. Powiedziałam sobie wreszcie to wprost:
-Zależy mi na tobie…
-Co?- zapytał Remus, siedzący ze mną- Chciałaś coś?
-Nie, Remus, do siebie mówię…
Rozległ się dzwonek.
-W domu napiszecie swój ostatni u mnie esej. Temat: „Czy klątwa Tutenchamona istnieje naprawdę?”. Odpuszczę wam, wystarczy mi pięćset słów…
Rozległy się wiwaty. Syriusz wrzasnął tryumfalne „Łuhu!!!” i z wrażenia tak się bujnął do tyłu, że wyrąbał się z krzesłem na ziemię, głową szorując malowniczo po naszej ławce i strącając na paszczę metalowy piórnik Remusa, kałamarz, pióro i podręcznik.
-Ćwoku!!!- zareagował Remus histerycznie.
Po chwili Syriusz uniósł się z chłodną godnością, jakby nic się nie stało. Wyglądał, jakby nie przyjmował do wiadomości, że pół czerepu uwalane ma w czarnym atramencie Remusa.
James ryknął w głos rubasznym śmiechem i legł na czworaka obok klnącego Syriusza, krztusząc się własną śliną.
-Ha ha, się uśmiałem!- warknął Czarny, przejeżdżając po potylicy.
-Za… to ja… hihihihi!!!… Ja… pitolę… ykhy ykhy… Łapuś, ty… Dalmatyńczyk… Nie mogę…
Syriusz popatrzył na niego z konsternacją. Rogacz wycharczał coś niesubtelnie, po czym pisnął:
-Pani profesor, ja MUSZĘ sikuuuu!!!
-Zapomnij, Potter!- prychnęła z jakąś mściwą satysfakcją.
-Przecież jest już przerwaaaa!!! Nie… AAAA!!!
Jim zacisnął mocno obie nogi razem, ignorując wszystkich zgromadzonych na sali.
-No nie… NIE WIERZĘ!!!- jęknął James po kilku sekundach, prostując się wstydliwie- Zlałem się.
Teraz nawet Redhill nie wyrobiła i musiała ryknąć śmiechem z innymi.
Zaczęliśmy więc wychodzić z sali. James zasłonił przód książką od obrony, a szacowny tył-podręcznikiem transmutacji, skutecznie przykuwając tym uwagę. Redhill i Syriusz wymienili porozumiewawcze spojrzenia, które wcale mi się nie spodobały.
-Potter?- zza drzwi dał się słyszeć zszokowany głos McGonagall- Dlaczego przytykasz książkę od mojego przedmiotu do siedzenia?!
-Taka aluzja, pani profesor!- parsknął Syriusz, wyszedłszy z komnaty- Może to nieco frywolne, ale mogło być gorzej. Mógł się zlać w majtki, dla przykładu…
Powlokłam się za Huncwotami do Pokoju Wspólnego, posyłając zdumionej profesor McGonagall przepraszające spojrzenie.
-A teraz w waszej magicznej stacji czas na Czarodziejskie Wiadomości!
-Weź głośniej, Peter!
W salonie Gryfonów zrobiło się tłoczno. Wszyscy uczyli się, grali w gargulki tudzież szachy, czytali, rozmawiali… Brak było jednak w tych rozmowach śmiechu i beztroski…
Peter podkulił nogi pod siebie na tapczanie, na którym siedzieliśmy i przekręcił gałkę w starym, przedpotopowym, magicznym radiu. Syriusz ze znużeniem przeglądał książkę o klątwach, Remus uczył się do owutema z runów, ja i Peter skuliliśmy się przy radiu. Jamesa nie było z racji tego, że musiał zmyć z siebie wyprodukowany przez jego samego skutek uboczny śmiechu.
-W całym kraju przedsięwzięto środki ostrożności. Ministerstwo stara się, by wszyscy obywatele, zarówno magiczni, jak i nie, byli bezpieczni. Nasza Minister Magii jest zaniepokojona. Jak wynika z porannej rozmowy z naszym korespondentem, pani Bagnold wysłała wszelkie jednostki wyspecjalizowanych aurorów do walki z wrogiem. Zwolennicy Sami-Wiecie-Kogo czają się wszędzie. Nawet nasz sąsiad może być pod działaniem zaklęcia Imperius! Wystrzegajmy się i obcych i przyjaciół, nie ufajmy nawet najbliższym, a jakiekolwiek podejrzenie zaklęcia Imperius na kimś z naszego otoczenia winniśmy zgłosić władzom. To pomoże w walce z wrogiem…
-Czy Syriusz pofatygował się wreszcie zmyć ten atrament? Wyglądał, jak dalmatyńczyk!
James parsknął, przystając przy nas przed kominkiem.
-Kto to jest Sama-Wiesz-Kto?- zapytał Peter, marszcząc brwi.
-Chyba się domyślasz, że chodzi o Voldemorta…- szepnęłam, wpatrując się bezwiednie w głośnik.
-To brzmi jeszcze makabryczniej…- przełknął ślinę Peter.
-Właśnie, gdzie jest Łapa?- zdziwiłam się po chwili, rozglądając.
-Pewnie już polazł do Redhill, nie mogąc się doczekać…- rzucił James nonszalancko.
Wstałam i popędziłam w stronę portretu Grubej Damy.
-Gdzie idziesz?!- zawołał za mną Peter.
Nie odparłam. Poczułam, że wzbiera we mnie strach, gniew i jakaś tęsknota. Szumiało mi w uszach, dziwne uczucie rozlało się na sercu. Niech tylko spróbuje go tknąć!…
Popędziłam pustymi korytarzami, czując w głowie jedno tylko uczucie. By zdążyć go złapać…

Komentarze:


Natalie Junes
Sobota, 02 Października, 2010, 13:45

ZABÓJCZY WPIS!!!!! Doskonale opisujesz uczucia Mary Ann, jak i mroczny początek wojny z Czarnym Panem.
Będę komentować notki według pewnego schematu, ale pamiętaj, że ja zawsze czytam pierwsza!
Ps: Może byś rzuciła trochę światła na pewne sprawy?
Ps2: Jak długo zamierzasz prowadzić ten pamiętnik?

 


Doo;)
Sobota, 02 Października, 2010, 14:40

Pozdro, Natalie Junes :-).
Nie mogę zdradzić, ile ten pamiętnik będzie miał odcinków, ale napiszę jedynie, że zostało ich tylko mniej, niż do tej pory napisałam. Może uda mi się skończyć w 2011, jak będę dodawać co tydzień.
A na jakie sprawy chcesz, bym rzuciła trochę światła?

 


Kate
Sobota, 02 Października, 2010, 17:56

Ulalala...Ty to robisz zawrotne akcje:P Gupia Redhill wnerwia mnie...,co nie zmienia faktu,że ciekawi mnie co ona odwala...

 


Kate
Sobota, 02 Października, 2010, 17:58

ps.Karteczka z rozmową Jima z Syriuszem była najlepsza:P

 


Natalie Junes
Sobota, 02 Października, 2010, 18:39

Zgadnij!

 


Daria
Sobota, 02 Października, 2010, 18:40

Może to nudne ale muszę powtózyć jak kocham Twój pamietnik. To co piszesz jest świetne i nie wyobrażam sobiem, że mogłabyś przestać go prowadzić, albo że wogóle możesz zakończyć historię MAry Ann.
W związku z Volemortem robi się smutnie i troche strasznie, ale ty i tak umiesz wprowadzić wesołe akcenty, co jest rozwalające.
Co do Redhill to ja myślę, że ona uczy Syriusza jakiejś obrony przed czarną magią, może oklumencji? Bo nie wierzę, że on by z nią flirtował.

Teraz zabieram się do pamiętnika Liz. Może uda mi się coś dodać późnym wieczorem.

 


Syrcia
Sobota, 02 Października, 2010, 20:23

KWIK. Ale lałam z Huncwotów!:D
Wiedziaaaałam. Kra, kraaa... Kurczę, biedny Remi...
Biedna ja :P
Zgubiłam pentaka! Miałam na nim cztery strony do Remusa, aaa!!! <łapie się za głowę>
Khym. Nie mam co się rozwodzić, wpis świetny, jak wszystkie. Narazie się żegnam, będę szukać tego badziewia... : P

 


Victoria
Poniedziałek, 04 Października, 2010, 17:19

Dzięki za podpowiedź u mnie ;)
A wpis jest świetny! Biedna Meg- takie rozterki ma... Ej ja też nie chcę, żebyś W OGÓLE kończyła ten pamiętnik! Jak dla mnie, Mary Ann nie może zabraknąć. Przecież ona jest nieśmiertelna ;P
Haha, Potuś się zlaa-aał xDDDD nie mogłam z tego xD

 


Victoria
Poniedziałek, 04 Października, 2010, 17:20

A i logo jest już u Guardiana, więc lada dzień powinien zostać zmieniony ;)

 


Aithne
Środa, 06 Października, 2010, 20:40

Wyczuwam koszmarne nieporozumienie. Też nie wierzę, że Syriusz podrywa Redhill i jeszcze niezbyt stara się utrzymać te spotkania w tajemnicy...!
Nie odzywam się DO Severusa, DO! Nie z! Przepraszam, ale zgrzytnęło mi to, a nie jestem tu do tego przyzwyczajona ;)
A Jo mnie rozczarowała. Myślałam, że sama to odkryła i wściekła się na Remusa, że jej nie powiedział, a nie coś takiego...

 


Doo:)
Czwartek, 07 Października, 2010, 13:04

Aithne, masz rację. Poprawiłabym, ale nie chce mi wejść na admina. Jeżeli taki stan rzeczy utrzyma się do soboty, to notka się nie pojawi. Ech, te problemy ze stroną...
Dziękuję, że tak Wam zależy na tym pamiętniku. Cieszy mnie, że nie piszę tego tylko dla siebie :-).
Natalie, naprawdę, nic mi nie przychodzi do głowy. Chyba że... hmm...

 


Dorcas B.
Niedziela, 17 Października, 2010, 18:35

Hmm... jak ja dawno tu nie byłam... pamiętasz mnie jeszcze? Z pamiętnika Dorcas Burskiej?
Zastanawiam się nad powrotem na strone. Jak narazie małe hmm... jakby ogłoszonko u mnie.
A teraz komentuje. Ale widze, że Twój pamiętnik bardzo się rozrósł i mam wiele do nadrobienia;)
No to biore się do czytania;)

PS. A ZKP to jeszcze działa?

 


Syrcia
Niedziela, 17 Października, 2010, 22:40

Cóż... Zapraszam do Hucwotów. Notka może i krótka i średniej jakości, ale chciałam coś dodać...
Chylę przed Tobą czoło, Doo... Notki dodajesz dość często, no i długość zadowalająca... Szacuneczek. :D

 


Dorcas B.
Piątek, 22 Października, 2010, 15:03

Ale entuzjazm;) ale dziękuje;*
Wracam, wracam i bardzo się z tego ciesze:) Tylko, że przez najbliższe 3 tygodnie raczej żadko będę na stronie:( dzisiaj się dowiedziałam, że jade do szpitala a tam jest kiepski dostęp do neta:( ale jak tylko będę mogła to będę czytać i komentować:) i postaram się jak najszybciej coś dodać;)
Szkoda, ze ZKP już nie ma.... strasznie pusta się stała ta strona... a kiedyś tak tętniła życiem...

 
Twój komentarz:
Nick: E-mail lub strona www:  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki