No, i następna nocia . Miłego czytania!
Następna za dwa tygodnie. I pozdro dla wszystkich, gdla których sen był ostatnio pożądanym przywilejem i nagrodą !
-Grozi wam śmierć.
Poczułam, że nie mam żołądka. Popatrzyłam nieco otępiałym wzrokiem na Jamesa. Przyciskał wymarzonego synka do piersi, jego dziecięca natura w okrutny sposób ulotniła się gdzieś. Zostało dzikie przerażenie i rodzaj poczucia niesprawiedliwości. Przecież dopiero Harry’ego otrzymał, zaledwie piętnaście minut temu! Czekał na niego tak długo, od teraz Harry miał żyć z rodzicami, pod jednym dachem. Oddychać tym samym powietrzem, co oni, dzielić ich troski i radości. Jego machina życia dopiero się rozpędzała, żył zaledwie kilkanaście minut, chociaż wiedziałam, że dla Jamesa istniał od zawsze. I co, miał tak po prostu pozwolić mu odejść? Przecież Harry był jego częścią, jego i Lily. Nie, James nigdy nie pozwoliłby, by cokolwiek zdarzyło się Lily lub temu małemu dziecku…
-Dlaczego?- jedynie to słowo przeszło mu przez gardło po chwili ciszy. Było to retoryczne pytanie. W głosie Jima wyczułam wyrzuty i silnie odczuwalne poczucie niesprawiedliwości.
-To nie jest rozmowa na teraz.- rzekł cierpliwie Dumbledore- Proponowałbym wam szybko się ulotnić i zabezpieczyć. Od tej pory będzie szczególnie chronieni przez Zakon.
-Nie pozwolimy, by on was dorwał, Rogaś.- szepnął Syriusz bardzo dziwnym głosem.
Popatrzyliśmy po sobie. Jedna mała kropelka potu spłynęła po moim kręgosłupie wolno.
-To co robimy?- w końcu odważył się spytać martwym tonem James.
-Lecisz do mnie. Tu nie możecie zostać ani chwili dłużej.- głos Syriusza nie znosił sprzeciwu.
-I ja myślę, że to jest bardzo dobry pomysł.- mruknął Dumbledore- Zabierzcie Lily z sali i schowajcie się u państwa Black tymczasowo. Tu nie możemy zostać.
James przełknął głośno ślinę, po czym kiwnął i odszedł w kierunku sali.
-Pomożesz mi?- rzucił do mnie przez ramię.
Bez słowa powlokłam się za nim do rozpromienionej Lily. Nie potrafiłam obie wyobrazić, co się zaraz stanie z jej miną, gdy James jej to wszystko opowie.
Weszliśmy do niej. Uśmiechnęła się na nasz widok, po czym nieco zmarkotniała.
-Coś się stało?- zaniepokoiła się- Na wasz twarze wkradł się smutek… Jak Harry?
James ze zbolałą miną popatrzył na trzymanego synka.
-Lily, zbieraj się.- wyjaśniłam z powagą- Lecicie natychmiast do Wiązowego Dworu.
Twarz Lily stężała.
-Do Wiązowego Dworu? Ale… Jak to?
-Nie możecie tu zostać.- wykręciłam się niezręcznie- Dumbledore przyszedł tu z pięć minut temu. Eee… z jakichś względów powiedział, że Voldemort uwziął się na całą waszą trójkę.
Czekałam na cios. Lily zmartwiała, wytrzeszczając zielone oczy.
-Chodź.- podeszłam do niej i delikatnie ponagliłam, ciągnąc za ramię. Wstała posłusznie, powalona stwierdzeniem, jakie jej przed chwilą powiedziałam.
-Chwila, Dumbledore powiedział, czemu?- zagadnęła łamiącym się głosem.
-Jeszcze nie. Oznajmił nam tylko, że Voldemort obrał sobie Harry’ego jako następny cel.
Twarz Lily w sekundę poszarzała. Machinalnie poprosiła Jamesa o Harry’ego gestem. Bez słowa wręczył jej zawiniątko, sam oplatając żonę ramieniem. W takim stanie wyszliśmy z sali szpitalnej do czekających na nas Huncwotów i Dumbledore’a.
-Chodźmy, zatem.- zawołał Syriusz, napięty do ostatnich granic.
-Wypuszczą mnie w ogóle z noworodkiem?- spytała szeptem Lily.
-Wypuszczą. Rozmawiałem z uzdrowicielem. Sprawa jest poważna.- odparł dyrektor.
Na zewnątrz świeciło sierpniowe słońce. Było ciepło, chociaż zbliżał się wieczór. Pomyślałam, że to wielce niesprawiedliwe, by Voldemort ścigał ich w tak piękny dzień.
Aportowaliśmy się przed o wiele bardziej ponury Wiązowy Dwór. Wydał mi się bezpieczną niszą, wolną od ataków śmierciożerców.
Całą gromadą dość ponurych nastrojów przekroczyliśmy próg.
-Niuniek, herbata.- rzuciłam automatycznie bezbarwnym głosem.
James tym razem nie zażartował sobie z tego, chociaż zawsze to robił, nawet, jeżeli nie śmieszyło to już nikogo.
-Zaprowadź ich do salonu. Ja wezmę Lily i Harry’ego do pokoju dziecięcego.
Syriusz kiwnął głową na moją komendę i mężczyźni udali się w ślad za nim. Ja i Lily skręciłyśmy w inny korytarz, idąc w milczeniu. Lily przyciskała do piersi synka.
Mieliśmy sześć malutkich sypialni dla małych dzieci, z czego dwie zajęte. Trzecią w kolejności zajął Harry, chociaż najpierw musiałam odkurzyć różdżką tu i ówdzie.
-Myślisz, że się przestraszy samotności?- zapytała Lily z trwogą.
-Jemu teraz wszystko jedno.- parsknęłam- Pewnie nawet Harry nie wie, że go trzymasz. Patrz, jak słodko śpi…
Popatrzyłyśmy na niego w milczeniu, Lily uśmiechnęła się smutno.
-Salon jest tak daleko… A jak zacznie płakać?
-Niuniek jest zobowiązany do kontroli, czy dzieci płaczą i informuje mnie. Spokojnie, odłóż Harry’ego, niech śpi. My musimy omówić to i owo z Dumbledorem.
-Dzięki, Meg. Tobie i Syriuszowi.- mruknęła po odłożeniu do kołyski noworodka.
-Drobiazg, my…
W tym momencie umilkłam, bo Lily mocno mnie przytuliła. Odwzajemniłam to nieśmiało, orientując się, że łka.
-Przepraszam.- odsunęła się natychmiast, ocierając łzy- Głupia jestem. Ryczeć…
-Nie, nie jesteś głupia!- chwyciłam ją za ramiona i popatrzyłam w zielone, wilgotne oczy- A coś ty myślała?! Ja i Syriusz zrobimy wszystko, by nigdy was nie dorwał. Znasz nas. Oddamy za was życie. I płakanie w takiej sytuacji nie jest głupie. Voldemort poluje na waszego nowonarodzonego synka. Masz się śmiać!?
-Racja.- otarła łzy- Czyż to nie niesprawiedliwe?
-Bardzo.- przyznałam szczerze.
-I do tego narażamy ciebie, Syriusza i wasze małe dzieci…
-Nie przejmuj się. Już ci mówiłam, oddamy życie za was obu. Wyobrażasz sobie Syriusza, który biernie obserwuje śmierć Jamesa? Bo ja nie jestem w stanie.
-Tak, to dość dziwne.- parsknęła przez łzy.
-A Voldemort nas tu tak szybko nie znajdzie. Prędzej coś ustalimy, niż on namierzy Wiązowy Dwór. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Nigdy nie pozwolimy was skrzywdzić, jesteście dla nas najważniejsi. Ty i Jim. Stanowimy jedno, pamiętasz?
Zaplątałam mały palec w mały palec Lily, jak kiedyś, nad jeziorem w szkole, gdy obie byłyśmy jeszcze panienkami, a Syriusz i James ostatnimi palantami w naszych oczach. Lily parsknęła, po czym uniosłam jej ładną, bladą i zapłakaną buzię do góry.
-Nie martw się. Będzie dobrze.- uśmiechnęłam się, otoczyłam ją ramieniem i wyprowadziłam z dziecięcego pokoju w kierunku salonu- Razem jesteśmy silni. Zbliża się kres Voldemorta.
Doskonale wiedziałam, że to tylko pobożne życzenia. Kres Voldemorta był jeszcze bardzo daleko i każdy zdawał sobie z tego w pełni sprawę.
-Jak ja bym chciała, żebyśmy już byli wolni!
-Za parę lat będziemy się z tego śmiać!
-No, a Harry’emu opowiemy, jak wyglądał jego pierwszy dzień życia.- parsknęła Lily- Musieliśmy go natychmiast ukryć u rodziców chrzestnych…
-Rodziców chrzestnych?- uśmiechnęłam się delikatnie- Harry jest moim chrześniakiem?
-No, a coś ty myślała?- parsknęła Lily, gdy otworzyłam jej wejście do salonu.
Uśmiechnęłam się do niej radośnie, po czym wkroczyłyśmy razem do pomieszczenia. W środku siedzieli panowie, miny mieli raczej przygaszone.
-No więc.- zaczęłam, siadając- Dlaczego Harry jest w niebezpieczeństwie?
Dumbledore zawahał się lekko.
-Opowiem wszystko od początku.- rzekł w końcu- Wszystko przez to, że miałem spotkanie z Sybillą Trelawney w gospodzie…
Uniosłam brwi, nie tylko ja zresztą.
-Oczywiście, taki z niej jasnowidz, jak z mojego brata barchanowe majtki.- mruknął z wesołą nutką Dumbledore- Ale cóż… miała wizję i to prawdziwie wstrząsającą… Wolałbym nie zdradzać jej treści w całości, ale wynikałoby z tego, że jakieś dziecko z Zakonu Feniksa jest jedyną osobą, która ma moc pokonania Voldemorta.
Zaległa tak potworna, nabrzmiała cisza, że słyszałam, jak Niuniek krząta się w kuchni, dwa piętra niżej. Wszyscy zamarli.
-Jak… jak to, jakieś dziecko z Zakonu ma moc pokonania Sami-Wiecie-Kogo?- wydukał Peter, zszokowany do ostatnich granic.
-A skąd wiadomo, że to akurat Harry?- zapytał Remus- Przecież jest jeszcze Nicholas, Syriusz, Rosemary, Cosmo, Neville…
-Nie, chyba jednak chodzi o syna Lily i Jamesa, Remusie.- odparł Dumbledore.
-Ale skąd ta pewność?- poruszył się niespokojnie Syriusz- Wolałbym się nie obudzić nagle i nie stwierdzić, że jestem już tylko duchem… Może mojej rodzinie też grozi śmierć.
-Nie. Naprawdę, żaden z młodych Blacków nie jest tym, kto pokonać może Voldemorta. Już bardziej skłaniałbym się w stronę małego Longbottoma.
-I co, nasz Harry pokona zło.- mruknął James ostrożnie- Ale Voldemort o tym nie wie…
-No właśnie, cały problem polega na tym, że wie doskonale.- rzekł Dumbledore.
-Ale czemu?- zirytował się James.
-Ktoś podsłuchał część przepowiedni. Złapano go i wyrzucono z gospody, ale jestem pewien, że doniósł Voldemortowi, bo to był śmierciożerca.
Znowu zaległa cisza. Wszyscy przetrawiali szokujące informacje.
-Ktoś doniósł na nas Voldemortowi.- rzekł bezbarwnym tonem James- Zabiłbym…
-I co teraz będzie?- zapytała Lily z rozpaczą- Voldemort prędzej czy później nas dorwie i zabije, to nie ulega najmniejszym wątpliwościom. Nie da się ukryć. Nasze dni są policzone.
-Nie mów tak!- Syriusz złapał ją za rękę- Zrobimy wszystko, byście byli bezpieczni.
-Jest pewien sposób.- powiedział Dumbledore- Znajdźcie Strażnika Tajemnicy.
-Zaklęcie Fideliusa!- przyklasnął po chwili Syriusz- To jest myśl. Nigdy was nie znajdzie.
-I musicie zmienić miejsce zamieszkania. Śmierciożercy wiedzą, gdzie mieszkacie, byli na waszym weselu.
-I tak mieliśmy kupować nowy dom w Dolinie Godryka.- rzekł James- To się nawet dobrze składa. I co, mamy znaleźć sobie Strażnika Tajemnicy, który ukryje fakt, gdzie jesteśmy?
-Dopóki sam tego nie powie, Voldemort nigdy was nie znajdzie. Wiecie przecież, jak to działa. Musicie tylko wziąć na Strażnika wyjątkowo zaufaną i silną osobę.
-Łapa. Bez dwóch zdań.- James walnął kumpla w plecy- On nigdy nie zdradzi.
Syriusz uśmiechnął się delikatnie do Jima. Dumbledore poparzył na nich bardzo uważnie.
-Sam chętnie zostałbym waszym Strażnikiem Tajemnicy…- rzekł wolno.
-Ale Syriusz jest nieugięty, to pewne. Nauczyłem się tego już wielokrotnie.
-Chyba jednak bezpieczniej byłoby, jakbym to ja został Strażnikiem Tajemnicy.- mruknął Dumbledore- Dla Syriusza też byłoby bezpieczniej.
Popatrzyliśmy na niego ze zdziwieniem.
-Chyba pan nie podejrzewa, że Syriusz by mnie kiedykolwiek zdradził!- oburzył się James.
-Nie. Nie podejrzewam, ale jestem chyba mniej dostępny dla Voldemorta, niż Syriusz.
-Nie ma strachu, Syriusz to najlepszy wybór. Zgadzasz się stary, prawda?- zbagatelizował Jim i zwrócił do kumpla. Ten kiwnął głową.
-Będę was strzec, jak oka w głowie.- rzekł, kładąc dłoń na piersi.
-A nie lepiej byłoby, jakby rzeczywiście profesor został Strażnikiem?- spytałam- Wiecie, Voldemort domyśli się, co się święci i będzie Syriusza szukał…
-Niech no tylko stanie ze mną twarzą w twarz w ciemnym zaułku…- zgrzytnął zębami Łapa.
-Ej no, kozaku! Zostaw Voldemorta, nasz syn ma zarezerwowane go wykończyć!
Popatrzyłam bezradnie na Lily. Z jej twarzy też wyczytałam głuchą beznadzieję. Mogliby sobie nie trywializować tego wszystkiego…
-Panie profesorze…- zaczęłam.
-Cóż, jeżeli James sobie życzy, nie będziemy go przymuszać.- rzekł Dumbledore- Syriusz to potężny czarodziej, nie ma co do tego wątpliwości, ale… Cóż, najpierw znajdźcie nowy dom, a potem pan Black zostanie waszym Strażnikiem Tajemnicy.
-Póki co, zamieszkacie u nas. Jak dla mnie, to moglibyście tu już zostać, byłbym spokojniejszy.- mruknął Syriusz.
Dumbledore poruszył się dość niespokojnie.
-Nie ma strachu! Syriusz prędzej umrze, niż cokolwiek powie.- zawołał James- Zresztą, sam na pewno będzie teraz bardzo na siebie uważał, prawda Łapo?
-Pewnie. Postaram się nie wyściubiać specjalnie nosa z domu. Ku uciesze mojej żony.- zarechotał Syriusz i puścił mi oko.
To w miarę przekonało Dumbledore’a. Wkrótce wyszedł, zostawiając nas samych.
-I Huncwoci znów razem, pod jednym dachem!- uśmiechnął się Syriusz- No, trzy czwarte…
-Może Petera też tu zostawimy i urządzimy imprezę w piżamach?!- ucieszył się James.
Lily popatrzyła na męża naprawdę zalęknionym wzrokiem.
-Eee, James, za trzy miesiące najstarszy z was kończy dwadzieścia jeden lat.- rzekłam, wytrzeszczając oczy- I w dodatku ledwie dwie godziny temu dostałeś informację, że ktoś wydał na ciebie wyrok śmierci… Czy to dobry pomysł na takie zabawy?
-To, że ktoś wydał na mnie wyrok śmierci oznacza, że mam być już resztkę życia ponury? Poza tym, wiek Syriusza nie ma nic do rzeczy, mentalnie nie czuję tej dwudziestki na karku.
-Hmm, zostałeś ojcem ledwie kilka godzin temu, a czasem mam wrażenie, że to ciebie trzeba przewijać.- warknęłam i ruszyłam w stronę drzwi.
-Uuu, Meggie coś dolega…- usłyszałam za sobą Jamesa- Hej, ostojo powagi, pani Black!
Wyszłam z salonu, kierując swe kroki do sypialni dzieci. Byłam wstrząśnięta i zdenerwowana całą tą rozmową. Sam fakt, że Lily i James są w zasadzie skazani na śmierć był już wystarczająco rozdrażniający. Do tego dołożyć to, że właśnie mój mąż dołączył do grona ludzi, którym grozi największe niebezpieczeństwo. I właściwie nie ruszyło go to.
-Jak dzieci… Bitwy na poduszki, też coś, phi!- prychnęłam, otwierając pokój z bliźniakami- Powinni zachować chociaż powagę sytuacji. Przynajmniej dzisiaj. Co za trywializowanie…
Syriusz, Rosemary i Cosmo wpatrywali się, każde w swoją stronę. Uśmiechnęłam się smutno. Zaraz miały kończyć czwarty miesiąc. Rosły, jak na drożdżach. W przeciwieństwie do jasnowłosego Nicholasa, trojaczkom włosy nie jaśniały, wciąż pozostając czarne. Nicholas odziedziczył po Syriuszu stalową szarość wielkich oczu, natomiast żadne z nich na razie nie wykazywało, że pójdą w tej kwestii w ślady starszego brata. Co prawda, cała trójka wciąż miała raczej jednolitą, niebiesko-fioletową barwę oczu, ale u Cosmo przechodziło to bardziej w kierunku odcienia brązu, a u Syriusza i Rosemary-zieleni. Czyli oczy po Lupinach.
Pochyliłam się nad szeroką kołyską, obserwując dzieci. Uśmiechnęłam się do siebie. W sąsiednim pokoju leżał nowonarodzony Potter. Ciekawe, jak będzie wyglądał…
Wyobraziłam sobie z powodzeniem mieszankę Lily i Jamesa i wydała mi się nader interesująca. Takie płomiennorude dziecię z ADHD…
Parsknęłam. Gdyby Remus miał żonę, a Peter wziął wreszcie ślub z Dorcas, mogłoby powstać zupełnie nowe pokolenie Huncwotów… Mogliby ganiać się, odwalać nam durne żarty, wysłać salon rodziny Potter w niebyt, jak my swego czasu…
Uśmiechnęłam się, patrząc na trojaczki. Zastanowiło mnie, które z nich zaprzyjaźni się z Harrym. Być może wszyscy. Wydało mi się to całkiem naturalne, jeżeli rodzice Harry’ego, Syriusza, Cosmo i Rosemary są tacy zżyci. Ich dzieci też muszą się polubić. Nie wyobrażałam sobie, żeby dwóch rówieśniczych synów Jamesa i Syriusza, największych kumpli i przyjaciół, miałaby się nie darzyć taką zażyłością.
-Jak tam? Co ci się stało w salonie?
Lily weszła, trzymając na rękach Harry’ego.
-Nic takiego. Chyba trochę zbagatelizowali niebezpieczeństwo.- stwierdziłam.
Lily pochyliła się nad trojaczkami.
-Chyba trochę. Ale znasz ich. To jeszcze mentalnie dzieci. Ledwo mając dwadzieścia lat… Zresztą, ulżyło mi nieco po tym pomyśle z Zaklęciem Fideliusa. Jest nadzieja!
-Pewnie.- uśmiechnęłam się- Ale Syriusz ma rację. Nas wszystkich powinno się zamknąć we Wiązowym Dworze i zakleić Zaklęciem Fideliusa. Byłabym spokojniejsza.
-Nie moglibyśmy pomagać Zakonowi, niestety.- westchnęła Lily- Nas czeka to z Jamesem. Jak tylko Łapa pójdzie kupić nam dom, zamkną nas na cztery spusty i nie będziemy mogli w ogóle wychodzić na dwór. Przecież jest lato…
-Uszy do góry.- pogładziłam ją po plecach- To nie potrwa długo.
-Potrwa.- westchnęła- Dopóki Voldemort nie zostanie pokonany, a teraz już wiemy, że tylko nasz syn jest w stanie tego dokonać. Pewnie trzeba będzie poczekać, aż podrośnie wystarczająco. No, ale przynajmniej wiemy, że i tak walka Zakonu jest zbędna. Poza załatwieniem paru śmierciożerców, na których miejscach pojawią się nowi, nie ma sensu.
Zresztą, nie jest powiedziane, czy Harry pokona Voldemorta. Dla mnie to trochę wydumane. Mój syn? Jest taki mały i niewinny…
Popatrzyła na Harry’ego z troską.
-Hej, za dziesięć lat nie będzie już mały i niewinny!- zaśmiałam się- Nie da się być małym i niewinnym, jak się ma takiego ojca, jak nasz kochany Jimmy! Zobaczysz, jak ten mały i niewinny brzdąc spuści ci kilka razy na głowę doniczkę z wysokości kilku łokci. Pewnie będą z Cosmo, Syriuszem i Nevillem odwalać różne głupoty.
-O ile go wypuszczę z domu w ogóle.- mruknęła, ale uśmiechnęła się.
Tak więc Potterowie i mały Harry zostali u nas. Spędzali większość czasu w ogrodzie wiedząc, że za chwilę umiejscowi się ich w jednym miejscu na bardzo długo i będą tam sterczeć, jak kołki. Nie uskarżali się jednak. Dostali nadzieję na przeżycie.
Dumbledore utrzymywał z nami stały kontakt. Zdziwiło mnie, jak bardzo jest ostrożny. Poza Syriuszem i mną nikt, nawet reszta Huncwotów nie wiedział, gdzie Potterowie zamieszkają. Dumbledore utrzymywał, że im mniej osób wie, gdzie teraz Potterowie będą się znajdować, tym lepiej dla nich samych. Oburzyło mnie trochę, że nawet własnemu bratu nie mogę powiedzieć. W końcu też był przyjacielem Jamesa. Trzymałam jednak język za zębami.
We Wiązowym Dworze nigdy nie było tak wesoło i barwnie. Liczba domowników łącznie z Niuńkiem wynosiła teraz jedenaście osób. Piątka rozkokoszonych malców, z czego czwórka z nich nawet nie miała pół roku wcale nie była bardziej hałaśliwa niż piątka dorosłych, z czego trójka była niepoprawnymi oszołomami, razem stanowiącymi niezłe ziółka. Zaczęłam się nawet poważnie zastanawiać, czy we względnie bezpiecznym Wiązowym Dworze nie byłoby nam razem w dziesiątkę dobrze. Jak dla mnie, Potterowie w sumie nie musieli się nigdzie wyprowadzać. Mogli tu bezpiecznie siedzieć z nami i Remusem, a Dumbledore mógłby być naszym Strażnikiem Tajemnicy. I tak razem przeżylibyśmy lata, patrząc na dorastające dzieci. Zapewne od strony Jamesa i Lily pojawiłyby się jeszcze jakieś. Od naszej już nie.
Niestety, Potterowie nie chcieli o tym słyszeć. Dla nich i tak nadwerężyli naszą gościnność, co było totalną bujdą. Tak więc Syriusz kupił im pod koniec sierpnia dom w Dolinie, co oznaczało, że wspólne wakacje dobiegły końca.
-No cóż, miło było, ale musimy się wyprowadzić.- mruknęła Lily, przebierając Harry’ego w niebieskie śpiochy- Syriusz wszystko przygotował?
-Z tego co wiem, wszystkie wasze meble już tam na was czekają. Pracował nad tym cały wczorajszy dzień i nawet nie chciał słyszeć o pomocy!- rzekłam, ubierając obok Lily Cosmo w bardzo podobne, zielone śpiochy.
Lily roześmiała się.
-Jesteście dla nas tacy dobrzy! Przyjęliście nas tak miło i tyle dla nas zrobiliście…
-Przyjaciele, zapomniałaś?
Chwila przebierania i chwyciłam różowe śpiochy, by umiejscowić je na Rosemary.
-Dziś w nocy przeniesiemy się do domu.- rzekła Lily nostalgicznym głosem, patrząc na ciemniejące wrzosowiska za oknem pokoju dziecinnego- Pewnie na bardzo długo…
-Ech, smutno nam tu będzie bez was.- posłałam jej blady uśmiech- Jesteście dość szalonymi i wcale nie cichymi współlokatorami, ale za to cennymi, jak złoto. Dawno się tak nie ubawiłam, jak przez ostatnie trzy tygodnie mieszkania z wami. A jak James, Syriusz i Remus chcieli przywołać nieco wspomnień ze wspólnych posiłków przy długim, szkolnym stole i zaaranżowali nam niezłe przedstawienie po iście hogwarcku, to myślałam, że się posikam…
W nocy we Wiązowym Dworze nikt nie spał. Lily pakowała do niewielkiej walizki swoje ostatnie rzeczy, doglądając jednocześnie, czy James spakował wszystko w miarę ludzki sposób. Na końcu zabrała się za akcesoria dla niemowlaka i ubranka Harry’ego.
Gdy byli już gotowi, wszyscy zgromadziliśmy się w hallu: ja, Remus, Syriusz, Peter, Lily, James z małym Harrym, a nawet Dumbledore.
Walczyłam z potwornym zmęczeniem i sennością, przyglądając się tępawo prawie miesięcznemu dziecku w rękach ojca. Spało w najlepsze, nawet nie mając pojęcia, że właśnie w jego obecności dzieją się różne ważne rzeczy, między innymi z jego powodu.
-To co, ruszamy do nowego domu?- zagadnęła Lily, poprawiając Harry’emu czapeczkę.
-Wszyscy gotowi? Różdżki wyciągnięte?- zapytał Dumbledore.
Pokiwaliśmy ponuro głowami. Czerwone, przydymione światło mrocznego hallu jeszcze bardziej spotęgowało we mnie jakiś niepokój ale i ekscytację.
-No, to ruszamy do Doliny.
Wyszliśmy na zewnątrz. Niebo upstrzone było jasnymi punktami, niezmiernie bliskimi, a w rzeczywistości tak dalekimi. Ciepłe powietrze nie uchroniło mnie przed falą gęsiej skórki i ciarek. Szliśmy ścieżką ku alei wiązów wolno, gęsiego, niczym jakaś ponura procesja pogrzebowa, zmierzająca nieuchronnie ku nieodwracalnemu. Najpierw kroczył Dumbledore. Za nim Syriusz, potem ja. Za mną szedł James, potem Lily z dzieckiem, Peter i na końcu Remus. Konwój składał się z najbliższych, ale do samego domu Potterów miał pójść z nimi i Dumbledorem jedynie Syriusz, przyszły Strażnik Tajemnicy.
Przekroczyliśmy furtkę, która zaskrzypiała żałośnie. James obrócił się smętnie ku Wiązowemu Dworowi, ukrytemu wśród powyginanych, nagich cieni gałęzi drzew. Ściana frontowa tonęła w mroku, czarne okna przypominały oczy trupa. Wiatr jęczał i świszczał w tych cieniach i na wszechogarniającej przestrzeni wrzosowisk, ugiętych pod ciężarem zawsze przytłaczającego nieboskłonu.
-Żegnaj, Wiązowy Dworku!- szepnął James- Długo się nie zobaczymy, stary…
Uśmiechnęłam się smutno. Dopiero teraz do mnie dotarło, jak ważnym miejscem dla wszystkich Huncwotów był nasz dom, nasze miejsce spotkań.
-Teleportujemy się wszyscy do Londynu, pod Katedrę Świętego Pawła.- przeciął milczenie dyrektor Hogwartu- Bardzo charakterystyczne miejsce, każdy wie, gdzie to jest?
-Ehe.- odpowiedział Syriusz za nas wszystkich.
-Tam nie powiem, co dalej.- prawie szepnął- Musimy się spieszyć. Spod Katedry wyruszę najpierw z Lily do Doliny, wy zostaniecie z Jamesem, by go osłaniać. Potem wrócę po Jamesa, a na końcu po Syriusza. Wtedy reszta może wracać do domów. Ważne, abyście chronili się teraz wzajemnie i byli czujni na każdy najmniejszy ruch, gdy mnie nie będzie. Jeżeli jest wśród nas zdrajca, Voldemort wie o dzisiejszej eskapadzie.
Zaległa paskudna, wiercąca w nadziei i spokoju dziury cisza.
-Możliwe, że nastąpią komplikacje…- podjął znów wolno Dumbledore- Zdziwiłbym się, gdyby obyło się bez kłopotów. Powiem jasno: przygotujcie się na walkę o życie przyjaciół.
Na długiej, wysmukłej szyi Syriusza jego grdyka ostrożnie przesunęła się w górę.
-No, to gotowi do drogi?- rzekł po chwili okrutnego milczenia- Katedra Świętego Pawła.
Wrzosowiska zmieniły się w ulicę Londynu. Przed nami stała wielka, imponująca budowla. Na szczęście, w tak głębokiej nocy nikt nie myślał, by błąkać się przy katedrach, więc nie było żywej duszy. Dumbledore natychmiast schwycił Lily za ramię, kiwnął głową na tak i znikli, by udać się do nowego domu Potterów, ich nadziei i więzienia jednocześnie.
Ja z Huncwotami przycupnęliśmy we wnęce drzwi wejściowych, gdzie, ukryci w cieniu, byliśmy praktycznie niedostrzegalni. Jamesa, pomimo cichych protestów i buntowniczych skamlnięć, wcisnęliśmy tak, by każdy osłaniał go własnym ciałem.
Panowało napięte milczenie, nikt nie odważył się puścić pary z ust w obawie, iż patrolujący śmierciożerca nas usłyszy, jeżeli taki by ewentualnie przybył. O ile już nie byliśmy obserwowani.
Nagle rozległ się potworny hałas. Zamarło we mnie serce, cała nasza piątka podskoczyła równo. Syriusz przylgnął do boku Jamesa plecami, jak gdyby chroniąc go własną piersią.
Cisza. Potworna, głośna cisza. A potem…
Pobliski kontener na śmieci przewrócił się, coś zakotłowało się w pobliżu niego…
-DRĘTWOTA!- ryknął Syriusz.
Wszystko ucichło. Remus, pilnie się rozglądając, podszedł do kontenera, popatrzył, po czym wrócił, dość poirytowany.
-To był tylko kot, Łapo! Mogłeś wydać nas twym dramatycznym rykiem.
Syriusz zmierzył go naprawdę nieprzyjemnym spojrzeniem i już miał coś warknąć, gdy stwierdziłam, iż czas najwyższy ratować sytuację i rzekłam prędko:
-Zapomniałeś, Remusie? W naszym świecie nie koniecznie występują “tylko koty“, nie?
-Hmm, w sumie racja… Mógł to być szpieg, ale…
Wtem rozległy się pośpieszne kroki. Zanim jakikolwiek mężczyzna uniósł różdżkę, zza węgła wyłoniła się wysoka, zakapturzona postać…
-Szybciej.- rzekł dyrektor- Teraz James.
Odetchnęliśmy z ulgą. James kiwnął, wygramolił się z przyciskających go ciał ochoczych bodygardów, po czym zniknął z Dumbledorem.
-Uff, czyli Lily i Harry są już na miejscu, bezpieczni…- mruknął Remus.
-Niekoniecznie. Dopóki Syriusz tam się nie zjawi, nie będą bezpieczni. Może śmierciożercy już wiedzą i zaatakowali Lily i Harry’ego?- zapytałam- Poza tym, teraz mi przyszło do głowy… A jak to nie był Dumbledore? Może ktoś się pod niego podszył i złapał Jima?
-Nie siej wrogiej propagandy. Nie wiem, ale śmierciożerca chyba nie może z taką łatwością wyrwać włosa naszego Dumbledore’a.
Uspokoiło mnie to, ale poczułam, że Syriusz po mojej tezie nieco zesztywniał.
W końcu przyszedł i na niego czas. Dumbledore przybył zapewniając, iż na razie wszystko gra, Potterowie siedzą w piwnicy, dopóki nie rzuci Zaklęcia Fideliusa. Nas ponurym głosem odesłał do domu, dziękując za pomoc w eskorcie dla przyjaciół.
-Słuchajcie.- rzekł na odchodnym dość ostrożnym głosem- Nieczęsto teraz będziecie spotykać się z Jamesem i tylko wtedy, gdy Syriusz uzna za stosowne wam to zdradzić. To już zależy wyłącznie od niego i samych zainteresowanych.
Rozległo się ciche pyknięcie i zostałam sama z Remusem i Peterem, czując dziwne odrętwienie i smutek. Nie wyobrażałam sobie entuzjastycznego Jamesa w klatce…
-No, to się zbieramy, Meg.- rzekł Remus- Czas spać. Dobranoc, Glizdek!
-Dobranoc, Lunatyku i Meg!- odparł Peter dziwnym głosem. Chyba też był poruszony.
Wróciliśmy do bezpiecznego domu, mając jedynie nadzieję, że wszystko się udało. Remus poszedł do swojej sypialni dziwnie milczący i przygaszony, ja udałam się najpierw do dzieci, potem do siebie. Nawet smutno mi się zrobiło, iż pierwszy raz od miesiąca ominęłam tymczasową sypialnię Harry’ego, bo była już pusta.
W łóżku dopadły mnie dziwaczne myśli i lęki. Wszystko wydało mi się jakieś beznadziejne. Lily i James mają czekać w tym domu, aż ich syn podrośnie i zabije Voldemorta? Już to widzę. Wizja Lily, wrzeszczącej z okna do dwudziestoletniego Harry’ego, wyruszającego na zabicie największego wroga coś w stylu “WEŹ CHOCIAŻ KANAPKI!” rozluźniła mnie odrobinkę i przyszła szczątkowa nadzieja, że ten słaby system się sprawdzi.
Syriusz wrócił do sypialni około pół godziny po moim przybyciu. Skrupulatnie się rozebrał i rzekł, nieco dziwnym, wesołym i jednocześnie smętnym głosem:
-No, to Lily i James prawdopodobnie dostali dożywocie.
Mocno się do niego przytuliłam.
***
Lato dobiegło końca, nieuchronnie zbliżał się dziwny, tęskniący smutek wraz z tańczącymi po ogrodzie liśćmi, śpiewającym przesyconą rozdzierającym smutkiem pieśń wiatrem, gwiżdżącym w wygasłych paleniskach i ołowianymi chmurami, które lada moment zapłaczą deszczem, chociaż wciąż się powstrzymywały, jak gdyby zbierając się w sobie.
Bardzo tęskniłam za ciepłem Lily i wesołością Jamesa. Brakowało mi delikatnej, czułej dłoni najlepszej przyjaciółki, gdy się smuciłam. Odczułam też, iż jestem w jakiś sposób uzależniona od osoby Jamesa, potrafiącego rozbawić mnie do łez. Teraz, wśród wszechogarniającej moją duszę ciemności nie było już jego humoru i śmiechu, zostałam pozbawiona praktycznie jedynej wesołej iskierki w całej tej rozpaczy. Pozostała jedynie świadomość, że żyją i mają się dobrze oraz fakt, iż miałam jeszcze Syriusza i dzieci.
-Coś taka smutna?
-Jakbyś nie wiedział…
-Wiem doskonale…
Syriusz przytulił wargi do główki Cosmo, którego trzymał w dłoniach. Jego niewidzący wzrok padł na czerwoną, wyglancowaną posadzkę hallu.
Popchnęłam przed siebie wózek z Syriuszem i Rosemary. Kierowaliśmy kroki na zewnątrz, by pochodzić z dziećmi po wrzosowiskach.
Popatrzyłam na profil zamyślonego Syriusza. Wytarł nos o skórzany rękaw kurtki, wciąż nie opuszczało go dziwne zamyślenie.
-Wiem, że ci go brakuje.- rzekłam po chwili i położyłam dłoń na ramieniu męża. Kiwnął potakująco.
-Wiesz, James jest dla mnie taki ważny… To tak, jakby tobie zabrali Remusa, twojego bliźniaka.- oświadczył głucho- Tak się właśnie czuję. Jakbym nie był do końca sobą.
-Nie martw się. Przynajmniej są bezpieczni. A wkrótce ich odwiedzimy, prawda?
Uśmiechnęłam się ciepło. Syriusz, po chwili odwzajemnił to, nieco podniesiony na duchu.
Otworzyłam drzwi na oścież.
-Ko to?- zapytał wysokim głosikiem Nicholas, siedzący w nosidełku na plecach taty.
W drzwiach stał Severus Snape we własnej osobie, jego żylasta dłoń zastygła w połowie drogi do dzwonu cmentarnego, który stanowił dzwonek do drzwi. Wytrzeszczył oczy.
-Snape?- wychrypiał Syriusz, zdumiony do ostatnich granic.
-Black!- wycedził Sev.
-Panowie!- ostrzegłam.
Mierzyliśmy wszyscy Severusa zróżnicowanymi spojrzeniami, Severus mierzył nas równie zróżnicowanym i pomieszanym spojrzeniem. Ja patrzyłam z jakimś strachem, Syriusz z nienawiścią, a Nicholas był wielce zaintrygowany. Panowało milczenie.
-Eeyyuu…- wydukałam w końcu- Co tu robisz, Sev?
-Mam… Muszę porozmawiać…- zaciął się, blednąc niezdrowo. Jeździł wzrokiem po kolei po wszystkich naszych dzieciach i rozbawiło mnie to, iż pewnie jest zszokowany ich ilością.
-Voldemort wie, że tu jesteś?- zwęził oczy Syriusz podejrzliwie.
Severus nawet nie zaszczycił go spojrzeniem, za to zwrócił się do mnie szeptem:
-Możemy porozmawiać, Mary Ann? To jest niezwykle ważne…
Popatrzyłam z niepokojem na Syriusza. Śmierciożerca, proszący o rozmowę… Co to ma znaczyć? A jak to jakiś podstęp?
-Proszę…
-Chwileczkę!- warknął Łapa- Czy ty czegoś nie kombinujesz, Smarku?
-Syriuszu…- poprosiłam.
-No co? Nie ufam mu! Wiesz… wiesz, że ostatnia sytuacja postawiła mnie w innym świetle…- rzekł, patrząc na mnie wymownie.
-Meg, na naszą przyjaźń przysięgam, że jestem tu z własnej, nieprzymuszonej woli. Czarny Pan nie ma z tym nic wspólnego!- rzekł rozpaczliwie Severus.
Popatrzyłam na jego czarne, nieprzeniknione spojrzenie.
-Dobrze, wejdź więc…- westchnęłam.
-Mary Ann!- rzekł z oburzeniem Syriusz.
-Słucham?- spytałam niewinnie, gdy szliśmy wszyscy ku salonowi.
-Nie podoba mi się, że śmierciożerca, i to w dodatku wabiący się Smarkerus, przekraczał próg mojego domostwa!- syknął cicho tak, by Severus nie usłyszał.
-To także moje domostwo, a Severus jest moim przyjacielem.- rzekłam chłodno.
-BYŁ nim!
-Przyjaźń się nie kończy wraz z zakończeniem szkoły. Jesteście tego najlepszym przykładem.
Zamilkł.
Wkroczyliśmy wreszcie do salonu. Usiedliśmy z Syriuszem na kanapach, Severus nieśmiało wcisnął się w fotel, przebierając bladymi palcami nerwowo.
-No więc?- zapytałam, przejmując Nicholasa na kolana. Nie wytrzymał i zszedł, by pobiegać.
-Ja…- Severus znowu zbladł. Nie widziałam go równo dwa lata, a przez ten czas zmienił się nieco. Na jego twarzy wykwitła działalność, jaką prowadził. Było to oblicze zmęczone i zdruzgotane. Nie widziałam już niewinności i spokoju w martwych oczach Seva.
Syriusz wpatrywał się w niego wilkiem. Cosmo, leżący w jego ramionach, obserwował wszystko swoimi orzechowymi oczami z zainteresowaniem.
-Chciałem prosić o wybaczenie.- Severus przełknął ślinę i popatrzył na nas dumnie.
Unieśliśmy brwi. Syriusz drwiąco, ja ze zdumieniem.
-Chyba już wiecie o… o Potterach.- to nazwisko przeszło mu przez gardło z trudem- Są zagrożeni.
-Zdążyliśmy zauważyć…- wycedził Syriusz- Jakiś twój ziomek ochoczo na nich doniósł. Dziękujemy. Za co więc przepraszasz? Czyżbyś miał jakieś instynkty samozachowawcze?
Severus nie odezwał się, za to popatrzył na mnie. Było w tym coś błagalnego.
-Severusie, za co przepraszasz?- powieliłam pytanie drgającym głosem.
-Potterowie… Ja…- przełknął ślinę.
-Trzymaj go.- rzekł Syriusz nagle roztrzęsionym tonem i wcisnął mi Cosmo w ręce. Potem uniósł się powoli, wpatrując w Seva takim wzrokiem, że ciarki mnie przeszły.
-Doniosłeś na nich.- wymamrotał w końcu- To ty podsłuchałeś rozmowę Dumbledore’a. Przez ciebie Voldemort wydał na nich wyrok śmierci, tak?
Severus wstał, by się z nim zrównać.
-Tak, to ja.- rzekł twardo.
Moje serce zmartwiało. Severus?! Severus doniósł na Lily i Jamesa… Nie, to niemożliwe… To nieprawda…
-Nie wiedziałem, że pomyśli o Lily Evans…
-LILY POTTER, SZMATO!!!- ryknął Syriusz, po czym puściły mu nerwy- MA MĘŻA I DZIECKO!!!
Rzucił się przez stolik i powalił Severusa. Bez opamiętania walił pięściami na oślep w twarz.
-SYRIUSZU!!!- krzyknęłam- BŁAGAM, PRZESTAŃ!
-ZABIJĘ CIĘ!!! CHOLERA, ZABIJĘ GOŁYMI RĘKOMA!!!- wył Syriusz, uderzając do nieprzytomności. Severus nie protestował- TY ZAWSZONY ZDRAJCO, TY…
-Syriuszu!!!
Odłożyłam czym prędzej Cosmo do wózka z rodzeństwem i spróbowałam jakoś powstrzymać Syriusza. W końcu udało mi się go odciągnąć od zakrwawionego Severusa, sinego z wściekłości i z pianą na ustach. Całym jego ciałem wstrząsały konwulsję takiej pasji, iż, chociaż miał prawie dwadzieścia jeden lat, z powodzeniem mógł dostać wylewu krwi do mózgu.
Pozbierałam męża z podłogi. Ledwo stał na nogach z wściekłości. Severus też się pozbierał, tamując krwotoki rękawem. Wokół obu gałek ocznych wykwitł imponujący siniak.
-Jak mogłeś.- rzekłam lodowatym tonem- Lily i James, a także Harry są skazani na śmierć.
-Nie wiedziałem, o kogo chodzi.
-To nie ma znaczenia, przecież wiedziałeś, że o kogoś musi…
-To ja ostrzegłem Dumbledore’a, że Czarny Pan poluje na Potterów.- przerwał nagle.
Zaległa cisza. Przełknęłam ślinę.
-Nie wybielaj się, Snape.- rzekł gorzko Syriusz- Wzbudzasz we mnie odrazę. Teraz płaszczysz się przed nami, zaraz polecisz z wywieszonym ozorem pod stópki swego pana…
-Już nie, Black.- warknął Severus- Odszedłem.
Ta wiadomość była naprawdę wstrząsająca. Zajęło chwilkę, nim Syriusz pozbierał się z podłogi i prychnął drwiąco, nie do końca to prychnięcie było jednak pewne.
-Ta, akurat. Już nie jesteś śmierciożercą? Nie wierzę, byś zdobył się na taki szczyt odwagi.
-To nie wierz. Nie przychodziłem z tym do ciebie.- warknął Sev- Meg, naprawdę odszedłem.
-Naprawdę?- szepnęłam po chwili.
-Tak. Już nie służę Czarnemu Panu. Nigdy więcej.
Popatrzyłam na niego. Czy to możliwe? Sev, zażegnujący się już w Hogwarcie, iż na pewno będzie śmierciożercą, do tego odmawiający odejścia od nich, gdy razem uciekliśmy przed moim ślubem… Co cię z nim stało? Czemu tak łatwo podjął tak olbrzymie ryzyko?
-Tata!- zawołał nagle gdzieś z dołu Nicholas tak, że wszyscy w troje podskoczyliśmy.
Pociągnął Syriusza za nogawkę. W pierwszym momencie ten go zignorował, wciąż zbyt zszokowany tym wszystkim, by zareagować.
-Tata!- jęknął błagalnie malec.
Syriusz nieprzytomnie popatrzył na niego, po czym chwycił na ręce i wyszedł, rzucając Sevowi nienawistne spojrzenie.
Zaległa przykra cisza. Patrzyłam ze smutkiem w podłogę.
-Dlatego właśnie chciałem prosić o przebaczenie.- szepnął nagle Sev- Wybacz mi, proszę.
Zerknęłam na niego z bólem.
-Błagam. Chociaż ty. Ja… nie zasłużyłem. Wiem..
Miałam wielką ochotę odpowiedzieć, iż nigdy mu nie wybaczę skazania Potterów.
-Wybaczam ci, Sev.- westchnęłam w końcu chłodno- Twoją pokutą będzie to, że sam ściągnąłeś na siebie pewną śmierć. Zapewne wkrótce cię dopadnie.
Severus skulił się po tych słowach w sobie. Dalej staliśmy nieruchomo w pewnym oddaleniu od siebie. W rogu salonu tykał beznamiętnie zegar.
-Eee… Widzę, że dobrze ci się żyje…- wydukał w końcu.
-Nie narzekam.- mruknęłam z goryczą.
-I masz dzieci… Lily… Lily też ma dziecko…
Przełknął głośno ślinę. Zrobiło mi się go nagle żal.
-To jest Cosmo.- mruknęłam nagle, podchodząc do wózka i wyjęłam półrocznego syna. Posprężynował stópkami w proteście- Twój chrześniak.
Severus odważył się podejść bliżej. Przyglądał się z daleka małemu dziecku, na jego zdruzgotanej twarzy błąkał się uśmiech.
-Wiesz, że ty i Andromeda macie…
-…obowiązek zająć się nim na wypadek waszej śmierci. Tak. Mogę go potrzymać?
Popatrzyłam na niego ze zdumieniem, po czym podałam Cosmo Severusowi. Ostrożnie chwycił go. Nie minęło dziesięć sekund, gdy zaskoczony Cosmo uderzył w płacz.
-No tak.- parsknęłam- Typowe. Ale nie przejmuj się. Jesteś po prostu obcy.
-Obcy. Tak się czuję.- syknął, wpychając ręce do kieszeni.
-Głowa do góry. Lily i James są bezpieczni, a ty wróciłeś do żywych!- uśmiechnęłam się.
-Raczej zatrzasnąłem za sobą trumnę.- rzekł ponuro- Ale dzięki. Za wszystko.
Postanowiłam nie pisać w liście Lily o tym, czego się dowiedziałam. Na pewno Severus byłby tym załamany. Niestety, Syriusz nie pokusił się o taką tajemniczość w swoim liście do Jamesa, przez to Potterowie mieli pełną świadomość, kto ich wydał.
-To przykre. Lily i Snape się przecież przyjaźnili, a on nieopatrznie nasłał na nią wszystkie siły zła.- rzekł Remus, zawiązując pelerynę.
-Tak. Ironia losu.- poprawiłam bratu spinkę na mankiecie i otworzyłam drzwi. Październikowy wiatr zawył potężnie w hallu. Na zewnątrz było przeraźliwie zimno.
-Kto tam będzie z tobą?- zapytałam.
-Szalonooki Moody zamierzał, ale nie może. Swoją drogą, śmieszna ksywa.
-Trafna. Odkąd po tej bitwie wypłynęło mu oko i przyprawił sobie nowe, boję się go trochę. Nigdy nie wiadomo, czy cię obserwuje. No, to idź na tę wartę. Ale wróć przed obiadem.
-Nie mam zamiaru. Warta to warta. Obowiązek najpierw.
-Remusie! Będę umierać ze strachu, jak zwykle!- warknęłam- Oszczędź mnie.
-Ty zawsze umierasz ze strachu.- rzekł kwaśno.
Zatrzymałam go, patrząc ze złością w miodowe oczy.
-Co powiedziałeś?
-Oj, już nie bocz się.- burknął- Mam dziś zły dzień, to dlatego.
-Dlatego mam znosić twoje fochy i zły humorek? Książątko ma zły dzionek?!
-Możesz przestać?!- zawołał- Co cię napadło?!
-Co ciebie napadło?!- warknęłam.
-Mam zły humor! To normalne, jestem człowiekiem, prawda?!- po chwili w jego oczach zaszkliły się łzy i wycedził- Chyba, że uważasz inaczej!
Po czym wypadł szybkim krokiem na zawieruchę.
-A idź sobie! Ochłoń nieco w samotności!- wrzasnęłam za nim.
Zamknęłam drzwi z hukiem, dysząc ciężko. Po chwili ogarnęły mnie wyrzuty sumienia, ale szybko je odtrąciłam. Sam tego chciał!
-No, to już była przesada!- mruknął Syriusz, unosząc oczy znad notatek, gdy streściłam mu kłótnię. Zapowietrzyłam się.
-Przesada?! On zaczął!
-Ale miał zły humor. Mogłaś dać na wstrzymanie. Zresztą, trzeba było go nie atakować.
-Ty też przeciwko mnie!- zawołałam ze złością.
Syriusz, chyba niezbyt chcący kłócić się ze mną, zanurzył się z powrotem w czytaniu. Zrobiło mi się nieco głupio, bo nastawiłam się na ostrą dyskusję, ale po chwili doszłam do wniosku, że głupotą byłoby się o to wszystko kłócić.
-Ad reem.- podjął nagle- Przyszła korespondencja. Leży tam, na stoliku.
Podeszłam do listu, który, po piśmie był z pewnością od Rogasia. Ucieszyłam się niezmiernie na myśl o jakichś wiadomościach od niego.
Droga Pani Black Na Zamku Państwa Black!
Czuję się świetnie, leżąc, leżąc, leżąc, czasem pobawiwszy się z synem tudzież żoną. Nie, nie jestem chory ponad to, na co zwykle jestem chory. Ale trochę mi się nudzi. Przeczytałem już wszystkie książki z biblioteczki domowej: grube, cienkie, nudne jak flaki z olejem, czy interesujące, że zwieracze puszczają. Nawet spróbowałem użyć ich bogatego wnętrza jako materiału na bitwę morską w wannie, ale Lily hmm… No, do tej pory mam ślady.
Ostatnio siedziałem pod ścianą myśląc i dumając usilnie nad sensem żywota mojego. Wydał mi się tak nudny, iż nawet perspektywa pogruchotania zębami ściany pomiędzy sypialnią a łazienką zrobiła na mnie wrażenie arcyciekawej. Nawet spróbowałem. Nie udało się, wiesz?
Jak Harry? Cóż, nie wiem, jak to się stało, ale ostatnio znalazłem go na szczycie dużej komody, ryczącego wniebogłosy skrzywdzonym głosem. Ciekawa sprawa. Wpierw pomyślałem sobie: “Syn pod sufitem, na komodzie! Jaki człowiek roztargniony, gdzie ja go kładę?”. Ale potem dotarło do mnie, iż nawet posiadając takie roztrzepanie jak ja, NIE DA SIĘ z roztargnienia położyć syna na tak wysokim meblu. Przecież po meblach nie łażę. Jeszcze nie. Zdjąłem go więc grzecznie, otrzepując z kurzu i przepraszając uniżenie. Chyba się obraził, tak myślę, bo zaraz narżnął takiego stolca, że… Dobra, Lily kręci się po pokoju…
A jeśli chodzi o Smarkerusa… NO PO PROSTU SZLAG MNIE WZIĄŁ! Możesz powiedzieć Łapie, że jak już go zabił, to może ponownie w moim imieniu. Na serio, jak wyjdę z tego więzienia, Snape będzie miał gębę, jakby go z procy karmili.
Musisz mi teraz coś napisać o Twoich dzieciakach, a szczególnie o mojej kochanej chrześnicy, Rosemary! Powiedz jej, że wujek James pozdrawia i szczerzy się do niej. No, i o Zakonie! Bardzo płaczą, że nas nie ma, nie? Strata mojej cennej osoby to potworny cios!
Twój kochany James Potter, z nudów cerujący już desperacko dziury w swych skarpetkach.
PS.: Daj ode mnie Remy’emu jakiś cząstkowy okaz uczuć, na przykład dokładkę zupy. Albo możesz go cmoknąć, ale uprzedź, że to nie bezpośrednio ode mnie.
-“Jak wyjdę z tego więzienia…”- westchnęłam i złożyłam list.
Syriusz uniósł głowę znad notatek o kamuflażu. Uśmiechnął się smutno i znów zanurzył w lekturze. Wstałam po chwili patrzenia na niego i przespacerowałam wolno po bawialni, w której siedzieliśmy, po czym znów usiadłam.
Nicholas drzemał sobie spokojnie, główkę złożył na udach Syriusza. Wyglądał beztrosko i niewinnie. Jego jasne włoski, lekko pokręcone, przeczesywane były czasem palcami Syriusza. W bawialni panowała cisza i spokój.
Poczułam zirytowanie. Rozległo się głośne burczenie w brzuchu, przecinające ciszę.
-Głodny jestem.- mruknął Syriusz- Kiedy obiad?
-Jak wróci tamten mądrala. Ma teraz wartę.- burknęłam- Też bym coś zjadła.
Znów zaległa cisza. Próbowałam się skupić na notatkach z wiedzy elementarnej aurora, ale nie mogłam. Drążąca w mózgu myśl, że Remus się spóźnia, nie dawała mi żyć. I do tego robi tak specjalnie, na pewno. Przyjdzie, kiedy mu się spodoba. Niepoważne…
Remusek, jak na złość, nie pojawił się na obiedzie. W końcu musiałam warknąć do rozsierdzonego Syriusza, że jemy bez wielmożnego Lupina.
Ale mój kochany brat nie raczył przyjść nawet potem, po obiedzie. W zasadzie najpierw mnie to zestresowało, lecz potem dotarło do mnie, że się zwyczajnie obraził i poszedł spać do Petera. Robił tak czasem, nie uprzedziwszy. Normalka.
-Chyba mu urwę łeb.- burknął Syriusz, narzucając na siebie kołdrę, gdyż zbieraliśmy się do snu. Prychnęłam.
-Nie zdążysz. Ja to zrobię pierwsza.- warknęłam, siedząc na parapecie i patrząc na jesienne błonia- Nieodpowiedzialny… A już myślałam, że posiada szczątkową… O, zjawił się!
Na alei wiązowej teleportowała się sylwetka.
-Powrót łaskawcy.- prychnęłam.
Syriusz zerwał się i podbiegł do okna.
-Przecież to nie Remus.- skonkludował.
-Nie?
-To Moody. Widzisz laskę?
-No… Co on robi?- zdumiałam się.
Bo Moody wyczarował patronusa, który błyszczącą smugą pomknął ku Wiązowemu Dworowi, po czym deportował się gdzie indziej.
Wymieniliśmy z Syriuszem bardzo zdziwione spojrzenia. To zachowanie było zupełnie nienormalne.
-Czemu Moody się deportował?- zapytałam.
-Może się spieszył.- mruknął Syriusz.
Czekaliśmy w bezruchu, aż patronus, pędzący przez korytarze naszego domu dotrze do nas. Czułam dziwne ciarki i strach na myśl o nim.
Wreszcie patronus Szalonookiego przeniknął przez drzwi i stanął na środku. Rozległ się głos.
-ALARM PIERWSZEGO STOPNIA. ŚMIERCIOŻERCY DOPADLI NASZEGO. REMUS LUPIN NIE ŻYJE.
I rozwiał się w srebrnej mgiełce.
Komentarze:
Wilburn Niedziela, 08 Lutego, 2015, 05:45
Do you know the number for ? http://atecuccod.com/index.php/ajandektargyak payday loans out of state Three Kenyan newspapers reported on Saturday that a year ago the country's National Intelligence Service (NIS) had warned of the presence of suspected al Shabaab militants in Nairobi and that they were planning to carry out "suicide attacks" on the Westgate mall and on a church in the city.
Wilburn Niedziela, 08 Lutego, 2015, 05:45
Do you know the number for ? http://atecuccod.com/index.php/ajandektargyak payday loans out of state Three Kenyan newspapers reported on Saturday that a year ago the country's National Intelligence Service (NIS) had warned of the presence of suspected al Shabaab militants in Nairobi and that they were planning to carry out "suicide attacks" on the Westgate mall and on a church in the city.
Fidel Poniedziałek, 09 Lutego, 2015, 11:14
Where are you calling from? <a href=" http://weblinksonline.co.uk/category-list.html ">context exclaim where can i buy aripiprazole ardour haven</a> The former SNP MSP, who was suspended and later expelled from the party after the allegations surfaced in the Sunday Herald in March last year, denied all the charges. He said he had acted in self-defence in relation to three of them.
Fidel Poniedziałek, 09 Lutego, 2015, 11:14
Where are you calling from? <a href=" http://weblinksonline.co.uk/category-list.html ">context exclaim where can i buy aripiprazole ardour haven</a> The former SNP MSP, who was suspended and later expelled from the party after the allegations surfaced in the Sunday Herald in March last year, denied all the charges. He said he had acted in self-defence in relation to three of them.
Khloe Poniedziałek, 09 Lutego, 2015, 11:14
I never went to university <a href=" http://www.asamblea3cantos.org/calendario ">missionary lean silagra 100 mg cipla adopted</a> The SNCF said the train was carrying about 385 passengers when it derailed Friday evening at 5:15 p.m. (1515 GMT; 11:15 a.m. EDT) and crashed into the station at Bretigny-sur-Orge, about 20 kilometers (12 miles) south of Paris. The train was headed from Paris to Limoges, a 400-kilometer (250-mile) journey, and was about 20 minutes into what would have been a three-hour journey.
Khloe Poniedziałek, 09 Lutego, 2015, 11:14
I never went to university <a href=" http://www.asamblea3cantos.org/calendario ">missionary lean silagra 100 mg cipla adopted</a> The SNCF said the train was carrying about 385 passengers when it derailed Friday evening at 5:15 p.m. (1515 GMT; 11:15 a.m. EDT) and crashed into the station at Bretigny-sur-Orge, about 20 kilometers (12 miles) south of Paris. The train was headed from Paris to Limoges, a 400-kilometer (250-mile) journey, and was about 20 minutes into what would have been a three-hour journey.
Shelton Poniedziałek, 09 Lutego, 2015, 11:14
I really like swimming <a href=" http://zurmoebelfabrik.de/verleih/ ">bar document duloxetine wiki yield</a> For country-level data, children who died from diarrhea and pneumonia during the first month of life were not counted in the neonatal category. Instead, deaths from diarrhea and pneumonia during the first month of life were included in the overall count for those illnesses.
Shelton Poniedziałek, 09 Lutego, 2015, 11:15
I really like swimming <a href=" http://zurmoebelfabrik.de/verleih/ ">bar document duloxetine wiki yield</a> For country-level data, children who died from diarrhea and pneumonia during the first month of life were not counted in the neonatal category. Instead, deaths from diarrhea and pneumonia during the first month of life were included in the overall count for those illnesses.
Brody Poniedziałek, 09 Lutego, 2015, 11:15
this is be cool 8) <a href=" http://aryon.com/contact/ ">bull albendazole 200 mg tablets generic orchard notwithstanding</a> After a nearly five day strike earlier this summer,Ă Governor Jerry Brown Ă called for a 60-day cooling off period. That cooling off periodâÂÂwhich allowed BART trains to keep running while negotiations continuedâÂÂends at midnight Thursday.
Brody Poniedziałek, 09 Lutego, 2015, 11:15
this is be cool 8) <a href=" http://aryon.com/contact/ ">bull albendazole 200 mg tablets generic orchard notwithstanding</a> After a nearly five day strike earlier this summer,ĂÂĂ Governor Jerry Brown ĂÂĂ called for a 60-day cooling off period. That cooling off periodĂ¢ĂÂĂÂwhich allowed BART trains to keep running while negotiations continuedĂ¢ĂÂĂÂends at midnight Thursday.
Sammy Poniedziałek, 09 Lutego, 2015, 11:15
Where do you live? <a href=" http://weblinksonline.co.uk/category-list.html ">pan stretch order aripiprazole online shelf</a> âÂÂIt shows you how brutal football can be. For one side thatâÂÂs almost there, and then the other side is back in,â U.S. coach Jurgen Klinsmann said. âÂÂNow obviously you feel for the people. You feel for an entire country.âÂÂ
Sammy Poniedziałek, 09 Lutego, 2015, 11:15
Where do you live? <a href=" http://weblinksonline.co.uk/category-list.html ">pan stretch order aripiprazole online shelf</a> Ă¢ĂÂĂÂIt shows you how brutal football can be. For one side thatĂ¢ĂÂĂÂs almost there, and then the other side is back in,Ă¢ĂÂĂ U.S. coach Jurgen Klinsmann said. Ă¢ĂÂĂÂNow obviously you feel for the people. You feel for an entire country.Ă¢ĂÂĂÂ
Edwardo Poniedziałek, 09 Lutego, 2015, 11:15
I'm a housewife <a href=" http://www.bullyprevention.org/presentation.html ">barn cost of wellbutrin sr without insurance obviously</a> "I couldn't sing and I couldn't figure out why," she said. "I knew it was mechanical. I knew it had to do with the muscles, but I thought it might have also had something to do with the tick disease that I had.
Edwardo Poniedziałek, 09 Lutego, 2015, 11:15
I'm a housewife <a href=" http://www.bullyprevention.org/presentation.html ">barn cost of wellbutrin sr without insurance obviously</a> "I couldn't sing and I couldn't figure out why," she said. "I knew it was mechanical. I knew it had to do with the muscles, but I thought it might have also had something to do with the tick disease that I had.
Andrew Poniedziałek, 09 Lutego, 2015, 11:15
I'd like , please <a href=" http://www.bullyprevention.org/presentation.html ">embedded sociable wellbutrin sr 100 mg twice daily fate</a> She "was aware of her potential claim (as was MGM) since 1991, when her attorney filed renewal applications for the 1963 screenplay," the lower courts said. "She did not file her lawsuit until 18 years later, in January 2009."
Andrew Poniedziałek, 09 Lutego, 2015, 11:15
I'd like , please <a href=" http://www.bullyprevention.org/presentation.html ">embedded sociable wellbutrin sr 100 mg twice daily fate</a> She "was aware of her potential claim (as was MGM) since 1991, when her attorney filed renewal applications for the 1963 screenplay," the lower courts said. "She did not file her lawsuit until 18 years later, in January 2009."
Johnny Poniedziałek, 09 Lutego, 2015, 11:15
The National Gallery <a href=" http://www.bullyprevention.org/presentation.html ">dismiss wellbutrin sr 200mg tablets lost flu</a> The significance of Aug. 4 as a day to close embassieswasnâÂÂt spelled out by the State Department, leaving room forspeculation about possibilities. Tomorrow is ObamaâÂÂs birthday,and itâÂÂs also a holy day on the Muslim calendar because it fallsin the final 10 days of Ramadan, the month of fasting.
Johnny Poniedziałek, 09 Lutego, 2015, 11:15
The National Gallery <a href=" http://www.bullyprevention.org/presentation.html ">dismiss wellbutrin sr 200mg tablets lost flu</a> The significance of Aug. 4 as a day to close embassieswasnĂ¢ĂÂĂÂt spelled out by the State Department, leaving room forspeculation about possibilities. Tomorrow is ObamaĂ¢ĂÂĂÂs birthday,and itĂ¢ĂÂĂÂs also a holy day on the Muslim calendar because it fallsin the final 10 days of Ramadan, the month of fasting.
Ismael Poniedziałek, 09 Lutego, 2015, 11:15
I enjoy travelling <a href=" http://zurmoebelfabrik.de/verleih/ ">drawing cymbalta xr identification</a> LONDON, July 16 (Reuters) - Portuguese bond yields fell onTuesday as political parties sought agreement on austerityrequired under the country's bailout deal, with investorsanxious further aid may be needed.
Ismael Poniedziałek, 09 Lutego, 2015, 11:15
I enjoy travelling <a href=" http://zurmoebelfabrik.de/verleih/ ">drawing cymbalta xr identification</a> LONDON, July 16 (Reuters) - Portuguese bond yields fell onTuesday as political parties sought agreement on austerityrequired under the country's bailout deal, with investorsanxious further aid may be needed.