nie wyrobiłam się tydzień temu, to teraz dodaję.
I za tydzień postaram się następne, może zdążę. Będzie już po wszystkich maturach
-Och, Meggie! Cóż za miła niespodzianka! Nie spodziewaliśmy się ciebie!
James wywalił na wierzch cały swój imponujący garnitur zębisk i mrugnął do mnie.
-Ha ha.- skwitowałam beznamiętnie, po czym uśmiechnęłam się ciepło do przyjaciela.
-A gdzie cała wysoko urodzona menażeria?- zapytał z zawodem.
-Zostały w domu pod opieką Niuńka. Wiesz, Jim, muszę szybko wracać do domu. Wpadłam tylko się z wami widzieć i dać prezent Harry’emu. Dumbledore zaostrzył trochę umowę i pewnie długo się z wami nie zobaczę. Uważa, że tak częste wizyty są niebezpieczne.
James westchnął, nieco przygaszony. Po chwili jednak odzyskał fason.
-No dobra, właź.- gestem zaprosił mnie do środka, po czym rozejrzał się psotnie i szepnął- Ale zdejmij buty, bo istnieje zagrożenie, że Lily weźmie się za zamiatanie całego przedpokoju i odkryje ten piach, co go wmiatam pod wycieraczkę od pół roku.
Lojalnie zdjęłam buty, wzdychając z rozbawieniem, stąpając po nieco wybrzuszonej wycieraczce, po czym chwyciłam z podłogi długi, wąski pakunek, który przyniosłam.
W salonie siedziała Lily z Harrym na kolanach. Rozpromieniła się na nasz widok i wstała, tuląc do siebie synka i podeszła do nas. Podając Jamesowi dziecko, przytuliła się do mnie mocno.
-Witaj, Meg!- szepnęła. Z zachwytem wciągnęłam jej zapach z czarnego golfa. Taki sam, jak kiedyś, dawno, dawno temu, jakby w innym życiu. Tak pachniał Hogwart. Zdumiewające.
-Wszystkiego najlepszego, brzdącu!- rzekłam do Harry’ego- Jeju, to już rok…
Potterowie wymienili znaczące spojrzenia, po czym James przygarnął do siebie żonę i cmoknął ją w skroń. Pomyślałam, że byli dzielni, cała trójka. Bardzo dzielni, siedząc w jednym miejscu z przymusu cały rok.
-Mam coś dla niego. To był pomysł Syriusza, co prawda, ale myślę, że trafiony…
Wyciągnęłam do Lily, która miała wolne ręce, wąski, kolorowy pakunek. Otworzyła z zaciekawieniem i razem z Jamesem wydali z siebie radosny okrzyk zdziwienia.
-Miotełka! Dziecinna miotełka!- ucieszył się James- Też taką miałem, tylko gorszą.
-Jejku, dziękujemy, Meg!- uśmiechnęła się Lily- Ucałuj od nas Syriusza i podziękuj mu. Musiało być strasznie drogie…
-Dla naszego chrześniaka wszystko!- rzekłam beztrosko, pochmurniejąc nagle- Jak takie czasy mamy, to chyba łatwiej jest obdarowywać bliskich, prawda? Nie chcę słyszeć zażaleń.
-Pewnie!- wyszczerzył się James- Ale będzie miał radochę!
-O ile będzie umiał jej dosiadać.- zauważyła Lily.
-Z takim ojcem?!- oburzył się Rogaś.
-Z jakim ojcem? Przecież zakwestionowałam jego zdolności bez ciebie jako pasażera na dokładkę! Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że władujesz się na tą miotłę Z NIM…
James osłupiał i stężał wręcz, po czym oklapł.
-Liluś. Kwiatku mój.- rzekł cierpliwym tonem- Mówiąc „Z takim ojcem” miałem na myśli me rzadkie i bezcenne geny, które niezależnie ode mnie, aczkolwiek nie bez przyjemności udało mi się umiejscowić na zewnątrz, gdzie utworzyły obiekt znany powszechnie jako „Harry”.
-Czyś ty oszalał?!- przeraziła się nagle Lily- Nie masz zamiaru wsiadać z nim?!
-Przecież przed chwilą okazałaś zdziwienie…
-Już mi się odwidziało. Twoje przemowy działają na mnie stymulująco. Wracając: Nie masz zamiaru wsiadać z nim?! Przecież on sobie zrobi krzywdę!
James zupełnie osłupiał.
-Ustalmy fakty.- podjął po chwili rzeczowo- Oczekujesz, że będziemy w dwóch latali na tej miotełce długości takiej, jak moja umiejętność skupienia wzroku na jednym przedmiocie.
-Potem może fruwać sam. Póki co nie. Zmieścisz się jakoś.
-Ta. Na ogonie będę dyndał.
-To nie jest śmieszne.
-Oj, Liluś. Przecież cudujesz. Popatrz, jak to wygląda.
Posadził bezceremonialnie syna na miotle i popchnął lekko w powietrzu. Harry zakwiczał ze szczęścia i pomknął ku sufitowi. Lily drgnęła nerwowo.
-UAAACH!- zawołał James- Ależ ten chłopak lata! Dalej, Harry! Nie rozwal czaszki, tatuś musi dożyć wieczora!…
-Zrób mu zdjęcie!- zawołałam- To będzie piękna pamiątka!
James skoczył po aparat, ulatniając się szybko. Lily coraz bardziej to się podobało i zaczynała chichotać, bo Harry dosłownie wył z uciechy, gdy cyrklował naokoło żyrandola.
James wręczył aparat żonie, a sam w ostatnim momencie skoczył, by capnąć synka.
-AAARRR!!!- zaryczał dziko, ale Harry wymsknął mu się w ostatniej chwili, dzięki czemu Rogaś wyrżnął celnie kinolem o blat stołu. Lily udało się jednak tym dwóm oszołomom zrobić parę radosnych zdjęć i mogliśmy usiąść przy stole, gdzie Lily kroiła już napoczęty, ale i tak imponujący tort. Miał kształt znicza i cały był z różowego lukru, skrzydła miał w bitej śmietanie. Szkoda, że Syriusza tu nie ma, pomyślałam.
-Szkoda, że nie ma Syriusza, nie?- rzekł jednocześnie Jim- Mój wierny druh nie mógł przybyć na pierwsze urodziny mojego syna…
-Ale Zakon jest ważniejszy, przecież wiesz. Zapakuję trochę tortu Syriuszowi, dobrze?- mruknęła Lily- Mam nadzieję, że się nie obraziłaś, Meg, że już napoczęliśmy. Po prostu, stara pani Bagshot była tu z dwie godziny temu, bo ją zaprosiliśmy.
-Wciąż tego nie mogę pojąć.- mruknęłam- Pani Bagshot wie, gdzie mieszkacie, a Remus nie mógł się dowiedzieć. Peter też nie. Trochę nie rozumiem.
-To było tak, że pani Bagshot widziała, jak Dumbledore czynił Strażnikiem Tajemnicy Łapę. Bagshot to stara znajoma Dumbledore’a, on jej ufa.- rzekł rzeczowo James.
-A ty nie ufasz Remusowi?
-Ufam.- Rogaś otworzył szeroko oczy- Ufam Luniaczkowi, i to bardzo.
-Szkoda, że Syriusz nie podziela twego entuzjazmu.- burknęłam.
-Wiesz, musisz trochę wziąć na dystans. Zakon coraz więcej traci, z tego co słyszałem.
-Ostatnio była Marlena.- szepnęła Lily- A jej najmłodsze dziecko było niewiele starsze od Harry’ego. I Edgar Bones. Przecież był młody. Zbyt młody.
-Zakon traci po kolei wszystkich, sprzymierzeńcy się wykruszają.- James przełknął ślinę. Wiedziałam, że nie chciał powiedzieć wprost tego, o czym pomyśleliśmy: kto będzie następny. Joanne, Marlena, Dorcas, Edgar, Fabian, Gideon.
Zaległa dość kwaśna cisza, podczas której skupiliśmy się na torcie i słychać było tylko ostentacyjne, entuzjastyczne ciamkanie Rogasia.
-W zasadzie już powinnam wyjść…- rzekłam, zerkając na zegar- Obiecałam Syriuszowi konkretnie, kiedy będę w domu. On się bardzo niepokoi o mnie.
Lily i James wymienili smutne spojrzenia i wydali westchnięcia, ale po chwili wstali.
-Chodź, odprowadzimy cię do drzwi…- rzekła Lily.
Bardzo źle się czułam, że na tak krótko do nich wpadłam, ale okoliczności nie pozwoliły na więcej. Poszliśmy więc do przedpokoju.
-Będziemy w kontakcie.- powiedział James.
-I pozdrów Syriusza!- dodała Lily- A to tort dla niego… I podziękuj mu za miotełkę.
-I kopnij w rzyć za nieobecność.
-James! Przecież to przez Zakon!
-To niech kopnie Zakon.
Lily czule poczochrała wzburzoną grzywę Jamesa z politowaniem, po czym uśmiechnęła się:
-I ucałuj od nas dzieciaki.
-Ode mnie dla Rosemary pakiet rozszerzony: plus dziesięć do zestawu obowiązkowego.
-Ucałuj też Syriusza od nas, bo mu było przykro, że nie mógł przybyć.
-Nie! Nie róbcie ze mnie pedała!- wrzasnął nagle dziko James- Meg, nie całuj ode mnie tego kozaka! Przyrżnij mu w plecy gromko i to najlepiej tak, żeby pół godziny nie mógł wyjąć głowy spomiędzy nóg.
Zaśmialiśmy się beztrosko, zupełnie, jakby za mną nie otwierały się drzwi do cienia. Potem puknęłam delikatnie Harry’ego w malutki nosek i poczochrałam jego czarne włoski.
-Do zobaczenia, brzdącu.- uśmiechnęłam się.
-Pa, Meg!- szepnęła Lily i przytuliła mnie mocno i długo- Uważaj na siebie.
-Wy też. Wbrew pozorom.
James podał Lily syna i położył mi teatralnie rękę na ramieniu.
-Cześć, Piękna!- zawołał nagle radośnie i przymiażdżył mnie do siebie.
***
Nagły wstrząs i zduszone sapnięcie oprzytomniły mnie. Przekręciłam się na posłaniu, czując piasek pod oczami i pulsujący ból głowy.
Widok zasłoniły mi nagie plecy Syriusza, rozpalone, jakby miał gorączkę. Siedział na łożu i dyszał ciężko. Widocznie to on wydał ten zduszony okrzyk. Może miał koszmar.
Usiadłam obok niego, patrząc z zatroskaniem na jego pochylony profil. Patrzył tępo w kołdrę. Westchnęłam i pogładziłam jego ramię delikatnie. Nie zareagował od razu.
-Co się stało, Syriusz?- zapytałam delikatnie.
-Nic, to… Tylko sen…- szepnął niewyraźnie, po chwili chwycił moją dłoń.
Przytuliłam się do jego rozgrzanego od gorączki ramienia.
-Wiesz…- szepnęłam- Od jakiegoś czasu coś cię dręczy. Nie ma cię, tak jakby. Powiedz, co to? Może ja wezmę chociaż część tej przykrości na siebie, ulży ci nieco.
Syriusz tylko westchnął, po czym położył się. Powieliłam jego zachowanie. Wpatrywał się chwil kilka w baldachim, jego oczy błyszczały w ciemności.
-Nic… Cały strach i niepewność, jakie mi towarzyszą od opuszczenia Hogwartu osiągnęły apogeum. To trudne.
Popatrzył na mnie nieco przepraszająco.
-Dlaczego dopiero teraz? Tak wiele naraz cię gnębi?
-Taa… Raz, boję się o rodzinę. Bardziej, niż zwykle, odkąd śmierciożercy byli na wrzosowisku. Dwa, Zakon… No, dla mnie to jest koniec. Jest nas mniej niż śmierciożerców, wykańczają najlepszych. To jak gra. Kto następny odpadnie?
Westchnął bardzo mocno.
-Do tego ciągle, nieustannie wzrasta strach o Jamesa i Lily. Ukrywają się już przeszło rok. Do tej pory nic się nie działo, ale im dłużej żyją, tym Voldemort bardziej będzie pragnął ich dorwać. Mnie to naprawdę przeraża. Za długo nic się nie działo, złudne bezpieczeństwo…
-Ależ są chronieni zaklęciem!- szepnęłam w ciemności.
Syriusz przeniósł świecące oczy z baldachimu na mnie.
-A co będzie, jak Voldemort mnie dopadnie?- spytał cicho- Teraz mogę się zażegnywać, że oddam życie za tę informację, ale najbardziej się boję bólu, jaki może mi zadać… Tak silnego bólu, że mnie odczłowieczy, pozostanie jedynie zwierzęcy instynkt i chęć przetrwania. I wtedy nie wiem, co powiem. Gdy już nie będę człowiekiem z bólu.
-Przestań, błagam. Nie chcę nawet o tym myśleć.
-Przepraszam. Myślałem, że jesteś gotowa tego słuchać.
-Jestem.- przełknęłam ślinę- Ale nie o takim bólu, bo również się go boję.
-No i na końcu jeszcze jedno mnie męczy.- podjął po chwili Syriusz- Widok szczątek Benjamina… Jego rozwalone ciało… Nie wiem, jak to zrobili, ale wyglądało… Znaleźliśmy je, jak na złość na misji Zakonu w dzień urodzin Harry’ego. Tak bardzo się spieszyłem, by zdążyć zjeść z wami kawałek tortu… Nie wiedziałem, że odnajdziemy to, co pozostało z Benia Fenwicka… Nie podejrzewałem, że akurat ja je znajdę. Że to się tak skończy…
Zakończył spazmatycznym drganiem głosu, po czym jęknął cicho i obrócił się do mnie plecami. Patrzyłam na czarny tył jego głowy wyczekująco, ale nic się nie stało. Westchnęłam i też obróciłam się tyłem do Syriusza, patrząc na promień księżyca, który wyjątkowo padał na ścianę przed moim wzrokiem. Czułam dziwną pustkę. Po raz pierwszy w pełni dotarł do mnie bezsens istnienia Zakonu Feniksa. Przetrawiałam to boleśnie, bo właśnie wszystkie marzenia, ideały i nadzieje zupełnie się rozwiały. Po prostu nie było nic.
Nagle Syriusz niespodziewanie obrócił się do mnie i bardzo mocno mnie przytulił. Tak mocno, jak jeszcze nigdy przedtem. Również się odwróciłam i odwzajemniłam to. Czułam, że poduszka jest mokra od łez.
Z nastaniem ranka i przypłynięciem łagodnych strug jasnego światła nie zmieniło się nic. I to było najgorsze. Myślałam, że może światło da nam jakąś nadzieję, zmniejszy strach. Nie dało to nic i w dzień denerwowałam się tak, jak w nocy.
-Mama.
Popatrzyłam w dół. Syriusz pałętał mi się pod nogami z młodszym bratem, który wciąż pełzał. Cosmo usiadł nieporadnie i powiedział:
-Tata.
Przyjrzałam się dzieciom. Były niewinne, nieświadome tego, że świat dorosłych jest właśnie taki, jakiego one jeszcze nie doświadczyły.
Wzięłam Cosmo, jedyne dziecko, które jeszcze nie umiało chodzić za rączki i podciągnęłam do góry. Nieporadnie stawiał nogi, przebierając nimi niepewnie.
Do pokoju wszedł Syriusz, wzdychając malowniczo. Rzucił gazetę na blat stolika od kawy i burknął coś do Niuńka o herbacie.
Po chwili zastanowienia kucnął i kiwnął na Cosmo, by podszedł. Spróbował parę kroczków samodzielnie, po czym rymsnął prosto wprzód, na ryjek. Rozległ się płacz. Zaraz solidarnie Rosemary i Syriusz zawtórowały bratu, nie tyle płaczem, ile jazgotem.
Westchnęłam, próbując uciszyć leżącego Cosmo. Syriusz to samo uczynił z Rosemary.
-Brakuje jeszcze jednej osoby.- uśmiechnął się, patrząc na Syriusza.
-Brakuje Remusa.- rzekłam głucho.
Syriusz przemilczał uwagę, poruszył tylko brwiami wymownie. Popatrzyłam na niego.
-O co chodzi?- spytałam.
-O nic…
-No powiedz!
-O to, o co myślisz, że chodzi. Remus nie pojechał tak sobie w świat.
Wstałam, patrząc na Syriusza z niedowierzaniem.
-Wyjechał za pracą!- powiedziałam chłodno.
-Niekoniecznie zarobkową…- burknął Syriusz.
-Słucham?!- zdenerwowałam się lekko- Dlaczego go oczerniasz?
-Nie oczerniam go.- zirytował się- Po prostu, ktoś jest zdrajcą…
-Na pewno nie Remus!
-Nie przerywaj mi. Ktoś jest zdrajcą… Nikt mi nie przychodzi do głowy. On wyjechał nagle akurat wtedy, gdy nasza rodzina została napadnięta! Nagle wyjechał! Może o tym wiedział?
Pokręciłam głową, czując okropną złość.
-Nie wierzę w to, co słyszę! Jak możesz tak mówić?! Na jakiej podstawie?! Jego porwali, chyba pamiętasz! A może już ci wyfrunęło z pamięci?!
-Dlaczego nie zabili go od razu?!- zaatakował.
-BO MIAŁ BYĆ PRZYNĘTĄ!!!
-BO BYŁ ICH CZŁOWIEKIEM!!!
-O czym ty bredzisz?!- odstawiłam Cosmo na ziemię, patrząc na męża z pogardą- W ogóle zdajesz sobie sprawę, co wygadujesz?! To twój przyjaciel, Remus Lupin, halo!
Syriusz zacisnął zęby, po czym wycedził:
-Chyba lepiej wiem, czy jest moim przyjacielem!
-Pewnie! Zawsze wszystko najlepiej wiesz!- wrzasnęłam- Genialny pan Black! Dlaczego akurat on, oświeć mnie, o nieomylny!!! Może bo jest wilkołakiem?! Wszystkie mieszańce są złe?! To rozczaruję cię, kochanie, TEŻ JESTEM MIESZAŃCEM!!!
Ze złości chwyciłam Cosmo jeszcze raz i wypadłam z pokoju. Pędziłam przez wszystkie korytarze Dworku, czując złość. Książątko się znalazło, ech! Mądry i wszechwiedzący.
Opadłam na fotel ciężko, wciąż przyciskając Cosmo do piersi.
Czułam wielki żal i wściekłość. Nie potrafiłam tego zrozumieć. Syriusz i Remus, dwaj przyjaciele z Hogwartu… Dla Remusa Syriusz stał się animagiem, nagiął bezpieczeństwo i prawo. Nie wspomnę o innych sytuacjach… To już koniec, tak po prostu?
Poczułam niechciane i niezrozumiane łzy.
Cosmo przytulił twarz mocno do taty swetra. Był puchaty i ciepły, pachniał tak, jak powinien. Poczuł, że tata obejmuje go mocniej.
Całkowicie zajęły go próby pochwycenia jednego z palców. W końcu mu się to udało, złapał całą piąstką palec ojca ten szczególny, ze srebrnym pierścionkiem. Mama miała taki sam.
-Denerwuję się o Potterów. Coraz bardziej.- rzekł tata. Cosmo nie widział rozmówcy, przytulając się do taty serca, ale wiedział, że to ten niski, śmieszny człowiek.
-Ja też, Syriuszu. Ja też.- rzekł ów niski człowiek- Po co mnie zatem wezwałeś?
-Pomyślałem sobie… Mam plan, Glizdogon. Nie wiem tylko, czy się zgodzisz.
-To zależy.
Cosmo przejechał paluszkiem po obrączce. Zaświeciła. Była śliska, gładka i zimna.
-Wiesz, Voldemort może mnie wkrótce dopaść. Wykrusza się skład Zakonu, zapewne wkrótce mnie dorwie i będzie chciał się dowiedzieć, gdzie są Potterowie.
-No…
-A może by go tak zmylić? On jest absolutnie przekonany, że Strażnikiem jest ktoś silny i mocno związany z Jamesem. Czyli ja, to oczywiste. A może ktoś, kto nie jest tak ewidentny mógłby przejąć rolę Strażnika, co ty na to?
Pik! Pik! Pik! Serce taty uderzało spokojnie, kołysało Cosmo do snu. Czuł się dobrze.
-Ty sugerujesz, że to mam być ja?
-Jeżeli się odważysz… Jak nie chcesz, to może ktoś…
-Nie. To doskonały pomysł. Mogę być Strażnikiem.
-Naprawdę? Wiesz, że to dość niebezpieczne.
-Ja… Trudno. Dla Jamesa wszystko. Jak zawsze.
-Ale nie mówimy nikomu, pamiętaj. Tylko Potterowie mogą wiedzieć, że się zamieniliśmy.
-Jasna sprawa.
-Nikomu.
-Nawet twojej żonie.
Zaległa cisza. Cosmo popatrzył na tatę. Miał lekki, krótki, czarny zarost. Cosmo dotknął. Był chropowaty. Lubił dotyk skóry taty.
-Zgoda.- powiedział po chwili tata, ale nie do Cosmo, tylko do kogoś nieważnego z tyłu.
-Umowa stoi.
-Dobra, poczekaj…
Ojciec wstał, po czym położył Cosmo na kanapie. Cosmo zakwilił cichutko do siebie, ale nic nie powiedział. Mama zawsze powtarzała, że tacie się nie przeszkadza.
Cosmo uważnie obserwował tatę i niższego od niego człowieka. Stanęli naprzeciw siebie, po czym ojciec wyciągnął czarny patyk i coś powiedział. Cosmo rozdziawił buzię i zaśmiał się, gdy fioletowe refleksy zatańczyły na jego piąstkach.
-No dobra, Potterowie mieszkają w Dolinie Godryka, Peter.
-Dolina Godryka, tak?
-Tak. Dom ma numer 152.
-Dobrze, dobrze... Zapamiętałem. Uff… No, to zaczaruj mnie i będzie po sprawie…
Cosmo złapał frędzel od poduszki. Był ze złotego materiału, mięciutki. Nadawał się do poszarpania.
Jesienny wiatr rozwiał moje włosy, rozrzucił je po twarzy, plecach, ramionach. Gwizdał głucho we wrzosach, niosąc ze sobą własne, szepczące myśli.
Popatrzyłam na daleki horyzont. Malowała się tam ciemna smuga gęstego, liściastego lasu. Nade mną pędziły takie same, jak zawsze, ponure i gderliwie szare chmury.
Czas wracać.
-Chodź, Nicholas. Nicholas!
Nicholas akurat szperał przy jednym z wrzosów. Popatrzył na mnie i uśmiechnął się słodko.
-Kwiatusek.- wydyszał do siebie, z fascynacją obracając w rączce zeschły, nie dający się wyrwać badyl. Potem posłusznie podszedł do mnie i wyciągnął rękę. Chwyciłam ją i udałam się z synkiem wolno w stronę majaczącego przed nami monumentalnego, szarego jak wszystko we mnie i wkoło Wiązowego Dworu. Nicholas tuptał ochoczo. Przykry nastrój wiecznego cienia na tej równinie nie udzielał mu się. Westchnęłam. Za parę lat będzie tak samo ponury jak ja. Brak słońca zrobi swoje. Póki co, jest ponad to.
W domu było tylko odrobinę cieplej, niż na zewnątrz. Na stole w bibliotece leżała korespondencja, jak co dzień. Przeczytałam parę listów, między innymi od Jamesa, Alicji i Lily. Jak zwykle, Remus nic nie napisał. Od miesiąca nie miałam od niego wiadomości.
Usłyszałam, jak drzwi się otwierają. Nie zaszczyciłam spojrzeniem osoby wchodzącej. Nie odzywałam się do niego od paru tygodni. I nie miałam zamiaru.
Poczułam, że mój mąż podszedł blisko i usłyszałam westchnięcie.
-Słuchaj, Mary Ann…
-Słucham.- rzekłam chłodno.
-Przepraszam. Naprawdę.
Obróciłam się niepewnie. Syriusz stał blisko i miał skruszoną minę.
-Przepraszam. Nie powinienem tak mówić o Remusie. Nawet, jeśli coś podejrzewam. W końcu to mój szwagier i rozumiem, że cię zraniłem.
Kiwnęłam krótko, nie wiedząc, co powiedzieć.
-Lepiej się nie kłóćmy na drugi raz.- mruknęłam w końcu- Już dość zmartwień. Czyli Remusa już nie podejrzewasz?
Syriuszowi twarz stężała. Chrząknął.
-Rozumiem.- rzekłam trochę chłodno- Zadowolę się otwartym przyznaniem do winy.
Patrzyliśmy na siebie jeszcze chwilkę. W końcu Syriusz nagle mnie przytulił.
-Przepraszam, ale nie potrafię jakoś zmienić zdania.- szepnął- Nie chcę ci niczego wmawiać, bo nie mam pewności, czy Remus był zdrajcą. Nie lubię, gdy ktoś wmawia komuś zbrodnię, której nie popełnił. Nienawidzę tego.
***
Tego dnia wstałam z przeświadczeniem, że to już koniec października. Miałam jedynie dwanaście dni na wymyślenie i zorganizowanie syriuszowej, urodzinowej niespodzianki. W końcu zaraz kończył dwadzieścia dwa lata.
Uniosłam się na posłaniu, patrząc na męża zadziornie. Spał, jak niewinne dziecko, nieświadom, iż jest ofiarą konspiracyjnych, urodzinowych działań.
Dzień był jakiś smętny i wietrzny.
Wstałam i udałam się do pokoju dzieci, jak co rano. Leżały i już dawno nie spały. Postanowiłam najpierw je nakarmić, toteż wzięłam Syriusza i Cosmo i zeszłam z nimi do kuchni, pokonując wiele schodów i korytarzy.
W kuchni Niuńka jeszcze nie było. Obecnie krzątał się chyba przy rozpalaniu ognia w kominkach w całym domu, bo coś skrobało w czarnym palenisku. Ten ponury, miarowy odgłos, dochodzący z czarnej, okopconej dziury był przykry i melancholijny.
Za mną otworzyły się drzwi. Zerknęłam niedbale przez ramię, na oślep pakując Syriusza do wózka dziecięcego w kuchni.
W drzwiach stał Syriusz. Był jakby czymś przybity.
-Co ci jest?- zagadnęłam lakonicznie, całą energię wkładając we wrzeszczącego berbecia.
-Eee… Chciałem porozmawiać.- mruknął nietęgo.
-O czym? No siedź, dziecko!
-Eee… Może poczekam? Teraz, jak widzę, będziesz karmić dzieci…
-Nie, no dobra, mów!- rzuciłam niedbale- Potem muszę lecieć i zająć się czymś ważnym…
Myślami już odbiegałam ku listowi, jaki miałam zamiar wysłać do Jamesa. Chciałam, by urodziny Syriusza odbyły się u Potterów. Tylko my, oni i nasze dzieciaki. Ciekawe, co on na to? Może Lily wykombinuje jakieś jedzenie, a ja zrobię tort. Musowo.
Syriusz usiadł, najwyraźniej czując się dość niekomfortowo.
-Ja chciałem coś ci powiedzieć.- rzekł niechętnie.
-O czym? Cosmo! Natychmiast przestań!
Wyjęłam rączkę synka z miski pełnej kaszki bananowej.
-O… O moim byciu Strażnikiem Potterów… Podjąłem pewną decyzję.
-No to wal… Popatrz, no! Co za dziecko, na przekór… Widzisz?
Obróciłam się do Syriusza, który miał dość kwaśną minę.
-Widziałeś?- zagadnęłam z irytacją- Specjalnie włożył, chociaż wie, że mu nie wolno…
Westchnęłam głucho, wycierając cierpliwie dłoń Cosmo, który był chyba niezadowolony.
-No, ale mów, co tam chciałeś mi powiedzieć.- rzuciłam znów- Bo zaraz muszę iść.
-Nie, nic już…- mruknął Syriusz i wstał, westchnąwszy- I tak mnie nie słuchasz. Idę do Nicholasa, by się z nim pobawić… Może potem.
I wyszedł, robiąc mieszankę miny zbolałej i zirytowanej. Westchnęłam. Co za człowiek…
Cały dzień w zasadzie czuło się przyciężkawy charakter jesieni. Chociaż była Noc Duchów, którą w Hogwarcie zawsze radośnie obchodziliśmy, we Wiązowym Dworze jakoś nigdy z tego powodu nie było radości. Może dlatego, że temat duchów był dla nas przykry, gdy już wyrośliśmy z beztroskiej szkoły. Zajęłam się moim motkiem złotej nici na kołowrotku, podczas gdy Syriusz chodził w tę i nazad po całym pomieszczeniu, zamiatając połami peleryny. Zerkałam na niego ukradkiem, próbując dojść do jakiegoś sensownego wyjaśnienia tego poruszenia. Może miało to coś wspólnego z tym, co chciał mi powiedzieć? Nie naciskałam jednak, wiedząc, że Syriusz sam musi dojść do tego, by mi wyznać sekret.
Wieczorem ciężka, ciemna atmosfera wcale się nie poprawiła. Na zewnątrz dął wiatr. Chmury barwy ultramaryny zakryły całe niebo.
Na kominku płonął wesoły ogień. Salon rodziny Black tonął w jego blasku. Był to jeden z moich ulubionych momentów dnia: gdy Syriusz wracał z wykładów i nareszcie mogliśmy pobyć razem, całą szóstką, jak na rodzinę przystało.
Na dywanie siedziały dzieciaki. Rosemary, Cosmo i Syriusz pysznie się razem bawili. Każdy z nich miał materiałową kukiełkę, przedstawiającą karykaturę jednego ze znanych magów. W tym momencie, ku rozpaczy Cosmo, Syriusz walił jego Merlinem o podłogę.
Nicholas siedział na parapecie, patrząc z zaciekawieniem na profil Syriusza. Ten stał z nosem przy szybie, obserwując ponury, ciemny świat za nią. Był pochłonięty refleksjami.
Zapatrzyłam się w ogień. Był cieplutki i przytulny, ale skłaniał do zatrzymania i zastanowienia się nad wszystkim. Zwróciłam niewidzącą twarz ku plecom męża. Po chwili jednak go dostrzegłam. Coś niezbyt mi się podobało jego przygaszenie.
-Coś cię trapi.- mruknęłam.
-Mmm.- brzmiała niedbała, przecząca odpowiedź.
Wstałam od kołowrotka i podeszłam do męża. Popatrzyłam strapionym wzrokiem na jego profil. Był zapatrzony w horyzont, ale stalowoszare oczy sięgały dalej.
-Mnie możesz powiedzieć wszystko.- stwierdziłam- A widzę, że coś cię gryzie.
-Nie, tylko… hmm, zastanawiam się, czy Lily i James są bezpieczni… Martwi mnie to.
-No co ty.- zbagatelizowałam- Przecież muszą być! Zaklęcia Fideliusa nie da się złamać!
Syriusz uchylił usta, by coś powiedzieć, ale natychmiast je zamknął. Kiwnął głową.
-Późno już.- stwierdził smętnie po chwili- Połóż dzieci spać. Trzeba je wykąpać.
-Pomożesz mi?- spytałam, biorąc na ręce Nicholasa. Był już bardzo ciężki.
-Eee… Jak wrócę…- rzekł nieprzytomnie.
-Wrócisz?- zmarszczyłam brwi.
-Taa…- Syriusz przeczesał włosy- Muszę… Muszę coś sprawdzić…
I ruszył nagle ku drzwiom, podrygując ze zdenerwowania.
-Gdzie idziesz?- zawołałam za nim ze zdumieniem.
Nie odpowiedział.
-To chociaż wróć prędko!- poprosiłam.
Uniósł tylko dłoń w geście zgody.
-Syriusz! Poczekaj!
Obrócił się cierpliwie, patrząc na mnie ze znużeniem. Postawiłam Nicholasa i podbiegłam do niego. Przytuliłam go mocno i pocałowałam w usta.
-Gdziekolwiek idziesz… Nie wiem, ale uważaj na siebie. Jesteś w niebezpieczeństwie.
-Postaram się.- zmusił się do nonszalanckiego uśmieszku- Przecież mnie znasz, kotek.
Puścił mi oko, w jego spojrzeniu zatańczył dawny, zimny i wyrachowany błysk arystokraty, po czym cmoknął mnie czule w czoło, obrócił się na pięcie i wyszedł z salonu.
Zostałam z dziećmi sama.
-No, dzieciaki, spać! Idziemy do łózia!- zawołałam.
Rosemary, Cosmo i Syriusz wydali rząd odgłosów świadczących, iż protestują. Nicholas natomiast wciąż stał przy oknie i sprawiał wrażenie, jakby w ogóle to do niego nie dotarło.
-Chodźcie za mną! Do łazienki!
Chwyciłam nieumiejącego chodzić Cosmo, reszta potuptała po moich śladach grzecznie. Pokonywaliśmy wolno korytarze Wiązowego Dworu.
-No, a teraz pójdziemy wziąć kąpiel. Tata dziś nie pomoże, ale jutro już będzie inaczej.
-Mamaa! A gdzie tata?- zagadnął cicho Nicholas, potykając się o własne nóżki.
-Tata musi załatwić coś bardzo ważnego, wiesz?
-A cio to?
-Nie chciał zdradzić tajemnicy. Potem go spytamy, czy… Syriusz! Widzę cię, nie czmychaj na dół! Proszę grzecznie iść za siostrą do łazienki!
Syriusz zrobił bardzo Syriuszową, buńczuczną minę, po czym powlókł się za rodzeństwem.
Po wielu morskich bataliach, stoczonych w dwóch wannach, dzieci legły w pachnącej pościeli. Musiałam jeszcze, jak co wieczór, poczytać trochę czarodziejskich baśni trojaczkom. Gdy Syriusz był obecny, czytał w tym samym momencie Nicholasowi, ale tym razem Nicholas musiał iść spać bez czytanki. Przyjął to ze stoickim spokojem.
Czując spore zmęczenie, wzięłam długą, relaksującą kąpiel. Cisza napierała na moje uszy, w całym domu nie było poza mną żywej duszy, która mogłaby wydawać jakiekolwiek odgłosy.
Przed spaniem popatrzyłam jeszcze na czarne, jesienne, zachmurzone niebo. Wiatr wył głucho, niczym zranione zwierzę. Całe wrzosowiska musiały go wysłuchiwać. Do mnie docierał z sypialni nad naszą, gdzie szalał w nieużywanym palenisku. Było to przygnębiające.
Westchnęłam, czując dziwną pustkę samotnego wieczora. Wskoczyłam do łóżka, w którym, w przeciwieństwie do wszystkich pozostałych dni, nie znalazłam Syriusza. Ciepło dzisiejszej nocy musiała mi zapewnić jedynie aksamitna kołdra.
Gdy zgasiłam lampy gazowe, poczułam niepokój. Gwiżdżący w domu i za oknem wiatr wzmógł nienazwane, upiorne przeświadczenie, że coś nie gra. Nie znajdując Syriusza u boku poczułam się niewyobrażalnie samotna. Miał tylko coś sprawdzić, gdzie jest?
Drżałam pod kołdrą z zimna i strachu dobrych parędziesiąt minut.
-Uspokój się.- mruknęłam do siebie- Syriusz zaraz wróci… Zaraz wróci…
W końcu osunęłam się w zbawczy sen, słysząc jedynie pohukiwanie przelatującej sowy.
Nazajutrz pogoda nie uległa wielkiej zmianie. Moje wytrzeszczone, zielone oczy wpatrywały się w jasne okno, za którym chmury, pędzone wiatrem, biegły po niebie.
Obróciłam się na prawy bok i natychmiast usiadłam.
Posłanie Syriusza było puste.
Przełknęłam głośno ślinę. Puste… Nie wrócił? A może już wstał i je śniadanie?
Pomacałam jego miejsce. Było zimne. Bez wątpienia nikt na nim dziś w nocy nie spał.
Czując niepokój, zerwałam się z łóżka i popędziłam boso do kuchni.
-Syriusz?
Pusto. Poleciałam zatem do salonu.
-Syriusz?- rozejrzałam się bacznie. Nic.
Biegałam po całym domu, czując nieprzyjemny ścisk wnętrzności. Wpadłam na Niuńka w hallu. Właśnie pastował posadzkę.
-Niuńku, czy pan Black powrócił dziś do domu? Widziałeś go?- wysapałam.
Niuniek wytrzeszczył monstrualne wręcz oczy i pokręcił głową.
-Nie, pani. Niuniek nie widział pana od obiadu wczorajszego. Może Niuniek przegapił.
-No nic.- czułam pulsowanie mózgu- Eee, przygotuj śniadanie. Idę do dzieci.
-Tak, lady! Niuniek przygotuje.
Poszłam na galaretowatych nogach do garderoby, by założyć coś na siebie. Byłam rozkojarzona. Co się dzieje? Gdzie on mógł się podziać? Co go zatrzymało? Przecież obiecał, że zaraz wróci! Od tego zaraz minęło już dwanaście godzin. O Boże…
Po moich policzkach potoczyły się łzy. Niepokój rozdzierał serce. Co się dzieje?!
Oparłam się plecami o ścianę garderoby. Wszystko aż mnie bolało. Po chwili wydałam spazmatyczny szloch i zakryłam roztrzęsionymi dłońmi mokre oczy.
-Spokojnie.- powiedziałam do siebie uspakajająco- Syriusz wróci. Nie raz były takie sytuacje. Teraz najważniejsze, to trzymać fason i nie dać się zwariować… Dla dzieci…
Poszłam, nieco uspokojona, by zająć się Nicholasem, Syriuszem, Rosemary i Cosmo. Szalało coś we mnie, ale wytłumiłam to ze wszystkich sił, łykając nadzieję. Syriusz wróci…
Ale Syriusz nie pojawił się przez cały dzień. Nadzieja już trochę się stępiła, gdy siedziałam na fotelu nieruchomo, nie będąc w stanie za nic się zabrać. Serce tłukło mi się w piersiach i ilekroć wstałam, by zrobić coś konstruktywnego, musiałam siadać.
A jak go dorwali? Zabili? Torturowali? Na myśl o tym łzy szkliły moje oczy. Co chciał sprawdzić? Gdzie poszedł? Wynikałoby, iż nie jest to tak czasochłonne, czemu go nie ma?
Naraz, gdy ogarniał mnie największy strach, rozległ się zgrzyt otwieranych drzwi. Zerwałam się z radością i ulgą, lecz niestety, nietrwałą.
W drzwiach salonu stał… Remus, we własnej postaci. Miał na sobie połatany podróżniczy płaszcz i mokre od listopadowego deszczu włosy.
-Remus!- krzyknęłam ze zdziwieniem i podbiegłam doń, by przytulić brata.
Popatrzyłam na niego.
-Zmieniłeś się.- szepnęłam, obejmując dłońmi jego twarz.
Miał kilka siwych włosów, mimo dwudziestu jeden lat na karku. Jego twarz była dziś straszna: podkrążone, napuchnięte oczy, zacięta mina… Twarz zmęczona i zdruzgotana…
Kiwnął wolno. Coś sprawiło, że jego oczy jakby zwilżyły się lekko.
-Przeszedłeś wiele, widać… Ale to, że masz siwe włosy… To się w głowie nie mieści!
-Dziwisz się?- zachrypiał- Po tym, co stało się wczoraj?
Popatrzyłam na niego z uprzejmym zdziwieniem. Nie takiej odpowiedzi oczekiwałam.
-Chyba nie do końca rozumiem… Co takiego ci się stało wczoraj?
-Nie mnie… Życie mi się zawaliło…- szepnął.
-Co, coś poważnego?- zmartwiłam się- Powiedz! Może coś poradzimy! Może Syriusz coś wymyśli, jak wróci! On zawsze umie coś wymyśleć! Jeżeli wróci…
Remus spiął się nagle, jak zwierzę.
-Ty nic nie wiesz?- zdziwił się, marszcząc brwi- Nie wiesz, co się stało? Dlaczego osiwiałem? To proste, Mary Ann. Straciłem wszystko, co najdroższe.
Przełknęłam ślinę. Nie podobało mi się to, co Remus mówił.
-Proszę, przeczytaj. Jak zdołasz.
Rzucił mi na sofę gazetę. Chwyciłam ją łapczywie. Pierwsza strona była bardzo widoczna.
-“Koniec wojny! Voldemort nie żyje.”- żołądek podskoczył mi gdzieś pod gardło- Nie żyje?! Nie… Niemożliwe, to… TO KONIEC?!
Ogarnęła mnie porażająca euforia. To znaczy, że już nigdy nie będę się bała o najbliższych?! Że Zakon przestał być już potrzebny?! O rany, nie wierzę, nie wierzę…
-Remus! Voldemort nie żyje!- roześmiałam się- Rozumiesz to?!
-No i co z tego?- szepnął. Spazm przebiegł przez jego twarz- Wiesz, czemu? Bo twój ukochany mąż zdradził wczoraj Lily i Jamesa swojemu panu! Voldemort poszedł do Potterów i rozwalił się, bo próbował zabić Harry’ego.
Uśmiech bardzo wolno spełzł mi z twarzy, gdy przetrawiałam to, co właśnie do mnie dotarło.
-Z dzieckiem jest w porządku.- rzekł spokojnie, po czym, po pięciu sekundach jęknął szaleńczym, bezgranicznym żalem- Voldemort zabił Lily i Jamesa!!!
Gazeta sfrunęła pod moje stopy.
-Powiem ci coś! Black zabił dziś Petera, gdy ten go osaczył na ulicy! Poza tym rozerwał parunastu mugoli!!!- zawył Remus, po policzkach ciekły łzy- Blacka zesłali do Azkabanu na dożywocie! Zabił Petera i zdradził Potterów! Lily i James nie żyją, rozumiesz?! To dla ciebie powód do euforii?!
Komentarze:
Edwin Sobota, 28 Lutego, 2015, 15:10
I like watching TV <a href=" http://version22.com/about/ ">xalatan online</a> * Spirit Airlines said its chairman, WilliamFranke, who helped design the carrier's successful low-coststrategy, is selling his investment firm's stake in the low-costcarrier and resigning from its board next month. ()
Dominique Sobota, 28 Lutego, 2015, 15:10
Until August <a href=" http://www.bethelhebrew.org/about-us ">Cardura 10 Mg</a> Justin Welby said that, when adding together the changes in housing benefit, higher energy costs and short-term loan costs, "suddenly the possibility of growing and large-scale arrears becomes very serious".
Dominique Sobota, 28 Lutego, 2015, 15:10
Until August <a href=" http://www.bethelhebrew.org/about-us ">Cardura 10 Mg</a> Justin Welby said that, when adding together the changes in housing benefit, higher energy costs and short-term loan costs, "suddenly the possibility of growing and large-scale arrears becomes very serious".
Milan Sobota, 28 Lutego, 2015, 15:10
Languages <a href=" http://www.europanova.eu/category/actualite/ ">bimatoprost hair loss help</a> England celebrated. Clarke waited. Dar signalled for a replay to see if the ball had carried. It had. England celebrated again. Clarke, shrugging, called for a review. The decision came down from above: clear nick. Dar's finger went up for the second time.
Milan Sobota, 28 Lutego, 2015, 15:10
Languages <a href=" http://www.europanova.eu/category/actualite/ ">bimatoprost hair loss help</a> England celebrated. Clarke waited. Dar signalled for a replay to see if the ball had carried. It had. England celebrated again. Clarke, shrugging, called for a review. The decision came down from above: clear nick. Dar's finger went up for the second time.
Roosevelt Sobota, 28 Lutego, 2015, 15:10
Could I have a statement, please? <a href=" http://version22.com/contact/ ">latanoprost api storage conditions</a> i believe when it comes to tablets, the Stats should shows not only in Units but in value, as there are many tablets will be sub USD100-150 for mainly people buying for kids games or reading the news with poor screen quality and add little value to their producers
Roosevelt Sobota, 28 Lutego, 2015, 15:10
Could I have a statement, please? <a href=" http://version22.com/contact/ ">latanoprost api storage conditions</a> i believe when it comes to tablets, the Stats should shows not only in Units but in value, as there are many tablets will be sub USD100-150 for mainly people buying for kids games or reading the news with poor screen quality and add little value to their producers
Malcolm Sobota, 28 Lutego, 2015, 15:10
Yes, I love it! <a href=" http://version22.com/about/ ">xalatan cost australia</a> Mr. Carstensen had 180 full-time and 40 part-time workers and is in the process of switching to 80 full-time and 320 part-time workers who clock no more than 28 hours per week. He is plowing ahead despite the Obama administration's reprieve, he said, because "we need to get there anyway, and it will take until January 1, 2015, to make this transition."
Malcolm Sobota, 28 Lutego, 2015, 15:10
Yes, I love it! <a href=" http://version22.com/about/ ">xalatan cost australia</a> Mr. Carstensen had 180 full-time and 40 part-time workers and is in the process of switching to 80 full-time and 320 part-time workers who clock no more than 28 hours per week. He is plowing ahead despite the Obama administration's reprieve, he said, because "we need to get there anyway, and it will take until January 1, 2015, to make this transition."
Dallas Sobota, 28 Lutego, 2015, 15:10
Where's the nearest cash machine? <a href=" https://rarcc.org/contact-us ">bimatoprost 0.3 mg</a> "However it is clear from the statement we have released that the decision to reopen the Madeleine McCann investigation has been based on new elements that indicate it's a justifiable action."
Dallas Sobota, 28 Lutego, 2015, 15:10
Where's the nearest cash machine? <a href=" https://rarcc.org/contact-us ">bimatoprost 0.3 mg</a> "However it is clear from the statement we have released that the decision to reopen the Madeleine McCann investigation has been based on new elements that indicate it's a justifiable action."
Chris Sobota, 28 Lutego, 2015, 19:50
Three years <a href=" http://zoombait.com/z-hog/#soviet ">Alesse Generic</a> New Jersey Governor Chris Christie, a Republican seeking re-election this year, has said the benefits of building dunes outweigh concerns of "knucklehead" homeowners more concerned with their own interests.
Chris Sobota, 28 Lutego, 2015, 19:50
Three years <a href=" http://zoombait.com/z-hog/#soviet ">Alesse Generic</a> New Jersey Governor Chris Christie, a Republican seeking re-election this year, has said the benefits of building dunes outweigh concerns of "knucklehead" homeowners more concerned with their own interests.
Timmy Sobota, 28 Lutego, 2015, 19:50
I like watching TV <a href=" https://rarcc.org/contact-us#microphone ">bimatoprost lowest price</a> Respondents thought clinical staff should be able to expand their careers by working in management roles and that doctors needed a strong joint voice to give them adequate representation in the public arena.
Timmy Sobota, 28 Lutego, 2015, 19:50
I like watching TV <a href=" https://rarcc.org/contact-us#microphone ">bimatoprost lowest price</a> Respondents thought clinical staff should be able to expand their careers by working in management roles and that doctors needed a strong joint voice to give them adequate representation in the public arena.
Ricardo Sobota, 28 Lutego, 2015, 19:50
I'm not sure <a href=" http://www.europanova.eu/tag/federalisme/#pound ">bimatoprost emc</a> âÂÂIâÂÂm pretty sure, at some point, IâÂÂll get balls hit to me. ... IâÂÂve done a lot,â he said. âÂÂItâÂÂs not like I just came off the couch and started playing. I did a lot in Florida. I think I tested it.âÂÂ
Ricardo Sobota, 28 Lutego, 2015, 19:50
I'm not sure <a href=" http://www.europanova.eu/tag/federalisme/#pound ">bimatoprost emc</a> Ă¢ĂÂĂÂIĂ¢ĂÂĂÂm pretty sure, at some point, IĂ¢ĂÂĂÂll get balls hit to me. ... IĂ¢ĂÂĂÂve done a lot,Ă¢ĂÂĂ he said. Ă¢ĂÂĂÂItĂ¢ĂÂĂÂs not like I just came off the couch and started playing. I did a lot in Florida. I think I tested it.Ă¢ĂÂĂÂ
Franklin Sobota, 28 Lutego, 2015, 19:50
Are you a student? <a href=" http://version22.com/contact/#radiant ">how much does latanoprost ophthalmic cost</a> Are the Davos elite really worrying about their freedom? Well, no. The World Economic Forum has no shortage of silly phrases, but some of them actually do have meaning beyond the euphemistic. What Davos folks mean when they constantly call for a âÂÂgrowth planâ or âÂÂrestoring growthâ is that no one can see any particular industry thatâÂÂs going to increase the pace at which they get rich. And, as a result, the rest of us will have fewer jobs.
Franklin Sobota, 28 Lutego, 2015, 19:50
Are you a student? <a href=" http://version22.com/contact/#radiant ">how much does latanoprost ophthalmic cost</a> Are the Davos elite really worrying about their freedom? Well, no. The World Economic Forum has no shortage of silly phrases, but some of them actually do have meaning beyond the euphemistic. What Davos folks mean when they constantly call for a Ă¢ĂÂĂÂgrowth planĂ¢ĂÂĂ or Ă¢ĂÂĂÂrestoring growthĂ¢ĂÂĂ is that no one can see any particular industry thatĂ¢ĂÂĂÂs going to increase the pace at which they get rich. And, as a result, the rest of us will have fewer jobs.
Noah Sobota, 28 Lutego, 2015, 19:50
How much is a First Class stamp? <a href=" http://www.bethelhebrew.org/about-us#version ">Cardura Xl</a> My children have ALWAYS had, from being tiny babies, the same bedtime routine. It starts with wash and PJ's at 7pm, quiet time with biscuits and milk, clean teeth, have story sleep at 8pm. They all sleep well and are all doing well at school. Not only is it essential for them but also for parents who need quality time together regularly too.