Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Pamiętnikiem opiekuje się Doo!

[ Powrót ]

Piątek, 21 Października, 2011, 23:03

91. Nieodwracalny wyrok cd

Wstałam z krzesła. Byłam już wyczerpana oglądaniem w stresie i rozpaczy po raz milion pięćset sto dziewięćset któryś białych korytarzy szpitala Świętego Munga.
Z salki wyszedł do mnie uzdrowiciel, Marius Ford, zajmujący się wielokrotnie Nicholasem, bo jego przypadek był szczególny. Marius miał nietęgą minę.
-Co się dzieje?- spytałam z niepokojem- Co jest mojemu synowi? Czy to ma związek z jego przekleństwem? Proszę powiedzieć, że tylko zasłabł…
Uzdrowiciel pokręcił głową. Jego twarz mówiła mi, że nie jest dobrze…
-Tak, to klątwa pani synka.- rzekł po chwili głosem, jakby ktoś umarł- Jego dziwny atak we wczesnym dzieciństwie, uszy wilka i zamiana w to zwierzę w nocy, wypadek sprzed kilku lat. I to zasłabnięcie… Już wystawiłem diagnozę.
Milczał, a ja bałam się go ciągnąć za język. Coś w jego oczach mówiło: „Nie chcesz tego wiedzieć…”. Przełknęłam ślinę.
-Rozszyfrowałem znaczenie słów, które mi pani przypomniała, pani Black. Nareszcie wszystko rozumiemy, ale nie wiem, czy to dobrze… Lupus, pierwsze słowo, widoczne już było po narodzinach. Odnosi się też do późniejszych deformacji-uszu i wilka w nocy-i kolejnego słowa-Deformitas. Deformitas natomiast odnosi się również do kulejących nóg syna, a to z kolei ma związek z Dolor-bólem. Fizycznym i psychicznym. Dolor, czyli ból związany z wypadkiem zapoczątkował przedostatnie słowo w ciągu tej klątwy-Molestia. Oznacza ono cierpienie. Syn zdeterminowany jest przez cierpienie, psychiczne i fizyczne.
-A ostatnie sformułowanie?- zapytałam, przerażona tym, co może kończyć ten pochód.
Uzdrowiciel nie odparł od razu, mierząc mnie dziwnym spojrzeniem.
-Syn w dwunaste urodziny zaczął przechodzić przemiany, prawda?- rzekł ostrożnie- Stał się półczłowiekiem, więc przypuszczam, że ostatnie słowo uruchomi się w jego dwudzieste czwarte urodziny, czyli za drugie tyle…
-Ale Mors Violenta…- zapytałam z nienazwanym lękiem- Co oznacza?…
-Śmierć w mękach.- rzekł pan Ford bez ogródek i spuścił wzrok.

Nicholas obserwował nieruchomo jakąś plamkę na suficie. Była czarna, jakby wypalona. Musiała już tam tkwić dość długo. Widziała niejedną tragedię i radość, przypuszczalnie.
Wypuścił głośno powietrze przez nos, jeżdżąc ręką po czole pod grzywką prostych, brązowych włosów, spadających beztrosko na spoconą skórę. Oddychało mu się dość ciężko, jakby ktoś siedział na jego zapadłej klatce piersiowej. Czuł włókienka białej, płóciennej koszuli i bezwyrazowej kołdry.
Dwunastolatek bez zainteresowania wodził wzrokiem po stropie salki. Był zupełnie sam, panowała dziwna, samotnicza cisza. Spuścił smutny, melancholijny wzrok na pręt szpitalnego łóżka.
Drzwi delikatnie się uchyliły. Nicholas z napięciem obserwował białą, delikatną dłoń, jadącą z roztrzęsieniem po powierzchni drzwi. Do salki zajrzała mama. Miała bardzo… specyficzny wyraz twarzy. Pobladła jakby pod licznymi piegami, kilka czarno-rudych loczków sterczało dziwnie na głowie, jakby nerwowo czesała palcami głowę. Uśmiechnęła się nieśmiało, ale soczyście zielone oczy pozostały szeroko rozwarte i zaszklone, jakby w przerażeniu i szoku. Nicholas nie odwzajemnił sztucznego uśmiechu. Nie chciał robić mamie złudzeń. Nie lubił złudzeń i oszukiwania.
-Nicholas, kochanie…- wyrzuciła z siebie, mrugając- Jak się czujesz, maleństwo?
Nicholas wciąż obserwował mamę uważnie, jak zwykle szeroko rozszerzonymi, czujnymi oczami.
-Nie wiem.- wzruszył ramionami- Czuję się… nie umiem powiedzieć…
Mama podeszła i usiadła na jego łóżku. Nicholas nie wiedział, jak się zachować. Wcale nie chciał płakać, wyć. Dlatego, że nie chciał jeszcze dobijać mamy. On musiał być dzielny, by jej było lżej. Zresztą, nie czuł potrzeby rozpaczania. Chyba po prostu do niego jeszcze nic nie dotarło.
-Co powiedział?- spytał ostrożnie. Teraz tylko musi mamie powiedzieć, że wie. Będzie ciężko.
Mama skupiła wzrok na czymś w przestrzeni. Miała problemy z wypowiedzeniem czegokolwiek. Oczy niebezpiecznie się szkliły, blade ręce drżały.
-On mówił, że… Nie ma zagrożenia, to znaczy wrócisz do szkoły…- wymamrotała nieprzytomnie.
-Mamo. Ja wiem. Słyszałem waszą rozmowę.- rzekł Nicholas dziwnie suchym głosem.
Otworzyła jeszcze szerzej oczy, nie do końca jakby sprawiając wrażenie osoby kojarzącej rzeczywistość. Szklenie oczu się nasiliło.
-Wiesz, że…- zaczęła ochryple.
-Tak. Przepraszam. Wyjrzałem, czy nie idziesz.- wytłumaczył się kulawo- Słyszałem.
Zaległa czarna cisza. Nie patrzył na mamę, ona nie patrzyła na niego. Nicholas to zrozumiał, nareszcie. Pozostało mu tylko dwanaście lat życia. Co czuł? Nie wiedział. Jakaś jego część rozpaczała nad utratą najwyższej wartości. Może czekało go coś niewiarygodnego, później? Życie było takie piękne, można było patrzeć na bezcenne niebo nocą, kropelki rosy na listku koniczyny, czuć jesienny wiatr, porywający smętnie liście… To okrutne, że ktoś zadecydował za niego… Ale z drugiej strony… Może i lepiej? Wie, że nie musi się męczyć. Co by mogło mu się przytrafić pozytywnego? Z jego uszami i problemami chyba nic. W żadnej sensownej pracy by go nie chcieli, żadna ładna i szanująca się dziewczyna nie chodziłaby z takim chłopakiem. Cho też nie…
Nicholas poczuł gorzką satysfakcję i jednocześnie rzewny żal, który niebezpiecznie szczypał w oczy.
-Mamo, nie smuć się.- poprosił- Dla mnie to nie jest tragedia. Ważne, że teraz tu z tobą jestem.
Chwycił ją za drżącą, delikatną rękę. Mama zaczęła się trząść konwulsyjnie, po czym osunęła się na jego białe, bezosobowe prześcieradło, łkając spazmatycznie.
-Dwanaście lat to tak dużo!- próbował ją przekonać Nicholas- Jeszcze długo! Nie płacz, proszę!
Nie posłuchała. Tonęła w okropnym żalu. Nicholas też poczuł łzy, ale z jej powodu. Po prostu nienawidził, gdy mama tak potwornie cierpiała. Ta kobieta, która tak dużo zniosła i mimo to wciąż żyła… Teraz nie mógł patrzeć na jej skrajną rozpacz. Poczuł się winny i zakłopotany.
-Przepraszam!- krzyknął, próbując przekrzyczeć jej szloch- Nie chciałem, żebyś tak przeze mnie płakała… Nie powinienem się w ogóle urodzić…- bąknął na koniec. Zawsze tak myślał.
-Co ty mówisz, dziecko!?- mama podniosła na niego zapłakane spojrzenie. Miała szaleństwo w oczach- Co ty mówisz!? Jesteś całym moim światem! I stracę cały świat za dwanaście marnych lat! To jak mrugnięcie okiem, nie rozumiesz, dziecko!?
Nicholas nic nie powiedział, obserwując bezradnie kurczącą się przed nim, ukochaną kobietę.


Cosmo oderwał wzrok od dłoni. Siedział, skulony, w gabinecie jego opiekuna domu. Był zupełnie sam, ale kazali mu siedzieć tu, jeżeli chce się dowiedzieć, co z bratem, znalezionym przed ponad godziną na korytarzu. Kulił się na zwykłym, drewnianym stołeczku, wpatrzony w dziwne słoje na półce. Było mu niedobrze i bez obserwowania ich. Był przerażony perspektywą straty brata.
-Black.- Snape wysunął się jak cień przez drzwi. Cosmo popatrzył na niego wielkimi, orzechowymi oczyma, Snape utkwił w nim czarny, bezwyrazowy wzrok. Panowała cisza, bardzo długa.
-Nie widzę sensu, żebyś tu siedział.- szepnął spokojnie Snape po jej upływie- Idź do dormitorium.
-Chciałbym wiedzieć, co z moim bratem…- szepnął Cosmo.
-Na razie do szkoły nie przyszła żadna zdatna informacja.- rzekł powoli Snape, podchodząc do biurka i przerzucając jakieś papiery- Obawiam się, że możesz tu jeszcze siedzieć długo, Black.
Cosmo nie poruszył się, wciąż kuląc na krześle i obserwując Snape’a badawczo. Ten zatrzymał szperanie w papierach i popatrzył na niego uważnie.
-Black…- rzekł jakby wolniej- Powiedz mi, chłopcze, co ja mam z tobą zrobić?
-W sensie…?- Cosmo uniósł brwi. Nie wiedział, czy Snape mówi o „teraz”, czy o „w ogóle”.
-Nigdy bym nie przypuszczał, że…- Snape przemieścił się szybko i zwinnie, po czym stanął blisko stołeczka z Cosmo, obserwując go nieruchomo z góry- Że syn… takiego człowieka… będzie pod moją egidą… Zapewne wiesz, że jestem również twoim ojcem chrzestnym?
-Tak.- rzekł trochę hardo Cosmo i wstał- Wiem, że pan profesor nie lubił taty i że jestem do niego podobny… No…- trochę się speszył, bojąc się, że zostanie złajany.
Snape przyglądał mu się zagadkowo bardzo, bardzo długo. Cosmo nie spuszczał swych orzechowych oczu z jego czarnych, zastanawiając się, nad czym profesor główkuje.
-Sam fakt, że trafiłeś do mojego domu… No, Black…- szepnął jego ojciec chrzestny- To pokazuje, że może jesteś nieco inny… Tak czy inaczej.- dodał głośniej i jakby trochę obcesowo, podchodząc do biurka- Zapewne zauważyłeś, że nie mam w zwyczaju… prześladować moich wychowanków, a tym bardziej jedynego syna chrzestnego… Gdybyś miał problem i potrzebował mojej pomocy…
Snape opadł na stołek i zaczął coś zapisywać czarnym, kruczym piórem. To dość chłodne i oficjalne zachęcenie na koniec utwierdziło Cosmo w przekonaniu, że oto zyskał sobie z największego postrachu szkoły potężnego sojusznika. Ta myśl go trochę rozluźniła i usiadł na stołku, oczekując.
-Black.- rzucił Snape po chwili znad pergaminu, nie odrywając wzorku od pracy- Nie wyganiam cię, ale będziesz tu jeszcze siedział bardzo długo. Lepiej zrobisz, jak pójdziesz i zjesz coś po tym wszystkim, a potem pójdziesz do łóżka. Zauważyłeś, że nie jest tu za ciepło.
Cosmo niechętnie wstał i powlókł się tam, gdzie mu kazał ojciec chrzestny. Ich świeżo utkana więź nie mogła być narażona zerwaniem przez jego nieposłuszeństwo i nieufność.


Całe to epizodyczne zdarzenie okazało się kluczowe w dalszym życiu. Nagły zwrot akcji, chyba ostatni tak ostry w jego krótkim, marnym życiu.
Wrócił, rzecz jasna, do szkoły. Nie chciał żyć inaczej, nawet z przeświadczeniem, że pozostało mu tylko dwanaście lat życia. Tyle samo, ile przeżył do tej pory.
Ale mimo to… ogarniała go dziwna melancholia, gdy tak siedział samotnie na dziedzińcu zamku. Zbliżał się grudzień, a to miało związek z brakiem chętnych do spacerów po dziedzińcu. Może i dobrze, że się z nikim nie przyjaźnił. Nikogo nie zrani odejściem w niezrozumiały sposób. Nikogo, poza rodziną. Miał tylko nadzieję, że ktoś się zaopiekuje Chandrą. O ile ona nie odejdzie wcześniej.
-Kogo to widzę? Preferujesz samotne spacery listopadowym popołudniem?
Nicholas niechętnie obrócił wzrok od obserwowanego nieprzytomnie liścia, który właśnie spłynął pod jego stopy. Tamara Lehr, stojąca parę kroków od niego, miała nienaturalnie wesołe oblicze. Ubrana była w zgrabny płaszczyk i aż nieprzyzwoicie wesoła i zaróżowiona od zimna, co nie pasowało do kontekstu i wydało się Nicholasowi jakieś niewłaściwe. Popatrzył troszkę spode łba.
-Chyba ci przeszkodziłam, oj. Dziś masz dziwnie przymglone spojrzenie.- przekrzywiła głowę.
-Ech, to nic…- wzruszył ramionami Nicholas, oplatając ramieniem arkadę- Co tu robisz?
-Poszłam na samotniczy spacer.
-Nie kojarzę za dobrze, ale ty chyba jesteś z tych, co to otaczani są towarzystwem.- uniósł brwi. Miał po prostu wrażenie, że ktoś za wszelką cenę próbuje mu przerwać tę chwilę refleksji.
-Ja też czasem muszę pobyć sama.- przeczesała krótkie, brązowe włosy- W mojej paczce nastąpiło lekkie załamanie, mała kłótnia… Wkurzyłam się i już! Muszę od nich odpocząć.
-To ci nie będę przeszkadzał.- Nicholas bardzo się postarał, by zabrzmiało to neutralnie.
Znów przekrzywiła głowę. Nie patrzył już na nią. Bardzo chciał być sam. Przecież zawsze był.
-Rozumiem, że chcesz pobyć sam… Ale wygląda na to, że coś cię trapi… Jeżeli to jakiś wielki problem, to może powinieneś się wyżalić? Mogłoby ci ulżyć i do tego można coś zaradzić…
-Nie, dziękuję.- uniósł dość zdziwiony wzrok- Przecież cię nie znam.
Patrzyła na niego dość uważnie. Po chwili westchnęła i usiadła na arkadzie nieopodal.
-Wybacz. Ja już taka jestem. Chcę pomóc. Taką mam naturę.- oczy za okularami patrzyły gdzieś daleko. Brzmiało to jakoś kojąco i Nicholas nagle poczuł, że nie chciałby, żeby sobie szła.
-Powiem ci tylko, że coś bardzo zatruwa mi życie. Nic z tym nie da się zrobić. Potrzebowałbym jedynie jakiegoś podniesienia na duchu.
Tamara obserwowała go znad kolorowego szalika. W ogóle cała była jakaś kolorowa, jednak nie o ubraniu mowa. Nicholas uniósł brwi, czekając na reakcję.
-Ile masz lat?- spytała wreszcie rzeczowo.
-Dwanaście, zaledwie.- zachrypiał Nicholas ponuro.
-Dziwne. Jesteś jakby starszy…
Wytrzeszczył stalowoszare oczy w szczerym zdumieniu. Pierwsze słyszał.
-Nie, nie o to mi chodzi.- zaśmiała się- Straszny z ciebie dzieciuch i to widać, ale miałam na myśli zachowanie i inność… Nie widziałam, żebyś biegał i wrzeszczał z kolegami. A przecież jesteś dzieciakiem i w sumie powinieneś mieć jakoś więcej… niedojrzałości.
-Nie biegam, bo nie mam z kim.- burknął- Ludzie mnie nie lubią. Jestem zindywidualizowany.
-Widzisz, może to i dobrze? Indywidualiści różnią się od mas, bo idą swoją ścieżką. Dobrze im ze sobą i są samowystarczalni. To chyba znaczy, że siebie lubią, prawda? To bardzo komfortowe. Zawsze zazdrościłam takim ludziom tego, że mogą być sami. Znaczy, że są ciekawi, bo nie potrzebują innych, ciekawszych ludzi. Sami tacy są. I do tego zawsze mają ciekawe życie.
-Najpierw to życie muszą mieć…- burknął Nicholas.
-Co?
-Nic… Niektórzy żyją przecież krótko, więc nie zawsze mają ciekawe życie.
-Racja.- zastanowiła się i rozpromieniła- Ale nie liczy się ilość, tylko jakość!
Nicholas uniósł na nią wzrok. Tamara popatrzyła na niego znacząco.
-Myślisz, że krótkie, ale świetne życie, jest lepsze niż normalne?- spytał z namysłem.
-Pewnie! Zawsze lubię cieszyć się z drobnostek!- uśmiechnęła się delikatnie wąskimi wargami- To daje mi wiele jednostek szczęścia na wypadek, jakbym miała zaraz umrzeć w tragiczny sposób. Ludzi to chyba przyciąga, bo lubią ze mną przebywać, zauważyłam. Może powinieneś podobnie?
-A ile ty masz lat?- uniósł brwi Nicholas po dłuższym przyglądaniu się koleżance.
-Czternaście, od miesiąca. Ale jestem w trzeciej klasie.- wzruszyła ramionami.
-Bardzo to dojrzałe… I piękne!- zamyślił się Nicholas i rzekł do siebie- Coś w tym jest…
-Dzięki!- uśmiechnęła się zawadiacko- Ech, już zmarzłam, a ty? Właśnie podają obiad, może pobiegniemy i napijemy się czekolady w Wielkiej Sali? Tak na początek, to na pewno jedna z tych drobnych przyjemności, z których się cieszę! Gorąca czekolada po listopadowym spacerze!
Nicholas uśmiechnął się delikatnie i z wielką radością zgodził. Czekolada…
Pobiegł z Tamarą do Wielkiej Sali, po raz pierwszy nie czując wstydu, że kuleje. I po raz pierwszy, chociaż niechętnie przyznał sobie, że nie żałuje, że to nie niezbyt wesoła Cho mu przeszkodziła.


Siedziałam przy kuchennym stole bez życia. Sekundy wlekły się tak, jak zwykle. Tykanie zegara było zawsze takie samo, od tylu dni i miesięcy…
Remusa nie było, o niczym nie wiedział, siedząc w komórce. W domu była tylko Sara, bawiąca się z Zezolkiem gdzieś na górze.
Nie mogłam rozluźnić uścisku w brzuchu. To było potworne, okrutne… Na próżno go nosiłam pod sercem, na próżno urodziłam z takim trudem… Po co przeżyliśmy z Syriuszem tak wiele przerażających, zatrważających chwil, gdy, na przykład, przestał oddychać w wieku dziesięciu miesięcy? Kochałam wszystkie swoje dzieci, ale Nicholas był pierwszy, najbardziej rozpieszczany i pogodny… Kiedyś byłam tylko ja, Nicholas i Syriusz, oraz Wiązowy Dwór, sprawy Zakonu i ciemne chmury nad nami… A teraz dowiedziałam się, że to wszystko było na próżno… Ciekawe, co by powiedział Syriusz, gdyby dowiedział się, jak pilnuję jego dzieci… Już jedno straciło życie, drugie prawie również, a teraz o jednym się dowiedziałam, że zostało mu tylko tyle, ile już przeżył… Nędzne dwanaście lat…
Nie potrafiłam sobie uzmysłowić, jak będę się czuła za dwanaście lat, widząc umierającego na coś Nicholasa i nie mogąc mu pomóc, tylko dlatego, że jakiś czarodziej, któremu nic nie zrobił, rzucił na niego klątwę… Nie wiedziałam, co będę czuła, gdy ten dwudziestoczteroletni chłopak, któremu życie się zaczęło, będzie umierał… Wiedziałam, że będąc wampirem, przeżyję wszystkich moich bliskich, ale nigdy bym nie przypuszczała, że będzie to tak bolesne… Nicholas miał umrzeć w otoczeniu wnuków, grubo potem, nie za parę chwil!
Do kuchni wleciała sowa. Nie poruszyłam się, wlepiając martwy, załzawiony wzrok w ziemię. Dopiero po chwili uniosłam głowę powoli, żeby się przekonać, czy to Chandra, czy Ataraksja. Nie była to ani jedna, ani druga, lecz szkolna, zwykła sowa.

Mary Ann!
Rozważałem Twoją prośbę w związku z nietraktowaniem starszego pana Blacka jak worka nawozu. Będzie to dość trudne dla mnie, niestety, ale o tym możemy porozmawiać, prawda? Nadal chciałbym się z Tobą spotkać, bo nie widzieliśmy się całe wieki. Ostatni raz chyba w Twoim domu, gdy przyszedłem rozmawiać o wydaniu Lily Czarnemu Panu. To przecież było kilkanaście lat temu…
Owszem, rozmawiałem już z moim chrześniakiem. Ty zapewne chciałabyś, bym go otoczył opieką, szczególnie, że jest moim podopiecznym. Przyznaję, że trudno mi było na niego patrzeć, bo podobieństwo do… PEWNYCH GENÓW… jest u tego chłopca bardzo duże. Postawiłaś mi nie lada wyzwanie! Nie ukrywam tego, o czym doskonale wiesz: nienawidziłem Twego męża i nienawidzę wciąż za to, co robił, ale również i za to, że ją zdradził... Patrzenie na Cosmo Blacka jest dla mnie bardzo skomplikowane i wywołuje reminiscencje. Postaram się jednak zaopiekować chłopcem. To sprytne dziecko.
Mam nadzieję, że rzeczywiście wkrótce się spotkamy. Napisz mi, kiedy i gdzie.

Patrzyłam na list chwilkę, marszcząc bezwiednie brwi. O tym, że Cosmo był bardzo podobny do Syriusza, wiedziałam. Ale tak wiele osób, które znały mojego męża dużo wcześniej niż ja, czyli już w dzieciństwie, twardo to powtarzało, a to była dla mnie nadzieja, że zobaczę jeszcze twarz, za którą tak tęskniłam na żywo. W rysach własnego syna…
Chwyciłam mruczące wybrzuszenie pod swetrem. Mruczał i miauczał mój platynowy kotek już dobre dziesięć lat, dokładnie dziesięć. I to każdego dnia. Dziesięć okropnych, pustych lat, zarówno dla mnie jak i Syriusza. Nie wiedziałam, czy żyje. Z początku zdawało mi się, że tak, bo kotek mruczał. Ale… może miał właściwość mruczenia nawet wtedy, gdy właściciel już nie żył? Tego nie wiedziałam, ale dopadła mnie nagle rozbrajająca tęsknota, której nie doświadczyłam od bardzo wielu lat. Przysłoniła ją też śmierć synka, problemy z domem i pracą i wyjazd dzieci do szkoły, ale teraz tęsknota uderzyła z podwójną mocą. I najgorsze było to, że nie miałam ni krztyny nadziei na zobaczenie męża jeszcze kiedykolwiek. Gdyby tu był, z pewnością by mnie przytulił i powiedział, że „będzie dobrze, kotek”. Ale go nie było.

Komentarze:


Alex
Sobota, 22 Października, 2011, 13:33

O matko... Płakać mi się chce na fragmentach o Lily i Jamesie... "Byłbyś dumny, Rogaś...". A końcówka o Łapce to już w ogóle. Na szczęście nie długo znowu się pojawi! Ogólnie notka genialna, chociaż boje się o Cosmo, że jednak Malfoy na niego wpłynie. Mam nadzieję, że kolejna notka pojawi się jak najszybciej, nie moge się doczekać!
Pozdrawiam.

PS U Lily Evans Weasley nowa notka. :)

 


Aithne
Sobota, 22 Października, 2011, 21:50

Rzeczywiście, wbrew pozorom zakończenie... Tzn., to z Tamarą... Całkiem optymistyczne. Ja zresztą myślałam, że Nicholas umrze jeszcze jako dziecko, więc te 24 lata to i tak sporo...
Za to Syriuszowa końcówka bardzo smutna. No i, dopiero teraz to do mnie dotarło... Syriusz wróci, fakt, ale co ona przeżyje, jak on zginie?! Stracić męża dwa razy?!

 


Syrcia
Poniedziałek, 24 Października, 2011, 20:21

Rany... weź ty mnie przestań wpędzać w doła, chce mi się teraz płakać przez ten wpis. Trochę optymizmu, co?
I to "kotek" na końcu... Ja pierdzielę...

 


aniloraK
Piątek, 28 Października, 2011, 14:17

Nicholas jest dzielny i da sobie rade :) a Tamara ma racje. Cosmo w koncu to Black, syn Syriusza i ma swoj rozum. Rosemary trzyma sie Harry`ego i Rona bedzie dobrze :) mam nadzieje :) Skoda mi tylko Mary Ann bo juz przezywa utrate Nicholasa :( a dla niej 12 lat to nic skoro jest wampirem.
Notka raczej pozytywna bo lepiej wiedziec niz nie wiedziec na co czekac.
Zycze weny i czekam na kolejna notke :)

 
Twój komentarz:
Nick: E-mail lub strona www:  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki