"In the event of my Demise,
when my heart can beat no more
I hope I die for a belief that I had lived for." (ang.)
"W dniu mojej śmierci
gdy moje serce nie będzie mogło już dłużej bić
mam nadzieję, że umrę za Wiarę, dla kt�rej chciałem żyć."
Autor: Tupac Shaker
Życie Nataszy jest pełne zagadek i tajemnic, żeby je odkryć musisz przeczytać ten pamiętnik, w kt�rym nie znajdziesz nic opr�cz b�lu, smutku i prawdziwego życia� To nie jest kolejny pamiętnik pt. �Jestem księżniczką! Klękajcie narody!�.
Życzę miłego czytania i komentowania!
Wiem, �e jestem okropna i w og�le. Nie mam �adnego usprawiedliwienia na to, �e notka nie pojwi�a si� wcze�niej, ale brak czasu i weny... sami rozumiecie (a zw�acza Bellu�). Mam nadziej�, �e wybaczycie mi to! Notka moim zdaniem jest �rednia i w�tpi� czy Wam si� spodoba. Dedykuj� j� Bellu�, kt�ra uwa�a, �e jest dobra. Zapraszam do czytania!
***
-Co oni w tej szkole my�l�! Zadawa� TYLE na weekend?! –W ka�dy pi�tek Pansy rozpacza, �e za du�o zadaj�.
-Mus, to mus… W ko�cu po to tutaj jeste�my. –Powiedzia�am. „Min�� miesi�c od rozpocz�cia roku szkolnego” –przemkn�o mi przez g�ow�.
-Wiem, ale czemu tak du�o?! –„I zn�w zaczyna si�!”. Sz�y�my korytarzem na czwartym pi�trze. Ju� mia�am min�� zakr�t, gdy us�ysza�am znajome g�osy Lupina i Blacka. Chwyci�am Pansy za r�kaw i pokaza�am, �eby by�a cicho.
-Jak my�lisz, wypali ten plan? –Zapyta� Black. –Jest du�e ryzyko, �e wszystko mo�e pokrzy�owa� nasze zamiary.
-Wiem i dlatego potrzebujemy bardzo DU�O czasu na przemy�lenie naszego dzia�ania. –Odpar� Justyn. -Jak my�lisz Harry we�mie w tym udzia�?
-Chodzi ci o Natasz�? –„O co im mo�e chodzi�? Czy�by kolejny genialny plan?” –Nie powiniene� si� t� „aktoreczk�” przejmowa�, bo nie warto.
-Dlaczego uwa�asz, �e si� przejmuj�? –Zapyta� Lupin.
-W tamtym roku przesta�a istnie� Natasza, jak� zna�e�. Musisz pogodzi� si� z tym, �e jest �lizgonk�, dla kt�rej nie liczy si� przesz�o��…
-M�wisz to tak pewnie, jakby� zna� j� na wylot. –Stwierdzi� Justyn.
-Mo�na tak powiedzie�… -Pansy poci�gn�a mnie za r�kaw szaty i podbr�dkiem wskaza�a, �e kto� si� zbli�a. „Co powinnam zrobi�? Nie mog� tutaj sta�, bo mo�e i�� Harry lub David.” –Pomy�la�am i poci�gn�am za r�k� Pansy, i wesz�am w korytarz, gdzie przebywali Black z Lupinem. Nie by�o innej drogi ucieczki.
-Kogo moje pi�kne oczy widz�! –Krzykn�� na dzie� dobry Black, kt�ry siedzia� na parapecie opieraj�c g�ow� o szyb�. Lupin opar� si� plecami o �cian� naprzeciwko Micka. –Panna Potter i panna Parkinson.
-Musz� ciebie zmartwi�, twoje oczy nie s� pi�kne, jak Ci si� wydaje. –Powiedzia�am i ju� mia�am przej�� mi�dzy nimi, ale Black chwyci� mnie za nadgarstek i trzyma�. –Pu��!
-Dlaczego? Popatrz w nie i powiedz jeszcze raz jakie s�! –Chwyci� mnie za drugi nadgarstek i postawi� przed sob�. Pr�bowa�am si� wyrwa� z u�cisku, jednak by�am zbyt s�aba. –Patrz!
-Black! Pu�� j�! –Krzykn�a Pansy.
-Nie wtr�caj si�!
-Mick, daruj sobie! –Lupin wtr�ci� si� do rozmowy. –Zaraz ko�czy si� przerwa, przecie� mamy transmutacj�! I tak ju� mamy kilka sp�nie�.
-Co tak si� wydzieracie? –To by� David. –Mick?
-Powiedzia�em! Nie wtr�cajcie si� w to! –Wzmocni� u�cisk jeszcze bardziej. –Spadaj st�d Parkinson! Nie jeste� tutaj potrzebna!
-Ach, tak! Nie rusz� si� bez Nataszy. –Skrzy�owa�a r�ce na piersiach i czeka�a, a� mnie pu�ci.
-Powiedz jej, �eby sobie posz�a, bo musimy porozmawia� w cztery oczy. –Us�ysza�am w lewym uchu.
-Ty powiedz to do ch�opak�w. –Sykn�am. Tylko si� u�miechn��.
-Pansy, id� zaraz zacznie si� zielarstwo. Powiedz, �e �le si� czu�am i wr�ci�am do dormitorium. –Za bardzo ciekawi�o, o czym chce ze mn� rozmawia� Black.
-Natasza! On mo�e zrobi� ci krzywd�! –Zaprotestowa�a.
-Nie odwa�y si�… Id�! –Sama nie wierzy�am w to, co m�wi�.
-Ale…
-Nie ma „ale”!
-Dobrze! P�jd�, ale pami�taj, �e ostrzega�am. –Posz�a… Gdy tylko znikn�a za zakr�tem Black odezwa� si�:
-Grzeczna dziewczynka. Wymy�licie co�, prawda? –Zwr�ci� si� do ch�opak�w.
-Mick?
-Przecie� nic jej nie zrobi�! –Powiedzia�. –Je�eli Harry zapyta, gdzie jestem powiedzcie, �e spotka�am �adn� dziewczyn�. Powinno wystarczy�. –Poci�gn�� mnie w stron� przeciwn� ni� ch�opcy. Szli�my bez ko�ca, wci�� trzyma� mnie za nadgarstki.
-Pu�cisz mnie w ko�cu?
-Nie. –Uci�� i dalej szli�my w milczeniu. Prowadzi� mnie jakimi� skr�tami. W ko�cu wprowadzi� mnie do jakiej� pustej klasy. –Siadaj. –Wskaza� na �awk�, kt�ra sta�a najbli�ej drzwi.
-Dzi�kuj�, postoj�. –Powiedzia�am.
-Siadaj! –Black by� jaki� nerwowy. Poprawi�am sp�dniczk� i usiad�am we wskazanym miejscu.
-O czym chcia�e� rozmawia�? –Zapyta�am. Chodzi� nerwowo po pomieszczeniu. Wzrok mia� spuszczony. Gdy usta� przy oknie zacz��:
-Tylko mi nie przerywaj, bo i tak jest mi ci�ko o tym m�wi�. Ehhh… Jakie� trzy tygodnie temu us�ysza�em o pewnej plotce. –Prze�kn�� �lin�. –Postanowi�em dowiedzie� si� czego� wi�cej o niej. Nic nie m�wi�c Harryemu, oczywi�cie. Pocz�tkowo nie chcieli ze mn� rozmawia�, ale po tygodniu usilnych stara� dowiedzia�em si�, o co chodzi… -Odwr�ci� si� w moj� stron�. –Potter, chcesz us�ysze� dalsz� cz��? –Pokiwa�am tylko g�ow�. –Hmm… Jak to powiedzie� delikatnie?
-Najlepiej prosto, �ebym zrozumia�a. –Powiedzia�am.
-Istnieje w szkole grupka os�b, kt�ra co roku organizuje zak�ady. Bior� w niej udzia� przewa�nie ch�opacy, chocia� dziewczyny te� si� zdarzaj�.
-Nie rozumiem, co to ma wsp�lnego ze mn�.
-Potter, oni za�o�yli si� o to, kto pierwszy ciebie przeleci! –„On sobie �artuje! Prawda?!”
-Co powiedzia�e�?!
-To co s�ysza�a�! Musia�em ci to powiedzie�, bo czu�em, �e powinienem. Jeste� siostr� mojego najlepszego przyjaciela… -Powoli zbli�a� si� do drzwi.
-Dlaczego?
-Co „dlaczego”?
-Dlaczego mi to powiedzia�e�? Dlaczego akurat ja?! Dlaczego?! –Z ka�dym s�owem podnosi�am g�os. Nie mog�am, nie potrafi�am w to uwierzy�! Mo�e ch�opcy chc� wyci�� mi dowcip w z�ym gu�cie? Nie posun�li by si� do tego, chocia� ta ich rozmowa…
-Wybrali ciebie, bo nazywasz si� Potter. –Powiedzia� z r�k� na klamce. –Zrobisz z t� informacj�, co uwa�asz za s�uszne. Baj! –Tak po prostu sobie odszed�, tylko namiesza�. „Co powinnam zrobi�?!”. Wsta�am, podesz�am do okna. Zbiera�o si� na deszcz.
Usiada�am na parapecie. Moje my�li kr��y�y wok� rozmowy z Blackiem. „… bo nazywasz si� Potter” te s�owa nie dawa�y mi spokoju. By�am taka bezsilna! Nie potrafi�am logicznie my�le�. Zad�wi�cza� dzwonek na przerw�. „Zielarstwo- ostatnia lekcja na dzisiaj”. Nie chcia�am wraca� do Pokoju Wsp�lnego �lizgon�w.
Kilkana�cie minut po osiemnastej przemierza�am korytarze w drodze do loch�w. Wsz�dzie by�o pusto, poniewa� wszyscy jedli kolacj�. Ca�y czas zastanawia�am si�… „Pomy�l� nad tym jutro. Gdy obudz� si� rano znajd� jakie� rozwi�zanie.” –Pomy�la�am.
W po�owie pa�dziernika zacz�a si� akcja „przelecie� Potter”. Od mojej rozmowy z Blackiem min�y dwa tygodnie. Z pocz�tku my�la�am, �e to tylko kawa�, ale tamtego wieczoru wszystko si� zacz�o.
-Ja ju� sko�czy�am. –Oznajmi�a Pansy. Siedzia�y�my w bibliotece, mia�y�my mas� pracy. W ka�dy pi�tek staramy si� odrobi� jak najwi�cej lekcji, �eby nie zostawia� niczego na ostatni� chwil�. –Mam na dzisiaj serdecznie do��! Napisa�am ju� referat na transmutacj�, wykaz zakl�� obronnych na obron� i znalaz�am cz�� informacji na eliksiry. Ko�czysz?
-Nie. Jeszcze doko�cz� prac� na zakl�cia, a to troch� potrwa. –Odpowiedzia�am.
-To do zobaczenia w pokoju wsp�lnym. –Zebra�a rzeczy i wysz�a oddaj�c bibliotekarce niepotrzebne ksi��ki. Pochyla�am si� nad jak�� ksi��k�, gdy poczu�am mrowienie na karku. Odwr�ci�am si�. Dwa stoliki dalej siedzia�a grupa ch�opak�w z pi�tego rocznika Slytherinu. Nie odwr�cili nawet wzroku, kiedy na nich spojrza�am. „…za�o�yli si� o to, kto pierwszy ciebie przeleci!” –przypomnia�y mi si� s�owa Micka. „Ciekawe czy oni wiedz�?” –pomy�la�am. Odwr�ci�am si�. Wzi�am si� z powrotem do pracy.
-Cze��! –Us�ysza�am z prawej strony. –Mo�na si� dosi���? –By� to jeden z tych ch�opak�w. Skin�am tylko g�ow�. –Natasza Potter, prawda?
-Skoro wiesz, czemu pytasz? –Nast�pnego dnia po rozmowie z Blackiem obieca�am sobie, �e to ja wygram ten zak�ad a nie „oni”. Nie wiedzia�am jak to zrobi�, ale postanowi�am, �e „pierwszy raz” b�dzie, kiedy ja zechc� i z kim. Ch�opaczek zamiesza� si� troch�.
-Hmm… pytam tak dla pewno�ci. –Zerkn�am na niego. Jasne, kr�tkie w�osy, szarozielone oczy- mo�e jest to typ jakiej� pustej laleczki, ale nie m�j. Nie znosz� os�b, kt�re uwa�aj� si� niewiadomo za kogo. W�a�ciwie nie istnieje idea�, w kt�rym by�abym zdolna si� zakocha�. Mam dopiero dwana�cie lat! Mo�e my�l�, jak jaka� stara panna, ale taka ju� jestem i nic tego nie zmieni. Ca�y czas mnie obserwowa�. „Musz� go jako� sp�awi�” –pomy�la�am. Zacz�am pakowa� rzeczy do torby.
-Ja ju� p�jd�. Um�wi�am si� z Pansy, �e zaraz przyjd� do dormitorium. –Wsta�am, on te�.
-Odprowadz� Ciebie. W ko�cu jeste�my z tego samego domu. –„Cholera! Jak si� z tego wymiga�? Nie mam ochoty pokazywa� si� z nim. Nawet nie wiem jak ma na imi�!”. Pokiwa�am tylko g�ow�. Odda�am ksi��ki bibliotekarce i wyszli�my.
-A tak w og�le mam na imi� Jonathan. –Chyba zda� sobie z tego spraw�, �e mi si� nie przedstawi�.
-Popularne imi�. –Powiedzia�am. Dalej szli�my w milczeniu.
-Pewnie ci ci�ko w Slytherynie. Twoje rodze�stwo to gryfoni.
-Nie jest. Do wszystkiego mo�na przywykn��. –Niegrzecznie by�o nie odpowiedzie�, ale uci�� temat mo�na za pomoc� kilku s��w. Kiedy dochodzili�my do Pokoju Wsp�lnego �lozgon�w chwyci� mnie za r�k�.
-Wiesz, �e jeste� pi�kna? –Zapyta�. Czu�am, �e si� rumieni�. By� to odruch, kt�rego nie by�am zdolna powstrzyma�.
-Dzi�ki. –B�kn�am cicho.
-To do nast�pnego! –Powiedzia� i delikatnie musn�� mnie w policzek. Kiedy tylko znikn�� za zakr�tem, wypowiedzia�am has�o: szlamom precz. Nie mia�am ochoty z nikim rozmawia�. Przebieg�am przez pok�j wsp�lny i wpada�am do dormitorium. Pansy siedzia�a na parapecie przegl�daj�c jakie� pismo dla czarownic.
-Co si� sta�o? My�la�am, �e d�u�ej ci to zajmie. –Powiedzia�a zerkaj�c na budzik na szafce nocnej Milicenty.
-Co za du�o, to nie zdrowo. –Stwierdzi�am. –B�dziesz korzysta�a z �azienki?
-Nie. Wzi�am nie dawno prysznic, wi�c nie.
-A Milicenta?
-Pewnie pojawi si� p�no, bo posz�a na randk�. A czemu pytasz?
-Mam ochot� na d�ug� k�piel. –Odpowiedzia�am, zebra�am rzeczy i wesz�am do �azienki.
Zatka�am wann� i odkr�ci�am kurki z gor�c� wod�. „D�uga k�piel pomo�e mi si� zrelaksowa� i podj�� wa�ne decyzje” –pomy�la�am. Rozebra�am si�, w�osy rozpu�ci�am. R�k� przejecha�am po nich. „A mo�e je podci��?” –przelecia�o mi przez g�ow�. By�a to kusz�ca propozycja. Ka�dego ranka nie mog�am ich rozczesa�, wi�c spina�am je tylko gumk�. „Totalna szopa! Chyba odziedziczy�am to po ojcu”. Zebra�am je w kok, moja twarz wydawa�a si� wtedy pulchniejsza. Wypu�ci�am je, policzki zyska�y wi�kszego uroku, kiedy si� u�miechn�am. „Czy naprawd� jestem �adna?”- chyba mam nisko samoocen�…
Z szuflady wyj�am no�yczki. „W�osy si�gaj� mi do pasa, wi�c do po�owy plec�w je skr�c�” –pomy�la�am. �ci�te w�osy opad�y na pod�og�. „Teraz trzeba je troch� postopniowa�” –wyci�gn�am �yletk�. Kolejne pasma w�os�w opad�y na pod�og�. „Idealnie!”. W�osy wyrzuci�am do kosza na �mieci, gdzie je podpali�am za pomoc� czar�w.
-Natasza! Co ty zrobi�a� z w�osami?! –Wykrzycza�a Pansy, kiedy wysz�am z �azienki.
-Tylko je skr�ci�am. –Powiedzia�am. –Je�eli pozwolisz, po�o�� si� spa�. Padam na twarz!
Kiedy tylko przechodzi�am korytarzem wszyscy ogl�dali si� za mn�. Kilka razy spotka�am Jonathana, ale tylko m�wi� mi „cze��”, nic wi�cej. By�am z tego zadowolona. Nie mia�am najmniejszej ochoty na jego spotykanie. Z opowie�ci Milcenty to kobieciarz. Jest najwi�kszym przystojniakiem z pi�tego rocznika, przynajmniej ona tak twierdzi.
W�a�nie dzisiaj postanowi�am opisa� to wszystko, poniewa� mia�o miejsce wa�ne wydarzenie… Tak jak wspomnia�am na pocz�tku wpisu za dwa tygodnie s� �wi�ta, a ja nadal nie wiedzia�am czy jecha� do domu. Jednak po rozmowie z pewn� osob� podj�am t� decyzj�.
-Gdzie si� tak �pieszysz Potter? –Us�ysza�am z plecami.
-Do dormitorium, ale chyba pan profesor nie wlepi mi za to szlabanu? –Zapyta�am nie winie. Wraca�am z biblioteki, ale maj�c szcz�cie natkn�am si� na Snape’a. Wcze�niej nie mia�am okazji (czyt. od pocz�tku roku szkolnego) z nim sam na sam porozmawia�. Tak jakby�my siebie unikali. Jest to ca�kiem prawdopodobne… Nie chcia�am si� z nim spotka�, po tamtym roku szkolnym.
-Nie, nie wlepi�. –Sta� za mn�. Czu�am zapach jego perfum, nie zmieni� ich. Wracaj� wspomnienia… -Chod�! –Poci�gn�� mnie za r�k� w g��b loch�w. Pozna�am drog�, szli�my (czyt. biegli�my) do jego gabinetu. –Wchod�!
-Czym sobie na to zas�u�y�am, �eby trafi� „na dywanik”? –Za�artowa�am.
-Wygra� ju� kto�? –Usiad�am na krze�le przed biurkiem, a on za nim. Najpierw nie wiedzia�am, nie kojarzy�am, o czym on m�wi.
-Nie rozumiem.
-Potter, przecie� oboje dobrze wiemy, �e pewna grupa za�o�y�a si� o „ciebie”. Czy�by� zapomnia�a? –„Sk�d on wie?”
-Severusie, czy o tym masz zamiar ze mn� rozmawia�? –Przytakn��. „Dobrze, jak chcesz”. –A wi�c s�ucham.
-Nie wydajesz si� tym przejmowa�. Zachowujesz si� normalnie. Tak jak zwykle nonszalancko, z gracj�, a co najwa�niejsze z oboj�tno�ci� do wszystkich. –Ca�y czas spogl�dali�my sobie w oczy. –Trzeba przyzna�, �e maj� gust w tej grupie. –Wzrokiem omi�t� moje cia�o. Troszk� d�u�ej zatrzyma� si� na biu�cie. –Hmm… Zastanawiaj�ce jest to, �e nie panikujesz. Ka�da inna dziewczyna by nie wytrzyma�a psychicznie.
-Nie jestem pierwsz� lepsz�, kt�ra „odda si�”, poniewa� za�o�ono si� o to. Oj nie! Do czego zmierzasz? –Zapyta�am wprost.
-Ciekawy by�em, tylko twojej reakcji.
-Ju� j� pozna�e�?
-Tak.
-To mog� ju� i��? –Podnios�am si� z miejsca.
-Usi�d�! To nie wszystko. –Wci�� sta�am. –Nie zapyta�a� nawet, czy kiedy� zdarzy� si� taki „przypadek”.
-Czy zdarzy� si� taki „przypadek”, Severusie? –Usiad�am. Co szkodzi�o mi pozostanie tam d�u�ej? Nic.
-Zdarzy�.
-Ah, tak. A kiedy?
-Kiedy by�em w si�dmej klasie. Dziewczyna, o kt�r� si� za�o�yli, zmieni�a szko��. Nie mog�a znie�� upokorzenia, kt�rego dozna�a. Ch�opak po tym wszystkim zostawi� j� i zacz�� uwodzi� kolejne. Z tego co s�ysza�em, ona by�a w nim na „zab�j” zakochana.
-By�a �adna?
-By�a kujonk�, do�� �adn�. –Zmarszczy� brwi. My�la�. –Mia�a bogatych rodzic�w.
-Dlaczego j� wybrali?
-Hmm… z tego co pami�tam to, dlatego �e by�a zarozumia�a i wtr�ca�a si� w cudze sprawy. –Przez d�u�szy czas milczeli�my. Po chwili doda�: -Uwa�aj na nich i ich metody. S� bezwzgl�dni. Musia�aby� porozmawia� z osob�, kt�ra wygra�a ten konkurs.
-Tak uwa�asz? Jak nazywa si� ta osoba? –Zapyta�am. „Mo�liwe, �e w czym� ta osoba mi pomo�e”.
-T� osob� jest… -Zatka�o mnie. –Zdziwiona?
-Bardzo! –Odpowiedzia�am. –Robi ju� pan list� uczni�w wyje�d�aj�cych na �wi�ta?
-Tak.
-Prosz� wpisa� mnie na t� list�. –Powiedzia�am i wysz�am.
Hi there administrator, I just wanted to give you a brief heads up that your current Website url: %BLOGURL% is being flagged as a potentially malicious site in my web browser opera. I'd highly suggest having somebody look into it. You can certainly lose a lot of visitors due to this problem. Very best of Luck.
discount ferragamo mens shoes http://9host.com/alvatore/
Hello there! Would you mind if I share your blog with my myspace group? There's a lot of folks that I think would really appreciate your content. Please let me know. Thanks
ferragamo boston http://www.dimosierapetras.gr/usferragamo/
Good day! I know this is somewhat off topic but I was wondering which blog platform are you using for this site? I'm getting tired of Wordpress because I've had issues with hackers and I'm looking at alternatives for another platform. I would be great if you could point me in the direction of a good platform.
valentino shop boston http://www.janslow.com/valentino/
Nice blog! Is your theme custom made or did you download it from somewhere? A design like yours with a few simple tweeks would really make my blog jump out. Please let me know where you got your theme. Cheers
valentino kitten heel http://clearwebworks.com/valentino/