"In the event of my Demise,
when my heart can beat no more
I hope I die for a belief that I had lived for." (ang.)
"W dniu mojej śmierci
gdy moje serce nie będzie mogło już dłużej bić
mam nadzieję, że umrę za Wiarę, dla której chciałem żyć."
Autor: Tupac Shaker
Życie Nataszy jest pełne zagadek i tajemnic, żeby je odkryć musisz przeczytać ten pamiętnik, w którym nie znajdziesz nic oprócz bólu, smutku i prawdziwego życia To nie jest kolejny pamiętnik pt. Jestem księżniczką! Klękajcie narody!.
Życzę miłego czytania i komentowania!
"Oni bawią się mną, więc ja nimi się zabawię..." end "Akcja zmokły nietoperz".
Hmm... Bez długiego wstępu... Przpraszam za tak długi odstęp czasu pomiędzu notkami! Zapraszam do czytania .
Zapraszam również do Żonglera. Nowy nr!
***
Dzisiaj Elizabeth by kończyła 7 lat. Urodziła się dokładanie trzy minuty po północy. Wciąż pamiętam to wszystko…
***
- Mick! Wstawaj! Będziemy jak zwykle spóźnieni. Nie zapominaj, że dzisiaj klasówka z eliksirów. – Krzyczał Harry. Czarnowłosy chłopak przeciągnął się leniwie na łóżku. Rozsunął kotary i podniósł się do pozycji siedzącej. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Ich sypialnia była największa z całego Gryffindoru, ponieważ musieli pomieścić tu ośmiu młodych mężczyzn.
- Który dzisiaj? – Zapytał niepewnie. Dobrze wiedział, że jest czternasty lutego. Nie chciał w to wierzyć. Wczorajszego wieczoru błagał, żeby mógł obudzić się dopiero piętnastego. Marzyć można, ale trudniej z wykonaniem…
- Jeszcze pytasz? – Zapytał ze zdziwieniem Nevill. – Dzisiaj walentynki! – Mick spojrzał na niego z rządzą mordu w oczach. Wstał i poczłapał leniwie do łazienki. – A co jemu?
- Nie lubi walentynek. – Powiedział spokojnie David. - To co idziemy?
- Wy idźcie. Ja zaczekam na Micka. – Wszyscy pokiwali głowami i wyszli. Justyn usiadł na parapecie i czekał.
- Nie musiałeś czekać. – Powiedział Mick wychodząc z łazienki. Na szyi miał przewieszony ręcznik. Założył spodnie i białą koszulę. - Nie mam najmniejszej ochoty pokazywać się ludziom. – Zrobił pauzę. – Nie potrafię racjonalnie myśleć.
- Dlaczego?
- Nie mogę zapomnieć o tym, co się wydarzyło… To tak boli. – Po jego policzkach zaczęły spływać łzy.
***
„Dzisiaj mój wielki dzień.” – Pomyślał Nevan. „Seth i ten młody Black już działają, a puchon nawet nie zaczął. Jestem bardzo ciekawy jaka ona jest. Z tego co dowiedziałem się od tych ślizgonek, to jest bardzo poważna, skryta i kurczowo trzyma się Parkinson. A zadanie jest jeszcze bardziej utrudnione, bo ona wie o konkursie. Jak by tu grać, aby wygrać?” – Nevan spojrzał w lustro. Krótkie, czarne włosy miał nastawione na żel, silnie uwidocznione kości policzkowe podkreślały jego zimne niebiesko-zielone oczy. „Do boju!”.
***
- Co by tu zrobić, żeby się nie narobić. – Powiedział David podczas śniadania. – Nie mam najmniejszej ochoty na kolejnego wyjca od mamy, ale jak źle napiszę tą klasówkę z eliksirów, będę mógł pakować swoje rzeczy. Ach! – Westchnął i zabrał się za jedzenie. – A może wy coś na to poradzicie? – Zapytał z nadzieją w głosie.
- Najlepiej zacznij się uczyć. – Odpowiedział zgryźliwie Justyn. – Jak sobie wyobrażasz dalsze życie, co? Nie zechce ci się pójść do pracy, to będziesz prosił nas o pomoc?
- Nie bądź tak hej do przodu, bo ci tyłu zabraknie! A jeżeli nawet, to co mi zrobisz? Nie jesteś moim ojcem.
- Nie, ale chyba najlepszym przyjacielem, jeżeli nic się nie zmieniło od wczoraj wieczora, jak spisywałeś moją pracę domową z transmutacji. – David tylko zamruczał coś pod nosem i zaczął mieszać łyżeczką swoją herbatę, co było bez sensu, gdyż nigdy nie słodzi herbat.
- Dajcie już spokój. – Powiedział Harry. Po krótkiej przerwie dodał. – Ja też nic nie umiem i jakoś nie mam najmniejszej ochoty pisać tej klasówki.
- Tak? Jaki masz plan? – Zapytał Justyn. – Tylko ostrzegam, ja nie biorę w niczym udziału, jeżeli plan nie będzie perfekcyjny.
- To nie bierz! Przecież ja ciebie do niczego nie zmuszam i nie zmuszałem, i zmuszać nie będę. Jak myślicie, co powinniśmy zrobić? – Spojrzał na twarze swoich towarzyszy.
- To co powiedział Justyn, nauczyć się. – Uciął krótko Mick. – Myślisz, że to ciebie minie? Później czy wcześniej i tak napiszesz, i to z takim samym skutkiem.
- Nie psuj mi zabawy. Od dawana niczego nie zrobiliśmy, jeszcze wszyscy są gotowi pomyśleć, że pomysły się nam skończyły. – Harry był taki sam jak James, jeżeli chodziło o jego psoty. Przymrużył lekko oczy i rozejrzał się po Wielkiej Sali. „Co by tu można było zrobić?” – Justyn jakie jest najprostsze zaklęcie, aby zrobić małą powódź? – Chłopak zagrzebał w swojej torbie i podał Harryemu jakąś książkę. – A nie możesz po prostu powiedzieć?
- A czy ja jestem encyklopedia, żeby wszystko wiedzieć? – Zapytał z obruszeniem w głosie.
- Mało ci brakuje. – Mruknął Harry. Jego kolega spojrzał na niego znad książki, ale pozostawił tą uwagę bez odpowiedzi. – Bierzecie w tym udział? – David pokiwał głową, Mick wzruszył ramionami, a Justyn stanowczo pokręcił głową. – Robisz jak uważasz. – Skomentował okularnik. – Tylko nikomu ani słowa, jakby co, nic nie wiesz.
- Bo nawet nie będę wiedział. - Justyn spakował swoje rzeczy i wstał. – Będę w bibliotece. Tą książkę oddacie mi później. – Wskazał na niezbyt dużego formatu książkę oprawioną w brązową skórę.
- No dobra. – Kiedy tylko Justyn zniknął za drzwiami, Harry kontynuował. – Słuchajcie…
***
Kiedy tylko ujrzałam te wszystkie różowe ozdoby w Wielkiej Sali, zrobiło mi się niedobrze. Czy Dambeldore uwielbia ten kolor, że na takie coś pozwala? I tak wiadomo, że jest coś z nim, o przepraszam, z jego „mózgiem” nie tak. Zajęłam miejsce przy stole ślizgonów i nalałam sobie herbaty, pociągnęłam łyk. Gorzka – taka jaką lubię. Rozejrzałam się po Sali. Wszyscy mieli wyśmienite humorki, jednak ja byłam wyjątkiem.
Z wielką nie chęcią spojrzałam w kierunku stołu Gryffindoru. Moja siostra, jak zwykle w towarzystwie swoich najlepszych przyjaciółek, zajadała się śniadaniem. Postawa Harryego trochę mnie zaskoczyła. Siedział w towarzystwie kolegów z tej ich całej debilnej bandy, o czymś rozmawiali, ale niestety nie było mi dane usłyszeć o czym. Dlatego zabrałam się za swoje śniadanie.
***
„Siedzi jak zwykle z Parkinson” – Pomyślał Nevan. „Jeżeli mi się dzisiaj nie uda, to kilkanaście dni pójdzie na marne!”.
Kilkanaście minut później, kiedy tylko Potter ruszyła ku wyjściu wraz z Parkinson, Nevan podążył ich śladem.
***
- Pansy?
- Co?
- Czy ja jestem brzydka? – Nie wiem dlaczego, ale musiałam zadać to pytanie.
- Na Merlina! To ja powinnam zadać ci to pytanie. – Pansy nagle się zatrzymała i spojrzała mi prosto w twarz. – Dziewczyno dlaczego sądzisz, że jesteś brzydka?
- Nie sądzę tak, tylko…
- To dlaczego pytasz? Jeżeli byś dobrze się czuła w sowim ciele, to byś nie pytała.
- Zapomnijmy o tym pytaniu. – Powiedziałam i przyspieszyłam kroku. Nie wiem, po jakie licho oto zapytałam.
- Natasza? – Zagadnęła Pansy kilka minut później.
- Co?
- Nie jesteś brzydka, tylko starasz się taką być. – Zwolniłam kroku, aby mogła ze mną zrównać. – Nie wiem dlaczego mnie oto zapytałaś i nawet nie chcę pytać o powód tej rozmowy.
- I dobrze, bo nawet bym ci nie powiedziała.
- Jak zwykle ironiczna i sarkastyczna. – Szepnęła Pansy.
- Przeszkadza ci to? – Zapytałam zadziornie.
- Hmm… nie, ale musisz wiedzieć, że nie każdy lubi sarkazm.
- Pansy jakaś ty mądra!
- Wiem. – Obie roześmiałyśmy się z tej naszej rozmowy. Spojrzałam na nią ukradkiem. Wszyscy uważali ją za „głupią” dziewczynę, ale wcale taka nie była. Wszyscy spoglądali na nią przez pryzmat jej sióstr. Porównywali jej urodę, zdolności z innymi Parkinsonównami. Ciekawe czy z Alex jest tak samo?
- Zauważyłaś, że idzie za nami jakiś chłopak?
- Tak.
- To co robimy?
- A może on wcale nie idzie za nami?
- Jakoś mało prawdopodobne, żeby zmierzał w tym samym kierunku co my, bo idzie tak już za nami od Wielkiej Sali. – Kiedy mi o tym powiedziała dopiero sobie uświadomiłam, że to prawda. Cały czas czułam na plecach wzrok jakiegoś chłopaka.
- Idź dalej sama, ja załatwię tę sprawę. – Powiedziałam. To może być osoba z tego całego „konkursu”.
- Jesteś pewna? A może to jakiś zboczeniec?
- Nie zapominaj, że jestem czarownicą. – Wskazałam podbródkiem różdżkę przesadzoną za paskiem.
- Zobaczymy się na transmutacji. – Szepnęła i przyspieszyła kroku. Korytarze o tej porze zawsze były puste. Zwolniłam. Wciąż szedł za mną. Skręciłam w najbliższy zakręt i czekałam. Słyszałam jego przyspieszone kroki, najwyraźniej nie chciał mnie zgubić.
- Na Merlina! Jesteś ślepy czy co?! – Krzyczałam na tego chłopaka. Nie zdążył wyhamować i runął na mnie przewalając mnie na ziemię. Leżałam przygnieciona przez niego na zimnej posadzce.
- Przepraszam, nie chciałem. – Powiedział cicho i wstał. Wyciągnął rękę w moją stronę, chwyciłam ją i szybkim ruchem znalazłam się na nogach. – Nic ci nie jest? – Zapytał krukon.
- Raczej nic oprócz kilku siniaków. – Przyjrzałam się mu. Był nawet przystojny, ale niestety „konkurs” zaprzepaszczał jego względy u mnie. – Śledziłeś mnie? – Zapytałam bez ogródek.
- Nie. Dlaczego ci to przyszło na myśl? – Opuszkami palców dotykałam swojej różdżki na wszelki wypadek.
- Hmm… może dlatego, że szedłeś za mną od Wielkiej Sali? – Zmierzyłam go pogardliwym spojrzeniem.
- Czuję się tak, jakbym stał na dywaniku u McGonagall. Dobra jeszcze raz przepraszam i już mnie nie ma. – Bawi się mną, czy to tylko przypadek, że za mną szedł? Starał się wyminąć mnie i iść dalej. Złapałam go za rękę. Zatrzymał się i obrócił na pięcie. – Coś jeszcze?
- Nie. Chciałam tylko jeszcze raz na ciebie spojrzeć.
- To mogę już iść? – Zapytał zniecierpliwiony.
- Hmm… Jak ci na imię?
- Nevan Cross, a ty jak się nazywasz?
- Natasza Potter.
- Miło mi ciebie poznać. – Czyżby to była jego metoda na „podryw”?
- Mi również. – Nie spuszczałam wzroku z jego twarzy. – Z którego jesteś roku?
- Piątego. Długo będziesz mnie jeszcze przesłuchiwać? Spieszy mi się! – Nerwowo spojrzał na zegarek. Oni bawią się mną, więc ja nimi się zabawię… Już miał odchodzić, kiedy ponownie złapałam go za rękaw szaty. Powoli zbliżyłam się do niego, jego twarzy. Podniosłam się na palcach, żeby zrównać się z nim i bardzo delikatnie musnęłam jego wargi.
Odsunęłam się trochę od niego i szepnęłam:
- To była rekompensata za utracony czas. – Już chciałam odejść, kiedy on złapał mnie w pasie i pocałował delikatnie, później coraz mocniej. Muszę przyznać, że dobrze całuję. Oderwaliśmy się od siebie, pomimo że nie mieliśmy ochoty.
- To była rekompensata za te siniaki. – Szepnął mi do prawego ucha. – Spotkamy się jeszcze?
- To tylko zależy od ciebie. – Odpowiedziałam równie cicho. Musnęłam go delikatnie w policzek i wyswobodziłam się z jego uścisku. – Jeżeli zechcesz się ze mną spotkać, to wiesz, gdzie mnie szukać. – Powiedziałam i pognałam korytarzem. Już za zakrętem napotkałam ślizgonów z mojego roku.
- Gdzie się tak spieszysz, Potter? – Zagadnął Malfoy.
- Na lekcję. – Odpowiedziałam zgryźliwie i maszerowałam przed nimi.
***
- Seth?
- O czym chciałeś ze mną rozmawiać, Nevan?
- Jestem już o krok dalej niż wy wszyscy.
- Co masz na myśli?
- Usta Potter smakują jak maliny. – Szepnął i odszedł od zaskoczonego Setha. – Powiadom Thorina, że chcę wykonać następny ruch i żeby się w końcu pospieszył! – Krzyknął z daleka.
***
- Akcja „zmokły nietoperz” ruszyła! – Szepnął Harry przy obiedzie. – Zaraz po przerwie na obiad musimy iść do lochów na eliksiry i być bardzo zdziwieni, tak jak reszta. – Huncwoci pokiwali głowami i zabrali się za posiłek.
***
- Nauczyłaś się na eliksiry? – Zapytała Pansy przy obiedzie.
- Dobrze wiesz, że nie, więc dlaczego pytasz?
- Chciałam nawiązać rozmowę, bo od rana się nie odzywasz. Jak ci poszło z tym chłopakiem rano? – Jaka ona ciekawska. Nie mam zamiaru opowiadać jej o tym i zwłaszcza tutaj.
-Pomówimy o tym w dormitorium. – Ucięłam.
Zaraz po obiedzie ruszyłyśmy do lochów na ostatnią lekcję tego dnia, eliksiry. Kujonka Grenger wciąż powtarzała pod nosem składniki eliksirów. Nad głową przeleciał jakiś „amorek” i pognał na tych swoich skrzydełkach dalej. Wszyscy już zebrali się pod drzwiami prowadzącymi do sali lekcyjnej. Teraz trzeba było poczekać na Snape’a, który otworzy drzwi, powydziera się na nas i w końcu rozda te przeklęte testy.
- Ustawić się! – Powiedział na „dzień dobry” i otworzył drzwi. Tego dnia miałam wielkie szczęście, bo akurat stałam pierwsza. Bardzo przyjemnie było być oblaną przez nawał jakieś kleistej breji. Kilka pierwszych osób również. Snape zaczął coś krzyczeć, żeby wszyscy ruszyli do Wielkiej Sali. Chciałam ruszyć, ale moje nogi przykleiły się do posadzki. Cała zalałam się zimnym potem i zaraz nagle wszystko rozpłynęło się. Pamiętam tylko krzyk Pansy i jeszcze bledszą twarz Sanpe’a.
***
- Czyj to był pomysł?! – Zapytała zdenerwowana McGonagall. Prowadziła lekcję, kiedy wpadł do jej klasy Severus i powiedział, że w lochach doszło do wypadku, i że Potterówna leży w Skrzydle Szpitalnym. Z początku nie wiedziała, co ona ma z tym wspólnego przecież ona była opiekunką gryfonów. Jednak kiedy powiedział, że miał lekcję z jej wychowankami. – To była WASZA CZWÓRKA?! – Czterej chłopcy stali pośrodku jej gabinetu i każdy spoglądał w inną stronę. Szaty szkolne mieli upaprane w kleistej breji, która kapała na jej dywan w barwach Gryffindoru. – Panie Potter! – Chłopak w okularach na dźwięk swojego nazwiska podskoczył.
- Tak? – Zapytał nieśmiało. – Czy mogę w czymś pomóc?
- Nie udawaj idioty! – Wydarł się nauczyciel eliksirów. – Twoja siostra leży w Skrzydle Szpitalnym!
- Wiem i dlatego bardzo mi się spieszy, żeby ją odwiedzić.
- Milcz jak do mnie mówisz! – Ryknął mężczyzna o haczykowatym nosie.
- Złość piękności szkodzi. – Szepnął Black.
- Ty mały…!
- Severususie! Opanuj się! – Zgromiła go profesorka siedząca za biurkiem. – Jeżeli masz zamiar się tak zachowywać, to wyjdź.
- Przepraszam, Minerwo. Poniosło mnie. – Powiedział już spokojniej.
- Jeżeli to nie wasza sprawka to musieli być Weasley’owie. – Powiedziała McGonagall. – Severusie? Możesz ich tu przyprowadzić?
- To raczej nie możliwe. – Odpowiedział.
- Dlaczego? – Zapytała zaskoczona.
- Zaraz po przerwie obiadowej odprowadziłem ich na szlaban do Filcha, więc to nie mogła być ich sprawka. – Spojrzał na czwórkę młodych mężczyzn z wygraną miną.
- Czyli to jednak była wasza sprawka. – Profesorka spojrzała na nich gniewnym wzrokiem. „Czy oni muszą zachowywać się tak, jak ich ojcowie?” – pomyślała. – Minus pięćdziesiąt punktów dla gryfonów i …
- Pani profesor nie tak dużo! – Prosili chłopcy.
- Milczeć! – Ryknął Snape. – Minerwo pozwolisz, że ja zajmę się ich szlabanem?
- Jeżeli tak bardzo tego chcesz.
- Chcę ci trochę odciążyć w twoich obowiązkach. – Uśmiechnął się sztucznie i spojrzenie znowu skierował na czterech gryfonów. – Dzisiaj w moim gabinecie o 18!
***
Komentarze:
Dennisoxype Poniedziałek, 06 Lipca, 2020, 03:52
kamagra oral jelly sildenafil http://kamagrabax.com/ - kamagra usa next day shipping <a href="http://kamagrabax.com/">kamagra 100 mg</a> buy kamagra oral jelly usa
RobertTug Poniedziałek, 06 Lipca, 2020, 05:21
kamagra 100mg reviews
<a href="http://kamagrabax.com/#">kamagra 100 mg</a>
kamagra website reviews uk
<a href="http://kamagrabax.com/">kamagra 100 mg</a>
come si usa il kamagra oral jelly
Williamgroof Poniedziałek, 06 Lipca, 2020, 08:02
kamagra oral jelly kaufen ĐÂśsterreich
<a href="http://kamagrabax.com/#">kamagra online</a>
kamagra oral jelly india online
<a href="http://kamagrabax.com/">kamagra online</a>
kamagra forum pl
kamagra 100mg oral jelly suppliers http://kamagrabax.com/ - kamagra gel opinie forum <a href="http://kamagrabax.com/">buy kamagra</a> kamagra oral jelly usa
RobertTug Wtorek, 07 Lipca, 2020, 10:32
kamagra 100 gold ajanta http://kamagrabax.com/ - kamagra price <a href="http://kamagrabax.com/">kamagra jelly</a> kamagra 100mg tablets uk to united states
Williamgroof Wtorek, 07 Lipca, 2020, 13:47
kamagra 100mg chewables http://kamagrabax.com/ - the medical supply store kamagra <a href="http://kamagrabax.com/">kamagra 100 mg</a> kamagra oral jelly gĐŃnstig kaufen deutschland
kamagra jelly 100mg
<a href="http://kamagrabax.com/#">kamagra</a>
kamagra kopen nederland
<a href="http://kamagrabax.com/">kamagra 100 mg</a>
kamagra shop deutschland erfahrung
RobertTug Środa, 08 Lipca, 2020, 06:49
kamagra oral jelly how to use video
<a href="http://kamagrabax.com/#">kamagra oral jelly</a>
kamagra jelly 100mg usa
<a href="http://kamagrabax.com/">kamagra oral jelly</a>
reviews kamagra gold