Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

"Pamiętnik Marty Pears "
Pamiętnikiem opiekuje się Margot

[ Powrót ]

Sobota, 20 Grudnia, 2008, 11:47

Część 9.

Zaraz po śniadaniu napisałam krótki, rzeczowy list do profesora Dumbledore’a a już po półgodzinie miałam odpowiedź, w której dyrektor Hogwartu prosił o jak najszybsze spotkanie w szkole. Zebrałam się więc szybko i poszłam powiadomić przyjaciół o mojej wizycie.
-Będę niedługo, ktoś chce, żebym przekazała coś profesorowi Dumbledore’owi?
-Nie, raczej nie.- odparli chórem.
-Dobra, w takim razie idę. –pomachałam ręką. W przedpokoju dogonił mnie głos Hermiony:
-Uważaj na siebie!
-Taa, i jak spotkasz gdzieś po drodze ojca Dracona, to weź mu nakop!- dodał Ron, a ja parsknęłam śmiechem i wyszłam na ulicę. Ranek nie był najbardziej słoneczny, ale przynajmniej przestało padać. Spokojnie minęłam róg ulicy i teleportowałam się a kilka sekund później stałam już pod wielką bramą Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Musiałam wysłać profesorowi wiadomość przez patronusa gdyż szkoła posiada takie zabezpieczenia, iż nie mogłabym ot, tak, wejść sobie po prostu na jej teren. Już po chwili pojawiła się osoba, którą wysłano po mnie a był nią mój dawny opiekun, Severus Snape.
-Dzień dobry, profesorze.- przywitałam go standardowo, kiedy już otworzył mi bramę i wpuścił do środka.
-Dzień dobry, panno Pears. – mruknął i dodał, ruszając natychmiast.- Tędy proszę.
Bez słowa poszłam za nim. Profesor Snape podobnie jak między innymi ja, Hermiona, Harry i Ron, był członkiem Zakonu Feniksa, ale starannie się z tym ukrywał. Był moim partnerem a także mentorem w misji zleconej przez Zakon, tj. szpiegiem w szeregach śmierciożerców. Śledziliśmy ich, wykrywaliśmy plany Lorda Voldemorta i braliśmy udział w tajnych zebraniach śmierciożrców. Zadanie było ściśle tajne, wiedzieli o nim oprócz nas tylko moi przyjaciele oraz profesor Dumbledore i kilku aurorów.
Do kręgu śmierciożerców należał też Lucjusz Malfoy i dlatego jego słowa o tym, iż rzekomo wie o mojej podwójnej roli były tak niebezpieczne. W każdej chwili mógł donieść Czarnemu Panu o mnie, tym samym wydając na mnie wyrok śmierci, a profesor Snape nie mógłby nic zrobić, ponieważ musiał pozostać nieujawnionym w myśl zasad; gdyby spróbował mi pomóc, sam stałby się podejrzanym a tym samym -spalonym dla Zakonu. Mieliśmy obowiązek spośród wierności Zakonowi połączonej ze ścisłym przestrzeganiem jego zasad oraz ratowania własnego życia wybrać zawsze to pierwsze, bez względu na wszystko, chyba że ratowanie współtowarzyszy byłoby lepsze dla Zakonu, ale takie sytuacje praktycznie nie miały miejsca.
Dość szybko doszliśmy do budynku szkoły. Wewnątrz Snape powiedział do mnie tonem doskonale obojętnym:
-Profesor Dumbledore oczekuje pani w swoim gabinecie. Pani wybaczy, ale muszę wracać na zajęcia.
-Dziękuję… do widzenia, profesorze.
-Do widzenia.
Skinąwszy mi głową, odwrócił się i znikł w korytarzu wiodącym do lochów. Odwróciłam się i ruszyłam schodami na górę. Po drodze do gabinetu profesora Dumbledore mijałam uczniów, którzy przyglądali mi się z ciekawością, ale żaden z nich mnie nie zaczepił. Na widok Ślizgonów uśmiechałam się w duchu, bo przypominały mi się moje lata, które tu spędziłam w takim samym stroju, z zielono-srebrnymi lamówkami.
Stanęłam przed posągiem chimery, która strzegła wejścia do gabinetu dyrektora i wypowiedziałam hasło, które profesor Dumbledore podał mi w liście. Chimera odskoczyła, ukazując koliste schody, prowadzące do pięknych, drewnianych drzwi. Zapukałam, a usłyszawszy zaproszenie, weszłam do środka.
Kiedy uczyłam się w Hogwarcie, nieczęsto miewałam okazję do bycia w gabinecie dyrektora, który był naprawdę imponujący. Szczerze mówiąc, zapoznałam się z nim lepiej dopiero po ukończeniu szkoły, kiedy zaczynałam pracować dla Zakonu Feniksa. Dyrektor starał się unikać sprowadzania członków Zakonu do Hogwartu, ale kiedy nie miał pretekstu ani czasu, by spotkać się na innym, bardziej neutralnym gruncie, spotykaliśmy się z nim właśnie tutaj, czasem tylko udając, że jesteśmy z ministerstwa bądź z Proroka Codziennego.
-Witaj, Marto. –profesor Dumbledore odłożył szybko pióro, odsunął od siebie pergamin i wstał zza swojego dużego biurka, by przywitać się ze mną.
-Witam, panie profesorze.- uśmiechnęłam się. –Miło pana widzieć.
-Tak, tak, z pewnością, szkoda tylko, że w takiej sprawie , nieprawdaż? –przymrużył filuternie oko i wskazał mi puszysty fotel przed biurkiem.- Siadaj proszę, czego się napijesz? Dostałem właśnie znakomitą herbatę z Irlandii, znajoma z Ministerstwa spędza tam urlop, wie, jak przepadam za wywarami ziołowymi z mocną domieszką owoców… może skosztujesz?
-Dziękuję, może być.
-Proszę.- dyrektor machnął krótko różdżką a przede mną pojawiła się cieniutka filiżanka aromatycznej, parującej herbaty.
-Dziękuję, jest naprawdę genialna.- powiedziałam, upiwszy łyk.
-Cieszę się.
-Milczeliśmy chwilę a potem profesor Dumbledore zaczął swój wywiad.
-Nie ukrywam, że twój list zaniepokoił mnie. Rozumiem, że Lucjusz Malfoy zasugerował ci w rozmowie, że wie o twojej pracy dla kogoś poza Lordem Voldemortem, tak?
-Tak.
-Mogłabyś opowiedzieć dokładnie, jak do tego doszło?
-Spotkałam Dracona Malfoya w ministerstwie, zaczęliśmy rozmawiać, no i wtedy podszedł jego ojciec… trochę się pokłóciliśmy… między innymi powiedziałam, że niezbyt chwalebną drogę do szczęścia Dracona wybrał, wręczając całe życie łapówki oraz omijając rozmaite przepisy, na co on powiedział, że jak na prawnika to niezbyt chwalebne, by oskarżać go publicznie bez dowodów zwłaszcza, i że on bez trudu mógłby udowodnić j e m u, że gram na dwa fronty i że to nie j e m u jestem wierna. Oczywiście, starałam się nie okazać, jak bardzo mnie to zaniepokoiło, by byłoby to równoznaczne z przyznaniem się do podwójnej roli… spytałam tylko, czy to ultimatum, a on powiedział, że nie chce o tym dłużej dyskutować i że powinnam się cieszyć, że ktoś taki, jak on dał komuś takiemu, jak ja wybór. Oczywiście, chodziło o to, żebym dała spokój Draconowi, bo jak nie, to rozpoczniemy otwartą wojnę.
-Otwartą wojnę, tak? To jego własne słowa?
-Dokładnie jego własne.
-Zastanawiające.- Dumbledore zetknął czubki palców i spojrzał przez nie w jakiś punkt w próżni, głęboko myśląc. – Zwłaszcza, że z tego, co mi wiadomo, wasza działalność, twoja i Severusa jest wciąż z powodzeniem utrzymywana w konspiracji… a słowa Lucjusza dowodzą, że wcale nie z takim powodzeniem.
-No właśnie… panie dyrektorze, pan dobrze wie, co się dzieje na tych zebraniach i na wszystkich akcjach… posiada pan raporty… nikt nas nie podejrzewał ani nikogo innego, nie zdradziliśmy się z niczym, chyba że to tylko gra w ciemno, może to tylko jakiś ryzykowny blef…- powiedziałam cicho i niepewnie, nie chcąc zakłócać jego rozmyślań.
-Wiesz dobrze, jak niebezpiecznym graczem jest dla nas Lucjusz… przed upadkiem Lorda Voldemorta był jego prawą ręką, a po jego upadku pierwszym, który zaprzeczał swym powiązaniom z nim… a teraz został przywrócony do łask, chociaż ciągle spłaca swój dług… może właśnie w ten sposób, chociaż miejmy nadzieję, że nie… ale jesteś pewna, że nikt cię nie śledził teraz?
-Na pewno nie, poza tym zawsze mogę powiedzieć, że ma pan kłopoty z prawem, panie dyrektorze.- rzuciłam i zaraz chwyciłam się za usta, podczas gdy dyrektor wybuchł śmiechem. –O matko, przepraszam… nie powinnam była… chodziło mi o to, że gdyby ktoś miał podejrzenia, to…
-Nie przejmuj się, każda chwila śmiechu jest bardzo cenna. –uśmiechnął się już i, chwyciwszy dzbanek, zaproponował mi dolewkę herbaty. Zgodziłam się. Milczeliśmy znów kolejne pięć minut.
-W sprawie Lucjusza i jego słów należy działać niezwłocznie. Podczas najbliższego zebrania powiadomię o tym wszystkich członków Zakonu. Myślę, że do tego czasu jesteście bezpieczni, zwłaszcza, że kolejne zebranie śmierciożerców odbywa się, zgodnie z waszymi informacjami, za miesiąc kilkanaście kilometrów pod Antrim, zgadza się?
-Tak.
-No więc sądzę, że przez te kilka tygodni nic niepokojącego nie powinno się zdarzyć, ale proszę, informuj mnie o wszystkim. Powiadomię o tym też profesora Snape’a.- powiedział i, odwróciwszy się na chwilę, wrzucił szczyptę proszku Fiuu do kominka i powiedział do mnie cicho: - Powinien już kończyć lekcje… Severusie, jak skończysz dręczyć podopiecznych profesor McGonnagall z trzeciego roku na temat właściwości tojadu żółtego, zajrzyj proszę do mojego gabinetu.- odwrócił się do mnie i zapytał: -Coś jeszcze?
-Nie, to wszystko, panie dyrektorze.
-To może w takim razie porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym?- uśmiechnął się tajemniczo i, skłoniwszy głowę, powiedział z szacunkiem: -Serdeczne gratulacje z okazji promocji i propozycji wyjazdu na wymianę międzynarodową. Przepływ wieści z Ministerstwa do Hogwartu działa na okrągło.- mrugnął okiem.
-Och, bardzo dziękuję, tylko że ja odrzuciłam tę ofertę; nie mogłabym jej przyjąć, to byłoby wbrew mnie poniekąd…
-No i trudniej byłoby komunikować się z Zakonem, prawda?- dorzucił profesor żartobliwie, na co zaśmiałam się i przyznałam:
-Faktycznie, o tym pomyślałam dopiero na sam koniec… to jest pierwszorzędny argument, lecz nie nadawałby się dla pana Ministra.
-To z pewnością racja, nie byłby tym zachwycony jak i zresztą nie będzie z powodu twojej odmowy. Znam Korneliusza wystarczająco długo, dotąd bardzo wielu matołków przewinęło się przed jego biurkiem, chociaż pod skrzydła Wizengamotu trafiają najlepsi, więc miał wiele powodów, by bardzo sobie cenić ciebie a teraz sprawiłaś mu zawód.
-Tak… to znaczy… nie mogłam postąpić inaczej, bo jednak… chciałam zachować …życie prywatne. To znaczy… ekhem… jestem szczęśliwa z obecnego stanu rzeczy. Wiem, pewnie panu to trudno zrozumieć.
-Przeciwnie, bardzo dobrze to rozumiem.- pochylił się i dodał tonem, jakby zdradzał mi wielką i pilnie strzeżoną tajemnicę. –Miłość jest najpiękniejszą sprawą, jaka może nam przydarzyć się w życiu i jako taka wymaga traktowania ponad wszystko… łatwo można ją stracić a bardzo trudno odzyskać, podobnie jak raz stracone zaufanie czy przyjaźń.
-Dziękuję, profesorze.- odparłam cicho, czerwieniąc się. – Miło to słyszeć.
Bardzo dziwnie się czułam, rozmawiając o swoich uczuciach z moim dawnym dyrektorem a obecnie osobą kierującą organizacją antyczarnomagiczną… ale skoro mogłam usłyszeć coś takiego, opłacało się. Harry zawsze uważał, że Dumbledore zasługuje na pełnię zaufania w każdej sprawie, nawet jeśli byłaby to sfera bardzo prywatna a teraz miałam okazję stwierdzić, że nie pomylił się.
-Skoro już jesteśmy w tym temacie, proszę tylko, choć pewnie sama znasz zasady, byś uważała zwłaszcza teraz na swoje postępowanie w stosunku do ojca Dracona i zachowanie w jego towarzystwie. Po prostu stała czujność, jak to lubi powtarzać Alastor, dobrze? Mimo całej swej niechęci do ciebie może pokusić się o wykorzystanie pewnych relacji między tobą a swoim synem do celów, które posłużyć mogłyby Czarnemu Panu w sposób, który zaszkodziłby Zakonowi i jego członkom.
-Tak, oczywiście, to zrozumiałe.
-Cieszę się bardzo.
W tym momencie ktoś zapukał do drzwi. Profesor, nie ruszając się z miejsca, powiedział „Proszę” a do środka wszedł profesor Snape. Dumbledore bez użycia różdżki wyczarował drugi fotel i wskazał mu go z uprzejmym uśmiechem, następnie zaproponował także herbatę, ale profesor Snape odmówił.
-Lucjusz Malfoy zasugerował Marcie, że wie o jej podwójnej lojalności, tak to ujmijmy. Twoim zdaniem istnieją ku temu przyczyny lub mogły zaistnieć, Severusie?
-Nie sądzę.- odpowiedział z kamiennym spokojem profesor Snape, prostując się lekko. –Chyba że także w Zakonie jest szpieg.- powiedział, patrząc na Dumbledore’a uważnie, ale ten odsunął jego podejrzenia, mówiąc:
-Ufam wszystkim członkom Zakonu bez wyjątku i nie sądzę, że wśród nas jest zdrajca. Myślę raczej, że póki co, Lucjusz pozostaje w sferze podejrzeń. Znasz go dłużej, uważasz, że mógłby prowadzić śledztwo na własną rękę, by zmazać swoją winę?
-Bardzo możliwe, o ile zleciłby mu to Czarny Pan… sam nie przyłożyłby ręki do żadnego z tego typu przedsięwzięć, gdyż za bardzo liczy się od pewnego momentu ze zdaniem i wolą Czarnego Pana, choć w pozostałych sferach życia wykazuje spryt i przebiegłość, mogące mu pomóc w tym zadaniu, gdyby potrafił właściwie nimi operować. – wyjaśnił chłodno.
-Jego słowa, w formie groźby odnosiły się raczej do Marty, więc nie mamy podstaw do przypuszczania, czy zna innych członków i jak dużo o naszej działalności wie. Wykluczam też możliwość blefowania… przynajmniej na razie. Moim zdaniem, jesteście bezpieczni do czasu zebrania w Antrim… ale mimo wszystko, należy wzmóc czujność, rzecz jasna, niezauważalnie dla wroga.
-Mogę wiedzieć, w jakich okolicznościach doszło do takich pogróżek?- zapytał Severus, patrząc na mnie.
-Drobna awantura w Ministerstwie o podłożu prywatnym, groźby które odebrałam jako ultimatum… chodziło o Dracona i mnie… użył też zwrotu otwarta wojna.
-Mówiłem już Marcie o specjalnej czujności, skoro teraz będzie widywać częściej Lucjusza, ale nie sądzę, by mogła więcej dla tej sprawy zrobić. – dodał Dumbledore. –Chyba że ty masz jakieś zastrzeżenia bądź pomysły, chętnie ich wysłuchamy.
-Zgadzam się z panem, dyrektorze. Można też porozumieć się z resztą członków na zebraniu co do Lucjusza i zagrożenia, jakie na razie pada na Martę, ale niedługo może paść na cały Zakon.
-Pomyślałem o tym.- uśmiechnął się i spojrzał na nas. – Miło, że się zgadzamy. Cóż… Myślę, że to już wszystko, chyba że… Marto? Severusie?
-Nie, ja już nic…- potrząsnęłam głową a profesor Snape zrobił to samo.
-W takim razie dziękuję wam bardzo, ale niestety, czas nas goni… o drugiej muszę być w Ministerstwie. Marto, bardzo dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia do następnego naszego spotkania, Severusie, możesz już odejść, nie będę zatrzymywać cię dłużej.
-Do widzenia.- powiedzieliśmy jakoś razem, profesor Snape i ja, i opuściliśmy okrągły gabinet. W milczeniu przeszliśmy na niższe kondygnacje budynku i tam dopiero się rozstaliśmy, zanim jednak poszliśmy każde w swoja stronę, profesor Snape powiedział do mnie:
-Powodzenia z Lucjuszem.
-Dziękuję… chociaż nie bardzo rozumiem, dlaczego…?- spojrzałam na niego z zaskoczeniem. Odwzajemnił mi się lekkim błyskiem w oku i tajemniczą wypowiedzią.
-Draco jest wystarczająco silny by mu się przeciwstawić, nie przejmuj się traktowaniem jego rodziny.
Aha… no tak… dziękuję… i do widzenia…- odparłam po chwili, kaszląc lekko, bo zaskoczenie nijak nie chciało mnie opuścić, chociaż już nie raz mój były opiekun potrafił być ze mną szczery i pomóc mi kilkoma tajemniczymi słowami, tak jak dziś.
-Do widzenia.- skłonił się lekko i, odwróciwszy się na pięcie, udał się w stronę podziemi. Poczekałam aż zejdzie do lochów, pokręciłam głową, by niedowierzanie uleciało na dobre i pchnęłam wielkie drzwi zamku.

Po powrocie do domu streściłam rozmowę z dyrektorem Hogwartu przyjaciołom. Poczuli ulgę na wieść o tym, że profesor Dumbledore potraktował sprawę poważnie, poważniej, niż się spodziewaliśmy. Niemniej, oczywiście, wszyscy troje radzili mi naprawdę uważać do czasu zebrania śmierciożerców w Antrim.

Profesor Dumbledore nie mylił się również co do Ministra Magii i jego stosunku do mojej decyzji, odnoszącej się do wymiany ze Szwecją. Nie był zachwycony moja odmową, najwyraźniej liczył, że mimo wszystko po namyśle zdecyduję się tam pojechać, ale w końcu udało mi się go udobruchać i sprawić, że moje argumenty przemówiły do niego.

Nareszcie mogłam szczerze powiedzieć, że jestem o wiele szczęśliwsza niż jeszcze kilka tygodni temu. Myśl o tym, że może w końcu moje życie jakoś się ułoży, towarzyszyła mi stale, poza tym Draco bardzo dbał o to, by uśmiech był jak najczęstszym gościem na mej twarzy. Żadne z moich przyjaciół nie odnosiło się do niego z niechęcią, bo dzięki Hermionie wszyscy przywykli do tego, że jest częstym gościem i polubili go. Do łez śmiechu i wzruszenia doprowadził mnie Harry, mówiąc któregoś dnia, kiedy wróciłam wieczorem do domu po spotkaniu z Draconem:
-Nie twierdzę, że już go polubiłem, bo takich spraw, jakie wyczyniał nam w szkole do piątej klasy trudno zapomnieć, ale zdaje się, że wyrósł na porządnego faceta, w każdym razie, nie znam nikogo, kto tak potrafiłby kochać ciebie i tak o ciebie dbać… a jednocześnie jest genialnym przyjacielem, mam rację?
Bardzo cieszyło mnie to, w jaki sposób do całej sprawy podchodzili, bo zależało mi na ich zdaniu. Wspierali mnie zawsze i wszędzie.

Komentarze:

Brak komentarzy.

 
Twój komentarz:
Nick: E-mail lub strona www:  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki