Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

"Pamiętnik Marty Pears "
Pamiętnikiem opiekuje się Margot

[ Powrót ]

Sobota, 20 Grudnia, 2008, 14:29

Część 26.

Tak, to wszystko, tylko proszę przynieść mi jak najszybciej te dokumenty.
-Tak, oczywiście, oczywiście, przyjdę jutro.- wysapał otyły, wąsaty czarodziej w ciemnozielonej szacie, biorąc z biurka teczkę z dokumentami. -Dziękuję za pomoc, pani mecenas, dziękuję po stokroć, rozumie pani, chciałem to załatwić, zanim przeniosę się do brata do Buenos Aires.
-Tak, rozumiem i proszę nie dziękować, podziękuje pan, jak już uda się załatwić tę sprawę na pańską korzyść.- uśmiechnęłam się i, pożegnawszy go, odchyliłam się na oparcie krzesła. Ból głowy wciąż dawał o sobie znać, mimo zażytej rano porcji eliksiru lauticynowego, ponadto czułam, że doskwiera mi coś jeszcze lecz nie bardzo wiedziałam, co.
Może to ta wizyta u Roda… albo pogoda?, pomyślałam z nadzieją, opierając czoło na rozpostartych dłoniach. Tak, to chyba to… ciśnienie skoczyło i odczuwam to na sobie , doszłam do wniosku i bez pośpiechu zaczęłam pakować dokumenty, pióro i dwa najnowsze kodeksy do torby.
Pogoda za oknem, zarówno tym prawdziwym, jak i zaczarowanym była co najmniej przykra: wiał zimny wiatr i padał deszcz ze śniegiem, tworząc na ulicach paskudną bryję. Ponieważ doszły mnie słuchy, że Rod Rolleycoat czuje się już lepiej i jest w stanie przyjmować wizyty, uznałam, że piątkowe popołudnie będzie dobrym dniem na odwiedzenie go.
Wzięłam płaszcz z wieszaka, otuliłam się szalem i założyłam torbę na ramię, gdy usłyszałam pukanie do drzwi gabinetu. Zerknęłam na zegarek: zbliżało się wpół do piątej. Kogo niesie o tej porze, skoro powinnam była wyjść z pracy już o trzeciej? , pomyślałam, zapinając guziki i zawołałam ze zrezygnowaniem:
-Proszę!
-Cześć.
-Harry?- znieruchomiałam ze zdziwienia. Widziałam go po raz pierwszy od czasu wesela, a od tej pory minęło dziesięć dni, w ciągu których trochę się zmieniło: ja wróciłam do pracy, Hermiona wyjechała trzy dni po weselu do Canberry na tydzień negocjować z tamtejszym rządem przedłużenie okresu ochronnego niuchaczy górskich dla zwiększenia ich populacji i wracała jutro wieczorem, Ron przeniósł się na ten czas do Nory, a Harry zeszłej soboty wprowadził się do nowego mieszkania (nowożeńcy mieli pozostać już na stałe na Gotta Howna i, choć nie wyganiali go, zdecydował się w mgnieniu oka na wyprowadzkę i szybko znalazł jakieś fajne mieszkanie nad Tamizą). -Co ty tu robisz?
-To chyba ja powinienem zapytać ciebie o to samo.- odpowiedział bez ogródek, wchodząc do gabinetu i zamykając drzwi. -Powinnaś od godziny być w domu.
-Powinnam, ale nie jestem, zdarza się.- roześmiałam się nienaturalnie. Jego ton nie podobał mi się. -A w ogóle, co ci do tego, co ja robię?
-Marta… mi chodzi tylko o ciebie i o twoje zdrowie.- odpowiedział tym razem łagodniej, wbijając dłonie w kieszenie kurtki. -Uzdrowiciel zabronił ci się przemęczać.
-Nie przemęczam się. Taką mam pracę, że muszę czasem posiedzieć dłużej.- odparowałam i uświadomiłam sobie, że chyba jestem dla niego odrobinę nieuprzejma. Opuściłam dłonie. Harry podszedł bliżej.
-Przepraszam cię, ale jeśli czegoś ode mnie chcesz, to pogadamy później, mogę wpaść do ciebie, teraz się spieszę.- powiedziałam natychmiast, jak tylko stanął przy mnie. Uniósł brwi.
-Dokąd się spieszysz?- zapytał.
-Do Roda Rolleycoata, wiem, że przyjmuje wizyty, chcę go odwiedzić.
Niewiarygodne, przemknęło mi przez głowę, gdy patrzyłam na jego twarz. Czy ja mam halucynacje, czy też Harry naprawdę spochmurniał? Nie, to była prawda: jego oczy pociemniały, brwi zsunęły się a na twarzy pojawił jakiś cień.
-Ach, tak.- powiedział krótko. -W takim razie, nie będę cię zatrzymywał, idź do niego.
Jego głos był niemalże odpychający. Nie, to niemożliwe… nie Harry! , powiedziałam sobie w duchu, obserwując jego coraz dziwniejsze, prawdę mówiąc, zachowanie.
-Harry, przykro mi.- powiedziałam, uśmiechając się przepraszająco. -Wpadnę do ciebie… jak wrócę, dobrze?
-Nie musisz.- zabrzmiała szorstka odpowiedź. -Przepraszam, że zawracam ci głowę.- z tymi słowami cofnął się parę kroków, odwrócił gwałtownie i wyszedł z gabinetu, zostawiając mnie w stanie zbliżonym do rozdarcia. W końcu wzruszyłam ramionami i także wyszłam, odsuwając Harry’ego i jego dziwactwa na dalszy plan.

W szpitalu św. Munga panował taki sam gwar, jak podczas mojego pobytu. W windzie spotkałam nawet Herakliusza Portera, okazało się, że jechał na to samo piętro, co ja, aby porozmawiać z tamtejszą uzdrowicielką. Rozmowa tak nas pochłonęła, że odprowadził mnie pod same drzwi sali nr 12 na oddziale Dolly Parton, gdzie, jak mi powiedziano w recepcji, leżał Rod.
Sala okazała się być dwuosobowym, jasno wymalowanym pomieszczeniem. Wyglądała równie schludnie, jak moja sala z oddziału zatruć eliksiralnych, tyle że tu były dwa łóżka, z czego jedno wolne. Na drugim, bliżej okna, leżał znajomy mi mężczyzna.
Gdyby nie ciemnoblond, kręcone włosy i charakterystyczny lok nad czołem, wahałabym się co do jego tożsamości. Jego twarz była wychudzona i blada, zawsze błyszczące, szare oczy teraz przygasły a jego usta były wyraźnie spieczone. Leżał płasko w białej, wykrochmalonej pościeli i wpatrywał się w sufit. Na mój widok przekręcił lekko głowę i uśmiechnął się słabo.
-Witaj.- powiedziałam, podchodząc do łóżka i przysuwając sobie taboret.
-Witaj.- odpowiedział tak cichym, schrypniętym głosem, że ledwo go usłyszałam.
-Jak się czujesz?- zapytałam, ale zaraz dodałam, widząc, że musi wysilać się na mówienie -Nie, nie mów nic, kiwnij tylko głową, czy lepiej… to dobrze. Przyniosłam ci- wyjęłam papierową torbę i postawiłam ją na stoliku nocnym -kilka jabłek i dwie pomarańcze, pani mówiła, że są wyjątkowo słodkie.
Rod uśmiechnął się raz jeszcze i dotknął mojej dłoni. Mimowolnie ujęłam jego palce swoimi.
-Rod… po co ci to było…- szepnęłam, patrząc na jego twarz, z której momentalnie znikł uśmiech. -Nie musiałeś tak się narażać… cud, że żyjesz.
-Musiałem… dla ciebie.- wychrypiał, patrząc mi prosto w oczy. Spuściłam głowę. Co on przeżył…
-Dzień dobry.- usłyszałam jakiś cichy głos za sobą. Drgnęłam i, odwróciwszy się, ujrzałam jakąś rudowłosą kobietę w wieku około pięćdziesięciu lat. Była umalowana, ale nie dało się ukryć delikatnych zmarszczek i opuszczonych kącików ust. Prawdę mówiąc, wyglądała dość żałośnie, mimo eleganckiej, fioletowej szaty, makijażu i ułożonych loków.
-Dzień dobry.- zerwałam się z taboretu, puszczając dłoń Roda i uśmiechając się do nowo przybyłej. -Ja wpadłam… tylko na chwilę, zaraz…
-Nie, nie, nie przeszkadzasz, moja droga…- odpowiedziała, zmuszając wargi do uśmiechu i wyciągając do mnie dłoń z krótkimi, pomalowanymi naturalnym lakierem paznokciami. -Jestem matką Roda… Helen Rolleycoat.
-Marta Pears, miło mi… jestem koleżanką z pracy.
-Tak, wiem, Rod opowiadał mi o tobie.- uśmiechnęła się tym razem do syna. -Poczekam na zewnątrz, porozmawiajcie sobie.
-Nie, nie… proszę, pani Rolleycoat…- chwyciłam swoją torbę.
-Może poczekasz na mnie i pójdziemy napić się herbaty?- zaproponowała, siadając na taborecie. Była to propozycja na tyle dziwna, że zgodziłam się… jakoś głupio było mi odmówić.
-Poczekam w herbaciarni.- powiedziałam więc i udałam się piętro wyżej.
Helen Rolleycoat zjawiła się po niecałym kwadransie.
-Przepraszam, że zabieram ci czas… to jest, pani…
-Nie, nie zabiera mi pani czasu i proszę mówić mi po imieniu.- odpowiedziałam uprzejmie. Helen uśmiechnęła się i splotła dłonie.
-Widzisz… nie miałam komu tego powiedzieć… tak strasznie bałam się o Roda… zresztą, co może być gorszego dla matki od świadomości, że jej dziecku grozi niebezpieczeństwo? Tamtego dnia… mieliśmy zjeść wspólnie obiad… czekałam na niego w restauracji… prawie do zamknięcia.… najpierw myślałam, że coś go zatrzymało, ale z drugiej strony czułam, że to nie jest zwykłe opóźnienie, bo dałby mi znać, Rod nie… o, dziękuję.- podeszła do nas młoda kelnerka z kartą. Helen zamówiła herbatę karmelową z miodem i orzechowym syropem, ja zaś poprosiłam o pomarańczową z kandyzowanymi cząstkami limonek i cytryn. Kiedy czekałyśmy na podanie napojów, kontynuowała. -… nie był taki, żeby nie usprawiedliwić się… zawsze wysyłał sowę czy coś, a teraz… następnego dnia rano, po siódmej, pojechałam do jego mieszkania… tam okazało się, że Rod… że Rod nie wrócił na noc, łóżko było nie tknięte, nie było w ogóle jego płaszcza, butów, nic… postanowiłam udać się do Ministerstwa… tam dowiedziałam się, że widziano go po raz ostatni o czternastej poprzedniego dnia, jak wychodził z biura… o piętnastej mieliśmy zjeść ten obiad. Nie pojawił się w pracy… o dziesiątej zawiadomiłam Magiczną Straż… dziękuję.- ostatnie słowo było do kelnerki, która podała nam właśnie parujące, pachnące nieziemsko herbaty. Machinalnie przyjęłyśmy je i Helen mówiła dalej, podczas gdy ja słuchałam w skupieniu.
-…potem okazało się, że ktoś widział przypadkiem… jak napadli go dwaj… dwaj osobnicy… dziwni, w kapturach… wyglądali podejrzanie… od razu pomyślałam sobie, że to mogą być śmierciożercy… powiadomiliśmy Kwaterę Główną Aurorów… ale nic nie zdziałali, nie mogli nic zrobić… byłam przerażona, strasznie się bałam o Roda, nie wiedziałam, co on zrobił takiego, że go napadli… sądziłam, że to musiała być pomyłka, przypadek… a potem okazało się, że znaleźli go o świcie… pod Mungiem… leżał… nieprzytomny, blady i zmarznięty… przepraszam.- wyciągnęła szybko chusteczkę i wydmuchała nos oraz otarła łzy. -Przepraszam cię bardzo, ale…
-Nic nie szkodzi.- szepnęłam, patrząc na nią niewidzącym wzrokiem. A więc to z Kwatery przyszły wieści o porwaniu Roda… -Niech pani tego nie rozpamiętuje, bo będzie się pani tylko gorzej czuła… najważniejsze, że z Rodem już wszystko w porządku. Co mówią uzdrowiciele?
-Ta cała Parton twierdzi, że to skutek zaklęć, jakimi go… torturowano… był oszołomiony i nieprzytomny… na początku myśleli, że zwariował… wzywał… wzywał tylko panią, majaczył… a potem wszystko minęło… i tylko leżał, patrzył w sufit… miał problemy z mówieniem, eliksiry i zaklęcia zaczynają powoli mu pomagać.
-Wzywał… mnie?- powtórzyłam jak echo, czując, że głos mi się załamuje. Och, jakie to wszystko podobne… i ja nie mogę nic dla niego zrobić… Helen kiwnęła głową i zamilkła na chwilę. Upiłyśmy po łyku herbaty. Potem matka Roda roześmiała się cicho i powiedziała:
-Wiesz, Marto… właśnie sobie pomyślałam, że mój syn miał rację co do ciebie. Jesteś naprawdę wyrozumiała, godna zaufania i sprawiasz na ludziach takie wrażenie, że chcą się przed tobą otworzyć.
Milczałam, nie wiedząc, co powiedzieć, podczas gdy Helen uśmiechała się do mnie przez łzy, wiszące na koniuszkach jej umalowanych rzęs. Rod, na litość boską… dlaczego wybrałeś akurat mnie?
-To bardzo miłe… nie wiedziałam, że Rod przedstawił mnie w takim świetle.- wykrztusiłam w końcu, próbując się uśmiechnąć.
-Bardzo dobrze o tobie mówił i cieszył się z twoich zaręczyn.
No nie, jęknęłam w duszy, błagam, tylko nie mówmy o moich zaręczynach!
Matka Roda jednak chyba nie widziała wyrazu mojej twarzy, bo mówiła dalej, popijając raz po raz swoją porcję teiny:
-Mój syn, to naprawdę dobry człowiek, naprawdę mu na tobie zależało i myślę, że nadal zależy, dbałby o ciebie…
-Przepraszam panią bardzo, ale czy możemy zmienić temat rozmowy?- przerwałam jej. Powoli zaczynałam mieć jej dosyć. Helen uniosła brwi:
-Ależ proszę się nie denerwować, nie chciałam nic złego powiedzieć, ja tylko chcę dla niego i ciebie jak najlepiej a ty…
-Pani Rolleycoat.
-…a ty byłabyś dużą pociechą dla niego, on zaś dla ciebie. Wzywał cię, jak był chory, chyba to coś dla ciebie znaczy, prawda?
Święci Pańscy, dajcie mi cierpliwość…
-Proszę pani, ja lubię Roda i naprawdę go cenię… jednak ta rozmowa jest mi nie na rękę.- powiedziałam stanowczo, zbierając się w sobie, by powiedzieć jej prosto z mostu, jaka jest sytuacja. -Między mną a pani synem nie ma nic… i nigdy nic nie będzie… to niemożliwe.
-Dlaczego?
-Czy pani słyszy sama siebie?- nieświadomie podniosłam głos. -Zachowuje się pani, jakby nie była świadoma, że ja… że…- zniżyłam głos, bo siedząca przy stoliku obok kobieta obejrzała się na nas -…że noszę żałobę? Miesiąc temu zginął mój narzeczony, nie chcę…
-Mój syn wzywał cię podczas swojej choroby, chodził, jak struty, gdy byłaś w szpitalu… rozumiem, że jest ci ciężko po stracie narzeczonego, ale mój syn może się tobą zająć, zwłaszcza, że domyślam się, iż czuje do ciebie coś więcej. Obojgu wam przyda się stabilizacja, tylko o to mi chodzi!
Odchyliłam się na oparcie krzesła i zakryłam twarz dłońmi. Czy ja śnię? , zastanowiłam się, licząc w myślach do dziesięciu, żeby się uspokoić. Czy matka Roda autentycznie uważa związek z jej synem za ukojenie dla mnie po śmierci Dracona??
Otworzyłam oczy i ujrzałam jej zdziwioną, zasmuconą nawet twarz. Pokręciłam głową.
-Dziękuję za herbatę, była naprawdę pyszna.- wyjęłam z portfela galeona i położyłam go na stoliku, podnosząc się. Gdy brałam płaszcz do ręki, madame Rolleycoat chwyciła mnie za dłoń.
-Przepraszam, jeśli cię uraziłam… chcę dobrze dla ciebie i Roda.
-Tak, wiem…- wygięłam wargi w czymś, co miało być słabym uśmiechem- Do widzenia. - i, biorąc płaszcz do ręki, wyszłam z herbaciarni. Chaos w głowie? To mało powiedziane!

Komentarze:

Brak komentarzy.

 
Twój komentarz:
Nick: E-mail lub strona www:  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki